Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Wałbrzych. Tajna gra - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
14 kwietnia 2025
E-book: EPUB, MOBI
44,99 zł
Audiobook
44,99 zł
44,99
4499 pkt
punktów Virtualo

Wałbrzych. Tajna gra - ebook

Trwa wojna w Ukrainie. Polskie służby specjalne zwalczają wrogą agenturę, a tymczasem wzrasta zagrożenie rosyjską dezinformacją i dywersją.

Ambasada RP w Buenos Aires otrzymuje tajemniczy list, który zawiera informacje dotyczące ukrytego na terenie Polski hitlerowskiego depozytu. Wszystko wskazuje na to, że będzie go można wykorzystać przeciwko Rosji. Do wyjaśnienia tej sprawy zostaje zobowiązana podporucznik Hanna Linka, funkcjonariuszka ABW. Młoda, niedoświadczona oficer nie domyśla się, że tak naprawdę weźmie udział w precyzyjnie zaplanowanej grze kontrwywiadowczej. W rzeczywistości staje przed wyzwaniem, którego stawką będzie nie tylko bezpieczeństwo kraju, ale także jej własne życie.

Fabuła nawiązuje do wydarzeń z bestsellerowej powieści „Wałbrzych. Ściśle tajne”.

Książka powstała bez korzystania z technologii AI. Jest wyłącznie rezultatem pracy i pomysłowości autora.

 

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788368264197
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Nuda… Nuda… Nuda… Han­na pa­trzy­ła z prze­ra­że­niem na po­ka­źną ster­tę do­ku­men­tów. Mia­ła wra­że­nie, że wci­ąga ją biu­ro­kra­tycz­na, ce­lu­lo­zo­wa otchłań, któ­ra za­skle­piw­szy się nad nią, za chwi­lę unie­mo­żli­wi od­dy­cha­nie. Po­my­śla­ła, że po­dob­ne od­czu­cia mu­sia­ły to­wa­rzy­szyć lu­dziom to­nącym w wo­dzie i usi­łu­jącym za­czerp­nąć ostat­nie w ży­ciu hau­sty po­wie­trza. Ten su­ge­styw­ny ob­raz spra­wił, że zro­bi­ła o wie­le głęb­szy wdech niż zwy­kle. Od­ruch mło­de­go, zdro­we­go or­ga­ni­zmu oka­zał się zba­wien­ny. Zwi­ęk­szo­na daw­ka tle­nu wy­ha­mo­wa­ła po­tężnie­jącą w za­wrot­nym tem­pie fru­stra­cję.

Pa­pie­rzy­ska co­dzien­nie te­sto­wa­ły jej obo­wi­ąz­ko­wo­ść, cier­pli­wo­ść oraz wia­rę w słusz­no­ść de­cy­zji o pod­jęciu słu­żby w ABW. Za­le­d­wie kil­ka mie­si­ęcy temu otrzy­ma­ła pro­mo­cję na pierw­szy sto­pień ofi­cer­ski i od tam­tej pory nie ro­bi­ła nic in­ne­go, tyl­ko zaj­mo­wa­ła się sor­to­wa­niem oraz opra­co­wy­wa­niem nie­zli­czo­nej ilo­ści no­ta­tek, spra­woz­dań, ra­por­tów i ze­sta­wień sta­ty­stycz­nych świad­czących o tym, że pra­ca w Agen­cji to­czy się pe­łną parą.

Nie tak to so­bie wy­obra­ża­ła. My­śla­ła, że będzie uczest­ni­czyć w wa­żnych śledz­twach, roz­wi­ązy­wa­niu za­wi­łych za­ga­dek, ak­cjach te­re­no­wych oraz wy­ko­rzy­sty­wać wie­dzę praw­ni­czą zdo­by­wa­ną przez pięć lat na uni­wer­sy­te­cie. A tu nic z tego!

Szu­ka­jąc po­cie­sze­nia, ro­zej­rza­ła się po po­miesz­cze­niu, gdzie znaj­do­wa­ło się jej biur­ko oraz oso­bi­sta sza­fa ognio­trwa­ła z zam­kiem nu­me­rycz­nym. „Po co mi ona, sko­ro ni­czym taj­nym się nie zaj­mu­ję?” – za­da­ła so­bie oczy­wi­ste py­ta­nie. W od­po­wie­dzi mi­mo­wol­nie prych­nęła, czym przy­ku­ła uwa­gę dwóch wspó­łto­wa­rzy­szy nie­do­li, któ­rzy dzie­li­li z nią po­kój słu­żbo­wy. W re­ak­cji na ich spoj­rze­nia wzru­szy­ła je­dy­nie ra­mio­na­mi i po­cie­szy­ła się, że fakt przy­dzie­le­nia jej sej­fu da­wał jed­na­kże na­dzie­ję na od­mia­nę sy­tu­acji. Ta kon­sta­ta­cja zmo­bi­li­zo­wa­ła mło­dą ofi­cer – sięg­nęła po pierw­szy do­ku­ment ze ster­ty.

Do­kład­nie w po­łud­nie za­dzwo­nił ma­jor Ma­daj­czyk, jej bez­po­śred­ni prze­ło­żo­ny. „Za go­dzi­nę idzie­my ra­zem do dy­rek­to­ra” – za­ko­mu­ni­ko­wał i od razu się roz­łączył.

Wia­do­mo­ść ze­lek­try­zo­wa­ła Han­nę. Ni­g­dy jesz­cze nie była wzy­wa­na do sa­me­go sze­fa De­par­ta­men­tu Dru­gie­go, a do tego ra­zem z na­czel­ni­kiem wy­dzia­łu!

Gdy tyl­ko uko­ńczy­ła kurs w ośrod­ku szko­le­nio­wym ABW, skie­ro­wa­no ją do De­par­ta­men­tu Po­stępo­wań Kar­nych. Ze względu na swo­je „cy­wil­ne” wy­kszta­łce­nie uzna­ła to za lo­gicz­ną ko­lej rze­czy. Nie na­rze­ka­ła jesz­cze wte­dy na biu­ro­kra­tycz­ny cha­rak­ter pra­cy, gdyż ob­co­wa­nie z ak­ta­mi było dla niej, jako praw­nicz­ki, czy­mś na­tu­ral­nym. Kie­dy po wy­bo­rach par­la­men­tar­nych opo­zy­cja prze­jęła wła­dzę, w Agen­cji do­szło do ka­dro­we­go „trzęsie­nia zie­mi”. Woj­na w Ukra­inie oraz wzmo­żo­na dzia­łal­no­ści ro­syj­skich i bia­ło­ru­skich słu­żb spe­cjal­nych w Pol­sce zmu­si­ły nowe kie­row­nic­two do prze­pro­wa­dze­nia wie­lu zmian. Wsku­tek tego Han­na zo­sta­ła prze­nie­sio­na do kontr­wy­wia­du i przy­dzie­lo­na do wy­dzia­łu kie­ro­wa­ne­go przez ma­jo­ra Ma­daj­czy­ka. Z po­cząt­ku cie­szy­ła się, gdyż li­czy­ła na od­mien­ny ro­dzaj słu­żby, lecz już po pierw­szym ty­go­dniu pra­cy na no­wym sta­no­wi­sku do­szła do wnio­sku, że źle tra­fi­ła.

***

Sie­dzie­li na nie­wy­god­nych krze­słach przed biur­kiem dy­rek­to­ra i cze­ka­li, aż ten za­ko­ńczy roz­mo­wę te­le­fo­nicz­ną. Gdy tak się sta­ło, Ma­daj­czyk od­chrząk­nął i ode­zwał się pierw­szy:

– Po­zwo­li pan, sze­fie, że przed­sta­wię nasz naj­now­szy na­by­tek. – Tu spoj­rzał na pod­wład­ną. – Pani pod­po­rucz­nik Han­na Lin­ka – szyb­ko za­ko­ńczył pre­zen­ta­cję.

– To pani jest ta Lin­ka – pu­łkow­nik Je­rzy Gon­ta­ra za­re­ago­wał dość wol­no, za­gląda­jąc jed­no­cze­śnie funk­cjo­na­riusz­ce głębo­ko w oczy.

Han­na tyl­ko ski­nęła po­twier­dza­jąco gło­wą. Jed­no­cze­śnie po­my­śla­ła, że dy­rek­tor mu­siał się nią już wcze­śniej in­te­re­so­wać, o czym świad­czy­ła for­mu­ła: „ta Lin­ka”.

Po krót­kiej po­ga­węd­ce na te­mat spe­cy­fi­ki pra­cy w kontr­wy­wia­dzie, pod­czas któ­rej mło­da ofi­cer za­pew­ni­ła, że jest „szczęśli­wa i wdzi­ęcz­na za prze­nie­sie­nie z De­par­ta­men­tu Po­stępo­wań Kar­nych”, Gon­ta­ra prze­sze­dł do rze­czy. Otwo­rzył mia­no­wi­cie szu­fla­dę biur­ka, skąd wy­jął podłu­żną bia­łą ko­per­tę. Po­ło­żył ją przed pod­po­rucz­nik i po­pro­sił ge­stem dło­ni, by się za­po­zna­ła z za­war­to­ścią.

Nie wy­jęła kart­ki od razu. Naj­pierw po­sta­no­wi­ła spraw­dzić, skąd list zo­stał wy­sła­ny i do kogo miał tra­fić. Ad­res na­pi­sa­no po hisz­pa­ńsku, lecz to nie prze­szko­dzi­ło jej w usta­le­niu, że od­bior­cą była pol­ska am­ba­sa­da w Bu­enos Aires. Pie­cząt­ka na znacz­ku do­wo­dzi­ła zaś, że pi­smo zo­sta­ło nada­ne w mie­ście La Pla­ta.

Z wnętrza ko­per­ty Han­na wy­jęła po­je­dyn­czą, zło­żo­ną na trzy części, za­dru­ko­wa­ną kart­kę. Zdzi­wi­ła się. Tekst był po pol­sku! Tak ją to za­cie­ka­wi­ło, że nie zwra­ca­jąc uwa­gi na prze­ło­żo­nych, za­bra­ła się do czy­ta­nia.

_Sza­now­ni Pa­ństwo!_

_Moje na­zwi­sko oraz to, kim je­stem, nie ma naj­mniej­sze­go zna­cze­nia dla spra­wy, któ­rą pra­gnę przed­sta­wić w ni­niej­szym li­ście. Nie będę jed­nak ukry­wać, że z pew­nych względów mu­szę za­cho­wać ano­ni­mo­wo­ść. Pro­szę wsza­kże, by nie mia­ło to wpły­wu na oce­nę wia­ry­god­no­ści po­da­nych prze­ze mnie in­for­ma­cji._

_Od po­nad trzy­dzie­stu lat miesz­kam w Ame­ry­ce Po­łu­dnio­wej, przy­na­le­żąc do nie­miec­kiej dia­spo­ry na tym kon­ty­nen­cie. Umo­żli­wi­ło mi to po­zna­nie wie­lu po­wo­jen­nych ucie­ki­nie­rów z Trze­ciej Rze­szy, a ta­kże licz­nych po­tom­ków ta­kich lu­dzi._

_Ostat­nio bra­łem udział w nie­zwy­kle cie­ka­wym spo­tka­niu to­wa­rzy­skim. Uczest­ni­czył w nim syn nie­ży­jące­go już ofi­ce­ra SS, któ­ry był człon­kiem spe­cjal­ne­go ko­man­da dzia­ła­jące­go w ty­si­ąc dzie­wi­ęćset czter­dzie­stym dru­gim roku w Kra­ju Kra­sno­dar­skim le­żącym w ów­cze­snym Zwi­ąz­ku Ra­dziec­kim. Na roz­kaz He­in­ri­cha Him­m­le­ra po­szu­ki­wał tam tzw. zło­ta scy­tyj­skie­go ze zbio­rów mu­zeum w Ker­czu na Kry­mie. We­dług jego słów skarb ten zo­stał prze­chwy­co­ny i wy­wie­zio­ny. Nie to jest jed­nak naj­istot­niej­sze. Otóż z opo­wie­ści wy­ni­ka­ło nie­zbi­cie, że te uni­ka­to­we w ska­li świa­to­wej za­byt­ki zo­sta­ły ukry­te w jed­nym z pol­skich miast, jako część wiel­kie­go de­po­zy­tu. Do­wie­dzia­łem się rów­nież, że oprócz dzieł sztu­ki zra­bo­wa­nych na Wscho­dzie za­wie­rał on jesz­cze ob­szer­ne ar­chi­wa do­ty­czące Ro­syj­skiej Bry­ga­dy Na­ro­do­wej SS oraz po­moc­ni­czych od­dzia­łów We­hr­mach­tu, SS i po­li­cji nie­miec­kiej dzia­ła­jących na te­re­nach ZSRR, a ta­kże do­ku­men­ty wy­two­rzo­ne przez tam­tej­sze ad­mi­ni­stra­cyj­ne wła­dze oku­pa­cyj­ne._

_Na­le­ży przy­jąć, że in­for­ma­cja ta jest wy­so­ce praw­do­po­dob­na, po­nie­waż przed wy­jaz­dem do Ame­ry­ki Po­łu­dnio­wej mia­łem mo­żli­wo­ść za­po­zna­nia się z bar­dzo istot­nym do­wo­dem po­twier­dza­jącym ukry­cie we wspo­mnia­nym mie­ście du­żej ilo­ści przed­mio­tów zra­bo­wa­nych w ZSRR pod­czas woj­ny. Wsze­dłem ta­kże w po­sia­da­nie wie­dzy o ich lo­ka­li­za­cji._

_Nie wiem, ja­kie będą losy tego li­stu, dla­te­go nie po­da­ję miej­sca ukry­cia de­po­zy­tu. Nie mo­żna do­pu­ścić, aby ta­kie in­for­ma­cje do­ta­rły do nie­po­wo­ła­nych osób. Uwa­żam bo­wiem, że po­win­ny one po­zo­stać w dys­po­zy­cji pa­ństwa pol­skie­go. Na­pi­sa­łem „po­zo­stać”, po­nie­waż je­stem prze­ko­na­ny, że klu­czo­wa in­for­ma­cja pro­wa­dząca do skryt­ki znaj­du­je się w ar­chi­wach pol­skie­go kontr­wy­wia­du._

_Od mo­men­tu uzy­ska­nia do­stępu do In­ter­ne­tu wni­kli­wie śle­dzę to, co się dzie­je w Pol­sce. Z mo­ich ob­ser­wa­cji wy­ni­ka, że de­po­zyt nie zo­stał wy­do­by­ty, a to ozna­cza, że pol­skie wła­dze się nim nie za­in­te­re­so­wa­ły. Za­pew­niam, że war­to to zro­bić. Chcąc uła­twić okre­śle­nie miej­sca jego skła­do­wa­nia, in­for­mu­ję, że po­trzeb­ną wska­zów­kę mo­żna od­na­le­źć w ak­tach pew­nej spra­wy pro­wa­dzo­nej w ty­si­ąc dzie­wi­ęćset dzie­wi­ęćdzie­si­ątym roku przez ofi­ce­rów kontr­wy­wia­du Urzędu Ochro­ny Pa­ństwa: Wła­dy­sła­wa Bor­ka i Krzysz­to­fa Zwa­rę._

_Z po­wa­ża­niem_

_PELK_

Lin­ka pod­nio­sła wzrok znad kart­ki. Eks­cy­ta­cja wy­kwi­tła na jej twa­rzy w po­sta­ci sil­nych ru­mie­ńców. Nie uszło to uwa­dze dy­rek­to­ra:

– Wi­dzę, że za­in­te­re­so­wa­ły pa­nią do­nie­sie­nia ta­jem­ni­cze­go Pel­ka.

– Tak… Ja­kże­by ina­czej… – Han­na zda­wa­ła się od­by­wać ja­kąś pod­róż w swo­jej wy­obra­źni. – To nie­sa­mo­wi­ta spra­wa… A ra­czej skom­pli­ko­wa­na za­gad­ka. – Po­wró­ci­ła przed biur­ko pu­łkow­ni­ka.

– Czy mo­gła­by pani sfor­mu­ło­wać ja­kieś pierw­sze wnio­ski? – W py­ta­niu Gon­ta­ra prze­my­cił po­le­ce­nie.

– Po­sta­ram się… – Han­na się sku­pi­ła. – Au­tor li­stu jest na pew­no Po­la­kiem, a do tego czło­wie­kiem wy­kszta­łco­nym. Świad­czą o tym styl oraz spo­sób for­mu­ło­wa­nia my­śli. Fakt, że de­kla­ru­je przy­na­le­żno­ść do nie­miec­kiej dia­spo­ry w Ame­ry­ce Po­łu­dnio­wej, wska­zu­je na to, że mógł pra­co­wać dla wy­wia­du, cho­ciaż wzmian­ka o ar­chi­wach oraz ofi­ce­rach kontr­wy­wia­du może do­wo­dzić, że był zwi­ąza­ny z tego typu słu­żbą. Czy zo­sta­ło to już może spraw­dzo­ne?

Dy­rek­tor był pod wra­że­niem tego wy­wo­du. Nie spo­dzie­wał się ta­kiej wni­kli­wo­ści po tej no­wi­cjusz­ce. Przy­glądał się jej przez chwi­lę. Szczu­pła syl­wet­ka zna­mio­no­wa­ła przy­wi­ąza­nie do zdro­wej die­ty i spor­tu. By­stre piw­ne oczy oraz wy­so­kie, wręcz mo­de­lo­we czo­ło świad­czy­ły o wy­so­kiej in­te­li­gen­cji, zaś kil­ka nie­wiel­kich pie­gów na kszta­łt­nym, lek­ko za­dar­tym no­sie zjed­ny­wa­ły ich wła­ści­ciel­ce sym­pa­tię. Pro­ste, nie­dłu­gie wło­sy w ko­lo­rze bar­dzo ciem­ne­go blond przy­da­wa­ły jej dziew­częce­go uro­ku, co na pew­no po­do­ba­ło się mężczy­znom. Jej ubiór kre­ował wi­ze­ru­nek oso­by, któ­rej na­le­ża­ło słu­chać i trak­to­wać ją z po­wa­gą.

Pu­łkow­nik po­pra­wił się w fo­te­lu i od­po­wie­dział py­ta­niem na cie­ka­wo­ść pod­wład­nej:

– A skąd bie­rze się pani prze­ko­na­nie, że au­tor li­stu pra­co­wał dla słu­żby spe­cjal­nej?

– Po pierw­sze, nie ukry­wa, że ist­nie­ją po­wo­dy do za­cho­wa­nia przez nie­go ano­ni­mo­wo­ści. Po dru­gie, pod­pi­sał się kon­kret­nym pseu­do­ni­mem. A po trze­cie, wy­ra­źnie su­ge­ru­je, że w przed­sta­wio­nej przez nie­go spra­wie na­le­ży sto­so­wać za­sa­dy kon­spi­ra­cji. – W gło­sie Lin­ki wi­bro­wa­ło prze­ko­na­nie, że się nie myli.

– Być może ma pani ra­cję. – Gon­ta­ra po­ki­wał ak­cep­tu­jąco gło­wą. – Mamy jed­nak pro­blem. Wy­sła­li­śmy od­po­wied­nie za­py­ta­nia do Agen­cji Wy­wia­du, Słu­żby Wy­wia­du Woj­sko­we­go oraz Słu­żby Kontr­wy­wia­du Woj­sko­we­go. Nie­ste­ty, w ich ar­chi­wach nie od­na­le­zio­no żad­ne­go Pel­ka…

– Ro­zu­miem, że u nas ta­kże ko­goś ta­kie­go nie było? – Han­na ubie­gła dy­rek­to­ra.

– Zga­dza się. Wie­my na­to­miast, że wspo­mnia­ni w li­ście ofi­ce­ro­wie, Bo­rek i Zwa­ra, pra­co­wa­li w na­szej fir­mie.

– Czy ktoś już z nimi roz­ma­wiał? – Mło­da ofi­cer do­my­śli­ła się, dla­cze­go zo­sta­ła we­zwa­na.

– Wła­śnie chcia­łbym, żeby się pani tym za­jęła.

– Cie­ka­we, czy oni w ogó­le jesz­cze żyją. – Lin­ka wy­pro­sto­wa­ła się na nie­wy­god­nym krze­śle. Kątem oka za­uwa­ży­ła, jak na­czel­nik Ma­daj­czyk na mo­ment nie­znacz­nie opu­ścił gło­wę. Gry­mas na jego twa­rzy wy­ra­żał zde­cy­do­wa­ną dez­apro­ba­tę dla po­my­słu dy­rek­to­ra. Trwa­ło to jed­nak bar­dzo krót­ko.

– Dla­te­go naj­pierw na­le­ży prze­wer­to­wać ich tecz­ki per­so­nal­ne oraz akta spraw, ja­ki­mi się zaj­mo­wa­li – za­or­dy­no­wał Gon­ta­ra. – To ty­po­wa ar­chi­wal­na ro­bo­ta. Ufam, że jako praw­nik ma pani wy­star­cza­jące kwa­li­fi­ka­cje w za­kre­sie po­stępo­wa­nia z do­ku­men­ta­mi – uza­sad­nił po­le­ce­nie.

„Boże, zno­wu cho­ler­ne pa­pie­rzy­ska” – po­my­śla­ła Han­na, ozda­bia­jąc twarz sze­ro­kim uśmie­chem ozna­cza­jącym przy­jęcie za­da­nia do re­ali­za­cji. ■ROZDZIAŁ 2

W re­stau­ra­cji pa­no­wał wie­czor­ny tłok. Kel­ner­ki uwi­ja­ły się z za­mó­wie­nia­mi tak szyb­ko, jak to tyl­ko mo­żli­we, po­pędza­ne na­dzie­ją na wy­so­kie na­piw­ki. Gwar i ogól­ne za­do­wo­le­nie ma­lu­jące się na twa­rzach go­ści świad­czy­ły o re­no­mie lo­ka­lu, któ­re­go kuch­nia ucho­dzi­ła za jed­ną z naj­lep­szych w Ło­dzi.

Wa­le­ry Ży­ty­ński nie mógł się w ża­den spo­sób sku­pić na tym, co mó­wi­ła do nie­go sie­dząca na­prze­ciw­ko ko­bie­ta. Roz­pra­szał go jej fan­ta­stycz­ny, o ide­al­nym kszta­łcie biust, de­mon­stra­cyj­nie wy­eks­po­no­wa­ny na tle zgrab­ne­go, fi­li­gra­no­we­go cia­ła. Fak­tu­ra ma­te­ria­łu, z ja­kie­go zo­sta­ła wy­ko­na­na opi­na­jąca pier­si bluz­ka, uwi­dacz­nia­ła nie­bez­piecz­ny dla męskich zmy­słów, wręcz per­wer­syj­ny za­rys sut­ków. Sil­ne pod­nie­ce­nie spra­wia­ło, że wy­obra­źnia pod­su­wa­ła mu raz za ra­zem ob­ra­zy tego, co mo­gło­by się dziać w jego wiel­kiej sy­pial­ni.

Po­chwy­cił kie­li­szek z czer­wo­nym wi­nem i pra­wie go opró­żnił. To go tro­chę uspo­ko­iło. Choć nie wi­dział nic zdro­żne­go w ero­to­ma­ńskich fan­ta­zjach, zdu­sił w so­bie po­żąda­nie. Z biz­ne­so­we­go do­świad­cze­nia wie­dział, że roz­mów­czy­ni za­sto­so­wa­ła wo­bec nie­go sta­ry, wy­pró­bo­wa­ny chwyt w bu­do­wa­niu prze­wa­gi ne­go­cja­cyj­nej. Był cie­kaw, jak da­le­ko po­su­nęła­by się, aby zdo­być jego przy­chyl­no­ść i w re­zul­ta­cie zgo­dę na ko­rzy­sta­nie z usług agen­cji re­kla­mo­wej, któ­rą re­pre­zen­to­wa­ła.

– Bar­dzo prze­ko­nu­jąco pani opo­wia­da o mo­żli­wo­ściach wa­szej fir­my. – Zro­bił wstęp do fron­tal­ne­go ata­ku, za­gląda­jąc prze­ci­ągle w ład­ne, ciem­no­zie­lo­ne oczy. Zo­ba­czył w nich je­dy­nie wy­ra­cho­wa­nie, co upew­ni­ło go, że może kon­ty­nu­ować swój eks­pe­ry­ment. Jego wzrok ze­śli­znął się osten­ta­cyj­nie na biust, po czym po­wró­cił na ob­li­cze biz­ne­swo­man. Uśmiech­nął się. Ona w od­po­wie­dzi ujęła ko­kie­te­ryj­nie kie­li­szek i wel­we­to­wym gło­sem za­ini­cjo­wa­ła to­ast:

– To za co wy­pi­je­my? – Uzna­ła, że jest u pro­gu suk­ce­su.

– Na ra­zie za przy­ja­źń. – Wa­le­ry cza­ru­jąco wy­pro­wa­dził ją z błędu.

– Sądzi pan, że przy­ja­źń mi­ędzy ko­bie­tą i mężczy­zną jest w ogó­le mo­żli­wa? – Te­raz jej tembr zni­żył się pra­wie do szep­tu.

„Co za ba­nał, mo­gła po­sta­rać się o coś bar­dziej wy­ra­fi­no­wa­ne­go” – po­my­ślał.

Roz­cza­ro­wa­nie, ja­kie­go do­znał, po­mniej­szy­ło za­in­te­re­so­wa­nie ero­tycz­ną przy­go­dą. Zdo­był za to pew­no­ść, że jego part­ner­ka zro­bi do­słow­nie wszyst­ko, żeby do­pro­wa­dzić do pod­pi­sa­nia kon­trak­tu. Po­sta­no­wił za­sko­czyć ją i skie­ro­wał dys­ku­sję na me­ry­to­rycz­ne tory.

Do­słow­nie wy­męczył roz­mów­czy­nię, udo­wad­nia­jąc, że zna się do­sko­na­le na bra­nży re­kla­mo­wej oraz spe­cy­fi­ce me­tod jej funk­cjo­no­wa­nia. Dał tym do zro­zu­mie­nia, że jest bar­dzo wy­ma­ga­jący i za­zwy­czaj trud­no prze­ko­nać go do wspó­łpra­cy. W pew­nym mo­men­cie ko­bie­ta prze­stra­szy­ła się, że tra­ci po­ten­cjal­ne­go klien­ta, i po­now­nie za­przęgła do wal­ki swo­je wdzi­ęki.

Ża­ło­wał, że nie mógł jej za­pro­sić do sie­bie na dzi­siej­szą noc. Dla­te­go też kwe­stię ewen­tu­al­ne­go pod­pi­sa­nia kon­trak­tu po­zo­sta­wił otwar­tą. Umó­wi­li się na na­stęp­ne spo­tka­nie. Na su­ge­stię, że mo­gło­by się od­być w jego domu, za­re­ago­wa­ła przy­zwa­la­jąco, bez żad­ne­go skrępo­wa­nia.

Idąc Pio­trow­ską, za­mó­wił tak­sów­kę. Spoj­rzał na ze­ga­rek – miał jesz­cze spo­ro cza­su. Ob­ser­wo­wał lu­dzi. Za­uwa­żył, że nie­mal wszy­scy prze­chod­nie byli w do­brych na­stro­jach, o czym prze­ko­ny­wa­ły opty­mi­stycz­ne, nie­rzad­ko uśmiech­ni­ęte twa­rze. Wi­docz­nie tak na nich od­dzia­ły­wa­ła at­mos­fe­ra głów­nej uli­cy Ło­dzi. Wa­le­ry się temu nie dzi­wił, sam uwiel­biał to mia­sto. Nie wy­obra­żał so­bie ży­cia w in­nym miej­scu. Da­wa­ło mu wszyst­ko, cze­go po­trze­bo­wał.

Wy­sia­dł z ta­ry­fy kil­ka­set me­trów przed swo­im do­mem. Chciał od­być krót­ki spa­cer, po­od­dy­chać świe­żym, pra­wie noc­nym po­wie­trzem. Sze­dł nie­wiel­ką ulicz­ką po­ło­żo­ną na pe­ry­fe­riach aglo­me­ra­cji. Owład­nęła nim ci­sza, a pó­źno­wio­sen­na aura ema­no­wa­ła lek­ko słod­ka­wym za­pa­chem kwit­nącej ro­ślin­no­ści.

Wsze­dł do domu, lecz nie za­pa­lił świa­tła. Od razu skie­ro­wał kro­ki do sa­lo­nu i spo­czął w ulu­bio­nym fo­te­lu. Opa­rł gło­wę o wy­so­kie plu­szo­we opar­cie i za­mknął oczy. Po­czuł, jak w jego cie­le roz­lu­źnia­ją się wszyst­kie mi­ęśnie, da­jąc wra­że­nie re­lak­sa­cji.

Nie le­niu­cho­wał jed­nak dłu­go. Kie­dy stwier­dził, że jest za kwa­drans je­de­na­sta, wstał z sie­dzi­ska i udał się do nie­wiel­kie­go po­ko­ju na pi­ętrze, słu­żące­go mu do pra­cy. Z szu­fla­dy po­ka­źnej szaf­ki wy­jął zgrab­ny, mały lap­top i po­ło­żył go na roz­ło­ży­stym biur­ku, gdzie stał je­dy­nie kom­pu­ter typu all-in-one. Włączył przy­nie­sio­ne urządze­nie i ak­ty­wo­wał po­łącze­nie z In­ter­ne­tem. Rów­no o dwu­dzie­stej trze­ciej otwo­rzył ter­mi­nal sys­te­mu ope­ra­cyj­ne­go. Wpi­sał po­le­ce­nie. Po­ja­wił się in­ter­fejs pro­gra­mu do prze­sy­ła­nia pli­ków w sys­te­mie peer to peer. Po­dał lo­gin i ha­sło. Dark­ne­to­wa tech­no­lo­gia ste­al­th­web po­łączy­ła go z nie­zna­nym twar­dym dys­kiem znaj­du­jącym się za­pew­ne w in­nym za­kąt­ku świa­ta. Oczom Ży­ty­ńskie­go uka­zał się do­ce­lo­wy fol­der. Spo­dzie­wał się, że tak jak za­wsze stwier­dzi je­dy­nie brak ja­kich­kol­wiek wia­do­mo­ści, lecz tym ra­zem było ina­czej. Cze­kał na nie­go je­den plik! Spoj­rzał na ze­ga­rek. Ze względów bez­pie­cze­ństwa okno łącz­no­ści otwie­ra­ło się tyl­ko na pi­ęt­na­ście mi­nut.

Od­sze­dł od biur­ka i z tej sa­mej szu­fla­dy, gdzie prze­cho­wy­wał lap­top, wy­jął nie­wiel­ki apa­rat fo­to­gra­ficz­ny zna­nej po­wszech­nie mar­ki. Wró­cił i klik­nął dwa razy iko­nę pli­ku, czym wy­wo­łał okien­ko dia­lo­go­we, do któ­re­go na­le­ża­ło wpro­wa­dzić ko­lej­ne ha­sło. Uczy­nił to. Na ekra­nie po­ja­wi­ła się zwar­ta ko­lum­na cyfr. Sfo­to­gra­fo­wał ją, po czym się wy­lo­go­wał.

W apa­ra­cie ak­ty­wo­wał za­in­sta­lo­wa­ny tam pro­gram de­kryp­ta­żo­wy; na­le­ża­ło za­mie­nić cy­fry na tekst. Wpro­wa­dził wy­ma­ga­ny klucz de­szy­fra­cyj­ny i mały ekran wy­świe­tlił tre­ść wia­do­mo­ści. Prze­czy­tał ją.

Naj­pierw się zde­ner­wo­wał, co za­owo­co­wa­ło so­czy­stym prze­kle­ństwem, a po­tem głębo­ko za­fra­so­wał. Po kil­ku mi­nu­tach nie­we­so­łych roz­my­ślań uru­cho­mił kom­pu­ter sta­cjo­nar­ny. Otwo­rzył Go­ogle Maps, wy­świe­tlił oko­li­ce Prze­my­śla i dłu­go w noc stu­dio­wał ich to­po­gra­fię. ■ROZDZIAŁ 3

Lin­ka przez cały wie­czór roz­my­śla­ła o za­da­niu zle­co­nym przez dy­rek­to­ra. Sprzy­ja­ła temu nie­obec­no­ść Pio­tra, któ­ry wy­je­chał słu­żbo­wo z War­sza­wy. Z pa­mi­ęci przy­wo­ły­wa­ła tre­ść li­stu i ko­lej­ny raz z rzędu ana­li­zo­wa­ła, gdyż mia­ła na­dzie­ję, że do­pa­trzy się cze­goś istot­ne­go, co po­zwo­li choć odro­bi­nę uchy­lić rąb­ka ta­jem­ni­cy.

Za­sta­na­wia­ła ją ta­kże jed­na kwe­stia: dla­cze­go w ogó­le zde­cy­do­wa­no za­jąć się tą spra­wą? Prze­cież przed Agen­cją sta­ły o wie­le wa­żniej­sze wy­zwa­nia. A tu wy­gląda­ło na to, że pie­ni­ądze po­dat­ni­ka zo­sta­ną prze­zna­czo­ne na po­szu­ki­wa­nie skar­bów. Wy­da­wa­ło jej się to dziw­ne i in­fan­tyl­ne. I dla­cze­go miał się tym zaj­mo­wać kontr­wy­wiad? Wes­tchnęła i po­my­śla­ła, że być może już ju­tro otrzy­ma na te py­ta­nia od­po­wie­dzi. Była bo­wiem umó­wio­na z ma­jo­rem Ma­daj­czy­kiem, któ­ry do­stał od dy­rek­to­ra po­le­ce­nie przed­sta­wie­nia jej szcze­gó­łów za­da­nia.

Na­stęp­ne­go dnia, kie­dy tyl­ko przy­szła do sie­dzi­by Agen­cji, ogar­nęła ją fala opty­mi­zmu. Pa­ra­dok­sal­nie sta­ło się tak za spra­wą ster­ty do­ku­men­tów za­le­ga­jących na jej biur­ku. „Ko­niec z sor­to­wa­niem i opra­co­wy­wa­niem tych wszyst­kich no­ta­tek i spra­woz­dań!” – cie­szy­ła się. Co praw­da, grze­ba­nie w ar­chi­wum to ta­kże nud­ne za­jęcie, ale przy­naj­mniej będzie mia­ło ja­kiś sens. „No i może przy­da­rzy się ja­kiś mały dresz­czyk emo­cji” – za­ma­rzy­ła.

***

Na­czel­nik za­wsze spra­wiał wra­że­nie przy­gnębio­ne­go, lecz dzi­siaj był w wy­ra­źnie złym na­stro­ju. Spo­wol­nio­ne ru­chy oraz ma­to­wy głos su­ge­ro­wa­ły, że przy­gnia­ta­ły go ja­kieś po­nu­re my­śli lub wy­da­rze­nia. Ci­cho po­pro­sił Han­nę, by roz­go­ści­ła się w ga­bi­ne­cie, po czym za­pro­po­no­wał kawę. Te drob­ne ge­sty ze stro­ny prze­ło­żo­ne­go uświa­do­mi­ły mło­dej ofi­cer, że otrzy­ma­nie za­da­nia od sa­me­go dy­rek­to­ra spo­wo­do­wa­ło chy­ba wzrost jej zna­cze­nia w wy­dzia­le. Pa­li­ła ją cie­ka­wo­ść, co usły­szy. Nie cze­ka­ła dłu­go.

– Pani Han­no, spra­wa ma nie­ty­po­wy, a mó­wi­ąc szcze­rze, nie­ja­sny cha­rak­ter. – Zma­to­wie­nie gło­su Ma­daj­czy­ka na­si­li­ło się.

– Prze­pra­szam, sze­fie, za śmia­ło­ść, ale czy to dla­te­go od­no­si się pan do przy­dzie­lo­ne­go mi za­da­nia z dez­apro­ba­tą? Za­uwa­ży­łam to pod­czas na­szej wi­zy­ty u pu­łkow­ni­ka. – Lin­ka przy­po­mnia­ła so­bie wczo­raj­szy gry­mas na twa­rzy prze­ło­żo­ne­go.

– Jest pani bar­dzo spo­strze­gaw­cza – stwier­dził ofi­cer. – Tak, to praw­da, je­stem da­le­ki od en­tu­zja­zmu. Uwa­żam, że mamy pil­niej­sze obo­wi­ąz­ki. Ale to tyl­ko jed­na z przy­czyn, nie naj­istot­niej­sza.

Mło­da pod­po­rucz­nik z cie­ka­wo­ści prze­su­nęła się na kra­wędź fo­te­la.

– Czy może mi pan wy­ja­śnić, o co cho­dzi? – Wła­śnie do­sta­ła szan­sę do­wie­dze­nia się cze­goś na te­mat nie­zna­nych jej aspek­tów spra­wy.

– Za­raz po­zna pani hi­sto­rię tego li­stu i sama zro­zu­mie, jaką ge­ne­ru­je on sy­tu­ację.

– To jest w ogó­le ja­kaś sy­tu­acja?! – Han­na po­czu­ła się nie­pew­nie.

Ma­daj­czyk zi­gno­ro­wał jej py­ta­nie i za­czął opo­wia­dać:

– List do­ta­rł do na­szej am­ba­sa­dy w Bu­enos Aires pra­wie rok temu. Pro­szę so­bie wy­obra­zić, że nikt nie chciał się nim za­jąć, gdyż jego isto­ta nie po­zwa­la­ła okre­ślić, w ra­mach ja­kiej pro­ce­du­ry po­wi­nien zo­stać ad­mi­ni­stra­cyj­nie ob­słu­żo­ny. To po­skut­ko­wa­ło tym, iż prze­ka­za­no go sze­fo­wi re­zy­den­tu­ry Agen­cji Wy­wia­du. Ten jed­nak zwró­cił pi­smo, uza­sad­nia­jąc, że nie wpi­su­je się ono w ka­ta­log za­in­te­re­so­wań tej słu­żby.

– Chce pan po­wie­dzieć, że wszy­scy je zi­gno­ro­wa­li? Na­wet wy­wiad?! – Lin­ka nie do­wie­rza­ła.

– Nie­ste­ty. Jak wi­dać, wśród dy­plo­ma­tów i ofi­ce­rów słu­żb spe­cjal­nych są rów­nież lu­dzie bez wy­obra­źni. A do tego prze­si­ąk­ni­ęci biu­ro­kra­ty­zmem i skłon­no­ścią do ase­ku­ranc­twa – rze­kł ma­jor.

Han­na przy­zna­ła mu ra­cję i słu­cha­ła da­lej.

– W ko­ńcu ktoś wpa­dł na po­my­sł, żeby po­pro­sić sa­me­go am­ba­sa­do­ra o pod­jęcie de­cy­zji, co na­le­ży zro­bić. Ten oka­zał się hi­sto­ry­kiem z wy­kszta­łce­nia, więc jak za­po­znał się z tre­ścią li­stu, to po­noć wpa­dł w eu­fo­rię. Po­sta­no­wił prze­ka­zać go do War­sza­wy, sze­fo­wi ga­bi­ne­tu po­li­tycz­ne­go ów­cze­sne­go mi­ni­stra spraw za­gra­nicz­nych, z re­ko­men­da­cją za­jęcia się tą spra­wą. Tam pi­smo utkwi­ło na kil­ka mie­si­ęcy.

– Zmie­ni­ła się wła­dza i spra­wa odży­ła? – do­my­śli­ła się Lin­ka.

– Do­kład­nie tak. Kie­dy prze­jęto do­ku­men­ta­cję po po­przed­ni­kach, list tra­fił na biur­ko no­we­go mi­ni­stra. Ten za­le­cił skon­sul­to­wa­nie in­for­ma­cji prze­sła­nych przez Pel­ka ze sto­sow­ny­mi spe­cja­li­sta­mi; chciał się do­wie­dzieć, czy ewen­tu­al­ne zna­le­zi­sko mo­żna by wy­ko­rzy­stać po­li­tycz­nie. Zwró­co­no się za­tem do znaw­ców hi­sto­rii dru­giej woj­ny świa­to­wej, a ta­kże pra­cow­ni­ków w Mi­ni­ster­stwie Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Na­ro­do­we­go zaj­mu­jących się po­szu­ki­wa­niem oraz od­zy­ski­wa­niem za­gi­nio­nych dzieł sztu­ki. I wte­dy cała spra­wa na­bra­ła tem­pa!

– Cóż się ta­kie­go sta­ło?! – Han­na nie zdo­ła­ła po­wstrzy­mać eks­cy­ta­cji.

– Eks­per­ci stwier­dzi­li, że do­nie­sie­nia Pel­ka są wia­ry­god­ne. Za naj­wa­żniej­sze zaś, z po­li­tycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia, uzna­li ukry­te ar­chi­wa­lia. Otóż oka­za­ło się, że naj­praw­do­po­dob­niej za­wie­ra­ją do­wo­dy na ma­so­wą, o nie­wy­obra­żal­nej ska­li, ko­la­bo­ra­cję oby­wa­te­li ra­dziec­kich z hi­tle­row­skim oku­pan­tem. Kie­dy mi­ni­ster się o tym do­wie­dział, to wpa­dł na po­my­sł, żeby spró­bo­wać je od­na­le­źć i wy­ko­rzy­stać w woj­nie in­for­ma­cyj­nej prze­ciw­ko Ro­sji.

– Ale w jaki spo­sób? – Lin­ka nie mo­gła po­jąć zna­cze­nia ukry­tych do­ku­men­tów.

– Po­noć przy po­mo­cy tych ma­te­ria­łów mo­żna pod­wa­żyć głów­ny mit za­ło­ży­ciel­ski pu­ti­now­skiej Ro­sji, któ­ry opie­ra się na zwy­ci­ęstwie w Wiel­kiej Woj­nie Oj­czy­źnia­nej1) oraz spu­ści­źnie Zwi­ąz­ku Ra­dziec­kie­go. Mi­ni­ster uwa­żał, że to mo­gło­by po­skut­ko­wać znacz­nym osła­bie­niem po­par­cia spo­łecz­ne­go dla rządzące­go w Mo­skwie re­żi­mu, co z ko­lei nie by­ło­by bez zna­cze­nia dla lo­sów woj­ny w Ukra­inie. Poza tym uznał, że zbiór zło­ta scy­tyj­skie­go Pol­ska zwró­ci­ła­by Ukra­ińcom, na­da­jąc temu ge­sto­wi ran­gę sym­bo­lu po­li­tycz­ne­go, zaś zra­bo­wa­ne pod­czas woj­ny w ZSRR dzie­ła sztu­ki wy­ko­rzy­sta­no by w ne­go­cja­cjach o zwrot na­szych dóbr kul­tu­ry będących w po­sia­da­niu Ro­sji.

------------------------------------------------------------------------

1) Okres od 22 czerwca 1941 r. (atak Niemiec na ZSRR) do 9 maja 1945 r. (przyjmowana w Rosji data kapitulacji III Rzeszy).

– To fak­tycz­nie jest się o co bić.

– To jesz­cze nie ko­niec – za­ko­mu­ni­ko­wał Ma­daj­czyk. – Mi­ni­ster spraw za­gra­nicz­nych za­ra­ził swo­im pro­jek­tem ko­or­dy­na­to­ra słu­żb spe­cjal­nych. Ten zaś na­ka­zał roz­wi­ązać za­gad­kę li­stu sze­fo­wi ABW, któ­ry z ko­lei zrzu­cił to na bar­ki dy­rek­to­ra na­sze­go de­par­ta­men­tu. Pu­łkow­nik Gon­ta­ra nie miał chy­ba po­my­słu, jak się do spra­wy za­brać, więc zwo­łał na­ra­dę wszyst­kich na­czel­ni­ków i ich za­stęp­ców. Przed­sta­wił pro­blem, do­kład­nie tak samo jak to zro­bi­łem przed chwi­lą, i… – Tu na­czel­nik wy­ko­nał za­ma­szy­sty gest ręką, jaki miał mu po­móc w do­bo­rze od­po­wied­nich słów, po czym wy­ja­śnił: – Mó­wi­ąc wprost: zo­rien­to­wał się, że nikt nie chce się tym zaj­mo­wać.

– To dla­te­go mnie we­zwał… – Lin­ka za­częła poj­mo­wać, ja­kie oba­wy dręczy­ły Ma­daj­czy­ka w zwi­ąz­ku z li­stem.

– Czy może na­szły pa­nią ja­kieś cie­ka­we prze­my­śle­nia? – Ma­jor spy­tał nie­mal zło­śli­wie, cierp­ko się przy tym uśmie­cha­jąc.

– Sko­ro to taka wa­żna spra­wa, to dla­cze­go jej zba­da­nie dy­rek­tor po­wie­rzył wła­śnie mnie? – Mło­da ofi­cer chcia­ła się upew­nić co do swo­ich do­my­słów.

– Bo nikt w de­par­ta­men­cie nie za­mie­rzał po­bru­dzić so­bie rąk tym gó­wien­kiem – na­czel­nik wy­pa­lił bez ogró­dek.

– Nie ro­zu­miem – po­wie­dzia­ła Han­na, tak na­praw­dę chcąc spro­wo­ko­wać prze­ło­żo­ne­go do dal­szych wy­nu­rzeń.

– Pani jest jesz­cze nie­do­świad­czo­ną funk­cjo­na­riusz­ką, więc fakt ten może zo­stać w od­po­wied­ni spo­sób wy­ko­rzy­sta­ny.

– Czy­li jak?

– Po­wie­rzo­ne pani za­da­nie ma cha­rak­ter za­mó­wie­nia po­li­tycz­ne­go. Szef ABW oraz dy­rek­tor Gon­ta­ra do­sko­na­le zda­ją so­bie spra­wę, że je­śli nie za­spo­ko­ją ocze­ki­wań mi­ni­strów, może się to od­bić ne­ga­tyw­nie na ich ka­rie­rach. Dla­te­go uwa­żam, że w ich pla­nach pani oraz ja od­gry­wa­my role swo­istych bez­piecz­ni­ków. In­ny­mi sło­wy, je­śli coś pój­dzie nie tak, to nasi prze­ło­że­ni wska­żą nas jako win­nych nie­po­wo­dze­nia.

– Chy­ba pan prze­sa­dza, sze­fie.

– Nie ta­kie rze­czy ogląda­łem w tej fir­mie, pro­szę mi wie­rzyć.

– To co ja mam zro­bić w tej sy­tu­acji? – Na twa­rzy dziew­czy­ny wi­dać było za­tro­ska­nie.

– Naj­pierw niech pani przy­go­tu­je do prze­ka­za­nia do­ku­men­ty, nad któ­ry­mi pani obec­nie pra­cu­je. Po­tem, zgod­nie z po­le­ce­niem dy­rek­to­ra, pro­szę skru­pu­lat­nie prze­szu­kać na­sze ar­chi­wa. Zo­ba­czy­my, co to przy­nie­sie, i wte­dy za­sta­no­wi­my się wspól­nie, co da­lej.

– A je­śli ni­cze­go nie znaj­dę? – Lin­ka po­now­nie się za­trwo­ży­ła.

– Tak by było naj­le­piej.

– Ale dla­cze­go?!

– Nie ro­zu­mie pani? Wte­dy spra­wa uma­rła­by w spo­sób na­tu­ral­ny – wy­ja­śnił Ma­daj­czyk. ■ROZDZIAŁ 4

At­mos­fe­ra w ga­bi­ne­cie mi­ni­stra ko­or­dy­na­to­ra słu­żb spe­cjal­nych gęst­nia­ła z mi­nu­ty na mi­nu­tę. Ża­den z obec­nych na na­ra­dzie zwierzch­ni­ków agen­cji wy­wia­dow­czych i kontr­wy­wia­dow­czych nie był w sta­nie przed­sta­wić kon­kret­nej, opar­tej na licz­bach i fak­tach, oce­ny ro­syj­skiej agen­tu­ry pra­cu­jącej w Pol­sce. Ge­ne­ra­ło­wie i pu­łkow­ni­cy ope­ro­wa­li je­dy­nie przy­pusz­cze­nia­mi, sza­cun­ka­mi, do­my­sła­mi oraz ska­lą praw­do­po­do­bie­ństwa.

– Wy­gląda na to, że funk­cjo­nu­je­my w in­for­ma­cyj­nej mgle – za­grzmiał ko­or­dy­na­tor. – A przy­po­mi­nam pa­ństwu, że wy­kry­cie na po­cząt­ku roku ro­syj­skie­go dy­wer­san­ta jest fak­tem. To bar­dzo nie­po­ko­jący sy­gnał! Po­wi­nien dać nam wie­le do my­śle­nia! – Po­wo­ła­nie się na aresz­to­wa­nie ob­co­kra­jow­ca, któ­ry pla­no­wał prze­pro­wa­dze­nie se­rii ak­cji sa­bo­ta­żo­wych2), mia­ło uza­sad­nić po­trze­bę zin­ten­sy­fi­ko­wa­nia dzia­łań.

------------------------------------------------------------------------

2) W styczniu 2024 r. ABW dokonała pierwszego aresztowania sabotażysty. Zatrzymano obywatela Ukrainy, który na zlecenie rosyjskich służb wywiadowczych miał dokonać we Wrocławiu serii podpaleń obiektów znajdujących się w pobliżu infrastruktury krytycznej.

– Szcze­rze mó­wi­ąc, to w tym przy­pad­ku mie­li­śmy spo­ro szczęścia. – Szef ABW, ge­ne­rał Ta­de­usz Świerk, choć wie­dział, że de­wa­lu­uje suk­ces kie­ro­wa­nej przez sie­bie słu­żby, po­sta­no­wił zwró­cić uwa­gę na bar­dzo istot­ną kwe­stię.

– Jak na­le­ży to ro­zu­mieć? – Mi­ni­strem za­wład­nął nie­po­kój.

Świerk spoj­rzał wy­mow­nie na uczest­ni­czące­go w na­ra­dzie dy­rek­to­ra De­par­ta­men­tu Dru­gie­go. Gon­ta­ra wy­pro­sto­wał się i wy­ja­śnił:

– Zła­pa­li­śmy tego czło­wie­ka, po­nie­waż to ama­tor. Po­pe­łnił sze­reg błędów i dla­te­go tra­fi­li­śmy na jego ślad. Trze­ba jed­nak mieć świa­do­mo­ść, że ktoś mu­siał mu do­star­czyć wy­po­sa­że­nie, ko­or­dy­no­wać jego dzia­ła­nia oraz…

– Co to dla nas ozna­cza? – Po­li­tyk prze­rwał pu­łkow­ni­ko­wi. Jego twarz wy­ra­ża­ła te­raz oba­wę, że za chwi­lę pad­ną sło­wa, ja­kich nie chcia­łby usły­szeć.

– To świad­czy o tym, że prze­ciw­nik naj­pew­niej umie­ścił w na­szym kra­ju fa­chow­ców od or­ga­ni­zo­wa­nia i re­ali­za­cji dzia­łań dy­wer­syj­no-sa­bo­ta­żo­wych – od­po­wie­dzi udzie­lił Świerk. – A ta­kich nie­zmier­nie trud­no wy­kryć – do­dał znacz­nie już cich­szym gło­sem.

– W jaki spo­sób Ro­sja­nom się to uda­ło? Czy to wina nie­wy­star­cza­jącej kon­tro­li na gra­ni­cy? – Ko­or­dy­na­tor nie za­mie­rzał ukry­wać, że nie po­sia­da do­sta­tecz­nej wie­dzy z za­kre­su pro­wa­dze­nia dzia­łań wy­wia­dow­czych.

Głos za­brał ge­ne­rał Po­to­czek, zwierzch­nik Słu­żby Kontr­wy­wia­du Woj­sko­we­go:

– Po pierw­sze, do Pol­ski przy­by­ło oko­ło trzech mi­lio­nów ucho­dźców z Ukra­iny. Jed­na trze­cia tu po­zo­sta­ła. Ro­sja­nie na pew­no to wy­ko­rzy­sta­li. Po dru­gie, nie mo­żna za­po­mi­nać o afe­rze wi­zo­wej3), któ­ra umo­żli­wia­ła wjazd na te­ren na­sze­go kra­ju bez sto­sow­nej we­ry­fi­ka­cji. A po trze­cie, nie wol­no igno­ro­wać dzia­łań prze­rzu­to­wych po­dej­mo­wa­nych przez SWR i GRU4) jesz­cze przed woj­ną, kie­dy to sto­sun­ki pol­sko-ro­syj­skie nie były aż tak złe jak obec­nie.

------------------------------------------------------------------------

3) Afera dotycząca korupcji przy przyznawaniu polskich wiz przez urzędników MSZ RP.

4) Rosyjski wywiad wojskowy oficjalnie nosi nazwę: Gławnoje Uprawlenije Generalnogo Sztaba Woorużennych Sił Rossijskoj Federacii (GU GS WS RF), jednak w publikacjach bardzo często używa się dawnej, ugruntowanej w popkulturze nazwy: Gławnoje Razwedywatelnoje Uprawlenije (GRU). W niniejszej powieści stosuje się byłe nazewnictwo.

Wszy­scy po­ki­wa­li gło­wa­mi na znak, że zga­dza­ją się z tą opi­nią. Do roz­mo­wy włączył się szef Agen­cji Wy­wia­du, pu­łkow­nik Klu­za:

– Pro­wa­dze­nie dzia­łań dy­wer­syj­nych wy­ma­ga po­sia­da­nia za­ple­cza lo­gi­stycz­ne­go w po­sta­ci schow­ków do prze­cho­wy­wa­nia wy­po­sa­że­nia, lo­ka­lów miesz­kal­nych oraz po­jaz­dów do prze­miesz­cza­nia się. Uwa­żam, że po­szu­ki­wa­nia na­le­ża­ło­by skon­cen­tro­wać wła­śnie na tych aspek­tach, a ta­kże na ka­na­łach łącz­no­ści oraz na spraw­dza­niu au­ten­tycz­no­ści do­ku­men­tów to­żsa­mo­ści.

Roz­go­rza­ła dys­ku­sja. Jed­nak ofi­ce­ro­wie od­no­si­li się do oma­wia­ne­go pro­ble­mu wy­łącz­nie przez pry­zmat spe­cy­fi­ki i in­te­re­sów słu­żb, któ­re re­pre­zen­to­wa­li. Ko­or­dy­na­tor zro­zu­miał, że nie przy­nie­sie ona żad­nych uni­wer­sal­nych kon­klu­zji. Po­sta­no­wił zmie­nić te­mat. Za­kla­skał, by uci­szyć go­ści, i za­ko­mu­ni­ko­wał:

– Mu­szę pa­ństwa po­in­for­mo­wać o taj­nym ra­por­cie spo­rządzo­nym przez Po­łączo­ny Pion Wy­wia­du i Bez­pie­cze­ństwa NATO, jaki tra­fił na moje biur­ko. – Zro­bił ce­lo­wą prze­rwę, by sku­pić na so­bie uwa­gę. – Po­twier­dza on za­sad­no­ść wnio­sku ge­ne­ra­ła Świer­ka o ro­syj­skich ko­mór­kach dy­wer­syj­nych w na­szym kra­ju. Otóż jego au­to­rzy są prze­świad­cze­ni, że Mo­skwa będzie chcia­ła prze­te­sto­wać jed­no­ść So­ju­szu po­przez na­ru­sze­nie su­we­ren­no­ści któ­re­goś z pa­ństw człon­kow­skich. Do po­ten­cjal­nych me­tod pro­wo­ka­cji, ja­kie zo­sta­ły wy­mie­nio­ne w do­ku­men­cie, za­li­cza się ta­kże in­cy­den­ty zbroj­ne o cha­rak­te­rze sa­bo­ta­żo­wo-dy­wer­syj­nym. I te­raz naj­wa­żniej­sze! Gdy­by do cze­goś ta­kie­go do­szło, to po­win­ny zo­stać uru­cho­mio­ne kon­sul­ta­cje w ra­mach ar­ty­ku­łu czwar­te­go Trak­ta­tu5). Jed­nak w mo­jej oce­nie to wca­le nie jest ta­kie pew­ne. Po pro­stu ka­żde ta­kie zda­rze­nie mo­gło­by do­pro­wa­dzić do ofi­cjal­ne­go za­de­mon­stro­wa­nia przez nie­któ­rych na­szych so­jusz­ni­ków od­mien­nych po­glądów w kwe­stii spo­so­bu re­ago­wa­nia. A taki brak jed­no­ści po­li­tycz­nej za­chęci­ły­by Kreml do eska­la­cji dzia­łań.

------------------------------------------------------------------------

5) Dotyczy wspólnych konsultacji, jeśli zdaniem któregokolwiek z państw NATO zagrożone będą: jego integralność terytorialna, niezależność polityczna lub bezpieczeństwo.

Ofi­ce­ro­wie w lot zro­zu­mie­li, że po­ten­cjal­na ro­syj­ska dy­wer­sja prze­sta­ła mieć je­dy­nie cha­rak­ter za­gro­że­nia dla bez­pie­cze­ństwa we­wnętrz­ne­go, na­bra­ła ta­kże zna­cze­nia mi­ędzy­na­ro­do­we­go. A to zmie­nia­ło dia­me­tral­nie po­stać rze­czy. Pierw­sza ode­zwa­ła się pu­łkow­nik Wo­dec­ka za­rządza­jąca wy­wia­dem woj­sko­wym:

– Czy na­le­ży przez to ro­zu­mieć, że ist­nie­ją ta­kże ja­kieś oba­wy co do sku­tecz­ne­go za­sto­so­wa­nia ar­ty­ku­łu pi­ąte­go6)?

------------------------------------------------------------------------

6) Zgodnie z nim atak na choćby jednego z członków NATO będzie potraktowany jako atak na każdego z nich. W takiej sytuacji kraje członkowskie mogą zdecydować o podjęciu działań, łącznie z użyciem siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa.

Mi­ni­ster spoj­rzał na nią nie­zwy­kle ci­ężko. Ko­bie­ta jed­nak wy­trzy­ma­ła jego wzrok, nie pe­sząc się na­wet na uła­mek se­kun­dy. Po­li­tyk spo­strze­gł, że ta­kże po­zo­sta­li wpa­tru­ją się w nie­go uwa­żniej niż do tej pory, a na ich twa­rzach od­ma­lo­wa­ło się na­pi­ęcie wy­pe­łnio­ne po­wa­gą. Nie mógł za­tem uciec od od­po­wie­dzi na tak za­sad­ni­cze py­ta­nie.

– Wie­my wszy­scy do­sko­na­le – za­czął – że Za­chód nie jest ca­łko­wi­cie jed­no­my­śl­ny w spra­wie spo­so­bu za­ko­ńcze­nia woj­ny w Ukra­inie, a tym sa­mym w kwe­stii po­li­ty­ki wo­bec Ro­sji. Roz­bie­żno­ści te, nie­ja­ko au­to­ma­tycz­nie, funk­cjo­nu­ją ta­kże w NATO. – Tu ko­or­dy­na­tor wstrzy­mał się z wy­po­wie­dzią, szu­kał bo­wiem wła­ści­wych słów. Po chwi­li zde­cy­do­wał się na szcze­ro­ść: – Trze­ba się li­czyć z tym, że w go­dzi­nie pró­by ar­ty­kuł pi­ąty może być ró­żnie in­ter­pre­to­wa­ny przez po­szcze­gól­nych człon­ków So­ju­szu. Dla­te­go też nie mo­żna do­pu­ścić do ja­kich­kol­wiek pro­wo­ka­cji na na­szym te­re­nie. Dla nas naj­wa­żniej­sza jest te­raz spój­no­ść NATO. Tyl­ko wte­dy mo­że­my li­czyć na jego po­ten­cjał od­stra­sza­nia. Je­śli ta­kie­go nie będzie, to za­gro­że­nie dla Pol­ski ze stro­ny Ro­sji zwi­ęk­szy się wie­lo­krot­nie.

W ga­bi­ne­cie zro­bi­ło się tak ci­cho, że sły­chać było ty­ka­nie ścien­ne­go ze­ga­ra. Go­spo­darz po­sta­no­wił za­ko­ńczyć na­ra­dę.

– Zrób­cie za­tem, dro­dzy pa­ństwo, wszyst­ko, żeby nie trze­ba było spraw­dzać, czy za­sa­da „je­den za wszyst­kich, wszy­scy za jed­ne­go” za­funk­cjo­nu­je w prak­ty­ce. Sy­tu­acja jest na­praw­dę po­wa­żna. Pre­mier roz­wa­ża wpro­wa­dze­nie na te­re­nie ca­łe­go kra­ju alar­mu BRA­VO7)…

------------------------------------------------------------------------

7) Drugi w czterostopniowej skali alarmowej. Ma charakter prewencyjny. Wprowadza się go w sytuacji zwiększonego, przewidywalnego zagrożenia terrorystycznego, kiedy jednak cel ataku nie został zidentyfikowany.

***

Po wy­jściu z kan­ce­la­rii pre­mie­ra Świerk za­pro­po­no­wał Gon­ta­rze spa­cer w po­bli­skich Ła­zien­kach. Prze­szli więc Ale­je Ujaz­dow­skie i wol­no podąży­li w kie­run­ku po­mni­ka Cho­pi­na.

– Po­wiem ci, Ju­rek, że je­stem tro­chę znie­sma­czo­ny tą całą na­ra­dą – po­wie­dział ge­ne­rał. – Żąda­nie do­ko­na­nia oce­ny rze­czy­wi­stej wiel­ko­ści agen­tu­ry ro­syj­skiej było nie­do­rzecz­ne. Prze­cież gdy­by­śmy to wie­dzie­li, to w Pol­sce nie dzia­ła­łby ża­den ru­ski szpieg. Wszyst­kich by­śmy praw­do­po­dob­nie wy­ła­pa­li.

– Po­li­ty­cy nie ro­zu­mie­ją, na czym po­le­ga na­sza ro­bo­ta.– Dy­rek­tor był wy­ro­zu­mia­ły dla ko­or­dy­na­to­ra. – Ja na przy­kład często mam wra­że­nie, że wśród tych wszyst­kich mi­ni­strów pa­nu­je po­wszech­ne prze­ko­na­nie o po­sia­da­niu przez nas ja­kie­goś cu­dow­ne­go apa­ra­tu do ska­no­wa­nia lu­dzi, któ­ry po­ma­ga nam w wy­kry­wa­niu ob­cych agen­tów.

Obaj gło­śno się ro­ze­śmia­li. Świerk spo­wa­żniał pierw­szy.

– Obiek­tyw­nie rzecz bio­rąc, na­sza sy­tu­acja się po­gor­szy­ła – stwier­dził już bez śla­du we­so­ło­ści w gło­sie.

– I to znacz­nie. Je­śli ru­skim uda się od­pa­lić ja­kąkol­wiek zbroj­ną pro­wo­ka­cję, to rząd znaj­dzie się w cho­ler­nie trud­nym po­ło­że­niu. Wy­ko­rzy­sta to opo­zy­cja i za­cznie się uja­da­nie, ja­kie­go jesz­cze nie było.

– A wte­dy cała wina zo­sta­nie zrzu­co­na na na­szą fir­mę. Agen­cja Wy­wia­du i „woj­sko­wi” zro­bią wszyst­ko, aby unik­nąć od­po­wie­dzial­no­ści. – Ge­ne­rał sap­nął ze zde­ner­wo­wa­nia.

– Żad­na tam „na­sza fir­ma”, Ta­dziu. My będzie­my win­ni, ty i ja. – Ostat­nie zda­nie było kon­kret­ne aż do bólu.

Przez dłu­ższą chwi­lę szli w mil­cze­niu. Ci­szę prze­rwał Gon­ta­ra:

– Do­brze, że mi­ni­ster nie po­ci­ągnął te­ma­tu tego sa­bo­ta­ży­sty z Wro­cła­wia. Mu­sie­li­by­śmy się gęsto tłu­ma­czyć. Kie­dy mu po­wie­dzia­łeś, że zła­pa­li­śmy go przede wszyst­kim dzi­ęki szczęściu, wy­stra­szy­łem się.

– Chcia­łem wszyst­kim uświa­do­mić, że schwy­ta­nie tego Ukra­ińca ozna­cza o wie­le wi­ęk­sze kło­po­ty. Uzna­łem, że tak będzie uczci­wie. Poza tym wie­dzia­łem, że to nam nie za­szko­dzi. Po tym jak Ame­ry­ka­nie pu­blicz­nie nam po­gra­tu­lo­wa­li jego aresz­to­wa­nia, ko­or­dy­na­tor uwa­ża, że od­nie­śli­śmy wiel­ki suk­ces.

– Po­gra­tu­lo­wa­li nam, bo to za­ła­twi­łem. – Dy­rek­tor uśmiech­nął się wy­mow­nie.

– Cze­mu mi nie po­wie­dzia­łeś, że za­mie­rzasz uru­cho­mić swo­je ukła­dy?! Po­wi­nie­neś był się ze mną skon­sul­to­wać w tak wa­żnej spra­wie! – obu­rzył się ge­ne­rał.

– Ba­łem się, że nie za­ak­cep­tu­jesz tego po­my­słu.

– W su­mie nie ma się o co spie­rać – po­wie­dział Świerk po­lu­bow­nie. – Do­brze zro­bi­łeś. Spra­wa dy­wer­san­ta zo­sta­ła przy­kry­ta, a my zy­ska­li­śmy w oczach po­li­tycz­nych de­cy­den­tów.

– Cie­szę się, że tak to oce­niasz.

– A jak tam na­sza ope­ra­cja? – Szef ABW zmie­nił te­mat.

– Wszyst­ko to­czy się zgod­nie z pla­nem. Tak jak usta­li­li­śmy, wpro­wa­dzi­łem do niej mło­dą, nie­do­świad­czo­ną funk­cjo­na­riusz­kę.

– Kim ona jest?

– To pod­po­rucz­nik Han­na Lin­ka. Z wy­kszta­łce­nia praw­nicz­ka.

– Dziw­ne na­zwi­sko. Co o niej sądzisz?

– To by­stra dziew­czy­na.

– By­stra? Wszy­scy je­ste­śmy by­strzy. Mnie in­te­re­su­je, czy nie na­wa­li.

– Roz­ma­wia­łem z nią tyl­ko raz, ale z jej akt wy­ni­ka, że to do­bry wy­bór. W sam raz dla na­szych za­mie­rzeń.

– Oby tak było. Pa­mi­ętaj! W tej spra­wie ko­rzyst­ne jest dla nas tyl­ko jed­no roz­wi­ąza­nie.

– Pa­mi­ętam le­piej od cie­bie – od­pa­ro­wał Gon­ta­ra.

– Gdy­by ko­or­dy­na­tor do­wie­dział się, z ja­kim pro­ble­mem się zma­ga­my… – W gło­sie ge­ne­ra­ła za­brzmia­ła nuta trwo­gi.

– Spo­koj­nie! Na pew­no się nie do­wie. – Pu­łkow­nik nie dał się po­nie­ść czar­no­widz­twu.

– Je­śli tyl­ko cze­goś nie spie­przy­my! – Świerk spoj­rzał py­ta­jąco na pod­wład­ne­go.

– Nie martw się za­wcza­su, Ta­dziu. Ta gra jest do­kład­nie dla ta­kich jak my. Ist­nie­je więc duża szan­sa, że damy so­bie radę.

Dy­rek­tor przy­sta­nął. Miał dość spa­ce­ru. Za­pro­po­no­wał po­wrót do Agen­cji. ■ROZDZIAŁ 8

Świ­ta­ło. Od­gło­sy bu­dzące­go się mia­sta do­ta­rły do świa­do­mo­ści Ma­daj­czy­ka, prze­ry­wa­jąc utka­ny z fan­ta­stycz­nych, wręcz baj­ko­wych wy­obra­żeń sen. Ten ilu­zo­rycz­ny świat – miły i przy­jem­ny – zre­lak­so­wał go, a na­wet ob­da­rzył po­czu­ciem szczęśli­wo­ści, cze­go daw­no już nie do­świad­czył. Otwo­rzył oczy i jego wzrok na­tra­fił na ży­ran­dol wi­szący w sy­pial­ni, co spra­wi­ło, że po­wró­cił do rze­czy­wi­sto­ści. Przez ja­kiś czas wsłu­chi­wał się w do­bie­ga­jące go dźwi­ęki. Zi­den­ty­fi­ko­wał szum prysz­ni­ca z miesz­ka­nia znaj­du­jące­go się pi­ętro wy­żej. Gdzieś w blo­ku gra­ło chy­ba ra­dio. Nie usły­szał za to mia­ro­we­go od­de­chu śpi­ącej obok żony. Ze stra­chu za­drżał pod ko­łdrą. Za­nim jed­nak spraw­dził, co jest tego przy­czy­ną, usły­szał jej szept:

– Nie martw się, wszyst­ko w po­rząd­ku.

– Dla­cze­go nie śpisz, ko­cha­nie? – Uspo­ko­ił się.

– Obu­dzi­łam się po trze­ciej i nie mo­głam już za­snąć. Za to ty mia­łeś chy­ba ja­kiś przy­jem­ny sen.

– Skąd wiesz?

– Od cza­su do cza­su wzdy­cha­łeś za­do­wo­lo­ny. Co ci się śni­ło?

– W za­sa­dzie to nie po­tra­fię tego okre­ślić. Ale fak­tycz­nie, to było coś bar­dzo mi­łe­go.

– Ja wspo­mi­na­łam na­sze ostat­nie wa­ka­cje…

Było to dwa lata temu. Jak co roku po­je­cha­li do ulu­bio­nych Mi­ędzyz­dro­jów.

– I co za­pa­mi­ęta­łaś naj­bar­dziej?

– Na­sze spa­ce­ry i czy­ta­nie ksi­ążek w ka­wiar­niach. I ostat­nią ko­la­cję, w tej no­wej, ma­łej knajp­ce, któ­rą przy­pad­kiem od­kry­łeś.

Za­mil­kli. Ka­żde z nich na swój spo­sób prze­nio­sło się do tam­tych chwil.

– Wiesz, dla­cze­go nie mo­głam za­snąć?

– Dla­cze­go?

– Bo wy­da­je mi się, że już ni­g­dy tam nie po­ja­dę… Że nie zdążę.

– Nie wol­no ci tak my­śleć!

– Wiem, Zbysz­ku, ale cza­sa­mi tra­cę na­dzie­ję i wte­dy wszyst­ko wi­dzę w czar­nych bar­wach.

– Mu­sisz wie­rzyć, że wy­zdro­wie­jesz, przy­po­mnij so­bie, co mó­wił le­karz.

– Wiem, wiem… Ale to ta­kie trud­ne – wy­szep­ta­ła na gra­ni­cy bez­gło­śno­ści.

Od­gło­sy mia­sta sta­wa­ły się co­raz wy­ra­źniej­sze. Nad­cho­dzący dzień za­po­wia­dał się po­god­nie, ich twa­rze za­częły ła­sko­tać pierw­sze pro­mie­nie sło­ńca. Oby­dwo­je uwiel­bia­li to zja­wi­sko, dla­te­go na noc nie za­sła­nia­li okna. Brzask dnia często za­stępo­wał im bu­dzik.

– Chcia­ła­bym ci coś po­wie­dzieć, tyl­ko nie wiem, czy mogę.

– Prze­cież wiesz, Ba­siu, że mo­żesz wszyst­ko…

Naj­pierw usły­szał jej wes­tchnie­nie, a po­tem po­je­dyn­cze chlip­ni­ęcie, co ozna­cza­ło, że jest na gra­ni­cy pła­czu. Nie miał od­wa­gi na nią spoj­rzeć.

– Słu­chaj, Zbysz­ku… Je­śli umrę, to mu­sisz so­bie ko­goś po­szu­kać. Nie mo­żesz zo­stać sam… No i… Ma­ry­sia będzie po­trze­bo­wać mat­ki… – Za­łka­ła.

Nie wy­trzy­mał i przy­tu­lił ją do sie­bie z ca­łych sił.

– Nie umrzesz… nie mo­żesz umrzeć… Bo ja wte­dy ta­kże umrę… – Po­czuł, jak wiel­kie łzy spły­wa­ją mu po po­licz­kach.

Za­snęła w jego ra­mio­nach. Wy­swo­bo­dził się de­li­kat­nie z jej ob­jęć, ci­cho pod­nió­sł z łó­żka i po­sze­dł do kuch­ni. Do jego nóg pod­bie­gł Ła­tek, nie­wiel­ki kun­de­lek. Po­gła­skał ma­cha­jące­go ogo­nem psia­ka, a po­tem wy­jął z szaf­ki szklan­kę, by na­pić się wody. Kie­dy już uga­sił prag­nie­nie, wy­su­nął jed­ną z szu­flad skry­wa­jącą leki Bar­ba­ry. Wy­jął spo­re kar­to­no­we pu­de­łecz­ko. Przez dłu­ższy czas wpa­try­wał się w nie nie­mal z na­bo­żno­ścią. Otwo­rzył i prze­li­czył skru­pu­lat­nie ilo­ść znaj­du­jących się w nim stu­mi­li­li­tro­wych bu­te­le­czek. Nie wie­dział, czy się smu­cić, czy ra­do­wać.

Wró­cił do łó­żka. Chciał się jesz­cze zdrzem­nąć, lecz nic z tego nie wy­szło. Przed ocza­mi na­dal miał wi­dok bu­te­le­czek. Po­ja­wił się ta­kże inny ob­raz, któ­ry spra­wił, że jego cia­łem naj­pierw targ­nął, kłu­jący ty­si­ącem nie­wi­docz­nych ostrzy, dreszcz, a na­stęp­nie uper­lił jego czo­ło zim­nym, tłu­sta­wym po­tem. „Ale się wszyst­ko po­chrza­ni­ło” – skon­sta­to­wał.

Chcąc się ode­rwać od cho­ro­by żony, skie­ro­wał my­śli do obo­wi­ąz­ków słu­żbo­wych. Za­czął ana­li­zo­wać za­da­nie, ja­kie Lin­ce zle­cił dy­rek­tor. Po ci­chu li­czył na to, że jego pod­wład­na ni­cze­go istot­ne­go nie od­naj­dzie. Taki re­zul­tat gwa­ran­to­wa­łby wszyst­kim świ­ęty spo­kój. A jemu przede wszyst­kim. W prze­ciw­nym wy­pad­ku mu­siał się li­czyć z kom­pli­ka­cja­mi. „Naj­wa­żniej­sze te­raz to trzy­mać rękę na pul­sie” – po­my­ślał. To aku­rat wy­da­wa­ło się ła­twe, wy­star­czy­ło je­dy­nie kon­tro­lo­wać po­czy­na­nia mło­dej ofi­cer. Na ra­zie nic nie wska­zy­wa­ło na to, żeby aku­rat z tym były ja­kieś pro­ble­my. Dla pró­by spe­cjal­nie opó­źnił wy­ko­ny­wa­nie przez Han­nę po­le­ce­nia Gon­ta­ry, na­ka­zu­jąc prze­szko­lić dziew­czy­nę, któ­ra mia­ła ją za­stąpić przy opra­co­wy­wa­niu „ma­ku­la­tu­ry” – tak okre­ślał ni­ko­mu nie­po­trzeb­ną, z wy­jąt­kiem wy­ższe­go kie­row­nic­twa, biu­ro­kra­tycz­ną ro­bo­tę. Cie­ka­wi­ło go, jak na taki stan rze­czy za­re­agu­je dy­rek­tor. Ku jego za­do­wo­le­niu nie było żad­nej re­ak­cji, a to ozna­cza­ło, że spra­wa jest naj­praw­do­po­dob­niej mało istot­na z punk­tu wi­dze­nia naj­wy­ższe­go sze­fo­stwa Agen­cji. To spo­strze­że­nie dało mu na­dzie­ję, że jego ocze­ki­wa­nia się spe­łnią.

Po­czuł na­pływ ener­gii wy­ge­ne­ro­wa­nej za­do­wo­le­niem z wła­snej za­po­bie­gli­wo­ści. Wstał i po­sze­dł do ła­zien­ki. Za­nim przy­stąpił do przy­go­to­wa­nia so­bie śnia­da­nia, za­sia­dł przed kom­pu­te­rem. Otwo­rzył Fa­ce­bo­oka i wsze­dł na gru­pę zrze­sza­jącą fa­nów kla­sycz­nych mo­to­cy­kli. Sam był do nie­daw­na wła­ści­cie­lem ta­kiej ma­szy­ny. Hob­by to upra­wiał, od­kąd sko­ńczył dzie­wi­ęt­na­ście lat. W swo­jej ka­rie­rze mo­to­cy­kli­sty je­ździł wie­lo­ma mo­de­la­mi, zaś ostat­ni sprze­dał, by po­zy­skać pie­ni­ądze na le­cze­nie żony. Przez kil­ka mi­nut z wiel­kim za­in­te­re­so­wa­niem prze­glądał po­sty z za­miesz­czo­ny­mi zdjęcia­mi pi­ęk­nych dwu­ko­ło­wych po­jaz­dów. „Może jak to wszyst­ko się sko­ńczy, uda mi się wró­cić do je­żdże­nia?” – wes­tchnął z na­dzie­ją. Spoj­rzał na ze­ga­rek. Mu­siał za chwi­lę wy­pro­wa­dzić psa, a po­tem na­le­ża­ło obu­dzić Ma­ry­się, zro­bić jej śnia­da­nie i od­pro­wa­dzić do przed­szko­la.

Có­recz­ka spa­ła z otwar­tą bu­zią. Za­ró­żo­wio­ne po­licz­ki oraz ja­sne, zło­ta­we locz­ki upo­dab­nia­ły ją do ma­lut­kie­go anio­łka z ksi­ążecz­ki dla dzie­ci, któ­rą czy­ty­wał jej przed za­śni­ęciem. Za­sta­ny wi­dok roz­czu­lił go. Nie­zmier­nie dłu­go sta­ra­li się o dziec­ko. I kie­dy już pra­wie stra­ci­li na­dzie­ję, uda­ło się. Przy­po­mniał so­bie, jak w dniu na­ro­dzin Ma­ry­si ogar­nęło go nie­wy­obra­żal­ne szczęście, te­raz nie­obec­ne z po­wo­du cho­ro­by żony. Otrząsnął się, gdy po­czuł, że wil­got­nie­ją mu oczy. ■
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij