Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

W stronę Anny - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
4 czerwca 2025
4472 pkt
punktów Virtualo

W stronę Anny - ebook

Hania Lilpop, późniejsza Anna Iwaszkiewicz, zasłużyła na swoją biografię już dawno temu.

Kim była jedna z najlepiej znanych małżonek w historii literatury polskiej XX wieku? Muzą, ostoją, przyjaciółką. Panienką z dobrego domu, zagubioną, zranioną i osamotnioną po odejściu matki i samobójczej śmierci ojca, czasem bezwolną i niepewną. Kobietą borykającą się z chorobą psychiczną, która w poszukiwaniu spokoju i pewności uciekała w niezrozumiałe dla wielu religijne światy. Ale też – a może właśnie przede wszystkim – intelektualistką, tłumaczką i twórczynią.

Sylwia Góra rekonstruuje jej życiorys z fragmentów, strzępów i okruchów. Listów, które Anna pisała przez całe życie – głównie do męża, ale także do innych członków rodziny i do przyjaciół. Dzienników prowadzonych przez młodziutką, a potem dojrzałą już Annę. I tego, co w dziennikach, listach i wspomnieniach napisali o niej inni, a pisało wielu: Irena Krzywicka, Maria Dąbrowska, Anna Kowalska, Paweł Hertz, Antoni Słonimski, Zofia Nałkowska, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Krzysztof Radziwiłł, Jerzy Liebert, Piotr Mitzner czy Julia Hartwig. Jej cechy posiadają bohaterki tekstów Iwaszkiewicza – Wilda z Hilarego, syna buchaltera, tytułowa Anna z Anny Grazzi i Joanna z Matki Joanny od Aniołów. Echa ich wspólnego życia w podróży znajdujemy w tomie poetyckim Mapa pogody, ale przede wszystkim Anna jest obecna w jego Dziennikach i korespondencji.

Choć postać Iwaszkiewicz nie jest zupełnie wyrugowana z historii literatury, aż do teraz nie było równie intymnego jej portretu.

Analizując życie Anny Iwaszkiewiczowej, Sylwia Góra zadaje pytania, których nikt wcześniej nie zadawał. Czasem niewygodne, choć nigdy złośliwe. Stara się swoją bohaterkę zrozumieć, nie zapominając, że ta żyła w innych czasach. Stworzyła jej portret zaskakująco współczesny, aktualny, empatyczny, a jednocześnie pozbawiony pochlebstw i mitów.

Ludwika Włodek

Napisanie czyjejś biografii na podstawie pozornie nieistotnych lub nieznanych wcześniej faktów wymaga uważności i cierpliwości. Niełatwo jest stworzyć portret osoby, która wybrała życie na drugim planie jak Anna Iwaszkiewicz. Sylwia Góra sprawiła, że jej bohaterka przestaje być wyłącznie żoną znanego pisarza i odzyskuje należne jej miano twórczyni.

Anna Król, autorka książki Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie

Niecierpliwa mała święta. Kobieta, która świadomie przyjęła rolę cienia Wielkiego Pisarza: masowała jego ego, dbała, by miał przestrzeń do pracy, wspierała w romansach z młodymi mężczyznami – i wypierała własne fascynacje kobietami. Sylwia Góra stawia Annę Iwaszkiewicz, cichą bohaterkę drugiego planu, w centrum. I pokazuje, jak bardzo rzeczywistość potrafi odbiegać od banalnych wyobrażeń o miłości.

Katarzyna Wężyk

 

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68367-43-0
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

.

To nie jest kla­syczna bio­gra­fia. Nie znaj­dziemy tu: „uro­dziła się, żyła, two­rzyła, zmarła”. Bę­dziemy po­zna­wać Annę Iwasz­kie­wicz we frag­men­tach, jej po­stać bę­dzie się od­sła­niać po ka­wałku. Tak jak wtedy, kiedy na wa­ka­cjach roz­su­wamy po­woli za­słony w po­koju ho­te­lo­wym, żeby osta­tecz­nie zo­ba­czyć kra­jo­braz cią­gnący się aż po sam ho­ry­zont. Ale tam da­lej, za ho­ry­zon­tem, wciąż jest coś, co umyka na­szym oczom. Po­dob­nie jest z ży­ciem Hani Lil­pop, a po­tem Anny Iwasz­kie­wicz. Za­wsze po­zo­sta­nie coś, czego nie wi­dać. Cza­sem za­uwa­żymy: „cze­goś tu bra­kuje”. Anna Iwasz­kie­wicz na­dal jest ko­bietą pełną ta­jem­nic, któ­rych nie po­tra­fię, ale też nie chcę od­kryć.

Na jej ży­ciu za­wa­żyła de­cy­zja jej matki, Ja­dwigi, o opusz­cze­niu ro­dziny dla Jó­zefa Śli­wiń­skiego i zmia­nie wy­zna­nia, by móc po­now­nie wyjść za mąż. Ha­nia miała wów­czas dwa lata. Dziec­kiem opie­ko­wali się oj­ciec, Sta­ni­sław Wil­helm Lil­pop, i jego sio­stra Aniela Pi­la­witz. Sta­ni­sław cho­ro­wał na de­pre­sję, le­czył się mię­dzy in­nymi u dok­tora Jana Gal­lusa, który bę­dzie rów­nież le­ka­rzem Anny. Cho­roba psy­chiczna jest te­ma­tem tabu w ro­dzi­nie Iwasz­kie­wi­czów, a wcze­śniej Lil­po­pów. Pierw­szy wspo­mniał o niej Piotr Mit­zner w książce Ha­nia i Ja­ro­sław Iwasz­kie­wi­czo­wie. Esej o mał­żeń­stwie, nie po­głę­bił jed­nak tego te­matu. Do dziś nie było „do­brego mo­mentu”, żeby opo­wie­dzieć o An­nie, przy­glą­da­jąc się także de­pre­sji psy­cho­tycz­nej, na którą praw­do­po­dob­nie cho­ro­wała. Tak wy­nika z jej karty szpi­tal­nej i mo­jej roz­mowy z le­ka­rzem psy­chia­trii, który zaj­muje się ba­da­niem hi­sto­rii za­bu­rzeń psy­chicz­nych.

Cho­roba miała wpływ na ży­cie nie tylko sa­mej Anny, ale też ca­łej ro­dziny, dla­tego to wła­śnie od tego wątku za­czyna się ta opo­wieść. Jed­nak nie by­łaby ona praw­dziwa i pełna, gdyby całe ży­cie Iwasz­kie­wicz czy­tać wła­śnie przez pry­zmat za­bu­rzeń psy­chicz­nych. Anna to uta­len­to­wana twór­czyni, choć sama w to nie wie­rzyła. Czasy, spo­łe­czeń­stwo, w któ­rym żyła, lek­tury, które czy­tała – wszystko to mó­wiło jej, że ko­bieta ni­gdy nie osią­gnie tego, co może osią­gnąć męż­czy­zna. Są oczy­wi­ście od tej re­guły wy­jątki, ale nie są­dzi, aby to ona mo­gła być jed­nym z nich. A jed­nak zo­sta­wiła po so­bie dzien­niki, a także szkice, eseje, wspo­mnie­nia oraz tłu­ma­cze­nia, które po­ka­zują, że umiała snuć opo­wie­ści, po­tra­fiła pa­no­wać nad ję­zy­kiem, że miała sze­roką wie­dzę i do­bre wy­czu­cie stylu. Ale to jej mąż, Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz, był w ich domu twórcą. Ona po­zo­sta­wała w cie­niu, kreu­jąc dla niego prze­strzeń, w któ­rej nic nie bę­dzie go roz­pra­szać, w któ­rej bę­dzie miał ide­alne wa­runki do pi­sa­nia. Za­wsze obecna, ale jakby tylko tro­chę, nie­na­rzu­ca­jąca się.

A jed­nak wielu go­ści Sta­wi­ska za­bie­gało o jej uwagę, uśmiech, roz­mowę, do­bre słowo. Miała do­sko­nałą in­tu­icję do po­etów. Czę­sto to wła­śnie naj­pierw jej, z du­żym za­ufa­niem, czy­tali swoje utwory choćby Je­rzy Lie­bert czy Krzysz­tof Ka­mil Ba­czyń­ski. Bu­do­wała wo­kół sie­bie nie­zwy­kłą aurę – osoby cie­płej, choć nie­zwy­kle zdy­stan­so­wa­nej. Miała swoje zwy­czaje czy – jak mó­wili nie­któ­rzy – „dzi­wac­twa”. Część naj­pew­niej wią­zała się z cho­robą, ale były też ta­kie, które po pro­stu two­rzyły jej oso­bo­wość.

Anna Iwasz­kie­wicz wciąż się chowa – ukrywa w swoim mil­cze­niu i sa­mot­nych wy­jaz­dach nad mo­rze, w góry, do sa­na­to­riów, gdzie „le­czy nerwy”. Je­dy­nie cza­sem nieco się od­sła­nia: w za­pi­skach, które na­zywa swoim pa­mięt­ni­kiem, tłu­ma­cze­niach, wy­bo­rach czy­tel­ni­czych, mu­zycz­nych, te­atral­nych, w sło­wach pi­sa­nych w li­stach do męża, ciotki, przy­ja­ciół, có­rek, wnu­ków. Nie­oczy­wi­stość jej wy­bo­rów i opi­nii wpra­wia raz w za­chwyt, in­nym ra­zem w stu­por.

Ta książka to także po­dróż, którą od­by­łam – do­słowna i me­ta­fo­ryczna – śla­dami Anny Iwasz­kie­wicz. Nie po­zo­stało ich wiele. Za­czniemy ją w Sta­wi­sku, kiedy Anna była już u schyłku ży­cia. Opo­wie­dzą o niej osoby, które ją znały – nie tylko wnuki, ale też przy­brany syn Wie­sław Kę­piń­ski czy są­siad z Pod­kowy Le­śnej Da­niel Ol­brych­ski. Po­ja­wia­jący się mi­mo­cho­dem w tych roz­mo­wach wą­tek cho­roby bę­dzie roz­wi­nięty w dru­gim roz­dziale. Na­stęp­nie przyj­rzymy się naj­waż­niej­szym wy­da­rze­niom z jej ży­cia – dzie­ciń­stwu i mło­do­ści, pod­czas któ­rych ro­dziły się pierw­sze za­in­te­re­so­wa­nia i fa­scy­na­cje, lek­tu­rom, które czy­tała, po­dró­żom, ja­kie od­była, i lu­dziom, któ­rych po­dzi­wiała. Roz­pad mał­żeń­stwa jej ro­dzi­ców i odej­ście matki oraz póź­niej­sza de­pre­sja jej ojca – to będą dwa ko­lejne duże te­maty, które wpłyną na kru­chą psy­chikę dziew­czynki, a po­tem ko­biety. Do tych dwóch re­la­cji – z matką i z oj­cem – będą do­cho­dzić ko­lejne – z ciotką Pi­la­wit­zową, a po­tem z mę­żem Ja­ro­sła­wem Iwasz­kie­wi­czem, An­to­nim Sło­nim­skim, Ma­rią Mor­ską, cór­kami Ma­rią i Te­resą oraz wnu­kami Anu­sią i Ma­ciu­siem. Po­znamy Annę tłu­maczkę, ese­istkę, ale też Annę pi­sarkę, bo jej dzien­niki, a także prze­kłady li­te­rac­kie i książka, którą wy­dała pod ko­niec ży­cia, po­ka­zują, jaką li­te­ra­turę mo­głaby two­rzyć. Bę­dziemy jej to­wa­rzy­szyć na wszyst­kich eta­pach ży­cia, nie za­wsze po ko­lei, zgod­nie z li­nią czasu. Ale wła­śnie taka forma opo­wie­ści wy­daje mi się naj­bliż­sza i naj­wła­ściw­sza mo­jej bo­ha­terce, zdaje się bo­wiem od­po­wia­dać tym wszyst­kim świa­tom, które ist­niały w jej świa­do­mo­ści.1

GWIAZ­DO­ZBIÓR

.

Idzie szybko i pew­nie. Nie czuje zmę­cze­nia. Krok za kro­kiem. Jakby znów miała kil­ka­na­ście lat. Nie musi o ni­czym my­śleć, roz­wią­zy­wać żad­nych pro­ble­mów, od­po­wia­dać na py­ta­nia: „Czy do­brze się czu­jesz, Ha­niu? Czy wszystko w po­rządku?”. Po pro­stu idzie. Wo­kół tylko las, który za­wsze był jej ostoją, da­wał uko­je­nie. Od 1928 roku, kiedy za­miesz­kali tu całą ro­dziną, Sta­wi­sko zmie­niało się wraz z nimi, z nią. Doj­rze­wało, otrzy­my­wało i tra­ciło, wi­działo na­ro­dziny i śmierć, sły­szało gło­śny śmiech i roz­pacz, zno­siło wszel­kie nie­po­koje i kry­zysy, było schro­nie­niem, ale i wię­zie­niem. Od­dy­chało. Tak jak ona te­raz. Wdech, wy­dech, wdech, wy­dech. Te wszyst­kie lata, ma­rze­nia i plany – gdzie te­raz są? Kim ona jest? Gdzie po­działa się Ha­nia, którą była kie­dyś?

Z Anną Iwasz­kie­wicz w ostat­nim roku jej ży­cia, o czym wspo­mi­nają jej wnuki, Anna Wło­dek i Ma­ciej Wło­dek, było po­dob­nie jak w la­tach trzy­dzie­stych XX wieku. Naj­praw­do­po­dob­niej do­szło do na­wrotu cho­roby – być może de­pre­sji psy­cho­tycz­nej. Oczy­wi­ście warto pa­mię­tać, że Anna jest już wtedy po­nad osiem­dzie­się­cio­let­nią ko­bietą i w grę mogą wcho­dzić także cho­roby otę­pienne, które czę­sto po­ja­wiają się w star­szym wieku. Wnuk Anny, z któ­rym roz­ma­wiam je­sie­nią 2022 roku, wraca pa­mię­cią do tam­tych mie­sięcy:

– W ostat­nim roku ży­cia, wio­sną, bab­cia za­częła oka­zy­wać ja­kąś nad­mierną ru­chli­wość. Zni­kała na całe dni. Kie­dyś wy­szła z domu i do­szła gdzieś za Tur­czy­nek. Szy­mon Pio­trow­ski – kie­rowca dziad­ków – cza­sem jeź­dził jej szu­kać. Wła­śnie w tym cza­sie ksiądz Kan­tor­ski uznał ją, jak się wtedy mó­wiło, za wa­riatkę. W ostat­nich dwóch mie­sią­cach przed babci śmier­cią w za­sa­dzie nie było z nią kon­taktu.

Anna spa­ce­ruje po Sta­wi­sku, rzadko się od­zywa, zdaje się prze­by­wać w zu­peł­nie in­nym miej­scu, a może też cza­sie. Miewa jed­nak prze­bły­ski świa­do­mo­ści. Anna Wło­dek w trak­cie na­szej roz­mowy zimą 2023 roku wspo­mina:

– W ostat­nich la­tach nie za­wsze była przy­tomna, miała nie­obecne oczy, ale by­wały ta­kie sy­tu­acje, że miała na­głe olśnie­nia. Pa­mię­tam roz­mowę przy stole, kiedy dzia­dek nie mógł so­bie przy­po­mnieć ja­kie­goś na­zwi­ska i po­wie­dział: „Ha­niu, no jakże się ta ko­bieta na­zy­wała?”. Na co bab­cia spo­koj­nie i pew­nie po­dała mu na­zwi­sko.

Spa­ce­ru­jącą po Sta­wi­sku Annę pa­mięta ktoś jesz­cze – Da­niel Ol­brych­ski, który za­czął po­miesz­ki­wać nie­opo­dal po tym, jak wziął udział w fil­mach An­drzeja Wajdy na pod­sta­wie opo­wia­dań Iwasz­kie­wi­cza (Brze­zina z 1970 roku i Panny z Wilka z 1979 roku). W cza­sie krę­ce­nia Brze­ziny kon­sul­to­wał się z pi­sa­rzem.

– Pod ko­niec lat sie­dem­dzie­sią­tych sta­łem się wła­ści­cie­lem działki z week­en­do­wym dom­kiem w Pod­ko­wie Le­śnej. Tej za­chod­niej, około stu me­trów od Sta­wi­ska. Wie­czo­rami, spa­ce­ru­jąc po za­le­sio­nych ulicz­kach, spo­ty­ka­łem idącą ener­gicz­nie siwą, szczu­płą ko­bietę. To była pani Ania. Na moje po­zdro­wie­nia nie od­po­wia­dała. Mó­wiła coś do sie­bie. Nie zwra­cała na mnie uwagi. Nic dziw­nego. Roz­ma­wiała pew­nie z Ba­czyń­skim, Tu­wi­mem, Le­cho­niem, Sło­nim­skim, Ireną Krzy­wicką... Uśmie­chała się. Pew­nie była szczę­śliwa.

Pierw­szy wpis w 1979 roku w Dzien­ni­kach Ja­ro­sława Iwasz­kie­wi­cza po­cho­dzi z 8 stycz­nia. To treść trzech ne­kro­lo­gów z ga­zety, które in­for­mują o śmierci Ja­dwigi Iwasz­kie­wicz, sio­stry pi­sa­rza. Choć już od 1977 roku prze­czu­wał, że każdy ko­lejny rok na­zna­czony bę­dzie śmier­cią ko­goś bli­skiego, to jesz­cze nie wie­dział, że ten, który wła­śnie się za­czął, przy­nie­sie rów­nież tę ogromną stratę. 23 grud­nia 1979 roku no­tuje: „Dziś o g. 14.40 umarła Ha­nia. Po ta­kich mę­kach ostat­nia chwila była spo­kojna i nie­spo­dzie­wana. Amen”.

Anna w dro­dze do Mor­skiego Oka, po­czą­tek lat sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku

Anna Iwasz­kie­wicz zo­stała po­cho­wana na cmen­ta­rzu w Brwi­no­wie. To kilka ki­lo­me­trów od Sta­wi­ska. Kilka mi­nut sa­mo­cho­dem i mniej wię­cej czter­dzie­ści pięć mi­nut spa­ce­rem z Mu­zeum imie­nia Anny i Ja­ro­sława Iwasz­kie­wi­czów, w które zo­stał za­mie­niony ich dawny dom. Nie ma wiel­kiego mar­mu­ro­wego po­mnika. Płyta na­grobna jest pro­sta – pła­ska, po­ło­żona bez­po­śred­nio na wy­ko­pa­nym w ziemi gro­bie, ciem­no­szara. Znaj­dują się na niej tylko imię i na­zwi­sko oraz rok uro­dze­nia i śmierci: 1897–1979. Na pły­cie, w gór­nym pra­wym rogu, stoi duży ka­mień – to upa­mięt­nie­nie Ja­ro­sława Iwasz­kie­wi­cza. Na ka­mie­niu wy­gra­we­ro­wano, po­dob­nie jak u żony, tylko imię i na­zwi­sko oraz rok uro­dzin i śmierci pi­sa­rza.

Wnuczka i wnuk Anny słabo pa­mię­tają jej po­grzeb.

– Pa­mię­tam tylko tyle, że babci trumna była otwarta, w prze­ci­wień­stwie do dziadka, który wy­raź­nie na­pi­sał, że so­bie tego nie ży­czy. Bab­cia nie miała ja­kiejś szcze­gól­nej prośby co do po­grzebu – mówi Ma­ciej Wło­dek.

Jego sio­stra Anna Wło­dek do­daje:

– Po­grzeb babci od­był się w ko­ściele w Brwi­no­wie. Było dużo lu­dzi, ale zu­peł­nie nie pa­mię­tam tych twa­rzy. Bab­cia za­wsze po­wta­rzała, że nie ma to jak umrzeć ko­muś na święta, a sama umarła 23 grud­nia.

Dzień przed Wi­gi­lią, przed tą szcze­gólną datą dla ka­to­li­czek i ka­to­li­ków, do któ­rych na­le­żała Anna Iwasz­kie­wicz. O jej wie­rze za­cho­wało się zresztą wiele ro­dzin­nych wspo­mnień. Ma­ciej pa­mięta jesz­cze:

– Bab­cia miała za ła­zienką swój oł­ta­rzyk. Tam, na nie­du­żym ob­ru­siku, stały fi­gurka Matki Bo­żej z Lo­ur­des i dwie świeczki, le­żała ksią­żeczka do na­bo­żeń­stwa. Cza­sem Zo­sia Dzię­cioł mó­wiła nam, że­by­śmy z sio­strą nie wcho­dzili do babci, bo się aku­rat mo­dli.

Zo­fia Dzię­cioł to go­spo­sia, która pra­co­wała w Sta­wi­sku, z kil­ku­let­nią prze­rwą, od 1956 roku do śmierci Iwasz­kie­wi­czów, a po­tem zo­stała tu jako pra­cow­nica mu­zeum, aż do swo­jej śmierci w 2017 roku żyła w ma­łym miesz­ka­niu wy­dzie­lo­nym z jego czę­ści. Nie mia­łam oka­zji jej po­znać i za­chę­cić, by po­dzie­liła się se­kre­tami domu w Sta­wi­sku. Ale udało mi się spo­tkać z Wie­sła­wem Kę­piń­skim – męż­czy­zną, który jako młody chło­pak tra­fił do Sta­wi­ska. Lu­bił mó­wić o so­bie, że jest „przy­bra­nym sy­nem” Iwasz­kie­wi­czów. Wy­daje się jed­nak, że ta re­la­cja była o wiele bar­dziej skom­pli­ko­wana. Zwłasz­cza z Anną, która zda­wała się nie ży­wić do mło­dego chło­paka wiel­kiej sym­pa­tii. Nie dla­tego, że nie współ­czuła mu jego wiel­kiej tra­ge­dii, ra­czej dla­tego, że re­la­cja mło­dego męż­czy­zny i jej męża była na­zna­czona pewną nie­ja­sno­ścią, która ob­ja­wia się wprost w ko­re­spon­den­cji Kę­piń­skiego z Iwasz­kie­wi­czem, a także w Dzien­ni­kach pi­sa­rza. Naj­bliż­sze osoby zwra­cają jej uwagę na za­in­te­re­so­wa­nie Ja­ro­sława mło­dym chło­pa­kiem, ich wspólne po­dróże, choćby do San­do­mie­rza. Anna była tam z mę­żem za­le­d­wie raz. Wie­sław kil­ka­krot­nie. Oczy­wi­ście ta re­la­cja roz­wija się z cza­sem.

Wie­sław Kę­piń­ski, kiedy spo­ty­kam się z nim w sierp­niu 2022 roku, ma dzie­więć­dzie­siąt lat. Kilka mie­sięcy póź­niej, w lu­tym 2023 roku, prze­czy­tam in­for­ma­cję o jego śmierci. Na­sza roz­mowa w więk­szo­ści była po­wtó­rze­niem tego, co sam na­pi­sał w książce Upra­gniony syn Iwasz­kie­wi­czów, wy­da­nej w 2019 roku. Pod­czas rzezi miesz­kań­ców Woli do­ko­na­nej przez Niem­ców w 1944 roku jako dwu­na­sto­la­tek uciekł sprzed plu­tonu eg­ze­ku­cyj­nego, pra­wie cała jego ro­dzina zo­stała roz­strze­lana. O tym, jak trzy lata póź­niej, już po woj­nie, zna­lazł się w Sta­wi­sku, opo­wia­dał wie­lo­krot­nie, mnie po­wta­rza mniej wię­cej to samo:

– Po tym, jak prze­ży­łem eg­ze­ku­cję na Woli, w ga­ze­cie po­ja­wiło się ogło­sze­nie, że młody chło­piec szuka domu. Od­po­wie­działo na nie kilka ro­dzin: pro­fe­sor z Sie­ra­dza, który stra­cił sy­nów, wła­ści­ciel re­stau­ra­cji w Wał­brzy­chu, ale także Ja­ro­sław Iwasz­kie­wicz. Ka­ro­lina Bey­lin, która pro­wa­dziła wtedy ru­brykę w ga­ze­cie „Express Wie­czorny”, znała pań­stwa Iwasz­kie­wi­czów. Moja sio­stra, u któ­rej wów­czas miesz­ka­łem, po­je­chała ze mną do re­dak­cji ga­zety w Ale­jach Je­ro­zo­lim­skich i one dwie, jako do­ro­słe ko­biety, roz­ma­wiały ze sobą. I to Ka­ro­lina Bey­lin prze­ko­nała moją sio­strę, że Sta­wi­sko jest bli­sko War­szawy, że zna Iwasz­kie­wi­czów i że to do­bry dom. Za­raz po tym spo­tka­niu mia­łem po­je­chać do Te­atru Pol­skiego do pana Iwasz­kie­wi­cza. To była zima, War­szawa była czarna, okropna. I tam przez por­tiera zo­sta­łem za­pro­wa­dzony do ga­bi­netu Ja­ro­sława. Moja sio­stra omó­wiła z nim, że po­jadę do Pod­kowy Le­śnej i fak­tycz­nie będę tam miesz­kał. Za­je­cha­li­śmy tam z sio­strą w dniu, kiedy była im­preza uro­dzi­nowa pana domu. Jó­zio Za­krzew­ski, który też tam wtedy miesz­kał, za­pro­wa­dził mnie do ga­bi­netu Ja­ro­sława, po­szedł do kuchni i przy­niósł mnie i sio­strze obiad.

Ta znana opo­wieść po­ja­wia się we wszyst­kim, co pi­sał i mó­wił Kę­piń­ski, ale w cza­sie na­szej roz­mowy do­staję od niego rów­nież jedną z no­ta­tek, które przy­go­to­wy­wał do książki ro­bo­czo za­ty­tu­ło­wa­nej Mar­gi­na­lia. Ma nu­mer 71 i nosi ty­tuł Sce­no­pis Boga. To o tyle cie­kawe, że Kę­piń­ski pod ko­niec ży­cia swój los, po­cząw­szy od chwili unik­nię­cia śmierci przez roz­strze­la­nie, wy­tłu­ma­czył so­bie jako Boży plan. Z tego, co wiem, ten tekst nie uka­zał się dru­kiem za ży­cia Kę­piń­skiego. Może dla­tego czy­tał mi go, a po­tem po­da­ro­wał, pe­łen emo­cji, bo sam wciąż „żył” tym, co na­pi­sał. Jest to zresztą – jak mówi za­pi­sek na pierw­szej stro­nie – wer­sja czwarta tego tek­stu, po­świę­cił mu za­tem sporo uwagi. Wy­raź­nie wi­doczne są w nim ana­lo­gie do Drogi Krzy­żo­wej czy Zmar­twych­wsta­nia. A więc to Bóg za­pro­wa­dził mło­dego Wie­sława Kę­piń­skiego do Sta­wi­ska – przy­naj­mniej tak uznał jako star­szy czło­wiek. Taka per­spek­tywa mo­głaby się spodo­bać An­nie Iwasz­kie­wicz. Jed­nak było ina­czej. Kę­piń­ski kil­ka­krot­nie wspo­mina z pew­nym roz­ża­le­niem w swo­jej książce i na­szej roz­mo­wie, że ni­gdy nie za­skar­bił so­bie sym­pa­tii „cioci Hani”.

Pani Anna, po­tem cio­cia Ha­nia, ni­gdy nie wy­ko­nała ge­stu, który po­zwo­liłby mi usiąść bli­sko niej na dłu­żej i słu­chać tego wszyst­kiego, co by­łoby dla mnie na­uką i cie­płem słów. Tak mi brak było tego wszyst­kiego, co łą­czy się ze sło­wem matka. Może za dużo so­bie wy­obra­ża­łem, za dużo chcia­łem mieć, ży­jąc w tym domu – w Sta­wi­sku. Tak nie­wiele trzeba wy­siłku, my­śla­łem so­bie, aby po­wie­dzieć do mnie synu. Nie mam o to żalu, ale mia­łem. A po­nie­waż nie poj­mo­wa­łem, jaki jest stan du­cha cioci Hani, tak ła­two to przyj­mo­wa­łem. Jed­nak była dla mnie osobą mą­drą, de­li­katną i piękną. A z cza­sem co­raz mi bliż­szą. Po­tem bra­kło już czasu. By­łem z nią do końca jej dni. Opie­rała się na moim ra­mie­niu i długo cho­dzi­li­śmy po holu. Mó­wiła do Ja­ro­sława:

– Patrz, jak Wie­sio mi po­maga, tak mi le­piej.

– Tak, Ha­niu, wi­dzę, wi­dzę – od­po­wia­dał Ja­ro­sław bar­dzo zmę­czony.

Jesz­cze nie tak dawno uży­wała czu­łych i pięk­nych słów, pi­sząc do wnu­ków. Do mnie ni­gdy.

Dla­czego Anna nie ży­wiła wiel­kiej sym­pa­tii do tego mło­dego chłopca, który tra­fił do ich domu, i nie oka­zy­wała mu czu­ło­ści, już się nie do­wiemy. Mo­żemy tylko pró­bo­wać wy­ja­śnić to obawą o jego re­la­cję z jej mę­żem, szu­kać przy­czyny w jej cho­ro­bie, jak pró­buje to po cza­sie ro­bić sam Kę­piń­ski, lub po pro­stu przy­jąć do wia­do­mo­ści, że – naj­zwy­czaj­niej w świe­cie – na­le­żał on do grona lu­dzi, któ­rzy z tak zwy­czaj­nych po­wo­dów jak oso­bo­wość, cha­rak­ter czy za­cho­wa­nie nie zy­skali jej sym­pa­tii i przy­jaźni.

Pró­buję na­pro­wa­dzić na­szą roz­mowę na Annę Iwasz­kie­wicz, ale wi­dać, że ła­twiej Wie­sła­wowi Kę­piń­skiemu mó­wić o Ja­ro­sła­wie. O cioci Hani – jak ją na­zywa – nieco trud­niej. Jed­nak po­świę­cił jej wspo­mnie­nie, które rów­nież przy­go­to­wy­wał do wspo­mnia­nych już Mar­gi­na­liów. Za­pi­sek z nu­me­rem 140, 3c i datą 12 paź­dzier­nika 2021, za­ty­tu­ło­wany Sta­wi­sko, do­ty­czy ich wspól­nego noc­nego spa­ceru, aby zo­ba­czyć gwiazdy (po­dobny, ale dużo krót­szy, po­ja­wia się w Upra­gnio­nym synu Iwasz­kie­wi­czów).

W po­koju sy­pial­nym – nad ka­napą – wisi ob­raz na de­sce ma­lo­wany pt. Po­ca­łu­nek Ju­da­sza. Bar­dzo mnie ten Ju­dasz fa­scy­no­wał. Kie­dyś, w Boże Na­ro­dze­nie, a może Wiel­ka­noc, Wie­siowi dano spać na ka­na­pie pod Ju­da­szem. Go­ściom przy­jezd­nym trzeba było udo­stęp­nić więk­sze i wy­god­niej­sze łoże. Pi­sze cio­cia Ha­nia: „Wie­sio spał u nas na ka­na­pie, przy­po­mniały mi się czasy po­po­wsta­niowe, kiedy cią­gle ktoś u nas, na Sta­wi­sku, no­co­wał”.

Ten sam po­kój. W ramce za szybą scena pt. Pa­trol po­wstań­czy. Bar­dzo na­stro­jowa i przej­mu­jąca ta scena, kiedy po­wsta­niec na ko­niu mówi coś – może pyta się chło­pów idą­cych piasz­czy­stą drogą, ogląda się za sie­bie – usły­szał bo­wiem da­leki strzał (stąd inna na­zwa ob­razu pana Gie­rym­skiego – Wy­strzał). Lu­bi­łem się w niego wpa­try­wać, bar­dzo!

Przy łóżku cioci Hani wy­cięty z ga­zety wi­do­czek – Mgła­wica Ma­gel­lana. Jak mało wie­dzia­łem o tym wszyst­kim – za­ta­jo­nym. Cio­cia Ha­nia póź­nym wie­czo­rem – z dala od świa­teł domu – po­pro­wa­dziła mnie ka­wa­łek li­pową aleją i po­ka­zała stronę pół­noc­nego nieba: Dużą i Małą Niedź­wie­dzicę, Gwiazdę Po­larną, Oriona i inne za­pa­mię­tane. Dziś mógł­bym wska­zać miej­sce w alei li­po­wej, gdzie Anna Iwasz­kie­wi­czowa roz­świe­tliła choć tro­chę moje ciem­no­ści.

„Ple­jady to gwiaz­do­zbiór już paź­dzier­ni­kowy”.

To, czego uczy się – czę­sto mi­mo­wol­nie – w no­wym domu, wy­ko­rzy­stuje w opo­wia­da­niu o miesz­kań­cach Sta­wi­ska. Kę­piń­ski jako je­den z nie­wielu do­kład­nie pa­mięta Annę Iwasz­kie­wicz w trum­nie i dzień jej po­grzebu, co opi­suje w przy­wo­ły­wa­nej już książce.

W przed­dzień Wi­gi­lii Bo­żego Na­ro­dze­nia, 23 grud­nia, umarła pani Anna, naj­lep­sza z lu­dzi, moja opie­kunka. Po­je­cha­łem na Sta­wi­sko na cały dzień. Kiedy wło­żono ciało do trumny i sta­łem bli­sko niej, pa­trzy­łem na pa­nią Annę. Co so­bie my­śla­łem w tych chwi­lach? Do­tkną­łem jej smu­kłych dłoni. I za­raz przy­po­mniał mi się czas, kiedy z cio­cią Ha­nią oglą­da­li­śmy ko­lo­rowe zdję­cie oł­ta­rza ma­riac­kiego Wita Stwo­sza. Za­chwy­cała się pięk­nymi dłońmi omdle­wa­ją­cej Ma­donny przy ukrzy­żo­wa­nym synu. Do­tknię­cie dłoni Anny było jakby do­tknię­ciem tych rąk z oł­ta­rza, tak samo pięk­nych i zim­nych. Przed po­cho­wa­niem cioci Hani w gro­bie za­wieź­li­śmy ją do ka­plicy cmen­tar­nej w Brwi­no­wie. Wró­ci­li­śmy przed dom nie­mal o zmierz­chu. Szy­mek zo­sta­wił nas – Ja­ro­sława i mnie – i po­szedł so­bie. Wszy­scy inni się roz­je­chali. Ja­ro­sław, opie­ra­jąc się na la­sce, nie może prze­kro­czyć progu. Po­cie­szam go jak mogę. Mó­wię:

– Masz jesz­cze nas, je­stem i ja przy to­bie.

– Ja nie będę już żyć bez Hani – od­rzekł i tak strasz­nie się roz­pła­kał.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij