Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Wańkowicz - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
26 listopada 2025
7672 pkt
punktów Virtualo

Wańkowicz - ebook

Pisarz, reporter, korespondent wojenny, komentator społeczny. Podróżnik, uchodźca, dysydent. Marketingowiec, copywriter, influencer, celebryta. Do opisania Melchiora Wańkowicza można użyć każdego z tych określeń.

Urodzony pod koniec XIX wieku, widział, jak dawny świat bezpowrotnie znika – a potem obserwował to znów i znów, kiedy przetaczały się kolejne dziejowe burze. Za każdym razem jednak potrafił odnaleźć się w odmienionej rzeczywistości. Był człowiekiem zaskakująco nowoczesnym. W dwudziestoleciu ostrzegał przed wojną hybrydową i apelował o wykorzystanie soft power na wschodnich rubieżach kraju. Dostrzegał zagrożenia płynące z dezinformacji, choć sam wykorzystywał ją w kampaniach marketingowych („Cukier krzepi!”). Nieustannie kreował własny wizerunek, starannie dawkując fakty z prywatnego życia. I cały czas pisał, poszukiwał sposobów na to, by opowiedzieć o otaczającym go świecie, dotrzeć do czytelników.

Pozostawił po sobie bogactwo źródeł: zdjęć, listów, relacji, wielokrotnie przepisywanych tekstów. Dla jego biografa to zarazem błogosławieństwo – i przekleństwo. Przedarcie się przez gąszcz faktów i mitów, półprawd, plotek i zmyśleń było gigantycznym wyzwaniem.

Książka Łukasza Garbala to biografia totalna, której Wańkowicz jeszcze nie miał, a na którą bez wątpienia zasługuje.

Partnerem wydania jest Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

 

 

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8396-236-8
Rozmiar pliku: 7,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Seria Biografie

Już w księgarniach:

Aleksander Kaczorowski _Havel. Zemsta bezsilnych_

Małgorzata Czyńska _Kobro. Skok w przestrzeń_

Aleksander Kaczorowski _Hrabal. Słodka apokalipsa_

Mariusz Urbanek _Makuszyński. O jednym takim, któremu ukradziono słońce_

Wojciech Orliński _Lem. Życie nie z tej ziemi_

Klementyna Suchanow _Gombrowicz. Ja, geniusz_

Anna Bikont _Sendlerowa. W ukryciu_

Aleksander Kaczorowski _Ota Pavel. Pod powierzchnią_

Małgorzata Czyńska _Berezowska. Nagość dla wszystkich_

Andrzej Skalimowski _Sigalin. Towarzysz odbudowy_

Radosław Młynarczyk _Hłasko. Proletariacki książę_

Aleksander Kaczorowski _Babel. Człowiek bez losu_

Emil Marat _Bratny. Hamlet rozstrzelany_ROZDZIAŁ I ROJST. BIAŁORUS­KIE BAGNIS­KA I LEGENDY (1892–1902)

Paradoksalny jest już sam rok urodzenia Wańkowicza. Według oficjalnie obowiązującego wówczas w państwie rosyjskim kalendarza juliań­skiego autor _Karafki La Fontaine’a_ urodził się 25 grudnia 1891 roku¹. Polacy używali jednak kalendarza gregoriań­skiego – była to jedna z form oporu wobec zaborcy, sposób na zaznaczenie kulturowej odrębności od Rosji. Dlatego też Wańkowiczowie i ich sąsiedzi – tak samo jak my dzisiaj – za rok urodzenia Melchiora Wańkowicza uznawali 1892.

Na tym jednak nie koniec: sam Wańkowicz przyjmował później za dzień swoich urodzin 10 stycznia 1892 roku – podczas gdy to 6 stycznia był gregoriań­skim odpowiednikiem pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia według kalendarza juliań­skiego (kiedy to – według pamiętnika starszej siostry oraz _curriculum vitae_ złożonego na Uniwersytecie Warszawskim – pisarz przyszedł na świat).

Czyżbyśmy zatem przez długie lata mylili się co do daty narodzin autora _Ziela na kraterze_?²

Sytuację komplikują dodatkowo archiwa SB, według których Wańkowicz urodził się w… Związku Radziec­kim³ (przy czym to oczywiście sowiec­ka optyka, próbująca zawłaszczyć zarówno przestrzeń, jak i czas).

Metrykalne niejasności stanowią zaledwie początek paradoksów związanych z Wańkowiczem.

Drzewo genealogiczne

„Urodziłem się i wychowałem w domu pełnym zacności” – zaczyna się ironicznie jedna z nowel Gombrowicza⁴. Wańkowicz o swojej rodzinie, będącej odnogą rodu zamieszkującego od stuleci ziemie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, mógłby powiedzieć to samo, tyle że bez ironii.

Badacz genealogii Szymon Konarski pierwsze wzmianki o Wańkowiczach odnalazł w dokumentach z pierwszej ćwierci XVI wieku⁵. Matecznik rodu stanowiła ziemia miń­ska. Stefan Wańkowicz, przodek Melchiora, był odpowiednikiem Wojskiego z _Pana Tadeusza_ – za czasów króla Stefana Batorego sprawował pieczę nad rodzinami szlachciców w trakcie pospolitego ruszenia.

Wańkowiczowie oczywiście woleliby swojego praprzodka widzieć raczej w kniaziu o imieniu Wańko, rzekomym zięciu Kiejstuta, i sam pisarz będzie wiódł z genealogiem spór na ten temat. Konarski przekonująco jednak dowodził, że pierwsze wzmianki o owym Wańce znalazły się dopiero w osiemnastowiecznym herbarzu Niesiec­kiego i dlatego należy je uznać za mało wiarygodne⁶.

Wańkowicz nie mógł narzekać na bujność drzewa genealogicznego: jeden z jego przodków walczył w wojnie domowej w 1700 roku przeciwko Sapiehom⁷, inny podpisał akt konfederacji targowic­kiej, a któryś wziął nawet udział w amerykań­skiej wojnie domowej. W różnych swoich liniach byli kuzynami Moniuszków czy Wołodkowiczów (o jednym z nich pisał Mickiewicz w _Panu Tadeuszu_: „ pan dumny, zuchwały, / Co rozpędzał sejmiki, gwałcił trybunały”, a w pomijanym w pamięci zbiorowej przypisie dodał: „Po licznych burdach pochwycony w Miń­sku i za dekretem trybunału rozstrzelany”)⁸.

Z Mickiewiczami też zresztą Wańkowiczowie byli spowinowaceni – i to z tymi z „lepszej” linii, Rymwid­-Mickiewiczów.

„Wańkowiczów było jak »rojstu« w Mińszczyźnie i wygodniej było przezywać ich od majątku, albo, jeżeli imię ojca było rzadkie, z ojca”⁹ – pisał sam Wańkowicz, w poetyc­ki sposób malując reportażowe tło zgodne z faktami. Sam nosił imię po ojcu, także Melchiorze, z Kalużyc (majątku położonego mniej więcej trzydzieści kilka kilometrów na południowy zachód od Borysowa; nazwę zapisywano czasem przez „ł”).

Rojsty kojarzą się nam z Litwą – i słusznie, bo to spolonizowane litewskie „_raistas_” – ale Litwa Wańkowicza to raczej historyczne Wielkie Księstwo, a zatem w głównej mierze dzisiejsza Białoruś. Rojst oznacza zbiorowis­ko roślin krzewiących się na terenach podmokłych: połączone ze sobą karłowate drzewa i krzewinki, zanikające przy osuszaniu. Okreś­lano tak w ogóle bagna i mokradła charakterystyczne dla okolicy Berezyny, gdzie urodził się pisarz, w których topili się napoleoń­scy żołnierze w roku 1812, obserwowani przez innego Wańkowicza, syna jednego z wcześniejszych kalużyc­kich Melchiorów – Walentego, sławnego malarza, autora portretu swojego przyjaciela Mickiewicza na Judahu skale.

Te bagna i mokradła nie tyle były liczne w tej okolicy, ile właśnie one były okolicą – tak jak pustynia w Egipcie, dżungla w Amazonii, tajga na Syberii. W powiecie ihumeń­skim miń­skiej guberni był po pro­stu rojst.

I Wańkowiczowie.

------------------------------------------------------------------------

———

Kalużyce pojawiają się w dokumentach jako dziedzic­two Melchiora Wańkowicza, syna cześnika i sędziego miń­skiego Aleksandra¹⁰. Tenże Melchior, założyciel linii kalużyc­kiej, był pradziadem naszego Melchiora, ojcem malarza Walentego, Stanisławy i Karola, którego syn i naj­młodszy z wnuków będą Melchiorami drugim i trzecim w tej linii. Karol, dziadek pisarza, syn Melchiora „pierwszego”, za żonę wziął Rozalię, prawdo­podobnie także z Wańkowiczów¹¹.

Melchior, syn Melchiora i prawnuk Melchiora, Wańkowicz z Wańkowiczów i Wańkowiczówien.

Rojst.

Dość tej genealogii, bo nie wyjdziemy z niej na twardy grunt.

Amerykań­ski młyn ojca Melchiora

Twardego gruntu było tu swoją drogą jak na lekarstwo. „Gleba piaszczysta, miejscami glejowata, miejscowość równa”, z gorzelnią i młynem „konstrukcji amerykań­skiej” na rzece Uszy, ukończonym w 1877 roku¹². Nazwa „Kalużyce” wzięła się stąd, że w tych „błotnistych lasach pow. ihumeń­skiego”¹³ swój początek miał Niemen.

Młyn zbudował ojciec pisarza po powrocie z zesłania na Syberię. Ten szlachcic nie tyle nowoczesności się nie bał, ile był wręcz pionierem naj­nowszej, ryzykownej technologii. Ameryka nie była jeszcze „ziemią obiecaną”, lecz dalekim i niepewnym „rynkiem wschodzącym”, podnosiła się po wojnie domowej. A jednak w tym odległym kącie Białorusi, między kępami rojstu, za sprawą Melchiora Wańkowicza seniora pojawił się wspomniany młyn według amerykań­skiego pro­jektu.

Innowacyjność ojca pisarza powszechnie dostrzegano. Wyróżnił go nawet _Słownik geo­graficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiań­skich_, podając, że w zacofanym powiecie ihumeń­skim („wszystko tu w pierwotnym stanie”) tylko kilka­naście jest wyjątkowych gospodarstw odznaczających się „niejakim ­postępem lub zamożnością”, tak jak „w Kałużycach Wań­kowicza”¹⁴.

Dobra w Kalużycach około 1880 roku liczyły 4483 mórg¹⁵, z czego blis­ko dwa tysiące stanowiły lasy¹⁶. Wiorstę od folwarku nad strumykiem Wilnica leżała wios­ka o tej samej nazwie, „mająca domów 6”, a ziemi – skromne 150 mórg.

Majątkiem zarządzał wówczas ojciec pisarza, który, jak napisze we wspomnieniu o nim warszawska „Gazeta Polska”:

jako członek towarzystwa rolniczego nieraz głos zabierał, wnosząc rozmaite kwestie i pro­jekta, mające na celu podniesienie rolnic­twa i stanu ekonomicznego ziemian. Z posiedzeń towarzystwa rolniczego ś.p. M. Wańkowicz pisywał też artykuły do petersburskiego „Kraju”, odznaczające się jasnością myśli i trzeźwością poglądów¹⁷.

W 1884 roku wspomniany „Kraj” wymieniał Melchiora Wańkowicza seniora jako jednego ze swoich stałych korespondentów¹⁸ (innym z nich w tym samym czasie był na przykład Bolesław Prus).

Być Polakiem na ziemiach zabranych? Między walką a ugodą

Petersburski „Kraj” był prężnie działającym organem prasowym ugodowców z terenów dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów bezpośrednio wcielonych do imperium rosyjskiego. Poglądy tego środowis­ka można przed­stawić w uproszczeniu jako obronę „tutejszości”, podkreś­lanie odrębności społeczeństw dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów przy zaakceptowaniu realiów czy nawet haseł panslawizmu głoszonych przez niektóre kręgi w Rosji.

Ten światopogląd będzie naturalną postawą także dla samego Wańkowicza.

Choć słowo „ugodowcy” może kojarzyć się ze słowem „zdrajcy”, w tym przypadku takie utożsamienie byłoby błędne. Zważywszy na specyficzną sytuację ziem dawnej Rzeczpospolitej bezpośrednio włączonych do Cesarstwa (w przeciwieństwie do Królestwa Polskiego), aktywność środowis­ka „Kraju” była formą działań na rzecz zachowania odrębności od Rosji. Nie należy postrzegać tych wysiłków przez pryzmat nadwiś­lań­skiej Kongresówki, ziemie wcielone nigdy bowiem nie miały auto­nomii, Moskwa od rozbiorów próbowała je asymilować bez żadnych formalnych czy symbolicznych ograniczeń.

Ówczesne postawy zbyt łatwo redukuje się do pojęć „pozytywizm” czy „romantyzm”. To, co wydaje się dziś karkołomną próbą łączenia sprzeczności, wbrew pozorom było spójną obroną własnej tożsamości, opartą czy to na strategii „długiego trwania”, czy to na podejmowaniu walki zbrojnej (która jednak nie była podstawowym wyborem, tylko ostatecznością). Pług – a czasem szabla.

Dobrze widać to właśnie na przykładzie Wańkowicza seniora, który zanim zaczął budować nowoczesne, zamerykanizowane przed­siębiorstwo rolne i współ­pracować z „Krajem”, walczył w powstaniu styczniowym – i za to został zesłany na Syberię. To nie legenda, lecz fakt.

Żeby walczyć, przerwał naukę, którą odbywał poza granicami Rosji, w austriac­kim wówczas Krakowie. W zakurzonej księdze studentów Uniwersytetu Jagielloń­skiego zachował się zapis poświadczający jego studia na ówczesnym megawydziale filozofii, z którego później wyodrębnią się tak różne kierunki studiów jak polonistyka czy… medycyna¹⁹. W innym z dokumentów został wymieniony jako jeden z tych studentów, którzy w czasie powstania opuścili uniwersytet bez usprawiedliwienia²⁰. Pod zarzutem udziału w powstaniu styczniowym²¹ został skazany i zesłany aż nad Bajkał.

Trafił do „wołości” Ojok niedaleko Górnej Tunguzkiej, czyli Angary, wypływającej pod Irkuc­kiem z Bajkału²².

„Zima tegoroczna jest bardzo lekka. Nie było większego mrozu, jak 34 st” – pisał jeden z jego towarzyszy w lutym 1866 roku. Przyszły ojciec pisarza siedział „po całych dniach i nocach nad książką, od której się chętnie odrywa tylko do jedzenia”.

Może miał nadzieję wrócić w przyszłości na uniwersytet?

Patriotyzm kalafiorowy – powstaniec aktywistą

Po powrocie z zesłania, zamiast podjąć przerwane studia, założył rodzinę i wybrał inną formę oporu przeciw rusyfikacji – został rolnikiem oraz lokalnym aktywistą.

Według źródeł wrócił do Kalużyc po dziesięciu latach (lub, co mniej prawdo­podobne, już po czterech)²³. Ożenił się z Marią Szwoynic­ką i wkrótce, 14 grudnia 1876 roku, urodziło im się pierwsze dziec­ko: Czesław²⁴. Drugi syn, z litewskim imieniem Witold, przyszedł na świat sześć lat później, a w roku 1883 – jedyna pośród synów córka Wańkowiczów (może dlatego nazwali ją po królewsku: Regina)²⁵.

Prababka Melchiora Wańkowicza od strony matki – Róża Baczyżmalska z Pohos­kich, matka Feliksy Szwoynic­kiej z Baczyżmalskich – wraz ze swoim prawnukiem, Czesiem Wańkowiczem, Kowno, koniec XIX wieku

Fot. Jaworski i Piotrowicz, Strauss et Cie. Photographie artistique (Aleksander Władysław Strauss)/zbiory Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie

Melchior Wańkowicz senior był rolnikiem nowoczesnym. Z licznych wzmianek w ówczesnej prasie możemy wywnios­kować, że zamiast zasklepiać się w konserwatyzmie niechętnym jakim­kolwiek zmianom, pasjonował się nowymi technologiami i miał otwarty umysł. Odważnie wybiegał naprzód, nie bał się ­ryzyka – był wymieniany przeważnie wśród tych nielicznych, którzy na kolejnej wystawie pokazywali coś nowego. I tak na przykład na rolniczej wystawie owoców, warzyw i kwiatów w Miń­sku pod koniec września 1881 roku nagrodzono go jednym z trzech wielkich srebrnych medali²⁶ za „buraki, selery, pory, kapustę, kalafiory, kartofle”²⁷. Księżna Radziwiłłowa musiała zadowolić się medalem brązowym.

Melchior ojciec był także wynalazcą rolniczych ­maszyn. „Bardzo pro­sty i praktyczny oglądaliśmy przyrząd do zsypywania zboża lub mąki do worka, przy czym jeden człowiek jest wystarczający; wynalazek ten jest pomysłu p. Melchiora Wańkowicza”²⁸ – pisał sprawozdawca wystawy.

Ta innowacyjność i aktywne uczestnic­two w publicznych wystawach gospodarczych były przejawem dbałości nie tyle o własne interesy, ile o dobro wspólne. Wystawy mniej miały służyć indywidualnemu pokazaniu się, a bardziej – wspomagać rozwój i tworzyć wspólnotę polskich właścicieli ziemskich. Nowoczesność metod gospodarowania także była formą walki. Właśnie dlatego cytowany sprawozdawca krytycznie ocenił posiadaczy owiec, którzy „nie raczyli uczestniczyć w wystawie”. Nie przypadkiem zapewne ci, których zabrakło, należeli do naj­bogatszych posiadaczy.

Chwalące nowoczesność Wańkowicza sienkiewiczowskie „Słowo” pokaże także skalę rodzinnych tradycji – gazeta opublikuje odcinek _Potopu_, w którym jednym z dowódców chorągwi z Wielkiego Księstwa obok Wołodyjowskiego i Kmicica był „Wańkowicz, który blis­ko nich kwaterami stojąc, wkrótce po nich był gotów”²⁹.

Nowoczesność i postęp nie stały w sprzeczności z tradycją. Otwartość Melchiora ojca wynikała z tradycji rodu pełnych fantazji litewskich szlachciców, którzy z niejednego pieca chleb jedli. Takich antenatów w swojej genealogii próbował odnaleźć Gombrowicz; Wańkowicz szukać nie musiał. Pozostawało mu jedynie wybrać, z której linii rodowej tradycji będzie czerpał.

Ta swoboda była spełnieniem artykułowanych później marzeń autora _Ferdydurke_ o postawie wobec świata będącej zaprze­czeniem ideologicznego fanatyzmu – postawie szlachcica przechadzającego się nieśpiesznie wśród sadu różnych poglądów i wizji rzeczywistości, próbującego ich od niechcenia, człowieka prawdziwie wolnego od uprzedzeń i czułego na inne punkty widzenia.

Wańkowicz pisarz tak właśnie będzie się zachowywał. O tej konstrukcji psychicznej – zakorzenieniu nie tyle w ziemi pojmowanej jako majątek, ile w ziemi rozumianej jako tradycja, język, kultura – trzeba pamiętać, szczególnie gdy mowa o trudnych wyborach, które musiał podejmować w ciągu życia.

Wańkowiczem odwołującym się do tradycji swojego rodu powodował nie tyle snobizm, ile elementarna potrzeba psycho­logiczna – w obrazie rodzinnej ziemi, domu, z którego został wyrwany z korzeniami przez Historię i Geo­grafię, szukał poczucia bezpieczeństwa. To dlatego w radiowych pogadankach pro­wadzonych pod koniec życia, już w epoce lotów w kosmos i już po jego wielo­krotnych wizytach w Stanach Zjednoczonych, wciąż będzie uparcie wracał do sensacji, jaką był dlań pierwszy ujrzany auto­mobil na krakowskiej ulicy³⁰, będzie uparcie powtarzał przy swoim nazwis­ku ów rodzinny ihumeń­ski powiat. Parafiańszczyzna? Przeciwnie: był to sarmatyzm, ale autentyczny, rozumiany nie jako obrona okopów Świętej Trójcy, lecz jako otwarcie się na inne kultury i obyczaje, swobodne czerpanie czy to od Niemców (jak bożonarodzeniowa choinka), czy od Turków (jak kontusz). To wielo­kulturowy strój szlachec­ki: afirmacja nie wsobnego ciemnogrodu, ale dawnego, utraconego domu osadzonego w tradycji łączącej wiele wpływów, obrona przed schematyzmem.

Kalużyce leżały w strategicznej „bramie smoleń­skiej”, którą zawsze wiodła droga wojsk – czy to na Warszawę, czy na Moskwę. Od każdej z tych stolic dzieliło je grubo ponad pół tysiąca kilometrów, przy czym do tej drugiej wcale nie było znacznie dalej niż do pierwszej. Pamięć o armiach maszerujących raz na wschód, raz na zachód kształtowała światopogląd pisarza.

Z ówczesnej polskiej perspektywy to właśnie te miejsca były Kresami, a nie centralnie położone Wilno czy tym bardziej Lwów w zaliczanych do krajów Zachodu Austro­-Węgrzech. Kalużyc­ki dwór leżał zaś niemal na granicy pierwszego z rozbiorów³¹.

Polskie wyspy na białorus­ko-żydowskim oceanie

Jeszcze pod koniec XIX wieku zdecydowana większość ziemi na Ihumeńszczyźnie należała do Polaków³², którzy żyli w swoich dworach niczym na archipelagu wysp rozproszonych po oceanie. Szlachcice „litewscy”, uważający się za „tutejszych” (a przez „tutejszych” prawo­sławnych chłopów uznawani za „panów”, w przyszłości zaś po pro­stu za „Polaków”), stawali się mniejszością coraz bardziej roztapiającą się wśród ludności wiejskiej (później „białorus­kiej”) i Żydów.

Jakakolwiek próba sztywnego określenia tożsamości narodowej mieszkańców tych ziem jest wpychaniem ich na siłę w przyciasne szufladki. Z tego, że może to doprowadzić do antagonizmów, a nawet krwawych konfliktów, zdawali sobie zapewne sprawę także ówcześni właściciele ziemscy, stąd popularność wśród nich ideologii „krajowej” i niechęć do nacjonalizmu. Chłopi, których dziś określili­byśmy jako Białorusinów, w większości mówili o sobie, że są po pro­stu „tutejsi” – i tak w istocie było, od lat. Wskaźnikiem, na podstawie którego można było przypisać danej osobie narodowość, była wówczas na tych ziemiach religia: w 1919 roku prawo­sławni stanowili 80 pro­cent, a katolicy niewiele ponad 12 pro­cent populacji powiatu ihumeń­skiego.

Żydzi z kolei stanowili 54,6 pro­cent mieszkańców miasteczek³³. W jednym z tamtejszych sztetli kilka lat przed naszym bohaterem urodził się Mojżesz Segal, czyli Mojsze Szagałow, później znany jako Marc Chagall; w innych – sławni żydowscy skrzypkowie, jak Jasza Heifetz, pochodzący z Wilna.

Polacy należeli do zdecydowanej mniejszości, chociaż to w ich rękach znajdowała się większość ziemi. Gwałtowne wystąpienia chłopów w czasie rewolucji i wojny domowej, począwszy od lutego 1917 roku, będą autentycznym i brutalnym buntem ludowym, wynikającym z dążenia do wyrównania pro­porcji. Ich przyczynę stanowiły nie tyle intrygi lewicowych teoretyków, ile rzeczywiste społeczne i ekonomiczne nierówności.

Gdy zapory ochronne zostaną podniesione, a państwo wycofa się z ochrony właścicieli ziemskich, rozpocznie się powódź.

Białorus­kie _Przeminęło z wiatrem_

Taką właśnie polską wyspą na białorus­kim oceanie były Kalużyce. Dzięki wysiłkom jednego z archiwistów ocalających pamięć o szlachec­kich rezydencjach na wschodnich ziemiach dawnej Rzeczpospolitej zachował się opis zmitologizowanej posiadłości autorstwa Wańkowicza oraz jego siostry³⁴. Co więcej, po blis­ko półwieczu pisarz naszkicował z pamięci plan dworu. Wojciech Stanisławski tak skomentował ten niezwykły dokument: „­Melchior rysuje raj”³⁵.

Narysowany przez Wańkowicza z pamięci po latach plan majątku w Kalużycach

Ossolineum, sygn. 2/04/3, relacja Reginy Wańkowiczówny córki Melchiora z Kałużyc oraz listy Wańkowicza do Romana Aftanazego

Faktycznie, był to raj beztros­kiego dzieciństwa, tak jak plantacja była rajem dla Scarlett O’Hary. Melchior zaś, jak każdy młody mieszkaniec takiej utopii, nie zauważał kosztów finansowych i społecznych związanych z jej utrzymaniem.

Wzdłuż drogi wjazdowej ciągnęła się aleja lipowa, spuścizna po prapradziadku pisarza, Aleksandrze Wańkowiczu, który sadząc pierwsze drzewko, wbił w nie żelazny, około dwudziesto­centymetrowy krzyżyk³⁶. Następne pokolenia uzupeł­niały szpaler o kolejne lipy. Zdawało się, że będą szumieć wiecznie.

„Mama nas nauczała: »Oto sto lat mija, jak nasz przodek przybił ten krzyżyk«” – wspominała Regina. „Brama na wciąż otwarta” zamykała się rzadko. Zapraszała gości – jak u Kochanowskiego – pod rodzinne lipy. Szaro-niebies­ki ganek miał dach kryty gontem, bez sufitu. „W tym stropie na belkach i wiązaniach niezliczone gniazda jaskółek. – Tu jadaliśmy latem. Wrzask jaskółek czasem irytował, czasem i prezent (rzadko) wpadł do zupy… – ale nikt nie pomyś­lał o wyrugowaniu ich”.

Na ganek wiódł jeden schodek, z żelazem do „oczyszczania obuwia. – Z obu stron dwie kamienne kule armatnie”.

Z jakiej bitwy pochodziły? Czy z napoleoń­skich czasów, a może z dni, gdy przeciągali tędy Szwedzi pod Połtawę?

W tym białorus­kim dworze były też fajanse przypominające o zamkach w Mało­polsce: Tenczynie i Czorsztynie. Legendarny mahoniowy zegar w gabinecie ojca już w czasach dzieciństwa Reginy nie funkcjonował należycie – przestał grać kuranty. Nad otomaną wisiały reprodukcje portretów Sobies­kiego, Kościuszki, Czarniec­kiego i Poniatowskiego. Siostra Wańkowicza wspominała: „ ojciec cierpliwie nas o nich uczył i co pewien czas egzaminował”.

Był też gadżeciarzem: obok zegara znajdowały się drzwi z trzema rzędami szufladek, do których odkładało się klucze czy rękawiczki – a nad nimi wieszadła do czapek. Była też przywieziona z zesłania szkatułka z kości mamuta. W szafce z ziołami, w butelce ze spirytusem, znajdowała się zaś „głowa żmii, która ugryzła Ojca, i jakieś węże”. Obok stało… kowadło, Melchior senior lubił bowiem majsterkować. Melchior junior zaś mógł uczyć się przekory od domowych sprzętów – gdy uszkodził czarny stół, okazało się, że wewnątrz jest on biały…

Ale naj­większą część ojcowskiego gabinetu „zajmowała duża szafa biblioteczna”. Zakazane w Rosji wydania trzech wieszczów, ukochany przez Melchiora seniora „Syrokomla, Ujejski, śpiewniki narodowe”. Był też jednak i obrazek przed­stawiający cara Mikołaja I w saniach (praca naj­bardziej wówczas znanego z Wańkowiczów, malarza Walentego³⁷, za którą w petersburskiej szkole dostał złoty medal). W jednym z pokojów gościnnych, tak zwanym zielonym, wisiało inne z jego dzieł. Dzieci nazywały tę reprodukcję „staruszkiem litewskim” – podobno jednak przed­stawiała nie Litwina, tylko napoleoń­skiego Francuza, który znad Berezyny zabłądził do Kalużyc „i tam umarł”.

Była tu cała masa obrazów – w tym kopia obrazu świętej Marii Magdaleny z galerii w Dreźnie („poprawiona”, bo z zasłoniętą piersią), a do tego sprośny obrazek stryjecznego brata matki, Romana Szwoynic­kiego. Jak widać, u Wańkowiczów rubaszność i pruderia w jednym stały domu. Tradycję czasem się lekceważyło: w kalużyc­kim dworze była „gruba warstwa sztychów, reprodukcji ręcznych rysunków i szkiców – przykrytych perskim szalem. – Nikt jakoś tego nie szanował”. Podobnie jak „przepięknych dywanów” tkanych w Krasnej Górze, majątku brata babki, Antoniego Wańkowicza, używanych jako wyścielenie siedzenia na wozach. Sekretu wyrobu tych dywanów nie znano już za dzieciństwa Reginy; ostatnie z dywanów przewiezionych przez Witolda do Warszawy zaginą w czasie powstania warszawskiego.

„Wszędzie wszystko przepadło” – napisze Regina ponad pół wieku później w domu opieki pro­wadzonym przez Siostry Miłosierdzia Świętego Wincentego a Paulo pod Poznaniem. Około roku 1960 po Kalużycach zostały już tylko małe portreciki przodków.

Kwestie własności majątku były mocno poplątane, także z powodów politycznych. „Drogą eksdywizji” (spłata długu ziemią) przeszedł on częściowo na własność Aleksandra Wańkowicza. Przed konfis­katą za udział Melchiora ojca w powstaniu ocaliło je to, że formalnie właścicielką była nadal matka, Rozalia Wańkowiczowa z Wańkowiczów. Legendę tę potwierdza zapis w jednym z informatorów handlowo-przemysłowych³⁸.

Resztę majątku tworzyła sąsiednia Kniaziówka, którą ojciec pisarza wziął w rzekomą dzierżawę – a faktycznie kupił – od kuzyna, ten bowiem wolał gospodarować we wniesionej przez żonę jako wiano Mikielewszczyznie w Grodzień­skiem³⁹. Nie mogła to być sprzedaż formalna, bo jedną z form represji wobec Polaków był zakaz sprzedawania im gruntów.

O faktycznej własności ziemi dzieci dowiedziały się dopiero po śmierci ojca.

Portret ojca

W tym tradycyjnym szlachec­kim świecie, którego elementem była także i synagoga, żył Melchior senior, dawny powstaniec, wynalazca, korespondent gazety.

I lokalny aktywista. Na jednym z zebrań poruszył na przykład pro­blem „smutnego stanu dróg w guberni”⁴⁰. Został też jednym z agitatorów-reprezentantów terenowych Towarzystwa Rolniczego w Miń­sku. Takie towarzystwa były formą działalności obywatelskiej w realiach auto­kratycznego caratu, przy braku reprezentacji przed­stawicielskiej pochodzącej z wyborów. Ograniczały się jednak tylko do jednej grupy społecznej, przy czym nie wykluczano z nich Rosjan.

Melchior senior interesował się też kulturą – już w 1875 roku został przyjęty do Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie⁴¹, którego celem były popularyzacja i finansowanie polskiej sztuki w czasach rusyfikacji.

Melchior Wańkowicz ojciec, Warszawa, prawdo­podobnie 1890

Zakład foograficzny Jana Mieczkowskiego/zbiory Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza

Walka w powstaniu i Towarzystwo Rolnicze, nowoczesność wynalazcy i tradycja uwieczniona w _Potopie_ to nie przeciwieństwa, lecz awers i rewers tej samej postawy – trwania na ziemiach, na których trwać było znacznie trudniej niż nad Wisłą.

Działacze Towarzystwa Rolniczego w postępie technologicznym widzieli użyteczne narzędzie poprawy nie tylko własnego losu. Jeden z nich, hrabia Karol Czapski, był wówczas prezydentem Miń­ska i to jemu miasto zawdzięczało elektryczność, kanalizację, wodociągi, tanią kuchnię dla robotników oraz przychodnię dla pro­stytutek.

Z bratankiem tego towarzysza swojego ojca pisarz będzie współ­pracował na emigracji, w parys­kiej „Kulturze”.

------------------------------------------------------------------------

———

Melchior senior pracował niemal do ostatnich chwil życia. Jego ostatni tekst – podpisany inicjałami „M.W.” – ukazał się w miesiącu, w którym umarł, mając zaledwie pięćdziesiąt lat⁴².

Tygodnik „Kraj” określił swojego wielo­letniego współ­pra­cow­nika jako „jednego z rzadkich w naszym społeczeństwie ludzi, którzy umieli społecznie pracować dla szerszego ogółu”. „Można było nie podzielać jego poglądów, lecz trzeba było przyznać, iż zawsze płynęły z zacnego źródła i stawały się nieraz kierownikiem opinii publicznej”.

Ojciec pisarza z własnych funduszy zamierzał sfinansować założenie w Miń­sku szpitala okulistycznego⁴³, aby wesprzeć zwalczanie rozpowszechnionych w tych okolicach chorób, szczególnie „pomiędzy ludem, szukającym z konieczności porady i pomocy u bab i znachorek, w braku lekarzy”.

Krótko przed śmiercią przywiózł z Wilna wyleczoną z takiej choroby wiejską dziewczynę. Sąsiad pisał: „ trzeba było widzieć radość jego z ocalenia wzroku choć jednej nieszczęśliwej, aby ocenić, jak głęboko w sercu tę sprawę miał zapisaną”.

To tradycja, jaką wybierze sobie także syn, który kilkadziesiąt lat później, u schyłku II Rzeczpospolitej, w swoich reportażach będzie interweniował na rzecz Naści z Nalibok, ślepnącej na jaglicę, wielo­krotnie alarmując w sprawie konieczności opieki zdrowotnej i socjalnej, drukując przejmujące foto­grafie. Podobnie zresztą będzie czynił w PRL, wbrew urzędowemu optymizmowi pokazując, że ludzie wciąż korzystają z usług znachorów.

„Na trzeci dzień po powrocie z Karlsbadu zmarł”

Śmierć ojca to także pierwsza chronologicznie wańkowiczowska legenda – i jedno­cześnie pierwsza z legend, w których tkwi co naj­mniej ziarno prawdy.

W _Szczenięcych latach_ Wańkowicz napisze, że ojciec zmarł kilka dni po powrocie z Karlsbadu⁴⁴. Był to modny kurort w zachodnich Czechach, należących wówczas do Austro­-Węgier – dziś znany jako Karlowe Wary – gdzie kręcono takie filmy jak _Casino Royale_ czy _Grand Budapest Hotel._ Nazwis­ko Melchiora seniora figuruje na jednej z list kuracjuszy – zapisano go jako gościa z Rosji. Jaka to była jednak Rosja, skoro inni tak zaklasyfikowani w Karlsbadzie należeli z reguły do warszawskich przemysłowców czy magnatów z dawnego Wielkiego Księstwa?⁴⁵ W tym samym czasie co Melchior senior zatrzymali się w Karlsbadzie choćby książę Janusz Radziwiłł i Henryk Wawelberg.

Warto też dorzucić nazwis­ko jednego z ówczesnych karlsbadzkich lekarzy: Kafka. Herr Theodor Kafka, autentyczny lekarz z cesarsko-królewskiego uzdrowis­ka AD 1890⁴⁶.

Fakty – nie fikcja.

Nie wiemy, czy Wańkowicz senior korzystał z usług tego doktora, ale wiemy, na co chorował. Bo chociaż w Karlsbadzie bywano z wielu powodów, on sam w liście do gazety napisał wprost o przyczynie swojej choroby: leczył się na rozstrój nerwowy. W czasach, o których mówi się, że ściś­le strzegły prywatności, petersburska polska gazeta polityczna zamieściła to wyznanie czarno na białym, dołączając nawet do zacytowanego listu kopię odręcznego podpisu, zadziwiająco podobnego do późniejszego podpisu syna.

Jego stan zdrowia pogorszyła dodatkowo tak zwana rosyjska grypa, objawami łudząco przypominająca COVID-19⁴⁷.

O śmierci ojca Wańkowicza pisała nawet polonijna gazeta… z Chicago, w znacznej mierze potwierdzając to, co znamy jako inną wańkowiczowską legendę – o tym, że ojciec pochował swoją matkę bez księdza, bo ten współ­pracował z Rosjanami:

obrażony ks. Łukaszewicz, któremu się wymknęła gratka pieniężna, wniósł skargę do władz i Wańkowicz pociągnięty został do odpowiedzialności sądowej za niechrześcijań­ski pogrzeb i intrygę polską. Tymczasem Wańkowicz umiera, a w parę dni po jego śmierci komunikują żonie dekret sądowy, skazujący nieboszczyka jej męża na cztery miesiące więzienia, wszystkich zaś uczestników pogrzebu na karę pieniężną od 25 do 100 rs.⁴⁸

Pamięć o Wańkowiczu seniorze trwała długo – jeszcze w 1937 roku podczas reporterskiej wyprawy Melchior spotka na północ od Wilna „starego pana o zwisłych wąsach”, który powie mu: „ z ojcem pań­skim pracowaliśmy w Miń­skim Towarzystwie Rolniczym”⁴⁹.

Pisarz interesował się później losami swojego ojca, szukał materiałów z nim związanych; może ta potrzeba w jakiejś mierze wynikała z poczucia wykorzenienia, pozbawienia nie tyle majątku, ile samych fundamentów egzystencji? „Jurek będzie mu na imię”⁵⁰ – zdążył jeszcze napisać ojciec w liście do krewnych o naj­młodszym synu, który ostatecznie przejmie jednak imię po nim.

Trzy lata później umarła matka Melchiora⁵¹. Miała zaledwie trzydzieści osiem lat. Fakt, że zmarła, przebywając w Nowotrzebach na Kowieńszczyźnie – u sportretowanej przez pisarza w _Zielu na kraterze_ jako „babka nowotrzebska” Feliksy (nie Felicji!) Tekli Szwojnic­kiej _vel_ Szwoynic­kiej z Baczyżmalskich – może sugerować, iż spodziewała się śmierci i dlatego oddała naj­młodszego syna pod opiekę własnej matki.

Sieroc­two

Śmierć matki pozostawiła czwórkę dzieci w trudnej sytuacji: naj­starszy Czesław miał lat dziewiętnaście, naj­młodszy – Melchior – trzy.

Zapewne to Czesław w którymś momencie zajął się gospodarzeniem w Kalużycach, ale czy mógł jedno­cześnie wziąć na siebie opiekę nad znacznie młodszym rodzeństwem? Raczej nie, bo sam prawdo­podobnie w nagłym trybie przerwał naukę w prywatnym gimnazjum jezuitów w Chyrowie (a ściś­lej: w Zakładzie Naukowo­-Wychowawczym Ojców Jezuitów w Bąkowicach pod Chyrowem, potężnym kompleksie w Bieszczadach, niedaleko ­Ustrzyk, dziś po ukraiń­skiej stronie granicy)⁵². Konwikt, w którym uczył się naj­starszy z Wańkowiczów, przypominał gigantyczne zamczys­ko, stanowił wielką bryłę zawieszoną w przestrzeni, z osobnymi dormitoriami dla klas i – jak mówiono – dwoma kilometrami korytarzy oraz jadalnią na pół tysiąca miejsc. Czesław maturę zda kilka lat później, w III Gimnazjum imienia Jana Sobies­kiego w Krakowie⁵³ – już studiując w tym mieście.

------------------------------------------------------------------------

———

Naj­młodszy wówczas Melchior napisze po latach, że decyzją rady familijnej został wysłany do babki (choć być może po pro­stu go u niej pozostawiono).

Co się stało z dwunastoletnią Reginą? Zapewne trafiła gdzieś do szkoły z internatem. Pisarz później sportretuje ją po sienkiewiczowsku, niczym bojarównę w sobolach, po szkole Sacré­-Cœur doglądającą krów w zimnej oborze. Wylądowała jednak nie w Paryżu, lecz we Lwowie⁵⁴, chociaż i tam nie od razu (wcześniej jeździła z warszawską boną i małym Melkiem do Iwonicza i Zakopanego).

Witold Wańkowicz (pierwszy z prawej) oraz prawdo­podobnie Czesław Wańkowicz (pierwszy z lewej), bracia Melchiora, Warszawa, po 1894

Fot. zakład Jana Mieczkowskiego/zbiory Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie

A czy trzynastoletni Witold zamieszkał wówczas w Kalużycach, czy jego losy były inne?

Ten trudny rodzinny czas otacza wstająca znad białorus­kich rojstów mgła.

Pierwsze świadome wspomnienia Melchiora wiązać się będą zapewne z okolicami, które kojarzymy z Miłoszem: z brzegami Niewiaży w Nowotrzebach, przysiółkami i zaściankami…

Marszałkowa z Laudy

Nowotrzeby – jak pisał Wańkowicz w _Szczenięcych latach –_ faktycznie należały do Baczyżmalskich⁵⁵. Były to dobra w gminie Krasne, dziewiętnaście wiorst, czyli nieco ponad dwadzieścia kilometrów, na północ od Kowna, rozdzielone Niewiażą od drugiej części majątku, Jodańców, położonych już w gminie Kiejdany⁵⁶. Własnością Baczyżmalskich był też folwark o nazwie Rudy (czy też: Budy) Nowotrzebskie, znajdujący się w gminie Krasnesioło.

Można powiedzieć: Kowieńszczyzna – ale to słowo niczego w nas nie obudzi. Co innego, gdy usłyszymy, że to sienkiewiczowska Lauda.

Swoją drogą, Sienkiewicz być może nieprzypadkowo umieścił swoich bohaterów tu, a nie gdzie indziej, bo jeden z mitów głosi, że autor _Potopu_ właśnie w majątku stryjecznego brata matki Wańkowicza w Radach pod Poniewieżem niedaleko Upity znalazł inspirację.

Wodokty, Wołmontowicze, Szwoyniccy – to wszystko te strony.

------------------------------------------------------------------------

———

A babka Wańkowicza, zwana „marszałkową” (jako wdowa po marszałku szlachty miń­skiej Konstantym Fulgentym Szwoynic­kim), była niemal jak „Litwinka, dziewica-bohater, Wódz Powstań­ców”, Emilia Plater – urodziła się bowiem w czasach powstania listopadowego⁵⁷. Osoby, które wywarły wpływ na wyobraźnię pisarza, pochodzą z okresu sprzed _Pan ­Tadeusza_…

Wańkowiczowski fenotyp tworzył się w odpowiedzi na gwałtowne zderzenia wielo­kulturowości – Baczyżmalscy według podawanych przez pisarza opowieści pochodzili od Tatarów. Wańkowicz, pochylając się nad kołyską swojej młodszej córki Marty, widział, jak otwierała „w napuchniętej przed­sennie buzi oczka ( z typową mongolską fałdą, odziedziczoną po Tatarach Baczyżmalskich)”⁵⁸.

Zgorszenie nad Niewiażą

On sam był w dzieciństwie jak „Tatarzyn”. Jego młodszy kuzyn, syn malarza Romana Szwoynic­kiego, wspominał piętnasto­letniego wówczas Mela:

był to chłopiec wciąż pełen dzikich pomysłów, figlów i psot mniej lub więcej złośliwych, a miał dziwne upodobanie do zwracania na siebie uwagi otoczenia, do zajmowania wszystkich swoją osobą*****.

Któregoś dnia miał się dobrać

do czyjegoś rewolweru i strzelał zeń ku powszechnym obawom, a żeby mieć jakiś punkt oparcia – strzelał nad swym lewym łokciem, podstawionym pod lufę, i przepalił wszystkie fałdy na rękawie munduru szkolnego.

Młody panicz interesował się techniką – oczywiście w sposób zgodny z wiekiem i temperamentem, bo pewnego razu znalazł aparat foto­graficzny i prześwietlił wszystkie klisze.

„Wybryki ukochanego naj­młodszego wnuka były nader łagodnie traktowane przez dobrą babcię, nawet zachwyconą jego pomysłowością i humorem” – pisał Szwoynic­ki. Samo­tny dorastający chłopak bez ojca, żyjący w babcinym matriarchacie jak pączek w maś­le, bez specjalnych rygorów, stawianych wyraźnie granic – gombrowiczowska swoboda Kopyrdy czy po pro­stu „niesforny Dyzio”?

------------------------------------------------------------------------

———

Szwoynic­ki pisał też o scenie, która mogłaby pojawić się we wspomnieniach dorastającego kilkanaście lat później w tej samej okolicy Czesława Miłosza:

raz całe towarzystwo zeszło z wysokiej góry – skarpy nadrzecznej – na której stał dwór wśród starego parku, na brzeg Niewiaży, by doczekać przybycia z Kowna parostatku . Wszyscy czekają, statek ma lada chwila nadejść, a nagle widzimy, że Mel nieco powyżej rozebrał się wśród zarośli do naga i pływa po rzece przed nami! Więc, naturalnie, głosy przerażenia, że oto naraża się na niebezpieczeństwo wobec blis­kiego już nadejścia statku. No, i jakże?! Tu panie, a w wodzie goły chłopiec! Obraza Bos­ka!

Te okolice sportretował noblista w _Dolinie Issy_; Nowotrzeby były jednym z leżących wzdłuż rzeki przysiółków. To właśnie Niewiaża oddzielała je od drugiej części dóbr marszałkowej z Baczyżmalskich – od położonych bardziej na wschód Jodańców, leżących przy gościńcu z Kiejdan do Kowna.

Zresztą może należałoby używać innych nazw: zamiast Nowotrzeb dziś są Novočėbė, zamiast Jodańców – Juodoniai. Większość mieszkańców małej wios­ki stanowili Litwini, resztę zaś potomkowie rosyjskich uchodźców religijnych z XVII wieku, staroobrzędowcy⁵⁹.

Rytm życiu nad Niewiażą nadawał las, który stanie się ważną metaforą dla Wańkowicza. Wyznaczał czas, był obietnicą wieczności. Wycinany – odradzał się. Był ostateczną rezerwą, po którą sięgano niechętnie⁶⁰. Sprzedaż drewna przypominała łowy na prehistoryczne gigantyczne zwierzęta, z całym cyklem rytuałów i zwyczajów, z umowami zawieranymi… ustnie. I często „cierpliwą metodą chłopskiego targu”.

Nowoczesność docierała tu z opóźnieniem – z podejrzliwością przyjmowano na przykład nowe techniki foto­graficzne, trzymając się dagerotypu⁶¹. Nad Niewiażą nadal żyło się jak na przełomie XVIII i XIX wieku.

A wszystko obok trasy Nord Expressu z Paryża do Petersburga, niedaleko bramy dzielącej dwa światy – reprezentacyjnej granicznej rosyjskiej stacji w Wierzbołowie, gdzie tory szerokie stawały się torami europejskimi.

Rozdarcie – granica

Około roku 1900 wrócił do Kalużyc, od tego czasu do Nowotrzeb będzie przyjeżdżał na wakacje.

Brat Czesław (a może już raczej Witold) zajmował się gospodarką, ośmioletni Melek utonął zaś w cudownościach zalesionej białorus­kiej przestrzeni bez żadnych granic.

Ten „szeroki oddech przestrzeni” białorus­kich ziem wpływał na mentalność mieszkańców szlachec­kiego dworu⁶². Dawał fizyczne poczucie bycia jedynym panem wszystkiego aż po horyzont, sławną „wolność szlachec­ką” (która rzecz jasna dotyczyła tylko pana, nie jego chłopów). Oddalenie od sąsiadów, a przede wszystkim od reprezentantów odległej władzy, budowało poczucie niezawisłości i indywidualności, choć wyradzało się też często w niechęć do reguł krępujących wszystkich w podobny sposób. Niezależność twórcy takiego jak Wańkowicz naturalnie kojarzy się właśnie z takim osobnym, niepoddanym stadnym regułom „głosem wolnym wolność ubezpieczającym” – a może wręcz z _liberum veto_.

Sam Wańkowicz w jednym ze swoich reportaży z podróży z młodszą córką po Prusach Wschodnich na marginesie scharakteryzuje te dwa krajobrazy, w których dorastał.

Matczyna dolina Niewiaży jest istotnie jednym z naj­piękniejszych widoków na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej. jeziorka, z których bije mocny zapach tataraków; wzgórza są poprzecinane wąwozami, głębokimi wąwozami, z dna których rośnie wspaniały starodrzew liściasty, a górą, brzegiem ciemnieją świerki, do których stóp podchodzi złote zboże i hreczka⁶³.

„Kłopotu” z tym baśniowym krajobrazem nie miał żadnego. „Et, co tam gadać, przeczytajcie _Pana Tadeusza_. było pięknie; było przyjemnie” – podsumowywał.

Tymczasem szara i płas­ka wielka białorus­ka przestrzeń stanowiła wyzwanie – tu trzeba było uruchomić wyobraźnię, wytężyć się do pracy. Kiedy przyjeżdżał „do ojcowych białorus­kich Kalużyc, trzeba było czekać i cały tydzień nieraz, aż dusza się otworzy na ten ubożuchny krajobraz naszej biednej białorus­kiej ziemi, brzózek smutnych nad koleinami dróg”.

Ten krajobraz należało dopełnić aktywnością: „polowaniem, konną jazdą, pływaniem. To był krajobraz, do którego nie można było mieć stosunku biernego i wypoczywającego, bo człowieka ogarnęłaby nostalgia”.

------------------------------------------------------------------------

———

To właśnie białorus­kie Kalużyce – nie zaś litewskie Nowotrzeby – stały się jego Arkadią. Był stworzeniem „ziemno-wodnym”; żona w jednym z listów wspomni o białorus­kim błocie, które on tak kocha⁶⁴. W innym ze swoich reportaży opisał własną tęsknotę za tymi pias­kami, błotami i białoruską przestrzenią. Po latach obudzi ją w nim reporterska podróż po tej części białorus­kiego Polesia, która pozostała po zachodniej stronie polsko-sowiec­kiej granicy – „niepojętej jak śmierć”⁶⁵.

------------------------------------------------------------------------

———

Granica wyznaczona traktatem rys­kim zniszczy tę swobodną przestrzeń.

I kiedy nam tak z nagła skończył się pęd jazdy na wschód, a spod nóg dalej swobodnie biegła pofalowana ziemia, powiedziałem:

– Za dwie godziny mogli­byśmy być w Kalużycach…

A staliśmy pod słupem polskim i słupem sowiec­kim

– napisze Wańkowicz dwa lata przed II wojną światową, tuż przed kolejnym rozdarciem, oddzieleniem i śmiercią.

1.

Można się zastanawiać, czy tylko jednej – w „Słowie” redagowanym przez Henryka Sienkiewicza także pojawiały się „korespondencje własne” z zebrań Towarzystwa Rolniczego w Miń­sku.

2.

Na przykład w 1884 roku na 116 członków rzeczywistych było ich 19, z czego jeden – Myszerkow – przewodniczył Towarzystwu; być może był to przejaw politycznego realizmu – oddanie symbolicznych sterów przy faktycznym zmajoryzowaniu prac (pozostałych czterech członków zarządu, w tym Wańkowicz, było Polakami). Zob. „Gazeta Polska” 1884, nr 218, s. 3.

3.

Gazeta opublikowała to intymne wyznanie zapewne dlatego, by rezygnacja korespondenta ze współ­pracy nie została zinterpretowana jako jego polityczny pro­test przeciw linii pisma.

4.

Z pamiętnika Reginy Wańkowiczówny wynika, że matka umarła na raka; być może późniejszą niechęć Wańkowicza do znachorów wzmocnił fakt, że zamiast poddać się operacji w Warszawie, jego matka dała się podobno „opętać” jakiemuś miejscowemu zielarzowi, który obiecywał jej leczenie „kąpielami i ziołami”. Zob. MM, relacja Reginy Wańkowiczówny spisana w Buku pod Poznaniem, ok. 1963 r., ręko­pis oraz maszynopis.

5.

BN, rps sygn. akc. 13219, K. Szwoynic­ki, _Mel. Doliną Niewiaży_. Wspomnienie ma swój klimat, ale trudno umiejscowić je dokładnie w czasie; naj­prawdopodobniej dotyczyło wydarzenia z lata 1906 roku. Należy też pamiętać, że pisane było z perspektywy lat, ze znajomością późniejszych losów Wańkowicza, i być może dlatego autor położył akcent na „zwracanie na siebie uwagi otoczenia”.PRZYPISY

1.

1 Historyczne dane z grudnia 1964 r. wskazują, że padał wówczas na zmianę deszcz ze śniegiem. Zob. danepubliczne.imgw.pl, tinyurl.com/tvtm7ern, dostęp: 1.07.2025. Potwierdzają to też zapisy z dziennika Marii Dąbrowskiej (zob. M. Dąbrowska, Dzienniki 1914–1965 w 13 tomach, t. 13, pierwsze pełne wydanie, red. T. Drewnowski, Warszawa 2009) oraz zapisy pogodowe z „Życia Warszawy”, 1–7.12.1964.

2.

2 Zob. część Wańkowicz i sekretarz w rozdziale 10.

3.

3 Zob. Wańkowicz krzepi. Z Melchiorem Wańkowiczem rozmawia Krzysztof Kąkolewski, Warszawa 1973. W rozmowie Kąkolewskiego z Wańkowiczem pojawiło się też porównanie do zwyczaju wykrawania samego języka z bizona i pozostawienia reszty (s. 45).

4.

4 J. J. Lipski, Pan Mel tegoż, Pisma polityczne. Wybór, wybór, oprac. i objaśnienia Ł. Garbal, Warszawa 2011, s. 23.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij