Weselna noc - ebook
Weselna noc - ebook
Alexandros Constantinides dostrzega wśród osób lecących na ślub jego przyjaciela kelnerkę Tamsyn Wilson. Minęło kilka miesięcy, ale Alexandros doskonale zapamiętał tę rudowłosą piękność, która oblała go drinkiem. Wie, że zrobiła to specjalnie, jednak obok gniewu wzbudziła w nim zainteresowanie. Teraz sądzi, że Tamsyn jedzie do pracy, by obsługiwać wesele, a ona nie wyprowadza go z błędu. Podczas ślubu Alexandros widzi ją w drogiej sukni i brylantach jako druhnę panny młodej. Zaintrygowany postanawia poznać bliżej tę fascynującą kobietę…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4726-9 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozpoznał ją natychmiast, chociaż dopiero po chwili zdał sobie sprawę, skąd zna tę drobną rudowłosą dziewczynę. Xana Constantinidesa ogarnęło pożądanie zmieszane z gniewem, co jednak przyjął z wdzięcznością, gdyż te uczucia pozwoliły mu przynajmniej na chwilę zapomnieć o dawno złożonej obietnicy. Łatwo było uwierzyć, że nic się nie zmieniło. Zachowujemy się tak, jakby czas nie gnał naprzód, a potem nagle dogania nas przyszłość ze wszystkimi jej oczekiwaniami…
Małżeństwo, na które się zgodził.
Przeznaczenie, które niegdyś zamierzał wypełnić.
Jednak nie miało sensu rozmyślanie o tym teraz, gdy czekał go napięty weekend. Przyjaźń oraz ważne względy biznesowe zmuszały Xana do przybycia na ślub jego przyjaciela szejka, chociaż zazwyczaj unikał jak ognia takich imprez.
Znów popatrzył na tę dziewczynę. Siedziała samotnie w niewielkim terminalu prywatnego lotniska, czekając na luksusowy samolot. Rzucała się w oczy nie tylko z powodu burzy rudych włosów, lecz także stroju, tak odmiennego od seksownej kusej sukienki koktajlowej, siatkowych pończoch i niebotycznych szpilek, które miała na sobie, gdy Xan ostatnio ją widział.
Tym razem była ubrana z wyrafinowaną prostotą – w tenisówki, obcięte dżinsy oraz zielony podkoszulek w tym samym odcieniu co jej zachwycające szmaragdowe oczy.
Właśnie te oczy zapamiętał najbardziej. I smukłą figurę, odróżniającą ją od innych kelnerek o bujnych kształtach. A także to, że podając mu drinka, rozlała go po całym stole. Przypomniał sobie, że się wzdrygnął, gdy lodowaty napój ściekł na nogawki spodni. Towarzysząca mu kobieta skwapliwie chwyciła serwetkę, by je osuszyć, chociaż przed chwilą oznajmił jej, że z nią zrywa. Rudowłosa kelnerka wyprostowała się i wymamrotała przeprosiny, jednak z wyzywającym błyskiem w oczach. Xanowi przemknęło przez myśl, czy jej niezdarność nie była zamierzona, lecz odrzucił tę możliwość jako nieprawdopodobną.
Ale czy słusznie?
A teraz spotkał tę dziewczynę w najbardziej niespodziewanych okolicznościach – czekającą, by polecieć luksusowym samolotem na ślub szejka Kulala Al Diyai z jakąś nieznaną Angielką, Hannah Wilson. Xan przyglądał się leniwie rudowłosej, jak szperała w dużym sfatygowanym plecaku. Czy także została zaproszona na ten królewski ślub? – zastanowił się. Wykluczone. Zapewne wynajęto ją do pracy przy tej imprezie zapowiadanej jako najefektowniejsza od dekady ceremonia ślubna w tym pustynnym regionie świata. A w kraju, w którym obowiązywały tak surowe wymogi odnośnie ubioru, ta dziewczyna nie mogła się pokazać w równie skąpym stroju jak ostatnim razem.
Szkoda.
Gdy podniosła wzrok i zorientowała się, że jej się przygląda, pozwolił sobie na lekki uśmiech i poczuł, jak pomiędzy nimi zaiskrzył zmysłowy prąd.
Z dreszczem podniecającego oczekiwania pomyślał, że czasami los zsyła nam coś, czego pragnęliśmy, chociaż nawet nie byliśmy tego świadomi.
To był on. Na pewno.
Cóż za przypadek!
Tamsyn z trudem udało się skryć zaskoczenie. Spodziewała się, że spotka tutaj sławne osoby oczekujące, by polecieć królewskim samolotem do Zahristanu, jednak w gruncie rzeczy nie zwracała na nie uwagi, gdy prowadzono ich wszystkich do niewielkiej sali odlotów. Z trudem potrafiła uwierzyć, że jej siostra Hannah wkrótce poślubi władcę pustynnego kraju i zostanie prawdziwą królową. A chociaż Hannah spodziewała się dziecka szejka, Tamsyn nie potrafiła ukryć niechęci wobec tego małżeństwa. Ponieważ według niej przyszły mąż siostry to człowiek arogancki i apodyktyczny – i zapewne tacy sami są też jego przyjaciele.
Rzuciła kolejne ukradkowe spojrzenie na greckiego miliardera rozpartego na sofie naprzeciw niej. Jego nienagannie skrojony garnitur podkreślał muskularną sylwetkę. Xan Constantinides. Nie potrafiła zapomnieć tego nazwiska… i tego mężczyzny. Ale czy on ją pamięta?
Proszę, niech nie pamięta!
Ostatecznie przecież spotkali się przed wieloma miesiącami i tylko przez moment. Przygryzła usta. Och, dlaczego w tamtym barze, w którym pracowała, zdecydowała się okazać kobiecą solidarność towarzyszce tego potentata, gdy ją porzucał? I w konsekwencji, zgodnie z przewidywaniem, straciła pracę…
Tamtego dnia zauważyła Xana Constantinidesa, gdy tylko wszedł. Wszyscy zwrócili na niego spojrzenia. Emanował charyzmą i władczą aurą, lecz zdawał się nieświadomy wzbudzanego zainteresowania. Kelnerka Ellie, najlepsza przyjaciółka Tamsyn, oznajmiła jej, że Constantinides jest bajecznie bogatym magnatem przemysłowym i najbardziej pożądanym greckim kawalerem.
Ale Tamsyn prawie nie słuchała pełnej podziwu relacji Ellie o majątku tego mężczyzny i rekordowej liczbie kobiet, z którymi sypiał, by potem bezdusznie je porzucać. Znacznie bardziej niż bogactwo zaintrygowała ją uroda Xana Constantinidesa i nie potrafiła oderwać od niego wzroku, chociaż w przeciwieństwie do wielu innych kelnerek nie miała w zwyczaju kokieteryjnie przypatrywać się przystojnym klientom. Wyglądał elegancko, a zarazem swobodnie. Miał muskularną sylwetkę, czarne włosy, błękitne oczy o czarnych rzęsach, usta o wyrazie zarówno zmysłowym, jak i okrutnym. Czyniło to z niego mężczyznę niebezpiecznego. A Tamsyn od czasów niełatwego dzieciństwa obawiała się wszelkiego niebezpieczeństwa i starała się go za wszelką cenę unikać.
Podchodząc do stolika, przy którym ten grecki potentat siedział z przepiękną blondynką, usłyszała jej szloch.
– Xan, proszę! – mówiła kobieta drżącym głosem. – Nie rób mi tego. Wiesz przecież, jak bardzo cię kocham.
– Ale ja cię nie kocham. Powiedziałem ci to od początku – odparł stanowczym tonem. – Jasno przedstawiłem moje warunki. Dlaczego kobiety nigdy nie potrafią tego zaakceptować?
Jego słowa wprawiły Tamsyn w furię. Warunki? Jakby mówił o jakimś kontrakcie biznesowym, a nie o miłosnym związku. Traktował swoją uroczą towarzyszkę jak rzecz, nie osobę. Gdy wróciła z zamówionymi koktajlami, spostrzegła, że Constantinides się jej przygląda. Nie był pewna, co bardziej ją zirytowało: jego leniwy taksujący wzrok, jakby się zastanawiał, czy ma wypróbować nowy samochód, którego sprzedaż mu zaoferowano, czy może niechciana zmysłowa reakcja jej ciała na te aroganckie oględziny.
Wpatrywał się w nią tymi błękitnymi oczami, ignorując bliską łez kobietę siedzącą obok niego. I Tamsyn ogarnął gniew. Wszyscy mężczyźni są tacy sami. Zawsze tylko biorą, nigdy niczego w zamian nie dając – chyba że zostaną do tego zmuszeni, a i wtedy zazwyczaj znajdują jakiś sposób, by się wykręcić. Właśnie dlatego trzymała się od nich z daleka.
Z pokrzepiającym uśmiechem podała kobiecie drinka, ale gdy brała z tacy drugą szklankę, napotkała drwiące i prowokacyjne spojrzenie tego greckiego potentata.
Mówiła sobie później, że nie zrobiła tego umyślnie – przechyliła szklankę tak, że napój chlusnął na stół i zaczął ściekać na udo Constantinidesa. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że poczuła satysfakcję.
Zaraz potem straciła pracę. Kierownik baru powiedział, że zbierało jej się od dawna, a oblanie koktajlem jednego z najważniejszych klientów było kroplą, która przepełniła czarę. Najwyraźniej nie nadawała się do tej pracy wymagającej profesjonalnego opanowania i zareagowała niestosownie. Zastanawiała się wtedy, czy to ten Grek wymógł jej zwolnienie – kolejny władczy facet nawykły rozkazywać całemu światu. A teraz rozmyślała, czy ją sobie przypomni.
Niech sobie nie przypomni…
Z głośników dobiegł komunikat:
– Pasażerowie lotu do Zahristanu proszeni są o wejście na pokład. Królewski samolot wystartuje za trzydzieści minut.
Tamsyn wstała i podniosła plecak. Nieważne, czy ten mężczyzna ją pamięta, gdyż nic dla niej nie znaczy. Odbywała tę podróż, by towarzyszyć Hannah w dniu ślubu, bez względu na krytyczny stosunek do wyboru przez starszą siostrę jej przyszłego męża. Na próżno usiłowała odwieść Hannah od tego niedobranego małżeństwa. Siostra nie chciała jej słuchać – zapewne dlatego, że spodziewała się dziecka władcy pustyni, a on pragnął prawowitego potomka i dziedzica. Tamsyn westchnęła z rezygnacją. Zrobiła wszystko, co mogła, by ją przekonać, a teraz musiała się pogodzić z nieuniknionym. W razie krachu tego małżeństwa wesprze Hannah, tak jak siostra czyniła to zawsze dla niej.
Zarzuciła plecak na ramię i ruszyła za innymi pasażerami, z których większość zdawała się znać nawzajem. Dotychczas latała tylko tanimi liniami i miała zawsze wrażenie, że jest zaganiana w stadzie do samolotu. Tutaj drogę wskazywały im uprzejme i eleganckie pracownice lotniska wyglądające jak modelki.
Nagle rozbrzmiał za nią głęboki, dźwięczny głos o obcym akcencie i z napięcia zaschło jej w gardle. Wcześniej słyszała ten głos klnący na nią po grecku. Podobnie jak wówczas przeniknął ją nerwowy dreszcz, gdy Xan Constantinides stanął obok niej.
Podniosła wzrok i ujrzała spoglądające na nią zimne niebieskie oczy. Serce zabiło jej mocno. Bliskość tego mężczyzny wzbudziła w niej podniecenie, nad którym nie zdołała zapanować.
Dostrzegła gładką oliwkową skórę rąk, kontrastującą ze śnieżnobiałymi mankietami koszuli. Poczuła nikły zapach sandałowej wody kolońskiej. Constantinides był uosobieniem męskiej żywiołowej energii, a jednak emanował też czymś mrocznym. W jego błękitnych oczach kryło się coś niepokojącego. Tamsyn, patrząc na niego, poczuła się nagle bezbronna i to ją przestraszyło. Zazwyczaj mężczyźni nie robili na niej wrażenia, zwłaszcza tacy. Pozostawała wobec nich lodowato obojętna i nie chciała, by to się zmieniło.
Powiedziała sobie, że nie ma powodu wpadać w panikę. Za kilka minut znajdzie się w samolocie i postara się usiąść jak najdalej od niego. Gdyby to był zwykły lot, mogłaby po prostu zignorować Constantinidesa. Jednak wszyscy byli gośćmi zaproszonymi na tę ekskluzywną królewską ceremonię ślubną i nawet nieobznajomiona z dworską etykietą Tamsyn wiedziała, że nie może sobie pozwolić na nieuprzejmość.
Ale niewątpliwie mogła zachować chłodne opanowanie. Nie musiała okazywać temu mężczyźnie wylewnej serdeczności. Nie miała wobec niego żadnych zobowiązań. Nie pełniła już roli kelnerki i mogła mówić, co zechce.
– No, no – mruknął, wyjmując paszport z wewnętrznej kieszeni marynarki. – To niespodzianka, spotkać cię tutaj.
Tamsyn przybrała pytającą minę.
– Słucham? Czy my się znamy?
– Owszem, chyba że masz sobowtóra – rzekł przeciągle. – Jesteś tą kelnerką, która zeszłego lata chlusnęła mi drinkiem na kolana. Przecież tego nie zapomniałaś?
Tamsyn przez chwilę miała ochotę odpowiedzieć, że tak, zapomniała. Pomyślała, by udać, że nigdy dotąd go nie widziała, ale podejrzewała, że przejrzy jej kłamstwo. Ponieważ nikt nigdy nie zapomniałby zetknięcia z kimś takim jak Xan Constantinides. Zmierzyła go spokojnym spojrzeniem.
– Nie, nie zapomniałam – odrzekła.
– Zastanawiałem się potem, czy często zdarzało ci się oblewać klientów drinkami.
Pokręciła głową.
– Nie. Tylko ciebie.
Milczał przez chwilę.
– A więc zrobiłaś to umyślnie?
Rozważyła to pytanie i odpowiedziała tak szczerze, jak potrafiła:
– Chyba nie.
– Chyba? – powtórzył porywczo. – Co to za odpowiedź?
Napotkała jego przeszywające spojrzenie i nagle zapragnęła powiedzieć mu to, czego zapewne nigdy jeszcze od nikogo nie usłyszał. Powiedzieć, że kobiet nie można się pozbywać, jakby się wyrzucało do śmietnika niepotrzebne ubranie.
– Nie zamierzam zaprzeczać, że współczułam twojej towarzyszce, z którą zrywałeś.
Zmarszczył brwi, jakby nie potrafił się domyślić, o której z długiego szeregu kobiet mówiła. A potem twarz mu się wygładziła.
– Ach, neh – rzekł w ojczystym języku, po czym znów spochmurniał. – Co to ma znaczyć, że jej współczułaś?
Tamsyn wzruszyła ramionami.
– Widać było, że jest bardzo zdenerwowana. Pomyślałam, że mógłbyś załatwić to taktowniej. Może oznajmić jej swoją decyzję gdzieś na osobności.
Constantinides z niedowierzaniem parsknął śmiechem.
– Czyli osądziłaś mnie na podstawie kilku podsłuchanych słów rozmowy?
– Wiem, co widziałam – rzekła z uporem.
– Ona rzeczywiście była zdenerwowana. Nasz związek dobiegł końca, lecz nie chciała w to uwierzyć, więc musiałem wyjaśnić to tak, żeby do niej dotarło. Nie widywaliśmy się już od kilku tygodni, gdy poprosiła o spotkanie przy drinku, a ja się zgodziłem. I nie pozostawiłem cienia wątpliwości, że nie mogę dać jej tego, czego pragnie.
Tamsyn wbrew sobie poczuła zaciekawienie.
– Czego takiego pragnęła, czego nie byłeś w stanie jej dać?
Uśmiechnął się przelotnie.
– Małżeństwa, oczywiście. Obawiam się, że to nieunikniony efekt uboczny umawiania się z kobietami. One zawsze chcą popchnąć sprawy dalej.
Tamsyn dopiero po kilku sekundach zdołała wydusić:
– To najbardziej arogancka deklaracja, jaką słyszałam.
– Może arogancka, ale prawdziwa.
– Czy nikt nigdy nie porzucił c i e b i e?
– Nie – odparł ironicznym tonem. – A ciebie?
Zastanowiła się, dlaczego właściwie prowadzi z nim tę rozmowę, czekając w kolejce do samolotu. Ale byłoby żałosne przerwać ją dlatego, że dotknął trudnego dla niej tematu. Nie, nigdy nie została porzucona, lecz była tylko w jednym związku i zakończyła go szybko, gdy się zorientowała, że jej ciało pozostaje równie zimne, jak serce. Nie zamierzała jednak powiedzieć o tym Xanowi Constantinidesowi. Nie musiała mówić mu o niczym, więc odparowała pytaniem:
– Czy poskarżyłeś się na mnie kierownictwu baru?
Oderwał wzrok od energicznej stewardesy sprawdzającej listę pasażerów.
– Nie. A co?
– Wkrótce potem mnie wylano.
– I uważasz, że to moja sprawka?
Wzruszyła ramionami.
– A dlaczego nie? Coś takiego spotkało moją siostrę. Została zwolniona z pracy z powodu mężczyzny, którego teraz poślubia.
– No więc, nie poskarżyłem się na ciebie. Nadzoruję wystarczająco wielu własnych pracowników, by zawracać sobie głowę cudzymi, bez względu na to, jak bardzo okażą się niekompetentni. – Umilkł na chwilę. – Co przydarzyło się twojej siostrze?
Tamsyn zdała sobie sprawę, że ten mężczyzna nie ma pojęcia, kim ona jest. Nie wie, że jej siostra straciła pracę przez szejka Kulala Al Diyaę, który po ich sobotnim uroczystym ślubie zostanie szwagrem Tamsyn. Dla Xana Constantinidesa była tylko kelnerką z baru, która straciła posadę, i zapewne uważał, że jej siostra też pracuje w tym zawodzie.
– Och, i tak jej nie znasz – odparła zgodnie z prawdą, gdyż Hannah zwierzyła jej się, że jeszcze nie poznała żadnego z przyjaciół narzeczonego, bo onieśmiela ją ich wysoki status społeczny.
Rozmowę przerwała im uśmiechnięta stewardesa, przydzielając jej numer fotela. Tamsyn z wymuszonym uśmiechem odwróciła się od Constantinidesa.
– Miło się z tobą gawędziło – rzuciła ironicznie. – Życzę przyjemnego lotu.
Serce wciąż biło jej mocno, gdy usiadła w fotelu samolotu i wyjęła książkę – kryminał sensacyjny, którego akcja rozgrywała się w australijskim buszu. Miała nadzieję, że lektura okaże się zajmująca i skróci jej długie godziny lotu do Ashkazaru, stolicy Zahristanu. Jednak nie potrafiła skupić się na drastycznej intrydze, gdyż jej myśli wciąż krążyły wokół tego władczego Greka i zmysłowego wpływu, jaki wywarło na nią spotkanie z nim. Próbowała usnąć, lecz daremnie. Wyjrzała przez okno na obłoki przypominające gęste pola bawełny. Usiłowała zabrać się do pysznych potraw, które zaserwowano, ale najwidoczniej straciła apetyt. Dumała ponuro o czekających ją dniach uroczystości ślubnych, gdy w jej rozmyślania wdarł się głęboki, poważny głos:
– Przypuszczam, że gdy dotrzemy na miejsce, natychmiast zabierzesz się do pracy?
Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie błękitnych oczu Xana Constantinidesa, który przystanął w przejściu obok jej fotela i raczył się do niej odezwać.
– Do pracy? – powtórzyła zdezorientowana.
– Zakładam, że właśnie dlatego tam lecisz – mruknął.
Nagle zrozumiała. Sądził, że zatrudniono ją na przyjęcie weselne jako kelnerkę!
No cóż, dlaczego miałby tak nie pomyśleć? Nie była ubrana jak inne pasażerki samolotu, których stroje i biżuteria zapewne kosztowały fortunę. Siostra nalegała, że przed ślubem kupi jej kilka nowych kreacji, ale Tamsyn odmówiła stanowczo. W przeszłości zbyt często korzystała z pomocy Hannah i przyrzekła sobie, że odtąd będzie radziła sobie sama.
Odpowiedziała siostrze dumnie:
– Nie muszę korzystać z łaski tego bogacza tylko dlatego, że go poślubiasz. Dziękuję ci za propozycję, ale włożę coś z własnych rzeczy.
Czy właśnie dlatego Xan Constantinides uznał ją za wynajętą pracownicę, a nie jedną z osób zaproszonych na ślub? Nagle pomyślała, że mogłaby zabawić się trochę kosztem tego zadufanego Greka. Pozwolić, aby traktował ją protekcjonalnie, zanim odkryje jej koneksje z królewskim domem szejka Al Diyai.
– Tak – odpowiedziała nieśmiałym tonem. – Na takich imprezach płacą bardzo dobrze i chcą mieć pośród miejscowej służby kilkoro Brytyjczyków. No wiesz, żeby anglojęzyczni goście czuli się jak u siebie.
Skinął głową.
– Miło z ich strony, że sprowadzają cię tym luksusowym samolotem.
Pohamowała oburzenie. Lada chwila zacznie ją wypytywać, czy leci pierwszy raz w życiu!
– No tak – rzekła z westchnieniem. – Miejmy nadzieję, że nie przywyknę zanadto do całego tego luksusu, zanim powrócę do mojego ubogiego życia.
Skwitował te słowa zdawkowym uśmiechem, ekwiwalentem znudzonego ziewnięcia.
– A teraz wybacz, ale muszę zająć się pracą – powiedział.
Tamsyn chciała zauważyć, że to przecież on zaczął tę rozmowę, ale zmilczała. Xan Constantinides oddalił się przejściem na przód samolotu, odprowadzany pełnymi podziwu spojrzeniami nie tylko jej, lecz także wszystkich innych kobiet na pokładzie. Pomyślała, że nigdy nie spotkała mężczyzny równie pewnego siebie i emanującego taką władczą aurą.
Przeniknął ją lekki dreszcz niepokoju. Z napięcia zacisnęła dłonie w pięści, gdy samolot przemierzał niebo w drodze do pustynnego królestwa szejka Kulala Al Diyai.