- W empik go
Walka z pożądaniem - ebook
Walka z pożądaniem - ebook
Ten były żołnierz SEAL wyznaje jedną zasadę: nie bawi się w związki.
Kiedy Grace Morgan miała siedemnaście lat, wydarzyło się coś, co na zawsze naznaczyło jej życie nieustannym strachem. Od tamtego pamiętnego dnia Grace ciągle ogląda się za siebie.
Trzy lata po koszmarze, który przeżyła, udaje jej się znaleźć spokój w małym, pięknym miasteczku Sunset Bay. Dziewczyna dostaje pracę jako kelnerka, a wokół niej zaczynają pojawiać się ludzie, których traktuje jak przyjaciół. W pobliżu kręci się też niesamowicie seksowny były żołnierz SEAL.
Sawyer Evans kocha kobiety, i to z wzajemnością. Jednak są one dla niego przygodami na jedną noc. Wydaje się, że w końcu trafia na dziewczynę odporną na jego niewątpliwy urok. Dziewczynę, w której oczach czają się tajemnica, strach i smutek.
Sawyer czuje, że musi ją chronić. Nie ma pojęcia, że niedługo naprawdę będzie musiał.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-823-6 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Grace
– Kurczę!
Po spojrzeniu na zegarek zaczynam biec truchtem, starając się skoordynować ruchy ze skaczącą torbą, w której mam strój cheerleaderki, i plecakiem. Powinnam była poczekać i wrócić z Tarą, ale gdy zobaczyłam, że koleżanka z zespołu zagadnęła Maxa Donovana, wiedziałam, że trochę to potrwa, a i tak byłam spóźniona. Zwalniam, bo dzwoni moja komórka, po czym sięgam do plecaka, żeby ją wyciągnąć.
Adam: Hej, piękna. Chciałem Ci tylko życzyć powodzenia i miłego weekendu. Będę tęsknił. Jestem pewien, że razem z mamą wygracie. Przynieś mi trochę placka, jeżeli zostanie. Kocham Cię, kochanie. :)
Ta słodka wiadomość wywołuje uśmiech na mojej twarzy i motyle w brzuchu. Rany, kocham tego chłopaka na zabój. Chodzę z Adamem od prawie roku i ostatnio stara się posunąć naszą znajomość nieco dalej. Jestem mu wdzięczna za cierpliwość, biorąc pod uwagę, że on sam nie jest już prawiczkiem. Sporo o tym myślałam, więc gdy wrócę z mamą z kiermaszu, powiem mu, że jestem gotowa.
Odpisuję krótko, że też będę za nim tęsknić i że zadzwonię, kiedy tylko wrócę w niedzielę do domu. Oby miał rację co do naszego zwycięstwa w konkursie cukierniczym. Do wygrania jest dwadzieścia tysięcy dolarów, które pomogłyby zrealizować nasze marzenie, o którym rozmawiałyśmy, od kiedy pamiętam. Widzę na horyzoncie nasz dom, więc przyspieszam i wbiegam po schodach. Otwieram drzwi całkiem zziajana.
– Hej, mamuś, sorki za spóźnienie. Trener nas trochę przetrzymał, ale szybko się uwinę. Przebiorę się tylko i możemy zacząć pakować wszystko do auta.
Rzucam plecak z torbą na podłogę i wchodzę do kuchni. Ciasta leżą równo poukładane, gotowe do zabrania, ale po mamie ani śladu.
– Mamuś?
Nagle słyszę nade mną głośny łomot. Spoglądam na sufit. Uderza we mnie fala niepokoju. Nie mam pojęcia skąd, ale wiem, że coś jest nie tak. Powoli ruszam w stronę schodów, bijące jak oszalałe serce upewnia mnie w przeczuciu, że dzieje się coś złego.
– Mamuś? – znów wołam, drepcząc powoli na górę. – Mamuś, jesteś tam?
Na piętrze dostrzegam lekko uchylone drzwi do jej sypialni. Podchodzę bliżej. Instynkt każe mi uciekać, daje znać, że nie czeka tam na mnie nic dobrego. Z sercem w gardle popycham drzwi. Pomieszczenie jest całkiem zdemolowane.
Nagle otwiera się garderoba, po czym wypada z niej na podłogę mama, naga i zakrwawiona.
– Grace, uciekaj! – krzyczy.
Tuż za nią wylatuje wielki mężczyzna.
Bez namysłu rzucam się do ucieczki.
– Kurwa! Łap tę sukę, szybko!
Jestem w połowie drogi do swojego pokoju, kiedy ktoś chwyta mnie za włosy i ciągnie tak, że aż lecę do tyłu. Bolesny upadek na plecy pozbawia mnie powietrza. Staram się odzyskać oddech. Podnoszę wzrok na wysokiego, przerażająco wyglądającego mężczyznę, który zdaje się być tylko trochę ode mnie starszy. Tłuste kruczoczarne włosy opadają mu na błyszczące oczy – oczy, które nie mają w sobie nawet odrobiny dobrych uczuć. Są tak ciemne, że zdają się czarne.
Uśmiecha się zjadliwie, odsłaniając żółte zęby.
– Jesteś równie ładna jak twoja mama. Nie mogę się doczekać, żeby i ciebie wyruchać.
Och nie… Mamusiu!
– Nie! Zostawcie ją, błagam, pozwólcie jej odejść – prosi histerycznie mama.
O Boże, muszę nas stąd wydostać. Muszę znaleźć swój telefon. Mężczyzna ciągnie mnie za włosy, chcąc, bym stanęła. Buzująca mi w żyłach adrenalina powoduje, że ledwie czuję kłujący ból. Napastnik jedną ręką wciąż trzyma mnie za włosy, drugą natomiast chwyta mnie w talii i przyciąga do siebie. Zanim zdążę skojarzyć, co zamierza zrobić, miażdży moje usta swoimi. Krzyczę z obrzydzenia i próbuję go odepchnąć. W końcu instynktownie wbijam kolano między jego nogi.
– KURWA!
Gdy tylko jego uścisk traci na sile, uwalniam się i biegnę do swojego pokoju. Zatrzaskuję drzwi i zamykam je na klucz, natychmiast ruszając do telefonu. Wybieram pośpiesznie 911 i zaczynam przysuwać do drzwi szafkę, żeby się zabarykadować od wewnątrz. Cały ten czas słyszę krzyki mamy.
– O Boże, mamuś – łkam.
Ktoś uderza gwałtownie w drzwi, wyrywając je niemalże z zawiasów. Biegnę do garderoby z telefonem przy uchu.
– 911. Co się stało?
– Mówi Grace Morgan, mieszkam przy 917 Lakeland Point. Dwóch mężczyzn włamało się do mojego domu i krzywdzi moją mamę.
Jej pełne bólu krzyki stają się tak głośne, że zagłuszają wszystko inne.
– O Boże, błagam, pośpieszcie się! Robią jej straszliwą krzywdę!
– Już dobrze, skarbie, postaraj się zachować spokój, policja już jedzie. Nie rozłączaj się, dobrze? Ile masz lat, Grace?
– Siedemnaście. Błagam… – Walenie do drzwi przybiera na sile i słyszę pękające drewno. – O nie! Błagam, pospieszcie się, zaraz wejdzie do mojego pokoju.
Drzwi do garderoby otwierają się z impetem.
– Achhhhhh! – krzyczę, a mężczyzna błyskawicznie wyrywa mi słuchawkę z ręki i rzuca nią o ścianę.
Prędko wymijam włamywacza, korzystając z chwilowej nieuwagi, kiedy roztrzaskuje telefon.
On jednak skacze na mnie od tyłu, przez co ląduję twarzą na twardej drewnianej podłodze, tuż przy łóżku. Moja warga pęka.
– Ty głupia zdziro. Zapłacisz mi, kurwa, za to.
Wierzgam z całych sił, a on bije mnie po plecach. Sięgam po kabel od lampy, licząc na to, że będę go mogła użyć jako broni, ale mężczyzna odwraca mnie do siebie i uderza w twarz. Widzę czarne plamy przed oczami, a moje usta wypełniają się taką ilością krwi, że prawie się nią dławię. Kolejne ciosy lądują na moim ciele: brzuchu, rękach, twarzy – wszędzie tam, gdzie sięgają jego pięści. Nagle przestaje mnie bić.
– Ughhh – jęczę z bólu i próbuję nie zemdleć.
Napastnik chwyta wielkimi szorstkimi dłońmi za moją koszulkę i rozrywa materiał, odsłaniając stanik. Gniecie boleśnie moje piersi i ociera o mnie twardego członka. Niezdarnie próbuje ściągnąć ze mnie spodenki z lycry, co wyrywa mnie z bolesnego otumanienia. Rzucam się, chcąc go z siebie zrzucić, ale nic to nie daje.
– Nie ruszaj się, suko, zaraz będzie po wszystkim.
Nie poddaję się jednak, dlatego znów uderza mnie w twarz tak mocno, że dzwoni mi w uszach, a moja głowa aż odskakuje. To wtedy dostrzegam pod łóżkiem różowy kij baseballowy. Mężczyzna nie zauważa, że po niego sięgam, jest zbyt zajęty zrywaniem ze mnie ubrań. Gdy tylko udaje mi się zacisnąć dłoń na gumowej rączce, zamachuję się ze wszystkich sił, jakie mi pozostały, i trafiam go całkiem solidnie w bok głowy. Stęka i upada, a ja pośpiesznie wstaję i uderzam go stalowym kijem w plecy.
– Cholera, Emilio, musimy stąd wypierdalać, stary. Psy tu jadą, słyszę syreny. – Drugi koleś wbiega do pokoju z zakrwawionym nożem i dostrzega na podłodze wijącego się kolegę. – Ty głupia jebana zdziro.
Naciera na mnie i wymierza cios w skroń, nim zdążę zamachnąć się kijem. W przelocie, zanim uderzenie posyła mnie na ścianę, zauważam na wewnętrznej stronie jego nadgarstka tatuaż.
Mężczyzna wpatruje się we mnie z wściekłością. Staram się złapać oddech, widzę, że chce skończyć to, co zaczął, ale zdaje sobie sprawę, że nie wystarczy mu czasu. Odwraca się i szybko pomaga wstać koledze.
– Chodź, stary, ogarnij się. Musimy się, kurwa, stąd wynosić.
Pośpiesznie kuśtykają do drzwi, ten drugi musi praktycznie nieść Emilia.
W momencie, gdy słyszę ich na dole schodów, udaje mi się podnieść. Na drżących nogach ruszam do pokoju mamy tak szybko, jak tylko moje poobijane i połamane ciało mi na to pozwala. Mam wzrok rozmyty od zadanych w głowę uderzeń i zalewających oczy łez.
Zamieram od razu, kiedy wchodzę do sypialni. Serce mi pęka, a gardło wypełnia się żółcią: mama leży naga na podłodze w kałuży własnej krwi.
– Mamuś? O Boże, och nie!
Biegnę, by przy niej usiąść, ślizgam się na krwi i upadam na kolana. Unoszę jej nieruchome ciało i przytulam do piersi.
– Już dobrze, mamuś, wytrzymaj jeszcze. Pomoc jest już w drodze.
Moje łzy spadają w jej piękne złote włosy, pobrudzone teraz szkarłatem. Proszę ją, by się nie poddawała, i zapewniam, że wszystko będzie dobrze, ale to nieprawda. W głębi siebie wiem, że mama nie żyje, jednak przerażenie nie pozwala mi w to uwierzyć.
– O Boże, mamuś, tak mi przykro, przepraszam. Tak bardzo cię kocham.
Pochylam się i całuję ją w umazane krwią czoło, potem wtulam twarz w jej włosy, wciąż się kołysząc.
Sekundę później dookoła mnie wybucha chaos.
W wieku siedemnastu lat przeżyłam najgorszy dzień mojego życia. Można by sądzić, że to koniec mojej udręki, ale tak się nie stało, ponieważ trafiłam wtedy do niego – do diabła we własnej osobie.ROZDZIAŁ 1
Trzy lata później
– Zamówienie!
Moje zmęczone stopy bolą, gdy zrywam się po dwa gorące talerze z burgerami i frytkami. To dopiero pora lunchu, a już jestem wykończona. Wczorajsza dwunastogodzinna zmiana daje mi się we znaki.
– Jak się trzymasz, skarbie? – pyta mój szef, Mac, kładąc burgery na grillu.
Uśmiecham się do niego najlepiej, jak umiem.
– Znasz mnie. Jak zawsze świetnie.
– Znam i dlatego wiem, że nawet gdyby było inaczej, nie powiedziałabyś mi. Boję się, że któregoś dnia spojrzę tam – wskazał na wielki automat do gry za moimi plecami – i znajdę cię śpiącą na podłodze.
– Spokojnie, Mac, ledwo udaje mi się zmrużyć oko we własnym łóżku. Nie ma szans, żebym zasnęła na twojej podłodze.
Mężczyzna tylko chrząka i potrząsa głową.
Korzystam z okazji i ruszam z talerzami do pary czekającej na zamówienie. Doceniam jego troskę, ale on potrzebuje pomocy, a ja pieniędzy. Oboje korzystamy na tej sytuacji.
Może to nie praca marzeń, ale jestem za nią wdzięczna losowi, a jeszcze bardziej wdzięczna, że spotkałam Macka. Twardy gość o ciemnych włosach, brązowych oczach i tatuażach może budzić przerażenie, ale tak naprawdę to miś o wielkim sercu. Jestem mu wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobił. Bez niego nie miałabym nic.
Podaję jedzenie i podchodzę do kolejnych stolików. Słyszę dzwonek przy drzwiach obwieszczający przybycie następnych klientów. Kątem oka widzę dwóch mężczyzn. Wchodzą i siadają z tyłu. Moje serce zaczyna bić nierównomiernie. Czuję jego obecność całym ciałem. Nie muszę patrzeć. Wiem, kto to.
Sawyer Evans.
Dlaczego ten arogancki, seksowny sukinkot musi tu ciągle przychodzić? Nie może czasem zjeść gdzie indziej?
Wkurzona na siebie, że mnie to w ogóle obchodzi, biorę się w garść i podchodzę do stolika, starając się na niego nie patrzeć, żeby nie zrobić z siebie idiotki. Skupiam się na Cadezie. Też jest atrakcyjny, ale przy tym dość przerażający. I nie wprawia w szalone bicie mojego serca, jak Sawyer.
Głupi Sawyer!
– Cześć chłopaki – mówię cicho i sięgam po notatnik. Nie, żebym go potrzebowała, ale pomoże mi nie gapić się na Pana Seksownego.
– Cześć Grace – odpowiada Cade, z tradycyjnym skinięciem głowy.
– No cześć. Co za niespodzianka. Nie wiedziałem, że dziś pracujesz.
Od głębokiego, aksamitnego głosu Sawyera przeszywa mnie dreszcz.
Weź się w garść, Grace.
Westchnęłam dramatycznie.
– Pracuję codziennie, o czym doskonale wiesz, bo przychodzisz tu codziennie.
– Nie przychodzę tu codziennie.
Z prychnięciem podnoszę wzrok z podłogi na jego twarz i żałuję tego od razu, gdy tylko mój wzrok pada na parę najbardziej seksownych zielonych oczu, jakie w życiu widziałam.
Szlag!
Czuję, jak robi mi się gorąco, a moja twarz przybiera kolor dojrzałego pomidora. Mrużę oczy, próbując ukryć to, jak na mnie działa.
– Owszem.
Jego samozadowolenie zmienia się w piękny uśmiech, od jakiego dziewczyny mdleją.
– Nie. Tylko w te dni, gdy pracujesz, Babeczko.
Zaciskam pięści, słysząc przezwisko, jakie nadał mi klika tygodni temu na ślubie Jaxsona i Julii. Patrząc, jak państwo młodzi karmią się wzajemnie ślicznymi babeczkami, które upiekłam, Sawyer wrzasnął: „Źle to robicie! To się robi tak”. Potem chwycił swoją babeczkę, umazał mój nos i usta różowym lukrem i próbował go zlizać z mojej twarzy.
Oczywiście udało mi się zrobić unik, nim mnie tknął. Bóg jeden wie, co by się stało, gdyby te piękne usta znalazły się w pobliżu moich. Pewnie uległabym pokusie i zaczęła go bezwstydnie obłapiać na oczach wszystkich.
Gdy w mojej głowie pojawia się ta zdradziecka myśl, spoglądam na jego perfekcyjne usta.
Och! Przestań, Grace.
Gwałtownie odwracam wzrok i skupiam się na Cadezie.
– Co dla ciebie, Cade?
Sawyer parska, widząc, jak ostentacyjnie próbuję go ignorować. Usta Cade’a lekko drgnęły, jakby się uśmiechał – rzadki widok. Zwykle wygląda, jakby miał ochotę kogoś zabić.
– Danie dnia z purée ziemniaczanym i cola.
Potakuję głową i odwracam się do Sawyera, unikając kontaktu wzrokowego.
– A dla ciebie?
W jego głosie słychać uśmiech.
– To, co zwykle. I oczywiście dorzuć kawałek swojego pysznego ciasta, cokolwiek dziś dla mnie upiekłaś.
Wywracam oczami na jego bezczelną sugestię i odchodzę. Choć smutna prawda jest taka, że co dzień rano, gdy zabieram się za pieczenie ciasta, myślę o nim, bo wiem, że na pewno go spróbuje. Często się zastanawiam, który mu najbardziej smakuje, ale oczywiście nigdy nie zapytam.
Podaję karteczkę z zamówieniem Mackowi, biorę dwie szklanki i nalewam do nich napoje. Kątem oka widzę, jak Sawyer wstaje i idzie w stronę łazienki. Choćbym nie wiem, jak się starała z tym walczyć, śledzę każdy jego ruch. Od jego seksownej pewności siebie miękną mi kolana.
To niedopuszczalne, żeby wyglądać tak dobrze jak on. Powinni tego zabronić. Dziś jego potargane blond włosy zakrywa czarna czapka z daszkiem. Dłuższe kosmyki okręcają się wokół uszu. Jego szerokie ramiona i smukłe mięśnie schowane są pod czarnym T-shirtem. Luźne, sprane dżinsy z kilkoma dziurami opierają się nisko na biodrach, odsłaniając krawędź gumki od bokserek… cóż, zakładam, że to bokserki. Wyglądają na bokserki. Rany, chętnie bym to sprawdziła. Stop. Nie. Wcale nie.
Przerywam tę wewnętrzną walkę, gdy uświadamiam sobie, że to uosobienie seksu zmienia kierunek i zamiast do łazienki idzie teraz w moją stronę.
Uh!
Odwracam głowę, spotykam spojrzenie Sawyera i wielki, bezczelny uśmiech na jego przystojnej twarzy.
– Podziwiasz widoki, Babeczko? – pyta. Jego uwodzicielski głos jest aksamitny, jak Tennessee Whiskey.
Znów czuję, że płoną mi policzki. To naprawdę zawstydzające. Dlatego unikam kontaktu wzrokowego z nim. Inaczej tracę rozum.
Zamiast odpowiedzieć na pytanie, wciskam mu szklanki.
– Proszę. Możesz je wziąć. Dzięki, że po nie przyszedłeś.
Odwracam się na pięcie i pędzę do kuchni, słysząc jego rechot. Drwi ze mnie. Ale nawet ten jego durny śmiech jest seksowny.ROZDZIAŁ 2
Sawyer
– O co jej chodzi? Dlaczego unika mnie jak zarazy? – pytam Cade’a, gdy jedziemy do Jaxsona i Julii.
Jestem sfrustrowany po wyjściu z baru. Ta kobieta jest dla mnie zagadką i strasznie mnie to wkurza.
– Może po prostu cię nie lubi. Wiesz, że to nie jest niemożliwe?
– Nie, to nie to – odrzucam jego sugestię.
Na pewno nie. Wtedy nie patrzyłaby na mnie tymi swoimi pięknymi piwnymi oczami, jakbym był jednym z jej pysznych ciast. Chryste, mam ochotę pochylić ją, podciągnąć ten jej fartuszek i zerżnąć tak, aż oboje będziemy ledwo żywi.
– Może dlatego, że się z nią ciągle drażnisz. To ją naprawdę wkurza.
Parskam. To prawda, ale nie mogę się powstrzymać. Jest taka urocza, gdy się wkurza. Uwielbiam, jak ogarnia ją frustracja – to lepszy widok niż ból w oczach, który stara się ukryć. Muszę się czegoś o niej dowiedzieć. Rozmowa się urywa, gdy podjeżdżamy pod dom Jaxsona i Julii.
Teraz powkurzam kogoś innego.
Uśmiecham się, wysiadając z półciężarówki. Cade puka pierwszy, ale nikt nie odpowiada. Znając Jaxsona, pewnie jest ze swoją nowo poślubioną żoną w łóżku. Pukam więc jeszcze raz, tym razem głośniej.
Drzwi się otwierają. Za nimi stoi Jaxson – bez koszuli i z wściekłą miną. Miałem rację. Właśnie zabierał się do rzeczy.
– Czy wy zawsze musicie przychodzić w najbardziej, kurwa, nieodpowiednim momencie?
– Też się cieszę, że cię widzę.
Klepię go po plecach i mijam z promiennym uśmiechem.
Julia wystawia głowę z kuchni. Wygląda, jakby właśnie ktoś miał ją porządnie przelecieć.
Wita nas dużo grzeczniej niż jej mąż.
– Cześć chłopaki, wchodźcie.
– Hej, Julia – odpowiada Cade, siadając przy kuchennym stole.
Moje powitanie nieco wykracza poza uścisk dłoni.
– No część, piękna. – Obejmuję ją z tyłu, kładę ręce na jej lekko zaokrąglonym brzuchu i całuję w policzek. – Muszę ci się przyznać, Julia, że przez ciebie zaczynają mnie kręcić ciężarne kobiety.
– Przestań, Sawyer.
Julia chichocze i daje mi lekkiego kuksańca łokciem w żebra.
Nagle czuję silne szarpnięcie w tył. Kołnierzyk koszuli wpija mi się w szyję.
– Wara od mojej żony, dupku. I trzymaj łapy przy sobie.
Nie jestem w stanie opanować śmiechu. Siadam obok Cade’a.
– Wyluzuj Jax, to tylko wygłupy.
– Właśnie, Jax, wyluzuj.
Kumpel posyła mi spojrzenie, które nie pozostawia wątpliwości – pora się wycofać. Jego można wkurzać tylko do pewnego momentu. Potem przestaje być zabawnie.
I to jest właśnie ten moment.
– Jesteście głodni? – pyta Julia. – Zrobię wam coś.
– Nie trzeba, właśnie byliśmy w barze. Ale dzięki.
– W tym barze? Grace znów pracowała? – pyta, siadając Jaxsonowi na kolanach.
Cade kiwa potakująco głową.
– No jakżeby inaczej – zaczyna marudzić. – Nie wiem, dlaczego w ogóle spytałam. Ta dziewczyna pracuje ostatnio bez przerwy.
Też to zauważyłem. Jakby nic innego nie robiła.
– Mogę cię o coś spytać? – mówię, choć wiem, że nie powinienem.
– Jasne. Słucham.
– Dlaczego ona mnie unika?
– Bo nie jest głupia – odpowiada Jaxson ze złośliwym uśmieszkiem.
Teraz moja kolej, żeby się wkurzyć.
– Serio. Nawet na mnie nie patrzy.
W każdym razie nie wtedy, gdy z nią rozmawiam, ale tę uwagę zostawię dla siebie.
– Sawyer… – Julia odzywa się, ale widać, że nie chce o tym rozmawiać.
– Co? O co chodzi? Uraziłem ją czymś? Drażnię się z nią, fakt, ale przecież to tylko wygłupy.
– Mogę wiedzieć, dlaczego w ogóle pytasz? Czego od niej chcesz?
– Szczerze mówiąc, nie wiem. Ale miło by było się z nią zaprzyjaźnić, pogadać czasem.
Julia wzdycha, opuszcza ramiona.
– Na to potrzeba czasu. Grace jest nieufna. Wiem, jak wiele przeszła, ale mam wrażenie, że i tak znam co najwyżej połowę jej historii. Dużo czasu minęło, zanim otworzyła się przede mną i Kaylą.
Zmroziło mnie.
– Co masz na myśli? O jakich „przejściach” mówimy?
Odwraca oczy, po czym wbija wzrok w stolik.
– To nie jest pytanie do mnie.
– Czy to coś, o czym powinniśmy wiedzieć? – pyta Jaxson. – Ma jakieś kłopoty?
– Nie. Przynajmniej tak mi się wydaje. Jak mówiłam, znam tylko część tej historii.
Wszyscy wpatrujemy się w nią, nie zamierzamy odpuścić. W końcu Julia ulega presji.
– Gdy miała siedemnaście lat, jej matka zginęła tragicznie – mówi szeptem. – Nie pytajcie o szczegóły, bo ich ze mnie nie wyciągniecie, ale to było potworne. Mam też wrażenie, że miejsce, gdzie była, zanim trafiła do nas, także nie było przyjemne.
– A jej ojciec? Gdzie on jest? – pytam.
– To też nie jest pytanie do mnie.
Widząc moje natarczywe spojrzenie, mruży oczy.
– Nie ma mowy. Nie zmusisz mnie, żebym ci powiedziała. Grace mi zaufała i nie zawiodę jej. Sawyer, jeśli chcesz ją poznać, zrób to, tylko…
– Tylko co? – pytam, gdy przerywa.
– Czegokolwiek oczekujesz, czy to ma być przyjaźń, czy coś więcej, nie rób tego, jeśli nie jesteś pewien, że tego chcesz. Nie chcę, żeby cokolwiek przykrego spotkało którekolwiek z was. Na obojgu z was bardzo mi zależy.
Kiwam głową na znak, że rozumiem, co ma na myśli.
Skłamałbym, mówiąc, że nie marzy mi się noc z Grace, ale chciałbym też ją po prostu poznać, zwłaszcza po tym, czego się dowiedziałem.
Nie zostawię tych wszystkich pytań bez odpowiedzi. Posłucham rady Julii i będę ostrożny, ale się nie wycofam. W ten czy inny sposób poznam jej historię, nawet jeśli będę musiał przedrzeć się przez każdy mur, jaki wokół siebie buduje.ROZDZIAŁ 3
Grace
– Kochanie, nie zrozum mnie źle, ale na dzisiaj kończysz – mówi Mac surowym głosem.
– Dlaczego?
– Bo jesteś na nogach od dziesięciu godzin, a wczoraj pracowałaś dwanaście. Wyglądasz, jakbyś miała zemdleć. Idź do domu i odpocznij. Zaraz będzie tu Ruby, poradzi sobie sama. Wieczorny szczyt już minął.
– Nic mi nie jest, Mac. Naprawdę – zapewniam mężczyznę.
– Ta kwestia nie podlega negocjacjom – mówiąc, kładzie mi rękę na ramieniu. – Idź do domu i prześpij się. Doceniam twoją pomoc, ale musisz odpocząć.
– Dobrze – zgadzam się zrezygnowana. – Ale musisz wiedzieć, że jestem w stanie tyle pracować. Potrzebuję pieniędzy.
– Okej – mówi, mrużąc oczy. – A na co ich potrzebujesz?
– Chciałam zapisać się na jakieś studia online. Jeszcze nie wiem, na co konkretnie, ale myślałam nad czymś w tematyce biznesu. – Wzruszam ramionami. – Jednak nawet zajęcia online potrafią być drogie.
– Cóż – zaczyna ostrożnie. – A o jakiej kwocie mówimy? Może mógłbym ci pomóc.
– Nie! – przerywam mu, podnosząc dłoń. – Już i tak za dużo dla mnie robisz. Nie możesz mi znowu pomóc, ja… Nie mogłabym tego przyjąć.
Moja szybka odmowa wywołuje u niego irytację, którą widać na jego zmęczonej życiem twarzy.
Podchodzę bliżej i obejmuję go. Ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, to go zranić.
– Doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłeś i jestem ci wdzięczna. Spróbuj zrozumieć, że nie mogę przyjąć od ciebie znowu pomocy. Nie obrażaj się.
Jego krzepkie ramiona tulą mnie mocno, aż za mocno, bo z trudem łapię oddech.
– Dobrze ty uparta jak osioł dziewucho. Temat skończony. Ale teraz idź do domu i się wyśpij, Grace. To rozkaz.
Robię krok w tył. Patrzę na niego i salutuję.
– Tak jest.
– No, już, zmiataj stąd. Do jutra, skarbie. – Kąciki jego ust unoszą się w lekkim uśmiechu.
– Pa. – Staję na palcach i całuję go w policzek, potem idę po kurtkę i torebkę. Przed wyjściem biorę jeszcze talerz z resztami, które zbierałam przez cały dzień i idę do tylnego wyjścia w nadziei, że będzie tam słodki bezdomny labrador o czekoladowej sierści.
Zauważyłam go kilka dni temu, gdy wyrzucałam śmieci. Na mój widok przeraził się i uciekł szybko, niczym błyskawica. Próbowałam wszystkiego, żeby go zwabić, niestety bezskutecznie. Jeszcze mi nie ufa, a ja go rozumiem. Zdecydowałam więc, że będę zostawiać mu resztki i mam nadzieję, że to właśnie on je zjada.
Gdy otwieram ciężkie drzwi i stawiam pojemnik, słyszę stukanie pazurów o beton. Po chwili słodki wystraszony pies wyłania się zza rogu. Zatrzymuje się w sporej odległości ode mnie, ale nie ucieka. Przygląda mi się niepewnie, jednak się nie cofa. Wciąż stoi w miejscu i patrzy prosto w moje oczy.
Biorę to za dobry znak. Przyklękam przy drzwiach i czekam.
– No chodź. Nic ci nie zrobię – mówię spokojnie i łagodnie. – Jesteś głodny? – pytam, podsuwając w jego stronę resztki.
Przechyla głowę z cichym skowytem.
Czego się tak boisz?
Kiedy ostrożnie rusza w moją stronę, wypełnia mnie nadzieja. Nie ruszam się, ledwo oddycham. Podchodzi tylko na tyle, by dosięgnąć jedzenie.
Podnoszę powoli rękę, tak, by cały czas ją widział, i wolno kładę na jego karku.
– Dobry piesek. Widzisz? Nic ci nie zrobię. – Delikatnie głaszczę jego tłustą sierść. – Skąd się tu wziąłeś? Nie masz rodziny?
Znów wydaje z siebie pisk, który łamie mi serce.
– Już w porządku. To nie twoja wina. Rodzina i tak jest przereklamowana. Muszą być głupi, jeśli nie kochają kogoś tak wyjątkowego jak ty.
Chichot za moimi plecami wprawia mnie w przerażenie. Podskakuję z krzykiem i ląduje na pupie, po drodze uderzając głową o drzwi.
Pies ze skowytem ucieka.
– Szlag! Grace, nic ci nie jest? – Widzę nad sobą parę zatroskanych zielonych oczu. Sawyer klęka przede mną.
– Sawyer? Co tu robisz i dlaczego się tak skradasz?
– Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. Mac powiedział, że tu jesteś. Nie miałem zamiaru przeszkadzać ci w rozmowie z twoim nowym przyjacielem. – Wskazuje palcem przez ramię i się uśmiecha.
Wpatruję się w niego gniewnie w nadziei, że złość zatuszuje moje zakłopotanie.
– Wielkie dzięki, że go wystraszyłeś. Wiesz, ile czasu mi zajęło, żeby zbliżył się do mnie na taką odległość?
Rozbawienie znika z jego twarzy. W jego miejsce pojawia się poczucie winy.
– Naprawdę przepraszam. Nie chciałem przestraszyć ani ciebie, ani psa. Mocno się uderzyłaś?
– Nic mi nie jest – odpowiadam łagodnie. – Co tu w ogóle robisz? Nie nudzi ci się to jedzenie w barach?
Uśmiecha się tak, że cała się rozpływam.
– Nie przyszedłem jeść, tylko zobaczyć się z tobą. – Mruga do mnie.
– Ze mną? – powtarzam za nim zaskoczona jego wyznaniem.
– Tak, z tobą. Pomyślałem, że zapytam, kiedy kończysz i odwiozę cię do domu. Zdaje się, że przyszedłem w samą porę. Mac powiedział, że właśnie odesłał cię do domu.
– Chcesz mnie odwieźć do domu? – pytam z narastającą podejrzliwością.
– Tak.
– Dlaczego? – dociekam.
– Co dlaczego? – Przekrzywia głowę, patrząc na mnie, jakbym postradała rozum. – A dlaczego nie?
Dlaczego miałby chcieć to zrobić? Co z tego będzie miał?
Wstaje i wyciąga do mnie dłoń. Patrzę na nią przez dłuższą chwilę, zanim podaję mu swoją. Jego ciepłe palce zaciskają się na moich. Przeszywa mnie dreszcz, aż po czubki palców u stóp.
Jestem żałosna.
– Dziękuję bardzo za propozycję, ale lubię spacerować.
A jeśli będę w twoim towarzystwie zbyt długo, mogę z tobą wylądować w łóżku.
– Okej, w takim razie cię odprowadzę. – Wzrusza ramionami, w ogóle niezniechęcony.
– Nie musisz tego robić, Sawyer. Dam sobie radę sama, jak zawsze.
– Wiem, że sobie dasz radę. – Mruży z irytacją oczy.
Patrzę na niego, próbując rozgryźć, o co mu chodzi.
– Słuchaj, Grace, chcę tylko pogadać – dodaje po chwili. – Pomyślałem, że skoro mamy wspólnych przyjaciół, moglibyśmy się lepiej poznać. To wszystko. – Ponownie wzrusza ramionami, przeszywając mnie wzrokiem.
Aha! To strasznie miło z jego strony. Głupio mi, że byłam taka podejrzliwa.
– W porządku. Jeśli naprawdę chcesz mnie odprowadzić, będzie mi bardzo miło.
Uśmiecha się do mnie, ale nie tak bezczelnie jak zwykle. Ten uśmiech jest szczery i, kurczę, zabójczy.
– Chcę – zapewnia.
– Więc chodźmy. Wyjdziemy frontowymi drzwiami.
Wchodzimy z powrotem do środka. Moje całe ciało drży od jego bliskości.
To będzie długa droga do domu.
– Do jutra, Mac. – Macham mu na pożegnanie.
– Pa, skarbie. I pamiętaj, co ci powiedziałem – patrzy na mnie poważnie – wyśpij się młoda damo!
– Jasne, jasne – mamroczę pod nosem.
Gdy wychodzimy na zewnątrz, czuję wyraźny chłód, więc otulam się ciaśniej kurtką. Pod koniec października w powietrzu czuć już zbliżającą się zimę.
– O co chodziło Mackowi z tym spaniem? – pyta Sawyer, dostosowując swój krok do mojego. Musi zwolnić, bo moje nogi są krótsze niż jego.
– Po prostu mnie niańczy – mówię, zbywając to machnięciem ręki. – Uważa, że za dużo pracuję i za mało śpię.
Sawyer chrząka.
– To prawda, że za dużo pracujesz.
Wzruszam ramionami.
– Mac potrzebuje pomocy, a ja pieniędzy.
– A co ze snem? – pyta.
– Ze snem mam problemy od dawna – wyznaję cicho, żałując od razu, że to powiedziałam.
Jego pytające spojrzenie wypala mi dziurę w policzku, dlatego szybko zmieniam temat.
– Nie marzniesz? Gdzie masz kurtkę? – pytam, wskazując na jego T-shirt – ten sam, w którym widziałam go wcześniej.
– Babeczko, ja nie marznę. Wychowałem się w Denver. Nie wiesz, co to zimno, jeśli nie przeżyłaś zimy w Denver.
Zaintrygował mnie ten szczegół, jaki o sobie ujawnił.
– Pochodzisz z Kolorado?
– Owszem. Tam się urodziłem i wychowałem.
– Zawsze chciałam zobaczyć śnieg – powiedziałam rozmarzonym głosem.
– Uwierz mi, szybko się nudzi. Jest zimny jak diabli, a odśnieżanie to katorga. – Krzywi się nieznacznie, ale nie umyka to mojej uwadze. Odwracam wzrok, aby nie przyłapał mnie na tym, że na niego patrzę.
Pewnie odśnieżanie nie jest zabawne, ale chciałabym przynajmniej raz w życiu zobaczyć śnieg.
Czuję na sobie jego spojrzenie, ale nie patrzę na niego, bo nie chcę znów czuć zakłopotania.
– A ty, Grace? Skąd jesteś?
– Z Florydy – odpowiadam szeptem.
Trudno mówić o miejscu, w którym straciłam wszystko, co było dla mnie ważne.
– Podobało ci się tam?
Kiwam głową, bo nagle gardło mam zbyt ściśnięte, żeby mówić.
– Tęsknisz za Florydą?
– Tęsknię za tym, co straciłam – mówię ledwie słyszalnie.
Uh! Co się ze mną, u licha, dzieje? Straszna ze mnie dziś gaduła.
– Ale tu też bardzo mi się podoba – dodaję. – To miłe miasto. I cieszę się, że poznałam Julię i Kaylę.
Moja żałosna próba zmiany tematu brzmi marnie, sama to widzę.
– A tobie się tu podoba? – pytam w nadziei, że uda mi się zepchnąć rozmowę z powrotem na niego.
Na szczęście zadziałało.
– Tak. A najbardziej mi się podoba, że mogę regularnie wkurzać Jaxsona.
Uśmiecham się lekko na myśl, jak ciągle się z nim droczy.
– A jak wasz klub sportowy?
– Dobrze. Powinniśmy ruszyć za kilka miesięcy.
– Julia mi o tym wspominała. Zanosi się na fajne miejsce.
– No – odpowiada krótko i znów odbija piłeczkę. – Opowiedz mi coś o sobie, Babeczko.
– Cóż… Mam na imię Grace i nienawidzę, gdy ktoś mnie nazywa „Babeczką”. – Kreślę cudzysłów w powietrzu, wypowiadając to okropne przezwisko.
– Przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać. Po prostu kojarzysz mi się z babeczką. – Gdy to mówi, w jego głosie słychać radość.
Prycham z oburzeniem.
– Po tym, jak rozsmarowałeś mi na twarzy krem z babeczki na weselu, już wszystkim tak się kojarzę.
Zaśmiał się na to wspomnienie.
– To nie dlatego – mówi, wciąż trzęsąc się ze śmiechu.
Spoglądam na niego, a moja ciekawość bierze górę.
– Nie? W takim razie dlaczego?
– Bo jesteś słodka, jak babeczka i pachniesz słodko, jak babeczka – jego głos staje się cichszy i bardziej szorstki – i założę się, że smakujesz równie pysznie.
No no.
Nagle brakuje mi tlenu, a moje serce wali jak oszalałe.
A niech mnie. Dobry jest. Mistrz flirtu. Mógłby to robić zawodowo i napisać o tym książkę.
Szkoda, że nie jestem w stanie posłać mu równie ciętej riposty. Nie moja liga.
– Dobra, twoja kolej – mówi i ratuje mnie przed zrobieniem z siebie idiotki. Podnoszę na niego wzrok i przechylam pytająco głowę?
– A z czym ja ci się kojarzę? – rozwija pytanie.
Z seksem!
Grace, lepiej ugryź się w język!
– Dlaczego uważasz, że w ogóle z czymś mi się kojarzysz? – odpowiadam w nadziei, że nie rozszyfruje mojego wyrazu twarzy.
– Daj spokój, na pewno z czymś ci się kojarzę. Niech zgadnę, z seksem? Orgazmem?
Niezły strzał.
Po chwili przychodzi mi do głowy właściwa odpowiedź. Uśmiecham się i spoglądam na niego.
– Naprawdę chcesz wiedzieć?
– Tak.
– Słyszałeś kiedyś piosenkę „I’m sexy and I know it”¹?
Jego krok staje się mniej pewny, a uśmiech znika z ust.
Zaczynam się bać, że przesadziłam, wtedy on odrzuca głowę w tył i wybucha najbardziej gromkim śmiechem, jaki w życiu słyszałam. Jest tak zaraźliwy, że zakrywam usta i też zaczynam się śmiać.
– Nieźle, Babeczko, to ci się udało. Muszę to przyznać.
– Dzięki. Ja też uważam, że to było niezłe – przyznaję z dumą w głosie.
Rzuca mi kolejne pytanie.
– Ulubiony kolor?
– Mam dwa: różowy i żółty.
Kiwa głową.
– Widzę. Ja najbardziej lubię niebieski, wiem, że bardzo chciałaś to wiedzieć.
Potrząsam głową, powstrzymując uśmiech. Tak myślałam, bo to kolor jego samochodu. Jest granatowy, ale tak ciemny, że dopóki nie pada na niego słońce, wydaje się czarny.
– Ulubiony film? – pyta.
– Dwadzieścia siedem sukienek – odpowiadam z dumą w głosie.
– Nie słyszałem o nim.
– Wcale się nie dziwię. To babski film – mówię mu. – Dobra, moja kolej na zadawanie pytań.
Unosi brew. Wydaje się niemal zaskoczony. Rozkłada szeroko ramiona.
– Pytaj, Babeczko. Jestem jak otwarta księga.
– Co najbardziej lubisz jeść?
– Twoje ciasta – mówi bez zastanowienia.
Wywracam oczami tak mocno, że niemal jestem w stanie zobaczyć swój mózg.
– Pytam serio.
– A ja serio odpowiadam. W życiu nie jadłem lepszych, a próbowałem wielu. Choć mam wrażenie, że twój smak przebiłby je wszystkie.
Chryste!
Czuję, jak policzki robią mi się purpurowe. Cała szczęście, że jest ciemno. Najwyraźniej nie dość.
– Lubię, gdy się rumienisz, Grace.
Odwracam głowę, próbując ukryć rumieńce pod włosami.
– Cóż, to akurat dość łatwe. Więc niech ci się od tego nie przewróci jeszcze bardziej w głowie.
Moja odpowiedź go rozśmiesza. Po chwili znów śmieję się razem z nim. Dawno się tak nie śmiałam. Aż bolą mnie policzki!
Skoro o tym mowa, zadaję pytanie, które od dawna chodzi mi po głowie.
– Które smakuje ci najbardziej?
– Co? – Patrzy na mnie, a jego mina wyraża zaskoczenie.
– Które ciasto smakuje ci najbardziej? – Unikam kontaktu wzrokowego. Z jakiegoś głupiego powodu czuję się zakłopotana.
– Trudne pytanie, bo wszystkie mi smakują. Pierwsze, które przychodzi mi na myśl, to to sprzed kilku dni. Z jagodami, czekoladą i tym gównem w środku.
Wybucham śmiechem.
– Nigdy nie dodaję gówna do moich ciast, Sawyer.
– Wiesz, o co mi chodzi. Jak ono się nazywa?
Mój uśmiech blednie, a serce ściska żal.
– „Tęsknię za mamą” – wyznaję szeptem, wbijając wzrok w chodnik.
– Dlaczego tak je nazwałaś?
– Bo kiedy je piekłam, tęskniłam za mamą. To mnie wyciągnęło z łóżka o trzeciej nad ranem. – Wzruszam ramionami. – Zwykle nazwy biorą się z tego, o czym myślę, gdy piekę.
Sawyer chwyta mnie za łokieć i zatrzymuje się gwałtownie, wyrywając mnie z bolesnej zadumy. Otwieram usta, żeby zapytać, czy coś się stało, wtedy on przyciąga mnie do siebie i otula szerokimi ramionami.
Sztywnieję, zaskoczona tym nagłym gestem, ale mój umysł szybko poddaje się uściskowi. Moje ciało się rozluźnia. Obejmuję go w pasie i zatapiam w ukojeniu, które tak wspaniałomyślnie mi oferuje. Otula mnie jego ciepło, przenika na wskroś, po raz pierwszy od dawna czuję się bezpiecznie. Nie myślałam, że jeszcze potrafię się tak czuć.
Przerywa ten kontakt, o wiele za szybko, ale nadal jest blisko. Bierze w dłonie moją twarz, unosi ją do góry, aż nasze spojrzenia się spotykają.
– Przykro mi z powodu twojej mamy, Grace.
– Dzięki – szepczę głosem pełnym emocji.
– Gdybyś kiedykolwiek czegoś potrzebowała, po prostu zadzwoń – mówi. – Nieważne o jakiej porze. Zawsze przyjadę.
– Dlaczego? – Nie mogę się powstrzymać przed spytaniem.
– Bo jesteś moją przyjaciółką, a ja troszczę się o to, co moje.
Wypełnia mnie ciepło, a serce rośnie od jego dobroci.
Wbrew mojej woli z kącika oka wypływa łza. Sawyer zatrzymuje ją kciukiem, nie pozwalając jej spłynąć. I jeszcze jedna niespodzianka – całuje mnie w czubek głowy. Od tego prostego gestu niemal się rozpływam.
Obejmuje mnie ramieniem i rusza.
– Dobra, Babeczko. Wracamy do dwudziestu pytań. Jakie jest twoje ulubione ciasto?
– Hmm – mruczę, zastanawiając się nad odpowiedzią. – „Pierwszy pocałunek Grace”.
Cały się spina.
– Chyba nie chcę wiedzieć, skąd ta nazwa.
Jego droczenie się, wywołuje mój uśmiech.
– Mama je wymyśliła po moim pierwszym pocałunku. Kruszonka z mąki pełnoziarnistej, z malinami, bitą śmietaną i czekoladą… bo to był słodki pocałunek. Nawet na wierzchu zrobiła z ciasta małe serduszka.
Sawyer chrząka.
– To był jakiś dziewczyński pocałunek.
Zaczynam się śmiać, ale zaraz przestaję, bo skręcamy w moją ulicę. Jestem zawiedziona, że już musimy się rozstać. Bardzo dobrze czułam się w jego towarzystwie. Jednym z powodów, dla których lubię być w barze, jest to, że zawsze wokół są ludzie. Samotność szybko się nudzi.
Przypominam sobie o liście, który wysłałam tydzień temu. Powinnam go była wysłać, gdy tylko przyjechałam do Sunset Bay. Mam nadzieję, że odmieni moje życie na lepsze.
– A więc tu mieszkasz? – pyta Sawyer, przyglądając się staremu domowi, gdy idziemy podjazdem.
– To dom Macka. Wynajmuje mi go. To znaczy, taka była umowa. Miał potrącać czynsz z mojej pensji, ale kwota na czeku zawsze zgadza się z liczbą przepracowanych godzin. Gdy o tym wspominam, złości się, więc siedzę cicho i jestem wdzięczna.
Przez chwilę nic nie mówi. Zerkam na niego – patrzy na mnie z wyrazem twarzy, którego nie potrafię rozgryźć.
– Daj mi swój telefon – mówi i wyciąga rękę.
– Znasz słowo „proszę”?
Kiedy sięgam do torebki i wyciągam telefon, uśmiecha się. Bierze go i wpisuje, jak zakładam, swój numer. Moje serce zaczyna kołatać z radości, jakbym była głupiutką nastolatką.
– Teraz ty masz mój numer, a ja mam twój.
Biorę telefon i widzę, że wysłał wiadomość do siebie. Na widok nazwy kontaktu, jaką sobie nadał, wybucham śmiechem – Seksowny Sawyer.
– Sawyerze Evans, w życiu nie spotkałam nikogo, kto by miał większe ego od ciebie.
– To nie ego, kotku. To tylko zdrowe poczucie własnej wartości.
Potrząsam głową, ale nie potrafię ukryć uśmiechu.
– Dobranoc, Seksowny Sawyerze. Dziękuję, że odprowadziłeś mnie do domu. Dobrze mi się z tobą rozmawiało.
Chwyta mnie za nadgarstek z poważnym wyrazem twarzy.
– Mówiłem serio, Grace. Dzwoń, kiedy tylko będziesz czegoś potrzebować, nawet rozmowy. Zawsze się zjawię.
Emocje ściskają mi gardło.
– Dziękuję.
Patrzy na mnie, gdy wchodzę po schodach.
– Jutro też cię odbiorę – zapewnia.
Spoglądam na niego przez ramię, unosząc brwi na to śmiałe stwierdzenie.
– Skąd wiesz, że jutro pracuję?
– Bo ja wiem wszystko, Babeczko.
Rzuca mi jeszcze jeden zabójczy uśmiech i odchodzi, razem ze swoją arogancją.
A ja zostaję z motylami w brzuchu i ciepłem w sercu.ROZDZIAŁ 4
Sawyer
Po drodze do samochodu w mojej głowie kotłują się przeróżne myśli. Zaczynam dostrzegać nowe oblicza Grace. Jest nie tylko słodka, ale i wygadana. Podobało mi się, jak się dziś śmiała. Wiem, że nie robi tego często. Ale nawet kiedy się śmiała, w jej ślicznych oczach czaił się ból. Ktokolwiek jest tego powodem, mam ochotę znaleźć go i wypatroszyć.
Ledwo zdołałem nad sobą zapanować i nie pocałować tych jej smutnych pełnych ust, gdy mówiła o swojej mamie. Nigdy przy żadnej dziewczynie tak się nie czułem. Wzbudza we mnie opiekuńcze instynkty.
Mam zamiar zobaczyć się z nią jutro i każdego następnego dnia. Jest pełna tajemnic i zamierzam poznać je wszystkie, bez względu na to, ile czasu mi to zajmie.
Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk wiadomości w telefonie. Wyciągam go z kieszeni spodni i uśmiecham się, widząc, kto do mnie pisze.
Babeczka: Dziękuję jeszcze raz, że odprowadziłeś mnie do domu, Seksowny Sawyerze. Daj znać, jak dotrzesz do samochodu, żebym wiedziała, że wszystko okej :)
Zamruczałem z zadowolenia, że o mnie myśli, jednak… Czy ona myśli, że jestem bezbronną panienką?
Ja: Babeczko, kawał ze mnie skurczybyka. Uwierz mi, dotrę do samochodu cały i zdrowy. Prawda jest taka, że po prostu szukałaś wymówki, żeby do mnie napisać. Już za mną tęsknisz?
Sekundę później przychodzi odpowiedź.
Babeczka: Chyba śnisz, Evans! Jak ty jesteś w stanie utrzymać w pionie głowę wypełnioną takim wielkim mniemaniem o sobie?
O tak, potrafi być wygadana.
Ja: Mam szerokie ramiona, kochanie.
Babeczka: *Eye roll*
Ja: Śpij dobrze, Babeczko. Wiem, że będziesz śnić o mnie.
Na odpowiedź muszę czekać kilka minut.
Babeczka: Może! ;)
Mój fiut twardnieje, a każdy mięsień napina się z żądzy. Już niedługo będę robił z nią wszystkie te rzeczy, o jakich od dawna marzę, ale zrobię to jak należy. Żadnej ściemy. Obiecałem Julii, że będę z nią postępował ostrożnie i zamierzam dotrzymać słowa. Ostatnią rzeczą, jakiej chcę, to zranić Grace. Choć mam przeczucie, że ona ma nade mną niszczycielską moc.
Zwalniam kroku, kiedy, zbliżając się do mojej półciężarówki, widzę opierającą się o moje auto Jenny – dziewczynę, przed którą mnie ostrzegano od pierwszego dnia w tym mieście. Pracuje dla Coopera i najwyraźniej lubi towarzystwo.
Skłamałbym mówiąc, że nie myślałem o tym, żeby ją przelecieć. Lubię się bzykać, dużo i często, ale ona nie pachnie jak babeczka, a odkąd poznałem Grace, tylko ona mnie interesuje.
Prostuje się, kiedy podchodzę do samochodu, wypychając do przodu cycki, żebym na pewno je zauważył.
– Cześć, Sawyer.
– Cześć Jenny – odpowiadam z nieskrywaną irytacją. Od tygodni się od niej opędzam, ale najwyraźniej to do niej nie dociera.
– Gdzie byłeś?
– To nie twoja sprawa, ale powiem ci. Odprowadzałem przyjaciółkę.
– Grace? – Uśmiecha się złośliwie, co tylko wzmaga moją irytację.
Nie potwierdzam i nie zaprzeczam. Mijam dziewczynę, żeby otworzyć drzwi samochodu.
– Muszę przyznać, że twoja przyjaźń z nią mnie zadziwia.
– A to dlaczego? – Nie potrafię się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.
Prychnęła, jak nadęta suka, którą jest.
– Daj spokój, Sawyer. Oboje wiemy, że nie jest w twoim typie. Jest żałosna, nawet nie ma samochodu. Słyszałam, że Mac przygarnął ją z ulicy. Bez niego jest nikim.
Kiedy się mnie sprowokuje, potrafię być niemiły, a ta suka właśnie przekroczyła granicę.
Trzaskam drzwiami auta, następnie podchodzę do niej – zamiast bezczelności na jej twarzy pojawia się lęk.
– Nie znasz mnie i na pewno nie znasz Grace. Przestań kłapać o niej swoim pieprzonym dziobem albo dojdzie między nami do poważnej różnicy zdań. Rozumiesz?
Przełyka nerwowo ślinę, ale podnosi głowę.
– Mówię tylko to, co słyszałam. Jeśli chcesz się z nią zadawać, twoja sprawa.
– Tak, moja. I na pewno wolę się zadawać z nią niż z takimi jak ty.
Bez słowa wsiadam do samochodu i odjeżdżam, zanim zrobię coś, czego będę żałował.
Mac przygarnął ją z ulicy.
Nie mam pojęcia, co przeżyła Grace i jak znalazła się w tym miejscu, ale się dowiem i zadbam, by nikt już jej nie skrzywdził.