Wakacje z krową, czołgiem i przestępcą - ebook
Ciąg dalszy przygód bohaterów książki „Bery, gangster i góra kłopotów”.
Tym razem Kuba i Wojtek robią wszystko, by uniknąć wakacji na wsi – są przekonani, że będą się tam śmiertelnie nudzić. Niestety, wyjazd dochodzi do skutku. Szybko jednak okazuje się, że lato wcale nie będzie monotonne… Za chłopcami podąża przestępca!
„Wakacje z krową, czołgiem i przestępcą” to pełna humoru opowieść o przygodach dwóch najlepszych przyjaciół, która porusza również ważne tematy: trudności dzieci z rozbitych rodzin, wyjątkową więź między wnukiem a dziadkiem oraz lęk przed odrzuceniem.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Dzieci 6-12 |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-272-9490-6 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wakacje zaczęły się wesoło, od wyprawy na cmentarz. Nikt nie umarł, więc naprawdę było wesoło. Dziadek Andrzej chciał wybrać sobie „miejsce na wieczne odpoczywanie” i wziął mnie ze sobą, żebym mu w tym doradził. Wojtek, mój najlepszy przyjaciel, też z nami poszedł, bo zazwyczaj wszędzie chodzimy razem.
Nawet mi do głowy nie przyszło, że z powodu tej wyprawy dziadek ściągnie na mnie i na Wojtka masę kłopotów. Ale nie mam do niego pretensji, nie mógł wiedzieć, co będzie potem. Nikt nie potrafi przewidzieć przyszłości, nawet Wojtek, chociaż ma wyobraźnię wielką jak ocean.
O kłopotach opowiem wam jednak później, bo nie powinienem zaczynać od środka, tylko od początku, no nie?
No więc wybraliśmy się na cmentarz. Oczywiście nie powiedzieliśmy o tym siostrze Wojtka, Aśce, ani jej koleżance, Milenie. One zbyt często nas pouczają, a wakacje to pora na zabawę, a nie na słuchanie, jak się ktoś wymądrza.
– Najlepiej byłoby leżeć na górce, bo tam mniej wilgoci, i drzewko jakieś by się przydało – mówił dziadek Andrzej, rozglądając się po cmentarzu.
– Dziadku, po co ci drzewko przy grobie? – spytałem.
– Żeby było zielono, żeby szumiało mi różne melodie…
– Puszczę ci jakieś nagrane.
– Ej, pewnie nie będziesz miał czasu, żeby do mnie przychodzić – westchnął dziadek.
– W wakacje jest dużo czasu, przyjdę… Dziadku, ale jeszcze nie umierasz, co? – Chciałem się upewnić, że to szukanie miejsca na grób jest tylko na niby.
– Nie, nie, tylko mądrze się przygotowuję do ostatniej podróży. Jak wszystko będzie załatwione, to zacznę żyć, że hej!
– Zabalujesz? Hi, hi! – Stłumiłem śmiech, bo jakaś pani aż obejrzała się za mną.
A ja tylko wyobraziłem sobie dziadka, który pędzi dwieście kilometrów na godzinę jakąś odrzutową hondą bez tłumika, wysiada przed dyskoteką i baluje do rana. No sami powiedzcie, czy to nie śmieszne?
– Wiesz co, ja już wiem, po co dziadkowi Andrzejowi to „miejsce na wieczne odpoczywanie”. – Wojtek dał mi znak, bym zwolnił. – On chce na nim zarobić! – wyszeptał.
– Zgłupiałeś?! – Nie mogłem pojąć, co Wojtek ma na myśli.
– Nie rozumiesz?! Kupi najlepszą działkę na górce, a potem odsprzeda ją z zyskiem. Myślisz, że tylko dziadek chciałby leżeć na górce pod drzewkiem? Na pewno takich jest więcej.
Z wrażenia chyba otworzyłem buzię.
– Jeśli postawi pomnik na działce, to sprzeda ją z wyposażeniem i zarobi jeszcze więcej. Mama handluje takimi mieszkaniami: z wyposażeniem i bez wyposażenia, ale te z wyposażeniem są droższe! – przekonywał Wojtek.
Zerknąłem na dziadka, który z uwagą czytał napisy na pomnikach. Czasami mówił, że zagra na giełdzie, żeby nosić w portfelu coś więcej niż powietrze, jednak nie przypuszczałem, że wpadnie na jeszcze lepszy pomysł.
Postanowiłem jak najszybciej opowiedzieć rodzicom o pobycie na cmentarzu. Ucieszą się, że dziadek będzie miał pełny portfel.
Gdybym wiedział, jakie nieszczęście z tego wyniknie, to zacisnąłbym usta i nie pisnął ani słowa. Zmarnowałem sobie wakacje przez gadulstwo. Aż mi siebie żal…ZŁOŚLIWA PRALKA
Nie tylko wyprawa na cmentarz przyczyniła się do mojego nieszczęścia. Zawinił też Adam, mój starszy brat, który skończył podstawówkę i dostał się do liceum, ale chyba najbardziej zawiniła nasza pralka, dlatego najpierw opowiem o niej.
Gdy wróciliśmy z cmentarza, nikogo nie było w domu. Szkoda, bo rodzice może powstrzymaliby dziadka. On czasami mówi: „Powinienem zrobić coś użytecznego” i bierze się do sprzątania albo innych takich tam niepotrzebnych rzeczy. Tym razem postanowił zrobić pranie.
Pralka zawarczała dziwnie, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że nawet ona jest przeciwko mnie. Dopiero gdy rodzice wrócili z pracy i mama wyjęła uprane rzeczy, wydało się, jaką mamy złośliwą pralkę.
