W złotej klatce - ebook
W złotej klatce - ebook
Irlandzka imigrantka Molly Muprhy i jej nowojorskie biuro detektywistyczne padają ofiarą zarówno szalejącej epidemii grypy, jak i represji za udział w proteście ruchu sufrażystek, a sama rezolutna pani detektyw ląduje w areszcie. Jej narzeczony, kapitan policji Daniel Sullivan, zaangażowany w śledztwo w sprawie chińskich przemytników opium, ledwie znajduje czas by wpłacić za nią kaucję i wydobyć ją z więzienia.
Jedyną zaletą tego zgiełkliwego i przykrego popołudnia stają się nowe znajomości Molly wśród sufrażystek Vassara, które przynoszą również całkiem wymierne korzyści w postaci kilku nowych zleceń.
Emily Boswell jest przekonana, że jej skąpy wuj pozbawił ją spadku i prosi Molly o pomoc w odkryciu prawdy o życiu i śmierci swoich rodziców. Z kolei współlokatorka Emily, Fanny Poindexter, poszukuje dowodów na niewierność swojego męża, by móc przejąć cały jego majątek. Pozornie błaha sprawa nabiera jednak nowego wyrazu, gdy Fanny umiera, a jej mąż twierdzi, że była po prostu kolejną ofiarą epidemii. Zmysł detektywa podpowiada jednak Molly, że ta sprawa ma jeszcze drugie dno.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7392-657-8 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Już tego samego dnia wieczorem okazało się, niestety, że mój narzeczony miał rację. Dostałam gorączki, czułam się zmęczona, obolała i rozbita. Z kubkiem gorącego bulionu poszłam do łóżka. Następnego ranka bolało mnie przy oddychaniu, czym poważnie się zaniepokoiłam. Przypomniałam sobie historię usłyszaną od Daniela – o młodym poruczniku, który zachorował na grypę, a wkrótce potem na zapalenie płuc i zmarł w ciągu paru dni.
– Tylko nie to – powiedziałam sama do siebie.
Wstałam, ubrałam się i poszłam do najbliższej apteki. Dali mi tam butelkę syropu, który rzekomo zawierał zarówno żelazo, jak i drożdże piwne, więc miał być idealny na wzmocnienie. Wyglądał i smakował jak smoła, więc uznałam, że można mu zaufać.
Doczołgałam się do domu i wróciłam pod kołdrę, zastanawiając się, co dokładnie człowiek czuje przy zapaleniu płuc i co powinnam z tym zrobić. Moja matka zmarła przecież na zapalenie płuc. Wciąż miałam w pamięci jej chrapliwy oddech i rozpaloną do niemożliwości skórę. Marzyłam, by Sid i Gus otoczyły mnie opieką. Kiedy usłyszałam pukanie, szybko zeszłam po schodach i otworzyłam drzwi. Dopiero gdy dotarło do mnie, iż to nie Sid ani nie Gus, uświadomiłam sobie, że jestem w nocnej koszuli, a włosy mam w nieładzie.
– Panna Murphy? Molly? To ja, Emily. Emily Boswell. Poznałyśmy się wczoraj.
– Wybacz mi – wyjąkałam. – Nie czuję się dobrze. Myślałam, że to Sid lub Gus.
– Przykro mi, że źle się czujesz. Nie będę ci zawracać głowy i przyjdę innym razem. Chyba że mogłabym coś zrobić? Zaprowadzić cię z powrotem do łóżka?
Weszła. W domu panował bałagan, ale nie byłam w stanie się tym przejąć. Zabrała mnie na górę i pomogła się położyć.
– Masz gorączkę – oznajmiła, dotykając mojego czoła.
– Niestety. Ledwie doszłam do siebie po tej paskudnej grypie, a znów mnie coś dopadło. Obawiam się, że to przez ten wczorajszy incydent.
– O mój Boże! Wzięłaś coś na obniżenie temperatury?
– Poszłam do apteki i dali mi syrop.
– Syrop? – Prychnęła z pogardą. – Żaden syrop tu nie pomoże.
– Powiedzieli, że zawiera żelazo, a powinnam wzmocnić krew.
– Może i tak, ale problem w tym, że wielu jest teraz oszustów. Produkują mikstury, w których nie ma nic wartościowego. Przede wszystkim powinnaś zażyć aspirynę. Czyni cuda. Potrafi znacząco obniżyć gorączkę. Jest dostępna tylko na receptę, ale mogę przynieść ci trochę z naszej apteki.
– Nie fatyguj się. Nie chcę sprawiać kłopotów – protestowałam, ale nie posłuchała.
– Zaraz wrócę – oznajmiła i rzeczywiście dotrzymała słowa. Oprócz aspiryny przyniosła rosół kupiony w żydowskich delikatesach.
Wymieszała lekarstwo z wodą i podała mi w kubku.
– Pij od razu – poleciła. – Aspiryna jest gorzka w smaku, ale naprawdę działa.
Zrobiłam, jak kazała, po czym usiadłam na łóżku i zjadłam zupę. Była pyszna.
– Bardzo miło z twojej strony, że mi pomagasz.
– Żaden problem. My, kobiety, musimy się wspierać – odparła. – Bóg jeden wie, dlaczego mężczyźni zawsze uciekają, jak tylko wyczują chorobę. Mój Ned na przykład odsuwa się od lady, kiedy do apteki wchodzi ktoś chory, albo pod byle pretekstem ucieka na zaplecze i wtedy ja muszę obsłużyć takiego klienta. – Zaśmiała się wesoło.
– Przepraszam, nie zapytałam, co cię sprowadza – powiedziałam. – Masz jakieś nowe informacje w naszej sprawie?
– Nie. Przychodzę prywatnie – odparła. – Chcę skorzystać z twoich usług.
– Naprawdę?! – zdziwiłam się. – Potrzebujesz detektywa?
Pokiwała głową.
– Jest już późno, a ty nie czujesz się najlepiej. Raczej powinnam dać ci pospać. Kiedy indziej porozmawiamy.
– O nie! – oznajmiłam. – Rozbudziłaś moją ciekawość. Nie wyjdziesz, dopóki nie poznam szczegółów.
– Rozumiem. – Uśmiechnęła się. – Najpierw muszę coś wyznać. Zaoszczędziłam trochę pieniędzy, ale wciąż mam skromne fundusze. Sama się utrzymuję. Nie wiem, jakie są twoje stawki, ale obawiam się, że będą dla mnie za wysokie.
– Możemy negocjować. Przede wszystkim chciałabym jednak poznać charakter sprawy. Dopiero wtedy zdecyduję, czy mogę się jej podjąć – oświadczyłam. – Jestem pewna, że dojdziemy do porozumienia, które ciebie nie zrujnuje, a mnie zadowoli.
– Świetnie. – Usiadła na brzegu mojego łóżka, z rękami na kolanach. – W takim razie najpierw opowiem ci moją historię. Rodzice byli misjonarzami w Chinach. Zmarli podczas epidemii cholery, gdy byłam mała. Jakimś cudem przeżyłam. Wróciłam do Ameryki, gdzie zaopiekowali się mną państwo Lynchowie. Daleka rodzina matki. Byli dla mnie dobrzy, zwracałam się do nich per „ciociu” i „wujku”. – Na moment zamilkła, bawiąc się wstążkami przy kapeluszu. – Ciotka Lydia zmarła, kiedy miałam pięć lat. Pamiętam, że była ładna, delikatna i sporo młodsza od wuja Horace’a. Często chorowała. W oczach mam wciąż jej obraz – leży blada, wsparta na poduszkach. Po jej śmierci wuj zatrudniał guwernantki. Nie okazywał mi żadnych uczuć i unikał kontaktu. Być może z jakiegoś powodu obwiniał mnie o śmierć żony, może żałoba uczyniła go zgorzkniałym. Nie wiem. Jak już wspomniałam, zmarła, kiedy byłam bardzo mała. W dniu moich szesnastych urodzin wezwał mnie do gabinetu i powiedział, że zamierza spełnić wolę moich rodziców. Mam studiować w Vassar, ale tym samym przyjąć do wiadomości, że nic więcej nie dostanę. Kiedy skończę studia, muszę na siebie zarobić. Nie powinnam liczyć ani na mieszkanie, ani na pomoc finansową.
– Postawił sprawę bardzo jasno – zauważyłam.
Skinęła głową.
– Jest majętnym człowiekiem. Gdyby chciał mi pomóc, nawet jego budżet na cygara by na tym nie ucierpiał. Poza tym mieszka sam w wielkim pustym domu przy Siedemdziesiątej Dziewiątej, tuż przy Piątej Alei. Przydałoby mu się jakieś towarzystwo.
– Rzeczywiście musi być bogaty.
– Owszem. Posiada młyny w Massachusetts, a oprócz tego jest udziałowcem w wielu przedsiębiorstwach.
– Podobno bogacze nie lubią się rozstawać z pieniędzmi.
– To prawda. – Roześmiała się. – Wuj jest dusigroszem. Pamiętam, jak kiedyś zdarłam czubki butów, bawiąc się na huśtawce. „Myślisz, że buty rosną na drzewach?!”, krzyczał. A teraz mam na głowie McPhersona. Kolejny skąpiec. Na szczęście jest Ned. Gdyby nie on, nie przyniosłabym ci aspiryny. Stary McPherson nigdy by mi jej nie dał tak po prostu.
– Naprawdę nie chcę, żebyś miała przeze mnie kłopoty w pracy – powiedziałam, próbując usiąść na łóżku.
– Szczerze, Molly... Opakowanie aspiryny kosztuje grosze. Pan McPherson może mi je zawsze potrącić z pensji, jeśli tak zdecyduje. Nie mam wyrzutów sumienia, bo bardzo mało mi płaci. Mężczyzna na moim miejscu dostawałby co najmniej pięć dolarów tygodniowo.
– Mów dalej – poprosiłam. – Wiem już, że jesteś sierotą i wychowała cię para dalekich krewnych. Stary pan Lynch sfinansował twoją edukację, ale nigdy nie okazał ci uczuć.
Pokiwała głową.
– Zostałam sama na świecie. Zdążyłam oswoić się z tą myślą i uznać, że tak po prostu jest, gdy wydarzyło się coś dziwnego. Kilka tygodni temu obsługiwałam pewną parę. Kobieta miała twarz pokrytą bliznami. Biedactwo! Razem z mężem przyszli zapytać, czy są jakieś środki, które choć trochę wygładzą jej skórę. Cóż, szczęśliwym zbiegiem okoliczności Ned eksperymentuje z damskimi kosmetykami. Kopiuje niektóre receptury z Paryża i naprawdę jest w tym dobry. Pewnego dnia, jeśli zdoła zaoszczędzić na kapitał początkowy, planuje otworzyć własną firmę.
– Ambitny młody człowiek – skomentowałam.
– Bardzo – podkreśliła. – W każdym razie zawołałam wtedy Neda, który pracował na zapleczu, i zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że kobieta ma blizny po ospie, na którą zachorowała w Chinach podczas misji. Stosunkowo niedawno wrócili do Ameryki.
Podniosła wzrok.
– Oczywiście kiedy to usłyszałam, zapytałam, czy długo byli w Chinach i czy przypadkiem nie znali moich rodziców. Okazało się, że mieszkali tam dwadzieścia lat, lecz nie pamiętają państwa Boswellów.
Przerwała i przez chwilę przyglądała się swoim dłoniom.
– Naturalnie poczułam się rozczarowana, ale Chiny to przecież wielki kraj i nie wszyscy misjonarze tam się znają. Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy. Później jednak zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno znam całą prawdę o rodzicach. Przypomniałam sobie, że nawet kochana ciotka Lydia zmieniała temat, kiedy pytałam o matkę i ojca. I dlaczego nie było żadnych zdjęć, pamiątek? Przecież nawet skromni misjonarze je mają. Może chodzi o jakiś skandal, który okrył hańbą całą rodzinę? To by tłumaczyło, dlaczego wuj Horace nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Przyszła mi też do głowy pewna gorsza myśl. A może jednak odziedziczyłam jakiś majątek, ale wuj Horace postanowił mnie oszukać...
Wbiła we mnie uporczywy wzrok i dokończyła:
– Widzisz więc, panno Murphy, moja droga Molly, muszę poznać prawdę, nawet jeśli będzie bolesna.
– A nie możesz odwiedzić wuja i szczerze z nim porozmawiać?
– Wuj nie chce mnie widzieć. Byłam u niego parę razy, ale zawsze słyszałam, że wyjechał w interesach. Zostawiałam mu wiadomości, ale nigdy nie otrzymałam odpowiedzi.
– Co pewnie tylko utwierdziło cię w podejrzeniach – zasugerowałam.
Przytaknęła.
– Muszę poznać prawdę. Pomożesz mi, Molly? Dowiesz się, kim jestem?
– Zrobię co w mojej mocy – obiecałam. – Muszę cię tylko uprzedzić, że nie będzie mnie stać na podróż do Chin.
– Wcale tego nie oczekuję – odparła. – Towarzystwa misyjne mają swoje przedstawicielstwa w Ameryce.
– Oczywiście – przytaknęłam. – Na pewno je odwiedzę. Nie znam wielu protestantów i nic nie wiem o misjonarzach, ale obiecuję zorientować się w sytuacji.
– Dziękuję. Dziękuję. – Wzięła moje dłonie i mocno uścisnęła. – Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
– Nie mogę ci niczego obiecać – oświadczyłam. – I nie mogę zagwarantować, że będziesz zadowolona, kiedy zagadka zostanie rozwiązana.
– Rozumiem. Ale muszę poznać prawdę. Teraz to rzeczywiście bardzo ważne. Jeśli Ned poprosi mnie o rękę, co, podejrzewam, niedługo nastąpi, muszę dać mu zobowiązującą odpowiedź. Nie mogę dopuścić do tego, by pojął za żonę dziewczynę, której ojciec popełnił na przykład jakąś zbrodnię.
– Och, daj spokój, Emily – powiedziałam. – Jestem pewna, że Ned kocha cię taką, jaka jesteś. Nie można brać odpowiedzialności za czyny rodziców.
– A jeśli na przykład mój ojciec był mordercą? Przecież mogłam odziedziczyć jego paskudne cechy.
– Teraz żałuję, że nie kazałam ci spróbować bulionu, który przyniosłaś – oznajmiłam i obie zaczęłyśmy się śmiać. – Naprawdę, Emily, myślę, że zbytnio się martwisz tym wszystkim – dodałam. – Jestem pewna, że cała sprawa ma proste wyjaśnienie. Z tego, co mówisz, wuj Horace najprawdopodobniej zawłaszczył sobie twój spadek.
Emily podniosła się gwałtownie.
– Powinnam cię teraz zostawić w spokoju. Musisz odpocząć. Wrócimy do tej rozmowy, kiedy w pełni odzyskasz zdrowie.
– Jak mogę się z tobą skontaktować? – zapytałam.
– Oto mój adres – odparła i wręczyła mi kartonik, na którym, napisane ładnym, pochyłym pismem, widniało jej imię i nazwisko, jak również nazwa i adres apteki. – Mam pokój przy Siedemdziesiątej Siódmej Zachodniej – dodała. – Zaraz obok apteki, która mieści się przy Columbus Avenue. Niezwykle wygodnie, bo pan McPherson nie znosi spóźnień. Potrąca nam z pensji, jeśli przychodzimy do pracy choć minutę po czasie.
– Wydaje się okropnym, złośliwym staruchem – zauważyłam. – Dlaczego nie rzucisz tej pracy i nie znajdziesz zatrudnienia gdzie indziej?
Zaczerwieniła się.
– Oczywiście ze względu na Neda. Ale pewnego dnia, kiedy wreszcie zostaniemy małżeństwem, nie będę musiała pracować.
– Chcesz przestać pracować, kiedy wyjdziesz za mąż? – zapytałam zaskoczona.
– Nie mam zamiaru dalej stać za ladą – odparła. – Zanim dowiedziałam się o swojej sytuacji, marzyłam, by skończyć szkołę medyczną i zostać lekarzem. Oczywiście nie jest to już możliwe. Jeśli jednak Ned i ja zrealizujemy nasze plany, on otworzy własną firmę kosmetyczną i perfumeryjną, a ja będę mu pomagać w laboratorium.
– Mam nadzieję, że wszystko ułoży się po twojej myśli – powiedziałam.
Poklepała mnie po dłoni.
– A ja mam nadzieję, że szybko odzyskasz siły. Będę na ciebie czekała. O pierwszej mam zawsze półgodzinną przerwę na obiad. Dziś jest pierwszy dzień po Wielkiejnocy, więc pan McPherson wyjątkowo pozwolił nam zacząć pracę po południu. Jeśli wolisz, możesz odwiedzić mnie w mieszkaniu. Zazwyczaj wracam o siódmej trzydzieści. Pamiętaj tylko, że to dość ponure miejsce. Teraz śpij. Zalecenie lekarza. Nie musisz odprowadzać mnie do drzwi.
Cichutko zeszła po schodach, a ja zasnęłam, ściskając w ręku jej wizytówkę.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------