Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Warianty. Opowiadania - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 czerwca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Warianty. Opowiadania - ebook

Zbiór sześciu obszernych opowiadań.

„Chwilami brzmi jak Gombrowicz w stylu pop. Innym razem ujawnia umysł pokrewny Burroughsowi. Albo też wypada niczym prekursor powieści Eco. To wszystko Michał Choromański – pisarz, który czeka na nowe odkrycie” – Rafał Księżyk („Dwutygodnik” 2017).

Pisarstwo Michała Choromańskiego (1904-1972) znakomicie przetrwało próbę czasu. Pisarz posiadł bowiem trudną sztukę nawiązywania bezpośredniego kontaktu z czytelnikiem – przyciągania jego uwagi oraz konstruowania oryginalnej, niebanalnej fabuły. Mocną stroną jego pisarstwa jest też pogłębiony portret psychologiczny bohaterów oraz aura niezwykłości i tajemniczości jaka ich otacza.

Michał Choromański (1904-1972) dzieciństwo i młodość spędził na Ukrainie. Studiował pedagogikę i psychologię, pracując przy tym w najrozmaitszych zawodach: jako korepetytor, sanitariusz i intendent szpitalny, nauczyciel rysunku i kierownik literacki klubu robotniczego. W tym czasie współpracował z prowincjonalną prasą i drukował swoje pierwsze utwory w języku rosyjskim. W 1924 przyjechał z matką i siostrą do Polski. Chory na gruźlicę kości, leczył się w Rudce i w Zakopanem, na kuracje jeździł też do Szwajcarii i Francji. Uczył się w tym czasie języka polskiego i tłumaczył na rosyjski polską poezję. Jako prozaik zadebiutował w roku 1931 powieścią „Biali bracia”, która szybko zyskała uznanie krytyki i czytelników. Rok później publikuje swe najsłynniejsze dzieło – powieść „Zazdrość i medycyna”, która została przetłumaczona na 18 języków, a w roku 1973 powstał na jej podstawie film w reżyserii Janusza Majewskiego. Ekranizacji doczekały się także dwie inne powieści Choromańskiego: „Schodami w górę, schodami w dół” (1989) oraz „Skandal w Wesołych Bagniskach” (1996). W 1939 r. poślubił tancerkę i choreografkę Ruth Sorel, by następnie, w latach 1940-1957 doświadczyć losu emigranta – najpierw w Brazylii, potem w Kanadzie. W tym okresie nie publikował, jednak od momentu powrotu do kraju w 1957 r. niemal co roku wydawał nową powieść lub zbiór opowiadań.

Projekt okładki: Marcin Labus

Spis treści

MAŁA GALERIA
TRYPTYK CHULIGAŃSKI (KRZYŻÓWKA, ŁOKCIE, RADOŚĆ)
CÓRKA EWY
GRA PRZYRODY
KONRAD PRZEZ C

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67021-02-9
Rozmiar pliku: 223 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MAŁA GALERIA

Umówiłem się z nim w parku. Była tam niewielka kawiarnia i stoliki pod parasolami stały między pniami drzew. Siedziałem w cieniu kwitnącego kasztana i czekając na małego Ryszarda jadłem lody.

Mały Ryszard. Tak go nazywano w rodzinie i w kółku bliskich znajomych jeszcze przed wojną, żeby nie plątać z bratem jego matki, starym wujem Ryszardem. Pamiętałem go jako piętnastoletniego chłopaka, zawadiacko jeżdżącego na nartach w pewnej miejscowości podgórskiej, gdzie uczył się w gimnazjum. Wojna zmiotła część rodziny, część zaniosła na drugą półkulę i w kraju pozostawiła tylko starego Ryszarda, jego wuja. Ale wuj Ryszard wkrótce po wojnie zmarł, wśród plotek i okoliczności dotąd nie wyjaśnionych. Praktycznie rzecz biorąc, mały Ryszard nie miał w kraju nikogo, więc przyjazd jego tutaj był jakby skokiem w nieznane; tak to sam określił w jednym ze swoich listów do mnie przed przyjazdem. Trzeba przyznać, że uczynił to, to znaczy skoczył, z pewną narciarską elastycznością; o ile mi było wiadomo, nie popełnił ani jednej gafy, ani jednego towarzyskiego nietaktu: nie zranił nikogo uszczypliwościami w stosunku do teraźniejszej rzeczywistości, nie zraził nikogo łzawym sentymentem do wszystkiego, co swojskie. Zachował umiar i powściągliwość.

Miało to swoje dobre i złe strony. Złe dlatego, że większość jego nowych znajomych uznała go wkrótce za przeciętność. „Po prostu nie ma nic do powiedzenia” – mówiono o nim tam i ówdzie. Mały Ryszard tym się nie przejmował. Nie miał wygórowanych ambicji i nie chciał uchodzić za lepszego, niż był naprawdę.

Ale po upływie dwóch lub trzech miesięcy zauważyłem w nim pewną zmianę. Coś jak gdyby zaczęło się psuć i mały Ryszard zaczął okazywać zdenerwowanie. Zatelefonował do mnie w niedzielę z rana. Z kapeluszem i laską w ręku, bo byłem na odchodnym, zdjąłem słuchawkę. „Dzień dobry panu – usłyszałem jego głos – bardzo bym chciał się z panem zobaczyć. Czy ma pan trochę wolnego czasu?” Mówił szybciej niż zwykle i głos miał trochę zmieniony. „Właśnie wybieram się na spacer” – odpowiedziałem. „Doskonale. Czy mógłbym się do pana dołączyć? – spytał. – Chcę panu coś powiedzieć”. Powiedziałem, dokąd się wybieram i gdzie będę na niego czekał.

Zjadłem lody, przejrzałem ilustrowane czasopismo i spojrzałem na zegarek. Dochodziło wpół do dwunastej. Mały Ryszard spóźnił się już pół godziny. Czekałem jeszcze kwadrans. Chciałem już wstać, gdy nagle posłyszałem za plecami jego zdyszany głos:

– Przepraszam bardzo, że się spóźniłem.

Odwróciłem się. Mały Ryszard nadszedł boczną ścieżką i teraz ukazał się moim oczom w całym blasku swej zagranicznej doskonałości. Na nogach miał nowiutkie, brązowe buty, błyszczące matowym, drogim blaskiem, oraz granatowe nylonowe skarpetki w paski; granatowe spodnie były starannie zaprasowane bodajże ręką krawca; na szarej, kraciastej marynarce nie było ani zmarszczki, ani plamki. Był w kremowej koszuli o sztywnym, połyskującym kołnierzyku, z granatowym krawatem w srebrne pasy. Pachniał delikatnie lawendą. Uśmiech jego przypominał reklamę Dentosanu.

– Co się stało? – spytałem.

– Tramwaj – odpowiedział i usiadł na ogrodowym krzesełku obok. Z przyjemnością spojrzałem na jego wypielęgnowane ręce wystające z nieskazitelnie czystych mankietów. Widać było, że mył je często, szorując szczotką.

– Nie trafił pan do tramwaju? – spytałem.

– Do kilku – odpowiedział. – Na stadionie jest jakiś mecz i nie można się dostać do żadnego wozu. Taki ścisk i tłok, że pomyślałem sobie o Dantem. Widziałem, jak jakiś pan, wskakując na stopień, łokciem uderzył kobietę po twarzy.

– Ach tak? – powiedziałem i nastawiłem ucha. Po raz pierwszy bowiem z ust jego padła krytyczna uwaga. Potem dodał coś jeszcze, co wydało mi się wręcz zaskakujące.

– Wszystko to razem jest bardzo egzotyczne – powiedział.

Przyjrzałem mu się, nie kryjąc zdziwienia. Miał małą główkę, o bujnej czuprynie orzechowego koloru, takie same jak marynarka szare oczy i gładko wygolone, upudrowane policzki; na kościach policzkowych widniały dwie różowe plamki wypieków. Wiedziałem, że ma lat trzydzieści pięć, ale nie dałbym mu nawet trzydziestu. Mimo że wciąż jeszcze był zdyszany – bo widocznie szybko przedtem szedł – nie zauważyłem w nim szczególnego podniecenia; mówił wcale rzeczowo i spokojnie, aczkolwiek z pewnymi akcentami, których dawniej niebyło; przy słowie „egzotyczne” błysły mu na sekundę oczy. Potem zacisnął wargi.

– Czy w ciągu tych paru ostatnich dni, kiedyśmy się nie widzieli, zaszło coś nowego? – spytałem.

– Nie. Otóż właśnie że nie – rzekł.

– A przecież miał mi pan coś do powiedzenia?

Mały Ryszard sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyjął notes. Była to oprawna w safian książeczka o złoconych brzegach. Otworzył ją na pierwszej stronie.

– Poznaje pan charakter pisma?

– Poznaję pismo pańskiej matki – odpowiedziałem.

– To moja matka zanotowała tych kilka adresów, kiedy zachorowała. Chciała koniecznie, żebym tych ludzi odszukał.

– Czy matka pańska wiedziała o pańskich zamiarach powrotu do kraju? – spytałem.

– Przeczuwała to przed śmiercią.

– I to są adresy jej przyjaciół?

– To są adresy przyjaciół wuja Ryszarda. Matka nie wierzyła w jego samobójstwo. Znała zbyt dobrze swego brata.

– Przecież to nie było samobójstwo – odpowiedziałem. – O ile pamiętam, sekcja zwłok nie wykazała obecności trucizny w organizmie.

– Dlaczego w takim razie na stole przed nim leżał list, w którym pisał, że rozstaje się z życiem bez żalu do kogokolwiek? – powiedział mały Ryszard. – Od razu po przyjeździe odwiedziłem tych jego przyjaciół. Ja wtedy nie jeździłem jeszcze tramwajami. Wziąłem taksówkę i pojechałem za rzekę, do dawnej dzielnicy willowej. Tam, w szarej, pocętkowanej odpryskami pocisków willi, położonej w ogródku, mieszkają Mirowscy. Olgierd i Maria Mirowscy. O, widzi pan?

Mały Ryszard znowu otworzył notes na pierwszej stronie i wskazał coś palcem. Kiwnąłem głową.

– Wysiadłem z taksówki. Zapłaciłem kierowcy i powiedziałem: „Dziękuję”. Nic nie odpowiedział. Zirytowałem się. „Dziękuję!” – powtórzyłem. Popatrzył na mnie i trochę przy tym wybałuszył oczy. „Czego pan ode mnie chcesz?” – spytał. Westchnąłem i wzruszyłem ramionami. Był koniec marca i chlapanina. Z nieba padał ni to śnieg, ni to deszcz. Byłem więc w kaloszach i z parasolem. W ogródku na ścieżkach było błoto po kolana. Dobrnąłem jakoś do drzwi i nacisnąłem guzik dzwonka. Mogłem tak dzwonić do następnego rana, bo, jak się okazało, dzwonek nie działał. Wreszcie zniecierpliwiłem się i zapukałem rączką parasola w drzwi. Otworzyła mi jakaś kobieta w przedziwnej kapocie, sięgającej do stóp. Włosy miała w nieładzie, mimo że już było południe. Nie wiem, czy mój wygląd zrobił na niej takie wrażenie, ale popatrzyła na mnie jak na Marsjanina. Uchyliłem kapelusza i spytałem uprzejmie, czy zastałem państwa Mirowskich. „Co to mnie obchodzi? – odpowiedziała. – Jak do Mirowskich, to trzeba było pukać do okna”. Otworzyła jednak połówkę drzwi na oścież, tak że mogłem wejść. Znalazłem się w przedpokoju, w którym nie było ani jednego mebelka. Na ścianach wisiało parę sztychów w drewnianych ramach bez szkła, a obok na prawo – wieszak. Wskazała właśnie te drzwi. „To tam” – powiedziała. Pamiętam, że krępowały mnie zabłocone kalosze. Zdjąłem je nie ruszając się z miejsca i odstawiłem trochę na bok. Gdy się wyprostowałem, patrzę – w drzwiach na prawo stoi jakaś pani niewysokiego wzrostu, w przezroczystej bluzeczce i z głową przypominającą szare karakuły, tyle miała siwych loczków. Była to pani Mirowska. Pan jej nie zna?

– Nie – odpowiedziałem. – Nie znam tych państwa.

– Okropne miała ręce i paznokcie – ciągnął mały Ryszard. – I okropne usta. Brakowało jej kilku zębów. Ukłoniłem się i powiedziałem, kim jestem. „Proszę wejść” – powiedziała. Powiesiłem kapelusz i parasol na wieszaku i chciałem zdjąć płaszcz, gdy zawołała: „Chryste Panie!” Cofnąłem się mimo woli. „Czy zamierza pan to wszystko zostawić w przedpokoju?” Ku memu zażenowaniu podbiegła ku kaloszom i chwyciła je ręką. Podbiegłem również. „Pani pozwoli” – powiedziałem. „Ależ; to głupstwo – odpowiedziała nie oddając kaloszy – pan zaniesie do pokoju resztę”. Weszliśmy do pokoju i wtedy przedstawiła mnie panu Mirowskiemu. Cóż to był za pokój. Stała w nim wielka, żółta szafa i dwa żelazne łóżka, przykryte watowanymi kołdrami. Pod oknem stał okrągły stół, dwa kuchenne krzesełka i obdarty klubowy fotel z wystającymi sprężynami. Żadnej doniczki z kwiatami, żadnego obrazka na gołych ścianach. Stół był przykryty gazetami. Jakieś szmatki leżały na jednym z krzeseł. To wszystko. „Oto siostrzeniec Ryszarda” – przedstawiła mnie pani Mirowska swemu mężowi. Staruszek był w czarnym, poplamionym ubraniu i w zatłuszczonym krawacie, niegdyś wiśniowego koloru. Był niziutkiego wzrostu, szczupły i kruchy. Zdawało się, iż ledwie się trzymał na nogach. Miał też okropne usta. Nie chciał wypuścić z rąk mej ręki, aż wreszcie to mnie zaczęło krępować. „Chciałem się dowiedzieć szczegółów śmierci wuja” – powiedziałem. Mirowscy spojrzeli po sobie. „Umarł. Po prostu umarł na zawał serca” – powiedział staruszek. „Oleś – powiedziała pani Mirowska, jak mi się zdawało ostrzegawczo – poproś pana, żeby usiadł. Ja zaraz wrócę”. Wyszła za drzwi, ale kroków jej w przedpokoju nie słyszałem. Usiadłem na krzesełku. Staruszek stał obok i patrzył mi na nogi. „Przepraszam – powiedział w pewnej chwili – czy to są buty zagraniczne?”

KONIEC BEZPŁATNEGO FRAGMENTU

ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: