Wańkowicz - ebook
Pisarz, reporter, korespondent wojenny, komentator społeczny. Podróżnik, uchodźca, dysydent. Marketingowiec, copywriter, influencer, celebryta. Do opisania Melchiora Wańkowicza można użyć każdego z tych określeń.
Urodzony pod koniec XIX wieku, widział, jak dawny świat bezpowrotnie znika – a potem obserwował to znów i znów, kiedy przetaczały się kolejne dziejowe burze. Za każdym razem jednak potrafił odnaleźć się w odmienionej rzeczywistości. Był człowiekiem zaskakująco nowoczesnym. W dwudziestoleciu ostrzegał przed wojną hybrydową i apelował o wykorzystanie soft power na wschodnich rubieżach kraju. Dostrzegał zagrożenia płynące z dezinformacji, choć sam wykorzystywał ją w kampaniach marketingowych („Cukier krzepi!”). Nieustannie kreował własny wizerunek, starannie dawkując fakty z prywatnego życia. I cały czas pisał, poszukiwał sposobów na to, by opowiedzieć o otaczającym go świecie, dotrzeć do czytelników.
Pozostawił po sobie bogactwo źródeł: zdjęć, listów, relacji, wielokrotnie przepisywanych tekstów. Dla jego biografa to zarazem błogosławieństwo – i przekleństwo. Przedarcie się przez gąszcz faktów i mitów, półprawd, plotek i zmyśleń było gigantycznym wyzwaniem.
Książka Łukasza Garbala to biografia totalna, której Wańkowicz jeszcze nie miał, a na którą bez wątpienia zasługuje.
Partnerem wydania jest Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Biografie |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8396-236-8 |
| Rozmiar pliku: | 7,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Już w księgarniach:
Aleksander Kaczorowski _Havel. Zemsta bezsilnych_
Małgorzata Czyńska _Kobro. Skok w przestrzeń_
Aleksander Kaczorowski _Hrabal. Słodka apokalipsa_
Mariusz Urbanek _Makuszyński. O jednym takim, któremu ukradziono słońce_
Wojciech Orliński _Lem. Życie nie z tej ziemi_
Klementyna Suchanow _Gombrowicz. Ja, geniusz_
Anna Bikont _Sendlerowa. W ukryciu_
Aleksander Kaczorowski _Ota Pavel. Pod powierzchnią_
Małgorzata Czyńska _Berezowska. Nagość dla wszystkich_
Andrzej Skalimowski _Sigalin. Towarzysz odbudowy_
Radosław Młynarczyk _Hłasko. Proletariacki książę_
Aleksander Kaczorowski _Babel. Człowiek bez losu_
Emil Marat _Bratny. Hamlet rozstrzelany_ROZDZIAŁ I ROJST. BIAŁORUSKIE BAGNISKA I LEGENDY (1892–1902)
Paradoksalny jest już sam rok urodzenia Wańkowicza. Według oficjalnie obowiązującego wówczas w państwie rosyjskim kalendarza juliańskiego autor _Karafki La Fontaine’a_ urodził się 25 grudnia 1891 roku¹. Polacy używali jednak kalendarza gregoriańskiego – była to jedna z form oporu wobec zaborcy, sposób na zaznaczenie kulturowej odrębności od Rosji. Dlatego też Wańkowiczowie i ich sąsiedzi – tak samo jak my dzisiaj – za rok urodzenia Melchiora Wańkowicza uznawali 1892.
Na tym jednak nie koniec: sam Wańkowicz przyjmował później za dzień swoich urodzin 10 stycznia 1892 roku – podczas gdy to 6 stycznia był gregoriańskim odpowiednikiem pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia według kalendarza juliańskiego (kiedy to – według pamiętnika starszej siostry oraz _curriculum vitae_ złożonego na Uniwersytecie Warszawskim – pisarz przyszedł na świat).
Czyżbyśmy zatem przez długie lata mylili się co do daty narodzin autora _Ziela na kraterze_?²
Sytuację komplikują dodatkowo archiwa SB, według których Wańkowicz urodził się w… Związku Radzieckim³ (przy czym to oczywiście sowiecka optyka, próbująca zawłaszczyć zarówno przestrzeń, jak i czas).
Metrykalne niejasności stanowią zaledwie początek paradoksów związanych z Wańkowiczem.
Drzewo genealogiczne
„Urodziłem się i wychowałem w domu pełnym zacności” – zaczyna się ironicznie jedna z nowel Gombrowicza⁴. Wańkowicz o swojej rodzinie, będącej odnogą rodu zamieszkującego od stuleci ziemie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, mógłby powiedzieć to samo, tyle że bez ironii.
Badacz genealogii Szymon Konarski pierwsze wzmianki o Wańkowiczach odnalazł w dokumentach z pierwszej ćwierci XVI wieku⁵. Matecznik rodu stanowiła ziemia mińska. Stefan Wańkowicz, przodek Melchiora, był odpowiednikiem Wojskiego z _Pana Tadeusza_ – za czasów króla Stefana Batorego sprawował pieczę nad rodzinami szlachciców w trakcie pospolitego ruszenia.
Wańkowiczowie oczywiście woleliby swojego praprzodka widzieć raczej w kniaziu o imieniu Wańko, rzekomym zięciu Kiejstuta, i sam pisarz będzie wiódł z genealogiem spór na ten temat. Konarski przekonująco jednak dowodził, że pierwsze wzmianki o owym Wańce znalazły się dopiero w osiemnastowiecznym herbarzu Niesieckiego i dlatego należy je uznać za mało wiarygodne⁶.
Wańkowicz nie mógł narzekać na bujność drzewa genealogicznego: jeden z jego przodków walczył w wojnie domowej w 1700 roku przeciwko Sapiehom⁷, inny podpisał akt konfederacji targowickiej, a któryś wziął nawet udział w amerykańskiej wojnie domowej. W różnych swoich liniach byli kuzynami Moniuszków czy Wołodkowiczów (o jednym z nich pisał Mickiewicz w _Panu Tadeuszu_: „ pan dumny, zuchwały, / Co rozpędzał sejmiki, gwałcił trybunały”, a w pomijanym w pamięci zbiorowej przypisie dodał: „Po licznych burdach pochwycony w Mińsku i za dekretem trybunału rozstrzelany”)⁸.
Z Mickiewiczami też zresztą Wańkowiczowie byli spowinowaceni – i to z tymi z „lepszej” linii, Rymwid-Mickiewiczów.
„Wańkowiczów było jak »rojstu« w Mińszczyźnie i wygodniej było przezywać ich od majątku, albo, jeżeli imię ojca było rzadkie, z ojca”⁹ – pisał sam Wańkowicz, w poetycki sposób malując reportażowe tło zgodne z faktami. Sam nosił imię po ojcu, także Melchiorze, z Kalużyc (majątku położonego mniej więcej trzydzieści kilka kilometrów na południowy zachód od Borysowa; nazwę zapisywano czasem przez „ł”).