– Ręce opadają! – jęknęła mama. – Marek, popatrz! – zawołała tatę.
Obaj zajrzeliśmy do łazienki. W misce leżały mokre rzeczy, wszystkie w jednym kolorze – czarnym.
– O?! – zdziwiłem się, bo pamiętałem, że jeszcze przed praniem były białe.
Mama nerwowo przerzucała rzeczy, aż znalazła czarne rajstopy.
– No właśnie, to one farbują! – wykrzyknęła, jakby wykryła wroga. – Tato! – zwróciła się do dziadka Andrzeja. – Tyle razy prosiłam, żebyś nie prał czarnych rzeczy z białymi! Tyle razy!… A najlepiej w ogóle nic nie rób, tylko odpoczywaj – dodała już spokojniej.
– Przepraszam, nie zauważyłem tych rajstop – rzekł dziadek.
Wrócił do swego pokoju i wtedy w domu zrobiło się bardzo cicho. Tak cicho, że aż dzwoniło w uszach. Zajrzałem do dziadka. Siedział w fotelu, trzymał w dłoniach karty do gry, ale nie układał pasjansa jak zwykle, tylko wpatrywał się w swoje kapcie. Chyba zmartwił się tymi ufarbowanymi rzeczami.
– To niedobra pralka – powiedziałem.
Dziadek nawet na mnie nie spojrzał.
– Nie, dziecko, to starość – odparł.
On czasami nic nie rozumie. Pralka nie jest stara, tylko niedobra. Pożera różne rzeczy. Naprawdę! Najczęściej skarpetki. Potem mama się złości, że są nie do pary. Widocznie teraz maszyna postanowiła farbować rzeczy. Dziadek pewnie tego nie ogarnia, bo nie zna się na pralkach automatycznych, mama jednak nie powinna na niego krzyczeć.
Powiedziałem jej to i dodałem, że dziadek wkrótce zarobi dużo pieniędzy, bo będzie sprzedawał działki na cmentarzu, a Wojtek powiedział, że na takich działkach można się wzbogacić. Wszyscy wiedzą, że jego mama sprzedaje mieszkania i działki, więc Wojtek wie, co mówi, i w tym wypadku nie fantazjuje.
– Szukaliście miejsca na grób?! – Mama wydawała się zdruzgotana.
– Gdy zarobimy, odkupimy ci te rzeczy, które zafarbowały. – Złożyłem obietnicę za dziadka, bo on na pewno zaproponowałby to samo.
– Matko święta! – Mama pospiesznie zamknęła się z tatą w pokoju, więc nie wiem, czy się ucieszyła.
Trochę czasu upłynęło, zanim tak ułożyłem ucho na dziurce od klucza, że słyszałem, co mówią. Niestety, nie rozmawiali o zarobku ani się nie cieszyli. Mama stwierdziła, że dziadek stracił chęć do życia, źle wygląda, niknie w oczach i dlatego należy go wysłać na wieś do cioci Agnieszki, by odpoczął.
„Od czego dziadek ma odpoczywać? Przecież nic nie robi” – dziwiłem się.
– To nawet rozwiązuje nam problem z Kubą – powiedziała mama.
Ze mną? Przycisnąłem ucho do drzwi, aż zabolało.
– Trochę zbyt pochopnie obiecaliśmy mu wyjazd na kolonie. Teraz, gdy czeka mnie pobyt w szpitalu, choćby i kilkudniowy, wolałabym na ten czas oddać go w pewne ręce – ciągnęła mama. – Ciocia Agnieszka to nie jakaś obca wychowawczyni, więc…?
– Absolutnie – odparł tata.
– Wyślemy na wieś dziadka i Kubę. Dziadkowi dobrze to zrobi, Kubuś spędzi wakacje na wsi, a ja nie będę się martwiła, że zostawiam ci ich na głowie. – Mama wydawała się zadowolona.
Tata przytaknął i ruszył ku drzwiom. Odskoczyłem aż pod ścianę.
– Rozerwałbyś jakoś dziadka, co? – popatrzył na mnie pytająco.
– Ja?! – Tak mnie zaskoczył tym „rozrywaniem dziadka”, że nie zdążyłem wykrzyknąć: „Nie zgadzam się na żaden wyjazd na wieś! Nie pojadę!”.
Drim-drim-dram! – zadzwonił telefon. Tata odebrał i zaraz wyszedł.
To niemożliwe, to nie może być prawda. Rodzice mi obiecali, że w tym roku wyjadę na prawdziwe kolonie, w góry. Obiecali jeszcze w Boże Narodzenie. Wszystkim w klasie o tym powiedziałem. Nie mogę nie pojechać. Będą się ze mnie śmiać. Dzieciaki z klasy jeżdżą na kolonie, a ja mam tylko lato w mieście i lato w mieście! To niesprawiedliwe!
No i się wydało… Zamierzałem wam się pochwalić, że jadę na kolonie, i wcale nie mówić, że jeszcze na żadnych nie byłem. Teraz jednak muszę powiedzieć. Trudno…
„Trzeba było nie podsłuchiwać przez dziurkę od klucza! Na pewno coś źle usłyszałem!” – wytłumaczyłem sobie w duchu.
Popatrzyłem na mamę. Prała w rękach ufarbowane rzeczy i złościła się, że farba nie schodzi.
„Jeśli nie będę się dopytywał, to nic się nie stanie – pomyślałem. „Mam obiecany wyjazd na kolonie? Mam! I o niczym innym nie chcę słyszeć!”.
Niestety, usłyszałem, a wszystko dlatego, że są na świecie telefony. Gdyby ich nie było, byłbym szczęśliwszy.