Waleczne serce - ebook
Waleczne serce - ebook
Robert z Penrith utracił z rozkazu króla zamek i ziemię. Postanawia odzyskać włości dzięki sprytnemu fortelowi. W realizacji planu pomaga mu przyjaciółka, piękna i odważna Morwenna. Robert nie domyśla się, że dawno oddała mu serce i marzy, by wreszcie dostrzegł w niej kobietę. On uczy ją władać mieczem, ona wolałaby usłyszeć komplement, a zamiast tarczy dostać kwiaty. Jeden pocałunek wszystko między nimi zmienia. Zostają kochankami i teraz to Robert zabiega o uczucia Morwenny, która traktuje ich romans tylko jak piękną przygodę. Nie wierzy, że lord poślubi córkę młynarza. Jednak Robert jest wojownikiem i wie, jak wygrywać bitwy…
Kategoria: | Katalog |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-291-1289-5 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Anglia, rok 1205_
Wszyscy mieli umrzeć.
Robert z Penrith spojrzał na pozostałych więźniów. Żołnierze spięli ich czwórkę łańcuchem i ruszyli na południe. Ciężka nakrywa wozu zasłaniała widok na mijane otoczenie, a drzwi zostały zamknięte solidną zasuwą.
Panowała między nimi obezwładniająca cisza, jako że wszyscy byli w szoku. Żadne nie wiedziało, czy jego rodzina przeżyła atak, ale zniszczenia i straty były ogromne. Robert miał na zawsze zapamiętać widok gęstego dymu i buchający żar, kiedy żołnierze króla wzniecili ogień. Zewnętrzne kamienne mury mogły przetrwać pożogę, ale wewnątrz wszystko musiało się obrócić w popiół.
Krzyk ofiar wciąż wibrował mu w głowie. Mężczyźni umierali przebici mieczem. Kobiety krzyczały z przerażenia, nim spotkał je ten sam los. Żona jego ojca, Clarine, kazała mu się ukryć, by miał szansę przeżyć. Skręcało go w środku ze wstydu, bo jej usłuchał. Nie miał duszy wojownika, a teraz jeszcze przeklinał się za własne tchórzostwo. Choć wstrząsała nim pogarda do samego siebie, uciekł, nie wiedząc, co się z nią stało. Jednakże Clarine miała rację, musiał przeżyć dla swoich poddanych.
Teraz, kiedy król zaatakował i pokonał jego ojca, earla Penrith, Degal bez wątpienia nie żył. Uświadomiwszy to sobie, poczuł lodowaty ucisk w gardle.
Nie masz prawa pogrążać się w żalu czy strachu. Musisz być silny i zaopiekować się swoim ludem, powtarzał sobie.
Odetchnął głęboko, próbując odzyskać spokój. To nie był dobry moment na rozmyślanie o losie rodziny. Strach nie pomoże mu w ucieczce. Należało dokładnie rozważyć sytuację i znaleźć wyjście.
Zawsze miał talent do rozbierania różnych rzeczy na części i składania ich z powrotem w całość. Mógłby wykorzystać tę umiejętność, zwłaszcza gdyby uzyskał pomoc pozostałych więźniów. Nie rozpoznawał kobiety ani jej młodszego brata, ponieważ większość czasu spędzał samotnie w zamkowej twierdzy, za to dobrze znał Piersa.
- To twoja wina – warknął do niego przyrodni brat. – Robert nie miał wątpliwości, że Piers chętnie by go udusił. Nieślubny potomek jego ojca zawsze używał swego gniewu jak niewidzialnej tarczy i zawsze pierwszy rwał się do bójki, choć zwykle przegrywał.
Robert radził sobie w walce na pięści jeszcze gorzej. Jako dziecko często chorował i Clarine nie pozwalała mu wychodzić na powietrze. Spędzał więc czas otoczony książkami, chłonąc wiedzę z zapałem, z jakim inni doskonalili się we władaniu mieczem. Teraz żałował, że nie posłuchał Degala i nie nauczył się walczyć.
- Nie chcą nas zabić – skłamał. – Gdyby mieli taki zamiar, już byśmy nie żyli. – W istocie nie miał pojęcia, jaki los ich czeka, ani dlaczego zostali uwięzieni.
Chyba nie tylko oni ocaleli?
Otrząsnął się z tej myśli. Król nie miał powodu, by zabijać służbę czy mieszkańców osady. Będzie potrzebował mnóstwa rąk do uprawy przynależnej do zamku ziemi. Dlaczego jednak zabrał tę młodą kobietę i jej brata? Robert nie widział ich wcześniej w zamku, więc nie miał pojęcia, kim są.
Ciemne włosy zasłaniały kobiecie twarz i opadały falami na ramiona. Widział, że cała drży i trzyma ramiona skrzyżowane na piersi. Prosty strój w postaci bezkształtnej sukni z surowej wełny świadczył o przynależności do klasy poddanych.
Twarz jej brata przybrała odcień woskowej bieli, jakby się spodziewał, że lada moment może umrzeć. Uzasadniona obawa.
- Będą nas torturować – odezwał się znów Piers, naciągając łańcuch. – I wykorzystają nas, żeby zmusić ojca do zrobienia wszystkiego, czego zażąda król.
Robert nie sądził, że ich ojciec wciąż żyje. Jednak brat uświadomił mu ważną rzecz: co innego przeciwstawić się królowi z pozycji wolnego człowieka, a co innego w łańcuchach. Trzewia znów ścisnął mu strach.
- Przestań – zwróciła się do Piersa kobieta. – Straszysz Briana.
W jej głosie dało się słyszeć przerażenie i ból. Siedziała skulona, jakby ta poza miała ją przed czymś ochronić. Robert zastanawiał się, czy ucierpiała fizycznie podczas ataku. Miał ochotę spytać, czy nic jej nie dolega, ale coś go przed tym powstrzymywało. Przypominała mu ranne zwierzę, gotowe się rzucić na każdego, nawet na niosącego pomoc.
- Może Brian powinien się bać – odpowiedział jej szorstko Piers. – I ty też, Morwenno.
- Wystarczy – przerwał im spokojnie Robert. – Kłótnia nie pomoże nam się uwolnić.
Przyrodni brat w końcu zamilkł. Musieli uciec z tego wozu i znaleźć schronienie. To była ich jedyna szansa na przeżycie.
Robert zmuszał się do zachowania spokoju. Jechali już prawie godzinę, czyli znajdowali się niedaleko Colford Abbey, gdzie opatem był wuj Oswald.
Zaczął obmyślać plan, na początek ogólny zarys bez szczegółów. Ciemność nie pozwalała nic zobaczyć, wiec próbował sobie wyobrazić, jak mogą być zbudowane drzwi wozu. Z pewnością zabezpieczała je od zewnątrz solidna sztaba. Czy dało się sięgnąć do zawiasów? Dach spoczywał na luźnej konstrukcji z drewnianych belek. Gdyby zdołał wsunąć między nie rękę, może mógłby poluzować zawias, o ile miałby czym w niego uderzyć.
- Musimy wyważyć drzwi wozu, zanim staną na nocleg – oznajmił. – Ukryjemy się w lesie i poszukamy schronienia w opactwie. – Należało spróbować ucieczki, kiedy wóz był w ruchu.
- Planujesz wykorzystać do tego magię? – zakpił Piers. – Nie zdołasz otworzyć tych drzwi.
- Spróbuję wyważyć je z zawiasów. – Udawał pewnego siebie, choć nie wiedział, jak sobie poradzi bez narzędzi. – Mogę poluzować drzwi z prawej strony.
- A co ze strażnikami? – spytał chrapliwie Brian. – Nie mamy broni.
- Owszem, mamy. – Morwenna uniosła łańcuch i dodała lodowatym tonem: - Jeśli ktoś odważy się nas zaatakować, to go uduszę. – Gorycz pobrzmiewająca w jej głosie zdradzała, że ma wiele powodów do nienawiści.
Nie wyglądała na wystarczająco silną, by stoczyć pojedynek z żołnierzem, ale chęci z pewnością jej nie brakowało. W każdym razie mogła przynajmniej odwrócić uwagę strażnika, wywołując zamieszanie.
- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie – przyznał Robert. – Ale jeśli się stąd nie wydostaniemy, będziemy zdani na ich łaskę.
Zamienił się miejscem z Brianem i zaczął dokładnie oglądać zawiasy. Po tej stronie były tylko dwa. Pomyślał, że mógłby wysunąć z nich bolec, gdyby tylko znalazł coś wystarczająco cienkiego, by go podważyć.
Próbował sobie wyobrazić, jak to robi, a potem rozejrzał się i w kącie wozu dostrzegł kawałek drewna. Sięgnął po niego i próbował rozłamać. Udało się, choć drzazga skaleczyła mu dłoń, która zaczęła krwawić. Wysunął rękę i wepchnął drewniany kołek pod zawias. Zimne powietrze owiało mu skórę, poczuł na niej dotyk wilgotnych płatków śniegu.
- To na nic, nie da rady – mruknął Piers.
Robert udał, że nie słyszy. Używając swoich kajdan, próbował postukać w bolec. Nic to nie dawało, ale nie miał innego planu. Ustawił kołek pod innym kątem i spróbował jeszcze raz. Uporczywie walił w drewno metalową obręczą, którą umocowano łańcuch na jego nadgarstku. Nie ustawał, choć ręce mu zamarzały. W końcu bolec drgnął. Po chwili poluzował się na tyle, że Robert zdołał go wyciągnąć. Zabierał się za drugi zawias, kiedy wóz nagle stanął i drzwi się otwarły.
Na zewnątrz stali dwaj żołnierze, jeden z wyciągniętym nożem. Robert odruchowo się skulił, ukrywając wyciągnięty bolec.
- Przestańcie hałasować – warknął ten z nożem. Wszedł do środka i rzucił do swojego kompana: - Przypilnuję ich, żeby byli cicho.
W ciemności Robert nie widział twarzy żołnierza, ale niebezpieczna sytuacja wyostrzyła mu zmysły. Drzwi zostały zamknięte, jednak tym razem nie usłyszał zgrzytu zasuwy. Przez chwilę panowała cisza, nikt się nie odezwał ani nie poruszył. A potem nastąpiło szarpnięcie i wóz znów zaczął się kołysać.
- Ślicznotka z ciebie, co? – zwrócił się żołnierz do Morwenny. W odpowiedzi tylko spuściła głowę. Szarpnął ją za włosy tak mocno, że krzyknęła z bólu.
Robert odruchowo zacisnął palce na ostrym kołku. Żołnierz znajdował się tuż obok niego, ale atak był ryzykowny, jako że przeciwnik posiadał nóż.
Rozum nakazywał zachować spokój, nie pozwalać sobie na żadne nieprzemyślane gesty. Gdyby się wtrącił, mógłby rozjuszyć żołdaka i przez to przysporzyć młodej kobiecie dodatkowych cierpień. Z drugiej strony nie potrafił ograniczyć się do roli obserwatora.
Gorączkowo zastanawiał się, co mógłby zrobić. Nagle zobaczył, że Morwenna zaciska dłonie na łańcuchu. Najwidoczniej była przygotowana na najgorsze, a on nie potrafił ocenić jej szans na powodzenie.
Już miał się do niej zbliżyć, kiedy powstrzymał go dotyk czyjejś ręki. Piers wskazał mu drzwi, które uchyliły się pod wpływem podskoków wozu na nierównościach. To był ten moment, ich szansa na ucieczkę.
Niestety byli połączeni łańcuchem, więc mogli działać wyłącznie razem, i to równocześnie.
- Daj buziaka – zażądał żołnierz, przyciągając Morwennę. – Chyba nie chcesz, żebym ci pociął tę śliczną buźkę?
- Nie dotykaj mnie – wycedziła cicho.
Żołnierz bez namysłu wymierzył jej sążnisty policzek. Znów wydarł jej się z gardła okrzyk bólu.
Robert czuł pogardę do samego siebie. Gdyby był prawdziwym mężczyzną, zaatakowałby tego łotra i obronił ją. Jednak nigdy wcześniej nie musiał z nikim walczyć.
Ścisnął w palcach drewniany kołek. Czy dałoby się go wykorzystać w charakterze broni? Usłyszał ciche pobrzękiwanie łańcuchów Morwenny. Czyżby próbowała zwabić napastnika bliżej?
- Będę cię dotykał, ile mi się zachce – prychnął drwiąco żołnierz.
Gdy zrobił krok w jej stronę, zarzuciła mu łańcuch na szyję. Nie miała jednak dość siły, by go udusić, bez trudu się wyswobodził i odepchnął jej ręce.
- Durna suko – rzucił przez zęby. – Zabiję cię za to.
Robert nie mógł się temu bezczynnie przyglądać, choć wiedział, że ma niewielkie szanse na wygraną z wyszkolonym przeciwnikiem. Próbował sobie przypomnieć jakieś użyteczne obserwacje, jakąś taktykę możliwą do zastosowania w ich sytuacji. Zachowując ciszę, zbliżył się do żołnierza, który jednym szarpnięciem rozerwał Morwennie suknię.
- Nie – jęknęła, rozpaczliwie próbując się zakryć.
W tym momencie Roberta ogarnął lodowaty spokój. Nie było już czasu na wahanie, należało działać.
Uniósł kołek i ostrą krawędzią wbił w szyję żołnierza. Po chwili poczuł ciepło buchającej krwi.
Piers wykorzystał okazję, by chwycić nóż i zadać kolejny cios, tym razem w serce. Żołnierz zachwiał się i opadł na kolana. Robert był niezmiernie wdzięczny przyrodniemu bratu za błyskawiczne wsparcie. Żołnierz, już nieprzytomny, wykrwawiał się na drewnianej podłodze wozu.
Robert zamrugał, nadal trochę oszołomiony. Zaraz potem przypomniał sobie o dziewczynie, odwrócił się do niej i spytał:
- Nic ci nie jest?
Morwenna pokiwała głową, próbując się osłaniać rozdartą suknią.
- Musimy się stąd wydostać. – Robert, choć wciąż wstrząśnięty tym, co się stało, usiłował się skupić na ucieczce, od której zależało ich przetrwanie. Na zewnątrz panowała ciemność, nie dało się zobaczyć drogi ani nawet najbliższego otoczenia. Mimo to zbici w gromadę stanęli w otwartych drzwiach. – Musimy wyskoczyć razem – nakazał Robert ściszonym głosem. – Biegniemy do lasu.
- A jeśli nas złapią? – odezwał się szeptem Brian. Głos mu drżał z trwogi.
Piers wytarł nóż w tunikę zabitego żołnierza i wetknął za pasek.
- Nie mogą nas złapać, bo wtedy nas zabiją.
Morwenna kurczowo trzymała przy ciele podarty stanik sukni. Robert zauważył, że jest nienaturalnie blada. Ściągnął opończę i podał jej.
- Dziękuję – wyszeptała, przyjmując dar z wdzięcznością.
Zdążyła się okryć, nim Robert zarządził:
- Wyskakujemy na trzy. Raz, dwa, trzy…
Skoczyli z jadącego wozu na przysypane śniegiem błoto. Ruszyli biegiem w stronę lasu; płuca ich paliły z wysiłku, ale nie ustawali w biegu, napędzani lękiem.
Wtapiając się w nocny mrok, Robert złożył sam sobie przysięgę, że już nigdy nie będzie niczyją ofiarą. Nauczy się walczyć. Miał dopiero osiemnaście lat, ale tej nocy wszystko się zmieniło. Zamierzał ćwiczyć tak długo, aż nie pozostanie w nim nic z tchórza, którym się czuł do tej pory.
A potem, pewnego dnia dokona zemsty i odzyska ziemie ojca.
BESTSELLERY
- Wydawnictwo: SuperNowaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: KatalogWiedźmin Geralt to kulturowy fenomen naszego stulecia! Postać stworzona przez Andrzeja Sapkowskiego zawładnęła umysłami milionów ludzi na całym świecie! Zatem opowieść trwa, a historia nie kończy się nigdy...
33,99 zł 39,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
33,99 zł 39,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: SuperNowaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: KatalogWiedźmin Geralt to kulturowy fenomen naszego stulecia! Postać stworzona przez Andrzeja Sapkowskiego zawładnęła umysłami milionów ludzi na całym świecie! Zatem opowieść trwa, a historia nie kończy się nigdy...
33,99 zł 39,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: SuperNowaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: KatalogWiedźmin Geralt to kulturowy fenomen naszego stulecia! Postać stworzona przez Andrzeja Sapkowskiego zawładnęła umysłami milionów ludzi na całym świecie! Zatem opowieść trwa, a historia nie kończy się nigdy...EBOOK
33,99 zł 39,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: SuperNowaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: KatalogWiedźmin Geralt to kulturowy fenomen naszego stulecia! Postać stworzona przez Andrzeja Sapkowskiego zawładnęła umysłami milionów ludzi na całym świecie! Zatem opowieść trwa, a historia nie kończy się nigdy...EBOOK
33,99 zł 39,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.