Rojsty kojarzą się nam z Litwą – i słusznie, bo to spolonizowane litewskie „_raistas_” – ale Litwa Wańkowicza to raczej historyczne Wielkie Księstwo, a zatem w głównej mierze dzisiejsza Białoruś. Rojst oznacza zbiorowisko roślin krzewiących się na terenach podmokłych: połączone ze sobą karłowate drzewa i krzewinki, zanikające przy osuszaniu. Określano tak w ogóle bagna i mokradła charakterystyczne dla okolicy Berezyny, gdzie urodził się pisarz, w których topili się napoleońscy żołnierze w roku 1812, obserwowani przez innego Wańkowicza, syna jednego z wcześniejszych kalużyckich Melchiorów – Walentego, sławnego malarza, autora portretu swojego przyjaciela Mickiewicza na Judahu skale.
Te bagna i mokradła nie tyle były liczne w tej okolicy, ile właśnie one były okolicą – tak jak pustynia w Egipcie, dżungla w Amazonii, tajga na Syberii. W powiecie ihumeńskim mińskiej guberni był po prostu rojst.
I Wańkowiczowie.
------------------------------------------------------------------------
———
Kalużyce pojawiają się w dokumentach jako dziedzictwo Melchiora Wańkowicza, syna cześnika i sędziego mińskiego Aleksandra¹⁰. Tenże Melchior, założyciel linii kalużyckiej, był pradziadem naszego Melchiora, ojcem malarza Walentego, Stanisławy i Karola, którego syn i najmłodszy z wnuków będą Melchiorami drugim i trzecim w tej linii. Karol, dziadek pisarza, syn Melchiora „pierwszego”, za żonę wziął Rozalię, prawdopodobnie także z Wańkowiczów¹¹.
Melchior, syn Melchiora i prawnuk Melchiora, Wańkowicz z Wańkowiczów i Wańkowiczówien.
Rojst.
Dość tej genealogii, bo nie wyjdziemy z niej na twardy grunt.
Amerykański młyn ojca Melchiora
Twardego gruntu było tu swoją drogą jak na lekarstwo. „Gleba piaszczysta, miejscami glejowata, miejscowość równa”, z gorzelnią i młynem „konstrukcji amerykańskiej” na rzece Uszy, ukończonym w 1877 roku¹². Nazwa „Kalużyce” wzięła się stąd, że w tych „błotnistych lasach pow. ihumeńskiego”¹³ swój początek miał Niemen.
Młyn zbudował ojciec pisarza po powrocie z zesłania na Syberię. Ten szlachcic nie tyle nowoczesności się nie bał, ile był wręcz pionierem najnowszej, ryzykownej technologii. Ameryka nie była jeszcze „ziemią obiecaną”, lecz dalekim i niepewnym „rynkiem wschodzącym”, podnosiła się po wojnie domowej. A jednak w tym odległym kącie Białorusi, między kępami rojstu, za sprawą Melchiora Wańkowicza seniora pojawił się wspomniany młyn według amerykańskiego projektu.
Innowacyjność ojca pisarza powszechnie dostrzegano. Wyróżnił go nawet _Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich_, podając, że w zacofanym powiecie ihumeńskim („wszystko tu w pierwotnym stanie”) tylko kilkanaście jest wyjątkowych gospodarstw odznaczających się „niejakim postępem lub zamożnością”, tak jak „w Kałużycach Wańkowicza”¹⁴.
Dobra w Kalużycach około 1880 roku liczyły 4483 mórg¹⁵, z czego blisko dwa tysiące stanowiły lasy¹⁶. Wiorstę od folwarku nad strumykiem Wilnica leżała wioska o tej samej nazwie, „mająca domów 6”, a ziemi – skromne 150 mórg.
Majątkiem zarządzał wówczas ojciec pisarza, który, jak napisze we wspomnieniu o nim warszawska „Gazeta Polska”:
jako członek towarzystwa rolniczego nieraz głos zabierał, wnosząc rozmaite kwestie i projekta, mające na celu podniesienie rolnictwa i stanu ekonomicznego ziemian. Z posiedzeń towarzystwa rolniczego ś.p. M. Wańkowicz pisywał też artykuły do petersburskiego „Kraju”, odznaczające się jasnością myśli i trzeźwością poglądów¹⁷.
W 1884 roku wspomniany „Kraj” wymieniał Melchiora Wańkowicza seniora jako jednego ze swoich stałych korespondentów¹⁸ (innym z nich w tym samym czasie był na przykład Bolesław Prus).
Być Polakiem na ziemiach zabranych? Między walką a ugodą
Petersburski „Kraj” był prężnie działającym organem prasowym ugodowców z terenów dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów bezpośrednio wcielonych do imperium rosyjskiego. Poglądy tego środowiska można przedstawić w uproszczeniu jako obronę „tutejszości”, podkreślanie odrębności społeczeństw dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów przy zaakceptowaniu realiów czy nawet haseł panslawizmu głoszonych przez niektóre kręgi w Rosji.
Ten światopogląd będzie naturalną postawą także dla samego Wańkowicza.
Choć słowo „ugodowcy” może kojarzyć się ze słowem „zdrajcy”, w tym przypadku takie utożsamienie byłoby błędne. Zważywszy na specyficzną sytuację ziem dawnej Rzeczpospolitej bezpośrednio włączonych do Cesarstwa (w przeciwieństwie do Królestwa Polskiego), aktywność środowiska „Kraju” była formą działań na rzecz zachowania odrębności od Rosji. Nie należy postrzegać tych wysiłków przez pryzmat nadwiślańskiej Kongresówki, ziemie wcielone nigdy bowiem nie miały autonomii, Moskwa od rozbiorów próbowała je asymilować bez żadnych formalnych czy symbolicznych ograniczeń.
Ówczesne postawy zbyt łatwo redukuje się do pojęć „pozytywizm” czy „romantyzm”. To, co wydaje się dziś karkołomną próbą łączenia sprzeczności, wbrew pozorom było spójną obroną własnej tożsamości, opartą czy to na strategii „długiego trwania”, czy to na podejmowaniu walki zbrojnej (która jednak nie była podstawowym wyborem, tylko ostatecznością). Pług – a czasem szabla.
Dobrze widać to właśnie na przykładzie Wańkowicza seniora, który zanim zaczął budować nowoczesne, zamerykanizowane przedsiębiorstwo rolne i współpracować z „Krajem”, walczył w powstaniu styczniowym – i za to został zesłany na Syberię. To nie legenda, lecz fakt.
Żeby walczyć, przerwał naukę, którą odbywał poza granicami Rosji, w austriackim wówczas Krakowie. W zakurzonej księdze studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego zachował się zapis poświadczający jego studia na ówczesnym megawydziale filozofii, z którego później wyodrębnią się tak różne kierunki studiów jak polonistyka czy… medycyna¹⁹. W innym z dokumentów został wymieniony jako jeden z tych studentów, którzy w czasie powstania opuścili uniwersytet bez usprawiedliwienia²⁰. Pod zarzutem udziału w powstaniu styczniowym²¹ został skazany i zesłany aż nad Bajkał.
Trafił do „wołości” Ojok niedaleko Górnej Tunguzkiej, czyli Angary, wypływającej pod Irkuckiem z Bajkału²².
„Zima tegoroczna jest bardzo lekka. Nie było większego mrozu, jak 34 st” – pisał jeden z jego towarzyszy w lutym 1866 roku. Przyszły ojciec pisarza siedział „po całych dniach i nocach nad książką, od której się chętnie odrywa tylko do jedzenia”.
Może miał nadzieję wrócić w przyszłości na uniwersytet?
Patriotyzm kalafiorowy – powstaniec aktywistą
Po powrocie z zesłania, zamiast podjąć przerwane studia, założył rodzinę i wybrał inną formę oporu przeciw rusyfikacji – został rolnikiem oraz lokalnym aktywistą.
Według źródeł wrócił do Kalużyc po dziesięciu latach (lub, co mniej prawdopodobne, już po czterech)²³. Ożenił się z Marią Szwoynicką i wkrótce, 14 grudnia 1876 roku, urodziło im się pierwsze dziecko: Czesław²⁴. Drugi syn, z litewskim imieniem Witold, przyszedł na świat sześć lat później, a w roku 1883 – jedyna pośród synów córka Wańkowiczów (może dlatego nazwali ją po królewsku: Regina)²⁵.
Prababka Melchiora Wańkowicza od strony matki – Róża Baczyżmalska z Pohoskich, matka Feliksy Szwoynickiej z Baczyżmalskich – wraz ze swoim prawnukiem, Czesiem Wańkowiczem, Kowno, koniec XIX wieku
Fot. Jaworski i Piotrowicz, Strauss et Cie. Photographie artistique (Aleksander Władysław Strauss)/zbiory Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie
Melchior Wańkowicz senior był rolnikiem nowoczesnym. Z licznych wzmianek w ówczesnej prasie możemy wywnioskować, że zamiast zasklepiać się w konserwatyzmie niechętnym jakimkolwiek zmianom, pasjonował się nowymi technologiami i miał otwarty umysł. Odważnie wybiegał naprzód, nie bał się ryzyka – był wymieniany przeważnie wśród tych nielicznych, którzy na kolejnej wystawie pokazywali coś nowego. I tak na przykład na rolniczej wystawie owoców, warzyw i kwiatów w Mińsku pod koniec września 1881 roku nagrodzono go jednym z trzech wielkich srebrnych medali²⁶ za „buraki, selery, pory, kapustę, kalafiory, kartofle”²⁷. Księżna Radziwiłłowa musiała zadowolić się medalem brązowym.
Melchior ojciec był także wynalazcą rolniczych maszyn. „Bardzo prosty i praktyczny oglądaliśmy przyrząd do zsypywania zboża lub mąki do worka, przy czym jeden człowiek jest wystarczający; wynalazek ten jest pomysłu p. Melchiora Wańkowicza”²⁸ – pisał sprawozdawca wystawy.
Ta innowacyjność i aktywne uczestnictwo w publicznych wystawach gospodarczych były przejawem dbałości nie tyle o własne interesy, ile o dobro wspólne. Wystawy mniej miały służyć indywidualnemu pokazaniu się, a bardziej – wspomagać rozwój i tworzyć wspólnotę polskich właścicieli ziemskich. Nowoczesność metod gospodarowania także była formą walki. Właśnie dlatego cytowany sprawozdawca krytycznie ocenił posiadaczy owiec, którzy „nie raczyli uczestniczyć w wystawie”. Nie przypadkiem zapewne ci, których zabrakło, należeli do najbogatszych posiadaczy.
Chwalące nowoczesność Wańkowicza sienkiewiczowskie „Słowo” pokaże także skalę rodzinnych tradycji – gazeta opublikuje odcinek _Potopu_, w którym jednym z dowódców chorągwi z Wielkiego Księstwa obok Wołodyjowskiego i Kmicica był „Wańkowicz, który blisko nich kwaterami stojąc, wkrótce po nich był gotów”²⁹.
Nowoczesność i postęp nie stały w sprzeczności z tradycją. Otwartość Melchiora ojca wynikała z tradycji rodu pełnych fantazji litewskich szlachciców, którzy z niejednego pieca chleb jedli. Takich antenatów w swojej genealogii próbował odnaleźć Gombrowicz; Wańkowicz szukać nie musiał. Pozostawało mu jedynie wybrać, z której linii rodowej tradycji będzie czerpał.
Ta swoboda była spełnieniem artykułowanych później marzeń autora _Ferdydurke_ o postawie wobec świata będącej zaprzeczeniem ideologicznego fanatyzmu – postawie szlachcica przechadzającego się nieśpiesznie wśród sadu różnych poglądów i wizji rzeczywistości, próbującego ich od niechcenia, człowieka prawdziwie wolnego od uprzedzeń i czułego na inne punkty widzenia.
Wańkowicz pisarz tak właśnie będzie się zachowywał. O tej konstrukcji psychicznej – zakorzenieniu nie tyle w ziemi pojmowanej jako majątek, ile w ziemi rozumianej jako tradycja, język, kultura – trzeba pamiętać, szczególnie gdy mowa o trudnych wyborach, które musiał podejmować w ciągu życia.
Wańkowiczem odwołującym się do tradycji swojego rodu powodował nie tyle snobizm, ile elementarna potrzeba psychologiczna – w obrazie rodzinnej ziemi, domu, z którego został wyrwany z korzeniami przez Historię i Geografię, szukał poczucia bezpieczeństwa. To dlatego w radiowych pogadankach prowadzonych pod koniec życia, już w epoce lotów w kosmos i już po jego wielokrotnych wizytach w Stanach Zjednoczonych, wciąż będzie uparcie wracał do sensacji, jaką był dlań pierwszy ujrzany automobil na krakowskiej ulicy³⁰, będzie uparcie powtarzał przy swoim nazwisku ów rodzinny ihumeński powiat. Parafiańszczyzna? Przeciwnie: był to sarmatyzm, ale autentyczny, rozumiany nie jako obrona okopów Świętej Trójcy, lecz jako otwarcie się na inne kultury i obyczaje, swobodne czerpanie czy to od Niemców (jak bożonarodzeniowa choinka), czy od Turków (jak kontusz). To wielokulturowy strój szlachecki: afirmacja nie wsobnego ciemnogrodu, ale dawnego, utraconego domu osadzonego w tradycji łączącej wiele wpływów, obrona przed schematyzmem.
Kalużyce leżały w strategicznej „bramie smoleńskiej”, którą zawsze wiodła droga wojsk – czy to na Warszawę, czy na Moskwę. Od każdej z tych stolic dzieliło je grubo ponad pół tysiąca kilometrów, przy czym do tej drugiej wcale nie było znacznie dalej niż do pierwszej. Pamięć o armiach maszerujących raz na wschód, raz na zachód kształtowała światopogląd pisarza.
Z ówczesnej polskiej perspektywy to właśnie te miejsca były Kresami, a nie centralnie położone Wilno czy tym bardziej Lwów w zaliczanych do krajów Zachodu Austro-Węgrzech. Kalużycki dwór leżał zaś niemal na granicy pierwszego z rozbiorów³¹.
Polskie wyspy na białorusko-żydowskim oceanie
Jeszcze pod koniec XIX wieku zdecydowana większość ziemi na Ihumeńszczyźnie należała do Polaków³², którzy żyli w swoich dworach niczym na archipelagu wysp rozproszonych po oceanie. Szlachcice „litewscy”, uważający się za „tutejszych” (a przez „tutejszych” prawosławnych chłopów uznawani za „panów”, w przyszłości zaś po prostu za „Polaków”), stawali się mniejszością coraz bardziej roztapiającą się wśród ludności wiejskiej (później „białoruskiej”) i Żydów.
Jakakolwiek próba sztywnego określenia tożsamości narodowej mieszkańców tych ziem jest wpychaniem ich na siłę w przyciasne szufladki. Z tego, że może to doprowadzić do antagonizmów, a nawet krwawych konfliktów, zdawali sobie zapewne sprawę także ówcześni właściciele ziemscy, stąd popularność wśród nich ideologii „krajowej” i niechęć do nacjonalizmu. Chłopi, których dziś określilibyśmy jako Białorusinów, w większości mówili o sobie, że są po prostu „tutejsi” – i tak w istocie było, od lat. Wskaźnikiem, na podstawie którego można było przypisać danej osobie narodowość, była wówczas na tych ziemiach religia: w 1919 roku prawosławni stanowili 80 procent, a katolicy niewiele ponad 12 procent populacji powiatu ihumeńskiego.
Żydzi z kolei stanowili 54,6 procent mieszkańców miasteczek³³. W jednym z tamtejszych sztetli kilka lat przed naszym bohaterem urodził się Mojżesz Segal, czyli Mojsze Szagałow, później znany jako Marc Chagall; w innych – sławni żydowscy skrzypkowie, jak Jasza Heifetz, pochodzący z Wilna.
Polacy należeli do zdecydowanej mniejszości, chociaż to w ich rękach znajdowała się większość ziemi. Gwałtowne wystąpienia chłopów w czasie rewolucji i wojny domowej, począwszy od lutego 1917 roku, będą autentycznym i brutalnym buntem ludowym, wynikającym z dążenia do wyrównania proporcji. Ich przyczynę stanowiły nie tyle intrygi lewicowych teoretyków, ile rzeczywiste społeczne i ekonomiczne nierówności.
Gdy zapory ochronne zostaną podniesione, a państwo wycofa się z ochrony właścicieli ziemskich, rozpocznie się powódź.
Białoruskie _Przeminęło z wiatrem_
Taką właśnie polską wyspą na białoruskim oceanie były Kalużyce. Dzięki wysiłkom jednego z archiwistów ocalających pamięć o szlacheckich rezydencjach na wschodnich ziemiach dawnej Rzeczpospolitej zachował się opis zmitologizowanej posiadłości autorstwa Wańkowicza oraz jego siostry³⁴. Co więcej, po blisko półwieczu pisarz naszkicował z pamięci plan dworu. Wojciech Stanisławski tak skomentował ten niezwykły dokument: „Melchior rysuje raj”³⁵.
Narysowany przez Wańkowicza z pamięci po latach plan majątku w Kalużycach
Ossolineum, sygn. 2/04/3, relacja Reginy Wańkowiczówny córki Melchiora z Kałużyc oraz listy Wańkowicza do Romana Aftanazego
Faktycznie, był to raj beztroskiego dzieciństwa, tak jak plantacja była rajem dla Scarlett O’Hary. Melchior zaś, jak każdy młody mieszkaniec takiej utopii, nie zauważał kosztów finansowych i społecznych związanych z jej utrzymaniem.
Wzdłuż drogi wjazdowej ciągnęła się aleja lipowa, spuścizna po prapradziadku pisarza, Aleksandrze Wańkowiczu, który sadząc pierwsze drzewko, wbił w nie żelazny, około dwudziestocentymetrowy krzyżyk³⁶. Następne pokolenia uzupełniały szpaler o kolejne lipy. Zdawało się, że będą szumieć wiecznie.
„Mama nas nauczała: »Oto sto lat mija, jak nasz przodek przybił ten krzyżyk«” – wspominała Regina. „Brama na wciąż otwarta” zamykała się rzadko. Zapraszała gości – jak u Kochanowskiego – pod rodzinne lipy. Szaro-niebieski ganek miał dach kryty gontem, bez sufitu. „W tym stropie na belkach i wiązaniach niezliczone gniazda jaskółek. – Tu jadaliśmy latem. Wrzask jaskółek czasem irytował, czasem i prezent (rzadko) wpadł do zupy… – ale nikt nie pomyślał o wyrugowaniu ich”.
Na ganek wiódł jeden schodek, z żelazem do „oczyszczania obuwia. – Z obu stron dwie kamienne kule armatnie”.
Z jakiej bitwy pochodziły? Czy z napoleońskich czasów, a może z dni, gdy przeciągali tędy Szwedzi pod Połtawę?
W tym białoruskim dworze były też fajanse przypominające o zamkach w Małopolsce: Tenczynie i Czorsztynie. Legendarny mahoniowy zegar w gabinecie ojca już w czasach dzieciństwa Reginy nie funkcjonował należycie – przestał grać kuranty. Nad otomaną wisiały reprodukcje portretów Sobieskiego, Kościuszki, Czarnieckiego i Poniatowskiego. Siostra Wańkowicza wspominała: „ ojciec cierpliwie nas o nich uczył i co pewien czas egzaminował”.
Był też gadżeciarzem: obok zegara znajdowały się drzwi z trzema rzędami szufladek, do których odkładało się klucze czy rękawiczki – a nad nimi wieszadła do czapek. Była też przywieziona z zesłania szkatułka z kości mamuta. W szafce z ziołami, w butelce ze spirytusem, znajdowała się zaś „głowa żmii, która ugryzła Ojca, i jakieś węże”. Obok stało… kowadło, Melchior senior lubił bowiem majsterkować. Melchior junior zaś mógł uczyć się przekory od domowych sprzętów – gdy uszkodził czarny stół, okazało się, że wewnątrz jest on biały…
Ale największą część ojcowskiego gabinetu „zajmowała duża szafa biblioteczna”. Zakazane w Rosji wydania trzech wieszczów, ukochany przez Melchiora seniora „Syrokomla, Ujejski, śpiewniki narodowe”. Był też jednak i obrazek przedstawiający cara Mikołaja I w saniach (praca najbardziej wówczas znanego z Wańkowiczów, malarza Walentego³⁷, za którą w petersburskiej szkole dostał złoty medal). W jednym z pokojów gościnnych, tak zwanym zielonym, wisiało inne z jego dzieł. Dzieci nazywały tę reprodukcję „staruszkiem litewskim” – podobno jednak przedstawiała nie Litwina, tylko napoleońskiego Francuza, który znad Berezyny zabłądził do Kalużyc „i tam umarł”.
Była tu cała masa obrazów – w tym kopia obrazu świętej Marii Magdaleny z galerii w Dreźnie („poprawiona”, bo z zasłoniętą piersią), a do tego sprośny obrazek stryjecznego brata matki, Romana Szwoynickiego. Jak widać, u Wańkowiczów rubaszność i pruderia w jednym stały domu. Tradycję czasem się lekceważyło: w kalużyckim dworze była „gruba warstwa sztychów, reprodukcji ręcznych rysunków i szkiców – przykrytych perskim szalem. – Nikt jakoś tego nie szanował”. Podobnie jak „przepięknych dywanów” tkanych w Krasnej Górze, majątku brata babki, Antoniego Wańkowicza, używanych jako wyścielenie siedzenia na wozach. Sekretu wyrobu tych dywanów nie znano już za dzieciństwa Reginy; ostatnie z dywanów przewiezionych przez Witolda do Warszawy zaginą w czasie powstania warszawskiego.
„Wszędzie wszystko przepadło” – napisze Regina ponad pół wieku później w domu opieki prowadzonym przez Siostry Miłosierdzia Świętego Wincentego a Paulo pod Poznaniem. Około roku 1960 po Kalużycach zostały już tylko małe portreciki przodków.
Kwestie własności majątku były mocno poplątane, także z powodów politycznych. „Drogą eksdywizji” (spłata długu ziemią) przeszedł on częściowo na własność Aleksandra Wańkowicza. Przed konfiskatą za udział Melchiora ojca w powstaniu ocaliło je to, że formalnie właścicielką była nadal matka, Rozalia Wańkowiczowa z Wańkowiczów. Legendę tę potwierdza zapis w jednym z informatorów handlowo-przemysłowych³⁸.
Resztę majątku tworzyła sąsiednia Kniaziówka, którą ojciec pisarza wziął w rzekomą dzierżawę – a faktycznie kupił – od kuzyna, ten bowiem wolał gospodarować we wniesionej przez żonę jako wiano Mikielewszczyznie w Grodzieńskiem³⁹. Nie mogła to być sprzedaż formalna, bo jedną z form represji wobec Polaków był zakaz sprzedawania im gruntów.
O faktycznej własności ziemi dzieci dowiedziały się dopiero po śmierci ojca.
Portret ojca
W tym tradycyjnym szlacheckim świecie, którego elementem była także i synagoga, żył Melchior senior, dawny powstaniec, wynalazca, korespondent gazety.
I lokalny aktywista. Na jednym z zebrań poruszył na przykład problem „smutnego stanu dróg w guberni”⁴⁰. Został też jednym z agitatorów-reprezentantów terenowych Towarzystwa Rolniczego w Mińsku. Takie towarzystwa były formą działalności obywatelskiej w realiach autokratycznego caratu, przy braku reprezentacji przedstawicielskiej pochodzącej z wyborów. Ograniczały się jednak tylko do jednej grupy społecznej, przy czym nie wykluczano z nich Rosjan.
Melchior senior interesował się też kulturą – już w 1875 roku został przyjęty do Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie⁴¹, którego celem były popularyzacja i finansowanie polskiej sztuki w czasach rusyfikacji.
Melchior Wańkowicz ojciec, Warszawa, prawdopodobnie 1890
Zakład foograficzny Jana Mieczkowskiego/zbiory Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza
Walka w powstaniu i Towarzystwo Rolnicze, nowoczesność wynalazcy i tradycja uwieczniona w _Potopie_ to nie przeciwieństwa, lecz awers i rewers tej samej postawy – trwania na ziemiach, na których trwać było znacznie trudniej niż nad Wisłą.
Działacze Towarzystwa Rolniczego w postępie technologicznym widzieli użyteczne narzędzie poprawy nie tylko własnego losu. Jeden z nich, hrabia Karol Czapski, był wówczas prezydentem Mińska i to jemu miasto zawdzięczało elektryczność, kanalizację, wodociągi, tanią kuchnię dla robotników oraz przychodnię dla prostytutek.
Z bratankiem tego towarzysza swojego ojca pisarz będzie współpracował na emigracji, w paryskiej „Kulturze”.
------------------------------------------------------------------------
———
Melchior senior pracował niemal do ostatnich chwil życia. Jego ostatni tekst – podpisany inicjałami „M.W.” – ukazał się w miesiącu, w którym umarł, mając zaledwie pięćdziesiąt lat⁴².
Tygodnik „Kraj” określił swojego wieloletniego współpracownika jako „jednego z rzadkich w naszym społeczeństwie ludzi, którzy umieli społecznie pracować dla szerszego ogółu”. „Można było nie podzielać jego poglądów, lecz trzeba było przyznać, iż zawsze płynęły z zacnego źródła i stawały się nieraz kierownikiem opinii publicznej”.
Ojciec pisarza z własnych funduszy zamierzał sfinansować założenie w Mińsku szpitala okulistycznego⁴³, aby wesprzeć zwalczanie rozpowszechnionych w tych okolicach chorób, szczególnie „pomiędzy ludem, szukającym z konieczności porady i pomocy u bab i znachorek, w braku lekarzy”.
Krótko przed śmiercią przywiózł z Wilna wyleczoną z takiej choroby wiejską dziewczynę. Sąsiad pisał: „ trzeba było widzieć radość jego z ocalenia wzroku choć jednej nieszczęśliwej, aby ocenić, jak głęboko w sercu tę sprawę miał zapisaną”.
To tradycja, jaką wybierze sobie także syn, który kilkadziesiąt lat później, u schyłku II Rzeczpospolitej, w swoich reportażach będzie interweniował na rzecz Naści z Nalibok, ślepnącej na jaglicę, wielokrotnie alarmując w sprawie konieczności opieki zdrowotnej i socjalnej, drukując przejmujące fotografie. Podobnie zresztą będzie czynił w PRL, wbrew urzędowemu optymizmowi pokazując, że ludzie wciąż korzystają z usług znachorów.
„Na trzeci dzień po powrocie z Karlsbadu zmarł”
Śmierć ojca to także pierwsza chronologicznie wańkowiczowska legenda – i jednocześnie pierwsza z legend, w których tkwi co najmniej ziarno prawdy.
W _Szczenięcych latach_ Wańkowicz napisze, że ojciec zmarł kilka dni po powrocie z Karlsbadu⁴⁴. Był to modny kurort w zachodnich Czechach, należących wówczas do Austro-Węgier – dziś znany jako Karlowe Wary – gdzie kręcono takie filmy jak _Casino Royale_ czy _Grand Budapest Hotel._ Nazwisko Melchiora seniora figuruje na jednej z list kuracjuszy – zapisano go jako gościa z Rosji. Jaka to była jednak Rosja, skoro inni tak zaklasyfikowani w Karlsbadzie należeli z reguły do warszawskich przemysłowców czy magnatów z dawnego Wielkiego Księstwa?⁴⁵ W tym samym czasie co Melchior senior zatrzymali się w Karlsbadzie choćby książę Janusz Radziwiłł i Henryk Wawelberg.
Warto też dorzucić nazwisko jednego z ówczesnych karlsbadzkich lekarzy: Kafka. Herr Theodor Kafka, autentyczny lekarz z cesarsko-królewskiego uzdrowiska AD 1890⁴⁶.
Fakty – nie fikcja.
Nie wiemy, czy Wańkowicz senior korzystał z usług tego doktora, ale wiemy, na co chorował. Bo chociaż w Karlsbadzie bywano z wielu powodów, on sam w liście do gazety napisał wprost o przyczynie swojej choroby: leczył się na rozstrój nerwowy. W czasach, o których mówi się, że ściśle strzegły prywatności, petersburska polska gazeta polityczna zamieściła to wyznanie czarno na białym, dołączając nawet do zacytowanego listu kopię odręcznego podpisu, zadziwiająco podobnego do późniejszego podpisu syna.
Jego stan zdrowia pogorszyła dodatkowo tak zwana rosyjska grypa, objawami łudząco przypominająca COVID-19⁴⁷.
O śmierci ojca Wańkowicza pisała nawet polonijna gazeta… z Chicago, w znacznej mierze potwierdzając to, co znamy jako inną wańkowiczowską legendę – o tym, że ojciec pochował swoją matkę bez księdza, bo ten współpracował z Rosjanami:
obrażony ks. Łukaszewicz, któremu się wymknęła gratka pieniężna, wniósł skargę do władz i Wańkowicz pociągnięty został do odpowiedzialności sądowej za niechrześcijański pogrzeb i intrygę polską. Tymczasem Wańkowicz umiera, a w parę dni po jego śmierci komunikują żonie dekret sądowy, skazujący nieboszczyka jej męża na cztery miesiące więzienia, wszystkich zaś uczestników pogrzebu na karę pieniężną od 25 do 100 rs.⁴⁸
Pamięć o Wańkowiczu seniorze trwała długo – jeszcze w 1937 roku podczas reporterskiej wyprawy Melchior spotka na północ od Wilna „starego pana o zwisłych wąsach”, który powie mu: „ z ojcem pańskim pracowaliśmy w Mińskim Towarzystwie Rolniczym”⁴⁹.
Pisarz interesował się później losami swojego ojca, szukał materiałów z nim związanych; może ta potrzeba w jakiejś mierze wynikała z poczucia wykorzenienia, pozbawienia nie tyle majątku, ile samych fundamentów egzystencji? „Jurek będzie mu na imię”⁵⁰ – zdążył jeszcze napisać ojciec w liście do krewnych o najmłodszym synu, który ostatecznie przejmie jednak imię po nim.
Trzy lata później umarła matka Melchiora⁵¹. Miała zaledwie trzydzieści osiem lat. Fakt, że zmarła, przebywając w Nowotrzebach na Kowieńszczyźnie – u sportretowanej przez pisarza w _Zielu na kraterze_ jako „babka nowotrzebska” Feliksy (nie Felicji!) Tekli Szwojnickiej _vel_ Szwoynickiej z Baczyżmalskich – może sugerować, iż spodziewała się śmierci i dlatego oddała najmłodszego syna pod opiekę własnej matki.
Sieroctwo
Śmierć matki pozostawiła czwórkę dzieci w trudnej sytuacji: najstarszy Czesław miał lat dziewiętnaście, najmłodszy – Melchior – trzy.
Zapewne to Czesław w którymś momencie zajął się gospodarzeniem w Kalużycach, ale czy mógł jednocześnie wziąć na siebie opiekę nad znacznie młodszym rodzeństwem? Raczej nie, bo sam prawdopodobnie w nagłym trybie przerwał naukę w prywatnym gimnazjum jezuitów w Chyrowie (a ściślej: w Zakładzie Naukowo-Wychowawczym Ojców Jezuitów w Bąkowicach pod Chyrowem, potężnym kompleksie w Bieszczadach, niedaleko Ustrzyk, dziś po ukraińskiej stronie granicy)⁵². Konwikt, w którym uczył się najstarszy z Wańkowiczów, przypominał gigantyczne zamczysko, stanowił wielką bryłę zawieszoną w przestrzeni, z osobnymi dormitoriami dla klas i – jak mówiono – dwoma kilometrami korytarzy oraz jadalnią na pół tysiąca miejsc. Czesław maturę zda kilka lat później, w III Gimnazjum imienia Jana Sobieskiego w Krakowie⁵³ – już studiując w tym mieście.
------------------------------------------------------------------------
———
Najmłodszy wówczas Melchior napisze po latach, że decyzją rady familijnej został wysłany do babki (choć być może po prostu go u niej pozostawiono).
Co się stało z dwunastoletnią Reginą? Zapewne trafiła gdzieś do szkoły z internatem. Pisarz później sportretuje ją po sienkiewiczowsku, niczym bojarównę w sobolach, po szkole Sacré-Cœur doglądającą krów w zimnej oborze. Wylądowała jednak nie w Paryżu, lecz we Lwowie⁵⁴, chociaż i tam nie od razu (wcześniej jeździła z warszawską boną i małym Melkiem do Iwonicza i Zakopanego).
Witold Wańkowicz (pierwszy z prawej) oraz prawdopodobnie Czesław Wańkowicz (pierwszy z lewej), bracia Melchiora, Warszawa, po 1894
Fot. zakład Jana Mieczkowskiego/zbiory Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie
A czy trzynastoletni Witold zamieszkał wówczas w Kalużycach, czy jego losy były inne?
Ten trudny rodzinny czas otacza wstająca znad białoruskich rojstów mgła.
Pierwsze świadome wspomnienia Melchiora wiązać się będą zapewne z okolicami, które kojarzymy z Miłoszem: z brzegami Niewiaży w Nowotrzebach, przysiółkami i zaściankami…
Marszałkowa z Laudy
Nowotrzeby – jak pisał Wańkowicz w _Szczenięcych latach –_ faktycznie należały do Baczyżmalskich⁵⁵. Były to dobra w gminie Krasne, dziewiętnaście wiorst, czyli nieco ponad dwadzieścia kilometrów, na północ od Kowna, rozdzielone Niewiażą od drugiej części majątku, Jodańców, położonych już w gminie Kiejdany⁵⁶. Własnością Baczyżmalskich był też folwark o nazwie Rudy (czy też: Budy) Nowotrzebskie, znajdujący się w gminie Krasnesioło.
Można powiedzieć: Kowieńszczyzna – ale to słowo niczego w nas nie obudzi. Co innego, gdy usłyszymy, że to sienkiewiczowska Lauda.
Swoją drogą, Sienkiewicz być może nieprzypadkowo umieścił swoich bohaterów tu, a nie gdzie indziej, bo jeden z mitów głosi, że autor _Potopu_ właśnie w majątku stryjecznego brata matki Wańkowicza w Radach pod Poniewieżem niedaleko Upity znalazł inspirację.
Wodokty, Wołmontowicze, Szwoyniccy – to wszystko te strony.
------------------------------------------------------------------------
———
A babka Wańkowicza, zwana „marszałkową” (jako wdowa po marszałku szlachty mińskiej Konstantym Fulgentym Szwoynickim), była niemal jak „Litwinka, dziewica-bohater, Wódz Powstańców”, Emilia Plater – urodziła się bowiem w czasach powstania listopadowego⁵⁷. Osoby, które wywarły wpływ na wyobraźnię pisarza, pochodzą z okresu sprzed _Pan Tadeusza_…
Wańkowiczowski fenotyp tworzył się w odpowiedzi na gwałtowne zderzenia wielokulturowości – Baczyżmalscy według podawanych przez pisarza opowieści pochodzili od Tatarów. Wańkowicz, pochylając się nad kołyską swojej młodszej córki Marty, widział, jak otwierała „w napuchniętej przedsennie buzi oczka ( z typową mongolską fałdą, odziedziczoną po Tatarach Baczyżmalskich)”⁵⁸.
Zgorszenie nad Niewiażą
On sam był w dzieciństwie jak „Tatarzyn”. Jego młodszy kuzyn, syn malarza Romana Szwoynickiego, wspominał piętnastoletniego wówczas Mela:
był to chłopiec wciąż pełen dzikich pomysłów, figlów i psot mniej lub więcej złośliwych, a miał dziwne upodobanie do zwracania na siebie uwagi otoczenia, do zajmowania wszystkich swoją osobą*****.
Któregoś dnia miał się dobrać
do czyjegoś rewolweru i strzelał zeń ku powszechnym obawom, a żeby mieć jakiś punkt oparcia – strzelał nad swym lewym łokciem, podstawionym pod lufę, i przepalił wszystkie fałdy na rękawie munduru szkolnego.
Młody panicz interesował się techniką – oczywiście w sposób zgodny z wiekiem i temperamentem, bo pewnego razu znalazł aparat fotograficzny i prześwietlił wszystkie klisze.
„Wybryki ukochanego najmłodszego wnuka były nader łagodnie traktowane przez dobrą babcię, nawet zachwyconą jego pomysłowością i humorem” – pisał Szwoynicki. Samotny dorastający chłopak bez ojca, żyjący w babcinym matriarchacie jak pączek w maśle, bez specjalnych rygorów, stawianych wyraźnie granic – gombrowiczowska swoboda Kopyrdy czy po prostu „niesforny Dyzio”?
------------------------------------------------------------------------
———
Szwoynicki pisał też o scenie, która mogłaby pojawić się we wspomnieniach dorastającego kilkanaście lat później w tej samej okolicy Czesława Miłosza:
raz całe towarzystwo zeszło z wysokiej góry – skarpy nadrzecznej – na której stał dwór wśród starego parku, na brzeg Niewiaży, by doczekać przybycia z Kowna parostatku . Wszyscy czekają, statek ma lada chwila nadejść, a nagle widzimy, że Mel nieco powyżej rozebrał się wśród zarośli do naga i pływa po rzece przed nami! Więc, naturalnie, głosy przerażenia, że oto naraża się na niebezpieczeństwo wobec bliskiego już nadejścia statku. No, i jakże?! Tu panie, a w wodzie goły chłopiec! Obraza Boska!
Te okolice sportretował noblista w _Dolinie Issy_; Nowotrzeby były jednym z leżących wzdłuż rzeki przysiółków. To właśnie Niewiaża oddzielała je od drugiej części dóbr marszałkowej z Baczyżmalskich – od położonych bardziej na wschód Jodańców, leżących przy gościńcu z Kiejdan do Kowna.
Zresztą może należałoby używać innych nazw: zamiast Nowotrzeb dziś są Novočėbė, zamiast Jodańców – Juodoniai. Większość mieszkańców małej wioski stanowili Litwini, resztę zaś potomkowie rosyjskich uchodźców religijnych z XVII wieku, staroobrzędowcy⁵⁹.
Rytm życiu nad Niewiażą nadawał las, który stanie się ważną metaforą dla Wańkowicza. Wyznaczał czas, był obietnicą wieczności. Wycinany – odradzał się. Był ostateczną rezerwą, po którą sięgano niechętnie⁶⁰. Sprzedaż drewna przypominała łowy na prehistoryczne gigantyczne zwierzęta, z całym cyklem rytuałów i zwyczajów, z umowami zawieranymi… ustnie. I często „cierpliwą metodą chłopskiego targu”.
Nowoczesność docierała tu z opóźnieniem – z podejrzliwością przyjmowano na przykład nowe techniki fotograficzne, trzymając się dagerotypu⁶¹. Nad Niewiażą nadal żyło się jak na przełomie XVIII i XIX wieku.
A wszystko obok trasy Nord Expressu z Paryża do Petersburga, niedaleko bramy dzielącej dwa światy – reprezentacyjnej granicznej rosyjskiej stacji w Wierzbołowie, gdzie tory szerokie stawały się torami europejskimi.
Rozdarcie – granica
Około roku 1900 wrócił do Kalużyc, od tego czasu do Nowotrzeb będzie przyjeżdżał na wakacje.
Brat Czesław (a może już raczej Witold) zajmował się gospodarką, ośmioletni Melek utonął zaś w cudownościach zalesionej białoruskiej przestrzeni bez żadnych granic.
Ten „szeroki oddech przestrzeni” białoruskich ziem wpływał na mentalność mieszkańców szlacheckiego dworu⁶². Dawał fizyczne poczucie bycia jedynym panem wszystkiego aż po horyzont, sławną „wolność szlachecką” (która rzecz jasna dotyczyła tylko pana, nie jego chłopów). Oddalenie od sąsiadów, a przede wszystkim od reprezentantów odległej władzy, budowało poczucie niezawisłości i indywidualności, choć wyradzało się też często w niechęć do reguł krępujących wszystkich w podobny sposób. Niezależność twórcy takiego jak Wańkowicz naturalnie kojarzy się właśnie z takim osobnym, niepoddanym stadnym regułom „głosem wolnym wolność ubezpieczającym” – a może wręcz z _liberum veto_.
Sam Wańkowicz w jednym ze swoich reportaży z podróży z młodszą córką po Prusach Wschodnich na marginesie scharakteryzuje te dwa krajobrazy, w których dorastał.
Matczyna dolina Niewiaży jest istotnie jednym z najpiękniejszych widoków na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej. jeziorka, z których bije mocny zapach tataraków; wzgórza są poprzecinane wąwozami, głębokimi wąwozami, z dna których rośnie wspaniały starodrzew liściasty, a górą, brzegiem ciemnieją świerki, do których stóp podchodzi złote zboże i hreczka⁶³.
„Kłopotu” z tym baśniowym krajobrazem nie miał żadnego. „Et, co tam gadać, przeczytajcie _Pana Tadeusza_. było pięknie; było przyjemnie” – podsumowywał.
Tymczasem szara i płaska wielka białoruska przestrzeń stanowiła wyzwanie – tu trzeba było uruchomić wyobraźnię, wytężyć się do pracy. Kiedy przyjeżdżał „do ojcowych białoruskich Kalużyc, trzeba było czekać i cały tydzień nieraz, aż dusza się otworzy na ten ubożuchny krajobraz naszej biednej białoruskiej ziemi, brzózek smutnych nad koleinami dróg”.
Ten krajobraz należało dopełnić aktywnością: „polowaniem, konną jazdą, pływaniem. To był krajobraz, do którego nie można było mieć stosunku biernego i wypoczywającego, bo człowieka ogarnęłaby nostalgia”.
------------------------------------------------------------------------
———
To właśnie białoruskie Kalużyce – nie zaś litewskie Nowotrzeby – stały się jego Arkadią. Był stworzeniem „ziemno-wodnym”; żona w jednym z listów wspomni o białoruskim błocie, które on tak kocha⁶⁴. W innym ze swoich reportaży opisał własną tęsknotę za tymi piaskami, błotami i białoruską przestrzenią. Po latach obudzi ją w nim reporterska podróż po tej części białoruskiego Polesia, która pozostała po zachodniej stronie polsko-sowieckiej granicy – „niepojętej jak śmierć”⁶⁵.
------------------------------------------------------------------------
———
Granica wyznaczona traktatem ryskim zniszczy tę swobodną przestrzeń.
I kiedy nam tak z nagła skończył się pęd jazdy na wschód, a spod nóg dalej swobodnie biegła pofalowana ziemia, powiedziałem:
– Za dwie godziny moglibyśmy być w Kalużycach…
A staliśmy pod słupem polskim i słupem sowieckim
– napisze Wańkowicz dwa lata przed II wojną światową, tuż przed kolejnym rozdarciem, oddzieleniem i śmiercią.
1.
Można się zastanawiać, czy tylko jednej – w „Słowie” redagowanym przez Henryka Sienkiewicza także pojawiały się „korespondencje własne” z zebrań Towarzystwa Rolniczego w Mińsku.
2.
Na przykład w 1884 roku na 116 członków rzeczywistych było ich 19, z czego jeden – Myszerkow – przewodniczył Towarzystwu; być może był to przejaw politycznego realizmu – oddanie symbolicznych sterów przy faktycznym zmajoryzowaniu prac (pozostałych czterech członków zarządu, w tym Wańkowicz, było Polakami). Zob. „Gazeta Polska” 1884, nr 218, s. 3.
3.
Gazeta opublikowała to intymne wyznanie zapewne dlatego, by rezygnacja korespondenta ze współpracy nie została zinterpretowana jako jego polityczny protest przeciw linii pisma.
4.
Z pamiętnika Reginy Wańkowiczówny wynika, że matka umarła na raka; być może późniejszą niechęć Wańkowicza do znachorów wzmocnił fakt, że zamiast poddać się operacji w Warszawie, jego matka dała się podobno „opętać” jakiemuś miejscowemu zielarzowi, który obiecywał jej leczenie „kąpielami i ziołami”. Zob. MM, relacja Reginy Wańkowiczówny spisana w Buku pod Poznaniem, ok. 1963 r., rękopis oraz maszynopis.
5.
BN, rps sygn. akc. 13219, K. Szwoynicki, _Mel. Doliną Niewiaży_. Wspomnienie ma swój klimat, ale trudno umiejscowić je dokładnie w czasie; najprawdopodobniej dotyczyło wydarzenia z lata 1906 roku. Należy też pamiętać, że pisane było z perspektywy lat, ze znajomością późniejszych losów Wańkowicza, i być może dlatego autor położył akcent na „zwracanie na siebie uwagi otoczenia”.PRZYPISY
1.
1 Historyczne dane z grudnia 1964 r. wskazują, że padał wówczas na zmianę deszcz ze śniegiem. Zob. danepubliczne.imgw.pl, tinyurl.com/tvtm7ern, dostęp: 1.07.2025. Potwierdzają to też zapisy z dziennika Marii Dąbrowskiej (zob. M. Dąbrowska, Dzienniki 1914–1965 w 13 tomach, t. 13, pierwsze pełne wydanie, red. T. Drewnowski, Warszawa 2009) oraz zapisy pogodowe z „Życia Warszawy”, 1–7.12.1964.
2.
2 Zob. część Wańkowicz i sekretarz w rozdziale 10.
3.
3 Zob. Wańkowicz krzepi. Z Melchiorem Wańkowiczem rozmawia Krzysztof Kąkolewski, Warszawa 1973. W rozmowie Kąkolewskiego z Wańkowiczem pojawiło się też porównanie do zwyczaju wykrawania samego języka z bizona i pozostawienia reszty (s. 45).
4.
4 J. J. Lipski, Pan Mel tegoż, Pisma polityczne. Wybór, wybór, oprac. i objaśnienia Ł. Garbal, Warszawa 2011, s. 23.