- W empik go
Warnak - ebook
Warnak - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 172 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przykro widzieć błoto i nędzę na ziemi biednej, nieurodzajnej, gdzie człowiek zmaga się z niewdzięczną glebą i pada wreszcie, wyczerpany, pod ciężarem trudów i ubóstwa. Przykro, niewymownie przykro!
Ale jakież wrażenie wywiera na widzu ta sama potworna nędza na ziemi płynącej mlekiem i miodem, jak na przykład w owej błogosławionej krainie? Ohydne! A jeszcze ohydniejsze jest to, że wśród tej rozleniwionej nędzy spotyka się dostatek i przy dostatku obrzydliwe brudy i ciemnotę!
W owym zaś kraju błogosławionym spotyka się takie rzeczy aż nadto często.
Jakież mogą być przyczyny nędzy w kraju, co płynie mlekiem i miodem?
O tym ważnym zagadnieniu polityczno-ekonomicznym napiszę w wolnych chwilach czterotomową powieść historyczno-obyczajową, w której spróbuję przedstawić z mikroskopijną dokładnością historię, zwyczaje i obyczaje tego arcyprawosławnego narodu.
A zanim ta znakomita powieść dojrzeje w mojej wieloprzemyślnej głowie, streszczę następującą historyjkę.
Jest w owym błogosławionym kraju, niezbyt głęboko pod ziemią, olbrzymia bryła soli, a na tej bryle soli nieduża twierdza, zwana w gwarze ludowej Słoną Fortecą.
Pewne okoliczności zmusiły mię odwiedzić raz tę Słoną Fortecę.
W pierwszą niedzielę mojego tam pobytu zobaczyłem w cerkwi starca, zupełnie siwego, ale jeszcze dosyć rześkiego i o niezwykle wyrazistym, szlachetnym obliczu.
Spełniał on w cerkwi czynności zakrystiana, stawiał świecie przed obrazami, obcinał knoty, gasił świece, które się dopalały, i pod koniec nabożeństwa chodził z puszką, wyręczając starostę cerkiewnego.
Uderzyła mię jego majestatyczna powierzchowność. Olbrzymi wzrost, siwa, długa, falista broda, takież same białe, gęste, kędzierzawe włosy, ciemne, krzaczaste brwi, twarz o rysach regularnych i gładkiej cerze, z lekkim rumieńcem na policzkach jak u młodego chłopca. Słowem, mógłby być doskonałym modelem do posągu Mojżesza-bogowidcy albo Homerowskiego Nestora.
Zniewolony urokiem sympatycznego starca i jego dostojnym wyglądem, wychodząc z cerkwi spytałem chromego inwalidę, co to jest za czcigodny starzec, który doglądał świec przed obrazami.
Inwalida odpowiedział mi dość lakonicznie:
– To jest były warnak, a obecnie tutejszy osiedleniec, bardzo zacny człowiek.
Po tej odpowiedzi zatrzymałem się koło cerkwi i oczyma odprowadzałem starca, który mię zainteresował. A im bardziej mu się przypatrywałem, tym mniej znajdowałem w nim cech katorżnika.
Jednakże inwalida nie mógł bez podstawy rzec takiego słowa!
Przypomniałem sobie, że w swoim czasie sól wydobywali tutaj więźniowie i że wielu z nich, odbywszy ciężką karę, uzyskało prawo osiedlenia się w nagrodę za dobre sprawowanie.
Ale czyż przestępca mógł mieć taką szlachetną powierzchowność?
Postanowiłem wywiedzieć się dokładniej o przeszłości tego nadzwyczajnie wyglądającego starca.
W ciągu tygodnia dowiedziałem się, że to jest rzeczywiście mieszkaniec tutejszej osady, człowiek wypróbowanej uczciwości, wprawdzie niebogaty, ale i niebiedny; że posiada własny domek, nieduży, ale utrzymany tak czysto, jak – daj Boże – aby był utrzymany każdy pałac, i staruszek mieszka tam sobie porządnie i dostatnio. Ma u siebie z dziesięciu robotników, Kirgizów, ale daj Boże, aby i Rosjanie tak pracowali jak ci półdzicy ludzie. Na przyszły rok na pewno go wybiorą starostą cerkiewnym za jego cnotliwy charakter itd.
Postanowiłem zawrzeć z nim osobistą znajomość i przy okazji dowiedzieć się więcej szczegółów z jego przeszłego życia, a jeśli znajdę tam jakieś umoralniające, pouczające albo przynajmniej ciekawe fakty, zapiszę to wszystko i oddam do druku, gwoli nauki lub rozrywki.
Czy zdarzyło się wam, drodzy czytelnicy, spotkać kiedy starca o takim czcigodnym, szlachetnym wyglądzie, że mimo woli człowiek zdejmuje przed nim czapkę i kłania się?
Mnie się zdarzało to często.
Pewnego razu spotkałem go, jak szedł z wieczerni, i mimo woli mu się ukłoniłem. Odpowiedział mi grzecznym ukłonem i spytał:
– Pan, zdaje się, jest nietutejszy? Nie widziałem pana tutaj przedtem.
– Nie myli się pan: rzeczywiście, niedawno przyjechałem do waszej osady.
– Pozwoli pan spytać: czy z daleka? Wymieniłem mu miejscowość w moich ojczystych stronach.
Starzec gwałtownie podał mi rękę, której o mało nie ucałowałem.
– Pan jest moim rodakiem! – powiedział smutno. – Czy dawno pan opuścił naszą piękną ojczyznę?
– Jakiś rok temu – odrzekłem.
– Szczęśliwy z pana człowiek! Pan tak niedawne widział nasz błogosławiony przez Boga kraj! A ja nie widziałem go już przeszło trzydzieści lat! Co tam się teraz dzieje? – I łzy błysnęły w oczach starca. – Jeżeli ma pan chwilkę czasu – powiedział – to proszę nie pogardzić moim domem, proszę mnie odwiedzić, niechże chociaż popatrzę na rodaka! Proszę mi nie odmawiać z łaski swojej!
Byłem, uradowany taką propozycją.
I po kilku minutach podeszliśmy do niedużego białego domku krytego słomą. Wygląd jego przypomniał mi Małorosję.
Przy wrotach powitała nas starsza już kobieta w małorosyjskim odzieniu, mówiąc nam „dobry wieczór”.