Wąski korytarz. Państwa, społeczeństwa i losy wolności - ebook
Wąski korytarz. Państwa, społeczeństwa i losy wolności - ebook
Dlaczego w jednych krajach wolność kwitnie, a inne wpadają w otchłań anarchii lub despotyzmu?
Na to pytanie starają się odpowiedzieć w swojej najnowszej, monumentalnej książce Daron Acemoglu i James A. Robinson, autorzy międzynarodowego bestsellera Dlaczego narody przegrywają. Wychodzą z założenia, że wolność nie jest „naturalnym” porządkiem rzeczy ani trwałym stanem. By ją osiągnąć, potrzeba zarówno silnego państwa, jak i silnego społeczeństwa, współzawodniczących i współpracujących ze sobą.
Za pomocą przykładów i odniesień do dawnych dziejów nawet najbardziej odległych zakątków świata oraz bieżących wydarzeń autorzy pokazują, że wolność pojawia się tylko wtedy, gdy zostaje osiągnięta delikatna i krucha równowaga między państwem a społeczeństwem. Wąski korytarz do wolności biegnie między strachem i represjami zaprowadzanymi przez despotyczne rządy a przemocą i bezprawiem zrodzonymi pod ich nieobecność.
Kategoria: | Nauki społeczne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8202-558-3 |
Rozmiar pliku: | 13 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wolność
Tematem naszej książki jest wolność oraz to, w jaki sposób społeczeństwa ją osiągają i dlaczego niektórym to się nie udaje; a także jej konsekwencje, zwłaszcza w kontekście dobrobytu. Nasza definicja wolności jest zgodna z tą pochodzącą od angielskiego filozofa Johna Locke’a, który uważał, że człowiek jest wolny wtedy, gdy znajduje się w stanie:
zupełnej wolności w działaniu oraz rozporządzeniu swymi majątkami i osobami, tak jak uzna za właściwe (…), nie pytając nikogo o pozwolenie, niezależnie od woli innego człowieka.
Wolność w tym znaczeniu jest celem, do którego dążą wszystkie istoty ludzkie. Locke podkreślał, że:
nikt nie powinien wyrządzać drugiemu szkód w życiu, zdrowiu, wolności czy majątku.
Oczywiste jest jednak, że zarówno w przeszłości, jak i dziś wolność jest zjawiskiem rzadkim. Każdego roku miliony ludzi na Bliskim Wschodzie, w Afryce, Azji i Ameryce Środkowej, ryzykując życie, opuszczają swoje domy i to nie w poszukiwaniu lepszej jakości życia i wyższych płac, ale dlatego, że starają się chronić siebie i swoje rodziny przed strachem i przemocą.
Filozofowie formułowali wiele definicji wolności. Tymczasem Locke podkreślał, że u jej podstaw leży wolność ludzi od przemocy, zastraszenia i poniżających czynów. Muszą oni mieć możliwość dokonywania wyborów dotyczących ich życia i mieć środki, aby owe decyzje realizować, nie będąc zastraszanymi, karanymi ani ograniczanym drakońskimi sankcjami społecznymi.
Całe zło tego świata
W styczniu 2011 roku na targowisku w dzielnicy Hareeqa, w starym syryjskim mieście Damaszku, miał miejsce spontaniczny protest przeciwko despotycznemu reżimowi Baszszara al-Asada. Niedługo później w mieście Dara grupa dzieciaków napisała na murze: „Ludzie chcą, aby rząd upadł”. Aresztowano je i poddano torturom. Zebrał się tłum domagający się uwolnienia dzieci. Policja zabiła dwóch protestujących. Wybuchły masowe demonstracje, które szybko rozprzestrzeniły się na cały kraj. Okazało się, że wielu ludzi rzeczywiście życzyło sobie, aby rząd upadł. Wybuchła wojna domowa. Aparat państwowy, wojsko oraz rządowe służby bezpieczeństwa posłusznie wycofały się z większości terytorium kraju. Jednak zamiast uzyskać wolność, Syryjczycy wywołali wojnę domową i niekontrolowaną przemoc.
Adam, reporter z miasta Latakia, opisuje te wydarzenia w następujący sposób:
Myśleliśmy, że zrobiliśmy coś dobrego, tymczasem nawiedziło nas całe zło tego świata.
Dramatopisarz z Aleppo, Husajn, podsumowuje:
Nie spodziewaliśmy się, że w Syrii pojawią się te mroczne ugrupowania — te, które teraz sprawują faktyczne rządy.
Największym z tych „mrocznych ugrupowań” było tak zwane Państwo Islamskie, znane wówczas jako ISIS, którego celem było zaprowadzenie nowego „kalifatu islamskiego”. W 2014 roku ISIS przejęło kontrolę nad syryjskim miastem Rakka. Po drugiej stronie granicy irackiej wkroczyło do miast Al-Falludża, Ar-Ramadi oraz liczącego półtora miliona mieszkańców historycznego miasta Mosul. Wraz z wieloma innymi ugrupowaniami ISIS z niezwykłą brutalnością wypełniło pustkę powstałą po upadku rządów Syrii i Iraku. Pobicia, ścięcia i tortury stały się codziennością. Abu Firas, wojownik walczący w szeregach Wolnej Armii Syrii, tak opisuje „nową normalność” w Syrii:
Dawno już nie słyszałem, by ktoś zmarł z przyczyn naturalnych. Na początku zdarzało się, że ginęły jedna, dwie osoby. Potem dwadzieścia. Potem pięćdziesiąt. Potem stało się to już normalne. Gdy traciliśmy pięćdziesiąt osób, myśleliśmy: „Dzięki Bogu, że tylko pięćdziesiąt!”. Nie potrafię zasnąć bez odgłosów bomb i pocisków. Czegoś mi brakuje.
Amin, fizjoterapeuta z Aleppo, wspominał:
Jeden z moich kolegów zadzwonił kiedyś do swojej dziewczyny i powiedział: „Kochanie, skończyły mi się minuty na telefonie. Zaraz zadzwonię do ciebie od Amina”. Po jakimś czasie ona zadzwoniła i zapytała o niego, więc powiedziałem jej, że zginął. Płakała. Koledzy zapytali mnie: „Po co jej to powiedziałeś?”. „Bo to właśnie się stało”, odrzekłem. „Normalna rzecz. Zginął”. Gdy przeglądałem kontakty w moim telefonie, tylko jedna czy dwie z tych osób jeszcze żyły. Powiedziano nam: „Gdy ktoś umrze, nie kasujcie jego numeru. Zamiast tego, zmieńcie jego imię na Martyr” Teraz moja lista kontaktów to: Martyr, Martyr, Martyr.
Upadek rządu syryjskiego wywołał katastrofę humanitarną na ogromną skalę. Szacuje się, że z osiemnastu milionów obywateli kraju życie straciło pięćset tysięcy. Sześć milionów zostało przesiedlonych w obrębie obszaru państwa, a pięć milionów zbiegło poza jego granice i obecnie są uchodźcami.
Problem Gilgamesza
Katastrofa, która nastąpiła po upadku Syrii, nie jest zaskoczeniem. Filozofowie i socjologowie od dawna przekonują, że aby rozwiązywać konflikty, wprowadzać prawa i zapobiegać przemocy, niezbędne jest państwo. Cytując Locke’a:
Tam, gdzie nie ma prawa, nie ma wolności.
Tymczasem Syryjczycy zaczęli protestować, by uwolnić się od autokratycznego reżimu al-Asada. Adam ze smutkiem wspomina:
Jak na ironię urządziliśmy demonstracje, by zlikwidować korupcję, przestępczość i przepędzić zło, nękające lud. Jednak wskutek naszych działań ucierpiało wielu ludzi.
Syryjczycy, a wśród nich Adam, mocowali się z problemem tak powszechnym, że można przeczytać o nim w jednym z najstarszych tekstów pisanych, sporządzonym na liczących cztery tysiące dwieście lat tabliczkach sumeryjskich Eposie o Gilgameszu. Gilgamesz był królem miasta Uruk, być może pierwszego miasta na świecie, położonego w południowej części dzisiejszego Iraku, w wysuszonym obecnie korycie Eufratu. Z eposu dowiadujemy się, że Gilgamesz stworzył podziwu godne miasto, w którym kwitł handel, a usługi publiczne ułatwiały życie jego mieszkańcom:
Spójrz na mury, które mienią się w słońcu jak miedź. Wstąp na kamienne schody (…), przejdź się po murach, obejdź nimi miasto, zbadaj jego potężne fundamenty, cegły, sprawdź, z jaką wprawą je układano, spójrz na ziemie, które ogradzają (…). Wspaniałe świątynie, sklepy, targowiska, domy i place.
Był jednak jeden szkopuł:
Kimże jest Gilgamesz? (…) Włada miastem, kroczy przez nie arogancki, z głową wysoko uniesioną tratuje jego mieszkańców jak byk. Jest królem, czyni, co zechce, odbiera ojcu jego syna i uśmierca go, odbiera matce córkę i używa jej sobie (…); nikt nie waży mu się sprzeciwić.
Gilgamesz nie odpowiada przed nikim. Podobnie jak al-Asad w Syrii. Zdesperowani ludzie „wzywali niebiosa” i Anu, Boga Nieba, króla panteonu sumeryjskich bóstw. Skarżyli się tak:
Ojcze z niebios, Gilgamesz (…) przekroczył wszelkie granice. Lud cierpi pod jego tyranią (…). Czy tak ma rządzić Twój król? Czy pasterz powinien znęcać się nad własnym stadem?
Anu dał posłuch tym skargom i wezwał Aruru, matkę stworzenia, aby ta:
stworzyła istotę podobną do Gilgamesza, jego drugie ja, człowieka równego siłą, odwagą i burzą jego serca. Stwórz nowego herosa, niech walczą ze sobą, by w Uruk zapanował pokój.
Anu wymyślił rozwiązanie, które znamy dzisiaj pod nazwą „problemu Gilgamesza” — ustanowienie kontroli nad władzami państwa, aby działy się tylko dobrze rzeczy, nie te złe. Jest to rozwiązanie sobowtóra, działające podobnie jak „mechanizm kontroli i równowagi”. Sobowtór Gilgamesza, Enkidu, stanowił jego przeciwwagę. Jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, James Madison, z pewnością podpisałby się pod takim rozwiązaniem. Cztery tysiące lat później przekonywał, że konstytucje powinny być napisane tak, aby „ambicja konkurowała z ambicją”.
Do pierwszego starcia między Gilgameszem i jego sobowtórem doszło, gdy ten pierwszy miał właśnie posiąść kolejną dziewicę. Enkidu zastąpił mu drogę. Zaczęli walczyć. Mimo że Gilgamesz wyszedł z pojedynku cały, jego despotyczna władza i jednoosobowe rządy dobiegły końca. Czy był to początek wolności w Uruk?
Niestety nie. Mechanizm kontroli i równowagi narzucony z góry zazwyczaj nie spełnia swojej roli i tak też było w Uruk. Wkrótce Gilgamesz i Enkidu zawiązali spisek.
W eposie czytamy:
Uścisnęli się i pocałowali. Ujęli się za ręce jak bracia. Chodzili wszędzie ramię w ramię. Stali się prawdziwymi przyjaciółmi.
Następnie zmówili się przeciwko potworowi o imieniu Huwawa, strażnikowi wielkiego lasu cedrowego w Libanie, i zamordowali go. Kiedy bogowie zesłali Byka z Niebios, aby ich ukarał, połączyli siły i jego również pozbawili życia. Wizja wolności, podobnie jak „mechanizmu kontroli i równowagi”, znikła.
Skąd zatem się bierze wolność, jeśli nie z państwa rządzonego przez bliźniaków oraz mechanizmu kontroli i równowagi? Na pewno nie z reżimu al-Asada. I z pewnością nie z anarchii, która narodziła się po rozpadzie Syrii.
Nasza odpowiedź jest prosta: Aby zaprowadzić wolność, potrzeba państwa i prawa. Nie jest ona jednak darem od państwa ani rządzących nim elit. Zwykli ludzie, społeczeństwo, muszą po nią sięgnąć sami. Społeczeństwo musi czuwać i pilnować, aby rząd szerzył wolność, a nie tłamsił ją, tak jak czynił to w Syrii al-Asad przed 2011 rokiem. Do rozkwitu wolności potrzeba zmobilizowanego społeczeństwa, które bierze udział w życiu politycznym, w razie potrzeby protestuje, a gdy jest to możliwe, usuwa rząd drogą głosowania.
Wąski korytarz do wolności
Myślą przewodnią tej książki jest przekonanie, że aby wolność pojawiła się i zakwitła, potrzeba zarówno silnego państwa, jak i społeczeństwa. Silne państwo potrzebne jest, by tłumić wybuchy przemocy, ustanawiać prawa i świadczyć usługi publiczne, które umożliwią ludziom dokonywanie własnych wyborów. Silne, zmobilizowane społeczeństwo ma za zadanie ujarzmić i kontrolować silne państwo. Rozwiązanie sobowtóra oraz zasady kontroli i równowagi nie rozwiązują problemu Gilgamesza, ponieważ bez czujnego społeczeństwa, są one warte nie więcej niż pergamin, na którym je spisano.
Między strachem i represjami zaprowadzanymi przez despotyczne rządy a przemocą i bezprawiem powstałymi pod ich nieobecność biegnie wąski korytarz prowadzący do wolności. To właśnie tam państwo i społeczeństwo wzajemnie się uzupełniają. Równowaga między nimi nie ma być momentem przełomowym. Ma być czymś stałym, codziennym rezultatem wzajemnych zmagań. Zmagania przynoszą efekty. W tym korytarzu państwo i społeczeństwo nie tylko współzawodniczą, ale i współpracują. Współpraca ta daje państwu coraz większe możliwości do tego, by zapewnić społeczeństwu to, czego mu potrzeba, i motywuje społeczeństwo do monitorowania tych poczynań.
Nie nazywamy tego drzwiami, a korytarzem, dlatego że osiągnięcie wolności jest procesem; do ujarzmienia przemocy, ustanowienia i wprowadzenia praw oraz uruchomienia usług publicznych prowadzi długa droga. To proces, ponieważ państwo i elity muszą się przyzwyczaić do kajdan nałożonych im przez społeczeństwo, a poszczególne części tego społeczeństwa muszą się nauczyć współpracować mimo dzielących je różnic.
Korytarz jest wąski, ponieważ nie są to cele łatwe do osiągnięcia. W jaki sposób ujarzmić państwo, którym steruje potężny aparat biurokratyczny, posiadające silną armię i wolną rękę w ustanawianiu praw? Skąd pewność, że państwo, które bierze na siebie coraz więcej obowiązków w tym skomplikowanym świecie, pozostanie nam posłuszne? Jak sprawić, że społeczeństwo będzie ze sobą współpracować, a nie popadać w konflikty wynikające z dzielących je różnic? Jak zapobiec przemianie tych konfliktów w jedną wielką grę o sumie zerowej? Nie są to łatwe pytania. Dlatego właśnie korytarz jest wąski, a przemieszczające się w nim społeczeństwa muszą ponieść daleko idące konsekwencje.
Tego nie da się zaprojektować. Niewielu przywódców, mających wolną wolę w rządzeniu, naprawdę podjęłoby się zaprojektowania wolności. Kiedy państwo i jego elity są zbyt potężne, a społeczeństwo uległe, dlaczego przywódcy mieliby zagwarantować ludziom prawa i wolność? A gdyby nawet tak uczynili, czy obywatele mieliby podstawy zaufać rządzącym, że dotrzymają danego słowa?
Kwestia wolności jest obecna w całej historii wyzwolenia kobiet, od czasów Gilgamesza aż po współczesność. Jaką drogę przebyło społeczeństwo ze stanu, w którym, jak czytamy w eposie, „błona każdej dziewicy (…) należała do niego”, do stanu, w którym kobiety mają już swoje prawa (przynajmniej w niektórych częściach świata)? Czy to możliwe, aby prawa te otrzymały od mężczyzn? Na przykład w Zjednoczonych Emiratach Arabskich działa powołana w 2015 roku Rada ds. Równości Płci ustanowiona przez Muhammada ibna Raszida Al Maktuma, wiceprezydenta i premiera kraju oraz emira Dubaju. Rada ta co roku przyznaje nagrody w takich kategoriach jak „najlepsza organizacja rządowa na rzecz równości płci”, „najlepszy organ federalny wspierający równość płci”, „najlepsza inicjatywa na rzecz równości płci”. Wszystkie nagrody ogłoszone w 2018 roku, wręczone przez samego Maktuma, mają jedną wspólną cechę — każdą z nich otrzymał mężczyzna! Problem z tym rozwiązaniem jest taki, że zostało ono zaprojektowane przez Maktuma bez udziału społeczeństwa i odgórnie narzucone.
Porównajmy to dla kontrastu z bardziej owocną historią praw kobiet, na przykład w Wielkiej Brytanii, gdzie prawa te nie zostały im nadane, lecz same musiały się o nie upomnieć. Kobiety założyły ruch, który stał się później znany pod nazwą sufrażyzmu. Sufrażystki pochodziły z Women’s Social and Political Union (WSPU), brytyjskiego ruchu skupiającego wyłącznie kobiety, założonego w 1903 roku. Nie czekały one, aż ktoś wręczy im nagrodę za „najlepszą inicjatywę na rzecz równości płci”. Zmobilizowały się. Podjęły konkretne działania, zbuntowały się. Podłożyły bombę pod letnią rezydencję ówczesnego kanclerza skarbu, późniejszego premiera Wielkiej Brytanii Davida Lloyda George’a. Protestowały przykute do poręczy przez Pałacem Westminsterskim. Umyślnie nie płaciły podatków, a skazane na więzienie prowadziły strajk głodowy i musiano karmić je siłą.
Emily Davison była jedną z najznamienitszych członkiń ruchu sufrażystek. Dnia 4 czerwca 1913 roku podczas wyścigów konnych Epsom Derby Davison wbiegła na tor wprost przed Anmera, konia należącego do króla Jerzego V. Według niektórych relacji w momencie uderzenia przez konia w ręku trzymała fioletowo-biało-zieloną flagę sufrażystek. Koń upadł i przygniótł ją. Widać to dobrze na fotografii umieszczonej w tej książce. Davison zmarła cztery dni później na skutek odniesionych ran. Pięć lat po tych wydarzeniach kobiety uzyskały prawo do głosowania w wyborach parlamentarnych. Kobiety w Wielkiej Brytanii nie otrzymały praw z rąk wielkodusznych przywódców (mężczyzn). Ich uzyskanie było skutkiem zorganizowanych działań.
Historia wyzwolenia kobiet nie jest w żaden sposób wyjątkowa. Wolność niemal zawsze zależy od tego, czy społeczeństwo potrafi się zmobilizować, przeciwstawić państwu oraz elitom i stanąć w obronie własnych interesów.1. JAK KOŃCZY SIĘ HISTORIA?
Nadchodzi anarchia?
W 1989 roku Francis Fukuyama przewidział „koniec historii” mający charakteryzować się tym, że wszystkie kraje przyjmują polityczną i ekonomiczną strukturę na podobieństwo Stanów Zjednoczonych. Nazwał to „bezkompromisowym zwycięstwem liberalizmu ekonomicznego i politycznego”. Zaledwie pięć lat później Robert Kaplan stworzył radykalnie odmienną wizję przyszłości w artykule zatytułowanym Nadchodząca anarchia. Aby dobrze zilustrować bezprawie i przemoc towarzyszącą anarchii, za konieczne uznał rozpocząć od Afryki Zachodniej:
Afryka Zachodnia staje się symbolem anarchii (…). Choroby, przeludnienie, niczym niesprowokowana przemoc, niedobór surowców, migrujący uchodźcy, postępujący rozpad państw narodowych i zacieranie się granic, przejmowanie władzy przez prywatne armie, przedsiębiorstwa ochroniarskie i kartele narkotykowe to najtrafniejszy opis Afryki Zachodniej. Rejon ten to doskonały przykład problemów, o których często prowadzi się nieprzyjemne rozmowy, a którym nasza cywilizacja będzie wkrótce musiała stawić czoło. Aby składnie przedstawić, jak będzie wyglądała polityczna mapa świata za kilka dekad (…), muszę zacząć od Afryki Zachodniej.
W artykule z 2018 roku pod tytułem Dlaczego technologia faworyzuje tyranię Yuval Noah Harari sformułował kolejną teorię na temat przyszłości, przekonując, że postępy w rozwoju sztucznej inteligencji są zapowiedzią „cyfrowych dyktatur”, w których rządy będą mogły monitorować, kontrolować, a nawet dyktować nam, jak mamy postępować, komunikować się i myśleć.
Historia może więc się skończyć, ale w zupełnie inny sposób, niż wyobrażał to sobie Fukuyama. Ale jak? Demokracją według Fukuyamy, anarchią czy może cyfrową dyktaturą? Sytuacja w Chinach, w których państwo powiększa swoją kontrolę nad internetem, mediami i życiem zwykłych obywateli, sugeruje, że zmierzamy w stronę cyfrowych dyktatur. Jednak najnowsza historia Bliskiego Wschodu i Afryki przypomina nam, że i wizja anarchii nie jest wcale taka przesadzona.
Musimy jednak rozważyć to wszystko w usystematyzowany sposób. Jak zasugerował Kaplan, zacznijmy od Afryki.
Artykuł 15
Linia brzegowa Zatoki Gwinejskiej leżącej u wybrzeży Afryki Zachodniej w pewnym momencie zakręca na południe w stronę Afryki Centralnej. Przepływając obok Gwinei Równikowej, Gabonu i kongijskiego miasta Pointe-Noire, dotrzemy do ujścia rzeki Kongo i znajdziemy się u wejścia do Demokratycznej Republiki Konga, kraju, którego sytuację społeczną uważa się za typowy przykład anarchii. Jedna z kongijskich anegdot głosi, że odkąd kraj uzyskał niepodległość od Belgii w 1960 roku, było w nim sześć konstytucji, ale każda z nich zawierała ten sam Artykuł 15. Dziewiętnastowieczny francuski minister spraw zagranicznych Charles-Maurice Talleyrand powiedział kiedyś, że treść konstytucji powinna być „krótka i niejasna”. Artykuł 15 spełnia te kryteria. Jest zarówno krótki, jak i niejasny; jego treść to po prostu Débrouillez-vous (Radź sobie sam).
O konstytucji zwykło się myśleć, że jest to dokument, który zawiera listę obowiązków i praw obywateli państw. Państwa powinny rozwiązywać konflikty powstałe między ich obywatelami, chronić ich oraz zapewniać kluczowe świadczenia publiczne takie jak edukacja, ochrona zdrowia oraz infrastruktura, których pojedynczy obywatele nie są w stanie zapewniać sobie sami. Konstytucja nie powinna brzmieć: Débrouillez-vous.
Wspomniane wyżej odniesienie do Artykułu 15 to dowcip. W konstytucji Konga taki zapis nie istnieje. Bardzo by jednak do niej pasował. Kongijczycy radzą sobie sami co najmniej od czasu odzyskania niepodległości w 1960 roku (wcześniej sytuacja była jeszcze trudniejsza). Ich państwo nie podołało większości zadań, jakie powinno wykonać, a jego władza nie obejmuje większości terytorium kraju. Większość instytucji takich jak sądy, przychodnie lekarskie, szkoły, również infrastruktura drogowa, znajduje się w stanie agonalnym. Morderstwa, kradzieże, szantaż i zastraszanie to kongijska codzienność. Podczas szalejącej w Kongu w latach 1998-2003 wielkiej wojny afrykańskiej życie i tak już udręczonych Kongijczyków zamieniło się w istne piekło. Przypuszcza się, że śmierć poniosło pięć milionów ludzi; byli mordowani, konali z głodu i chorób.
Nawet podczas pokoju państwo nie było w stanie zapewnić tego, co rzeczywiście gwarantowała konstytucja. Artykuł 16 mówi:
Każdy ma prawo do życia, integralności fizycznej i rozwoju osobistego wedle własnej woli, pod warunkiem przestrzegania praw i respektowania porządku publicznego, praw innych i moralności publicznej.
Tymczasem w większości leżącego na wschodzie kraju regionu Kivu rządy sprawują grupy rebeliantów i wojowników, którzy rabują, nękają i mordują obywateli, rozkradając bogactwa naturalne państwa.
A jak rzeczywiście brzmi Artykuł 15 kongijskiej konstytucji? Zaczyna się od słów: „Na państwie spoczywa odpowiedzialność za likwidację przemocy seksualnej (…)”. Tymczasem w 2010 roku jeden z przedstawicieli Organizacji Narodów Zjednoczonych opisał kraj jako „światową stolicę gwałtu”.
Kongijczycy są zdani na siebie. Débrouillez-vous.
Opowieść o dominacji
Owo hasło pasuje nie tylko do Kongijczyków. Jeśli cofniemy się na północ wzdłuż wybrzeży Zatoki Gwinejskiej, znajdziemy się w miejscu, które zdaje się być najlepszym podsumowaniem mrocznej wizji przyszłości Kaplana: w Lagos, przemysłowej stolicy Nigerii. Kaplan pisał o tym mieście: „Przestępczość, zanieczyszczenie i przeludnienie czynią z niego prawdziwe cliché par excellence przemysłowego zacofania trzeciego świata”.
Jak pisał Kaplan, w 1994 roku Nigeria znajdowała się pod kontrolą armii, a jej prezydentem był generał Sani Abacha. Abacha nie uważał, żeby jego zadaniem było bezstronne rozwiązywanie konfliktów czy stawanie w obronie Nigeryjczyków. Skupiał się na mordowaniu swoich przeciwników i konfiskowaniu bogactwa naturalnego kraju. Szacuje się, że okradł swoje państwo na co najmniej trzy i pół miliarda dolarów.
Mapa 1. Afryka Zachodnia: historyczne królestwo Asante, Yorubaland i Tivland, oraz trasa, którą Wole Soyinka przebył z Kotonu do Lagos
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki