Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Warcross. Cykl Warcross. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 maja 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Warcross. Cykl Warcross. Tom 1 - ebook

Bestseller „New York Timesa”.

Najlepsza powieść Young Adult roku wg Amazon, Kirkus, Publishers Weekly, Barnes&Nobel, Boston Globe, Bustle, Popsugar, Paste Magazine.

Świat oszalał na punkcie Warcrossa, ale tylko jedna dziewczyna-hakerka ma dość odwagi, by zgłębić najmroczniejsze tajemnice gry.

Dla milionów ludzi, którzy codziennie logują się do Warcrossa, nie jest on już tylko grą, lecz stał się sposobem na życie. Emika Chen, nastoletnia hakerka, stale boryka się z kłopotami finansowymi. Pracuje jako łowczyni nagród, namierza i wyłapuje graczy Warcrossa, którzy zaangażowali się w nielegalne zakłady. Licząc na szybki zarobek, Emika, włamuje się do meczu otwarcia Międzynarodowych Mistrzostw Warcrossa. Za sprawą usterki w programie, zostaje przeniesiona do świata gry i błyskawicznie staje się światową sensacją.
Pewna, że wkrótce wyląduje w więzieniu, ku swemu zdziwieniu odkrywa, że kontaktu z nią szuka twórca gry, tajemniczy młody miliarder Hideo Tanaka, który pragnie złożyć jej propozycję nie do odrzucenia… Hideo poszukuje hakera, który w jego imieniu wystąpi jako szpieg w tegorocznych rozgrywkach Warcrossa i zlokalizuje lukę w systemie bezpieczeństwa. Ponieważ sprawa jest pilna, Emika zostaje błyskawicznie przetransportowana do Tokio, gdzie z dnia na dzień staje się gwiazdą i poznaje od środka świat sławy i wielkich pieniędzy, o którym dotychczas mogła tylko marzyć. Wkrótce śledztwo prowadzi ją na trop złowieszczego spisku, który może mieć kolosalne konsekwencje dla całego uniwersum Warcrossa. 

"Warcross" to pierwszy tom cyberpunkowego thrillera science-fiction z pasjonującym romansem w tle. Przeniesie cię w zapierający dech w piersi świat, w którym największym wyzwaniem jest wybór osoby, której się zaufa.

Marie Lu ma na koncie cykl powieściowy Legenda (Rebeliant, Wybraniec, Patriota), który wspiął się na szczyt listy bestsellerów „New York Timesa”, oraz serię The Young Elites. Po ukończeniu University of Southern California zaczęła zgłębiać świat twórców gier wideo i wkrótce rozpoczęła pracę w Disney Interactive Studios jako programistka specjalizująca się w grafice flashowej. Obecnie jest już pełnoetatową pisarką, a wolny czas dzieli między czytanie, rysowanie, granie w Assassin’s Creed i tkwienie w korkach ulicznych. Mieszka w Los Angeles (patrz wcześniej: korki), razem z mężem, mieszańcem rasy Chihuahua oraz dwoma psiakami rasy Welsh Corgi Pembroke. 

„Ekscytujący, naładowany akcją zastrzyk adrenaliny. Marie Lu swoich wyrazistych i pełnych determinacji bohaterów wrzuca w obmyślany w najdrobniejszych szczegółach świat nieskończonych możliwości”
Leigh Bardugo, autorka cyklu Szóstka Wron

“Warcross Marie Lu to książka jedyna w swoim rodzaju. To z jednej strony inteligentna, elegancka i niepozbawiona romantycznych elementów powieść, z drugiej zaś skrząca się barwami historia, w której akcja rozwija się w oszałamiającym tempie. Dosłownie pochłonęłam tę książkę – jest absolutnie fantastyczna”
Sabaa Tahir, autorka Ember in the Ashes. Pochodnia w mroku, będącej bestsellerem „New York Timesa”

„Wygospodarujcie trochę wolnego czasu, bo Warcross nie pozwoli wam się oderwać aż do ostatniej strony. Ta wciągająca, dynamiczna i pozwalająca się całkowicie zanurzyć w świecie przedstawionym powieść najpierw zabierze czytelnika na spacer po futurystycznym Tokio, a potem, za sprawą wynalazków technologicznych, pozwoli zwiedzać niesamowite światy wirtualne. Uniwersum stworzone przez Marie Lu pełne jest niebezpieczeństw, intryg i przyprawiających o zawrót głowy gameplayów. Marie Lu ma oko do detali, a Warcross to jej najlepsza dotychczas powieść”
Amie Kaufman, autorka powieści Illuminae, jednego z bestsellerów „New York Timesa”

„Świat, którego nie chce się opuszczać. Warcross to absolutnie genialna powieść. Już czekam na kontynuację!” –
Kami Garcia, współautorka powieści Piękne istoty (bestseller „New York Timesa”) oraz Lovely Reckless

„Wspaniałe otwarcie cyberpunkowego cyklu, z pasjonującym romansem w tle. Książka, która potrafi wywołać dreszcze emocji zazwyczaj zarezerwowane dla kina” „Kirkus Reviews”
„Powieść tak bogata w odcienie jak tatuaż i tęczowo barwne włosy Emiki. Dynamiczna i dająca mnóstwo frajdy przygoda”
„Washington Post”

„Autorka z niezwykłą dbałością o szczegół tworzy wyrazistą wizję społeczeństwa przyszłości, dla którego gry stały się nieodłączną częścią życia codziennego (…). Warcross to połączenie ‘Hunger Games’ i ‘World of Warcraft’”
“Publishers Weekly” 

“Warcross to połączenie ‘Hunger Games’ i ‘Minecrafta”. Elektryzująca powieść.”– „Seventeen”

„Oszałamiająca pod względem wizualnym, pełna ruchu i utrzymana w zawrotnym tempie opowieść dotrzymuje kroku grom wideo. Warcross to coś jak połączenie Mistrza deskorolki, Dziwnych dni  i Blade Runnera. Będziecie się świetnie bawić”
„The New York Times”

„Otwierająca nowy cykl powieść wciąga czytelnika do nowego wspaniałego świata, z którym już po paru stronach czujemy się tak zżyci, że zaczynamy marzyć o kontynuacji”
„New York Magazine”

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66737-65-5
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Na całym świecie nie znajdzie się chyba nikt, kto nie wiedziałby o istnieniu Hideo Tanaki – młodego geniusza, który w wieku zaledwie trzynastu lat stworzył grę Warcross. Z opublikowanego dzisiaj ogólnoświatowego sondażu wynika, że aż dziewięćdziesiąt procent obywateli w wieku od dwunastu do trzydziestu lat gra w nią regularnie albo co najmniej jeden raz w tygodniu. Organizatorzy tegorocznej edycji Mistrzostw Warcrossa spodziewają się, że obejrzy je ponad dwieście milionów fanów (…).

Sprostowanie:

_We wcześniejszej wersji artykułu autor określił Hideo Tanakę jako milionera, podczas gdy w_ _rzeczywistości jest on miliarderem._

„The New York Digest”1

Manhattan, Nowy Jork

DZIEŃ BYŁ ZBYT CHŁODNY na te cholerne łowy.

Dygotałam z zimna. Dla osłony przed chłodem otuliłam się szczelniej szalem i zasłoniłam nim usta. Starłam kilka płatków śniegu, które zawisły mi na rzęsach. I dopiero wtedy postawiłam stopę na mojej elektrycznej deskorolce. Deska miała już swoje lata i była dobita, jak zresztą wszystkie moje rzeczy. Niebieska farba była już niemal doszczętnie zdrapana, spod spodu wyłaził tani srebrny plastik. Nadal jednak dało się na niej jeździć. Gdy docisnęłam ją piętą, mechanizm zaskoczył i nagle wystrzeliłam do przodu i wślizgnęłam się między dwa rzędy samochodów. Wiatr zawiewał mi na twarz moje jasne, pofarbowane na tęczowo włosy.

– Ejże! – zawołał za mną jakiś kierowca, gdy zręcznie wyprzedzałam jego samochód. Kiedy zerknęłam przez ramię, zobaczyłam, że wygraża mi pięścią przez otwarte okno. – Prawie mnie przytarłaś!

Puściłam jego wrzaski mimo uszu. Zazwyczaj jestem grzeczniejsza, w normalnych okolicznościach zawołałabym przynajmniej „przepraszam”. Jednak tego ranka na drzwiach mojego mieszkania znalazłam coś, co zupełnie wytrąciło mnie z równowagi. Była to żółta kartka, na której ktoś największą czcionką, jaką w ogóle można sobie wyobrazić, wydrukował napis:

72 GODZINY NA UREGULOWANIE OPŁAT

CZYNSZOWYCH LUB ZWOLNIENIE LOKALU

Chodziło o to, że zalegałam z płatnością czynszu za niemal trzy miesiące. Sprawa była jasna: jeśli nie wykombinuję skądś 3450 dolarów, za trzy dni zostanę bez dachu nad głową – na końcu tygodnia wyląduję na ulicy.

Taka nowina każdemu może zepsuć dzień.

Policzki szczypały mnie od wiatru. Niebo nad drapaczami chmur miało stalową barwę i z każdą chwilą przybierało coraz ciemniejszy odcień szarości. Domyślałam się, ze za kilka godzin ten niemrawo prószący śnieżek przerodzi się w prawdziwą śnieżycę. Ulice były całkiem zakorkowane. Wszędzie wkoło, aż po Times Square, jarzyły się czerwono światła stopu niezliczonych samochodów. Zewsząd dobiegały ryki klaksonów. Niekiedy w ten zgiełk wdzierał się przenikliwy pisk gwizdka policjanta, który kierował ruchem drogowym. Powietrze było gęste od spalin. Kłęby pary wzbijały się pod niebo z otworu wentylacyjnego w budynku nieopodal. Po chodnikach w obie strony płynęła niepowstrzymana rzeka przechodniów. W oczy rzucali się przede wszystkim studenci wracający z zajęć – wyróżniały ich plecaczki i duże słuchawki na uszach.

Teoretycznie powinnam być jednym z nich i studiować teraz na pierwszym roku. Po śmierci taty zaczęłam jednak opuszczać lekcje, a kilka lat temu ostatecznie rzuciłam liceum (no dobra – zostałam skreślona z listy uczniów. Ale słowo honoru, prędzej czy później i tak sama bym się wypisała. Zaraz zresztą do tego dojdę).

Zerknęłam na komórkę, koncentrując się ponownie na polowaniu. Dwa dni temu dostałam następującą wiadomość:

Alert wydany przez Wydział Policji Nowojorskiej.

Nakaz aresztowania Martina Hamera.

Nagroda 5000 dolarów.

W ostatnim czasie odnotowano gwałtowny wzrost przestępczości, co spowodowało, że policja miała pełne ręce roboty. W związku z tym policjanci przestali uganiać się za drobnymi przestępcami pokroju Martina Hamera, podejrzanego o obstawianie meczów Warcrossa, kradzież pieniędzy oraz handel narkotykami w celu pozyskania środków na grę u nielicencjonowanych bukmacherów. Mniej więcej raz w tygodniu gliniarze wysyłali tego typu wiadomości na komórki zwykłych obywateli, proponując nagrodę pieniężną za ujęcie poszukiwanego przestępcy.

No i tu właśnie do akcji wkroczyłam ja. Byłam łowcą nagród, jednym z wielu działających na terenie Manhattanu. Moim zadaniem było ujęcie Martina Hamera, nim ubiegnie mnie konkurencja.

Ci, którzy kiedyś znaleźli się w trudnej sytuacji finansowej, znają to uczucie, gdy umysł przez cały czas pracuje na najwyższych obrotach, zajmuje się przeliczaniem rozmaitych kwot. Miesięczny wynajem najbardziej podłego mieszkania w Nowym Jorku to koszt 1150 dolarów. Miesięczne wydatki na jedzenie – 180 dolarów. Prąd i internet – 150 dolarów. Makaron rurki, zupki ramen i jakieś przypadkowe rzeczy zalegające w mojej spiżarni – 4 dolary. I tak dalej. Do tego dochodziło 3450 dolarów zaległości czynszowych oraz 6000 dolarów debetu na karcie.

Środki pozostałe na koncie bankowym – 13 dolarów.

Zazwyczaj dziewczyny w moim wieku nie muszą przejmować się takimi sprawami. Ich uwaga najczęściej koncentruje się na egzaminach, terminowym oddaniu prac rocznych, budzeniu się na czas.

W moim przypadku okres dojrzewania odbiegał znacząco od normy.

5000 dolarów to najwyższa nagroda od wielu miesięcy. Dla mnie to fortuna. Dlatego przez ostatnie dwa dni skupiałam się wyłącznie na śledzeniu tego faceta. W tym miesiącu zawaliłam już cztery zlecenia pościgowe. Wiedziałam, że jeśli tutaj również dam plamę, znajdę się w poważnych tarapatach.

_To przez turystów miasto jest takie zakorkowane_, pomyślałam, gdy zgodnie z nakazem objazdu skręciłam w jakąś uliczkę przylegającą bezpośrednio do Times Square. Po chwili utknęłam znów w korku – przede mną przed przejściem dla pieszych stłoczyło się mnóstwo autonimicznych taksówek. Odchyliłam się do tyłu na deskorolce, żeby zahamować, po czym zaczęłam powolutku poruszać się do tyłu. Sunąc, zerknęłam znowu na komórkę.

Kilka miesięcy temu udało mi się włamać do głównego katalogu nowojorskich graczy w Warcrossa i zsynchronizować dane z mapami w moim telefonie. Wbrew pozorom to wcale nie takie trudne, kiedy pamięta się o tym, że w taki czy inny sposób wszyscy są ze wszystkimi powiązani. Wymagało to po prostu czasu. Najpierw trzeba włamać się do konta danego użytkownika, następnie przeniknąć do jego znajomych, potem zinfiltrować z kolei znajomych tych znajomych. W ten sposób prędzej czy później można poznać miejsce pobytu wszystkich graczy na terenie Nowego Jorku. Teraz zdołałam wprawdzie namierzyć położenie mojego celu, jednak moja komórka zaczynała nawalać. Była już stara i popękana, a bateria praktycznie już nie trzymała. Dla zaoszczędzenia energii bez przerwy próbowała przejść w stan uśpienia. Wyświetlacz był taki ciemny, że nie mogłam na nim prawie nic dojrzeć.

– Obudź się – powtarzałam błagalnie, wpatrując się zmrużonymi oczami w ekran.

W końcu biedna komóreczka wydała z siebie żałosny brzęk, a na mapie ukazała się czerwona ikona wskazująca położenie celu.

Lawirując, wyminęłam stłoczone taksówki. Nacisnęłam piętą deskę, na co w pierwszej chwili zareagowała opornie, jednak w końcu wystrzeliła do przodu. Byłam niczym kropla w oceanie poruszającej się we wszystkich kierunkach ludzkości.

Kiedy dotarłam na Times Square, nagle wokoł mnie pojawiły się neonowe światła i kaskady dźwięku. Nad moją głową zawisły olbrzymie ekrany. Na wiosnę każdego roku odbywają się oficjalne mistrzostwa Warcrossa. Otwiera je starcie dwóch najwyżej notowanych drużyn. To wstęp do rozgrywek w pierwszej rundzie zawodów. Uroczysta inauguracja mistrzostw odbywała się w Tokio właśnie dziś w nocy, dlatego wszystkie ekrany na Times Square pokazywały obrazy związane z Warcrossem: cały panteon graczy, a także reklamy i urywki zeszłorocznych rozgrywek. Na ścianie jednego z budynków odtwarzano najnowszy, zupełnie odjechany teledysk do piosenki Frankie Deny. Piosenkarka występowała w kostiumie upodabniającym ją do awatara Warcrossa – miała na sobie oryginalną garsonkę i połyskliwą pelerynkę. Tańczyła w otoczeniu biznesmenów wystrojonych w jaskraworóżowe garnitury. Pod ekranem gigantycznych rozmiarów przystanęła grupka turystów, aby zapozować do zdjęcia z jakimś facetem ubranym w podrabiany kostium Warcrossa.

Na innym ekranie pokazywano pięciu zawodników – gwiazdorów Warcrossa, którzy mieli wystąpić w meczu otwierającym mistrzostwa. Asher Wing. Kento Park. Jena MacNeil. Max Martin. Penn Wachowski. Żeby nie uronić ani chwili z transmisji, zadarłam wysoko głowę i wpatrzyłam się w ekran. Wszyscy byli ubrani w kostiumy będące ostatnim krzykiem mody. Uśmiechali się do mnie z ekranu, a ich usta były tak ogromne, że mogliby nimi pochłonąć całe miasto. Wszyscy raczyli się coca-colą w puszce i zapewniali przed kamerami, że zasadniczo w sezonie niczym innym nie gaszą pragnienia. U dołu ekranu wyświetlał się pasek z napisem:

CZOŁOWI GRACZE WACROSSA PRZYBYLI JUŻ DO TOKIO, GOTOWI ZAWALCZYĆ O MISTRZOSTWO

Zdołałam już pokonać skrzyżowanie i wjechałam na mniej uczęszczaną ulicę. Czerwona kropka w moim telefonie, oznaczająca pozycję zajmowaną przez ściganego, zdążyła znów zmienić położenie na mapie. Wyglądało na to, że mój cel skręcił w 38. ulicę.

Manewrując pośród samochodów, pokonałam jeszcze pięć kwartałów i wreszcie dotarłam na miejsce. Zahamowałam przy krawężniku, tuż przy stoisku z gazetami. Czerwona ikonka na mapie zawisła nad budynkiem, który miałam teraz przed oczami, konkretnie nad drzwiami prowadzącymi do kawiarni na parterze. Ściągnęłam szal z twarzy i westchnęłam z ulgą. W mroźnym powietrzu z moich ust wzlatywały białe obłoczki.

– Mam cię – szepnęłam.

Na myśl o 5000 dolarach nagrody uśmiechnęłam się szeroko. Zeskoczyłam z deski, wyciągnęłam paski i zarzuciłam ją sobie na ramię, tak że obijała mi się o plecak. Była rozgrzana po tak długiej jeździe. Czułam, jak emanujące od niej ciepło przenika przez moją bluzę z kapturem. Wygięłam plecy w łuk, aby się nim nacieszyć.

Przechodząc obok stojaka z prasą, rzuciłam okiem na okładki wystawionych czasopism. Robiłam tak z przyzwyczajenia, zawsze wypatrywałam wiadomości na temat mojego idola. Zazwyczaj czasopisma zaspokajały moją ciekawość. Oczywiście tym razem również momentalnie znalazłam informację, na jaką liczyłam – jedno z czasopism poświęciło mu mnóstwo miejsca. Ze zdjęć spoglądał na mnie młody wysoki mężczyzna. Siedział rozparty w fotelu w jakimś biurze. Był ubrany w ciemne spodnie i nieskazitelnie białą koszulę z kołnierzykiem, z rękawami podwiniętymi do łokci. Tuż za nim widniało logo firmy Henka Games, studia, które wyprodukowało grę Warcross. Przystanęłam na chwilę, żeby odczytać nagłówek:

HIDEO TANAKA KOŃCZY 21 LAT.

TAK WYGLĄDA PRYWATNE ŻYCIE TWÓRCY WARCROSSA

Na widok nazwiska mojego idola serce zabiło mi szybciej. Niestety nie miałam teraz czasu, by dokładniej przejrzeć czasopismo. Pomyślałam, że może nadrobię to później. Niechętnie odwróciłam się od stojaka, poprawiłam plecak i deskę, po czym naciągnęłam kaptur na głowę. W mijanych witrynach widziałam swoje zniekształcone odbicie – wydłużoną twarz, zbyt długie ciemne jeansy, czarne rękawiczki, znoszone buty, spłowiały czerwony szal, którym owinęłam szyję, i czarną bluzę. Spod kaptura wystawały mi kosmyki moich tęczowych włosów. Wyobraziłam sobie, jak ta odbita w szybie dziewczyna wyglądałaby na okładce czasopisma.

_Nie bądź głupia_, zgromiłam się w myślach, ruszając ku drzwiom kawiarni. Żeby odepchnąć ten niedorzeczny pomysł, zrobiłam w pamięci przegląd narzędzi, które niosłam w plecaku:

1. kajdanki

2. miotacz liny

3. rękawice wzmacniane stalą

4. telefon

5. ubrania na zmianę

6. paralizator

7. książka

8. czipsy

Podczas jednego z pierwszych polowań ofiara, którą potraktowałam paralizatorem (nr 6), obrzygała mnie całą.. Właśnie wtedy zaczęłam zabierać ze sobą na akcje dodatkowe ubranie (nr 5). Przy okazji dwóch innych zatrzymań zostałam pogryziona. Nie obeszło się wtedy bez zastrzyków przeciwtężcowych. Zmotywowało mnie to do dodania do mojego wyposażenia rękawic (nr 3). Miotacz (nr 2) przydaje się, gdy muszę dostać się w jakieś trudno dostępne miejsce albo pojmać trudno uchwytnego przeciwnika. Telefon (nr 4) to moje przenośne narzędzie hakerskie. No a kajdanki (nr 1) – wiadomo.

Książkę (nr 7) zabieram ze sobą na wypadek, gdyby polowanie wymagało długiego czekania. Poza tym zawsze warto mieć ze sobą coś, co zapewnia rozrywkę, a przy okazji nie wyczerpuje baterii.

Zanurzyłam się w cieple kawiarni i natychmiast znów sprawdziłam komórkę. Przy barze, wzdłuż którego wystawiono różne ciasta, ustawiła się kolejka klientów, oczekujących, aż obsłuży ich jedna z automatycznych kasjerek. Na ścianach zawieszono ozdobne półki z książkami. Przy stolikach siedziała garstka uczniów i turystów. Kiedy nakierowywałam na nich telefon, ich nazwiska ukazywały mi się w formie napisów nad ich głowami; znaczyło to, że żaden z nich nie zabezpieczył swojej tożsamości, chociaż w tym celu wystarczyło zmienić profil na prywatny. Uznałam więc, że człowiek, którego szukam, przebywa na innym piętrze.

Idąc wzdłuż regałów z książkami, przyglądałam się uważnie osobom siedzącym przy stolikach. Większość ludzi nie zwraca uwagi na otoczenie; gdyby spytać ich, jak była ubrana osoba siedząca tuż obok nich, prawdopodobnie nie udzieliliby poprawnej odpowiedzi. Ja jednak zwracałam uwagę na takie rzeczy. Mogłabym dokładnie opisać, jak była ubrana i jak zachowywała się każda z osób stojących w kolejce przy barze. Mogłabym podać dokładną liczbę gości siedzących przy każdym ze stolików; opisać, jak nienaturalnie przygarbiony był jeden z gości. Mogłabym wspomnieć o parze ludzi, którzy siedzieli obok siebie, jednak nie odzywali się do siebie ani słowem; a także o facecie, który unikał nawiązywania kontaktu wzrokowego z ludźmi, nawet na chwilę. Umiałam objąć wzrokiem całą scenę niczym fotograf oceniający pejzaż przed zrobieniem zdjęcia. W tym celu musiałam najpierw uważnie obejrzeć i przeanalizować całą scenę, następnie poszukać jakiegoś punktu zaczepienia i sprawić, by moja pamięć wykonała szybkie ujęcie, dzięki któremu zapamiętam dany szczegół.

Zawsze szukałam jakiegoś wyłomu w powtarzalnym wzorze, gwoździa, który wystawał ponad powierzchnię.

W pewnym momencie skupiłam uwagę na czwórce chłopaków, którzy siedzieli na kanapach pogrążeni w lekturze. Przyglądałam im się przez chwilę, czekając, aż któryś z nich odezwie się do kolegów. Wypatrywałam też śladów sugerujących, że prowadzą rozmowę przy pomocy liścików albo wiadomości wysyłanych z komórek. Nie dostrzegłam jednak niczego. Moje spojrzenie powędrowało ku schodom wiodącym na piętro. Zapewne inni łowcy też zaczaili się na ten sam cel. Nie miałam chwili do stracenia. Przyspieszyłam kroku i skierowałam się ku schodom.

Z początku myślałam, że sala na piętrze będzie pusta. Dopiero po chwili wychwyciłam dwa głosy – dobiegały ze stolika w odległym kącie sali. Ustawiono go między dwoma regałami z książkami, przez co prawie nie było go widać ze schodów. Zbliżyłam się na palcach do jednego z regałów i spróbowałam zerknąć między książkami na drugą stronę.

Przy stoliku siedziała jakaś kobieta z nosem w książce. Nad nią stał jakiś mężczyzna, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Nakierowałam na nich telefon. Tak jak się spodziewałam, oboje ustawili swoje profile jako prywatne.

Wycofałam się pod ścianę, gdzie nie mogli mnie zauważyć, i zaczęłam podsłuchiwać.

– Nie mogę czekać do jutrzejszej nocy – stwierdził dobitnie mężczyzna.

– Przykro mi – odparła jego towarzyszka. – Ale nic na to nie poradzę. Zanim mój przełożony odda ci do dyspozycji tak dużą sumę, musi zadbać o wyjątkowe środki bezpieczeństwa. Zwłaszcza że policja wydała na ciebie nakaz aresztowania.

– Dała mi pani swoje słowo.

– Tłumaczę przecież panu, że bardzo mi przykro. – Kobieta mówiła spokojnym, cynicznym głosem. Brzmiało to tak, jakby wypowiadała tę formułkę już nieskończoną liczbę razy. – Jesteśmy w środku sezonu. Władze są w stanie wysokiej gotowości.

– Jesteście mi winni trzysta tysięcy kredytów. Wie pani, ile to pieniędzy?

– Ależ oczywiście. Moja praca wymaga ode mnie, bym orientowała się w takich sprawach. – Powiedziała to najbardziej drętwym tonem, jaki słyszałam w życiu.

_Trzysta tysięcy kredytów_. Przy obecnym kursie wymiany to około dwustu tysięcy dolarów. Najwyraźniej mój cel lubił ryzykowną grę o wysokie stawki. Obstawianie rozgrywek Warcrossa jest nielegalne w Stanach. To jedno z niedawno wprowadzonych rozporządzeń, za sprawą których rząd starał się nadążyć za rozwojem technologii oraz cyberprzestępczości. Jeśli wygrałeś zakład, zdobywałeś środki nazywane kredytami. Był w tym jednak pewien haczyk – można było wykorzystać wygraną online, ale jeśli chciałeś wypłacić pieniądze, musiałeś udać się do kasjera – a więc kogoś pokroju tej kobiety. Kasjer wymieniał kredyty na prawdziwe pieniądze; podczas takiej transakcji potrącał dolę dla swojego szefa.

– To moje pieniądze – nalegał mężczyzna.

– Musimy dbać o swoją ochronę. A dodatkowe środki bezpieczeństwa wymagają czasu. Proszę pofatygować się do mnie jutro wieczorem, a wówczas wymienimy połowę pańskich kredytów.

– Przecież mówiłem już, że nie mogę czekać do jutrzejszego wieczoru. Muszę natychmiast wyjechać z miasta.

Ta wymiana zdań powtarzała się teraz niczym zacięta płyta. Przysłuchiwałam się temu, wstrzymując oddech. Byłam już w zasadzie pewna, że odnalazłam mężczyznę, którego tropię.

Zmrużyłam oczy i wykrzywiłam usta w złowróżbny uśmieszek. Oto moment, który uwielbiałam w każdym polowaniu. Wszystkie odkryte przeze mnie fragmenty układały się w jeden spójny obraz – był nim cel stojący przede mną, gotowy, bym go zdjęła. Efekt rozwiązanej przeze mnie łamigłówki.

_Mam cię._

Kiedy rozmowa zaczęła zamieniać się w awanturę, szybko odblokowałam komórkę i wysłałam wiadomość na policję:

PODEJRZANY ZATRZYMANY

Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast:

POLICJA MIASTA NOWY JORK PRZYJĘŁA ZGŁOSZENIE

Sięgnęłam do plecaka po paralizator, jednak gdy go wyjmowałam, ten zaczepił się o zamek błyskawiczny. Rozległo się cichuteńkie szurnięcie.

Rozmowa po drugiej stronie regału natychmiast ucichła. Widziałam, jak mężczyzna i kobieta odwracają głowy w moją stronę niczym jelenie spłoszone reflektorami samochodu. Mężczyzna dostrzegł mój wyraz twarzy. Był spocony na twarzy, włosy lepiły mu się do czoła. Upłynął ułamek sekundy.

Nacisnęłam spust.

On rzucił się w bok, uchylając się przed strzałem. Świetny refleks. Spudłowałam. Kobieta również poderwała się od stołu, ale ona mnie nie obchodziła. Ruszyłam w pogoń za mężczyzną, który zbiegał teraz na dół: przy każdym kroku pokonywał po trzy stopnie. W pewnym momencie niemal się przewrócił. Z kieszeni wysypały mu się drobne monety i telefon. Kiedy zbiegłam po schodach na parter, był już przy drzwiach. Wpadłam tuż za nim w obrotowe szklane drzwi i po chwili znalazłam się na ulicy. Gdy mężczyzna torował sobie drogę wśród przechodniów, wokół rozlegały się okrzyki zdumienia. Jakaś potrącona turystka, która była zajęta robieniem zdjęć, upadła przez niego na plecy. Jednym płynnym ruchem zdjęłam deskę z ramienia i rzuciłam ją na ziemię. Wskoczyłam na nią i z całej siły wbiłam w nią piętę. Deska wydała z siebie piskliwy świst, a ja wychyliłam się do przodu i po chwili już mknęłam chodnikiem. Mężczyzna obejrzał się przez ramię i dostrzegł, że się zbliżam. Skierował się w lewo i pobiegł przed siebie ile sił w nogach.

Skręciłam gwałtownie pod tak ostrym kątem, że deskorolka zaryła boczną krawędzią w płytki chodnikowe i pozostawiła na nich długą czarną krechę. Wycelowałam paralizator w plecy uciekającego mężczyzny i nacisnęłam spust.

Wrzasnął z bólu, po czym runął na ziemię. Spróbował poderwać się na nogi, jednak zdążyłam się już z nim zrównać. Chwycił mnie za kostkę. Zatoczyłam się i wściekle kopnęłam, aby uwolnić się od jego ręki. Z oczu wyzierało mu szaleństwo, szczęki miał zaciśnięte. Nagle kątem oka dojrzałam błysk ostrza. W samą porę. Kopnięciem odtrąciłam rękę, którą mnie trzymał, i zdołałam przetoczyć się, zanim zdołał dźgnąć mnie w nogę. Po chwili chwyciłam go za kurtkę, a drugą ręką wycelowałam paralizator. Wypaliłam, tym razem z bliska. Jego ciało momentalnie stężało, mężczyzna osunął się bezwładnie na chodnik i zaczął dygotać.

Wskoczyłam mu na plecy, kolanami przygwoździłam do ziemi. Mężczyzna szlochał. Słyszałam przybliżające się wycie policyjnych syren. Wokół nas zebrała się już grupka gapiów. Ich okulary rejestrowały rozgrywającą się na ich oczach scenę i wysyłały obraz w świat.

– Nie zrobiłem nic złego – skomlał mężczyzna. Ponieważ przygniatałam go do ziemi, głos miał zniekształcony. – Ta kobieta w kawiarni… podam ci jej nazwisko, jeśli chcesz…

– Zamknij się – przerwałam, zakładając mu kajdanki na nadgarstki.

Ku mojemu zdziwieniu posłuchał. Zazwyczaj ścigani stawiają opór do samego końca. Trzymałam go, dopóki nie nadjechał policyjny radiowóz. Dopiero gdy na murze pobliskiego budynku zobaczyłam czerwono-niebieską poświatę policyjnego koguta, zwolniłam uchwyt, wstałam i odsunęłam się od ujętego. Pamiętałam, by podnieść ręce, tak by widzieli je gliniarze. Kiedy patrzyłam, jak podnoszą mężczyznę z ziemi, czułam w całym ciele przyjemne podniecenie po udanych łowach.

Pięć tysięcy dolarów! Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio jednorazowo zarobiłam choćby połowę tej sumy. Chyba nigdy. Oznaczało to, że na pewien czas moja sytuacja się poprawi. Spłacę zaległy czynsz; właściciel wynajmowanego przeze mnie mieszkania powinien dać mi teraz spokój. A po spłacie zostanie mi 1550 dolarów, fortuna. Przez chwilę przeliczałam w myślach pozostałe rachunki, które musiałam jeszcze zapłacić. Kto wie, może dzisiaj zjem coś lepszego niż zupkę błyskawiczną z makaronem.

Rozpierała mnie duma z łowów zakończonych powodzeniem, chciało mi się skakać z radości. Do następnego polowania mam spokój.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że policjanci oddalają się z zatrzymanym, jednak żaden z nich nie spogląda w ogóle w moim kierunku. Uśmiech spełzł mi z twarzy.

– Pani oficer – zawołałam, podchodząc szybkim krokiem do najbliższej policjantki. – Podwieziecie mnie na komendę, żebym mogła odebrać nagrodę? Czy może spotkamy się na miejscu?

Spojrzenie, które mi posłała, zbiło mnie z tropu. Nie odnalazłam w nim potwierdzenia, że właśnie zatrzymałam poszukiwanego przestępcę. Policjantka sprawiała wrażenie poirytowanej, że zawracam jej głowę. Oczy miała podkrążone, jakby od dawna nie spała.

– Nie byłaś pierwsza – oznajmiła.

– Co takiego? – spytałam, mrugając oczami.

– Przed tobą dostaliśmy zgłoszenie od innego łowcy.

Jej odpowiedź zupełnie mnie zatkała. Przez chwilę gapiłam się na nią, nic nie rozumiejąc.

– Gówno prawda! Przecież widzieliście, że to ja go złapałam. Dostałam z centrali potwierdzenie, że przyjęliście zgłoszenie ode mnie. – Żeby nie było żadnych wątpliwości, pokazałam policjantce komórkę i wyświetliłam wiadomość z centrali. No i oczywiście akurat w tym momencie padła bateria w telefonie.

Inna sprawa, że tego typu dowód i tak niewiele by zmienił. Kobieta nie raczyła nawet spojrzeć na telefon.

– Dostałaś tylko automatyczną odpowiedź. Z tego co wiem, jako pierwszy zgłosił się do nas inny łowca operujący na tym terenie. Nagroda należy się temu, kto zgłosi się pierwszy. Od tej zasady nie ma żadnych wyjątków – stwierdziła, po czym zdobyła się na wzruszenie ramion. Ten gest miał chyba sugerować, że mi współczuje.

To najbardziej kretyńska zasada, o jakiej w życiu słyszałam.

– Kompletna bzdura – odwarknęłam. Nadal nie dawałam za wygraną. – Co to za łowca? Sam? Jamie? Tylko oni operują na tym terenie. – Nagle mnie olśniło. Wyrzuciłam ręce w górę. – Przecież ty ściemniasz, nie ma żadnego innego łowcy. Po prostu nie chcecie mi zapłacić. – Policjantka odwróciła się do mnie plecami i ruszyła przed siebie, ja jednak deptałam jej po piętach. – Wykonałam za was brudną robotę. Przecież o to w tym wszystkim chodzi. Łowcy wyręczają was, wyłapują ludzi, których wam nie chce się ścigać. Jesteście mi winni kasę, a ty…

W tym momencie poczułam, jak chwyta mnie za rękę drugi gliniarz. Popchnął mnie tak mocno, że niemal upadłam na ziemię.

– Odsunąć się – warknął, kładąc dłoń na uchwycie tkwiącego w kaburze pistoletu. – Nazywasz się Emika Chen, prawda? Tak, pamiętam cię.

Nie miałam ochoty wchodzić w dyskusje z naładowaną bronią palną.

– Dobra, w porządku. – Zmusiłam się do tego, by cofnąć się o krok. Podniosłam ręce. – Już idę, już mnie nie ma.

– Słuchaj, dzieciaku. Wiem, że masz już za sobą odsiadkę – powiedział gliniarz, mierząc mnie groźnym spojrzeniem. Po chwili dołączył do koleżanki. – Nie prowokuj mnie.

Słyszałam, jak centrala wzywa policjantów na kolejne miejsce przestępstwa. W tym samym momencie wrzawa wkoło jakby przycichła, a obraz pięciu tysięcy dolarów stał się w moim umyśle zamazany i po chwili przekształcił się w coś, czego nie umiałam już rozpoznać. Wystarczyło trzydzieści sekund, żeby moja wygrana została przypisana komuś innemu.3

WCIĄŻ PAMIĘTAŁAM MOMENT, gdy Hideo Tanaka odmienił moje życie.

Miałam wtedy jedenaście lat, od śmierci ojca upłynęło zaledwie kilka miesięcy. Leżałam na łóżku w pokoju, który dzieliłam z czterema innymi wychowankami domu opieki, a w szyby bębnił deszcz. Kolejny już raz nie potrafiłam zmusić się, żeby wstać z łóżka i powlec się do szkoły. Na kołdrze leżały zeszyty z nieodrobionymi zadaniami domowymi. Wieczorem całymi godzinami wpatrywałam się w puste kartki, aż wreszcie zmorzył mnie sen i zeszyty przeleżały tak całą noc. Śniło mi się nasze stare mieszkanie. I tata, który usmażył nam jajka sadzone i naleśniki z syropem klonowym. W tym śnie włosy lśniły mu od brokatu. Jego głośny, tak doskonale mi znany śmiech wypełniał kuchnię i ulatywał na zewnątrz przez otwarte szeroko okno. _Bon app_è_tit, mademoiselle!_, zawołał z tą swoją wiecznie rozmarzoną miną. Kiedy objął mnie i zmierzwił mi włosy, pisnęłam radośnie. No a potem się obudziłam i obraz momentalnie spełzł z mojej pamięci. Znów byłam w obcym mrocznym domu, w którym panowała upiorna cisza.

Przez chwilę leżałam bez ruchu, jednak nie płakałam. Odkąd umarł tata, ani razu nie pozwoliłam sobie na łzy. Nie płakałam nawet na pogrzebie. Ochota do płaczu przeszła mi zupełnie, gdy dowiedziałam się, w jak wielkie długi za sprawą hazardu wpadł ojciec przed śmiercią. Zamiast smutku czułam tylko szok. Dowiedziałam się też, że przez wiele lat potajemnie wchodził na fora internetowe dla nałogowych hazardzistów. A w szpitalu nie poddał się leczeniu, ponieważ pieniądze na pokrycie jego kosztów wydał już wcześniej, aby spłacić długi.

Tamten poranek spędziłam podobnie jak wszystkie pozostałe dni w ostatnich kilku miesiącach, zagubiona w labiryncie milczenia i bezruchu. Wszelkie uczucia już dawno skryły się za zasłoną mgły, która rozpanoszyła się w mojej piersi. Kiedy nie spałam, cały czas trawiłam na wpatrywaniu się w pustkę – w ścianę pokoju, w tablicę w klasie, wnętrze szafki na książki w szkole, talerze pełne jedzenia pozbawionego smaku. Karty z ocenami za ostatnie miesiące spłynęły czerwienią najniższych not. Bez przerwy dokuczały mi mdłości, które skutecznie odbierały mi apetyt. Z każdym dniem coraz bardziej sterczały mi kości nadgarstków i kolan. Oczy miałam podkrążone, co zauważali wszyscy z wyjątkiem mnie.

Ale dlaczego właściwie miałabym się przejmować? Mój ojciec umarł, a ja byłam taka zmęczona. Czasami wyobrażałam sobie, że mgła wypełniająca moje wnętrze będzie stopniowo coraz bardziej gęstniała. Aż w końcu pochłonie mnie całą i wtedy ja również przestanę istnieć. Dlatego leżałam bez ruchu zwinięta w kłębek, przyglądając się, jak za oknem pada deszcz, a gałęzie drzew wyginają się na wietrze. Zastanawiałam się, ile czasu upłynie, nim ktoś w szkole zorientuje się, że znowu opuszczam lekcje.

Grał radiobudzik, który był jedynym sprzętem w pokoju poza łóżkami. Trafił do nas za sprawą jakiejś akcji dobroczynnej. Żadnej z dziewczyn nie chciało się wyłączyć radia, po tym jak uruchomił je dzwoniący budzik. Jednym uchem słuchałam wiadomości na temat stanu gospodarki, protestów odbywających się w dużych miastach i na wsi, zbyt szczupłych i przepracowanych sił policyjnych, które próbowały okiełznać rozbuchaną przestępczość, ewakuacji Miami i Nowego Orleanu.

W pewnym momencie wiadomości się skończyły i wyemitowano długi reportaż poświęcony pewnemu chłopakowi. Nazywał się Hideo Tanaka. Miał wtedy czternaście lat i popularność była dla niego czymś zupełnie nowym. Złapałam się na tym, że program przykuł moją uwagę.

– Pamiętacie, jak wyglądał świat przed nastaniem ery smartfonów? – spytał prezenter. – Był to czas, gdy ludzkość stanęła w obliczu wielkich przemian. Technologia była już o krok, ale mieli ją tylko wybrani, nie przeciętni obywatele. Musiał pojawić się jeden rewolucyjny gadżet, dzięki któremu technologia stała się ogólnodostępna – zawdzięczamy go trzynastolatkowi Hideo Tanace. Ten chłopak zaprojektował specjalny model okularów: bezprzewodowych, o cieniutkich szkłach, z metalowymi zausznikami i chowanymi słuchawkami dousznymi. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom. Mimo zewnętrznego podobieństwa okulary te nie mają nic wspólnego z wcześniejszymi modelami gogli wirtualnej rzeczywistości. Tamte przypominały wielkie cegły przyczepiane paskami do twarzy. Te nowe są ultracienkie i nazywają się Neurołącze. Nosi się je równie łatwo jak tradycyjne okulary korygujące wady wzroku. Najnowszy model mamy w tej chwili w studiu. – Prezenter zawiesił głos, zapewne przymierzając okulary. – To naprawdę najbardziej niezwykła rzecz, jaką kiedykolwiek testowaliśmy. Słowo honoru.

_Neurołącze_. Ta nazwa obiła mi się o uszy już wcześniej, gdy ktoś wspomniał ją w wiadomościach. Teraz dla odmiany mówiono o tym nowym gadżecie w radiu. Przez długi czas, chcąc stworzyć realistyczny świat wirtualny, programiści stawali przed nie lada wyzwaniem – musieli opracować możliwie najbardziej szczegółową rzeczywistość. Wymagało to rzecz jasna wielkich nakładów finansowych. Niezależnie jednak od wysiłków twórców, efekty nigdy nie były w pełni zadowalające. Wystarczyło przyjrzeć się nieco dokładniej, by stwierdzić, że stworzony przez nich świat nie jest rzeczywisty. W ludzkiej twarzy w każdej sekundzie zachodzi tysiąc drobnych zmian. To samo dotyczy każdego liścia na drzewie. W rzeczywistym świecie dzieją się miliony procesów, których świat wirtualny jest pozbawiony. Twój umysł wychwytuje tę różnicę na poziomie podświadomym, dlatego momentalnie będziesz mógł powiedzieć, że coś nie gra, choć nie będziesz w stanie wskazać, co konkretnie.

Hideo Tanaka obmyślił pewien fortel. Aby stworzyć nieskazitelnie realistyczny świat, wcale nie trzeba rysować najbardziej bogatej w szczegóły trójwymiarowej sceny. Musisz zrobić coś innego – sprawić, by publiczność uwierzyła, że oglądana przez nich scena rozgrywa się naprawdę. A co jest w stanie najlepiej dokonać tej sztuczki? Ludzki umysł.

Kiedy śnimy, choćby sen był najbardziej zwariowany, jesteśmy absolutnie przekonani, że dzieje się to naprawdę. Przypomina to trochę sytuację człowieka, którego ze wszystkich stron atakują najbardziej wyrafinowane bodźce: jakby znalazł się w otoczeniu najnowocześniejszej aparatury nagłaśniającej, oglądał coś na ekranach HD, a wkoło niego działały urządzenia do efektów specjalnych. Mimo że człowiek ten jest otoczony aparaturą, ani przez chwilę jej nie dostrzega. We śnie umysł tworzy dla nas całą rzeczywistość, obywając się bez stworzonej przez człowieka technologii.

Hideo postanowił stworzyć najbardziej zaawansowany intefejs łączący ludzki umysł z komputerem. Nadał mu formę pary eleganckich okularów. Neurołącze.

Kiedy zakładało się je na nos, umysł tworzył wirtualne światy, które były absolutnie nieodróżnialne od świata rzeczywistego. Wyobraź sobie, że zanurzasz się w niego – wchodzisz w rozmaite interakcje z innymi graczami, bawisz się, prowadzisz rozmowy. Wyobraź sobie, że przechadzasz się po najlepszej wirtualnej symulacji Paryża, jaką kiedykolwiek stworzono, albo zażywasz odpoczynku na wirtualnej plaży na Hawajach. Wyobraź sobie, że umiesz latać i przemierzasz w powietrzu świat zaludniany przez smoki i elfy. Z Neurołączem wszystko jest możliwe.

Okulary pozwalały płynnie przechodzić między światem wirtualnym i realnym; wystarczyło nacisnąć maleńki przycisk umieszczony z boku obudowy. A gdy patrzyło się przez nie na świat rzeczywisty, widać było wirtualne twory unoszące się nad rzeczywistymi przedmiotami czy miejscami. Odtąd widok smoków przelatujących nad ulicą nie był już niczym niezwykłym. Można też było wyświetlać nazwy sklepów, restauracji czy nazwiska mijanych na ulicy ludzi.

Żeby zademonstrować cudowność swojego wynalazku, Hideo stworzył też grę wideo, która była dołączana do okularów. Nazywała się Warcross.

Zasady Wacrossa nie są zbyt skomplikowane – w grze biorą udział dwie drużyny. Celem jest zdobycie artefaktu (lśniącego klejnotu) przeciwnika i zachowanie własnego. To, co czyniło Wacrossa grą niezwykłą, brało się z tego, że rozgrywki toczyły się w światach wirtualnych. Każdy z nich był do tego stopnia realistyczny, że zaraz po założeniu okularów człowiek miał wrażenie, iż przeniósł się do zupełnie nowej rzeczywistości.

Z audycji dowiedziałam się, że Hideo urodził się w Londynie, jednak wychował się w Tokio. W wieku jedenastu lat nauczył się kodować. _Miał wtedy tyle samo lat co ja!_ Niedługo potem w warsztacie komputerowym ojca stworzył pierwszą parę okularów Neurołącze. Niemałą rolę w ich opracowaniu odegrała też matka chłopca, neuronaukowczyni. Dzięki wsparciu finansowemu rodziców Hideo zamówił produkcję pierwszej partii okularów, liczącej tysiąc sztuk. W przeciągu jednej nocy liczba zamówień przekroczyła sto tysięcy. Następnie osiągnęła milion, dziesięć milionów, sto milionów. Do chłopca zaczęli się zgłaszać inwestorzy, proponowali mu przyprawiające o zawrót głowy pieniądze. W sądach rozpoczęły się batalie o zabezpieczenie patentów. Komentatorzy, analizując nowy wynalazek, dowodzili, że Neurołącze odmieni nasze codzienne życie, sposób, w jaki podróżujemy, świat medycyny, wojskowości, edukację. Popowy przebój Frankie Deny, który królował na parkietach zeszłego lata, nosił tytuł _Łącz się_.

I nagle okazało się, że wszyscy – dosłownie wszyscy – grają w Wacrossa. Niektórzy grali i tworzyli drużyny do upadłego, nie zdejmując okularów przez wiele godzin. Inni woleli poleniuchować na wirtualnej plaży albo wziąć udział w wirtualnym safari. Byli też tacy, którzy zakładali okulary podczas przechadzki po rzeczywistym świecie. W ten sposób mogli pochwalić się oswojonymi wirtualnymi tygrysami albo sprawić, by ulice, którymi chodzą, zaroiły się od ich ulubionych celebrytów. Niezależnie od tego, jak ludzie korzystali z okularów, z dnia na dzień stały się one nowym sposobem na życie.

Przeniosłam spojrzenie z radioodbiornika na zeszyty leżące na kołdrze. Historia Hideo poruszyła mnie i rozproszyła nieco mgłę przepełniającą moje serce. Jak to możliwe, że zaledwie trzy lata ode mnie starszy chłopak jest teraz na ustach całego świata? Nie ruszyłam się z łóżka, dopóki program nie dobiegł końca i nie puszczono muzyki. Potem leżałam jeszcze przez godzinę. Dopiero po tym czasie powoli sięgnęłam po zeszyt i skupiłam się na pracy domowej.

Zadano mi ją na wstępie do informatyki. Pierwsze zadanie polegało na wskazaniu błędu w prostym, liczącym trzy linijki fragmencie kodu. Przypatrywałam mu się długo, wyobrażając sobie, że jestem jedenastoletnim Hideo. Na moim miejscu na pewno nie wylegiwałby się w łóżku, wpatrując się w pustkę. Rozwiązałby to zadanie, a zaraz potem zająłby się następnym.

Ta myśl obudziła we mnie stare wspomnienie ojca, gdy siedział na moim łóżku i pokazywał mi coś na ostatniej stronie okładki czasopisma. Widniały tam dwa rysunki, które wyglądały na identyczne. Zadanie polegało na odkryciu, czym się różnią.

_To podchwytliwe_, oznajmiłam ojcu, krzyżując ramiona na piersi. Mrużąc oczy, studiowałam dokładnie oba obrazki. _One niczym się nie różnią, są jednakowe_.

Tata posłał mi krzywy uśmiech i poprawił okulary na nosie. We włosach nadal miał farbę i klej – pamiątki po porannych eksperymentach z nowymi barwnikami. Pamiętałam, że potem musiałam mu pomóc poobcinać zabrudzone kosmyki. _Przyjrzyj się dokładniej_, polecił. Wyciągnął ołówek, który trzymał za uchem, i powiódł nim niczym pędzlem po jednym z rysunków. _Pomyśl o_ _obrazie wiszącym_ na ścianie. _Od razu widzisz, czy wisi prosto. Nie potrzebujesz do tego żadnych narzędzi. Prawda?_

Wzruszyłam ramionami. _Chyba tak._

_Ludzie są zaskakująco wyczuleni na najdrobniejsze nawet odstępstwa._ Tata znów wskazał rysunki swoim zafarbowanym palcem. _Musisz nauczyć się patrzeć całościowo, zamiast dostrzegać tylko części. Rozluźnij spojrzenie. Ogarnij cały obraz jednym spojrzeniem._

Posłusznie odchyliłam się na oparcie i przestałam wytężać wzrok. I dopiero wtedy zauważyłam, że faktycznie coś różniło oba obrazki. Na jednym z nich widniała maleńka kropeczka, podczas gdy na drugim jej nie było.

_Tutaj!_, zawołałam z przejęciem, wskazując kropkę.

Tata uśmiechnął się do mnie. _No widzisz, Emi, do każdego zamka istnieje klucz._

Spojrzałam znów na zadanie domowe, słowa ojca rozbrzmiewały mi w głowie. Po chwili zrobiłam tak, jak radził – odchyliłam się do tyłu i ogarnęłam fragment kodu jednym spojrzeniem, tak jakby stanowił malunek, na którym chcę odszukać punkt, który przyciągnie moją uwagę.

Nie musiałam długo czekać – niemal natychmiast w oczy rzucił mi się błąd. Sięgnęłam po szkolny laptop, otworzyłam go i wpisałam poprawny kod.

Zadziałało. Po wpisaniu prawidłowego kodu program w laptopie nagrodził mnie słowami: „Dzień dobry, świecie!”.

Nadal nie umiałan dokładnie opisać uczucia, jakie mnie wtedy ogarnęło. Zobaczyłam na własne oczy, że znalezione przeze mnie rozwiązanie działa. Na ekranie wyświetliło się potwierdzenie tego faktu. Uświadomiłam sobie wtedy, że wystarczyły mi trzy krótkie linijki tekstu, bym zmusiła maszynę do zrobienia dokładnie tego, co chciałam.

Poczułam wtedy, że wprawiłam w ruch jakichś mechanizm w moim umyśle, który zdążył już zardzewieć od smutku. Coś we mnie domagało się kolejnego zadania, które mogłabym rozwiązać. Bez trudu odrobiłam kolejny punkt pracy domowej. Potem trzeci. Pracowałam bez ustanku, stopniowo nabierając rozpędu. Po jakimś czasie rozwiązałam nie tylko wszystkie zadania pracy domowej, lecz także wszystkie polecenia w ćwiczeniach. Mgła, która zalęgła się w moim sercu, się przerzedziła. A spod niej wyjrzało ciepłe, nadal bijące serce.

Zrodziło się we mnie poczucie, że skoro umiem rozwiązać te problemy, to jestem też w stanie kontrolować rzeczywistość wokół siebie. A skoro tak, mogę przebaczyć sobie, że nie poradziłam sobie z jednym problemem, w starciu z którym i tak nigdy nie miałam szans – że nie ma już ze mną człowieka, którego i tak nie mogłam ocalić od śmierci. Każdy ma swój sposób na ucieczkę przed mrocznym bezruchem, który czasem zakrada się do ludzkiego umysłu. A ja właśnie znalazłam swoją metodę.

Tamtego dnia, po raz pierwszy od wielu miesięcy, zjadłam do końca obiad. Następnego dnia, a także kolejnego i potem już każdego dnia, całą energię skupiłam na nauce kodowania, a także zgłębianiu tego, czym jest Wacross i Neurołącze.

Tamtego dnia dołączyłam również do milionów osób zafascynowanych osobą Hideo Tanaki. Kiedy oglądałam go na ekranie, powstrzymywałam się przed mruganiem oczami, żeby nie uronić ani chwili. Nie byłam w stanie odwrócić wzroku, jakbym w głębi duszy podejrzewała, że w każdym momencie Hideo może ogłosić nadejście kolejnej rewolucji. Nie mogłam tego przegapić.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: