Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wagnerowiec. Spowiedź byłego dowódcy tajnej armii Putina - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,99

Wagnerowiec. Spowiedź byłego dowódcy tajnej armii Putina - ebook

Po raz pierwszy Marat Gabidullin, były dowódca grupy WAGNERA, ujawnia nieznane fakty z wojen Putina, demaskuje sieć powiązań rosyjskich oligarchów i opowiada o mafijnym zapleczu śmiertelnie niebezpiecznych akcji.

Otwierając tę książkę, nie oczekuj wyznania win, skruchy ani przeprosin. Marat spisuje historię, o której wielu chciałoby zapomnieć. Zdradza kulisy operacji zbrojnych Rosjan w miejscach, w których oficjalnie ich nie ma. Odnosi się do okoliczności aneksji Krymu i walki o Donbas w Ukrainie. Opowiada o współpracy z oficjalną armią i grupami przestępczymi. Wspomina czas, gdy sam był rosyjskim „mięsem armatnim”. Bez litości odsłania sekrety działania GRUPY WAGNERA – spółki widma, za działania której nikt nie ponosi odpowiedzialności.

Wróg ludu to modny obecnie termin, który oznacza każdego, kto ośmiela się powiedzieć to, co jedni wolą przemilczeć, a czego inni nie chcą przyjąć do wiadomości. Czy boję się o swoje życie i swoją wolność? Pożyjemy, zobaczymy.

Ta historia to nie opowieść dziennikarza śledczego ani najlepszego komentatora wojennego. To spowiedź najemnika, który wspomina swoją drogę i najtrudniejsze doświadczenia: sięgnięcie do jądra zła.

Książka przeznaczona dla osób o mocnych nerwach.

Marat Gabidullin to nie skruszony grzesznik. Nie jest dręczonym wyrzutami sumienia demaskatorem, decydującym się zwrócić przeciwko organizacji, do której należał, by ją pogrążyć. Nie. Marat jest żołnierzem. Jednym spośród wielu. To homo sovieticus noszący w sobie wszystkie schizofrenie targające duszą współczesnego Rosjanina. Dumny z tego, że był częścią sił powietrznodesantowych armii swego kraju. Dumny z tego, że walczył w Syrii przeciwko Państwu Islamskiemu jako najemnik grupy Wagnera. Rozpiera go radość, gdy opowiada o swoim udziale w operacji, która umożliwiła odbicie z rąk islamistów Palmyry − fantazji wszystkich tych, którzy marzą o odległych tysiącletnich cywilizacjach. A jednak Gabidullin ze wstydem przyznaje, że służył w armii cienia − armii Wagnera. Armii nielegalnej, znajdującej się obecnie w centrum uwagi mediów, oskarżonej o popełnianie najgorszych przestępstw, gwałtów, tortur i morderstw na ludności cywilnej.

(fragment)

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-9412-7
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA DO WYDANIA FRANCUSKIEGO

Pomysł wydania książki Marata Gabidullina narodził się wiosną 2021 roku, gdy dowiedzieliśmy się od Veroniki Dorman, specjalistki od spraw rosyjskich w dzienniku „Libération”, że dziennikarki i reżyserki, Ksenia Bolszakowa i Alexandra Jousset, przygotowują film dokumentalny o żołnierzach grupy Wagnera – _Wagner, l’armée de l’ombre de Poutine_ , którego emisja została zaplanowana na 22 lutego 2022 roku. Udało im się przeprowadzić wywiad z byłym dowódcą kompanii najemników. Człowiek ten napisał książkę, która miała być wydana w Rosji przez niezależnego wydawcę, Gonzo, mimo ogromnego ryzyka, jakie się z tym wiązało. W tamtym czasie wiele się mówiło o oddziale najemników, który wraz z dojściem do władzy junty wojskowej w Mali zastąpił francuskie siły wojskowe w walce z dżihadystami w ramach operacji Barchane. Niektóre z nadużyć dokonywanych w Syrii, Afryce Środkowej czy Libii zaczęły być nagłaśniane. Wkroczenie Rosji na tereny pozostające tradycyjnie w orbicie wpływów francuskich było zastanawiające, problematyczne, niepokojące. Świadomi wyjątkowego znaczenia tego świadectwa, natychmiast zwróciliśmy się do rosyjskiego wydawcy Gonzo, a następnie do samego Marata Gabidullina, by udostępnili tekst – początkowo zatytułowany metaforycznie _Dwa razy w tej samej rzece_ – francuskim czytelnikom.

Wówczas nie wiedzieliśmy jeszcze, że napięcia pomiędzy Rosją a Ukrainą przerodzą się w wojnę, nadając tym samym tekstowi uderzająco aktualną wymowę. To, co przekazuje Marat Gabidullin, jest bowiem wyjątkowym i niezwykle adekwatnym opisem dotyczącym sił zbrojnych jego kraju. Odkrywa on część tajemnicy otaczającej ich organizację i sposób działania. Oczywiście grupa Wagnera nie wchodzi w skład armii rosyjskiej. Jest to „prywatna firma wojskowa” (PFW), nieoficjalna „Firma”, która funkcjonuje bez stopni, a jej istnieniu wciąż zaprzeczają władze Rosji, kraju – jakby tego było mało – zakazującego działalności najemników. Opisując swych towarzyszy broni i siebie samego, Marat używa określenia „żołnierze fortuny”. Jednak działania wagnerowców zawsze pozostawały na wyłącznych usługach Kremla, zarówno w Donbasie, na Krymie, w Republice Środkowoafrykańskiej i Mali, jak i oczywiście w Syrii. Dziś wiemy, że są także w Ukrainie.

Poza tym grupa Wagnera, złożona w dużej mierze z byłych podoficerów, wciąż ma styczność z oficjalnymi siłami zbrojnymi. Chociaż Marat i jego towarzysze walczą w warunkach bardziej niż spartańskich, w sercu lodowatych wzgórz Syrii, nigdy nie mogą liczyć na choćby ślad ich życzliwości. Marat Gabidullin nie znajduje wystarczająco mocnych słów, by opisać niegodziwość rosyjskich żołnierzy i Sokołów Pustyni pod rozkazami Baszara al-Asada, by potępić panującą wśród nich korupcję, dążenie do zaszczytów, upodobanie do jałowych ceremonii, a także ciągłe miganie się od wykonywania brudnej roboty.

Zdajemy sobie sprawę, że te komentarze mogą być obraźliwe, chcieliśmy jednak je zachować, ponieważ idealnie oddają niechęć, jaką odczuwają najemnicy w przesiąkniętych potem, zatłuszczonych skafandrach i wyblakłych kamuflażach, gdy spotykają żołnierzy regularnej armii w ich mundurach jak spod igły.

To niewątpliwie właśnie ta gorycz, ale i prawdziwy ból sprawiły, że Marat zdecydował się przelać swe przeżycia na papier, ryzykując tym samym własne bezpieczeństwo, często bowiem wprost krytykuje władze Moskwy. Nie unika tematu powiązania interesów politycznych, gospodarczych i wojskowych, bez ogródek ujawniając swe oburzenie wobec całkowitego braku szacunku władz rosyjskich dla żołnierzy duchów. Opisuje, często w sposób dosadny, jak wagnerowcy zostali wysłani na linię frontu przeciwko Państwu Islamskiemu ze starym, zdezelowanym sprzętem. Wspomina o kałasznikowach, które nie dotarły, dlatego trzeba było je zabierać zabitym. O wysyłaniu najemników niczym mięsa armatniego, by stawili czoła wrogowi, który terroryzuje cały świat. Mówi o zmarłych, kalekach, o porażkach, ale też o zwycięstwach, do których rości sobie prawa Rosja, mimo że Kreml wciąż zachowuje wobec swych najemników rezerwę i nie okazuje im żadnej wdzięczności.

W chwili gdy Rosja toczy nikczemną wojnę z Ukrainą, świadectwo najemnika pokazuje, że pomimo rozwoju technologii walki nadal w przeważającej mierze wygrywa się na ubitej ziemi, twarzą w twarz, z barbarzyństwem pochodzącym, wydawałoby się, z zupełnie innych czasów.WSTĘP

Marat Gabidullin to nie skruszony grzesznik. Nie jest demaskatorem dręczonym wyrzutami sumienia, który pewnego dnia zdecydował się zwrócić przeciwko organizacji, do której należał, by ją pogrążyć. Nie. Marat jest żołnierzem. Jednym spośród wielu. To _homo sovieticus_, który nosi w sobie wszystkie schizofrenie targające duszą współczesnego Rosjanina. Dumny z tego, że był częścią sił powietrznodesantowych armii swego kraju. Dumny z tego, że walczył w Syrii przeciwko Państwu Islamskiemu jako najemnik grupy Wagnera. Co więcej, wręcz rozpiera go radość, gdy opowiada o tym, jak brał udział w operacji, która umożliwiła odbicie Palmyry z rąk islamistów. Palmyra, fantazja wszystkich tych, którzy marzą o odległych, tysiącletnich cywilizacjach. A jednak Marat ze wstydem przyznaje, że służył w armii cienia, armii nielegalnej, znajdującej się obecnie w centrum uwagi mediów, armii Wagnera, oskarżonej o popełnianie najgorszych wykroczeń, gwałtów, tortur i morderstw na ludności cywilnej w krajach, w których przebywała.

Od Ukrainy po Syrię. Od Libii do Republiki Środkowoafrykańskiej. A teraz w Mali.

Otwierając tę książkę, czytelnik nie powinien oczekiwać przyznania się do winy. Jest to historia pełna sprzeczności, które prześladują jej autora. To głęboka, prawdziwie rosyjska opowieść o pęknięciu i odkupieniu. Przygoda najemnika w służbie armii, która oficjalnie nie istnieje.

Marat postanowił ją napisać, by zaistnieć. Utrwalić fakty. Wyryć w marmurze historię własną i towarzyszy broni. Historię, która do tej pory była tuszowana przez władze jego kraju, ponieważ według Kremla nie ma czegoś takiego jak grupa Wagnera. Te siły zbrojne rozmieszczone we wszystkich czterech częściach świata, w zależności od mapy interesów rosyjskiego reżimu, były w wersji oficjalnej wymysłem krytyków tego samego reżimu. Z Zachodem na czele. Wielokrotnie indagowany w tej sprawie Władimir Putin zawsze odżegnywał się od korzystania z usług najemników w strefach konfliktów i systematycznie zaprzeczał, jakoby istniał jakikolwiek związek pomiędzy Kremlem a prywatną firmą wojskową.

Wynika to przede wszystkim z tego, że działalność najemników na terenie Rosji oficjalnie jest nielegalna, zagrożona karą do ośmiu lat pozbawienia wolności zgodnie z artykułem 348 tamtejszego kodeksu karnego. Milczenie prezydenta Rosji wiąże się ponadto z korzyściami. Wysyłanie najemników pozwala państwu zaoszczędzić na emeryturach i żołdzie, które musiałoby wypłacać żołnierzom regularnej armii. Umożliwia także ukrywanie zmarłych. Jak wyjaśnia Marat: „Nasi generałowie zaczynali martwić się ewentualnymi ofiarami. Rodacy nie chcieli myśleć o wojnie jak o wydarzeniu, które może powodować śmierć. Należało zatem znaleźć kompromis. Jeden z takich kompromisów polegał na stworzeniu struktury równoległej: jej udziałowi w walce można było zaprzeczyć, gdy zajdzie taka potrzeba, a jednocześnie nadal pokazywać naszym współobywatelom piękny wizerunek, który podnosi na duchu i sprawia, że czują się dumni i szczęśliwi, oklaskując parady wojskowe na placu Czerwonym, zachwyceni mocą naszych sił zbrojnych”. I wreszcie – Wagner oferuje Władimirowi Putinowi „jokera”. Kartę, dzięki której może praktykować on tak zwaną negację wiarygodności, polegającą na odrzuceniu wszelkiej odpowiedzialności za zbrodnie popełniane przez najemników lub nieudane operacje. Sposób na to, by powiedzieć: nie mamy z tym nic wspólnego, więc jeśli masz jakieś problemy z Wagnerem, zwróć się do tych, którym podlega! To w tym właśnie tkwi sedno tej perfidnej strategii. Grupa Wagnera nie jest bytem prawnym. To spółka widmo, za której działania nikt nie ponosi odpowiedzialności.

A jednak na czele owej grupy stoi dwóch ludzi. Pierwszym jest jej założyciel. Ten, który nadał organizacji tę zaskakującą nazwę – podpułkownik Dmitrij Utkin, pseudonim Wagner. Ów były członek GRU, rosyjskiego wywiadu wojskowego, opuścił szeregi armii w 2013 roku. Od 2014 roku zaczął gromadzić wokół siebie innych weteranów sił specjalnych i utworzył grupę szybkiej interwencji do przeprowadzania ukierunkowanych operacji w separatystycznym regionie Donbasu w Ukrainie, będącym w stanie wojny z proeuropejskimi władzami w Kijowie. Ta grupa najemników przybrała nazwę od pseudonimu jej przywódcy. Miano „Wagner” przyjął on w hołdzie dla niemieckiego kompozytora i symboliki, którą przekazuje jego muzyka. Trzeba bowiem wiedzieć, że Dmitrij Utkin jest przy tym wielkim admiratorem III Rzeszy i Adolfa Hitlera.

Jako Europejczycy oczywiście zastanawiamy się, jak ludzie, których rodzice i dziadkowie pokonali nazistów podczas drugiej wojny światowej, mogą odczuwać taką fascynację. Rzeczywiście, podziw rosyjskich oficerów dla nazistów może się wydawać paradoksalny. Odpowiedź częściowo tkwi we wzroście pogaństwa panslawistycznego w Rosji. Według Marata w szeregach grupy Wagnera 30–40% żołnierzy to wyznawcy _rodnoverje_ (pierwszej wiary), neopogańskiego ruchu, który narodził się w latach osiemdziesiątych XX wieku i w kwestiach etnicznych bardzo silnie inspirował się niemieckim dyskursem rasistowskim. Rodzimowiercy, jak się ich nazywa, chcą powrotu do starożytnej, przedchrześcijańskiej wiary polegającej na oddawaniu czci siłom natury i przejawiają nacjonalistyczne pragnienie przywiązania do ziemi rosyjskiej, na której naród rosyjski mógłby odzyskać swe wartości. Antysemici i ksenofobi głoszą idee czystości etnicznej i segregacji rasowej. Nie są jednak prozelitami. „Co do wyznawców innych religii, chrześcijan, muzułmanów czy takich jak ja, niepraktykujących, byliśmy pozostawieni sami sobie” – mówi Marat. „Z religijnego punktu widzenia nikt nam niczego nie narzucał, nikt nie zmuszał do przyjęcia tej wiary”. Jednocześnie niektórzy rodzimowiercy, jak Dmitrij Utkin, mają otwarcie neonazistowskie, skrajnie prawicowe poglądy. Marat opowiada, że gdy służył pod dowództwem Wagnera, widział wytatuowany na jego ciele kołowrót, słowiańską swastykę, a także słowiańskie runy. Na ostatnim zdjęciu dowódca grupy Wagnera pokazuje inne tatuaże, w tym podwójną _siegrune_ (symbol zwycięstwa), emblemat nazistowskiej SS, umieszczoną w widocznym miejscu na szyi. W szeregach najemników ideologia ta jest szeroko rozpowszechniona. W wirtualnej biblioteczce na iPadzie jednego z poległych w Libii najemników znaleziono egzemplarz _Mein Kampf_. Także na terenie Libii w ruinach domów zajmowanych przez ludzi Wagnera odkryto islamofobiczne graffiti. Pseudonim Dmitrija Utkina jest także inspiracją semantyczną. Najemnicy między sobą określają się mianem „muzyków”. Na portalach społecznościowych utrzymują, że są częścią „orkiestry” dyrygowanej przez „kompozytora”, która daje „koncerty” na całym świecie. W ten zawoalowany sposób przekazują, że biorą udział w walkach. Na ich propagandowych filmach w prawym górnym rogu ekranu widnieje portret niemieckiego kompozytora.

W swojej książce Marat Gabidullin również posługuje się muzycznymi metaforami. Utkin staje się Beethovenem, co ma zmylić tropy, ale jednocześnie dać do zrozumienia czytelnikowi, kto jest kim. Autor opisuje dowódcę, przed którym drżą ze strachu jego „legioniści” – wizjonerskiego, a zarazem przerażającego. W sumie od 2014 roku pod jego rozkazami służyło dziesięć tysięcy bojowników, w tym Marat, a liczbę aktywnych i gotowych do wyjazdu na obszary działań bojowych poza granicami Rosji najemników wagnerowskich szacuje się obecnie na pięć tysięcy.

Drugą kluczową dla grupy Wagnera postacią jest Jewgienij Prigożyn. O nim także Marat nie wypowiada się wprost. Dobrze się znają, a od 2019 roku dodatkowo wiąże ich umowa, ponieważ przed odejściem z grupy w 2019 roku oligarcha oddał mu cenną przysługę.

Jewgienij Prigożyn urodził się 1 czerwca 1961 roku. Podobnie jak Władimir Putin pochodzi z Sankt Petersburga i tak jak on umiał wykorzystać chaos panujący po rozpadzie Związku Radzieckiego i czerpać z niego profity. Ten były bandyta, który stał się jednym z najpotężniejszych ludzi w Rosji, jest produktem podziemnego półświatka, gdzie krzyżują się ścieżki członków służb bezpieczeństwa, szpiegów, tajniaków, mafiosów i byłych skazańców. Więzienie Prigożyn znał od podszewki. W 1981 roku, gdy miał zaledwie dwadzieścia lat, wymiar sprawiedliwości ZSRR skazał go na trzynaście lat więzienia za kradzież, oszustwo i wciąganie nieletnich w prostytucję. To doświadczenie na zawsze odcisnęło na nim piętno. Gdy wyszedł na wolność dziewięć lat później, Związek Radziecki właśnie dogorywał. „Terapia szokowa” lat dziewięćdziesiątych, mająca na celu ożywienie gospodarki, stworzyła sprzyjające okoliczności dla nowej generacji przedsiębiorców pozbawionych skrupułów, którzy nie wahali się korzystać z pomocy „silnorękich”, by eliminować konkurencję. Prigożyn szybko rozpoczął działalność. Zajmował się wszystkim: kasyna, supermarkety w stylu zachodnim… Wreszcie założenie sieci hot dogów, pierwszego postsowieckiego fast foodu. W tym samym czasie otworzył kilka luksusowych lokali, w których bywała elita polityczna Sankt Petersburga. Pierwszy z nich, Staraja Tamożnia (Stary Urząd Celny) gościł w roku 1996 krąg osób blisko związanych z Anatolijem Sobczakiem, merem miasta. Regularnie bywał tam jeden z najbliższych doradców Sobczaka, niejaki Władimir Putin. W tamtym okresie negocjowano najtłustsze kontrakty i zawierano najtrwalsze sojusze przy sałatce z kraba kamczackiego i blinach z kawiorem. Gdy pojawiali się ważni goście, obsługiwał ich sam Prigożyn. Dostrzeżono to oddanie. Sukces przyszedł dość szybko i Prigożyn otworzył cztery kolejne wysokiej klasy lokale. Zainspirowany restauracjami na barkach nad Sekwaną, w 1998 roku zainaugurował działalność New Island. Rok później, w grudniu 1999 roku, barka stała się kantyną Putina, który właśnie został tymczasowym prezydentem Federacji Rosyjskiej. Latem 2001 roku wyprawił tam przyjęcie urodzinowe, na które zaprosił wiele osobistości, między innymi Jacques’a Chiraca. W maju 2002 roku Putin jadł tam obiad z amerykańskim prezydentem George’em W. Bushem.

Kulinarne zdolności Jewgienija Prigożyna otworzą mu drzwi do kariery. Zyska przydomek „kucharza Putina” i stanie się znaczącą postacią w kręgach władzy. Jego firma gastronomiczna Concord Catering wygrywa w licznych zamówieniach publicznych. Zapewnia obsługę oficjalnych uroczystości, dostarcza jedzenie do koszar i pozyskuje lukratywny rynek stołówek szkolnych. Pomimo zatrucia pokarmowego, które w 2017 roku dotknęło setki dzieci w obwodzie moskiewskim, Jewgienij Prigożyn nie stanął przed sądem. Czemu? Bo Władimir Putin uczynił go człowiekiem bogatym i wpływowym. W zamian za to oligarcha wykonuje dla Kremla brudną robotę. Został oskarżony przez FBI o kierowanie akcją rosyjskiej ingerencji w przebieg wyborów w Stanach Zjednoczonych w 2016 roku. Był szefem Internet Research Agency, słynnej farmy trolli, która manipulowała opiniami na portalach społecznościowych. Waszyngton wyznaczył nagrodę – dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów – za jego ujęcie. _Wanted_ (Poszukiwany) zręcznie gra w _catch me if you can_. I wygrywa. Nikt go nigdy nie widział, nikt go nigdy nie złapał.

Dziś mówi się, że finansuje on Wagnera i pełni dla niego funkcje wykonawcze, przy wsparciu wyższych oficerów armii. Od 2020 roku Prigożyn objęty jest także sankcjami europejskimi za rolę, jaką odgrywał w „działaniach grupy Wagnera na terenie Libii”. Ciążą na nim oskarżenia o „zagrożenie pokoju, stabilności i bezpieczeństwa w kraju”. Mimo coraz liczniejszych dowodów jego udziału w operacjach destabilizacyjnych, zarówno w cyberprzestrzeni, jak i w świecie rzeczywistym, na Bliskim Wschodzie i w Afryce, miliarder minimalizuje swą rolę w rozmieszczaniu paramilitarnych bojówek na całym świecie i pozywa każdego, kto oskarża go o stosunki z Wagnerem. Swoje firmy zorganizował w taki sposób, że żadnej nie da się z nim powiązać prawnie. Panuje tam całkowita i zorganizowana nieprzejrzystość. Jest mafijnym ojcem chrzestnym w starym stylu – wszechobecnym, a zarazem niewidzialnym. Wszechmocnym i nietykalnym.

Mimo że cień „kucharza” przewija się w opowieści Marata, sam autor nigdy nie rozwodzi się długo na temat tej diabolicznej postaci. „Nie mówię o rzeczach, których nie mogę udowodnić, o relacjach, które mogłem nawiązać, a które nie zostały udokumentowane”. By uniknąć oskarżenia. By uniknąć zemsty za zbyt dużą szczerość. Im mniej wiadomo na temat bohaterów opowieści, tym większa swoboda Marata w podawaniu szczegółów dotyczących jego osobistego udziału w szeregach grupy Wagnera, którą określa po prostu mianem Firmy.

Tej Firmy, z którą wyjechał bić się do Ukrainy czy Syrii. Marat Gabidullin służył Wagnerowi i robił to dobrze. Otrzymał wiele medali w ramach działalności grupy, ale także sporo oficjalnych odznaczeń od państwa rosyjskiego za swoje czyny zbrojne. Oczywiście zawsze w sekrecie. Nagrody, w imię których musiał wciąż kłamać. Kłamać przez całe lata o charakterze jego misji, o obszarach, do których był wysyłany, o ludziach, których spotykał. Kłamać, by nadal być częścią organizacji wywołującej błysk w oku zdegradowanych mężczyzn bez perspektyw, czyniącej z nich jednocześnie mięso armatnie. „Pociski” marnowane w służbie geopolitycznych ambicji Kremla. Ludzie, którym Marat pragnie złożyć hołd, wyciągając ich z ukrycia. Niektórzy z nich są bohaterami – twierdzi. To dobrzy ludzie, zasługujący na prawdę i przełamanie omerty, która otacza te tajne siły zbrojne. Prawda. Wielkie słowo. I powód tej pierwszoosobowej narracji.

Jako zawodowy żołnierz Marat spędził dziesięć lat w rosyjskich oddziałach powietrznodesantowych. W 1993 roku, dwa lata po upadku Związku Radzieckiego, opuścił koszary w stopniu starszego porucznika, by spróbować swoich sił w biznesie. Dziki kapitalizm właśnie wdarł się tryumfalnie do kraju i każdy chciał uszczknąć dla siebie kawałek tortu. Żołnierze również. Z powodu niewystarczającej ilości funduszy Marat musi zacząć z grubej rury. Zostaje cynglem lokalnego ojca chrzestnego na Syberii i morduje z zimną krwią. Jego ofiarą jest mafioso z konkurencyjnego klanu, który „na to w pełni zasłużył”. Trzy lata więzienia oraz kilka lat bezrobocia i depresji sprawiają, że Marat pogrąża się w alkoholizmie, ima się dorywczych prac jako ochroniarz. Wkrótce zdaje sobie sprawę, że nie będzie już mógł wrócić w szeregi regularnego wojska.

Gdy jego świat wali się w gruzy, spotyka dawnego znajomego, który mówi mu o nowej, prywatnej firmie wojskowej, nieprzyglądającej się zbyt dokładnie profilowi rekrutów. W jej szeregach mile widziani są byli skazańcy czy pospolici przestępcy, pod warunkiem że mają choć trochę doświadczenia i potrafią obchodzić się z bronią. Marat marzy o służbie, więc bez wahania zgłasza się do punktu rekrutacyjnego w Molkino, niedaleko Krasnodaru, w południowej części Rosji. „Było nas naprawdę wielu” – wspomina. „Ale nie mogę podać szczegółowych informacji na temat miejsca i liczby rekrutów. To wszystko mogłoby się obrócić przeciwko mnie. Mógłbym zostać oskarżony o ujawnianie tajemnicy wojskowej”. Marat jest ostrożny. Molkino stanowi twardy dowód na powiązania pomiędzy Wagnerem a władzami rosyjskimi. Ta baza wojskowa wzniesiona dla najemników znajduje się o rzut kamieniem od ośrodka szkoleniowego i koszar GRU, wojskowej służby wywiadowczej. Jest to strefa, w której do szkoleń wykorzystuje się tę samą broń, co w wojsku, i nic nie dzieje się bez zgody Ministerstwa Obrony.

W swojej książce Marat woli wypowiadać się raczej oględnie na temat wszystkiego, co mogłoby być objęte tajemnicą wojskową. Jest to niezbędny środek ostrożności, a nie spekulacje autora. Czytając kolejne strony książki, nie należy zapominać, że Gabidullin jest pierwszym najemnikiem grupy Wagnera, który zeznaje otwarcie i nie domaga się ochrony czy anonimowości. Liczy się z niebezpieczeństwem, jakie niosą jego zeznania. Poza możliwymi procesami sądowymi ryzykuje po prostu własną skórę. Dlatego też w tekście „wszystko jest prawdą, oprócz nazwisk bojowników”. Aby lepiej chronić ich tożsamość, autor w odniesieniu do towarzyszy broni używa _pozywnyoje_, pseudonimów, które dla nich wymyślił. W jego opowieści natkniemy się na Wołka (Wilka), Czuba czy Ratnika (Wojownika). Współczesnych gladiatorów, barwnych, bohaterskich, a zarazem brutalnych i zmagających się z depresją, którzy tworzą szeregi tej armii cieni nowej generacji.

On sam nosi ksywę Died (Dziadek). Pseudonim nadany mu przez kolegów. Uważa, że do niego pasuje. Gdy wstępował w szeregi grupy Wagnera, miał czterdzieści osiem lat. Pod względem wieku był najstarszy w plutonie, co podkreślała jego siwiejąca broda. W 2015 roku był jednym z pierwszych spośród czterystu rekrutów. Nosił numer M-0346. W tamtym okresie selekcja była ostra, ale rozmowę kwalifikacyjną i testy sprawnościowe przeszedł śpiewająco. Wyjaśniono mu również cele grupy Wagnera: jego misją będzie obrona i promocja interesów Rosji poprzez udział w konfliktach zbrojnych. Szybko uwiódł go ten patriotyczny wymiar działalności, ale prawdziwy argument tkwił gdzie indziej. W kraju, w którym średnia płaca nie przekraczała czterystu euro, grupa Wagnera oferowała naprawdę atrakcyjne stawki. Dla Marata jedną z głównych motywacji były oczywiście pieniądze. „Naprawdę dobrze nam płacili” – wspomina. „Dziewięćset pięćdziesiąt euro na miesiąc w czasie szkolenia w bazie, a potem od tysiąca pięciuset do tysiąca ośmiuset euro podczas pierwszych zagranicznych misji”. Oczywiście pakiet nie obejmował ubezpieczenia społecznego czy renty rodzinnej na wypadek śmierci, ale były dodatki za każdy udział w operacji bojowej. Marat mógł zatem zarobić do trzech tysięcy euro miesięcznie. Mała fortuna, której nie zmarnował, pozwoliła mu bowiem na kupno mieszkania na przedmieściach Moskwy.

Po trzech miesiącach przyspieszonego szkolenia bojowego został wysłany na pierwszą misję na wschód Ukrainy, do Donbasu. Terytorium, które Władimir Putin uważa za swoje podwórko, od 2014 roku stanowiące przedmiot sporu pomiędzy władzami Kijowa a wspieranymi przez Moskwę separatystami. Tysiące żołnierzy przybywają z całej Rosji, by pomóc tym drugim – w tym trzy bataliony, trzystu żołnierzy grupy Wagnera. O tym epizodzie swojego życiorysu Marat nie lubi wspominać. „Na wojnie zdarzają się różne sytuacje” – wyjaśnia. „Jedna z nich jest następująca: gdy ze względu na swą narodowość walczysz po złej stronie, ale wspieranej przez twój rząd. To bardzo nieprzyjemna sytuacja i warunki, w których teraz bym odmówił”. Jednym z powodów tego wstydu z pewnością jest charakter misji powierzonych najemnikom Firmy. W latach 2014–2015 w Donbasie pojawiło się wiele grup separatystycznych, a niektóre z nich nie podlegały kontroli rosyjskiej. Przejmowały terytoria, działały na własną rękę i stawały się zbyt samodzielne w oczach Kremla. Brygady Wagnera zostały wysłane przeciwko tym grupom, by aresztować ich przywódców oraz neutralizować formacje, konfiskując broń i sprzęt. Czasem uciekano się do radykalnych metod. Najemnicy byli zaangażowani w zabójstwo kilkunastu przywódców separatystów, w tym charyzmatycznego Aleksandra Bednowa, pseudonim Batman, zabitego w zasadzce 1 stycznia 2015 roku w Ługańsku. Marat Gabidullin zaprzecza, jakoby brał udział w tych wydarzeniach. W naszych rozmowach nigdy nie wahał się określać konfliktu w Ukrainie mianem wojny bratobójczej czy wielkiego błędu Kremla. Błędu, który przerodził się w zbrodnię, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę w lutym 2022 roku. Ta wojna przekonała Gabidullina do przełamania oporów. Na kartach tej książki po raz pierwszy zwierza się ze swojej pierwszej misji dla prywatnej firmy wojskowej. Opowiada o swoich doświadczeniach w Ukrainie, w których nie należy się doszukiwać żadnych szlachetnych motywacji, takich jak walka przeciwko dżihadystom z Państwa Islamskiego. Jest to mało chwalebny epizod, plama na życiorysie, wypadek przy pracy. Wówczas jednak nie stanowił powodu do opuszczenia szeregów grupy Wagnera.

Po misji w Donbasie Marat dostaje awans. Z prostego żołnierza staje się dowódcą jednostki rozpoznawczej i pod koniec 2015 roku wyjeżdża do Syrii. Będzie tam cztery razy, aż do 2019 roku, łącznie dwa i pół roku. Nielegalny żołnierz, bez sztandaru, oddelegowany w imię interesów Rosji i jej sojusznika – reżimu Baszara al-Asada. Syryjski dyktator był wówczas pierwszym przywódcą, który skorzystał z usług grupy Wagnera. W tamtym czasie Marat nie interesował się geopolityką, wystarczały mu wyjaśnienia kierownictwa w kwestii misji, jaką miał wypełnić ponad trzy tysiące kilometrów od własnego domu. „Powiedzieli nam: »Jest tam taki supergość, prezydent Baszar al-Asad, i ten gość, praktycznie sam na czele swej bohaterskiej armii, usiłuje przeciwstawić się światowemu imperializmowi. I ten porządny gość potrzebuje pomocy, kropka«”. Nikt nie kwestionuje rozkazów. Wtedy, we wrześniu i październiku 2015 roku, panował nastrój optymizmu. Rosja właśnie oficjalnie ogłosiła podjęcie w tym kraju interwencji wojskowej, która miała wspomóc będący u kresu sił reżim syryjski. Najemnicy, uzbrojeni i wyposażeni przez rosyjskie Ministerstwo Obrony, sądzili, że mają wsparcie całej floty sił powietrznych swego kraju. Podczas gdy żołnierze armii regularnej chronią ich z powietrza, najemnicy wykonują w terenie brudną robotę. Wysyła się ich na wszystkie operacje lądowe, które mają wspomóc syryjską armię, wyczerpaną kilkuletnią wojną domową.

To właśnie w ten świat wprowadza nas autor. Zanurzenie się w nim jest całkowite. Marat opisuje warunki życia, walki, frustracje z powodu porażek i euforię wynikającą z drobnych zwycięstw. Jest tajnym świadkiem wojny, którą zajmowały się wszystkie międzynarodowe media, ale przedstawia ją z innego punktu widzenia. Od wewnątrz. Z głębi trzewi. Jest to relacja prawdziwsza niż wszystko, co do tej pory napisano na ten temat. Począwszy od werbunku po rozlokowanie i opis operacji bojowych, przykuwa uwagę czytelnika, sadzając go w punkcie widokowym na syryjskiej pustyni, nad którą świszczą pociski grad¹ i rozbrzmiewają okrzyki walczących stron.

Marat ujawnia również kilka cennych informacji na temat funkcjonowania grupy Wagnera. Jej członkowie nie podlegają rozkazom rosyjskich dowódców wojskowych. W Syrii szczegóły ich misji zapadają na wyższym szczeblu, wśród rosyjskich i syryjskich generałów, którzy, nawiasem mówiąc, w książce mocno za to obrywają. Marat krytykuje wady syryjskiej armii, niezdolnej do walki nawet przy wsparciu rosyjskich sił specjalnych, lotnictwa i artylerii. „To my odwalaliśmy całą robotę” – podkreśla. Jak w Palmyrze na początku 2016 roku. Słynne starożytne miasto zostało zdobyte po raz pierwszy przez Państwo Islamskie w maju 2015 roku, zanim w marcu 2016 roku przeszło w ręce członków grupy Wagnera. Podczas tej bitwy najemnicy przechodzą do ofensywy. Wojsko syryjskie pozostaje na tyłach i wyrusza na front dopiero po ustąpieniu wroga. „Armia syryjska przybyła zaraz po tym, by zapozować do zdjęcia” – wzdycha poirytowany Marat. „Byli tak słabi, że nie mogli nawet utrzymać tej symbolicznej pozycji”. W grudniu 2016 roku Palmyra ponownie przeszła w ręce Państwa Islamskiego, wroga, którego Marat opisuje słowami „niebezpieczny, bezlitosny, sadystyczny, mobilny i bardzo zmotywowany dzięki ideologicznemu praniu mózgu. To rak, którego częściowo pomogłem się pozbyć”.

Inną jego misją na terenie Syrii było utworzenie i przygotowanie lokalnych oddziałów milicji. Marat otrzymał zadanie wyszkolenia żołnierzy z Sokołów Pustyni, paramilitarnej organizacji, która miała stać się oddziałem armii syryjskiej – rodzajem prywatnej firmy wojskowej, ale włączonej w szeregi oficjalnych sił. W przeciwieństwie do grupy Wagnera tego typu oddziały mogą w Syrii działać legalnie. Później Gabidullin dowodził grupą syryjskich bojowników zwaną Isis Hunters (Łowcy ISIS). Jest to filia grupy Wagnera, składająca się z lokalnych bojowników, uzbrojonych, dowodzonych i opłacanych przez Rosjan. Od tego czasu niektórzy z syryjskich najemników dołączyli do szeregów Firmy i są rozmieszczani wraz z najemnikami rosyjskimi na obszarach innych działań, takich jak Libia czy Republika Środkowoafrykańska.

Poza szczegółowym opisem przebiegu kampanii syryjskiej siła tej książki tkwi w mieszaniu surowych faktów i prawd z przygodą w jej romantycznym znaczeniu. Jest to historia o czymś pomiędzy: pomiędzy czasem naiwną wręcz epopeją a prawdziwą przemocą. U jej podstaw leżą sprzeczności. Niedopowiedzenia ukryte są między wierszami. Na przykład, gdy mowa o metodach stosowanych przez najemników Wagnera, podczas naszych rozmów Marat wspominał o „naruszaniu konwencji genewskich”, między innymi o systematycznej grabieży stref, nad którymi przejęli kontrolę. Gabidullin jest przekonany, że w Syrii był jednym z tych „dobrych”, którzy przybyli, by wyeliminować tych „złych”, dlatego uważa, że zamieszkanie w jednym z domów i wypędzenie z niego całej rodziny jest czymś całkiem normalnym. „Oczywiście czasem mogliśmy wykorzystywać sytuację. Gdy byliśmy na zewnątrz w środku nocy, a lało jak z cebra i było zimno jak w psiarni, to wchodziliśmy do ciepłego domu. Przekonywaliśmy ludzi, którzy tam mieszkali, by zrobili nam miejsce”. Swoich jeńców, jak mówi, zawsze przekazywał „w dobrym stanie” syryjskim władzom. I przysięga, że nigdy nie torturował ani nie zabijał dla samego zabijania.

A jednak, w czasie kiedy pracował dla Wagnera, grupa najemników torturowała, rozczłonkowała i ścięła głowę syryjskiemu cywilowi, po czym podpaliła jego zwłoki. Zbrodnia ta została sfilmowana od początku do końca. Nagranie wyciekło do mediów społecznościowych w 2019 roku. Ofiara tej zbrodni i niektórzy jej sprawcy zostali zidentyfikowani przez niezależnych dziennikarzy, ale nie wszczęto żadnego postępowania karnego. Marat widział to nagranie. Potępia czyn, ale określa go mianem wpadki. Ot, „wybryk” kilku sadystów, którzy nie reprezentują całej grupy. „Z powodu tego epizodu Wagner ma na Zachodzie złą opinię. Trzeba ukarać sprawców, by oczyścić nas z tej plamy. Ale niesprawiedliwe jest określanie wszystkich naszych chłopaków mianem zbrodniarzy”.

Ale te „wpadki” zdarzały się częściej. W każdym kraju, w którym walczyły oddziały Wagnera, pojawiają się świadectwa okrutnych zbrodni oraz bezprecedensowej i nieuzasadnionej przemocy wobec ludności cywilnej. Gdy mówiłyśmy mu o innych okrucieństwach, o ofiarach, z którymi spotkałyśmy się osobiście, zwłaszcza w Republice Środkowoafrykańskiej, Marat sztywniał. Według niego nie ma żadnej metodologii ani systematycznego stosowania aktów przemocy. W jego wizji oddziały Wagnera to siły dobra, które działają przeciwko pladze zbrojnych buntowników czy radykalnego islamu, a także walczą ze światowym imperializmem, na którego czele stoją Amerykanie opętani ideą „zniszczenia wielkiej Rosji”.

Marat nie chciał nas słuchać. Jakby przyznanie się do tych zbrodni miało zniszczyć jego świat i jego moralność. „Nie wierzę w to; gdybym w to wierzył, to byłby koniec wszystkiego!” – powiedział podczas naszego ostatniego spotkania. Odmawiając potępienia, a tym samym kompromitacji, Marat nosi w sobie wszystkie rozterki, które narzuca mu lojalność.

Nie jest jednak ani naiwny, ani ślepy, a jego stosunek do Firmy zmieniał się z upływem lat. Potrafił się wycofać. Przede wszystkim rozumie, że poza funkcją polityczną grupa Wagnera jest maszynką do zarabiania pieniędzy dla tych, którzy stoją za jej sterami. Organizacje paramilitarne nie pracują za darmo. W Syrii, gdzie walczył Marat, najemnicy byli odpowiedzialni za odzyskanie kontroli nad terenami roponośnymi i gazonośnymi, które dostały się w ręce Wolnej Armii Syrii lub Państwa Islamskiego, a także za zapewnienie ochrony szybów naftowych. W zamian za to Firma otrzymała prowizję w wysokości 25% przychodów z wydobycia czarnego złota czy gazu, zgodnie z umową podpisaną w grudniu 2016 roku w Moskwie (według dziennikarzy rosyjskiego serwisu informacyjnego Fontanka) przez Evro Polis, spółkę kontrolowaną przez Jewgienija Prigożyna, i syryjskiego ministra ds. ropy naftowej i zasobów mineralnych. Z pewnością „kucharz Putina” stawia Wagnera w służbie geopolitycznych ambicji Kremla, utwierdza swój status i wpływy w mikrokosmosie rosyjskim, ale jednocześnie powiększa swój osobisty majątek dzięki lukratywnym kontraktom. W Republice Środkowoafrykańskiej w strefie jego oddziaływań znalazł się sektor wydobywczy (złoto i diamenty). Wagner kontroluje także lokalne służby celne, pobiera część ich dochodów. A jak twierdzi nasze źródło, wkrótce ludzie Prigożyna położą łapę na systemie podatkowym, by czerpać z niego korzyści. W Mali, gdzie rozlokowani są wagnerowcy, zastosowano ten sam schemat. Służby bezpieczeństwa Wagnera są opłacane z przychodów pochodzących z wydobycia surowców. Jak twierdzi amerykański generał Stephen Townsend, który kieruje Africom, dowództwem bojowym Departamentu Obrony USA w Afryce, junta sprawująca rządy w Bamako płaci wagnerowcom 10 milionów dolarów miesięcznie.

W tym kontekście życie najemnika, żołnierza widma, jest o wiele mniej warte niż ogromne interesy ekonomiczne struktury, która go zatrudnia. Oddziały Wagnera, niedysponujące wysokiej klasy sprzętem i bronią, a często wysyłane na pierwszą linię ognia, wielokrotnie doświadczały porażek i znaczących strat w ludziach. Bycie mięsem armatnim bardzo nie podobało się Maratowi. Złościło to człowieka, który stracił dziesiątki towarzyszy podczas akcji, który wykonując obowiązki służbowe, dwukrotnie został ciężko ranny na froncie syryjskim w walce o, jak sądził, słuszną sprawę.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_

------------------------------------------------------------------------

1 Grad – samobieżna wieloprowadnicowa wyrzutnia rakietowa.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: