- W empik go
Wędrowanie po Wachanie - ebook
Wędrowanie po Wachanie - ebook
Książka „Wędrowanie po Wachanie” to nie tylko opowieść o górskich przygodach grupy przyjaciół na pograniczu Afganistanu i Tadżykistanu. Członkowie wyprawy, żartobliwie zwanej „geriatryczną”, stali się świadkami działań zbrojnych w stolicy Górnego Badachszanu (Autonomiczny Okręg Republiki Tadżykistanu). Przygody, niczym w filmach akcji, były dla nich dużym i nieznanym przeżyciem. Po raz pierwszy w swym długim globtroterskim życiorysie zetknęli się z brutalnymi działaniami wojennymi.
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65543-65-3 |
Rozmiar pliku: | 8,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Już od wielu lat włóczymy się po górach świata pod, na poły prześmiewczym, na poły prawdziwym szyldem — Geriatrycznych Wypraw Wysokogórskich (GWW).
Nie oznacza to, że wszyscy jesteśmy w wieku podeszłym. Jedni zasługują na tę delikatną definicję, inni są, a przynajmniej byli, w wieku wskazującym raczej na drugą młodość. No i bywały wśród nas, zawsze młode panie.
Już podczas naszej pierwszej wyprawy w góry Kaukazu (wtedy nie wiedzieliśmy, że jest to I GWW), po nieudanym szturmie na najwyższy szczyt Europy — dwugarbny Elbrus, który bronił się lodowatym i huraganowym wiatrem, doszliśmy do wniosku, ze nie koniecznie trzeba wejść na szczyt, by uważać wyprawę za udaną. Najważniejszym dla nas było to, że czuliśmy się w swoim towarzystwie wspaniale. Przybywało nam lat, wyprawy miały coraz wyższe numerki, a my bawiliśmy się wyśmienicie.
Poniżej przedstawiam dzieje naszej X Geriatrycznej Wyprawy Wysokogórskiej (X GWW), nie tylko ze względu na jej jubileuszowy charakter, ale przede wszystkim, na przygody, które nawet dla nas, starych globtroterów, były niezwykłe.
Osoby:
— Marek Józefiak, Cezar, Wódz Naczelny, osobnik odważny,
— Jolanta Popławska, Jola, Żola, Dżola, lecząca zdrowych uczestników wyprawy i chorych tubylców,
— Patrycja Wiśniewska, Pati, (Petunia raczej źle widziane), wegetarianka (jada jednak ryby); motto: „musi być action”,
— Andrzej Perepeczo, Jędruś, czasem zwany Wezyrem, doskonały fotograf i wyśmienity operator filmowy, charakteryzujący się nieustannym ciągiem w górę,
— Marek Janas, Profesor (nawet zwyczajny), senior ekipy, postać barwna, poliglota i omnibus o wielkiej wiedzy,
— Jerzy Wieluński, Żorż, spiritus movens większości GWW, na nagrobku ma mieć napis: „Chemik i Taternik”,
— Andrzej Piekarczyk, Autor, Piekarz.
Wieku, wad i przywar członków ekipy przez litość nie podaję.
Miejsce akcji:
Niespokojny Tadżykistan
Spokojny Afganistan
Kości zostały rzucone
Alea iacta est (kości zostały rzucone) — tak zaczyna się mój mail do Marka, który wysłałem po otrzymaniu wiadomości, że kasa za bilety samolotowe do Duszanbe została przelana. Mianuję Marka Cezarem. Tak już zostaje, pomimo złośliwych prób nazywania go Cezarym. Stwierdzam, że Rubikon został przekroczony, a my pretorianie, pod wodzą Cezara zdobędziemy szczyty Hindukuszu Afgańskiego.
Na pytania, zadawane przez znajomych, gdzie spędzę wakacje, odpowiadam nieśmiało, że w Afganistanie. Traktowane jest to na ogół jak żart, potem następują jakieś stwierdzenia o braku rozsądku i odpowiedzialności. Nie dziwię się, więc niektórym członkom ekspedycji, że ukrywają przed bliskimi cel naszej eskapady. Opary kłamstwa unoszą się nad ekipą. Jedni kłamią inni kręcą jak koń pod górę, żeby nie odpowiedzieć wprost na coraz częściej zadawane pytania.
Ustalamy drogą licznych maili cel naszej wyprawy. Celem jest brak celu!
Do tego samego wniosku dochodzimy na jedynym naszym wspólnym spotkaniu w Wymysłowie Francuskim. Spotkanie to zaaranżował Cezar w swojej letniej rezydencji. Jakoś tam docieramy dzięki GPS-owi i genialnemu opisowi drogi. Tylko Zorż trzy razy przejeżdża w dużym tempie przed bramą posiadłości i machający rekami Cezar nie jest go w stanie zatrzymać. Spotkanie w „przyjaznej atmosferze”. Z mozołem wypełniamy wnioski o wizy tadżyckie, pijemy wino, jemy potrawy z grilla, opalamy się i gramy w koszykówkę.
W niczym nie przypominamy „Zuchwałej Siódemki”, którą to nazwę nadał nam pewien redaktor, pewnej gazety, w pewnym mieście. A może Żorż to wymyślił? Mnie się ta nazwa nawet podoba, chociaż wg mnie zuchwały to coś pośredniego miedzy odważnym i głupim. Żarząca się spirala antykomarowa rozpoczęła wieczorem dzieło spalenia budynku i obejścia. Na szczęście do zgliszcz nie dopuściliśmy.
Rano dokonujemy dalszych ustaleń. Mamy dotrzeć do Worka Wachańskiego (Korytarza Wachańskiego), wielkiej, ciągnącej się na długości ok. 300 km i o szerokości kilkudziesięciu km doliny (u wejścia kilkanaście km), którą matka natura usytuowała między Pakistanem i Tadżykistanem. Ten pas ziemi stanowił na przełomie XIX i XX wieku swojego rodzaju bufor odgradzający od siebie posiadłości i wpływy imperium carskiego i korony brytyjskiej (rosyjski Turkiestan na północy od brytyjskich Indii na południu). Bufor chyba dobrze spełnił swoje zadanie, bo nie zauważyliśmy w czasie naszego pobytu w Afganistanie, ani wpływu korony brytyjskiej, ani imperium carskiego.
Nikt nie częstował nas o piątej po południu mocną herbatą po angielsku. Nie widzieliśmy też ani jednego samowara. Jasnowłose, często piegowate dzieci i przedstawiciele średniego pokolenia o wyraźnie słowiańskiej urodzie, to już pokłosie niezbyt przyjemnej wizyty wojsk radzieckich. Znamienny wpływ imperium sowieckiego. Wojska sowieckie okupujące Afganistan w 1979 roku zajęły również korytarz Wachański, a czołgi wjeżdżały podobno daleko w głąb doliny.
A teraz? Ten bufor to w zależności od pory dnia, gorący lub zimny wiatr, rzeki nasycone miką, ludzie spokojni, stada owiec, nieliczne krowy, ścieżka pomiędzy polami minowymi, rzadkie drzewa. Dolinę otaczają piękne i wysokie szczyty Hindukuszu Afgańskiego.
Kiedy już znaleźliśmy się na miejscu i patrzyliśmy na otaczające nas wysokie skalne ściany i strome zbocza gór, stwierdziliśmy zgodnie, że nie mogło być bardziej trafnego usytuowania afgańskiej — neutralnej strefy buforowej, powstałej w czasie geopolitycznej rywalizacji między Wielką Brytanią i Rosją, znanej, jako „Wielka Gra”. Tutaj przyroda podyktowała politykom, gdzie mają przebiegać granice. Ostateczne wytyczenie granicy rosyjsko-afgańskiej, nastąpiło w 1895 roku, a indyjsko-afgańskiej w 1896 r. (Linia Duranda). Linii tej pieczołowicie pilnował lord Gorge Nathaniel Curzon, który w latach 1899—1905 był wicekrólem Indii.
Darmowy fragment