- W empik go
Wesele - ebook
Wesele - ebook
Wesele to dramat autorstwa Stanisława Wyspiańskiego wydany pierwszy raz w 1901 roku.
Utwór przedstawia autentyczne wydarzenie – wesele poety Lucjana Rydla z chłopką Jadwigą Mikołajczykówną. Ślub miał miejsce 20 listopada 1900 roku w Bazylice Najświętszej Maryi Panny w Krakowie, wesele zaś w podkrakowskiej wsi Bronowice.
Pisząc Wesele Wyspiański inspirował się dramatami Mickiewicza, Fredry i Słowackiego oraz malarstwem Malczewskiego i Maksymiliana Gierymskiego.
Wesele składa się z trzech aktów. Akt I jest aktem realistycznym, napisanym w konwencji komedii realistycznej, akt II jest natomiast aktem symboliczno-wizyjnym, obie te konwencje przeplatają się w akcie trzecim. Utwór ma budowę szopkową. Jest kontynuacją dramatów romantycznych. Przedstawia sytuację duchową narodu, nawiązując m.in. do rzezi galicyjskiej z 1846. Autor pokazuje, dlaczego Polacy nie potrafią wywalczyć niepodległości.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8119-012-1 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
GOSPODARZ
PAN MŁODY
MARYSIA
OJCIEC
JASIEK
POETA
NOS
MARYNA
RADCZYNI
CZEPIEC
KLIMINA
STASZEK
ŻYD
MUZYKANT
GOSPODYNI
PANNA MŁODA
WOJTEK
DZIAD
KASPER
DZIENNIKARZ
KSIĄDZ
ZOSIA
HANECZKA
CZEPCOWA
KASIA
KUBA
RACHEL
ISIA
OSOBY DRAMATU:
CHOCHOŁ
WIDMO
STAŃCZYK
HETMAN
RYCERZ CZARNY
UPIÓR
WERNYHORA
Akt I
DEKORACYA:
Noc Listopadowa; w chacie, w świetlicy. Izba wybielona siwo, prawie błękitna, jednym szarawym tonem pół-błękitu obejmująca i sprzęty i ludzi, którzy się przez nią przesuną.
Przezedrzwi otwarte z boku, ku sieni, słychać huczne weselisko, buczące basy, piskanie skrzypiec, niesforny klarnet, hukania chłopów i bab i, przygłuszający wszystką nutę, jeden melodyjny szum i rumot tupotających tancerzy, co się tam kręcą w zbitej masie w takt jakiejś ginącej we wrzawie piosenki...,
I cała uwaga osób, które przez tę izbę-scenę przejdą, zwrócona jest tam, ciągle tam; zasłuchani, zapatrzeni ustawicznie w ten tan, na polską nutę,... wirujący dookoła, w półświetle kuchennej lampy, taniec kolorów, krasych wstążek, pawich piór, kierezyj, barwnych kaftanów, nasza dzisiejsza wiejska Polska.
A na ścianie głębnej: drzwi do alkierzyka, gdzie łóżka gospodarstwa i kołyska i pośpione na łóżkach dzieci, a górą zszeregowani Święci obrazkowi. Na drugiej bocznej ścianie izby: okienko, przysłonione białą muślinową firaneczką; nad oknem wieniec dożynkowy z kłosów; — za oknem ciemno, mrok, — za oknem sad, a na deszczu i słocie krzew otulony w słomę, w zimową ochronę okryty.
Na środku izby stół okrągły, pod białym, sutym obrusem, gdzie przy jarzących brązowych świecznikach żydowskich suta zastawa, talerze, poniechane tak, jak dopiero co od nich cała weselna drużba wstała, w nieładzie, gdzie nikt o sprzątaniu nie myśli. Około stołu prosie drewniane stołki kuchenne z białego drzewa; przytem na izbie biórko, zarzucone mnóstwem papierów; ponad biórkiem fotografia matejkowskiego Wernyhory i litograficzne odbicie matejkowskich Racławic. Przy ścianie w głębi sofa wyszarzana; ponad nią złożone w krzyż szable, flinty, pasy podróżne, torba skórzana. W innym kącie piec bielony, do maści z izbą; obok pieca stolik empire, zdobny świecącemi resztami brązów, na którym zegar stary, alabastrowemi kolumienkami dźwigający złocony krąg godzin; nad zegarem portret pięknej damy w stroju z lat 1840 w lekkim muślinowym zawoju przy twarzy młodej w lokach i na ciemnej sukni.
U boku drzwi weselnych skrzynia ogromna wyprawna wiejska, malowana w kwiatki pstre i pstre desenie; wytarta już i wyblakła. Pod oknem stary grat, fotel z wysokim oparciem.
Nad drzwiami weselnymi ogromny obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej z jej sukienką srebrną i złotym otokiem promieni na tle głębokiego szafiru; a nad drzwiami alkierza takiż ogromny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, w utkanej wzorzystej szacie w koralach i koronie polskiej Królowej, z dzieciątkiem, które rączkę ku błogosławieniu wzniosło.
Strop drewniany w długie belki proste z wypisanym na nich Słowem Bożym i rokiem pobudowania.RZECZ DZIEJE SIĘ W ROKU TYSIĄC DZIEWIĘĆSETNYM.
SCENA 1. CZEPIEC, DZIENNIKARZ.
CZEPIEC
Cóż tam panie w polityce?
Chińczyki trzymają się mocno!
DZIENNIKARZ
A, mój miły gospodarzu,
mam przez cały dzień dosyć Chińczyków
CZEPIEC
Pan polityk!
DZIENNIKARZ
otóż właśnie polityków
mam dość, po uszy, dzień cały
CZEPIEC
kiedy to ciekawe sprawy
DZIENNIKARZ
A to czytaj, kto ciekawy; —
wiecie choć, gdzie Chiny leżą
CZEPIEC
No daleko, kajsi gdzieś daleko;
a panowie to nijak nie wiedzą,
że chłop chłopskim rozumem trafi,
choćby było i daleko.
A i my tu cytomy gazety
i syćko wiemy
DZIENNIKARZ
A po co — ?
CZEPIEC
Sami się do światu garniemy
DZIENNIKARZ
Ja myślę, że na waszej parafii
świat dla was aż dosyć szeroki
CZEPIEC
A tu ano i u nas bywają,
co byli aże dwa roki
w Japonii; jak była wojna
DZIENNIKARZ
ale tu wieś spokojna, —
niech na całym świecie wojna,
byle polska wieś zaciszna,
byle polska wieś spokojna
CZEPIEC
Pon się boją we wsi ruchu,
Pon nos obśmiwajom w duchu. —
A jak my, to my się rwiemy
ino do jakiej bijacki.
Z takich jak my był Głowacki.
A jak myślę, że panowie
duza by już mogli mieć,
ino oni nie chcom chcieć!
SCENA 2. DZIENNIKARZ, ZOSIA.
DZIENNIKARZ
Pani to taki kozaczek:
jak zesiądzie z konika, jest smutny,
ZOSIA
A pan zawsze bałamutny
DZIENNIKARZ
to nie komplement, to czuję
i tego bynajmniej nie tłumię
ZOSIA
Dobrze, że przynajmniej pan umie
zmiarkować kiedy uczucie
a kiedy salonowa zabawka, —
ale w tym razie
DZIENNIKARZ
to sprawka
pani wdzięku, pani jest bardzo miła,
pani tak główkę schyliła
ZOSIA
Prawda? tak jakbym się dziwiła,
że mnie tyle honoru spotyka,
pan redaktor dużego dziennika
przypatruje się i oczy przymyka
na mnie, jako na obrazek
DZIENNIKARZ
A obrazek malowny, bez skazek,
farby świeże, naturalne,
rysunek ogromnie prawdziwy,
wszystko aż do ram idealne
ZOSIA
widzę, znawca osobliwy
DZIENNIKARZ
I czemuż pani się gniewa
ZOSIA
że pan jak Lohengrin śpiewa
nademną, jak nad łabędziem,
że my dla siebie nie będziem
i pocóż tyle śpiewności?
DZIENNIKARZ
oto tak, tak z rozlewności
towarzyskiej.
SCENA 3. RADCZYNI, HANECZKA, ZOSIA.
HANECZKA
ach cioteczko, ciotusieńko!
RADCZYNI
co serdeńko?
HANECZKA
tamci tańczą, my stoimy;
chcemy tańczyć także i my
RADCZYNI
Może który z panów zechce
ZOSIA
z nikim z panów tańczyć nie chce
RADCZYNI
potańcujcie trochę same
ZOSIA
mybyśmy chciały z drużbami,
z tymi, co pawiemi piórami
zamiatają pułap izby
RADCZYNI
poszłybyście tam do ciżby
HANECZKA
to tak miło, miło w ścisku
RADCZYNI
Oni się tam gniotą, tłoczą
i ni ztąd, ni zowąd naraz
trzask, prask, biją się po pysku
to nie dla was
ZOSIA
My wrócimy zaraz
RADCZYNI
Cóżeś ty tak dziś wesoła
odgarnij se włosy z czoła.
ZOSIA
Raz dokoła, raz dokoła
HANECZKA
Ciotusieńka zła okropnie,
zła okrótnie, — a przelotnie, —
zaraz buzie pocałuję
RADCZYNI
Hanka zawsze swego dopnie, —
niech się panna wytańcuje
SCENA 4. RADCZYNI, KLIMINA.
KLIMINA
Pochwalony, dobry wieczór państwu
RADCZYNI
Pochwalony, — gospodyni
KLIMINA
tu wsiosko od maleńkości, Klimina,
po wójcie wdowa
RADCZYNI
Radczyni
jestem z Krakowa
KLIMINA
macie syna
RADCZYNI
tańcuje tam,
KLIMINA
niech się bawi;
som ta dziwki, niech nie stoją
RADCZYNI
jakoś mu nie idzie skoro,
bo się ino pogapuje
KLIMINA
panowie dziwek się boją;
zaraz która co przyniesie,
ino roz sie przetańcuje
RADCZYNI
wyście sobie, a my sobie.
Każden sobie rzepkę skrobie
KLIMINA
myślałam, pomówię z matusią,
toby wnuczka kołysała
RADCZYNI
a toście wy skora kumosiu;
ledwo że w koło spojrzała,
jużby mi synów swatała
KLIMINA
hej, josie bawiła wprzódzi,
terozbym lo inszych chciała.
Coraz więcej potrza ludzi.
Żeniłabym, wydawała!
SCENA 5. ZOSIA, KASPER.
ZOSIA
drużba tańczy, proszę ze mną
KASPER
panienka obcesem wpada
ZOSIA
a w kółeczko
KASPER
do okoła.
Panienka se ta wesoła.
Ano Kaśka będzie rada,
jak przestoi
ZOSIA
Kaśka, jaka?
KASPER
ano ta, co w kącie taka
ZOSIA
druchna?
KASPER
juści, druchna pirso,
co mi ją na żone rają
ZOSIA
raz dokoła, raz dokoła
KASPER
panienka się nie zgniwają,
że ją lepiej gabne w pasie,
ano Kaśka w sobie syrso
ZOSIA
pewno drużba kocha Kasie
KASPER
Panienka se ta wesoła
ZOSIA
raz dokoła, raz dokoła
SCENA 6. HANECZKA, JASIEK.
HANECZKA
Jakby Jasiek chciał tańcować,
tobym z Jaśkiem tańcowała
JASIEK
a mogę sie ofiarować,
by ino panienka chciała
HANECZKA
Proszę, proszę, chwilkę w koło,
jak wesoło, to wesoło.
Jasiek dzisiaj pierwszy drużba
JASIEK
najmilso mi tako służba
SCENA 7. RADCZYNI, KLIMINA.
RADCZYNI
cóżta gosposiu na roli,
czyście sobie już posiali
KLIMINA
tym ta casem sie nie siwo
RADCZYNI
a mieliście dobre żniwo
KLIMINA
Dzięka Bogu, tak ta bywo
RADCZYNI
jak złe żniwo, to was boli,
żeście się napracowali
KLIMINA
zawszeć sie co przecie zgarnie
RADCZYNI
dobrze sobie wyglądacie
KLIMINA
i pani ta tyz nie marnie
RADCZYNI
jeszcze się widzicie młoda
KLIMINA
jak po Marcinie jagoda
RADCZYNI
może jeszcze się wydacie
KLIMINA
a cóz sie ta tak pytacie
SCENA 8. KSIĄDZ, PANNA MŁODA, PAN MŁODY.
PAN MŁODY
Ksiądz dobrodziej łaskaw bardzo.
Proszę nas niezapominać
KSIĄDZ
Są i tacy co mną gardzą,
żem jest ze wsi, bom jest z chłopa.
Patrzą koso, — zbędą prędko,
a tu mi na sercu lentko.
Sami swoi, polska szopa
i ja z chłopa i wy z chłopa
PAN MŁODY
ksiądz dobrodziej już niebawem
będzie nosić pelerynkę
KSIĄDZ
może i należy mi się;
lecz pewnego nic nie wi się.
Inni także robią ślinkę;
może sprawię pelerynkę, —
PAN MŁODY
może z konsystorza przecie
popatrzą okiem łaskawem,
życzę bardzo
PANNA MŁODA
choć co dadzą;
ino te ciarachy tworde,
trzaby stoć i walić w morde
PAN MŁODY
moja duszko, tu sie mówi
o kościelnej dostojności,
którą mają przyznać Jegomości
PANNA MŁODA
jo myślała, że co inne
KSIĄDZ
naiwne to i niewinne
SCENA 9. PAN MŁODY, PANNA MŁODA.
PANNA MŁODA
cięgiem ino radbyś godać.
Jakie to kochanie bedzie
PAN MŁODY
a ty wolisz całowanie, —
będziesz kochać a powiedz-że
PANNA MŁODA
Przeciem ci już wygodała.
Przecież ci mnie nikt nie wydrze
PAN MŁODY
serce do kochania radsze;
Toś już moja! Radość, szczęście;
nie myślałem, że tak wiele
PANNA MŁODA
ano chciałeś, masz wesele
PAN MŁODY
ach, nie patrzę, jak całuję;
nie całuję, kiedy patrzę,
a lica masz coraz gładsze
PANNA MŁODA
A krew sie tak resumuje
PAN MŁODY
Pocałujże, jeszcze, jeszcze,
niechże tobą się napieszczę:
usta, oczy, czoło, wieniec
PANNA MŁODA
takiś ta nienasyceniec
PAN MŁODY
nigdy syty, nigdy zadość;
taka to już dla mnie radość;
całowałbym cię bez końca
PANNA MŁODA
a to męcąco robota;
nie dziwota, nie dziwota,
żeś tak zbladnoł, taki wrzący
PAN MŁODY
nie chwalący, nie chwalący,
spokoju mi nie dawały
PANNA MŁODA
abo chciałeś
PAN MŁODY
same chciały
PANNA MŁODA
Cóz-ta za śkaradne śtuki
PAN MŁODY
myśmy takie samouki;
kochałem się po różnemu
a ciebie chcę po swojemu,
po naszemu,
PANNA MŁODA
a no z duszy,
jak ci dobrze, niech ta bedzie
PAN MŁODY
teraz ci mnie nic nie zwiedzie.
Takem pragnął, zboża, słońca...
PANNA MŁODA
Mos wesele! — podź do tońca!
SCENA 10. POETA, MARYNA.
POETA
Żeby mi tak rzekła która,
sercem już dysponująca,
tak po prostu, no chcę ciebie,
jak jaka wiejska dziewczyna
MARYNA
to niby ja ta dziewczyna,
ja oświadczyć się mająca?
Skądże taka pewna mina?
POETA
wcale insze miałem plany,
jeźlim plany miał w ogóle, —
chciałem coś powiedzieć czule,
chciałem zapukać w serduszko,
coś usłyszeć, coś podsłuchać:
jak się to tam musi ruchać,
jak się to tam musi palić
MARYNA
muszę panu się pożalić,
w serduszku nie napalone;
jak kto weźmie mnie za żone,
będzie sobie ciepło chwalić;
muszę panu się pożalić:
choć zimno, można się sparzyć
POETA
Amor mógłby gospodarzyć
MARYNA
Amor ślepy, może zdradzić
POETA
Amor: duch skrzydlaty, gończy
MARYNA
Pretensyi do skrzydeł wiele
POETA
więc się na pretensyach kończy
MARYNA
a nie kończy się w kościele.
POETA
byłby to już Amor w klatce
MARYNA
lis w pułapce
POETA
motyl w siatce
MARYNA
Paź królowej na usługach
POETA
ślub po zapłaconych długach.
Miłość nęci rozmaita
MARYNA
a to z nami kwita
POETA
kwita, —
nie myślałem, że coś świta,
pani prawie obrażona
MARYNA
Czegoż to pan jeszcze szuka
POETA
że nie poszła w las nauka
MARYNA
któż się uczył?
POETA
tak wzajemnie:
ja od pani, pani ze mnie
MARYNA
a na cóż mnie tej nauki?
POETA
Na nic
MARYNA
więc?
POETA
sztuka dla sztuki
MARYNA
zawrót głowy, wielka chwała;
niech pan sztuki płata różne,
bylebym ja spokój miała
POETA
rozmowa z panienką młodą,
jak ją zwykle młodzi wiodą
w takim stylu skrzydełkowym,
rozmowa z panną upartą
o miłości, o Amorze,
o kochaniu, co w tym, owym
z nagła się przejawić może; —
szepty z panną czarującą
przez pół seryo, przez pół drwiąco, —
zawsze jeszcze studyum warto
MARYNA
przez pół drwiąco, przez pół seryo
bawi się pan galanteryą
POETA
ale gdzieta, ale gdzieta
MARYNA
Pan poeta, pan poeta.
Coś jak liryzm struna brzękła;
ja o pana się przelękła,
że ta strzała niespodziana
może trafić, ale pana.
Słucham co to za wymowa
POETA
Słowa, słowa, słowa, słowa
MARYNA
ale gdzieta, ale gdzieta
POETA
bawię panią galanteryą
przez pół drwiąco, przez pół seryo;
stąd się styl osobny stwarza:
nikt nikogo nie dosięga,
nikt nikogo nie obraża, —
na łokcie różowa wstęga, —
nie prowadzi do ołtarza —
tajemnicą jest kobieta
MARYNA
Pan poeta, pan poeta
SCENA 11. KSIĄDZ, PAN MŁODY, PANNA MŁODA.
KSIĄDZ
zwracam się do panny młody,
pijąc do pana młodego
PANNA MŁODA
cóz takiego, cóz takiego,
KSIĄDZ
może, hm, po pewnym czasie,
bo to człowiek jest człowiekiem,
ot przykładem tylu ludzi, —
bo to człowiek jest człowiekiem,
usiada się tylko z wiekiem
PANNA MŁODA
niby jak to kwaśne mliko
KSIĄDZ
wyście młodzi, wyście młodzi,
choć się dzisiaj wszystko godzi,
przyjdzie czas, co was ochłodzi
PAN MŁODY
Dzięki, niech się ksiądz nie trudzi,
niech nie trudzi się dobrodziej,
wdał się Pan Bóg już w tę sprawę
i ten wszystko załagodzi;
byliśmy rano w kościele,
braliśmy ślub u ołtarza
KSIĄDZ
no, ale to tak się zdarza;
ogromnie przypadków wiele
i przypomnieć pożytecznie
PAN MŁODY
Podziękujże za obawę
PANNA MŁODA
Zdarłabym jej łeb, jak krosna
PAN MŁODY
a kocha, bo jest zazdrosna
KSIĄDZ
ach, kolorowa bajecznie!
SCENA 12. PAN MŁODY, PANNA MŁODA.
PAN MŁODY
Kochasz ty mnie
PANNA MŁODA
moze, moze, —
cięgiem ino godos o tem
PAN MŁODY
bo mi serce wali młotem,
bo mi w głowie huczy, szumi,...
moja Jaguś, toś ty moja
PANNA MŁODA
twoja, jak trza, juści twoja;
bo cóż cie ta znów tak dumi,
cięgiem ino godos o tem
PAN MŁODY
a ty z twoim sercem złotem
nie zgadniesz dziewczyno-żono,
jak mi serce wali młotem,
jak cie widzę z tą koroną,
z tą koroną świecidełek,
w tym rozmaitym gorsecie,
jak lalkę dobytą z pudełek
w Sukiennicach, w gabilotce:
zapaseczka, gors, spódnica,
warkocze we wstążek splotce;
że to moje, że to własne,
że tak światłem gorą lica
PANNA MŁODA
buciki mom troche ciasne
PAN MŁODY
a to zezuj, moja złota
PANNA MŁODA
ze sewcem tako robota
PAN MŁODY
tańcuj boso
PANNA MŁODA
panna młodo?!
Cóz ta znowu, to nimozno
PAN MŁODY
co się męczyć? w jakim celu?
PANNA MŁODA
trza być w butach na weselu
SCENA 13. KSIĄDZ, PAN MŁODY.
PAN MŁODY
któż komu czego zabroni
KSIĄDZ
zależy za czem kto goni
PAN MŁODY
tak cudzego pilnujecie
KSIĄDZ
nie każdy ma jedno na świecie
a każdy ma swoje osobne,
co go trzyma, — a te drobne
rzeczki, małe, niepozorne
składają się na jedną wielką rzecz
PAN MŁODY
ksiądz sobie, jako chcesz, przecz. —
Szczęście każdy ma przed nosem
a jak ma, to trzeba brać, —
trzeba iść za serdecznym głosem
i nic pozwolić się kpać
KSIĄDZ
no mój panie,
nie każdemu jednakie wołanie.
A jak kto ręką sięgnie po co, a nie dostanie.
SCENA 14. RADCZYNI, MARYNA.
RADCZYNI
A panny już bez pamięci,
widzę, hulają
MARYNA
do smaku
jak mnie Czepiec chwycił w pół,
jak zawinął i obleciał w kółko,
tom w oczach zobaczyła gwiazdy,
jakby jakieś napowietrzne jazdy,
kręcące się zawrotem kół
RADCZYNI
pot oblewa całe czółko;
możesz się zaziębić wnet
MARYNA
a tak — teraz to sobie myślę:
co insze złoto, a co insze miedź
RADCZYNI
nie pleć, spocznij, cicho siedź
MARYNA
a myśl moja het, het, het....
SCENA 15. MARYNA, POETA.
POETA
Elektryczność z oczu bije
MARYNA
zgrzałam się przy tańcowaniu
POETA
Pani marzy o kochaniu, —
co tam pani serce czyje
MARYNA
Może pańskie serce zatem, — — POETA
Umie pani strzelać batem — —?
MARYNA
Jakto, co to, — tak przez kogo?
POETA
Tak w powietrze, a szeroko
MARYNA
Co tam panu serce czyje; —
a umie pan kopnąć nogą — —?
POETA
tak przez kogo
MARYNA
Nie tak srogo, —
tak w powietrze, a wysoko
POETA
Na, co, po co
MARYNA
dla niczego
POETA
to nic złego
MARYNA
I nic z tego
POETA
to zagadka
MARYNA
Sfinx
POETA
Meduza.
MARYNA
Może z tego pan odgadnie
nowoczesny styl harbuza;
tak, jak ja odgadłam snadnie:
próżność na wysokiej skale,
w swojej własnej śpiącą chwale
POETA
Zeus i Pan Bóg mieszka w niebie,
przedsię obaj są u siebie.
Psyche to najczulej pieści. —
O tem, gdzie kto śpi wysoko,
pani wie coś z głuchych wieści;
nie dosięgło jeszcze oko.
MARYNA
Rozumiem coś z wielką biedą;
nie dosięgło jeszcze oko,
nie zawlokłam się na turnie;
tak tam dumnie, szumnie, chmurnie.
Bałamuctwa w wielkim stylu,
które już przeżyło tylu,
różni więksi, mniejsi, nizcy;
wszystko bardzo wyjątkowe,
bardzo dziwne, bardzo nowe,
tylko że tak robią wszyscy
POETA
Słucham, co to za wymowa
MARYNA
Słowa, słowa, słowa, słowa
POETA
ale gdzieta, ale gdzieta,
to uczucia tak się garną;
szkoda, żeby szły na marno
MARYNA
pan poeta, pan poeta;
pan myśli, że ja zajęta
POETA
widzę, że pani pamięta,
jaka komu etykieta
przylepiona i przypięta
MARYNA
Szkoda, żeby szły na marno
te uczucia, co się garną:
Pan poeta, pan poeta
POETA
otóż to, to etykieta
SCENA 16. ZOSIA, HANECZKA.
ZOSIA
Chciałabym kochać, ale bardzo,
ale tak bardzo, bardzo, mocno
HANECZKA
to ta muzyka gra tak skoczno
i pewno serce tobie skacze.
Jeszcze się dosyć, dość napłacze,
nim go kochanie ułagodzi.
Pociesz się serce, pociesz miła,
jeszcze niejedna łza, mogiła
od tej miłości ciebie grodzi
ZOSIA
że to tak losy szczęściem gardzą,
że tak nie sypią szczęściem w oczy,
tylko tak zaraz błyski gasną,
ledwo się w oczach świt roztoczy
HANECZKA
musi przyjść wprzódy cierpień koło;
przejść musi wprzódy, nędzę, bole,
a potem kiedyś będzie wesoło,
jak ci ból serce dość nakole
ZOSIA
ja gdybym była losów panią,
naprzykład taką, wiesz: Fortuną,
tobym odarła złote runo,
żeby dać wszystko ludziom tanio;
żeby się tak nie umęczali,
w takiem gonieniu ciężkiem, długiem:
każden jak więzień za swym pługiem;
żeby się syto nakochali,
żeby się wszystko im kręciło:
jakby się złote nitki wiło
HANECZKA
A tu są takie Parki stare,
co nożycami tną przędziwo
ZOSIA
A chyba to za jaką karę
Miłość jest taką nieszczęśliwą.
Za czyjąż winę, czyjąż karę
rwać chcą przędziwo Parki stare,...
Ach tak bym chciała, kochać bardzo
HANECZKA
musisz się wprzódy dość naszlochać,
napłakać, zbeczeć, razy wiele,
aże postawią cię w kościele
a potem sobie możesz kochać
ZOSIA
Ach, tem uczucia moje gardzą, —
nie to, nie jeszcze miałam w myśli:
chciałabym, żeby się kto zjawił,
ktoby mi nagle się spodobał,
żebym się jemu też udała
i byśmy równo na to przyśli.
Widzisz, takiegobym kochała
i to tak bardzo, bardzo, bardzo
HANECZKA
Ach, tem uczucia moje gardzą;
przecie trza wprzódy wypróbować,
trza coś przecierpieć, coś przeboleć,
żeby módz miłość uszanować
ZOSIA
już ja tam swoje będę woleć.
SCENA 17. PAN MŁODY, ŻYD.
PAN MŁODY.
Przyszedł Mosiek na wesele
ŻYD
Nu ja tu przyszedł nieśmiele
PAN MŁODY
no, jesteśmy przyjaciele
ŻYD
no, tylko, że my jesteśmy
tacy przyjaciele, co się nie lubią
PAN MŁODY
a tak, jak są tacy, co skubią,
to i są tacy, co się boczą
ŻYD
niech się boczą, a jak oni potrzebują,
to ich u mnie jest bardzo wiele
PAN MŁODY
w zastawie
ŻYD
no, to tak, jak w kieszeni; —
pan dzisiaj w kolorach się mieni;
pan to przecie jutro zruci
PAN MŁODY
Narodowy chłopski strój
ŻYD
no, pan się narodowo bałamuci,
panu wolno, — a to ładny krój, —
to już było.
PAN MŁODY
no, to jeszcze wróci
ŻYD
jak będzie każdy patrzeć przed nos swój,
może co z tego będzie na inkszy raz
PAN MŁODY
oto właśnie teraz taki czas
ŻYD
No, ja to gram na skrzypce, a pan na bas
PAN MŁODY
Przyszedł Mosiek na wesele, to mu basuje
ŻYD
no, już ja wiem od mojej córki,
że pan młody muzykę czuje
PAN MŁODY
pragnąłem widzieć pannę Rachele
ŻYD
Ona przyjdzie sama tu;
mówiła, że zamiast snu
woli widok panów i wesele, —
wykształcona
PAN MŁODY
nawet wierze
ŻYD
mówi, że ją muzyka bierze,
za mąż jej nie biorą jeszcze;
może ją przy poczcie umieszcze;
moja córka, to kobita,
a jest panna modern całkiem,
jak gwiazda.
PAN MŁODY
więc satelita
ŻYD
jakie tylko książki są, to czyta
a i ciasto gniecie wałkiem,
była w Wiedniu na operze,
w domu sama sobie pierze, —
no, zna cały Przybyszewski
a włosy nosi w półkole,
jak włoscy w obrazach anieli
ala,
PAN MŁODY
a là Botticelli
ŻYD
żeby pan był przecie kiedy
chciał z nią gadać
PAN MŁODY
chciałem, chciałem
raz byłem, to nie zastałem
ŻYD
ona lubi te poety;
ona nawet chłopy lubi;
ona chłopom kredyt daje,
to mi się aż serce kraje,
bo to rzecz drażniąca wielce
i nieraz jestem w rozterce:
tu interes — a tu serce. —
Po co się pan z chłopką żeni,
są panny inteligentne
POETA
one mnie się wydają przeciętne.
Kocham te z Botticellego,
lecz nie chcę zapychać niemi
każdej piędzi naszej ziemi
SCENA 18. PAN MŁODY, ŻYD, RACHEL.
RACHEL
Ach, bon soir
ŻYD
moja córka
RACHEL
jedna mnie tu zwiodła chmurka,
jedna mgła, opary nocy;
ta chałupa rozświecona,
zdaleka, jak arka w powodzi,
błoto naokoło, potopy,
hukają pijane chłopy;
ta chałupa rozświecona,
grająca muzyką w noc ciemną,
wydała mi się arcyprzyjemną,
jako arka, nakształt czarów łodzi,
i przyszłam, — — tate pozwoli
ŻYD
no, niech sobie Rachel poswywoli,
no, pan się mną żydem brzydzi
a ją to pan musi uszanować:
ona się ojca nie wstydzi
PAN MŁODY
przyszła pani z nami potańcować;
jeśli pani szuka parki,
przygarniemy ją w noc ciemną.
Tam są tańce, — tam są grajki
a tu zastaw gospodarski
SCENA 19. PAN MŁODY, RACHEL.
RACHEL
ensemble, jak z feerji, z bajki,
ach ta chata rozśpiewana,
jakby w niej słowiki dźwięczą
i te stroje ukąpane tęczą.
PAN MŁODY
ma pani słuszność, ćmy brzęczą
najwięcej wokoło świec;
gdzie błyska, muszą się zbiedz
RACHEL
zlatują się w dobrej wierze,
na oślep, serdecznie, szczerze;
nie domyślają się wcale,
że ich tam czeka ogarek,
co im będzie skrzydła piec
PAN MŁODY
na skrzydłach pani tu przyszła
RACHEL
na skrzydłach myśl moja zwisła:
szłam przez błoto po kolana
od karczmy aż tu do dworu; —
ach ta chata rozśpiewana,
ta roztańczona gromada,
zobaczy pan, proszę pana,
że się do poezyi nada,
jak pan trochę zmieni, doda
PAN MŁODY
Tak to czuję, tak to słyszę:
i ten spokój, i tę ciszę,
sady, strzechy, łąki, gaje,
orki, żniwa, słoty, maje.
Żyłem dotąd w takiej cieśni,
pośród murów szarej pleśni:
wszystko było szare, stare
a tu naraz wszystko młode,
znalazłem żywą urodę,
więc wdecham to życie młode;
teraz patrzę się i patrzę
w ten lud krasy, kolorowy,
taki rzeźki, taki zdrowy, —
choćby szorstki, choć surowy.
Wszystko dawne coraz bladsze,
ja to czuję, ja to słyszę,
kiedyś wszystko to napiszę;
teraz tak w powietrzu wiszę
w tej urodzie, w tem weselu;
lecę, jak mnie konie niosą, —
od miesiąca chodzę boso,
odrazu się czuję zdrowo
chadzam boso, z gołą głową;
pod spód więcej nic nie wdziewam,
odrazu się lepiej miewam.
SCENA 20. PAN MŁODY, RACHEL, POETA.
POETA
Panna młoda jakieś słówko
ma do ciebie
PAN MŁODY
rzucam damę,
muszę służyć mojej pani
RACHEL
Może słóweczko z wymówką,
bo coś na mnie kiwa główką
POETA
takie tam drobnostki same
Koniec Wersji Demonstracyjnej
Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.
Wydawnictwo Psychoskok