Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

We Don't Want to be Saved - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
12 września 2025
2299 pkt
punktów Virtualo

We Don't Want to be Saved - ebook

,,Byliśmy jak dwie zagubione dusze. Dwie zagubione dusze szukające w sobie ukojenia”.

Ruby Wilson po samobójczej śmierci agresywnego ojca przeprowadza się do domu matki, z którą łączy ją skomplikowana relacja. Kobieta wyszła ponownie za mąż, dlatego dziewczyna będzie musiała zmierzyć się z zupełnie obcymi osobami, zwłaszcza ze swoim przybranym bratem Lukiem.

Mogłoby się wydawać, że zmiana otoczenia pozwoli uciec Ruby od naznaczonej traumami przeszłości. Czas szybko weryfikuje tę nadzieję. Okazuje się, że Luke ma poważne problemy emocjonalne, w dodatku zachowuje się wyjątkowo zaborczo w stosunku do Ruby.

Ich burzliwa relacja z miesiąca na miesiąc się poprawia, wtedy jednak dziewczyna dowiaduje się o śmierci bliskiej osoby. Chcąc na własną rękę dotrzeć na pogrzeb, kupuje bilet na samolot dla siebie i przybranego brata. Jeszcze nie ma świadomości, że ten wyjazd drastycznie odmieni jej życie.

Kiedy Ruby jest na skraju załamania psychicznego, na jej drodze niespodziewanie staje Nathan Salvatore. Nieznajomy, z którym może mieć więcej wspólnego, niż mogło jej się wydawać.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                Opis pochodzi od Wydawcy.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8418-330-4
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OSTRZEŻENIE

Książka zawiera wątki/sceny z samookaleczaniem, myślami samobójczymi, toksycznymi zachowaniami, których pod żadnym pozorem nie należy romantyzować, przemocą fizyczną (również na tle seksualnym) i psychiczną oraz zaburzonym obrazem własnego ciała.

Bohaterka przeszła przez wiele traumatycznych wydarzeń, co odbija się na jej sposobie myślenia. Wybierane przez nią rozwiązania są wynikiem tego, czego doświadczyła. Często czuje się winna i stara się usprawiedliwić zachowania krzywdzących ją osób. Nie potrafi postawić własnego dobra na pierwszym miejscu. Jej ucieczkę od problemów stanowi zadawanie sobie bólu. Lektura nie zachęca do takiego sposobu radzenia sobie z emocjami.

Całe wykreowane w historii uniwersum jest fikcją. Podobnie jak pewne wątki, które – choć zawierają motywy z realnego świata – zostały zmienione przeze mnie na potrzeby fabuły. Przebieg rozprawy ukazany w książce i proces wiążący się z oczekiwaniem na nią nie odwzorowują stuprocentowo realiów. Decydując się na zapoznanie się z treścią, akceptujesz przedstawiony w niej mechanizm.

Wszelkie podobieństwo do postaci rzeczywistych, zbieżność imion oraz wydarzeń jest przypadkowe.

Czytelniku, proszę, pielęgnuj swoje zdrowie psychiczne. Jeżeli masz świadomość, że poruszana tematyka jest dla ciebie trudna, odłóż tę książkę. Natomiast jeśli już zdecydujesz się po nią sięgnąć i w trakcie poczujesz się niekomfortowo, to pomiń dany fragment albo przestań czytać. Zadbaj o siebie i o swoje samopoczucie.

Pierwsza połowa lektury stanowi wprowadzenie pewnych wątków, które choć niepozorne mają ogromne znaczenie w dalszej akcji. Zapraszam Cię do świata pełnego bólu, a zarazem zrozumienia. Mam nadzieję, że odnajdziesz tutaj cząstkę siebie.PLAYLISTA

Elk Grove – David Kushner

Skin and Bones – David Kushner

Daylight – David Kushner

Wires – The Neighbourhood

Baby Came Home – The Neighbourhood

Lurk – The Neighbourhood

U&I – The Neighbourhood

Where’s My Love – SYML

The War – SYML

Look After You – Aron Wright

Only – RY X

Stay – Rihanna, Mikky Ekko

Champagne Coast – Blood Orange

WILDFLOWER – Billie Eilish

Six Feet Under – Billie Eilish

i love you – Billie Eilish

hostage – Billie Eilish

The Other Side – Ruelle

Black Out Days – Phantogram

Spectre – Radiohead

It’s Ok – Tom Rosenthal

Go Solo – Tom Rosenthal

Saturn – Sleeping At Last

Let Down – Radiohead

ROZDZIAŁ 1

Ruby

Odkąd pamiętam, rówieśnicy naśmiewali się z mojego ojca.

Niejednokrotnie widzieli go nietrzeźwego, co stało się powodem licznych żartów, których wysłuchiwanie było niewiarygodnie bolesne. Jednak z obawy przed odrzuceniem mnie przez fałszywych znajomych wszystkie ich obelgi tolerowałam, tuszując ból nieszczerym uśmiechem.

Kiedy stanęłam przed sądem, by podjąć decyzję, z którym rodzicem wolę zamieszkać, wybrałam ojca. Rozbudził on we mnie nadzieję, że odejdzie od swoich nałogów, alkoholu i hazardu. Wspomniał także o nowej rodzinie matki, twierdząc, że będę czuła się w niej niechciana.

Zmanipulował mnie, bojąc się tego, że go zostawię.

Z początku wszystko wydawało się łudząco idealne. Gdy tata wracał z pracy, poświęcał mi całą uwagę, oglądał ze mną filmy, czasem graliśmy też w planszówki.

Niestety z tygodnia na tydzień dotychczas zbudowany szkielet zaczął się kruszyć. Rozpoczęło się niewinnie. Czasem tylko znikał wieczorami. Tłumaczył swoją nieobecność pracą, chociaż w rzeczywistości wychodził grać. Później pojawiał się w domu pijany. Przypominanie mu o złożonej mi obietnicy przypłacałam awanturami.

Wszystko wróciło.

Mijały miesiące, a wraz z ich biegiem przyswoiłam myśl o klęsce, jaką poniosłam, wierząc w puste zapewnienia taty. Osiągnął swój cel; sprawił, że wybrałam właśnie jego.

Dostał, czego chciał. Nie musiał się więcej starać.

Już nie próbował ukrywać się z piciem. Bez odczuwania skrupułów zapraszał do naszego domu kolegów na wspólną grę i kazał mi obsługiwać mężczyzn poprzez serwowanie im trunków oraz przekąsek. Natomiast za nieposłuszeństwo oraz sprzeciwy karał wyjątkowo dotkliwie…

Najczęściej chowałam się przed nim w pokoju, zamykałam drzwi na klucz i dla dodatkowego bezpieczeństwa zastawiałam je komodą. Rano, gdy przygotowywałam się do szkoły, zachowywałam się wyjątkowo cicho, żeby przypadkiem nie obudzić pogrążonego we śnie ojca.

Nie pamiętam dokładnie momentu, w którym zaczął zatracać się w alkoholu. Nie potrafię też przypomnieć sobie chwili, bym jako dziecko widziała go trzeźwego. Natomiast dzień, gdy po raz pierwszy podniósł na mnie rękę, jestem w stanie opisać z najmniej istotnymi szczegółami.

Zupełnie jakby to było wczoraj.

Wydawało mi się, że tak było od zawsze. Przytulając się do taty, nieustannie czułam zapach, który z biegiem czasu zaczął mi się kojarzyć z jego osobą.

Jest jeszcze jeden intensywnie rdzawy odór, który zapamiętam do końca życia, a wraz z nim obraz nawiedzający mnie w koszmarach.

Kiedy tamtego dnia wracałam do domu, towarzyszyło mi przyjemne, rześkie powietrze. Sierpień nie zawodził pogodą. Z każdym kolejnym krokiem mój żołądek zaciskał się coraz bardziej, gdyż spodziewałam się, że znów natknę się na nastawionego na awanturę ojca.

Krzyczenie i bicie mnie działały na niego wyjątkowo kojąco. Agresja była jego sposobem na odreagowanie.

Odruchowo nacisnęłam klamkę drzwi wejściowych. Te ku mojemu zaskoczeniu nie stawiły oporu. Zaniepokoiło mnie to, ponieważ zawsze zostawialiśmy je zamknięte.

– Tato?

Nie słysząc odpowiedzi, ponowiłam pytanie i weszłam do środka. Nadal panowała cisza.

Czując pierwsze przebłyski paniki, zaczęłam otwierać drzwi do pokoi znajdujących się na parterze. Niemożliwe, żeby ojciec wyszedł. Zawsze dbał o zamykanie domu z obawy przed kradzieżą.

Mając nasilające się z każdą sekundą złe przeczucia, ruszyłam po schodach na piętro. Wszystkie pomieszczenia z wyjątkiem łazienki były otwarte.

– Tato? – spytałam po raz kolejny, pukając do drzwi. – Jesteś tam?

Ponowiłam pytanie, choć straciłam nadzieję na uzyskanie odpowiedzi. Nie zwlekając ani chwili dłużej, drżącą z nagłego stresu dłonią otworzyłam łazienkę.

Widok, jaki w niej zastałam, wydobył z mojego gardła pełen przerażenia krzyk.

Mężczyzna, który mimo wyrządzenia mi widocznych gołym okiem krzywd, był moim ojcem, mającym prowadzić mnie przez życie i pokazywać jego najpiękniejsze warstwy, siedział w zabrudzonej własną krwią wannie. Pustymi oczami wpatrywał się prosto we mnie.

Wymiociny podeszły mi do gardła. Chciałam stąd wyjść. Rzucić się pędem w stronę swojego pokoju, by wybudzić się z tego realistycznego koszmaru, ale nie mogłam. Szok zawładnął całym moim ciałem. Odebrał mi zdolność ruchu. Sparaliżował mnie.

Skazana na spojrzenie martwych tęczówek, zaczęłam błądzić wzrokiem po coraz bledszym ciele, największą uwagę przywiązując do wystającej poza wannę ręki. Przedramię było zapełnione kreskami, z których sączyła się krew, tworząc bordową plamę na białych kafelkach.

Pierwsze gorzkie strugi spłynęły po moich policzkach. Nie potrafiłam okiełznać rodzących się w głowie myśli, których z każdą chwilą przybywało. Nie widziałam ojca tak dokładnie jak wcześniej. Łzy całkowicie rozmazały obraz przede mną.

Zmuszając się do zachowania trzeźwości umysłu, wybiegłam z łazienki, po czym zatrzasnęłam drzwi z hukiem. Niczym w transie wyciągnęłam z kieszeni bluzy telefon i zadzwoniłam pod numer alarmowy.

Pytania dyspozytora wydawały się odległe. Zagłuszone. Jakbym była obecna tylko ciałem, a moja dusza krążyła gdzieś daleko stąd. Odpowiadałam półświadomie, znajdowałam się w rozsypce.

Medycy przyjechali wyjątkowo szybko. Na marne próbowali odciągnąć moje spojrzenie od taty.

Resztę wydarzeń spowiła mgła. Ze szpitala, do którego zostałam zabrana, zawiadomiono moją matkę o zaistniałej tragedii, a mnie przekierowano do psychologa. Nie odezwałam się. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Wciąż miałam przed oczami jedynie zakrwawionego ojca.

Poczułam dogłębne ukłucie w sercu przez fakt, że nie pozostawił listu pożegnalnego, w którym spróbowałby się oczyścić, wytłumaczyć swoje zachowanie. Wspomnieć, iż mimo wyrządzonych mi krzywd chciał być dobrym ojcem. Napisać, że mnie kocha, ponieważ nigdy nie wypowiedział tego na głos.

Nie pozostawił po sobie niczego. Niczego poza pytaniami, na które nie mogłam poznać już odpowiedzi.

Miałam już nigdy więcej go nie spotkać. Nie usłyszeć jego głosu. Krzyków. Nie zobaczyć, jak po powrocie z popołudniowej zmiany sięga po alkohol…

Skazał mnie na samotność.

Opuścił.ROZDZIAŁ 2

Ruby

Tatę pochowano na cmentarzu Lone Fir.

Nikt poza mną nie pojawił się na jego pogrzebie. Nawet matka.

Sama widziałam, jak składają trumnę do grobu. Sama wycierałam sobie łzy.

Tylko ja nad nim płakałam.

Kiedy ceremonia sfinansowana przez nowego męża matki dobiegła końca, zostałam przewieziona na lotnisko, skąd miałam lecieć do Nowego Jorku. Lot zaplanowany był na sześć godzin, co dawało mi czas na poukładanie sobie niektórych spraw w głowie. Wiedziałam, że wkrótce będę zmuszona zmierzyć się z nową – niekonieczne lepszą – rzeczywistością.

Bałam się spotkania z mamą. Nie miałam bladego pojęcia, jak zareaguje na mój widok po tak długiej rozłące. Nie chciałam, żeby widziała we mnie największy błąd swojego życia.

Nie chciałam, żeby widziała we mnie tylko ojca.

Po odprawie odebrałam bagaż i wyszłam przed lotnisko, gdzie czekał kierowca, mający zawieźć mnie do mojego nowego domu. Przyjaźnie wyglądający mężczyzna otworzył szybę od strony pasażera, po czym spojrzał na mnie spod czarnych szkieł okularów przeciwsłonecznych.

– Ruby Wilson? – upewnił się, wysiadając z auta.

– Tak – przytaknęłam.

Szofer zabrał ode mnie walizkę, a następnie umieścił ją w bagażniku.

– Zapraszam. – Uprzejmie otworzył tylne drzwi samochodu, z czego skorzystałam, wsiadając do środka.

Podczas jazdy wyglądałam przez szybę, po której sunęły krople deszczu, i z zafascynowaniem obserwowałam wieżowce oraz billboardy. Wyobrażenie zamieszkania w Nowym Jorku budziło we mnie swego rodzaju radość, którą gasiły jednak niesprzyjające przeprowadzce okoliczności.

Wielka, czarna brama otworzyła się przed nami, wpuszczając samochód na posesję. Okrążyliśmy fontannę, po czym zatrzymaliśmy się naprzeciwko schodów prowadzących do budynku.

W progu drewnianych drzwi wejściowych stanęła moja matka wraz z nowym mężem. Zobaczyłam ją po raz pierwszy od rozprawy. Zmieniła się. Dawniej charakterystyczne dla niej długie, ciemnobrązowe włosy ścięła do ramion i przefarbowała na blond. Była też znacznie szczuplejsza niż przedtem.

Za to jej spojrzenie pozostało tak samo przenikliwe jak dawniej. Niebieskie, pełne złości, a zarazem żalu tęczówki wpatrywały się we mnie, odzwierciedlając panującą w nich pustkę.

Na swoje nieszczęście nie mogłam pozostać we wnętrzu samochodu wiecznie. Musiałam stawić czoła towarzyszącemu mi stresowi. Niepewnie chwyciłam więc srebrną klamkę i ją nacisnęłam. Od razu uderzył we mnie chłodny podmuch wiatru, a ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz nim spowodowany.

Nerwowo przełknęłam ślinę i wysiadłam z pojazdu będącego moim chwilowym azylem. Zabrałam walizkę od kierowcy życzącego mi miłego wieczoru i wyładowując stres na plastikowej rączce, ruszyłam w stronę rodzicielki.

– Miło cię widzieć. – Jasnowłosy mężczyzna stojący obok matki wyszedł mi na powitanie i spróbował zamknąć mnie w uścisku. W ostatniej chwili się od niego odsunęłam, swoją postawą wprawiając go w widoczne zakłopotanie. – Jestem Jacob. – Gestem zaprosił mnie do środka. Następnie zawołał gosposię i poprosił, aby pokazała mi mój nowy pokój.

Ledwo postawiłam nogę na pierwszym stopniu schodów, gdy ponownie się odezwał:

– Kiedy się rozpakujesz, proszę, zejdź do nas.

Ciągnąc za sobą bagaż, weszłam do otwartego przez kobietę pokoju. Moje oczy momentalnie się zaświeciły, a usta rozchyliły w zdumieniu.

To miejsce było piękne.

Zdecydowanie odbiegało klimatem od bladożółtych, przyozdobionych naklejkami i plakatami czterech ścian, dawniej służących mi za schronienie.

Na śnieżnobiałych ścianach znajdowały się półeczki zapełnione książkami i minimalistyczne obrazy. Ogromne okno z wbudowanymi drzwiami prowadzącymi na balkon przysłonięte było po bokach beżowymi zasłonami, które idealnie komponowały się z resztą sypialni. Znajdowało się tu też przejście prowadzące do prywatnej łazienki oraz niewielkiej garderoby.

I chociaż pokój pozytywnie odbiegał od moich wyobrażeń, czułam się tutaj obca. Wszystko było takie inne. Nie moje.

Poczułam w sercu niekomfortowy ucisk. Brakowało mi paneli, których skrzypnięć nauczyłam się na pamięć, aby z samego rana omijać te niewłaściwe. Wzrokiem odruchowo podążyłam w lewy róg sypialni, żeby sprawdzić, czy szafa, w której chowałam oszczędności, została ich pozbawiona. Jednak nie było jej tam. Nie znalazłam także wydrapanych w tynku napisów.

Musiałam przyjąć do świadomości fakt, że stamtąd uciekłam. Przynajmniej fizycznie.

Otworzyłam walizkę i zaczęłam rozkładać w szufladach oraz półkach ubrania wraz z innymi rzeczami. Na koniec, przebrana w szare, znoszone dresy, podeszłam do drzwi. Moja dłoń spoczęła na metalowej klamce, nie zamierzała jednak tak prędko z niej zniknąć.

Bojąc się konfrontacji z domownikami, musiałam zebrać w sobie niewiarygodnie duże pokłady odwagi, co udało mi się zrobić po kilku minutach bezczynnego stania.

Idąc po schodach, wzięłam głęboki wdech. Wypuściłam powietrze, dopiero kiedy znalazłam się w kuchni połączonej z salonem i jadalnią. Wzrokiem odszukałam Miriam zajmującą miejsce obok Jacoba przy stole nakrytym białym obrusem.

– Siadaj z nami. – Ojczym wskazał wolne krzesło naprzeciwko siebie. – Mam nadzieję, że spodobał ci się pokój. Musiałem poradzić się kilku znajomych, bo kompletnie nie wiem, co lubią aktualnie nastolatki.

– Tak, jest przepiękny – odparłam. – Dziękuję.

Rozmowa między mną a mężczyzną się nie kleiła. Na wszystko odpowiadałam wymijająco, czując się niekomfortowo. Uratowała mnie czarnowłosa kobieta, która przed każdym z nas ustawiła porcelanowe talerze. Stojąca obok niej dziewczyna nałożyła na nie mięso w sosie grzybowym oraz purée kalafiorowe. Dorosłym podała także kieliszki z czerwonym winem.

Obdarzyłam alkohol zawistnym spojrzeniem.

Pozbawiona apetytu, grzebałam widelcem w jedzeniu. Obraz leżącego we krwi ojca przewijał się w mojej głowie, powodując silne zaciskanie się żołądka. Nie chcąc jednak wyjść na wybredną, pozłacanymi ząbkami zebrałam odrobinę tłuczonych kalafiorów, aby spróbować nieznanej mi dotąd potrawy.

Lekko dmuchnęłam na sztuciec, po czym wsunęłam go do ust. Westchnęłam, przewracając oczami z zachwytu, gdy smak potrawy rozprowadził się po podniebieniu.

Jakie to było dobre.

Kiedy miałam włożyć kolejną, tym razem o wiele większą, porcję purée do ust, telefon mężczyzny zadzwonił. Jacob na widok kontaktu natychmiast odebrał połączenie i wyszedł z salonu, zostawiając mnie sam na sam z matką.

A tego właśnie obawiałam się najbardziej.

Przygniatała mnie panująca między nami cisza. Czułam, że muszę coś powiedzieć, zanim to okropne uczucie wyniszczy mnie od środka.

– Dziękuję – wydukałam, mając ochotę uciec wzrokiem do swojego talerza. – Za wszystko.

Miriam z pogardą uśmiechnęła się pod nosem.

– Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakie masz szczęście, że Jacob cię tutaj sprowadził – powiedziała z awersją, lekko kręcąc głową. – Dwa lata temu ktoś dał ci wybór – przypomniała z żalem. – Sama skazałaś się na życie u boku tego potwora i teraz będziesz ponosić tego konsekwencje.

– Nie mów tak o nim. – To jedyne, co udało mi się z siebie wydusić. Byłam świadoma krzywd, jakie nam wyrządził, lecz mimo tego wszystkiego mówienie o nim w ten sposób… wydawało się niewłaściwe.

– Prawda aż tak cię boli? – prychnęła.

Rozchyliła usta, by kontynuować, ale zdążyła wypowiedzieć jedynie pierwszą głoskę. Przeszkodził jej wracający do salonu Jacob, który postanowił nie ingerować w naszą wymianę zdań. Wyraz twarzy kobiety odzwierciedlał jej zdenerwowanie.

– Dzwoniła opiekunka z obozu – zmienił temat, za co byłam mu wdzięczna. – Wyrzucili go.

– Za co tym razem? – zapytała Miriam z nutą ironii w głosie.

– Pobił się z kimś. Znowu. – Mężczyzna zabrał z blatu kluczyki do samochodu. – Muszę tam jechać. Obiecuję, że wrócę jak najszybciej.

Jacob posłał nam przelotne spojrzenie, po czym skierował się do wyjścia. Uczyniłam to samo, nie chcąc kontynuować kłótni mogącej zejść na gorsze tematy niż ojciec. Matka rozkoszowała się słowami, jeszcze bardziej oczerniającymi go w oczach innych. Swoimi opowieściami kreowała jego osobę w umysłach bliskich.

Wróciłam do swojego pokoju, a raczej próbowałam, ponieważ kilka razy pomyliłam drzwi do niego prowadzące.

Marzyłam o prysznicu. Potrzebowałam zmyć z siebie ślady ostatnich dni.

Pod natryskiem, który powierzchownie miał stanowić formę relaksu po wyczerpującej podróży, uporczywe, analizujące wszystko myśli powróciły. Tchnięta nimi, obiecałam sobie, że pozostawię przeszłość za sobą i potraktuję przeprowadzkę jako szansę na nowy początek.

Nikt nic o mnie nie wiedział. Tutaj nikt nie mógł oceniać mnie przez pryzmat opinii taty.

Opuściłam kabinę prysznicową, nareszcie czując się w pełni świeżo. Zabrałam wcześniej przygotowany ręcznik, wytarłam nim ciało i przebrałam się w piżamę.

Po wyjściu z łazienki zostawiłam otwarte drzwi, następnie uchyliłam okno, aby wilgoć miała którędy uciekać. Doszczętnie wykończona dzisiejszym dniem, wygodnie ułożyłam się pod puchową kołdrą. Świeża pościel oraz idealnie miękki materac tworzyły cudowną kompozycję.

Zmęczenie przymykało moje powieki, a także rozluźniało ciało, lecz głowa pozostawała nieustępliwa, torturując mnie nieprzyjemnymi myślami. Chociaż bardzo chciałam, nie potrafiłam zasnąć. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy, powracałam do tamtej łazienki.

W końcu mój oddech stał się spokojniejszy. Prawie spałam, kiedy nagle z parteru rozległ się trzask, który wybudził mnie z tego błogiego stanu.

Donośny i wyraźnie poirytowany tembr Jacoba wypełnił klatkę schodową. Chwilę później dołączył do niego nie mniej zdenerwowany głos mojej matki.

Słysząc krzyczących dorosłych, gwałtownie usiadłam na łóżku.

Bałam się, że rozpętają awanturę podobną do tych z udziałem mojego ojca.

Hałaśliwa, pełna reprymend rozmowa przerodziła się w kłótnię, do której włączył się ktoś jeszcze.

Podeszłam do drzwi, po czym lekko je uchyliłam, aby usłyszeć, co dokładnie mówili, lecz w tym momencie, jak na ironię, sprzeczka dobiegła końca.

Słysząc kroki, natychmiast domknęłam drzwi i w pośpiechu wróciłam na materac.

Osoba idąca wcześniej po schodach przeszła obok mojej sypialni, po czym zatrzymała się nieco dalej. Otworzyła drzwi pokoju obok, a następnie zamknęła je z charakterystycznym skrzypnięciem.

Rozbudzona podejrzewałam, że ponowne zaśnięcie nie wchodziło w grę. Przynajmniej nie w ciągu najbliższej godziny. Obróciłam się na drugi bok w poszukiwaniu pozycji do rozmyślania.

Przez uchylone drzwi balkonowe do środka pokoju zawędrował znajomy smród papierosów. Najszybciej, jak potrafiłam, wstałam z łóżka i zamknęłam skrzydło, żeby uciąć obrzydliwy odór roznoszący się po pomieszczeniu.

Pomimo niewiarygodnych problemów z zaśnięciem mogłam określić tę noc jako najspokojniejszą w całym swoim życiu. Pierwszy raz od paru lat czułam się bezpiecznie.

Już nie musiałam się bać, że obcy mężczyzna wtargnie do mojego pokoju mimo zabarykadowanych drzwi.

Otworzyłam oczy, które od razu zostały zaatakowane promieniami słońca, wdzierającymi się do pokoju przez szparę między zasłonami. Dałam sobie kilka minut na rozbudzenie, delektując się ciepłem kołdry.

Mój brzuch zaczął wysyłać wyraźne sygnały o ogarniającym go głodzie. Nie chcąc dłużej zwlekać ze śniadaniem, leniwie wstałam z łóżka i skierowałam się na dół.

Świadomość, że już nie muszę chodzić na palcach, pilnując każdego swojego ruchu, była nad wyraz nierealna.

Schodząc po stopniach, poczułam intensywny zapach pankejków, roznoszący się po całym parterze. Do ust napłynęła mi ślina, a niemogący się doczekać jedzenia żołądek zaburczał.

Weszłam do kuchni, w której znajdowała się tylko starsza kobieta, przekładająca na patelni małe, okrągłe placuszki.

– Dzień dobry – przywitałam się, próbując zdusić chęć ziewnięcia. – Mogę w czymś pomóc?

– Nie, dziękuję, słońce – odpowiedziała, nakładając pankejki na talerz. – Siadaj do stołu, za chwilkę podam ci śniadanie. O mamusiu, będę musiała zadbać o twoją dietę, żebyś przybrała trochę ciała. – Uśmiechnęła się z troską. – Jesteś taka drobna.

Zajęłam to samo miejsce co wczoraj. Gosposia postawiła przede mną talerz z apetycznie wyglądającymi plackami polanymi syropem klonowym. Chwyciłam pozłacane sztućce i zaczęłam jedzenie puszystych naleśników.

Spojrzałam na puste krzesło, na którym wieczorem siedziała matka. Chociaż na samą myśl o tym czułam dyskomfort, wiedziałam, że muszę podjąć próbę przeprowadzenia z nią poważnej rozmowy. Chciałam pokazać jej mój punkt widzenia. Opowiedzieć o słowach ojca. Sprawić, by przestała karać mnie udawaną obojętnością.

Zamierzając spytać krzątającą się po kuchni kobietę, gdzie mogłabym znaleźć mamę, obróciłam się za siebie. Niestety nikogo już nie zastałam.

Kiedy byłam najedzona, odeszłam od stołu, żeby wstawić talerz do zmywarki, która okazała się zapełniona. Aby nie zostawiać po sobie brudnych naczyń i nie dodawać gosposi zbędnej pracy, zdecydowałam się umyć go ręcznie. Włożyłam leżące obok zlewozmywaka silikonowe rękawiczki i wzięłam zieloną gąbkę nasączoną specjalnym płynem.

– Jesteś tu nowa?

Usłyszałam za sobą obcy głos. Zignorowałam go, myśląc, że się przesłyszałam.

Chwyciłam brudne od lepkiego sosu naczynie i zaczęłam zmywać klejącą warstwę, kiedy coś uderzyło w moje plecy. Ból może nie należał do przeszywających, czy specjalnie mocno odczuwalnych, ale był wystarczający, żebym spojrzała przez ramię w poszukiwaniu jego przyczyny.

Moje brwi mimowolnie wystrzeliły w górę, gdy po drugiej stronie kuchennego blatu ujrzałam o wiele wyższego ode mnie blondyna, wpatrującego się we mnie z wyraźnym rozbawieniem. Kiedy się odwróciłam, a chłopak dostrzegł moją twarz w pełnej okazałości, jego uśmiech momentalnie zbladł, a przez oczy przeszła dziwna do opisania iskra.

Z nieznajomego przekierowałam wzrok na przedmiot, którym we mnie rzucił. Okazała się nim mandarynka.

– Co ty wyprawisz? – Uniosłam się, lekko zirytowana.

– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – stwierdził, zakładając ręce na klatce piersiowej. – Służba ma za zadanie mnie słuchać.

– Nie jestem żadną służbą. – Oburzona, podniosłam owoc i rzuciłam nim w chłopaka.

Ten niestety miał lepszy refleks, niż sądziłam, i w porę zdążył się odsunąć, przez co mandarynka zatrzymała się na stojącej nieopodal wazie, zamiast uderzyć w niego.

Słysząc charakterystyczny dźwięk towarzyszący tłuczeniu szkła, pośpiesznie zdjęłam rękawiczki, niedbale wrzuciłam je do zlewu, po czym przerażona pędem ruszyłam w stronę stołu.

Odłamki porcelany walały się po całym pomieszczeniu, co uniemożliwiło zebranie ich i sklejenie w kompletną całość.

– Masz cela – prychnął. – Obyś nie wiązała swojej przyszłości z policją, bo zamiast oddać strzał ostrzegawczy, przypadkiem przydzwonisz jakiemuś biedakowi w cyngiel.

Ignorując docinki nastolatka, opadłam na kolana i drżącymi palcami zaczęłam zbierać z paneli większe kawałki wazy.

Moim ciałem wstrząsały dreszcze w reakcji na ogarniającą je panikę. Obawiałam się, że Jacob straci nad sobą panowanie i rozpocznie awanturę. Że zechce wymierzyć sprawiedliwość na swój własny sposób.

Ojciec surowo karał za takie przewinienia.

Czując pod powiekami znajome pieczenie, rękawem bluzy przetarłam zbierające się w kącikach oczu łzy. Chłopak obok musiał mieć mnie za kompletną wariatkę. Nie znał prawdziwego powodu mojego zdenerwowania. Nie miał pojęcia, że dawniej zwykłym stłuczeniem szklanki skazywałam się na cielesne obrażenia.

Kiedyś z rąk wypadł mi ulubiony kubek taty. W odwecie szklanym kawałkiem pociął moje plecy, pozostawiając na nich grube szramy.

– Przepraszam – wydukałam, po czym uniosłam spojrzenie na zdezorientowanego blondyna.

Ten ściągnął brwi i posłał mi niezręczny uśmiech, jakby nie rozumiał mojego zmartwienia. Następnie otworzył usta być może po to, aby zapewnić, że nie zniszczyłam niczego drogocennego, lecz przeszkodził mu w tym Jacob, który wszedł do salonu z kubkiem porannej kawy.

Dopiero teraz zauważyłam łudzące podobieństwo między tą dwójką.

– Co się tutaj stało? – zapytał, rozglądając się po pomieszczeniu.

Z nerwów nieświadomie ścisnęłam w dłoni odłamki porcelany. Syknęłam z bólu, gdy jeden z nich niespodziewanie przeciął skórę.

– Tato, to był przypadek – oświadczył nastolatek, wychodząc ojcu naprzeciw. – Podrzucałem mandarynką i przypadkiem rozbiłem wazę… A ona… – Spojrzał na mnie, pełen udawanej przed mężczyzną skruchy. – Ona tylko chciała pomóc mi to posprzątać.

Jacob westchnął zrezygnowany.

– Luke, ile razy mam cię prosić, żebyś nie bawił się niczym w salonie. Ostatnio była lampa, teraz wazon. Na Boga, co będzie kolejne? Okno?

Zdziwił mnie sposób, w jaki ojczym przyjął wieść o zniszczonym naczyniu. Nie krzyczał. Nie wszczynał awantury. Nie zamachnął się ręką, chcąc uderzyć blondyna. Zachował natomiast stoicki spokój i chociaż wypowiedział swoją reprymendę tonem pełnym politowania, to nie wydawał się zły.

– Ruby, zostaw to. Proszę. – Przekierował wzrok ze mnie na syna. – A ty poproś kogoś, żeby to ogarnął. I naucz się, że kuchnia to nie jest boisko do koszykówki.

Luke przewrócił oczami i wyszedł z pomieszczenia w poszukiwaniu gosposi. Ja w międzyczasie podniosłam się z podłogi, a potem odłożyłam na stół to, co udało mi się zebrać.

– Jak ci się spało? – zagadnął mężczyzna, podchodząc do cukierniczki na blacie, aby posłodzić kawę. – Kiedyś słyszałem, że podobno sen, który przyśni się nam pierwszej nocy w nowym miejscu, zrealizuje się za jakiś czas. To taka pierdółka.

– Dobrze – odparłam, próbując przypomnieć sobie, czy tej nocy cokolwiek mi się przyśniło. Często wypierałam sny z pamięci, ponieważ większość z nich była powiązana z gorszą stroną mojego dzieciństwa. Choć myślami krążyłam wokół wczorajszej nocy, nie potrafiłam przypomnieć sobie niczego z wyjątkiem kłótni, która przerwała mi tamten błogi stan. – W zasadzie nie przypominam sobie niczego konkretnego.

Ojczym po wsypaniu do napoju dwóch łyżeczek cukru odłożył cukierniczkę na ozdobny talerzyk.

Zacisnęłam wargi w cienką linię, czując narastające wyrzuty sumienia przez to, że Luke obarczył całą winą siebie. Nie chciałam, by przypłacił swój dobry uczynek konsekwencjami, które musiałam ponieść sama.

– Jacob? – Spojrzałam na mężczyznę, odreagowując kumulujący się we mnie stres poprzez zabawę palcami. – To ja rozbiłam wazę, nie on. Nie zrobiłam tego celowo, to był przypadek. Naprawdę. On… – zaczęłam się plątać, podświadomie oczekując agresywnej reakcji.

– Nie zaprzątaj sobie tym głowy. – Pocieszająco wzruszył ramionami. – Przecież to zwykła waza.

Słowa mężczyzny wywołały we mnie lekkie zmieszanie. Uśmiechnęłam się blado, chcąc przykryć w ten sposób zdezorientowanie.

Ojciec nigdy nie przepuścił okazji, żeby mnie skrzywdzić.

– Wiem, że w domu, w którym się wychowywałaś, było ci ciężko. Nie potrafię sobie wyobrazić, przez co przeszłaś. Ale chciałbym, żebyś wiedziała, że tutaj jesteś bezpieczna – powiedział, demaskując moje obawy. – Nie musisz się bać. Nikt już cię nie skrzywdzi. Pamiętaj, że odkąd przekroczyłaś próg tego domu, stałaś się jego częścią. Zdaję sobie sprawę, że nigdy nie będę w stanie zastąpić ci ojca, lecz zrobię wszystko, co w mojej mocy, byś czuła się tutaj komfortowo.

– Dziękuję – odpowiedziałam, czując się dziwnie odsłonięta. Nienawidziłam poruszać tematu taty z innymi. – Doceniam to.

– Planuję dziś zabrać cię do galerii, żebyś mogła wybrać sobie ubrania i kosmetyki. Zrób listę rzeczy, których potrzebujesz, a potem przyjdź do mnie. Będę krzątał się na parterze.

Pokiwałam głową, po czym wróciłam do pokoju, przepełniona niebotyczną ulgą. Dobrze wiedziałam, że długo zajmie mi pełne zaaklimatyzowanie się, ale na samą myśl o zapewnieniu Jacoba moje serce rozgrzewało przyjemne ciepło.

Może faktycznie ten dom i ci ludzie mieli zagwarantować mi bezpieczeństwo? Może nareszcie miało być lepiej.ROZDZIAŁ 3

Ruby

Pośród ścian swojego nowego pokoju czułam się mała. Nic nieznacząca. Jakbym była odosobnionym elementem, niemogącym wpasować się w całość.

Wszystko tutaj tak bardzo odbiegało od mojego dawnego życia, że byłam tym przytłoczona. Nie potrafiłam przywyknąć do myśli, że nie muszę rozważać już każdego ruchu, zastanawiając się nad jego konsekwencjami, które i tak bym poniosła bez względu na wybraną przeze mnie opcję.

Trudno było porzucić nawyki, jakie nabyłam w ciągu tych niespełna siedemnastu lat, oraz uciążliwe myśli rozkładające wszystko na czynniki pierwsze.

Szukając sposobu na zajęcie czymś głowy, zabrałam się za sporządzanie zleconej przez Jacoba listy. Wbrew pozorom nie było to tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Wzięłam to zadanie na poważnie, upewniając się, czy dane rzeczy będą mi potrzebne. Nie chciałam naciągać ojczyma na niepotrzebne wydatki, dlatego każdy z podpunktów analizowałam wiele razy.

Zapisałam w notatkach w telefonie najbardziej skromną listę, jaka przyszła mi do głowy. Uwzględniłam w niej rzeczy typowo higieniczne. Dodałam również kilka ubrań, pilnując, żeby zachować umiar.

Kiedy skończyłam, zmieniłam piżamę na czarne kolarki oraz luźny, granatowy T-shirt z nazwą rockowego zespołu. Rozczesałam włosy i gotowa do wyjścia zeszłam na parter, po drodze podążając śladem Luke’a, którego blond czupryna mignęła przede mną.

Weszłam za nim do salonu, gdzie zastałam Jacoba z telefonem przy uchu. Nie musiałam długo czekać na zakończenie prowadzonej przez mężczyznę rozmowy, gdyż pożegnał się z tym kimś i przerwał połączenie, kiedy tylko mnie dostrzegł.

– Przepraszam, ale niestety nie dam rady z tobą pojechać. W moim biurze doszło do awarii i jestem im potrzebny – wyjaśnił ze skruchą. – Luke, podejdź tutaj – polecił, odwracając uwagę chłopaka od herbaty, którą wyciągnął właśnie z mikrofali. – Zabierz Ruby do galerii.

– Wychodzę z Wrenem. – Luke od razu zbył ojca.

– W takim razie odwołasz spotkanie. – Jacob obstawał przy swoim.

– Mam wszystko, czego potrzebuję – wtrąciłam, nie chcąc stanowić przeszkody dla planów nastolatka. – To może poczekać.

– Nie, nie może. Luke, zbieraj się. Natychmiast – rozkazał, kładąc nacisk na ostatnie słowo.

Luke westchnął przeciągle.

– Chodź – rzucił do mnie od niechcenia.

Niepewnie ruszyłam za nim długim korytarzem, rozpoczynającym się nieopodal schodów. Na samym końcu znajdowały się duże, metalowe drzwi, które chłopak otworzył, po czym przepuścił mnie przodem.

Rozglądałam się po pomieszczeniu, chłonąc wzrokiem jego wnętrze. Pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy tuż po wejściu był czarny kabriolet, stojący naprzeciwko bramy garażowej. Nieopodal niego znajdowała się szklana ściana z wykonanymi z tego samego tworzywa drzwiami, prowadzącymi do siłowni, zapełnionej najróżniejszym sprzętem.

Wsiedliśmy do samochodu. Luke nacisnął pilot otwierający bramę i uruchomił pojazd. Zapięłam pasy, usiłując znaleźć wygodną pozycję do jazdy.

Chłopak wyjechał z garażu, a następnie okrążył małe rondo. Atmosfera między nami nie należała do szczególnie napiętych, lecz zdawałam sobie sprawę, że jestem dla niego swojego rodzaju utrudnieniem.

Pogoda wyjątkowo dopisywała, co pozwalało Luke’owi na jazdę z odsłoniętym dachem. Letni wiatr plątał moje włosy, dlatego co chwilę przeczesywałam je dłonią, próbując doprowadzić je do ładu. Wszystko tylko po to, żeby pięć sekund później powróciły do poprzedniego stanu.

Luke uruchomił radio i zaczął przełączać stacje w poszukiwaniu pasującego mu utworu. Trwało to dość długo, ale nareszcie zdecydował się na jeden z nich, słysząc czołówkę Born to Die od Lany Del Rey.

Oparłam głowę o fotel, zatracając się w melodii, która w dziwny sposób ulokowała się w pozytywnych wspomnieniach z mojego dzieciństwa, choć nie było ono w nie obfite.

Nuciłam piosenkę pod nosem, podziwiając widoki za oknem. Droga, którą jechaliśmy, była prawie pusta, dlatego chłopak nie ograniczał się do przepisowej prędkości. Czułam się zupełnie jak beztroskie dziecko. Wszystkie zmartwienia się ulotniły, pozwalając mi zatracić się w chwili.

Po raz pierwszy od ponad roku poczułam wewnętrzny spokój.

– Chcesz? – Wyciągnął w moją stronę opakowanie gum Wrigley’s.

– Poproszę. – Zabrałam jeden listek i rozpakowałam cynamonowy przysmak. – Dziękuję.

Wjechaliśmy do zatłoczonego miasta. Dopiero po kilkudziesięciu minutach udało się nam wyplątać z korka i trafić pod odpowiedni budynek. Na parkingu nie obeszło się bez przekleństw Luke’a czy wyzwisk rzuconych w stronę kierowców, gdyż ci ośmielili się zatrzymać na upatrzonym przez niego miejscu.

Otworzyły się przed nami ruchome drzwi galerii. Panujący wewnątrz chłód przyjemnie otulił spragnione klimatyzacji ciało.

– Więc… – Luke spojrzał na mnie wyczekująco spod wachlarza jasnobrązowych rzęs, odciągając moją uwagę od architektury budynku. – Jaki jest pierwszy punkt na twojej liście?

– No tak. Lista… – Uruchomiłam telefon, żeby zajrzeć w notatki. – Kosmetyki. Nie zdążyłam ich kupić przed przeprowadzką.

Nie miałam za co ich kupić, ponieważ ojciec nie pozostawił po sobie ani centa. Wszystko przepił.

Luke dobrze wiedział, dokąd się kierować, więc zaprowadził nas do pomarańczowej drogerii. Podczas gdy błądziłam między regałami w poszukiwaniu potrzebnych produktów, chłopak wręcz deptał mi po piętach. Czułam na sobie jego zniecierpliwiony wzrok za każdym razem, kiedy przystanęłam, aby ukradkiem podejrzeć cenę kosmetyku.

Przełamałam się i włożyłam najtańszy pakiet odżywki z szamponem do koszyka trzymanego przez Luke’a. Ten zerknął na niego oceniająco, po czym wymienił opakowania na te, które odrzuciłam ze względu na ich koszt. Nawet nie zwrócił uwagi na cennik.

– Nie musiałeś – zapewniłam nieco skrępowana.

– Czego jeszcze potrzebujesz? – Nie czekając na odpowiedź, przejął ode mnie komórkę i obrzucił spojrzeniem krótką notatkę. – Tylko tyle? To jakbyśmy przyjechali tutaj po nic.

– Zależy mi tylko na kilku rzeczach.

– Chcesz mi powiedzieć, że dzielnie walczyłem o miejsce na parkingu, żeby wrócić stąd z niewielką reklamówką? Nie ma takiej opcji. Będziesz hurtowo kontynuować te swoje zakupki, żebym nie musiał tutaj prędko wracać.

Luke dobrał jeszcze trzy opakowania tych samych kosmetyków, po czym szybkim krokiem zaczął przemierzać alejki sklepu, aby zrealizować listę. Robiąc to, wykraczał poza jej punkty. W ten sposób z kilku najpotrzebniejszych artykułów, które swobodnie zmieścilibyśmy w rękach, zrobiły się dwie papierowe torby.

Wzbogacona o kilka butelek balsamu kokosowego oraz w produkty higieniczne o zbliżonym do niego zapachu, nie potrafiłam oderwać wzroku od wzrastających na liczniku cyfr. Niepodzielający mojego przerażenia Luke beztrosko przyłożył kartę do terminala.

Zawsze lubiłam chodzić po galeriach. Kiedy jeszcze mieszkałam w Portland, właśnie one pozwalały mi zabić czas i chroniły mnie przed wczesnym powrotem do pijanego ojca.

Natomiast Luke utwierdził mnie w przekonaniu, że nie odwiedzę tego typu miejsc przez najbliższy rok.

Chłopak na siłę zaciągnął mnie do sklepów, gdzie wybierał mi ubrania. Większość z nich odbiegała od komfortowego stylu, którego starałam się trzymać. Jednak by nie wyjść na niewdzięczną, posyłałam Millerowi lekki uśmiech za każdym razem, gdy pokazywał mi nową sukienkę, akceptując tym jego wybór.

Jego rozrzutna postawa przeczyła mojemu postanowieniu o zakupie jak najmniejszej ilości rzeczy. Czułam się niezręcznie z faktem, że wydaje na mnie tyle pieniędzy.

Z początku idealnym pomysłem na zmuszenie go do powrotu wydawała mi się wymówka o obcierających butach, ale szybko z niej zrezygnowałam z obawy, że chłopak zaproponuje kupienie nowych.

Po długich namowach w końcu odpuścił i zaakceptował moje zapewnienia, że nabyłam już wystarczającą ilość odzieży, więc możemy wreszcie opuścić galerię.

Byliśmy już niedaleko wyjścia, gdy zerknęłam na wystawę za szybą butiku. Przystanęłam, gdyż mój wzrok przykuła krwistoczerwona sukienka.

– Podoba ci się?

– Mogę ją przymierzyć?

– Możemy już wracać, brzuch mnie boli – przytoczył moje słowa sprzed kilku minut, piskliwie naśladując mój głos. – Jesteś strasznie niezdecydowana, wiesz?

Patrzyłam na niego, nie wiedząc, czy ta odpowiedź aprobowała moje pytanie, czy jemu przeczyła.

– Właź tam – dodał.

Tłumiąc podekscytowany uśmiech, weszłam do sklepu. Odnalazłam odpowiedni rozmiar, zabrałam ubranie ze stojaka i pobiegłam do przymierzalni.

Włożyłam kreację, napawając się widokiem satynowej tkaniny, mieniącej się w świetle przymierzalni. Jej krój idealnie podkreślał moje kształty, dodatkowo je zaokrąglając.

Chociaż zazwyczaj widok mojego ciała w przylegającym ubraniu budził we mnie odrazę i odbierał mi poczucie komfortu, tym razem było inaczej. Po raz pierwszy od dawna poczułam się atrakcyjna.

Po uporaniu się z zapięciem ściągnęłam sukienkę. Przypadkowo napotkałam metkę z ceną, a moje wargi mimowolnie się rozchyliły.

– Och… – wydusiłam z siebie w szoku.

Zawiedziona włożyłam swoje rzeczy i najostrożniej, jak potrafiłam, odwiesiłam materiał na wieszak. Na samą myśl, że mogłam zniszczyć ją podczas przymierzania, przez moje ciało przemknęły nieprzyjemne ciarki.

Wyszłam z przymierzalni. Moje spojrzenie automatycznie powędrowało w stronę Luke’a, opierającego się o ścianę naprzeciwko wejścia. Odwróciłam wzrok.

– Hej. – Zatrzymał mnie. – Co się stało? Przecież ci się podobała.

– Zły rozmiar.

– Możesz wziąć inny.

– Okropnie na mnie leży – rzuciłam wymijająco, odkładając kreację na specjalny stojak.

Opuściłam galerię u boku obładowanego torbami blondyna. Kilkukrotnie pytałam, czy na pewno nie potrzebuje pomocy. Jednak ten uparcie trzymał się swojej racji, że jest silnym mężczyzną, który doskonale poradzi sobie sam.

Temperatura na zewnątrz odrobinę spadła, a słońce zdążyło zajść, co idealnie obrazowało, ile czasu spędziliśmy na błądzeniu po galerii.

Kiedy dotarliśmy do samochodu, Luke upchnął torby do małego bagażnika, po czym zajął miejsce za kierownicą.

– Niedaleko jest budka z hot dogami, możemy tam podjechać, bo zaraz umrę z głodu. Gonienie z tobą po sklepach jest męczące.

– Wypraszam sobie – powiedziałam z teatralnym wyrzutem. – To ty kazałeś mi ,,gonić” po sklepach.

– Bo nie przyjechałem tu po cztery rzeczy – odparł kąśliwie.

Podczas drogi nie wpakowaliśmy się w korki, co stanowiło miłe zaskoczenie. Szybko przemknęliśmy przez miasto i zatrzymaliśmy się na małym placu nieopodal rozjaśnionej czerwono-pomarańczowymi neonami budki.

Wokół znajdowały się stoły z krzesłami, których siedzenia oklejono sztuczną czerwoną skórą, jednak przez czas oraz przewijających się w ciągu dnia klientów pozostały z niej tylko otarcia. Zajęłam miejsce na jednym z nich, a Luke złożył zamówienie.

Po kilku minutach czekania dołączył do mnie z dwoma hot dogami. Zgodnie z moją prośbą podał mi mniejszego, po czym zaczął zajadać się swoim.

– Czemu przyznałeś się za mnie? – zadałam dręczące mnie od rana pytanie.

– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Byłaś przerażona, nie chciałem cię dodatkowo stresować. Szlag – fuknął, kiedy sos skapnął na jego biały T-shirt. – Twoja mama to Miriam, tak? – zmienił temat, mniej ubrudzoną dłonią sięgając po chusteczkę.

– Mhm – potwierdziłam z pełnymi ustami.

– Współczuję – prychnął.

– Nie jest taka zła.

– Przyjechałaś tutaj na resztę wakacji? – zapytał. Zamiast pozbyć się plamy, tylko bardziej ją rozmazał.

– Nie, mój tata… – przerwałam, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. – Zmarł. Musiałam przeprowadzić siętutaj.

Ten fakt wydał mi się dziwnie neutralny, jakbym już zaakceptowała tę myśl. Tata niejednokrotnie znikał nocami, obiecując mi, że już nigdy nie wróci. Że tego dnia ze sobą skończy. Za szóstym razem przestałam płakać. Pozwoliłam świadomości mówiącej, że mogę go już nigdy nie zobaczyć, osiąść w swoim umyśle.

Był dla mnie martwy, odkąd powiedział mi, że jestem naiwna. Odkąd otwarcie przyznał, że wykorzystał moją nadzieję na jego zmianę, aby zatrzymać mnie przy sobie.

Pamiętam jego triumfalny śmiech. I to, jak jego dźwięk przewijał się w mojej głowie, odbijał echem, żeby następnie nawiedzać mnie w koszmarach.

– Em… – Na usta chłopaka wpłynął pocieszający wyraz. – Moja matka też. Zaćpała się. – Przygryzł dolną wargę, parskając. – Widać ciąży nad nami jakieś fatum umierających rodziców – zażartował, próbując rozluźnić atmosferę, na co niezręcznie się uśmiechnęłam.

– Najwyraźniej.

Luke wspomniał o śmierci matki niewzruszonym tonem, jakby mówił o pogodzie, a nie o stracie bliskiej osoby. Jednak bardzo dobrze wiedziałam, że to było tylko pozorem. Zmyłką.

Robiłam to samo, oszukując samą siebie, że śmierć taty mnie nie dotknęła, chociaż doskonale wiedziałam, że była to nieprawda.

Mama u boku nowego męża nareszcie czuła się szczęśliwa, a ja pomimo naszej skomplikowanej relacji cieszyłam się jej szczęściem. Oboje z Jacobem na nie zasługiwali po tym, co ich spotkało.

Luke zaniósł torby pełne nowych ubrań i akcesoriów do mojego pokoju, trzymając się swojego zdania co do ,,prawdziwej męskiej siły”. Postanowiłam nie ponawiać pytań dotyczących pomocy, wiedząc, że zostałyby one zbyte odmową. Wykorzystałam czas, w którym Luke nosił moje zakupy, całkiem produktywnie, gdyż wzięłam relaksujący prysznic. Uwielbiałam letnią wodą zmywać z siebie nagromadzony w ciągu dnia brud.

Nie chcąc odkładać ogromu nowych rzeczy do rozpakowania na jutro, zaczęłam rozmieszczać ubrania na półkach drewnianej garderoby.

Już miałam chwycić papierowe opakowanie z zamiarem wyciągnięcia jego zawartości, kiedy jedna z torebek szczególnie przykuła moją uwagę.

Torebka z etykietą butiku.

Z lekkimi, przyjemnymi w odczuciu obawami otworzyłam ją, a na widok zawartości wydałam z siebie pełne niedowierzania westchnienie.

Znajdowała się tam ona – sukienka, którą przymierzałam.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij