Wdowa po lekarzu - ebook
Wdowa po lekarzu - ebook
Kochałam mojego męża, doktora drew devlina, ale mnie zdradził. A teraz już nie żyje.
Kiedy wkładam klucz do zamka i otwieram drzwi do luksusowego, nowego domu, który kupiłam za pieniądze z polisy ubezpieczeniowej Drew, jestem przekonana, że najgorsze dni mam już za sobą. Mój sekret jest bezpieczny i nie mogę się doczekać, by czerpać pełnymi garściami z nowego bogactwa i wolności.
To wtedy poznaję przystojnego Rogera. Nie szukałam związku, ale kiedy spędzamy wieczory, sącząc wino na moim tarasie, zdaję sobie sprawę, że ten mężczyzna jest tym, czego teraz potrzebuję. Roger w niczym nie przypomina Drew, jest spontaniczny i romantyczny. A przede wszystkim jest szczery.
Roger sądzi, że jestem zamożną, samotną kobietą. Myli się oczywiście, bo nie wie o mnie wszystkiego...
Jednak pewnej nocy, kiedy leżymy przytuleni w łóżku, Roger mówi coś, co mrozi mi krew w żyłach. Przypuszczam, że zna prawdę o moim życiu, w którym byłam żoną lekarza.
Zrobię wszystko, by moja przeszłość mnie nie dopadła... Ale czy Roger naprawdę jest tym, za kogo się podaje? Czy moje życie jest teraz w niebezpieczeństwie?
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8357-787-6 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy policjanci wyważyli moje drzwi wejściowe i wpadli z impetem do środka, naprawdę wierzyli, że udało się im mnie dopaść.
Wparowali przez nowe drzwi prowadzące do wnętrza drogiego domu, który kupiłam całkiem niedawno. Kiedy regulowałam wszystkie płatności wobec agenta nieruchomości i odbierałam klucze, nie miałam pojęcia, że w mojej pięknej posiadłości wkrótce zaroi się od gliniarzy.
A tak właśnie się stało.
Kilkanaścioro mężczyzn i kobiet, wszyscy ubrani w czarno-białe mundury, gotowi założyć kajdanki na moje nadgarstki i wyprowadzić mnie do jednego z oczekujących na zewnątrz pojazdów na oczach sąsiadów, którzy gapili się na tę nieprzyjemną scenę, rozgrywającą się w cichej alejce bogatej dzielnicy.
Taki przynajmniej mieli plan. Jak to jednak miało ostatnio miejsce, plany policji zwykle różniły się znacznie od moich własnych.
Podczas gdy buciory funkcjonariuszy deptały mój nowy pluszowy dywan, ja znajdowałam się wiele kilometrów dalej, w zupełnie innej części kraju, co okazało się szczęśliwe dla mnie i pechowe dla nich. Kiedy otworzyli świeżo polakierowane drzwi i zbadali pomalowane niedawno pomieszczenia, po mnie nie było ani śladu, co oznaczało, że ich przełożeni nie będą zbyt zadowoleni, gdy dotrze do nich wiadomość o nieudanym aresztowaniu. Podczas gdy cała nieruchomość, za którą ledwie dwa tygodnie temu zapłaciłam blisko milion funtów, była plądrowana w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek, które mogłyby podpowiedzieć policji, gdzie przebywała jej właścicielka, ja właśnie planowałam to, po co zasadniczo się tam zjawili.
Postanowiłam pójść do więzienia.
Jednak podobnie jak w większości innych spraw w moim życiu, zdecydowałam się zrobić to wyłącznie na własnych warunkach.
Kiedy zakończono przeszukiwanie mojego domu i policjanci wrócili do samochodów z pustymi rękami, moi sąsiedzi rozeszli się powoli do siebie. Niektórzy odczuli zapewne ulgę, że nie doszło do żadnego aresztowania w pobliżu ich miejsca zamieszkania, pozostali byli jednak zawiedzeni, że nie zostali świadkami ekscytującego show, które mogło się rozegrać tuż za ich progiem.
Czy było mi przykro, że ich zawiodłam? Czy żałowałam, że nie było mnie w domu i nie zapewniłam im możliwości poplotkowania na ten temat?
Wiedziałaś, że przyjechała policja, żeby aresztować naszą nową sąsiadkę Fern?
Co twoim zdaniem zrobiła?
Słyszałam, że zamordowała swojego męża i prawie uszło jej to na sucho. Myślisz, że to prawda?
Czytałam, że zabiła kogoś jeszcze.
Serio? Nie sprawiała wrażenia morderczyni.
Sama nie wiem, nie można osądzać książki po okładce.
Tak najprawdopodobniej brzmiały niektóre rozmowy za zamkniętymi drzwiami na mojej ulicy krótko po tym, jak prawie wszyscy funkcjonariusze wrócili na posterunek. Zadanie pary, która została na miejscu, było proste. Mieli po prostu siedzieć w aucie i obserwować dom na wypadek, gdybym zdecydowała się do niego wrócić. W takiej sytuacji powinni skontaktować się ze swoim kolegami, którzy natychmiast przyjadą, żeby mnie zatrzymać.
Ale czy ja w ogóle zamierzałam wrócić? Czy może po raz kolejny miałam okazać się dla nich zbyt sprytna?
To miało się jeszcze okazać. Byłam kobietą wielu talentów, ale przewidywanie przyszłości niestety do nich nie należało. Na razie wiem to, co wydarzyło się w przeszłości.
Byłam niegdyś partnerką Drew Devlina, popularnego i szanowanego mężczyzny.
Byłam żoną lekarza i miałam prawie wszystko, czego pragnęłam.
Potem usłyszałam kłamstwo i można chyba powiedzieć, że w tamtym momencie sprawy wymknęły się spod kontroli.
Teraz kiedy Drew już nie ma na tym świecie, wszystko wygląda zupełnie inaczej.
Sprawy mają się zupełnie inaczej, bo jestem obecnie wdową po lekarzu.1
FERN
Moje świeżo wymanikiurowane paznokcie wyglądają kapitalnie, kiedy kładę dłonie na pokrytej skórą kierownicy mojego nowego samochodu. Czekając na zielone światło, zerkam przez okno od strony kierowcy na przemykających zatłoczoną ulicą przechodniów. Mogę powiedzieć o nich jedno – każdy chce, jak najszybciej dostać się do celu.
Ale nie dotrą tam tak szybko, jak ja.
Kiedy samochody przede mną ruszają, naciskam łagodnie pedał gazu i znów sunę przez centrum Manchesteru autem, które kupiłam dosłownie tydzień wcześniej. Najbardziej jednak ekscytują mnie klucze, po których odbiór właśnie jadę – choć emocje związane z moim nowym środkiem transportu zdążyły już nieco osłabnąć, z pewnością będą się one utrzymywały znacznie dłużej w przypadku oszałamiającego domu, do którego zamierzam się wprowadzić.
Blask słońca odbijający się od szklanych fasad części wieżowców w mieście wpada na moment do wnętrza mojego samochodu, ale już po chwili znów jestem w cieniu jednego z budynków. Przemieszczam się przez zatłoczoną okolicę, a ludzie wokół mnie starają się dotrzeć na czas do pracy. W takich chwilach jak ta staram się odczuwać wdzięczność za to, że nie muszę korzystać z komunikacji miejskiej. Nie muszę również nikomu podlegać i cierpliwie oczekiwać na wypłatę pod koniec miesiąca. Wdzięczność ta mogłaby już w zasadzie wyparować, bo od dawna nigdzie nie pracowałam, ale jednak nie wyparowała i mam nadzieję, że to się nigdy nie stanie.
To właśnie Drew Devlin sprawił, że mogłam się nie przejmować poszukiwaniem pracy. Ten przystojny lekarz znalazł się w moim życiu niespodziewanie, zawrócił mi w głowie i wsunął mi na palec pierścionek. Po ślubie zapewnił mnie, że mogę odejść z pracy i w pełni się zrelaksować, ponieważ przy jego zarobkach pieniądze nie stanowiły żadnego problemu. Nie mylił się i rzeczywiście przez kilka pierwszych lat naszego małżeństwa cieszyłam się statusem żony lekarza i wszystkimi związanymi z tym przywilejami. Bankietami. Wakacjami. Wyrazem podziwu na twarzach ludzi, kiedy Drew informował ich, czym zajmuje się na co dzień. Stałam wtedy obok niego, trzymając go pod rękę i uśmiechałam się, ponieważ spośród wszystkich kobiet na świecie to ja wygrałam tego niezwykłego mężczyznę. Radowało mnie bycie sobą – Fern Devlin – żoną, przyjaciółką, niewinną i szczerą członkinią społeczności. Nigdy nie prosiłam, żeby zdradził mnie z Alice. Nigdy nie prosiłam, żebyśmy się przeprowadzili do Arberness, miejsca, które zaproponował, ponieważ ona przeniosła się tam pierwsza. A już na pewno nigdy nie prosiłam o wszystkie mroczne i destrukcyjne myśli o zemście, które zagnieździły się w związku z tym wszystkim w mojej głowie. Teraz Drew już nie było, a ja zostałam sama po jego przedwczesnej śmierci, cztery miesiące temu.
Mimo wszystko…
Jestem zdecydowanie lepszą wdową po lekarzu niż żoną lekarza, którą byłam.
Zauważyłam przed sobą budynek eleganckiej agencji nieruchomości i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu miejsca parkingowego. Każdy, kto chciałby zostawić tutaj pojazd, musiałby oczywiście zapłacić wysoką stawkę za parkowanie lub zaryzykować narażenie się na konsekwencje nałożone przez nadgorliwego kontrolera parkingowego, ale ja – jak zwykle – znalazłam sposób by być ponad prawem. Byłam klientką agencji nieruchomości, a więc kwalifikowałam się do zaparkowania auta tuż przed wejściem, w miejscu zarezerwowanym wyłącznie dla płacących klientów. A ja naturalnie takim byłam. Kwota, która opuściła dziś moje konto bankowe, pozwoliłaby parkować wszystkim mieszkańcom miasta przez najbliższy rok.
Wysiadłam z mojego stylowego mercedesa i podeszłam do drzwi wejściowych, ubrana w równie stylowy strój – czerwoną, żakardową sukienkę, szpilki i designerską torebkę – który przyciąga spojrzenia dwóch mijanych po drodze kobiet. Nacisnąwszy przycisk zamykający drzwi na pilocie, wrzucam kluczyki do torebki i wchodzę do środka, niecierpliwiąc się już na myśl o odebraniu kluczy do domu. Uśmiecham się do recepcjonistki, która mnie wita i nie mam już wątpliwości, że mnie tutaj oczekiwała.
– Tędy proszę, pani Devlin – mówi jasnowłosa dziewczyna, a ja podążam za nią. Jej gładka skóra wzbudza we mnie lekką zazdrość, bo jest młodsza ode mnie o co najmniej dziesięć lat, ale ona pewnie zazdrości mi nieruchomości, której właścicielką mam lada chwila zostać.
Odnoszę wrażenie, że nie jest w tym osamotniona – kiedy mijamy kilka biurek w dużym, otwartym biurze, czuję na sobie spojrzenia facetów w garniturach, którzy unoszą na moment wzrok znad telefonów i laptopów. Z pewnością myślą dokładnie to samo.
Zamiast sprzedawać całymi dniami te wypasione domy, mógłbym zamieszkać w jednym z nich.
Nie mam wątpliwości, że ci ludzie są dobrze opłacani dzięki prowizjom za nieziemską pracę, którą wykonują, sprzedając cholernie drogie domy w tym mieście, ale przyszłam tu, żeby spotkać się z facetem, który siedzi w prywatnym gabinecie na skraju biura i wkrótce zainkasuje soczystą kwotę za sprzedaż mojego domu. Nazywa się Keegan i unosi wzrok znad dokumentów, kiedy wchodzę do pomieszczenia. Na jego grubo ciosanej twarzy wykwita uśmiech.
– Pani Devlin. Jakże się cieszę. I w samą porę, dziękuję za szybkie pojawienie się!
Wstaje pospiesznie zza mahoniowego biurka i wyciąga w moją stronę prawą dłoń. Ściskam ją, a on proponuje mi fotel i pyta, czy życzę sobie coś do picia. Dziękuję mu i wyjaśniam, że osiągnęłam już dziś dzienny limit kofeiny, więc kawa odpada, jeśli mam dziś zasnąć.
– Dobrze, może zatem lampka szampana? – pyta Keegan, zaskakując mnie. Szybko udowadnia, że nie był to żart, gdyż podchodzi do małej chłodziarki stojącej w kącie gabinetu i wyjmuje butelkę przeznaczoną zapewne na takie okazje, jak dzisiejsza.
– Och nie, dziękuję. Przyjechałam samochodem – tłumaczę, postanawiając nie wspominać o tym, że kiedy odbiorę klucze do mojego nowego domu i wejdę do środka, otwarcie butelki szampana znajdzie się na czele mojej listy. Pomijam również fakt, że wolałabym się napić sama, a nie w towarzystwie Keegana.
– W porządku, przejdźmy zatem do sedna, żebyśmy nie musieli tego dłużej opóźniać – mówi, po czym siada i poprawia czarny krawat, spoczywający na idealnie wyprasowanej koszuli. – Przelew znalazł się na koncie i wszystko po naszej stronie zostało już dopięte na ostatni guzik, a to oznacza, że pozostało już tylko kilka formalności i będzie mogła pani ruszać w drogę.
Keegan przesuwa w moją stronę kartkę papieru i prosi, żebym zapoznała się z treścią, zanim złożę podpis. Kiedy czytam, otwiera szufladę biurka i wyjmuje srebrny klucz, na który z taką niecierpliwością czekałam. Robię to, o co mnie poprosił – analizuję dokument i upewniam się, że mówi o tym, za co właśnie zapłaciłam.
Rezydencja FairView, Foxgreen Crescent, Hale, Manchester – 975 000 funtów
Zapoznając się pobieżnie z żargonem prawnym pod nazwą nieruchomości, którą zakupiłam, zauważam, że pozostało tylko moje potwierdzenie, bo agencja nieruchomości wykonała wszelkie czynności niezbędne do realizacji transakcji. Z satysfakcją podnoszę niebieski długopis leżący na biurku Keegana i składam podpis nad wykropkowaną linią u dołu. Teraz pozostała już tylko jedna rzecz.
– No i gotowe, pani Devlin. Gratuluję i mam nadzieję, że będzie pani zadowolona ze swojego nowego domu.
Klucz, który ląduje w mojej dłoni, wydaje się dość chłodny. Prawie tak chłodny, jak tamten, który pasował do drzwi mojego poprzedniego domu, położonego wiele kilometrów na północ od tego miejsca, w malowniczej wsi Arberness, tuż pod szkocką granicą. Tamtego dnia było mi zimno, bo wiedziałam, że wprowadzam się do niego tylko po to, żeby ugłaskać swojego męża. Wiedziałam jednak, że zakończy się to źle dla wszystkich, których to dotyczy. Zrobiłam to, jednak zagrałam według nieswoich zasad i oto jestem tutaj. To kolejny krok, by oddalić się jeszcze bardziej od doktora Drew Devlina i poczuć się lepiej w kolejnym rozdziale mojego życia.
– Dziękuję bardzo za pomoc – odpowiadam Keeganowi z uśmiechem na twarzy. – Zapewniam, że będę pana polecała wszystkim moim znajomym, którzy będą rozważali przeprowadzkę w przyszłości.
Keegan się uśmiecha z wdzięcznością i odprowadza mnie do drzwi. Przecinam z dumą całe biuro i wychodzę na ulicę, gotowa wyruszyć w drogę. Kiedy grzebię w torebce w poszukiwaniu kluczyków, słyszę dzwoniący telefon, a po zerknięciu na ekran widzę na nim wyświetlone imię.
Roger.
To jeszcze jeden powód do uśmiechu tego wspaniałego dnia. Chętnie opóźnię wyprawę do nowego domu o kilka minut, które poświęcę nowemu mężczyźnie w moim życiu.
– Hej – rzucam wesoło, odebrawszy połączenie.
– Dzień dobry, piękna. Jak się dziś czujesz? Udało się wszystko załatwić w agencji?
Głos Rogera i jego słowa wypełniają mnie ciepłem. Nazywa mnie piękną. Pyta, jak mija mi dzień. I zapamiętał, że dziś miałam umówione spotkanie w agencji nieruchomości. Innymi słowy – zależy mu na mnie.
Szkoda, że nie mogłam powiedzieć tego samego o moim poprzednim partnerze.
– Wszystko dobrze. Właśnie odebrałam klucz – odpowiadam, zerkając na mały przedmiot, który wciąż ściskam w dłoni.
– Fantastycznie! Zasłużyłaś na gratulacje! Co powiesz na drinka dziś wieczorem? Myślę, że powinniśmy to uczcić.
Podoba mi się ta propozycja, ale mam jeszcze lepszą.
– Drink to świetny pomysł, ale nie wychodźmy dziś nigdzie. Chcę się nacieszyć swoim nowym domem. Może po prostu wpadniesz i będziesz cieszyć się ze mną?
Roger błyskawicznie chwyta sugestię i natychmiast przyjmuje moje zaproszenie, dodając, że przyjedzie zaraz po pracy i że nie może się już doczekać. Nie wątpię w to, kończąc rozmowę, bo choć jego dzień w pracy jest zapewne interesujący, z pewnością wiele brakuje mu do spotkania z szampanem i późniejszymi przyjemnościami.
Poruszając się jeszcze bardziej dynamicznym krokiem, niż kiedy szłam w stronę wejścia do agencji, docieram do samochodu, wsiadam do niego i opuszczam wyznaczone miejsce parkingowe. Macham do stojącego na końcu ulicy kontrolera parkingowego, bo dziś nie wystawi mi żadnej kary. Jadę przez miasto, rozmyślając o tym, jak udało mi się uniknąć kilku innych kar za to, co kiedyś zrobiłam, a mam świadomość, że byłyby one znacznie bardziej dotkliwe niż mandat za nieopłacone parkowanie.
To dziwne, bo stare powiedzenie mówi, że zbrodnia nie popłaca.
Gdyby osoba, która wypowiedziała te słowa, znała prawdę.
Jestem przekonana, że w moim przypadku się opłaciło, a mój nowy dom jest tego dowodem.2
GREG
Jestem sprzedawcą i w ciągu dnia wykonuję wiele telefonów. Ale to ten ostatni wciąż rezonuje w mojej głowie, kiedy staram się wrócić myślami do obowiązków w pracy. Dzieje się tak dlatego, że ta rozmowa nie miała charakteru służbowego, a przynajmniej nie dotyczyła pracy, za którą mi płacą. W jej trakcie musiałem się znów wcielić w niejakiego „Rogera”, fikcyjną postać, której rolę przyjąłem w ramach poszukiwania okruchów prawdy dotyczącej Fern, byłej żony mojego dawnego przyjaciela, Drew.
Odkładam telefon na blat i prostuję się na swoim tanim, biurowym krześle. Rzadko siedzę za biurkiem, bo przez większość czasu jeżdżę po północno-zachodniej części Anglii, by spotykać się z klientami, dziś jednak trafił mi się dzień związany z „poszukiwaniem potencjalnych odbiorców”. Oznacza to tyle, że powinienem prowadzić teraz rozmowy biznesowe, umawiać spotkania i robić wszystko, co niezbędne, by realizować transakcje w imieniu mojego pracodawcy, ponieważ pracuję na bazie prowizji, a nie stałej pensji. Nie robię tego jednak. Rozmyślam o Fern i o tym, jak za kilka godzin będę sączył z nią szampana i komplementował jej piękny, nowy dom.
Dom, który moim zdaniem kupiła za krwawe pieniądze.
Wieść o śmierci Drew, mężczyzny, z którym wielokrotnie grywałem w tenisa i który został moim bliskim przyjacielem, zanim niespodziewanie opuścił Manchester, by rozpocząć nowe życie w Arberness, była bardziej niż szokująca. Miałem świadomość, że znany lekarz obracał się w obszernych kręgach społecznych, ja z kolei nigdy nie miałem zbyt wielu przyjaciół. Z tego właśnie powodu tak ceniłem moją relację z Drew. Zawsze czekałem na nasze cotygodniowe mecze tenisowe i męskie rozmowy później w pubie. Nigdy nie zawracałem mu głowy w weekendy, świadom, że siedzi pewnie na kolacji z innymi lekarzami i ludźmi, z którymi zapewne bym się nie dogadał, ale nie przeszkadzało mi to specjalnie. Jeden czy dwa wieczory na korcie w ciągu tygodnia musiały mi wystarczyć, ponieważ zapewniały mi nie tylko mentalne odprężenie, którego tak potrzebowałem po pracy, ale także ćwiczenia fizyczne, które ktoś taki jak Drew zaleciłby pewnie każdemu ze swoich pacjentów. Nie smuciło mnie, że byłem bardziej związany z Drew niż on ze mną, cieszyłem się po prostu, że w ogóle mogę być w jego kręgu znajomych. Potrafił dotrzeć do ludzi, dysponował prawdziwą charyzmą. Jestem przekonany, że jego żona była nim równie oczarowana, jak wszyscy inni, choć nigdy jej nie poznałem. Nie miałbym nic przeciwko temu, ale nie zamierzałem tego proponować, a Drew nigdy nie zaprosił mnie do siebie do domu. Wydawał się zadowolony ze spotkań ze swoim kumplem od ćwiczeń, a ja się na to godziłem. Mężczyźni funkcjonują inaczej niż kobiety, prawda? Nie zostają z dnia na dzień najlepszymi przyjaciółmi i nie dzielą się intymnymi szczegółami ze swojego życia tak często, jak to możliwe. Zachowują raczej odpowiedni dystans i tak właśnie funkcjonowaliśmy, ja i Drew.
Brakowało mi go i to nie dlatego, że nie postawiłem nogi na korcie tenisowym od jego wyprowadzki i lekko przytyłem. Brakowało mi go, bo był nie tylko fajnym facetem, ale kimś stale obecnym w moim życiu, a ja byłem samotnikiem, który cieszył się z możliwości regularnego oglądania znajomej twarzy. I choć byłem szczerze wstrząśnięty, usłyszawszy w wiadomościach o jego śmierci, bardziej zaniepokoiło mnie to, że jako jedna z niewielu osób na tym świecie uznałem, że jego śmierć nie była aż tak przypadkowa, jak mogłoby się wydawać.
Oficjalny werdykt systemu sprawiedliwości brzmi tak, że Drew został zamordowany przez Alice, kobietę, z którą miał romans i za którą przeprowadził się do Arberness, choć wówczas nikt o tym romansie nie wiedział. Nie miał o nim pojęcia Rory, partner Alice, ani tym bardziej Fern, partnerka Drew. Prokuratura doszła najwyraźniej do wniosku, że Drew i Alice wznowili na krótko swoją relację, po czym Alice postanowiła, że nie zamierza dłużej igrać z ogniem i zdradzać swojego partnera. Wtedy zaplanowała zamordowanie Drew i usunięcie go w ten sposób ze swojego skomplikowanego życia. Kiedy ciało lekarza zostało odnalezione na plaży wraz z kilkoma obciążającymi dowodami, które łączyły Alice ze zbrodnią, kobieta została aresztowana i skazana za zabójstwo po uznaniu jej winy przez ławę przysięgłych. Teraz tkwi w więzieniu, sprawiedliwości najwyraźniej stało się zadość, a cała reszta żyje dalej.
Ale czy to jest rzeczywiście aż tak proste?
Wypuszczam powietrze z płuc, postanawiając zmarnować jeszcze więcej czasu tego dnia na myślenie o Fern. To nawyk, który dość szybko stał się obsesją.
Ciasnemu pomieszczeniu w moim marnym mieszkaniu daleko do modnego baru, w którym siedziałem trzy miesiące temu, kiedy poznałem Fern Devlin. Choć dziś jest dość nudny poniedziałek, ale wtedy był to pełny emocji, piątkowy wieczór, a ja, podobnie jak wiele innych osób, świętowałem początek weekendu. Była tam jednak tylko jedna osoba, z którą rozmową byłem żywo zainteresowany – zauważyłem Fern siedzącą samotnie przy drinku, przedstawiłem się fałszywym imieniem, a reszta, jak to mówią, jest już historią. Spotykamy się od tamtej pory, choć Fern w dość przebiegły sposób postanowiła zachować nasz kwitnący „romans” w tajemnicy. Powtarza mi, że obawia się ludzi, którzy zauważą, że w tak krótkim czasie znalazła sobie kogoś po Drew. Jednak powiedziała mi także, że nie ma żadnych zasad mówiących o tym, jak wdowa powinna dostosowywać się do nowej sytuacji w życiu i choć niektóre kobiety decydują się na wieloletnią samotność, inne postanawiają jak najszybciej dokonać zmian, żeby w ten sposób poradzić sobie z uczuciem straty. Fern wybrała oczywiście tę drugą opcję i jest szczęśliwa z facetem po zaledwie kilku miesiącach od śmierci męża. Twierdzi, że w ten sposób czuje się lepiej i radzi sobie ze smutkiem. Jednak, jak w przypadku wielu rzeczy, które wzbudzają moje podejrzenia w tej kobiecie, to wszystko, o czym mi mówi, ma drugie dno. Czy naprawdę jest w żałobie po Drew, czy cieszy się z jego odejścia z tego świata? Czy dowiedziała się o jego romansie przed jego śmiercią, czy po niej? I czy jedynym powodem, dla którego nie powiedziała o mnie swojej rodzinie i znajomym, nie jest chęć spowolnienia tempa rozwoju naszego związku, a podejrzenia, których mogliby nabrać ludzie, gdyby pomyśleli, że śmierć jej męża nie wywarła na niej żadnego wrażenia?
Te pytania wciąż pozostają bez odpowiedzi, ale jedno jest pewne.
Odejście Drew wywarło na nią pozytywny wpływ.
Jednym z najbardziej zauważalnych skutków jest lukratywna polisa ubezpieczeniowa, do której Fern zyskała dostęp, kiedy sprawa dotycząca śmierci jej męża została wyjaśniona w sądzie. Nie znam konkretnej kwoty, którą otrzymała, ale zważywszy na to, że Drew był człowiekiem odnoszącym duże sukcesy w pracy, na dodatek mądrym, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju inwestycje i ubezpieczenia, z pewnością nie jest ona niska.
Z pewnością jej wyznacznikiem jest to, co wdowa po nim sobie ostatnio kupiła.
Nowy samochód. Nowe ciuchy. Nowe torebki. Nowe paznokcie. To wszystko jeszcze zanim odebrała klucz do nowego domu, który kosztował fortunę. Widziałem jego zdjęcia w sieci i jest naprawdę wielki. Do tego dochodzi położenie: w części miasta słynącej z nieruchomości należących do wielu piłkarzy i byłych gwiazd muzyki pop. Nie ma się co dziwić, że agencja, której zlecono jego sprzedaż, wyznaczyła za niego taką kwotę. Teraz Fern jest jego prawowitą właścicielką, która może swobodnie korzystać z ubezpieczenia po Drew, podczas gdy on leży sześć stóp pod ziemią.
Nie byłoby z tym większego problemu, gdyby zmarł w okolicznościach wykraczających poza kontrolę Fern. Gdyby była lojalną, kochającą żoną, za którą wszyscy ją uważali i tak byłaby uprawniona do każdego pensa.
Ale czy taką żoną była?
Choć poświęciłem mnóstwo czasu na rozważania na ten temat w ciągu ostatnich kilku miesięcy, stopniowo zbliżając się do niej, wciąż nie przybliżyłem się ani o krok do ostatecznej odpowiedzi. Mam swoje podejrzenia, związane z tym, co powiedział mi Drew pewnego wieczoru po grze w tenisa. Kiedy Fern przyłapała go na pisaniu z inną kobietą, pisaniu całkiem niewinnym, mógłbym dodać, ta wręcz eksplodowała i zaskoczyła swojego męża siłą swojego gniewu. Jestem chyba jedyną osobą, która słyszała o tym incydencie między nimi, gdyż wątpię, żeby Fern była gotowa dzielić się nim z przyjaciółkami, a to oznacza, że tylko ja wiem, jaka potrafi być zazdrosna i jak łatwo traci nad sobą panowanie.
Moim zdaniem ta zazdrość i gniew mają coś wspólnego ze śmiercią Drew, dlatego podjąłem się misji odkrycia prawdy dotyczącej tego, co się wydarzyło w Arberness. Na razie jednak muszę pozostać cierpliwy, a co najważniejsze, nie wyprowadzić jej z przekonania, że jestem uroczym facetem, którego poznała w barze w pewien piątkowy wieczór i który zapewnia jej chwile wytchnienia od myślenia o stracie.
Nie mogę powiedzieć, że bawi mnie wcielanie się w „Rogera” i zdecydowanie wolałbym pozostać sobą, ale nie jest to dobrym pomysłem, skoro mam być blisko Fern. Gdyby się dowiedziała, że jestem dawnym znajomym jej męża, z pewnością nie pozwoliłaby mi tak bardzo się do niej zbliżyć. Szczególnie jeśli ma coś do ukrycia w sprawie jego śmierci, o czym jestem święcie przekonany. Do tej pory jednak udało mi się ją oszukać i zamierzam to utrzymać, dopóki nie znajdę tego, czego szukam. A będzie to jedna z dwóch rzeczy.
Pierwsza, dowody na popełnione przez nią przestępstwo.
Druga, nawet lepsza, przyznanie się, do którego mogłoby dojść, kiedy już całkiem ulegnie mojemu urokowi i nie będzie miała powodów, żeby mi nie ufać.
Zanim do tego dojdzie, muszę odgrywać rolę, w której w ostatnim czasie się szkolę. Zamierzam codziennie dzwonić i pisać do Fern, żeby się dowiedzieć, jak się czuje i co u niej słychać. Będę jej powtarzał, jaka jest piękna i jak cenię sobie spędzany z nią czas, gwarantując jednocześnie, że nie pożałuje, jeśli zgodzi się na kolejne randki. Wzniosę nawet toast za te szczęśliwe okoliczności, jak ta, którą świętuje dzisiaj, ponieważ niebawem będę trącał się z nią kieliszkiem szampana i sączył chłodny trunek, komplementując jej wspaniały, nowy dom.
Posunę się do tego i wielu innych rzeczy, jeśli pozwoli mi to zapewnić sprawiedliwość dla mojego zmarłego przyjaciela. Nie mogę powiedzieć, że przebywanie w towarzystwie Fern jest przyjemnością, nie w sytuacji, kiedy podejrzewam ją o popełnienie zbrodni. Oczywiście jest kobietą interesującą, kontaktową i atrakcyjną, co z pewnością zauroczyło w swoim czasie Drew, wciąż jednak staram się pamiętać, że chodzi w tym o coś zupełnie innego. Drew mnie ostrzegał i dlatego jestem przekonany, że Fern ma coś wspólnego z tym, co naprawdę wydarzyło się w Arberness. Dlatego też muszę pozostawać czujny w jej obecności. Fern jest sprytna, ale ja również i prowadzimy bardzo niebezpieczną grę. Nie różni się to specjalnie od tego, w co grał z nią Drew. On także miał przed nią tajemnice, ale w jego przypadku ta niebezpieczna gra okazała się śmiertelna.
Czy to samo czeka mnie?
Muszę wyrzucić to pytanie z głowy, jeśli zamierzam ujawnić prawdę.
Co tak naprawdę przytrafiło się Drew Devlinowi?
Policja uważa, że zna prawdę, ale moim zdaniem jest zupełnie inaczej.
Kluczem do uzyskania odpowiedzi na to pytanie jest ta wdowa.3
FERN
Dom prezentuje się jeszcze okazalej niż ostatnim razem, kiedy go widziałam. Parkuję samochód na przestronnym podjeździe, który pomieściłby w razie potrzeby jeszcze dwa kolejne. Moje odczucie wynika zapewne z faktu, że ostatnim razem byłam tutaj w roli potencjalnego nabywcy.
Teraz jestem jego właścicielką.
Emocje związane z zakupem nowego auta nieco już ostygły i niczym dziecko w świąteczny poranek, które szybko ulega czarowi nowej zabawki, zapominając o starej i ulubionej, nie marnuję czasu – podchodzę szybkim krokiem do drzwi i wsuwam klucz do zamka. Kiedy go przekręcam, nie mam już wątpliwości, że to mój dom, ponieważ drzwi otwierają się bez problemu i mogę wejść do środka.
Dobrze jest znów znaleźć się na etapie zakupu nowej nieruchomości, dysponować miejscem, które można naprawdę nazwać domem. Po śmierci Drew wynajmowałam mieszkanie w mieście, ale jak wie każdy wynajmujący, w lokalu należącym do kogoś innego pozostaje jedynie ustawić dekoracje. Marzyłam o tym, by znów mieć coś swojego. Dom, w którym będę mogła odcisnąć swój ślad i oto go mam.
Podobnie jak ostatnim razem, kiedy towarzyszył mi tu jeszcze Keegan, moją uwagę przyciągają szerokie schody, które pną się ku górze na samym środku holu. Zawsze chciałam mieć takie niezwykłe schody, które same w sobie są architektonicznym osiągnięciem. Nie mogę się już doczekać, aż w grudniu owinę poręcze świątecznymi ozdobami, zwłaszcza że jest tutaj sporo miejsca na choinkę, która będzie wzbudzała zachwyt w każdym, kto mnie odwiedzi w tym wyjątkowym czasie.
Pokój po prawej stronie będzie pełnił funkcję salonu, a ten po lewej – jadalni. Ale to pomieszczenie znajdujące się za schodami budzi moje największe emocje. Jest to kuchnia. Szczególnie że wygląda jak żywcem wyjęta z restauracji z gwiazdką Michelin. Marmurowe blaty zapewniają mnóstwo miejsca do przyrządzania posiłków, a bogate w pola płyty grzewcze umożliwią ustawienie wielu garnków. Nie brakuje tu również miejsca na podwójną lodówkę, nie wspominając o półce na wino. Podoba mi się nawet pomysł, żeby część kuchni była miejscem wyznaczonym do pieczenia ciast i pieczywa, moją prywatną przestrzenią do realizacji pasji, której zamierzam niebawem poświęcić sporo czasu.
Wszystko na parterze wygląda tak, jak powinno, wchodzę więc na piętro, żeby sprawdzić pozostałe pokoje. Są puste i gotowe do urządzenia. Główna sypialnia pomieści duże łoże, w trzech pozostałych również zmieszczą się łóżka. Jedno z pomieszczeń planuję przeznaczyć do innych celów. Może do malowania. Będę miała w końcu sporo wolnego czasu. Do tego dochodzi jeszcze imponująco urządzona łazienka z otwartym prysznicem oraz umywalkami i lustrami dla dwojga. W przewidywanej przyszłości będę mieszkała tutaj sama, ale doceniam ten akcent.
Nie powinnam również zapominać o finalnym detalu tego wspaniałego domu. Wychodzę na zewnątrz, do ogrodu na tyłach, i obejmuję wzrokiem idealnie przystrzyżony trawnik, otoczony z każdej strony rzędem zielonych iglaków. Zapewniają one idealną osłonę przed sąsiadami z każdej strony. Jestem za to wdzięczna, bo choć należę do przyjaznych osób, nie lubię wścibskich ludzi. Nie poznałam jeszcze swoich sąsiadów, ale mam nadzieję, że to się zmieni, bo z tego, co czytałam w sieci, mieszka tu sporo celebrytów, sportowców i przedsiębiorców, a to może oznaczać bardzo interesujące spotkania przy kolacji.
Pomysł przyrządzenia kolacji dla gości będzie jednak musiał jeszcze zaczekać, ponieważ pierwszą rzeczą, którą muszę tutaj zrobić, jest urządzenie domu, choć nie wymaga to ogromnego nakładu pracy. Planuję wynająć dekoratora wnętrz, który zmieni kolorystykę niektórych pomieszczeń, będę również potrzebowała dywanów, zanim pracownicy z firmy przeprowadzkowej wypakują to, co mam obecnie w przechowaniu. Są to meble, które sporo ostatnio podróżowały dzięki dwóm przeprowadzkom, które zaliczyłam w minionym roku.
Przenosiny do nowego domu są dużym przedsięwzięciem i większość ludzi woli odczekać kilka lat, zanim będą zmuszeni to zrobić i to wcale nie ze względu na koszty, ale na stres z tym związany. Ja zawsze lubiłam dramatyczne posunięcia, co może tłumaczyć, dlaczego po przeprowadzeniu się z Drew z Manchesteru do Arberness, teraz znów wracam do miasta. A wszystko to w ciągu jednego roku.
Jestem jednak świadoma, że teraz może być zupełnie inaczej. Gdyby Drew nie zasugerował wyjazdu na północ, nie byłoby potrzeby, żeby w ogóle się stąd ruszać. A gdyby nie posunął się do tego, co zrobił w Arberness, nie musiałabym tu przyjeżdżać po jego pogrzebie i wyciskać wszystkich tych łez, które musiałam uronić na pokaz.
Przeprowadzka do wioski Arberness była złem koniecznym. Musiałam się przekonać, czy mój mąż się zmienił po tym, jak odkryłam jego niewierność. Oblał jednak całkowicie ten test, więc oto jestem i zaczynam wszystko od nowa. Tym razem jednak moja przyszłość nie leży w rękach niegodnego zaufania mężczyzny: to ja nad wszystkim panuję. Choć technicznie rzecz biorąc, jestem obecnie zaangażowana w relację z innym człowiekiem, ma ona charakter zaledwie przelotny i nie wie o niej nikt poza mną i Rogerem. Dobrze się z nim bawię i niewykluczone, że z czasem zrobi się poważniej, ale na razie trzymam go na dystans. Nie chodzi o to, że upłynęło niewiele czasu od śmierci mojego męża, nie chcę po prostu mieszać się w coś, co sprawi, że moje szczęście znów będzie zależało od kogoś innego. Choć zawsze dobrze jest mieć towarzysza, potrafię przebywać sama ze sobą, a po trwającym ponad dekadę małżeństwie, nie ma sensu pędzić w kierunku kolejnego poważnego związku. Głównym jednak powodem, dla którego tak chętnie spowalniam wszystko to, co łączy mnie z Rogerem i żyję sama ze sobą, jest świadomość pewnej bardzo ważnej rzeczy.
Mężczyźni, przynajmniej ci ze złymi intencjami, wydają się budzić moje najgorsze demony.
Dochodzę do wniosku, że tak ważny dzień, jak dzisiejszy, nie nadaje się absolutnie na rozważania na temat przeszłości, więc odsuwam wszystkie te myśli na bok z zamiarem zachowania doskonałego nastroju.
Jestem przekonana, że w dużej mierze odniosę sukces.
O tych gorszych czasach najtrudniej jest mi zapomnieć zwłaszcza wtedy, kiedy układam się do snu.
Na szczęście wciąż świeci słońce i pora na sen jest jeszcze odległa, więc nie martwię się dłużej swoimi koszmarami, które mogą nawiedzić mnie dopiero w łóżku przed snem. Wybieram numer do firmy przeprowadzkowej, która powinna przywieźć kilka niezbędnych mi rzeczy, skoro już się tutaj formalnie wprowadziłam. Choć większość z nich pozostanie jeszcze w przechowaniu, bez niektórych nie dam sobie rady, a zalicza się do nich między innymi łóżko, lodówka oraz coś, na czym będę mogła usiąść, żeby zjeść posiłek. Kiedy nieprzyjemny facet z akcentem z północy informuje mnie, że furgonetka z moim rzeczami dotrze na miejsce w ciągu godziny, zabieram się za następne zadanie do wykonania – wchodzę na stronę sklepu online z produktami spożywczymi i z niekłamaną radością wypełniam koszyk wszelkiego rodzaju towarami, dzięki którym przetrwam pierwszy tydzień w moim nowym otoczeniu.
Przyjemnie jest móc zamawiać z supermarketu tyle, na ile mam ochotę, nie martwiąc się cenami. To kolejna korzyść związana z polisą ubezpieczeniową i wypłatą po śmierci Drew. Kiedy mój zmarły mąż zakładał tę polisę, oznajmiłam mu szczerze, że choć po jego śmierci zostanę milionerką, to zdecydowanie wolę, żeby był przy mnie i nie potrzebuję sterty pieniędzy, którą i tak nie będę miała się z kimś podzielić. Niestety później zrobił coś niewybaczalnego z Alice, kobietą, która musiała uważać się za lepszą ode mnie, dopóki nie dopadła jej kara za grzechy. Teraz cieszę się niezmiernie z faktu, że Drew nie żyje, a ja odziedziczyłam fortunę, której wydanie zabierze mi resztę życia.
Już zaczęłam to robić w całkiem udany sposób.
Z początku pomyślałam, że powinnam może ograniczyć wydatki na wczesnym etapie, ponieważ nie byłoby dobrze, gdyby ktoś obserwował, jak czerpię korzyści z ubezpieczenia mojego zmarłego męża. Co będzie, jeśli ludzie uznają, że żyję na zbyt wysokim poziomie i w zbyt dobrym nastroju, jak na wdowę w żałobie? Nie chciałam, żeby inni plotkowali na mój temat, a już z całą pewnością nie zamierzałam wzbudzać niczyich podejrzeń, że wykorzystałam tę okazję, zamiast żyć jak zasmucona wdowa, za którą wszyscy mnie uważali. Jednak po wszystkim, przez co przeszłam, zdałam sobie sprawę, że te obawy są zupełnie nieuzasadnione, gdyż każdy, kto mnie zna, powtarzał mi za każdym razem, że powinnam zrobić wszystko, żeby przejść ten ciężki okres, a jeśli miało to oznaczać zakup nowego samochodu czy domu, niech i tak będzie. Kim ci wszyscy ludzie byli, żeby mnie osądzać, skoro sami nie stracili swoich partnerów? Przekonanie wszystkich, że wewnątrz jestem wypełniona cierpieniem, okazało się niezwykle pomocne, ponieważ w ich oczach próbuję po prostu zrekompensować sobie pełną cierpienia pustkę, którą pozostawiło po sobie odejście Drew.
Nie mam z tym żadnego problemu.
Nie żałuję niczego, co wydarzyło się w Arberness i z wdzięcznością odbieram dostawę żywności oraz moich rzeczy przywiezionych z przechowalni. Zrobiłam wtedy to, co musiałam i zamierzam dalej robić wszystko, co konieczne, żeby uszło mi to na sucho. Po części oznacza to utrzymywanie w szczęściu wszystkich bliskich mi osób, bo jeśli uznają, że dobrze sobie radzę, nie będą wściubiać nosa w moją przeszłość. Dlatego właśnie robię kilka zdjęć mojego nowego domu i wysyłam je rodzicom, jak również kilkorgu z najlepszych znajomych. Chcę, żeby wszyscy widzieli, że wszystko u mnie w porządku i idę naprzód, a jeśli tak pomyślą, chętniej zajmą się swoim własnym życiem i nie będą się mną tak interesować. Doceniam to, że wszyscy się o mnie troszczą, ale dość tego.
Wróciłam i czuję się lepiej niż kiedykolwiek.
Jakby na potwierdzenie, po siedemnastej z przyjemnością otwieram drzwi mojemu nowemu mężczyźnie, który stoi w progu i ściska butelkę szampana. Na jego twarzy maluje się szeroki uśmiech.
– Szczęśliwego dnia przeprowadzki! – mówi Roger, po czym pochyla się, żeby dać mi buziaka. Wprowadzam go do środka, żebyśmy mogli otworzyć butelkę. Odkąd podszedł do mnie w barze w tamten piątkowy wieczór, tuż po moim powrocie do Manchesteru, stał się prawdziwym promykiem słońca w moim życiu. Chcąc udowodnić, jaki jest wspaniały, przyniósł również dwa kieliszki do szampana, domyślając się, że nie miałam pewnie okazji wypakować jeszcze swoich własnych.
Kiedy otwiera butelkę i napełnia oba kieliszki, przez moment oddaję się marzeniom na temat tego, jak mogłoby potoczyć się moje życie z Rogerem. Może pewnego dnia, za kilka dobrych miesięcy, ale niewykluczone, że nieco szybciej, w zależności od mojego samopoczucia, zapytam go, czy nie zechciałby się tutaj do mnie wprowadzić. Jestem prawie pewna, jak zabrzmi jego odpowiedź. Kto odmówiłby zamieszkania w takim domu jak ten?
A wtedy wrócę tam, gdzie zaczynałam, jeszcze przed całym tym dramatem w moim życiu – do mieszkania w mieście, które kocham, w domu, który kocham, z mężczyzną, którego kocham.
I wreszcie Arberness po prostu odejdzie z mojej pamięci.
Będzie tak, jakby Drew nigdy nie istniał.
I takie podejście bardzo mi pasuje.
Ciąg dalszy w wersji pełnej