- W empik go
Watykański spisek - ebook
Watykański spisek - ebook
Watykan, 1998 rok. Na czele Kościoła Katolickiego staje nowy papież, jednak nie wszyscy są zadowoleni z tego wyboru. Czwórka kardynałów pochodzących z różnych stron świata zakłada stowarzyszenie, które ma na celu zdyskredytowanie Stolicy Apostolskiej. Pod przykrywką działalności dobroczynnej każdy z nich rozwija własne, nie do końca legalne interesy, jednocześnie szykując spisek wymierzony w Ojca Świętego. Niespodziewana śmierć kamerlinga sprawia jednak, że członkowie stowarzyszenia nie mogą już spać spokojnie. Najwyraźniej ktoś odkrył ich tajny plan… Ile będą gotowi poświęcić, by doprowadzić go do końca?
Mateusz Piechulski
Urodził się w 1995 roku w Szczercowie pod Bełchatowem. Jest absolwentem administracji Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie. Interesuje się historią, prawem i sportem. Uwielbia seriale kryminalne oraz filmy sensacyjne. Uważa, że najlepszym i nieprzemijającym źródłem przekazu jest książka. Już w liceum podjął próbę napisania pierwszej powieści. Po zakończeniu studiów i znalezieniu zatrudnienia wrócił do swojej dawnej pasji.
„Watykański spisek” jest jego debiutem literackim.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-793-8 |
Rozmiar pliku: | 547 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I znowu trzeba wybrać się w kolejną podróż. Po śmierci papieża z całego świata zjeżdżają się kardynałowie i hierarchowie kościelni, aby zebrać się podczas konklawe i wybrać nową głowę Kościoła. Nienawidzę tych podróży. Odrywają mnie od spraw, które pociągają mnie najbardziej – zbiórki pieniędzy w jakikolwiek sposób. Nie wiem, do czego będą mi kiedyś potrzebne. Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Przyszłość jest taka skomplikowana i niezrozumiała. Lepiej o niej nie myśleć. Kiedyś może, gdy będę stary, przyjdzie mi do głowy to rozważyć. Teraz zajmę się tym, co zrobić jest mi przykazane. Na razie jadę na to kolejne konklawe. W jednym z hoteli na terenie Watykanu melduje się czterech kardynałów i jeden hierarcha z różnych stron świata; teoretycznie o różnych charakterach, o różnych zwyczajach i tradycjach, ale przyświeca im jeden cel – dobro Kościoła, jakkolwiek to rozumieć. Ten hotel będzie też od dzisiaj moim przystankiem na czas wyjazdu.
Pierwszy z przyjezdnych to kardynał Juan Marquez z Chile, drugi – kardynał Uricho Makatashi z Japonii, trzeci to niemiecki kardynał, jeden z _preferiti,_ Marcus Lomer, a czwarty to kardynał z Senegalu – Josh Marongo. Towarzyszy im biskup ze Szwajcarii, skarbnik szwajcarskiego Kościoła, Hans Boehme.
Po czterech dniach obrad w kaplicy sykstyńskiej dochodzi do wyboru kardynała z Hiszpanii, Marca Bosque, który przybiera imię Marek VIII.
Nieusatysfakcjonowana z decyzji kolegium grupa wyżej wymienionych księży spotyka się na tajnym spotkaniu, na którym przygotowuje jedną z największych intryg w historii Kościoła i nowoczesnego świata. Wtedy jeszcze kardynałowie nie wiedzą, że w wyniku tego działania podpisali na siebie wyrok śmierci.
Funkcja fikcyjna stworzona na potrzeby książki.SIERPIEŃ 1998 ROKU
Każdy z kardynałów wrócił do swojego kraju i zaczął wprowadzać w życie plan, który zmieni w przyszłości postrzeganie Kościoła katolickiego jako organizacji i jednej z największych religii świata.
Kardynał Juan Marquez był nie tylko księdzem, ale też społecznikiem niezostawiającym ludzi w potrzebie, jednocześnie wyznającym zasadę: „Lepiej dać ludziom wędkę, żeby sobie ryb nałowili, niż dawać za darmo pełen kosz ryb, nie oczekując nic w zamian”. Jak to mówią, danego za darmo człowiek nie poszanuje, a to, na co musi zapracować, wkładając swój wysiłek i czas, będzie szanował.
Chilijczycy, ludzie niezwykle mili, ale też dumni – w dobrym tego słowa znaczeniu, bardzo ucieszyli się na wieść o tym, że kardynał Marquez, z zamiłowania rolnik, zakupił tysiąc hektarów ziemi pod uprawę swych dwóch ukochanych warzyw – papryki i pomidorów. Ludzie krzyczeli z radości: „_Viva Marquez, viva Chile!_”. A wiwatowali nie bez powodu. W Chile panował kryzys gospodarczy, a ten gigantyczny zakup kardynała dawał wielu Chilijczykom szanse na lepszy byt. „Bo choć ksiądz serce miał wielkie, to sakwę pustą”. I choć wielu myślało, że ta inicjatywa była słuszna, kryła się za tym ciemna strona działań kardynała i jedna z głównych gałęzi intrygi uknutej kilka miesięcy wcześniej w hotelu na terenie Watykanu.
W La Serena kardynał miał swojego zaufanego człowieka, Carlosa, który pilnował nie tylko codziennych administracyjnych spraw związanych z działaniami na rzecz Kościoła w kraju, a też jako jedyny został wprowadzony przez Marqueza w szczegóły plantacji i cel, jaki mu przyświeca, a jest on naprawdę niezwykły i taki, o który nikt by szanowanego duchownego nie podejrzewał. Kardynał żył skromnie, a praktycznie całe zarobione pieniądze z upraw przekazywał na różne organizacje charytatywne z całego świata. Głównie jednak trafiały one do organizacji w Niemczech, Japonii, Senegalu i Szwajcarii.
W tym samym czasie kardynał Makatashi założył organizację osób pragnących odtworzenia grup rycerzy samurajów w dawnym kształcie. To stanowiłoby powrót do historii i tradycji w szybko rozwijającej się gospodarce japońskiej, jak przystało na czwartą największą gospodarkę świata. Oprócz podtrzymywania tradycji stawiano także na naukę. Osoby należące do organizacji uczyły się tu języków obcych, zawodów. Umiejętności zarabiania pieniędzy uczył ich sam kardynał, który miał do tego niezwykłą smykałkę jako doktor ekonomii, bardzo szanowany w Tokio. W rzeczywistości jednak organizacja miała na celu inne zadanie, o którym wiedział jedynie kardynał i jego towarzysze z tajnego spotkania w Watykanie.
Kardynał oprócz wspierania działalności charytatywnych oraz prowadzenia organizacji miał też pewną słabość. Było to upodobanie do gier hazardowych – szczególnie gra na giełdzie.
Niby nic niezwykłego, że człowiek gra na giełdzie, ale ksiądz? Tym bardziej szanowany kardynał? Ale i to kardynał Makatashi przewidział. W młodości podczas studiów, zanim postanowił wstąpić do seminarium, poznał na ulicy człowieka o imieniu Tara. Mężczyzna genialnie fałszował wszelkie dokumenty. Dla niego utworzenie nowej tożsamości to jak splunąć. Makatashi z tego skorzystał i gdy tylko mógł, wymykał się z elegancko urządzonej plebanii w parafii na obrzeżach Tokio, zmieniał się w Harato Tomaraki – dostojnego dżentelmena z teczką. Elegancki dżentelmen zawdzięczał wszystko oszczędnościom życia, prócz tego jego ojciec Kanto zostawił mu niedawno spory spadek.
Harato dzięki grze na giełdzie przez lata dorobił się gigantycznego majątku. Zawdzięczał to jednak wyłącznie swojemu instynktowi i umiejętnościom inwestowania w takie firmy, które jak większość uważała, musiały przynieść straty. On w sposób wręcz magiczny wyciągał zyski sięgające wielu milionów jenów. Pieniądze zarobione przelewał od razu na konta w bankach na całym świecie, a zarządzanych przez jednego człowieka, który występował pod pseudonimem Henry.
O Henrym w zasadzie nikt nic nie wiedział, oprócz tego, że na co dzień mieszkał w Szwajcarii.
Harato po powrocie z giełdy i przelaniu pieniędzy do Henry’ego, z których dziwnym trafem duża część wracała w postaci darowizn na konta w Senegalu, Chile, Japonii i Niemczech, zamieniał się z powrotem w księdza, a obecnie już w kardynała Makatashiego, który sumiennie, z pełnym zaangażowaniem pełnił swoją posługę i wiódł – jak na kardynała w jednym z bogatszych krajów świata – dość zwykłe i niebudzące podejrzeń życie.
W tym samym czasie w Chile kardynał Marquez podczas jednej z wielu konferencji prasowych, na której tłumaczył się, że intencja, jaka kierowała nim przy zakładaniu plantacji, to wsparcie Chilijczyków i samej gospodarki kraju, został zapytany przez jednego z dziennikarzy:
– Księże kardynale Marquez, dlaczego wszystkie pieniądze zarobione na uprawie pomidorów i papryki przekazuje ksiądz kardynał na cele charytatywne, nawet na organizacje, których ksiądz kardynał nie zna. Przecież te pieniądze się księdzu należą, podatki ksiądz płaci, więc dlaczego?
– A czy Bóg nie nakazał się dzielić? – spytał nieco zszokowany i zmieszany kardynał.
Dziennikarz trochę skrępowany i zawstydzony odpowiedzią kardynała powiedział, jednocześnie kontrując, jak na prawdziwego dziennikarza przystało:
– Tak, ale to jest zarobek księdza kardynała. Z obserwacji widać, że wiedzie ksiądz kardynał skromne życie. Jestem ciekaw, bo nie jest to dla mnie zrozumiałe, dlaczego ksiądz kardynał żyje skromnie, lecz nie wspomaga swoich bliźnich na miejscu tylko gdzieś na świecie, na przykład w Senegalu?
– Mnie wystarczy tylko to, co mam – odpowiedział kardynał. – Nie potrzebuję luksusów, grunt, że mam pod dostatkiem swej ukochanej papryki i nie sądzę, żeby moi współpracownicy czy podwładni w kraju byli zwolennikami życia w przepychu, cokolwiek by to miało znaczyć. Jestem wyznawcą doktryny, zgodnie z którą składałem śluby kapłańskie i tego się trzymam, trzymałem i trzymać będę. Czy ta odpowiedź pana satysfakcjonuje?
– Tak – stwierdził dziennikarz – lecz sądzę, że kryje się za tym coś innego.
Kardynał westchnął lekko poirytowany, lecz z uśmiechem odpowiedział:
– Ma pan takie prawo, ale ja wiem swoje. Dla mnie się liczy tylko to, że papryka dobrze rośnie.
Wtedy jeszcze dziennikarz nie zdawał sobie sprawy z tego, jak blisko był prawdy.
Kardynał Marquez tą odpowiedzią chyba zaspokoił ciekawość praktycznie wszystkich dziennikarzy i tak zwanych ciekawskich, bo przez następne miesiące nikt nie dręczył go pytaniami. Mógł dzięki temu zająć się rozwojem plantacji i dotowaniem kolejnych szlachetnych inicjatyw. A co, jeśli się domyślą, a co, jeśli mnie złapią? – przechodziło mu często przez myśl. Dlatego więc kilka miesięcy po owej konferencji postanowił za pośrednictwem tajemniczego Henry’ego, który wspierał także kardynała Makatashiego, wysłać list do Senegalu do kardynała Josha Marongo, aby poinformować go o problemach i wątpliwościach, które go dręczą.
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_