Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wbrew sobie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wbrew sobie - ebook

Siedem lat minęło od tragicznego wypadku, w którym Emily straciła brata. Mimo dręczących ją wyrzutów sumienia i poczucia winy, podsycanego dodatkowo przez matkę, dziewczyna stara się na nowo poukładać swoje życie. Ma jej w tym pomóc posada asystentki w Cole Enterprise, największej w Stanach Zjednoczonych firmie produkującej gry komputerowe. Spełnienie marzeń zawodowych staje się jednocześnie dla Emily źródłem kolejnych zmartwień. Jej przełożony, Jake Cole, okazuje się bowiem aroganckim i cynicznym draniem. Co gorsza, Emily zaczyna darzyć go uczuciem, jakiego zdecydowanie powinna się wystrzegać wobec swojego szefa… Wkrótce dziewczyna odkryje, że łączy ich więcej, niż kiedykolwiek mogłaby przypuszczać: Jake, podobnie jak ona, nosi w sobie ślady bolesnych wydarzeń sprzed lat, które sprawiły, że otoczył się murem nieufności. Czy Emily znajdzie sposób, by go skruszyć?

– Ja…
Chciałam przeprosić, ale gdy widzę jego wykrzywioną twarz i oczy pełne gniewu, krew zaczyna buzować mi w żyłach.
– Musiałeś we mnie wjeżdżać? – wypalam szybko.
Zdaję sobie sprawę z tego, że chyba miałam czerwone światło i nie powinnam wbiegać na jezdnię, ale muszę wylać gdzieś całą swoją frustrację, a ten przypadkowy facet to najlepsza okazja. I tak pewnie już go nigdy nie zobaczę.
– Serio? Nagle to moja wina? – Wyrzuca gniewnie ręce w górę. Jego szczęka sztywnieje, a na czole dostrzegam pulsującą niebezpiecznie żyłkę. Zaraz nastąpi niekontrolowany wybuch. Bomba atomowa puszczona na Hiroszimę to przy tym pikuś. Zresztą wygląda na takiego, co nie jest w stanie okazać żadnej innej emocji prócz gniewu.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8313-534-2
Rozmiar pliku: 996 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Nowy Jork, 7 lat wcześniej

Indie chwyta mnie za ramię i ciągnie w stronę drzwi prowadzących do akademika. Niechętnie wlokę się tuż za nią. Nogi mówią stanowczo nie, ale ciało i tak robi swoje. Nie miałam najmniejszej ochoty zjawiać się na tej dziwnej imprezie.

Mogłabym wymyśleć sto powodów, by tutaj nie przychodzić, i może tylko jeden, by finalnie przekroczyć próg tego zapyziałego akademika. Jeden z wielu powodów przeciw? John – chłopak, z którym zerwałam dwa miesiące temu. Ten facet jest tak cholernie upierdliwy, że jeśli jeszcze raz zobaczę jego irytującą gębę, pójdę do sądu i zażądam zakazu zbliżania się. Jeszcze do wczoraj wydzwaniał do mnie i błagał o spotkanie.

Po moim trupie.

– Musimy iść akurat tam? Chodźmy do innego akademika. Przecież to Nowy Jork, tutaj jest imprez od cholery i jeszcze trochę – proszę, bo to jedyna rzecz, jaką teraz mogę zrobić. Ściskam jej rękę, patrząc na nią błagalnym wzrokiem. Mam nadzieję, że gdy dostrzeże, jak bardzo nie chcę tutaj być, zlituje się nade mną i odpuści. Na chwilę zapominam, że ta dziewczyna nie zna słowa kompromis.

Przewróciła oczami.

– Stanowczo nie! Musimy iść właśnie tam. Em, zrób to dla mnie, pięknie proszę. – Ostatni wyraz przeciąga specjalnie tak, by dodać do zdania niepotrzebnego dramatyzmu. Indie to niezaprzeczalna królowa dramatów. Ona je uwielbia. Zawsze tak było. Trzepocze teatralnie rzęsami, a jej policzki nadymają się jak u małego dziecka.

Serio?

Najwidoczniej zapomniała, że jej metody działają na wszyst­­­­kich, tylko nie na mnie. W końcu po tylu latach znajomości uodporniłam się na wszystko, co mówi i robi, i niektóre jej akcje traktuję po prostu z przymrużeniem oka.

– Nie chce mi się oglądać gęby tego irytującego dupka – kwituję szybko niczym błyskawica. Niestety to dla niej wciąż za mało, bo jej lewa brew unosi się zdecydowanie za wysoko.

To znaczy jedno: moja wymówka nie jest wystarczająco dobra.

Nie wiem, co zrobiłam w poprzednim życiu, ale to na pewno było coś strasznego. Może zmasakrowałam jakąś większą wioskę? Inaczej nie stałabym przed tym cuchnącym budynkiem.

– Zobaczysz, że będzie super. Może poznasz jakieś ciacho i w końcu porządnie się zabawisz.

Tak, jasne. Za mało mi dramatów i porypanych związków na jeden miesiąc. Oczywiście muszę znaleźć sobie kolejnego dupka. W sumie tylko takich przyciągam. Emily Stoner – lep na gnojków.

Oto ja.

Indie szarpie mnie za ramię i wciąga do środka. Moim oczom ukazuje się dokładnie to, czego się spodziewałam. Wszędzie jest pełno siwego dymu. Można w nim utonąć. Do nosa dociera zapach marihuany. Tłumię jęk. Właśnie wdepnęłam w największe gówno na ziemi, a najgorsze jest to, że nie mam innego wyjścia, jak tylko zostać i dotrzymać Indie towarzystwa. Zaciskam zęby i ruszam przed siebie. Nie muszę wspominać, że po drodze potykam się o jakąś puszkę po wypitym piwie i prawie zaliczam glebę.

Na szczęście prawie.

Kaszlę i macham ręką, by odgonić dym. Nawet nie chce mi się zerkać w stronę Indie. Chciałabym zwinąć się stąd jak najszybciej.

Oczywiste jest to, że pierwszą znajomą osobą, na którą wpadam, okazuje się ostatnia osoba, którą chciałabym kiedykolwiek ponownie zobaczyć. Gnojek na radarze.

– Emily, przyszłaś.

Z tego, co mi wiadomo, impreza zaczęła się niecałą godzinę temu, ale John zaczął swoją pijacką eskapadę zdecydowanie wcześniej. Ma błyszczące oczy i bełkotliwy głos. To z pewnością nie zwiastuje niczego dobrego. To nigdy nie zwiastowało niczego dobrego.

– No przyszłam – mówię lekceważąco i mijam go, ciągnąc Indie za rękę do kuchni. Muszę coś wypić, bo na trzeźwo nie przeżyję tej imprezy. To jest pewne, potwierdzone info.

– Poczekaj!

Mężczyzna podbiega na tych swoich krótkich nóżkach. Rzucam mu gniewne spojrzenie. W myślach wymierzam sobie kopniaka, bo nie mam pojęcia, co ja kiedykolwiek mogłam w nim widzieć. Nie jest niesamowicie przystojny, wysoki zresztą też nie. Ja mam długie blond włosy i niebieskie oczy. Nie uznaję się za wyjątkową piękność, raczej powiedziałabym, że jestem po prostu ładna. Bez żadnych większych rewelacji.

Mój wzrost?

No cóż. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jestem wyższa niż przeciętna kobieta, więc dostaję czasami propozycje z różnych agencji modelek. Jestem jednak za leniwa, by zostać jedną z takich dziewczyn. Kto chciałby odmawiać sobie wszystkiego, byleby tylko wylądować na okładce jakiegoś głupiego czasopisma. Na pewno nie ja.

A wracając do mojego irytującego byłego – jesteśmy prawie tego samego wzrostu, co sprawia, że naprawdę zaczynam się zastanawiać, co w nim widziałam. Ja uwielbiam wyższych facetów. Jak większość kobiet. Jego jedyną zaletą było chyba to, że w łóżku wychodziło mu niespodziewanie dobrze. To jednak nie było dla mnie na tyle ważne, by utrzymywać tę dziwną znajomość.

– John, jesteśmy zajęte, więc wiesz… Zjeżdżaj stąd. – Indie macha na niego ręką, mając nadzieję, że załapie, że go nie chcemy.

On jednak nigdy nie był zbytnio pojętny. No patrzcie, kolejny minus. Szanujmy się, dziewczyny.

– Możesz mi przypomnieć, jak mogłaś się z nim umawiać? Nigdy tego nie zrozumiem. – Puka mnie w czoło.

Witaj w klubie, bo ja sama nie potrafię tego zrozumieć.

Wzruszam ramionami, posyłając jej wymuszony uśmiech. Wchodzimy do kuchni i gdy przekraczamy próg pomieszczenia, poznaję powód, dla którego tak bardzo chciała dzisiaj tutaj przyjść. Ten powód mierzy prawie dwa metry wzrostu, jest wysoki, seksowny i gra w uczelnianej drużynie koszy­karskiej. I zaliczył ponad połowę kobiet na uczelni. Świetnie.

Oczy Indie rozjaśniają się na jego widok.

Juhu! Ależ ze mnie szczęściara, że mogłam tutaj z nią przyjść (dla niewtajemniczonych: to jest sarkazm).

Chichoczę jak nawiedzona dziunia i kończę dopiero wtedy, gdy oczy wszystkich zwracają się w moją stronę. Czas się uspokoić i pozbierać fakty do kupy. Wychodzi na to, że mam robić za piąte koło u wozu. Zaiste piękny początek niezapomnianego wieczoru.

Kiwam głową do chłopaka, po czym bez słowa podchodzę do stolika, przy którym nalewam sobie piwo do kubka. Muszę zebrać się w sobie i jakoś przeżyć tę imprezę bez odruchów wymiotnych. Widząc roześmianą twarz Indie, uśmiecham się do niej sztywno. Jest jednak w takiej ekstazie, że nawet tego nie zauważa.

Przynajmniej ona dobrze się bawi.

– Nie przejmujcie się mną. Ja sobie jakoś poradzę. – Głową wskazuję większy stół, na którym znajduje się alkohol mocniejszy niż piwo. Piwo jest za słabe. Klepię ją po plecach, dodając otuchy. – Powodzenia, dziewczyno – szepczę Indie do ucha.

Jej uśmiech wynagradza mi wszystko. Od kiedy po raz pierwszy spotkałyśmy się na placu zabaw, gdy miałyśmy osiem lat, jesteśmy nierozłączne. Wszędzie razem chodzimy, wszystkie kłopoty i problemy rozwiązujemy razem. Zresztą wpakowywanie się w nie też wychodzi nam nie najgorzej. Jesteśmy jak siostry, chociaż nie biologiczne.

– Dziękuję, kocham cię. – Całuje mnie w policzek.

Odpowiadam jej bezgłośnie to samo, po czym każda z nas idzie w swoją stronę.

***

Okay.

To zdecydowanie nie był najlepszy pomysł, by tutaj przychodzić. Minęły jakieś dwie godziny, a ja czuję się, jakbym wypiła dwa litry wódki zamiast czterech drinków. Moja głowa staje się ciężka. Rozsiadam się wygodnie na kanapie, mając nadzieję, że pozostanie pusta przez jak najdłuższy czas. Pragnę pobyć sama ze sobą i nie chcę, żeby ktoś przerwał mi moją romantyczną randkę.

Rozglądam się po pomieszczeniu, ale nigdzie nie widzę Indie. Wzdycham poirytowana. Dobrze wiedzieć, że chociaż jedna z nas dobrze się tutaj bawi.

Gdy kładę pusty kubeczek na stolik, czuję, że kanapa unosi się na tyle wysoko, że ja aż na niej podskakuję. Odwracam głowę, a po moim ciele przechodzą dreszcze, gdy widzę osobę, która niezdarnie przysuwa się do mnie. Najwyraźniej życie jest mu bardzo niemiłe.

– John.

Moja irytacja sięga zenitu, kiedy spoglądam na jego pijacką gębę. Mimo że jestem już dosyć wstawiona, widzę, że on jest w dużo gorszym stanie. Opiera się plecami o tylną część kanapy i patrzy na mnie, jakbym była smaczną przekąską.

– Kochanie, możemy porozmawiać? – bełkocze tak mało zrozumiale, że nawet nie wiem, co chce mi przekazać. Nie dopominam się, żeby powtórzył, bo tak naprawdę mam to gdzieś. Rzucam mu gniewne spojrzenie, po czym próbuję wstać. „Próbuję” to słowo klucz, bo niestety chwieję się na nogach i upadam z powrotem na swoje miejsce. Nagle okazało się, że ta kanapa ma niespodziewaną zdolność przyciągania.

Wzdycham sfrustrowana. Kątem oka widzę, że mój niezbyt uroczy stalker chce coś powiedzieć, bo otwiera niezgrabnie usta. Gdyby był choć o połowę przystojniejszy i mniej irytujący, może bym go wysłuchała. Teraz jednak nie mam na to ochoty. Właśnie dlatego postanawiam zareagować i uciszyć go już na samym początku.

– Daj sobie spokój.

Zatrzymuję go, wystawiając dłoń w jego stronę, by w końcu przymknął się raz na zawsze. Chodziłam z wieloma chłopakami, ale tak irytującego typa moje oczy jeszcze nigdy nie widziały. Zbieram się w sobie i znowu próbuję wstać. Na szczęście tym razem łapię balans i udaje mi się ruszyć z tego przeklętego miejsca. On jednak jak na złość wstaje za mną i chwyta mnie za nadgarstek.

– Nie! – mówię szorstko. Gdybym wiedziała, że po alkoholu jest tak nieznośny, nigdy bym nie wchodziła w ten durnowaty związek. Niestety nie zdążyłam poznać go od tej strony, więc moje zdziwienie tą sytuacją jest w pełni wytłumaczalne. Tak przynajmniej sobie wmawiam.

– No daj spokój, przecież było nam naprawdę dobrze.

Próbuję wyrwać swoją dłoń z jego uścisku. On jednak jest silniejszy.

Znowu.

– Nie udawaj już takiej niedostępnej. Przecież oboje wiemy, jaka jest prawda, co nie? – Na jego ustach pojawia się szyderczy uśmieszek.

Zaraz wybuchnę niczym bomba atomowa, a jego szczątki porozrzucam po całym Nowym Jorku. Rozglądam się po pomieszczeniu. No super. Niby jest tłoczno, a jednak wszyscy mają mnie gdzieś i nikt nic nie zrobi.

Witamy w amerykańskim akademiku.

Próbuję się bronić. On jednak ciągnie mnie za nadgarstek w ustronniejsze miejsce.

– Zostaw mnie, dupku – warczę przez zaciśnięte zęby.

Niestety (tak jak myślałam) to daje tyle, co zdrapywanie paznokciami farby ze ściany. Jedno wielkie nic. Rzuca mną o ścianę i kładzie ręce po obu stronach mojej głowy.

– Daj spokój, tylko jeden całus. Tęskniłem za tymi usteczkami. – Przysuwa się do mojej twarzy i przeciera opuszką palca moje wargi.

Chce mi się rzygać. Z jego ust cuchnie piwem i wódką. On cały śmierdzi, jakby wychował się w gorzelni. Próbuje mnie pocałować, ale tym razem jestem zarówno szybsza, jak i trzeźwiejsza. Odwracam głowę w drugą stronę. To sprawia, że w nim uruchamia się agresor. Chwyta mnie za nadgarstek. Dosyć mocno. Jego nozdrza zaczynają falować ze złości. Bąka coś pod nosem i ponownie próbuje mnie pocałować. Gdy już przymierzam się do kopnięcia go w klejnoty, kilka metrów dalej słyszę głęboki męski głos.

– Gościu, nie widzisz? Ta dziewczyna nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Ślepy by to zauważył!

Na szczęście w tym tłumie ludzi nieposiadających jakichkolwiek ludzkich odruchów znalazł się ktoś, kto ma choć odrobinę przyzwoitości, by zainterweniować. Chwała mu.

John odsuwa się ode mnie, mierząc nieznajomego pogardliwym wzrokiem.

– A ty jesteś, przepraszam, kim?

– Kimś, kto zaraz połamie ci nos, jeśli nie odejdziesz stąd po dobroci.

Mój natrętny były ewidentnie się peszy, gdy w końcu dostrzega w całości mojego wybawcę. W porównaniu z nim i jego postawną sylwetką, John jest zwykłym chucherkiem. Macha lekceważąco ręką, bełkocze coś w stylu, że nie jestem warta aż takiego zachodu, i odchodzi. Nastaje cisza. Idealnie, bo potrzebuję chwili, by odzyskać równowagę i zmysły.

– Dzięki za ratunek. – Uśmiecham się do mojego obrońcy.

Mrużę oczy, dostrzegając w końcu w całej krasie chłopaka, który uratował mnie niczym książę na białym rumaku. Rzeczony książę okazuje się nieziemski. Wysoki brunet z pięknymi, brązowymi jak czekolada oczami. Pomimo chłopięcej urody jego kości policzkowe są ostro zarysowane, co dodaje mu aury młodego, gniewnego mężczyzny. Jest gładko ogolony. Włosy ma lekko kręcone, seksownie zmierzwione. Jego sylwetka jest boska. Biała koszulka opina się na brzuchu tak, że widać zarys mięśni. Pięknych, twardych mięśni – aż prosi się, by dodać. Widać, że chłopak odwiedza siłownię dosyć regularnie, ale nie jest przesadnie napakowany. Wygląda jak sportowiec.

Muszę się uspokoić. Muszę się uspokoić.

Chyba jeszcze nie wspominałam, że moją słabością są przystojni sportowcy? No to teraz wspominam. Łatwo się zadurzam, ale i szybko mi przechodzi. Na szczęście.

– Nie ma problemu. Uważaj na siebie następnym razem.

Wzrusza ramionami i odchodzi, a ja w dalszym ciągu stoję w tym samym miejscu i nie potrafię ogarnąć swojego ciała. Moje policzki płoną żywym ogniem. Nie jest dobrze. Mija kilka sekund, nim wracam do świata żywych. Potrząsam ramionami i uderzam się lekko w policzki, by oprzytomnieć. Biorę szybki wdech i wydech, po czym wracam do pomieszczenia. Rozglądam się nerwowo po pokoju. Jeżeli zobaczę Johna, to natychmiast stąd spadam. To moje postanowienie nienoworoczne.

Na szczęście nie ma po nim śladu. Może znalazł sobie nową ofiarę.

Mam nadzieję.

Zaciskam dłonie w pięści, przypominając sobie, co stało się kilka minut temu. Mam to gdzieś. Już wystarczająco wycierpiałam. Wyciągam telefon i wybieram numer brata. Tak jak myślałam, odzywa się po trzech sygnałach.

– Co tam, mała?

Wychodzę na zewnątrz, by lepiej go słyszeć. To jednak nic nie daje, bo muzyka jest za głośna. Zatykam sobie lewe ucho.

– Killy, przyjedziesz po mnie? Proszę!

– Gdzie cię znowu wywiało? Przecież mówiłem ci, żebyś dała sobie spokój z tymi durnowatymi imprezami – mówi stanowczo, a ja wzdycham, słysząc rozczarowanie w jego głosie.

Już niejednokrotnie ratował moją dupę i po mnie przyjeżdżał. Nie jestem osobą, która lubi siedzieć całe dnie w domu i czytać książki albo uczyć się. Jestem raczej typem dziewczyny, która lubi się zabawić, napić i poznać nowych ludzi. Dlatego bardzo rzadko spędzam weekendy w domu.

Mieszkam z rodzicami i bratem, więc już nieraz najadłam się wstydu, gdy Kilian przywoził mnie z imprez w stanie bardzo wątpliwym. Wtedy rodzice zawsze na drugi dzień próbowali przemówić mi do rozsądku. Nigdy im się to nie udało, więc w pewnym momencie po prostu przestali mnie pouczać. Wszystko było dobrze, dopóki miałam dobre oceny na studiach. Iście beztroskie wychowanie.

– Wiem, że to było głupie, ale Indie chciała spotkać się na tej imprezie z chłopakiem, którego niedawno poznała. Nie miałam serca jej odmówić. – Odchodzę jeszcze odrobinę od akademika, bo muzyka jest tak głośna, że nie słyszę własnych myśli.

– Teraz nie mogę. Obiecałem Sam romantyczną kolację. Za chwilę wychodzimy.

Odsuwam telefon od ucha i patrzę na wyświetlacz. Cudnie.

Podsumujmy: jest dziesiąta, na dworze jest ciemno jak cholera, co oznacza, że zostaje mi tylko taksówka. Do tego zaczyna lekko pizgać.

Przykładam telefon bliżej ucha, szukając portfela. Akurat w tym samym momencie słyszę grzmot, a kilka sekund później na moją sukienkę spada pierwsza kropla deszczu. Odruchowo wbiegam pod pobliskie drzewo.

Świetnie. Jeszcze tego cholernego deszczu brakowało.

Wyciągam portfel. Wzdycham z jękiem, gdy widzę, że nie wystarczy mi nawet na kromkę chleba, a co dopiero na taxi w samym centrum pieprzonego Manhattanu.

– Braciszku, proszę. Wzięłabym taksówkę, ale nie mam forsy. Zresztą nie chcę tutaj być ani minuty dłużej, bo John zaczął się do mnie dostawiać w ten niefajny sposób. – Wiem, że to zagranie było nie fair, ale właśnie taka jestem. Manipulatorka. Dobrze wiedziałam, że gdy Kilian dowie się o tym incydencie, od razu rzuci się do auta i przyjedzie.

Właśnie taki był.

Skoczyłby za mną w ogień. W końcu był moim starszym braciszkiem. Zawsze bronił mnie przed innymi. Ja to niestety często wykorzystywałam.

– Ten psychol? Mówiłem ci, że będą z nim jeszcze problemy. Zaraz będę, wyślij mi pinezkę – odpowiada bez wahania, a na moje usta wypełza szeroki uśmiech. Dopięłam swego!

– Dziękuję i obiecuję, że kończę z tymi durnymi imprezami – mówię zadowolona z efektu końcowego naszej rozmowy. Rozłączam się, wchodzę w aplikację, po czym wysyłam bratu swoją lokalizację. Wracam w pośpiechu do akademika. Rozglądam się za Indie. Kamień spada mi z serca, gdy widzę ją na drugim końcu pokoju. Bez namysłu zmierzam w jej kierunku.

– Indie, przepraszam, ale ja jadę już do domu – mówię jej do ucha, próbując przekrzyczeć muzykę.

– Coś się stało?

Widzę zaniepokojenie na jej twarzy, więc postanawiam nie opowiadać jej o pijackiej historii związanej z takim jednym dupkiem.

– Nie, nic takiego, ale strasznie boli mnie głowa. Jedziesz ze mną?

– Nie, ja jeszcze chwilę zostanę, jeśli nie masz nic przeciwko – krzyczy, próbując przebić się przez głośną muzykę. Na jej ustach pojawia się zadziorny uśmieszek.

Okay, nie wtrącam się.

Po jej roześmianej, rozanielonej twarzy i zmierzwionych włosach widzę, że w przeciwieństwie do mnie ona bawi się tu wyśmienicie. Poklepuję ją po ramieniu i cmokam szybko w policzek.

– Bawcie się dobrze, dzieciaczki. Tylko pamiętajcie o gumkach. – Puszczam do niej oczko, a ona parska śmiechem.

***

Cała mokra wślizguję się w pośpiechu do auta.

– Dziękuję, braciszku.

Całuję go w policzek i rozsiadam się wygodnie na fotelu pasażera.

– Powiedź, że nie żartowałaś, gdy mówiłaś, że skończysz z tymi durnymi imprezami. Mam nadzieję, że wyciągniesz z dzisiejszej sytuacji jakieś wnioski – mówi ostro. Jest zdenerwowany.

Wzdycham.

Zaczyna się. Po raz kolejny.

Mimo że Kilian jest ode mnie starszy tylko o dwa lata, ciągle mnie poucza. Jest naprawdę kochany, ale nieraz też tak bardzo irytujący. Chyba zapomniał, że ledwo rok temu sam dużo imprezował. Przynajmniej dopóki nie zaczął spotykać się z Samanthą.

– No daj już spokój!

Zapinam pasy. Kilian rusza z miejsca i włącza się do ruchu. Na zewnątrz zaczyna coraz mocniej padać. Tak mocno, że właściwie nic nie widać przez przednią szybę. Deszcz uderza o maskę auta, a po moim ciele przechodzą ciarki. Nagle przed oczami przelatują mi te wszystkie filmowe sceny, w których ktoś umiera w wypadku samochodowym, bo leje jak z cebra. Niedobrze.

– Emily – mówi ostrzegawczo.

Fajnie braciszku, że pamiętasz, jak mam na imię. Ugh!

– To nie moja wina, że trafiam na samych debili – mówię z goryczą w głosie, a w odpowiedzi dostaję jego sarkastyczny śmiech.

– A kogo? Moja? – Odwraca nieznacznie głowę w moim kierunku i mierzy mnie wściekłym spojrzeniem. – Na świecie jest tylu fajnych facetów, a ty uganiasz się za samymi bezmózgami. Nie stać cię na więcej?

Oficjalnie zaczynam gotować się w środku. Wchodzę powoli w fazę trzeźwienia, więc jestem bardziej nerwowa niż zwykle. Przegryzam dolną wargę. Mimo że kocham tego faceta, nieraz mam ochotę go zabić.

– Czy ty możesz w końcu dać mi święty spokój? Zapomniał wół, jak cielęciem był – warczę zirytowana, odwracając głowę w drugą stronę. Zaciskam i rozluźniam dłonie, by się uspokoić. Niestety to nic nie daje, bo z sekundy na sekundę robię się coraz bardziej poddenerwowana. – Możesz zatrzymać się na poboczu, bo leje jak z cebra? Nie chcę mieć wypadku – piszczę przestraszona.

Widzę jego zaciśnięte dłonie na kierownicy i drgającą dolną wargę. No i szykuje się awantura.

Trzy, dwa, jeden… start!

– Ja jestem kierowcą, więc ja decyduję, co robimy – mówi stanowczo podniesionym głosem.

Zaciskam palce na obiciu fotela. Wydaje mi się, że zamiast zwolnić, to przyśpieszamy, a na zewnątrz robi się coraz gorzej.

– Możesz, kochany braciszku, przenieść naszą kłótnię w czasie? Tak najlepiej do chwili, aż będziemy w domu?

Kręci przecząco głową. Moje serce przyśpiesza bicie, a pra­­­­wa dłoń nieznacznie drży. Wjeżdżamy na skrzyżowanie i zatrzymujemy się tuż przed sygnalizacją świetlną. Zapala się czerwone światło.

– Emily, nie możesz zrozumieć, że martwimy się o ciebie? Wszyscy.

Rzucam mu gniewne spojrzenie, parskając z oburzeniem.

– Ta, rodzice na pewno – prycham cicho pod nosem. Tak, rodzice na pewno są mną tak przejęci, że biedni nie mogą spać po nocach. Znam ich już na tyle dobrze, że niestety wiem, jaka jest prawda.

Kilka sekund później włącza się zielone światło. Wjeżdżamy na skrzyżowanie. Mrużę oczy, bo od strony brata zaczynają razić mnie oślepiające światła jakiegoś samochodu. Nie muszę dodawać, że rzeczone auto jedzie prosto na nas. Mimo że z jego strony jest czerwone światło, ono nie zwalnia. Zaczyna ogarniać mnie strach. Na moim czole pojawia się pot.

– Killian, uważaj. – Próbuję ostrzec brata, ale mój głos jest tak cichy i przerażony, że Killian najpewniej mnie nie słyszy.

On dostrzega pędzące auto zdecydowanie za późno. Kilka razy wciska klakson, ale to nic nie daje.

Zamykam odruchowo oczy i przegryzam wewnętrzną stronę policzka. Nigdy nie sądziłam, że dane mi będzie umrzeć tak młodo. Chciałam poznać porządnego chłopaka. Chciałam, by moi rodzice widzieli, jak rektor wręcza mi dyplom ukończenia studiów. Chciałam, by w końcu byli ze mnie dumni. Indie i ja planowałyśmy w następnym roku jechać na nasze wymarzone wakacje do Hiszpanii. Przerażona, zerkam w stronę Kiliana. Przecież on też jest młody, też ma całe życie przed sobą. To sekundy.

Nawet nie wiem, kiedy przestaję oddychać. W momencie gdy słyszę klaksony, głośny hałas i uderzenie, nastaje ciemność. Nic więcej nie pamiętam. Nawet bicia własnego serca.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: