Wakacje z szejkiem - ebook
Wakacje z szejkiem - ebook
Szejk Idris Baddour podczas przyjęcia w Londynie spotyka Arden Willis, dziewczynę, z którą przed laty podczas wakacji przeżył romans. Arden wciąż go pociąga, lecz jest zaręczony z księżniczką Ghizlan i musi unikać skandalu. Wkrótce jednak dowiaduje się, że Arden ma syna. Prasa spekuluje, kto jest ojcem, lecz szejk zna odpowiedź na to pytanie…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3702-4 |
Rozmiar pliku: | 740 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
‒ Pozwól, że pogratuluję ci jako pierwszy, kuzynie. Żyj długo i szczęśliwie ze swoją księżniczką – powiedział Hamid z promiennym uśmiechem.
Wzruszony serdecznością kuzyna, Idris przywołał uśmiech na twarz. Chociaż nie łączyła ich bliska więź, brakowało mu go, gdy obaj ułożyli sobie życie w odległych miejscach: Idris w Zahracie, a Hamid na uczelni w Stanach Zjednoczonych.
‒ Jeszcze nie jest moja – przypomniał półgłosem, świadomy, że mimo gwaru rozmów ktoś ciekawski mógłby ich podsłuchać.
Hamid zrobił wielkie oczy za okularami bez oprawek.
‒ Czyżbym popełnił nietakt? Słyszałem…
– Dobrze usłyszałeś – uciął krótko Idris.
Nikt go nie zmuszał do małżeństwa. Szejk Idris Baddour rządził niepodzielnie swoim państwem, Zahratem. Był opiekunem narodu i obrońcą uciśnionych. Jego słowo stanowiło prawo nie tylko w kraju, lecz również i tu, w okazałej ambasadzie w Londynie.
Lecz decyzję o małżeństwie podjął niezupełnie z własnej woli. Los mu wybrał narzeczoną. Planował ją poślubić ze względów dyplomatycznych, by zapewnić stabilizację w regionie, a dynastii spadkobierców, i mimo nowoczesnych poglądów przekonać konserwatywnych oponentów, że zasługuje na tron.
Przeprowadził reformy w Zahracie, lecz starzy politycy nadal postrzegali go jako niedoświadczonego młokosa, jak wtedy, gdy objął władzę w wieku dwudziestu sześciu lat. Nie ulegało wątpliwości, że przez aranżowane, dynastyczne małżeństwo zyska autorytet, którego nie zapewniły mu ani mocne rządy, ani najzręczniejsze zabiegi dyplomatyczne.
‒ Jeszcze się oficjalnie nie zaręczyliśmy – wyjaśnił Hamidowi. – Wiesz, jak powoli idą negocjacje.
‒ Mimo wszelkich przeszkód uważam cię za szczęściarza. Księżniczka Ghizlan jest piękna i inteligentna. Będzie wspaniałą żoną.
‒ Z całą pewnością. Dziękuję, Hamidzie.
Idris zerknął na przyszłą małżonkę. Krwistoczerwona suknia opinała doskonałą figurę klepsydry. Jej znajomość sytuacji politycznej, urok osobisty i pewność siebie gwarantowały aprobatę narodu.
Szkoda tylko, że nie czuł radości nawet na myśl o nocy poślubnej z tą pięknością.
Zbyt wiele godzin spędził na żmudnych negocjacjach z dwoma sąsiadującymi krajami. Zbyt wiele wieczorów walczył o przeprowadzenie reform staroświecko zarządzanego państwa. A wcześniej przeżył zbyt wiele nic nieznaczących, powierzchownych romansów.
Lecz wysoko cenił sobie korzyści, jakie przynosił ten związek. Księżniczka Ghizlan, córka władcy sąsiedniego kraju, zapewniała długo wyczekiwany pokój pomiędzy zwaśnionymi narodami. Zdrowa i piękna, stanowiła też wymarzony materiał na matkę następców tronu. Krajowi nie groziłby już kryzys dynastyczny jak po przedwczesnej śmierci jego wuja. Tłumaczył sobie, że w noc poślubną pożądanie samo przyjdzie. Spróbował sobie wyobrazić czarne włosy na poduszce, lecz zamiast nich oczami wyobraźni zobaczył złociste.
‒ Zorganizuj ceremonię w Zahracie, a nie w tym zimnym, pochmurnym kraju – doradził Hamid.
‒ Anglia ma wiele zalet.
‒ Oczywiście. Przede wszystkim piękne kobiety. Chciałbym, żebyś poznał jedną z nich.
Idris osłupiał.
‒ Chyba wyjątkową, skoro cię zainteresowała.
‒ O tak – potwierdził Hamid. – Dzięki niej zweryfikowałem poglądy na życie.
‒ Studentka czy uczona?
‒ Nie. O wiele bardziej interesująca.
Idris zaniemówił z wrażenia. Mężczyźni z jego rodu zwykle unikali poważnych związków. Sam do nich wcześniej należał. Jego ojciec romansował na potęgę nawet po ślubie. A poprzedni szejk, wuj Idrisa, tak zasmakował w niezliczonych kochankach, że nie zdążył przed śmiercią spłodzić legalnego następcy. Dlatego wybrano Idrisa, ponieważ Hamida, równie bliskiego krewnego zmarłego szejka, władza nie interesowała. Zafascynowany historią, został na uniwersytecie i postanowił poświęcić życie badaniom naukowym.
‒ Czy poznam dzisiaj to cudo? – zażartował Idris.
‒ Wyszła do łazienki. O, już wraca. Prześliczna, prawda?
Tylko zakochany potrafił wypatrzyć obiekt swych westchnień w gęstym tłumie. Idris podążył za jego wzrokiem, ale nie potrafił odgadnąć, czy kuzynowi chodzi o wysoką brunetkę w czerni, czy o blondynkę z mnóstwem biżuterii. Bo chyba nie o roześmianą kokietkę z wielkimi pierścieniami na prawie każdym palcu? W pewnym momencie dostrzegł jeszcze jedwab czyjejś seledynowej sukni, cerę białą jak mleko i złociste włosy, lśniące jak niebo o brzasku. Zaparło mu dech na ten widok, a serce przyspieszyło do galopu. Lecz zaraz zasłoniła ją grupa ludzi.
‒ Która to? – zapytał Hamida, zmienionym, jakby nie swoim głosem.
Postać nieznajomej przypomniała mu jedyną kochankę, którą musiał porzucić, zanim namiętność wygasła. Pewnie dlatego zrobiła na nim tak piorunujące wrażenie. Ale tamta nosiła kręcone włosy rozpuszczone, a nie spięte ciasno w konwencjonalny kok.
‒ Znikła mi z oczu. Zaraz jej poszukam, chyba że zechcesz zrobić sobie chwilę przerwy od wymogów dyplomatycznego protokołu.
Tradycja wymagała, by władca witał gości na złoconym tronie, umieszczonym na podwyższeniu. Idris zamierzał odmówić, ale pod wpływem impulsu zmienił zdanie. Od niepamiętnych czasów nie pozwolił sobie na luksus spontaniczności. Zatęsknił za chwilą wytchnienia od wypełniania obowiązków.
Zerknął na Ghizlan, zajętą zabawianiem rozmową dygnitarzy. Doskonale sobie radziła. Spojrzała na niego, posłała mu uśmiech, po czym wróciła do przerwanej konwersacji. Nie wątpił, że będzie doskonałą królową i świetną dyplomatką. Nie będzie za wszelką cenę zabiegała o jego uwagę jak większość byłych kochanek.
‒ Chodźmy, kuzynie – zadecydował w mgnieniu oka. – Chętnie poznam damę twego serca.
Przedarłszy się przez tłum, w końcu dotarli do blondynki o mlecznej cerze i subtelnej figurze w dopasowanej sukni, przylegającej do bioder i podkreślającej jędrność pośladków. Gdy zwróciła głowę ku Hamidowi, rozpoznał jej głos i profil: pełne wargi, drobny nosek i smukłą, długą szyję. Ją jedną zapamiętał wśród wielu kobiet, które przeszły długim szeregiem przez jego życie. Ogarnęła go zazdrość, że należy teraz do Hamida.
‒ Pozwól, Arden, że przedstawię cię mojemu kuzynowi, Idrisowi, szejkowi Zahratu.
Arden dokładała wszelkich starań, żeby nie okazać zdenerwowania spotkaniem pierwszego w życiu szejka. Już samo uczestnictwo w przyjęciu dla sławnych i bogatych stanowiło nie lada wyzwanie. Dzieliła ją od nich przepaść. Zwróciła ku niemu głowę i omal nie upadła na widok twardych rysów, wyglądających jak wyrzeźbione przez pustynny wiatr. Świat przestał dla niej istnieć, nogi odmówiły posłuszeństwa.
Nie potrafiła oderwać oczu od wysokich kości policzkowych, orlego nosa, mocnej linii żuchwy i gęstych, czarnych brwi. Nozdrza mu zafalowały, jakby wyczuł coś nieoczekiwanego. Oczy, czarne jak pustynna burza, obserwowały, jak drgnęła, chwytając za ramię Hamida w poszukiwaniu oparcia.
Nie wierzyła własnym oczom. Tłumaczyła sobie, że to nie on, że niemożliwe, żeby go znała, ale żaden argument nie trafiał jej do przekonania. Bezbłędnie rozpoznała człowieka, który radykalnie odmienił jej życie. Ukradkiem zerknęła w kierunku obojczyka w poszukiwaniu blizny po upadku z konia, ale zakrywał ją kołnierzyk. Najchętniej poprosiłaby, by go rozpiął, ponieważ mimo władczej postawy i poważnej miny do złudzenia przypominał Shakila.
‒ Arden, czy dobrze się czujesz? – wyrwał ją z osłupienia pełen troski głos Hamida.
Dotyk ciepłej dłoni wyrwał ją z osłupienia i uświadomił, że traktuje ją jak kogoś więcej niż koleżankę. Mimo wdzięczności nie mogła go zwodzić.
‒ Zaraz dojdę do siebie – zapewniła nieco drżącym głosem, nie odrywając wzroku od szejka.
Tłumaczyła sobie, że nawet gdyby to faktycznie był Shakil, to żaden cud, lecz kolejna gorzka lekcja. Ten człowiek wykorzystał ją i porzucił. Uprzejmie skłoniła głowę.
‒ Miło mi poznać Waszą Wysokość. Mam nadzieję, że Wasza Wysokość dobrze się czuje w Londynie.
Czy powinna się ukłonić? Sroga mina i napięta postawa szejka nasunęły jej podejrzenie, że go obraziła. Wyglądał jak wojownik, gotowy do walki. Długo milczał, zanim w końcu przemówił:
‒ Witam w mojej ambasadzie, panno…
‒ Wills, Arden Wills – podsunął Hamid, ponieważ Arden odebrało mowę.
‒ Panno Wills – powtórzył tak wolno, jakby wypowiedzenie łatwego nazwiska sprawiało mu trudność.
Arden z trudem dochodziła do siebie po szoku. Jego głos brzmiał jak głos Shakila. Wyglądał też niemal identycznie, albo raczej tak jak wyglądałby Shakil, gdyby porzucił beztroski tryb życia i spoważniał po upływie kilku lat. Miał tylko nieco bardziej pociągłą twarz i srogą minę, jakby zaraz miał zrzucić doskonale skrojony zachodni strój, wsiąść na bojowego rumaka i wyruszyć na wojnę.
Coś powiedział, ale zamęt w głowie nie pozwolił jej wychwycić sensu jego słów. Zamrugała powiekami i spróbowała zrobić krok do przodu, ale się zachwiała. Hamid natychmiast przyciągnął ją do siebie.
‒ Wybacz, nie powinienem nalegać, żebyś przyszła ze mną. Nie jesteś w formie.
Arden zesztywniała, spostrzegłszy, że szejk gwałtownie nabrał powietrza. Bardzo lubiła Hamida, ale nie miał prawa traktować jej jak podopiecznej. Poza tym od dawna nie pragnęła dotyku mężczyzny.
‒ Już wyzdrowiałam – wymamrotała z wysiłkiem.
Niedawno przeszła grypę, co stanowiło doskonałe wytłumaczenie nagłego osłabienia i zawrotów głowy.
Odstąpiła od niego, tak żeby musiał opuścić rękę i ponownie spojrzała w ciemne oczy. Tłumaczyła sobie, że nie może znać egzotycznego szejka. Shakil był studentem, a nie władcą państwa.
‒ Dziękuję Waszej Wysokości za zaproszenie na to wspaniałe przyjęcie – odpowiedziała uprzejmie, choć najchętniej umknęłaby choćby na koniec świata. Zmobilizowała wszystkie siły, żeby nie upaść.
Badawcze spojrzenie szejka wskazywało, że odczytał jej myśli, bo zapytał:
‒ Czy na pewno dobrze się pani czuje? Wygląda pani, jakby nie mogła ustać na nogach.
‒ Dziękuję za troskę, ale to tylko skutek zmęczenia po ciężkim tygodniu. Bardzo przepraszam, ale najlepiej będzie, jak wrócę do domu. Ty, Hamidzie, zostań. Dam sobie radę sama.
Ale Hamid nie słuchał.
‒ Wykluczone. Idris nie będzie miał nic przeciwko temu, że cię odprowadzę i wrócę.
Arden spostrzegła, że szejk zmarszczył gęste brwi, ale nie dbała o to, czy go nie urazi przedwczesnym opuszczeniem przyjęcia. Miała poważniejsze problemy do rozstrzygnięcia: jak uprzejmie, ale stanowczo zahamować romantyczne zapędy Hamida, żeby nie zerwać przyjaźni?
Jak to możliwe, że szejk tak bardzo przypominał pod każdym względem mężczyznę, który postawił jej świat do góry nogami? I co najważniejsze: jak to możliwe, że nadal tęskniła za kimś, kto zrujnował jej życie?
Bezsenna noc nie przyniosła Arden ukojenia. W niedzielę mogłaby sobie pozwolić na dłuższy odpoczynek po całym tygodniu pracy w kwiaciarni, ale wolałaby pracować niż roztrząsać wynikłe poprzedniego dnia problemy.
Życie nauczyło ją, jak niebezpieczną pułapką bywa pożądanie, a zwłaszcza miłość i wiara, że coś dla kogoś znaczy.
Cztery lata temu pojęła, że była naiwna. Udowodniła to brutalna rzeczywistość. Ale doświadczenie nie stłumiło tęsknot, które obudziło jedno spojrzenie w oczy władcy Zahratu.
Nawet teraz, o pierwszych promieniach brzasku, była niemal pewna, że to Shakil, że nie rozpoznał jej tylko dlatego, że stracił pamięć wskutek jakiegoś wypadku, ale wcześniej szukał jej po całym świecie. Rozsądek podpowiadał, że to czyste mrzonki. Przecież Shakil mógłby ją znaleźć, gdyby tylko zechciał. Nie ukrywała swej tożsamości.
Lecz on uwiódł niedoświadczoną, niewinną Angielkę na pierwszych zagranicznych wakacjach i bez skrupułów porzucił. I tylko jej romantyczna dusza szukała podobieństwa w każdym młodym mężczyźnie, pochodzącym z tamtych okolic. Czyż nie odnalazła go w rysach Hamida tamtego dnia w British Museum? Ujął ją miłym uśmiechem i poważnym podejściem do dzieł sztuki, gdy opowiadał o flakonikach na perfumy i biżuterii na czasowej wystawie zabytków Zahratu. Stanowił jakby spokojniejszą, bardziej powściągliwą wersję Shakila. Nic dziwnego, że jego kuzyn zrobił podobne wrażenie. Być może sztywne, ciemne włosy i szerokie ramiona stanowiły wspólną cechę mieszkańców tego kraju?
Obecnie miała dość mężczyzn z Zahratu, łącznie z Hamidem, który z gospodarza domu i przyjaciela nieoczekiwanie zaczął kandydować na sympatię. Jak to się stało? Dlaczego wcześniej nie dostrzegła oznak osobistego zainteresowania?
Zacisnąwszy zęby, narzuciła stary sweter i ostrożnie, żeby nikogo nie obudzić, otworzyła szafkę ze środkami czystości. Ponieważ zawsze najlepiej myślała przy pracy, wzięła szczotkę i pastę do wyrobów mosiężnych, żeby wyczyścić kołatkę przy drzwiach i skrzynkę na listy.
Ledwie zaczęła, usłyszała, że ktoś schodzi z klatki schodowej na chodnik ponad jej sutereną. Rozpoznała kroki mężczyzny. Cichutko otworzyła puszkę i nałożyła trochę pasty na kołatkę. Postanowiła przeczekać, aż Hamid sobie pójdzie.
‒ Arden! – zawołał z góry aksamitny głos.
Arden zamrugała powiekami i wbiła wzrok w czarną powierzchnię drzwi. Chyba ponosiła ją wyobraźnia, ponieważ przez cały wieczór wspominała Shakila.
Lecz teraz odgłos kroków zabrzmiał na schodach prowadzących na maleńkie podwórko przed jej mieszkaniem w suterenie. Zamarła w bezruchu. Nie, nie uległa złudzeniu. Odwróciła się i puszka pasty z brzękiem spadła na płyty chodnikowe.