Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

W słońcu Kalifornii - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 czerwca 2020
Ebook
25,00 zł
Audiobook
34,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W słońcu Kalifornii - ebook

Ann to kobieta z przeszłością, a Jeff – mężczyzna po przejściach. Ona jest z Nowego Jorku, on – z Kalifornii. Kiedy pewnego dnia spotykają się nad brzegiem oceanu w Los Angeles, niemal od pierwszej chwili czują, że ta znajomość odmieni ich życie. Każde z nich ma już swój bagaż doświadczeń, co sprawia, że pragną cieszyć się każdą chwilą szczęścia i czerpać garściami z tego, co przynosi im los. A ten wyraźnie im sprzyja…

„W słońcu Kalifornii” to wciągająca, pełna pozytywnej energii historia, w której przeplatają się miłość i namiętność, euforia i strach, nowe wyzwania i tajemnice. Daj się porwać opowieści pachnącej oceanem i słońcem Kalifornii!
Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8147-932-5
Rozmiar pliku: 667 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ann stała przy oknie hotelowego pokoju i podziwiała budzący się dzień. Widok był niesamowity. Ocean lekko się kołysał, ciepły wiatr poruszał palmowe liście i delikatnie smagał kwiaty papuzie, które bujnie porastały tutejsze trawniki. Wpatrzyła się w ocean, który z minuty na minutę stawał się jaśniejszy, i głęboko westchnęła.

Urok tego miejsca ją oczarował. Stała jak zaklęta, prawie trzy tysiące mil od domu, w jakże odmiennej rzeczywistości, i wypatrywała dzikich delfinów. Zawsze marzyła, by je zobaczyć, i liczyła na to, że może tym razem się uda. Narzuciła na siebie ciepły sweter i poszła na spacer. Cicho zamknęła drzwi, przemknęła długim, oświetlonym korytarzem, po czym skręciła w kierunku lobby. Lekko zaspana obsługa hotelowa przywitała ją bez większego zdziwienia, co sugerowało, że pewnie nie była pierwszą osobą zrywającą się bladym świtem na spacer.

Wyszła na zewnątrz przez taras i przecięła nie-duży ogród kwiatowy. Asfaltowa ścieżka wiła się pośród żółtych bungalowów posadowionych na stromej skale. Ann szła tak kilkaset metrów, aż dotarła do piaszczystej dróżki, schodzącej bezpośrednio do skalistego brzegu. Przytrzymując się barierki, ostrożnie stąpała po skałach i kamieniach w dół. Fale z ogromną siłą uderzały o brzeg. Co rusz drobne krople wody spadały na twarz dziewczyny, a wiatr targał jej długie, ciemne włosy. Słońce powoli wynurzało się zza gór, oświetlając delikatnie groźne, skaliste, suche zbocza kalifornijskich wzniesień. W powietrzu unosił się jeszcze zapach porannej mgły, która była ostatnim elementem przypominającym chłodniejszą noc ustępującą ciepłemu porankowi.

Ann zamyśliła się i wpatrzyła w ocean, jakby chciała ujrzeć jakiś niezwykły statek. Woda to ogromny żywioł, pomyślała. Z jednej strony zachwyca pięknem kolorów, szumem fal, z drugiej zaś kryje w sobie wiele tajemnic. Zachwyca i przeraża. Ann nie bała się wody, ale czuła wobec niej respekt. Potrafiła godzinami wpatrywać się w fale rozbijające się o skalisty brzeg; tak odzyskiwała wewnętrzny spokój. Jednocześnie przerażała ją myśl o tym, że fale nagle staną się kilka razy większe i żaden człowiek nie obroni się przed ich niszczącą siłą. Nawet nie próbowała wyobrazić sobie, jakie rośliny i zwierzęta oraz jakie ludzkie tajemnice kryje ta otchłań.

Ann uważnie obejrzała najbliższe otoczenie, próbując wykryć wszystkie zagrożenia ze strony krabów, skorpionów czy innych mieszkańców nabrzeża. Uznała, że teren jest bezpieczny i usiadła na skale po prawej stronie od zejścia. Siedziała zamyślona, wpatrzona w pelikany, które polują na dorodne rybki, i zupełnie zapomniała, gdzie się znajduje.

Po dłuższej chwili ocknęła się i zauważyła szczupłego, wysokiego mężczyznę, który stał i też patrzył na ocean. Była szczęśliwa tu i teraz. Dźwigając bagaż życiowych doświadczeń, zachowała dziewczęcy optymizm.

– Dzień dobry, czy mogę się przyłączyć? Skąd jesteś? – zapytał nieznajomy i usiadł na kamieniu obok, nie czekając na jej odpowiedź. Co za natręt, pomyślała w pierwszej chwili.

– Z Nowego Jorku – odpowiedziała nieco nieprzytomnie, wyrwana ze stanu nieważkości, w który wprawiło ją patrzenie na ocean.

– Co tu robisz, jeśli mogę zapytać?

– Cieszę się życiem – odparła spontanicznie i przegarnęła włosy, targane wiatrem we wszystkie strony. Myślała, że tą odpowiedzią pozbędzie się natręta, nie dając mu kolejnego wątku do kontynuowania rozmowy.

– Wspaniale – skomentował i zamilkł.

Ann nie miała ochoty podtrzymywać konwersacji, bo szum oceanu, jak namiętny kochanek, zniewalał ją odgłosem fal rozbijających się o ostre krawędzie przybrzeżnych skał. Nie jestem zbyt miła, pomyślała, ale też nie jestem niemiła, usprawiedliwiła się od razu.

– Myślisz, że delfiny mają poczucie humoru? – zapytał nieznajomy. Wariat, stwierdziła w pierwszym momencie i odwróciła głowę w jego stronę.

Miał duże, osadzone w głębokich oczodołach niebieskie oczy, które uciekły gdzieś daleko, w nieznaną przestrzeń.

– Nie wiem. Może mają, może nie, ale chciałabym, aby miały! – I uśmiechnęła się marzycielsko.

– Tak mało wiemy o otaczającym nas świecie. Ciągle jest tyle pytań, które intrygują, pytań bez odpowiedzi, pytań o sens tego wszystkiego. Dziwak, pomyślała znowu. Miała nadzieję, że nie jest groźny, choć to także przebiegło jej przez myśl, ale coś wewnątrz skłaniało ją do dalszej konwersacji.

– Widziałeś dzikie delfiny? – zmieniła temat.

– O tak. Było ich dzisiaj kilka. Największy, pewnie przewodnik stada, płynął kilka metrów przed pozostałymi i skakał wysoko do góry. Zachowywały się tak radośnie, jakby ktoś je zachęcał do zabawy.

Nieznajomy nagle się rozgadał, a jego twarz wyrażała entuzjazm. Rozkręca się, pomyślała dziewczyna. Może jednak jest stabilny psychicznie, skwitowała w swoim stylu. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej, żeby kontynuowała rozmowę i lepiej poznała tego mężczyznę.

– Zazdroszczę ci. Marzyłam, by zobaczyć te ssaki na wolności. Siedzę tu od godziny i wpatruję się w taflę wody. Gdybym tylko mogła ją zaczarować, by wyskoczyły z niej delfiny… Znasz to uczucie, gdy boisz się przestać patrzeć, bo możesz stracić tę jedną sekundę, w której one zdecydują się pokazać ludziom? To przedziwne, że woda jest granicą dwóch światów – naszego i ich.

– Pewnie nas podglądają i interpretują nasze życie po swojemu. Muszą mieć niezły ubaw! – odpowiedział i zaczął się śmiać.

– Pewnie widziały, jak jeżdżę na wrotkach… – Ann nie skończyła, bo też zaczęła się śmiać jak szalona.

– No tak, ale jeśli widziały, jak ja pływam kraulem, to z pewnością płakały ze śmiechu.

– Myślisz, że delfiny płaczą? – zapytała.

– Są ssakami, dlaczego miałyby mieć przywileje? Płaczą, mają katar i wypadają im włosy! – Mężczyzna pokładał się ze śmiechu.

Ann udzieliło się jego poczucie humoru i zapytała resztkami sił, próbując wydobyć z siebie ludzką mowę:

– Sądzisz, że chorują też na ospę, maja zapalenie uszu, chodzą do szkoły i na psychoterapię? Mają nadwagę, cellulit, niskie ciśnienie i niestrawność?

W tym momencie oboje prawie płakali ze śmiechu i bezskutecznie próbowali się wyciszyć.

Ann nadwyrężyła wszystkie mięśnie brzucha, o których posiadaniu nawet nie miała pojęcia. Z jej oczu płynęły łzy radości i miała nieodparte odczucie, że nieznajomy bawi się tak samo dobrze jak ona.

– Masz ochotę na kawę? Na tarasie serwują doskonałe latte. Zapraszam. – Nieznajomy nieco zaskoczył ją pytaniem, ale podświadomie liczyła na kontynuację znajomości.

– Nie. Może tak. Nie wiem – odpowiedziała bez zastanowienia.

– Rzucisz monetą czy ja mam wybrać? – zapytał, nie okazując żadnego zdziwienia. Tak jakby wiedział, że ona ma wątpliwości i boi się nawiązywać nowe relacje.

Ann od razu zaczęła tę swoją kobiecą analizę. A jeśli spotkany osobnik jest ukrytym zboczeńcem, psychopatą, mordercą albo lowelasem? A jeśli ma żonę, dzieci, zobowiązania i szuka romansu? A jeśli się zakocham w tym typie i on złamie mi serce?

Nagle wewnętrzny strażnik umysłu stuknął ją mocno w głowę i kazał się ocknąć: Przestań! Nie myśl tymi kategoriami! Nie każdy spotkany facet od razu musi być twój. Wyluzuj i poddaj się chwili. Czemu nie? Może to ktoś ciekawy? Może opowie ci o Alasce, którą tak bardzo chcesz zobaczyć? – Wewnętrzny głos uporządkował nieco tłoczące się w głowie myśli dziewczyny i przywrócił ją do względnej równowagi.

Jej rozmowa z wewnętrznym ja trwała dłuższą chwilę.

– Wszystko w porządku? – usłyszała Ann jakby z oddali. – Pytałem, czy wszystko w porządku – powtórzył mężczyzna.

Najprawdopodobniej czuł, że ona analizuje sytuację i jest pełna obaw.

– To tylko poranna kawa, nie randka – dodał, jakby wiedział, że powinien rozwiać jej wątpliwości. – Nie jestem przestępcą, wiodę normalne udane życie czterdziestolatka i lubię rozmawiać z miłymi ludźmi. Oczywiście bardzo lubię też kawę.

– Dobrze, chodźmy. Może druga kawa mnie nie zabije – powiedziała i uśmiechnęła się sama do siebie.

Szła obok obcego człowieka i w ogóle nie zamierzała się starać, by ją polubił. Nie miała ochoty się wysilać, by było miło, by rozmowa się kleiła, by on czuł się dobrze, by kawa była taka, jak lubi, a krzesło wygodne. Dzisiaj chciała, by to jej było przyjemnie, tak po prostu. Nastawiła się na smakowanie chwili, nieco egoistycznie, nieco samolubnie, bez oczekiwań i planów.

Zwykła kawa, a w jej głowie kłębiły się myśli i pytania. Była ciekawa człowieka, który równie wolnym jak ona krokiem podążał w kierunku małej, urokliwej kafejki na wzgórzu. Szli w ciszy, nieco pod górę, może trzysta, a może pięćset metrów i rozglądali się na boki. Nie przeszkadzało jej, że milczeli. Ta cisza była przyjemna i relaksująca. Tuliła ją, uspakajała rozbiegane myśli i rozwiewała wątpliwości. Szum oddalającego się oceanu, pachnące rześko powietrze i zapach skoszonej trawy czyniły tę chwilę wyjątkową.

Spojrzała przez lewe ramię w kierunku wody, jakby chcąc się upewnić, że delfiny nie harcują za jej plecami. Zobaczyła z oddali nabrzeże porośnięte gęstymi krzewami roślin, których nazw nie znała. Łodygi w kolorze szarym wyglądały, jakby obumierały, bo były skąpo odziane w liście, a na końcach miały ciemnobordowe kwiaty. Przedziwne rośliny, pomyślała, piękne, a zarazem smutne. Pasują do gorącego klimatu Kalifornii, bo wszystko, co tu rośnie, sprawia wrażenie, jakby oczekiwało na wodę i odczuwało jej niedosyt. Zieleń nie jest tu tak soczysta jak w umiarkowanym klimacie Europy. Tu jest złamana matową szarością. Gdzieniegdzie pojawiają się wysuszone żółte liście, które natychmiast przypominają, jak bardzo ważna jest woda i jak bardzo uciążliwy w skutkach jest jej brak.

Ann spojrzała przed siebie, na wznoszące się wzgórza okolic Rancho Palos Verdes. To prawdziwa perła Kalifornii, pomyślała. Urokliwe miejsce, którego cisza i piękno przyrody mogą prawdziwie zachwycić.

– Pewnie byłyby tutaj tylko suche skały, gdyby człowiek nie posadził tylu kwiatów, palm, juk i sekwoi – powiedziała.

– Pożary są przerażające – odparł. – Zniszczyły już ponad trzydzieści procent powierzchni lasów porastających Cali. – Robi się ciepło. Piłaś już dzisiaj wodę?

Zdziwiło ją jego pytanie. Było bezpośrednie, ale pełne troski, jakby chciał jej przekazać, że to ważne.

– Tak, wypiłam cały kubek, bo w ciągu dnia wciąż o niej zapominam. Piję kawę, którą lubię, i czarną herbatę z cytryną.

– Woda jest ważna dla kwiatów, a ty jesteś jak róża…

Nie powiedział ani słowa więcej i nawet nie spojrzał w jej kierunku. Poczuła się dobrze w jego towarzystwie, zaintrygowana jego osobą.

Szli dalej równym krokiem. Nieznajomy, a raczej znajomy od pół godziny, szedł nieco wolniej niż ona, pozwalając jej dyktować tempo.

Spojrzał w jej stronę, jakby chciał sprawdzić, czy wszystko w porządku. Zauważyła drobne zakłopotanie na jego twarzy, gdy ich oczy spotkały się w pół drogi.

Miał piękne, duże, niebiesko-szare oczy. Ukryte w nich były naturalna radość i optymizm. Podczas rozmowy Ann wpatrywała się w zmieniające się kolory i kształty jego tęczówek, które tworzyły impresjonistyczne pejzaże emocji. Miała nieodparte wrażenie, że rozmówca jest człowiekiem pełnym tajemnic. Takich oczu nigdy się nie zapomina.

Był szczupły i wysoki, wyższy od niej o głowę, ale niewiele poza tym zauważyła. Ubrany był ciekawie, a zarazem prosto, w jasnoniebieski T-shirt i krótkie, ciemnogranatowe spodenki. Miał również buty, ale nie zwróciła uwagi, jakie.

Jego oczy skupiły całość uwagi Ann. Spojrzała w nie jeszcze raz i zadała zwyczajne pytanie:

– Często tu przychodzisz? Zawsze jest tu tak ciepło?

– Raz w tygodniu gram tu w tenisa na kortach hotelowych. Zwykle w Rancho Palos Verdes, bo tak nazywa się ten przylądek, jest ponad dwadzieścia stopni – odpowiedział z delikatnym uśmiechem, spoglądając głęboko w jej oczy.

On mnie podrywa, ewidentnie hipnotyzuje spojrzeniem, stwierdziła zdziwiona. Musiała przyznać, że jej się to podoba. Poczuła na skórze drobne igiełki ekscytacji. A miał to być zwyczajny spacer, skwitowała w myślach, dając tym samym przyzwolenie na to, co działo się z jej ciałem i umysłem w obecności tajemniczego nieznajomego. Intrygującego nieznajomego, poprawiła się.

Wtedy poczuła gdzieś głęboko w sercu, że chce poznać, jaką historię skrywają w sobie jego tajemnicze oczy, jakie myśli i marzenia kryje jego umysł. Czyż to nie piękne, że każdy z nas jest inny, każdy ma swoją wyjątkowość, pomyślała Ann.

Doszli do kafejki. Drewniany budynek ozdobiony był ogromną ilością doniczek powieszonych na wszystkich jego wewnętrznych ścianach. Różowe, białe i niebieskie kwiaty zdobiły to miejsce w niezwykły sposób. Przed budynkiem stało sześć drewnianych stoliczków z krzesłami, przy których ludzie jedli śniadanie, pili poranną kawę i herbatę. Stoliczki były nakryte obrusami w niebiesko-białą kratkę, a na każdym ustawiono wazon pełen kolorowych, różnorodnych kwiatów.

Zapach świeżo mielonych ziaren arabiki unosił się w powietrzu. Wiatr rozprzestrzeniał go wokół i zniewalał dwoje smakoszy tego napoju, którzy właśnie dotarli na miejsce.

– Pachnie jak w domu – powiedziała Ann. – Moja mama codziennie parzy sypaną kawę w dużym kubku i pije przed wyjściem do pracy. Zaparzona kawa czeka na nią w kuchni, podczas gdy ona bierze poranny prysznic. Kiedyś zawsze wchodziłam ukradkiem i wypijałam kilka łyków, zanim mama wyszła z łazienki. Jej kawa zawsze smakowała najlepiej.

– Miłe wspomnienia. Musiałaś mieć szczęśliwy dom, sądząc po uśmiechu na twarzy, gdy o tym opowiadasz – skomentował.

– To prawda – odpowiedziała, rozglądając się dookoła.

Pod jednym ze stolików leżał pies przewodnik – biszkoptowy retriever. Miał czerwoną obrożę i kamizelkę z napisem „Therapy Dog in Training”. Wyglądał, jakby uśmiechał się do ludzi wokół.

Czułą ogromną chęć pogłaskać go za przyzwoleniem właściciela. Jedyne, co nie pasowało do tego miejsca, to stojący przy wejściowych drzwiach posąg kamiennego lwa. Jakby był przeniesiony z innej bajki. Miejsce zapraszało gości przyjaznym wyglądem i dbałością o szczegóły.

Nieznajomy stanął przed wejściem do budynku i powiedział:

– Mam na imię Jeff. Wybacz, nie zadbałem o to, by się przedstawić.

– Ann – odpowiedziała i podała mu rękę.

Jego dłoń nie była duża, ale bardzo delikatna. Pewnie pracuje w biurze, pomyślała od razu.

– Gdzie chciałabyś usiąść? – zapytał. Jego wzrok subtelnie sugerował wypatrzone miejsce w rogu tarasu.

– Widzę wyjątkowe miejsce w narożniku – odparła i skierowała wzrok w tamtym kierunku. Niedaleko leżał retriever, którego planowała pogłaskać. Obserwowała czworonoga już dłuższą chwilę.

– Lubisz psy – zauważył Jeff i zapytał niezwykle uprzejmie: – Czego się napijesz, Ann?

– Poproszę americano bez mleka i wodę – odpowiedziała zdecydowanym głosem. Dziś nie znosiła smaku mleka, chociaż kilka lat temu nie wyobrażała sobie picia czarnej kawy. – Czarna kawa w pełni odkrywa bogaty aromat tego napoju – dodała. – Mleko jakoś go zaburza i zniekształca.

– Zniekształca? – powtórzył i wybuchnął śmiechem. – Jeszcze nie słyszałem takiego porównania. Doskonałe, Ann!

– No to witaj w moim świecie – odpowiedziała.

– Przepraszam, idę po napoje, bo jeśli zaczniemy dłuższą rozmowę, obawiam się, że zaraz zaczną serwować lunch.

– OK – odpowiedziała. Usiadła przy stoliku i zaczęła przeglądać maile w komórce.

Co chwilę spoglądała w kierunku psa, który uroczo poddawał się pieszczotom swojego właściciela. Kupa śmieci, pomyślała Ann, przeglądając pocztę w telefonie. Kto wysyła takie ilości spamu? Niewiarygodne, narzekała sama do siebie i w szybkim tempie naciskała delete.

Rozejrzała się wokół. Kafejka była urokliwa i bardzo oryginalnie udekorowana. W oknach białe okiennice, na których powieszono kolorowe kwiaty w doniczkach ozdobionych kwiatowymi motywami. W różnych zakamarkach stały drewniane wiadra z roślinami i stare przedmioty codziennego użytku. Oryginalne żelazka, maszyna do szycia, maszyna do pisania, metalowe kubki i konewki. Kolorowe wazony w kształcie delfinów dekorowały drewniane stoliki pomalowane białą bejcą. Wszystko razem tworzyło niezwykle sielską atmosferę i sprawiało, że Ann z przyjemnością oczekiwała na kawę.

– Bardzo proszę, to twoja kawa – usłyszała wyrwana z zachwytu nad kawiarenką. – Starałem się donieść i nie rozlać – powiedział Jeff.

– Dziękuję, jestem zachwycona! – odpowiedziała i wzięła duży łyk czarnego napoju. – Wow! Doprawdy wyborna.

– Podobno dorośli strasznie stękają, wykonując różne czynności. – Jeff postanowił zmienić temat. – Moja dwuletnia siostrzenica naśladowała mnie, jak wsiadam do samochodu, i zaczęła wydawać dziwne dźwięki. Okazało się, że naśladuje mnie, myśląc, że tak trzeba stękać, aby samochód ruszył. Gdy schylałem się po drewno do kominka, jęknąłem cicho, a mała Laura zrobiła dokładnie to samo.

– Dobre – powiedziała Ann i wybuchnęła histerycznym śmiechem. – Gdybyśmy skupili się na naszych odgłosach, pewnie okazałoby się, że jesteśmy bardzo hałaśliwym gatunkiem. Jak dobrze, że zwierzęta nie oglądają nas w zoo, bo gdyby role się odwróciły, wcale nie wypadlibyśmy korzystnie.

– Uważam, że i tak nie mają na nasz temat najlepszego zdania. Wyobrażasz sobie być psem? – zapytał.

– Nie, ale wyobrażam sobie siebie jako małpę.

– Żartujesz? Dlaczego jako małpę?

– Bo zawsze chciałam mieć to zwierzę w domu. Szczególnie fascynują mnie orangutany. Są niezwykle inteligentne i sprytne.

– Ja chciałbym być kozicą i móc wspinać się na niedostępne szczyty – powiedział Jeff.

– Teraz można użyć drona, aby poznać niebezpieczny teren – odparła. – Nie musisz od razu zmieniać się w kozicę, możesz korzystać z latającej.

– Nie wiem, nie znam się na technice. Z trudem włączam zmywarkę – odpowiedział sarkastycznie, nieco zdezorientowany.

– Zmywarka to już wyższy poziom. Ja nie potrafię jej wyłączyć, jak się okazuje – Ann zaczęła swoją opowieść. – Przed wylotem do Kalifornii przez dwa dni próbowałam rozwiązać zagadkę, co upierdliwie pika w mojej kuchni. Co kilka minut słyszałam uporczywe „bip, bip” dochodzące z miejsca, którego nie potrafiłam określić. Myślałam, że to lodówka! Potem, że pralka, ale też nie. W końcu wpadłam na pomysł, że z pewnością zepsuła się czujka dymu. Wezwałam elektronika od alarmów, błagając, aby przyjechał jak najszybciej, bo tajemniczy dźwięk doprowadzał mnie do szału. Przyjechał dość szybko, wszedł do kuchni, popatrzył, posłuchał i otworzył drzwiczki zmywarki. Dźwięk ucichł. Z miną trudną do odtworzenia wypisał rachunek na pięćdziesiąt dolarów. „Zakupiła pani nową zmywarkę, która komunikuje, gdy wykona pracę”, wyjaśnił mi uprzejmie.

– Przynajmniej możesz spać spokojnie – skomentował z uśmiechem Jeff.

– Teoretycznie tak, gdyby nie fakt, że wczoraj o mały włos zapłaciłabym pięć tysięcy za wodę mineralną.

– Jak to możliwe? – zapytał. – Czy to jakaś specjalna woda?

– W centrum handlowym stały dwie maszyny z napojami. Na obu były naklejki różnych kart kredytowych, których można użyć do zapłaty. Wyjęłam swoją i włożyłam do podajnika w maszynie stojącej po lewej stronie. Nagle usłyszałam dźwięk wciągania karty przez urządzenie. Nacisnęłam przycisk „woda” i nic. Cholera jasna, to nie ta dziura, pomyślałam. Dopiero wtedy zobaczyłam właściwy podajnik do kart płatniczych, w którym wystarczyło przeciągnąć pasek karty, by zapłacić.

– I co dalej? Co się stało z kartą? Odzyskałaś ją? – zapytał Jeff z twarzą tak przerażoną, jakby zobaczył różowego słonia na wrotkach.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: