- promocja
Westwell. Miłość i nienawiść - ebook
Westwell. Miłość i nienawiść - ebook
Kontynuacja historii Heleny Weston i Jessiaha Coldwella!
Helena i Jessiah spędzili lato ze złamanymi sercami, próbując o sobie zapomnieć.
Jess podróżował po Europie z młodszym bratem. Helena spędzała czas w Hamptons, szukając nowych informacji na temat śmierci siostry. Lato się jednak skończyło i oboje musieli wrócić do Nowego Jorku. Gdy wpadają na siebie przypadkiem, tęsknota za byciem razem jest tak intensywna, że zapiera im dech w piersiach. Helena usilnie stara się dotrzymać obietnicy danej Trish, trafia jednak na nowe wskazówki co do nocy, kiedy zginęli Adam i Valerie. Informacje, które Jessiah ma prawo znać i które mogą sprowadzić na niego i Helenę prawdziwe niebezpieczeństwo…
Rezygnacja z własnego szczęścia jest czasami jedynym rozwiązaniem. Ale pożądanie? Ono nie daje o sobie zapomnieć.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-699-2 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Westwell Theme_ – technokrates
_Is It Just Me?_ – Emily Burns
_Stop Crying Your Heart Out_ – Leona Lewis
_Coping_ – Rosie Darling
_I Need You to Hate Me_ – JC Stewart
_You Mean the World to Me_ – Freya Ridings
_Helpless When She Smiles_ (Radio Version) – Backstreet Boys
_Eye of the Tiger_ – Jenn Grant
_When You’re Gone_ (Acoustic) – Shawn Mendes
_I Know Places_ – Taylor Swift
_When I Look at You_ – Miley Cyrus
_This is how you fall in love_ – Jeremy Zucker, Chelsea Cutler
_Jealous_ – Labrinth
_Better Days_ – Dermot Kennedy
_Still in Love with You_ – No Angels
_Show Me the Meaning of Being Lonely_ – Backstreet Boys
_Love You Goodbye_ – One Direction
_Rebel_ – ROYAL
_More_ – Sam Ryder
_Rescue My Heart_ – Liz LongleyPROLOG | VALERIE
_Trzy lata temu_
_Jestem szczęśliwa._ Ta myśl ciągle mi towarzyszyła, gdy krążyłam po apartamencie w Vanity wśród gości świętujących razem z nami. To było wyśmienite przyjęcie z równie wyśmienitej okazji. Nawet jeśli sto razy dziennie miałam ochotę się uszczypnąć, żeby się przekonać, że ten cudowny mężczyzna naprawdę zamierza spędzić resztę swojego życia właśnie ze mną. _Wiem, że nie znamy się zbyt długo. I wiem, że jesteśmy jeszcze bardzo młodzi. Ale chcę z tobą być, Val. Chcę spędzić z tobą całe swoje życie i całą wieczność._
Mój narzeczony rozmawiał z kimś, stojąc w drzwiach na korytarz. Uśmiechnęłam się na jego widok. Nie minęło pięć sekund, gdy on również mnie zauważył i wymieniliśmy jedno z tych spojrzeń, które – miałam nadzieję – nawet za pięćdziesiąt lat będą wywoływać we mnie żar.
Adam Coldwell był poważny i powściągliwy, niemal przesadnie dojrzały – co było tak bardzo nie w moim typie, że właściwie nigdy nie powinnam była się w nim zakochać. Ale już podczas naszego pierwszego spotkania zobaczyłam w jego oczach coś, co mnie zaintrygowało. Chciałam się dowiedzieć, jaki jest człowiek, który patrzy na mnie tymi mądrymi szarobłękitnymi oczami. Czy miał jakąś drugą stronę – ukryte dzikie alter ego?
Jak się okazało, ta druga strona nie istniała. Ale zanim zdałam sobie z tego sprawę, już dawno zdążyłam się zakochać w tym, co od razu poczułam: że może stać się dla mnie domem. Adam był poważniejszy od większości chłopaków z mojego otoczenia, ale przede wszystkim był też serdeczny, czuły i szczery. I kochałam go z całego serca!
Moi rodzice dosłownie wpadli w szał, gdy opowiedziałam im o naszych zaręczynach. Nic dziwnego, w końcu nasze rodziny od dawna były zwaśnione, jakbyśmy odgrywali nowoczesną wersję _Romea i Julii_. Wiedziałam, dlaczego Westonowie i Coldwellowie się nienawidzą, ale nie rozumiałam, czemu Adam i ja mielibyśmy to kontynuować. Nie pracowałam dla swoich rodziców i nie zamierzałam nigdy tego robić – a on nie rozmawiał ze mną o projektach swojej matki. To nie miało z nami nic wspólnego. A jednak kilka dni temu doszło do pewnej rozmowy. Siedzieliśmy przy stole, ja po jednej stronie, mama i tata z Lincolnem po drugiej, i nagle rodzice oświadczyli z kamiennym wyrazem twarzy, żebym przestała sobie stroić żarty z tymi zaręczynami. Już wystarczająco często narażałam na szwank reputację rodziny swoimi ekscesami, więc teraz nie mogę poślubić mężczyzny, który pozostaje ich zdeklarowanym wrogiem.
Powiedziałam im, że Adam nie jest niczyim wrogiem i że gówno mnie obchodzi, czy dadzą mi swoje błogosławieństwo. Fakt, Trish Coldwell to prawdziwa czarownica i zagorzała konkurentka moich rodziców, ale nie widziałam powodu, dla którego miałoby to wpływać na mój wybór kandydata na męża. Byliśmy razem szczęśliwi – kto by się przejmował tym, czy Trish od czasu do czasu podbierze rodzicom jakiś projekt? Normalni rodzice cieszyliby się wraz ze mną, normalny brat też. Ale w naszej rodzinie nic nie było normalne.
Jedyną osobą o nazwisku Weston, która szczerze i autentycznie się cieszyła, była Helena, moja siedemnastoletnia młodsza siostra. Nie miała zielonego pojęcia, jaka jest wspaniała. Gdy po raz pierwszy zobaczyła Adama, nie otaksowała go krytycznym wzrokiem, tylko podeszła do niego bez cienia uprzedzeń, z miejsca traktując go jak kogoś bliskiego. A to nie lada osiągnięcie, zważywszy że nazwisko Coldwellów już od lat w oczach naszej rodziny było synonimem wszystkiego, co najgorsze. Ale taka właśnie była moja siostra – prawie całkowicie pozbawiona uprzedzeń. Kiedy kogoś polubiła, trudno było wpłynąć na zmianę jej nastawienia do tej osoby. To był tylko jeden z powodów, dla których tak bardzo ją kochałam.
Rozejrzałam się po apartamencie i poczułam, że bardzo mi jej brakuje. Wielka szkoda, że rozłożyło ją przeziębienie i nie było jej dziś razem z nami. Ale jeszcze nadrobimy tę imprezę we dwie, to nie ulega wątpliwości!
Maddy Rich, moja koleżanka, koniecznie chciała się ze mną napić. Kiedy zerknęłam w stronę drzwi, Adama w nich nie było. Przeprosiłam Maddy i poszłam go poszukać. Gdy wyszłam do przedpokoju, który oddzielał apartament od korytarza hotelowego i prowadził do jednej z dwóch łazienek, Adam ruszył w moją stronę. Nie wyglądał na zadowolonego.
– Jakiś problem? – zapytałam.
Zmarszczka między jego brwiami wyglądała co prawda dość seksownie, ale w tym momencie raczej wywołała we mnie niepokój.
– Nie, wszystko w porządku. Po prostu odwiedził nas nieproszony gość.
– Nieproszony gość? Kto taki? – Nie widziałam, żeby ktoś kręcił się przy drzwiach.
– Colton Pratt. – Adam nie powiedział mi nic więcej, ale nie musiał.
Pratt był dilerem, któremu niedawno pożyczył pieniądze, żeby otworzył legalny biznes. Po minie Adama wywnioskowałam, że nic z tego nie wyszło.
Spojrzałam na niego ze zdumieniem.
– Chciał tu coś sprzedać? Serio miał czelność zjawiać się na naszej imprezie zaręczynowej z narkotykami? Po tym wszystkim, co dla niego zrobiłeś?
Adam wyglądał teraz na jeszcze bardziej zdołowanego niż wcześniej. Wiedziałam dlaczego: poczuł się tak, jakby poniósł porażkę. Ta przeklęta potrzeba pomagania każdemu, niezależnie od tego, czy ten ktoś na to zasługiwał, czy nie, była jego największym problemem. Postawiłam sobie za punkt honoru, by to z niego wyplenić.
– To, co robi Pratt, nie ma nic wspólnego z tobą – powiedziałam z naciskiem. – Nie możesz uratować wszystkich, Adamie. Choćbyś nie wiem jak próbował. Ludzie podejmują własne decyzje i wiele z nich będzie głupich.
Pokiwał głową.
– Wiem. Ale wydaje mi się, że przyjście tutaj nie było jego pomysłem. Ktoś musiał go tu przysłać, nie zdradzając, kto jest adresatem. Był kompletnie przerażony na mój widok.
Teraz z kolei ja zmarszczyłam brwi.
– Zdradził, kto był jego zleceniodawcą?
– Nie. – Adam westchnął. – Czyżby to Carter Fields?
– Carter? – Potrząsnęłam głową. – Dlaczego miałby zrobić coś takiego?
– Bo się w tobie podkochuje. Może uznał to za miły gest?
– Bzdura! Ktoś zrobił sobie żart, to wszystko. Humor z Upper East Side… – Sięgnęłam po jego dłoń. – Mogę pana prosić do tańca? Inaczej zacznę się martwić, że nie dotrzymasz mi kroku na naszym weselu.
– Jestem wyśmienitym tancerzem – odparł Adam, wypinając dumnie pierś.
Uniosłam brew, ale nie potrafiłam ukryć swojego strasznie zakochanego uśmiechu, kiedy ciągnęłam go za sobą.
– Udowodnij to.
Było już dobrze po północy, gdy ostatni goście wyszli i wreszcie zostaliśmy sami. Zdjęłam szpilki i podeszłam do Adama, który stał przy wielkim oknie i patrzył na miasto.
– Hej – powiedziałam cicho, obejmując go w pasie.
Adam odwrócił się i pocałował mnie delikatnie w usta.
– Hej. Jesteś szczęśliwa?
– Bardziej niż szczęśliwa. – Westchnęłam. – Ale powinniśmy uczcić te zaręczyny jeszcze raz: na twojej kanapie i w wygodnych ciuchach, które o wiele łatwiej z siebie ściągnąć.
Uśmiechnął się.
– Cokolwiek zechcesz, przyszła pani Coldwell.
– Cieszę się, że o tym wspominasz. Nie przyjmę twojego nazwiska.
– Spodziewałem się tego. A ponieważ moja matka mnie wydziedziczy, jeśli to ja zmienię nazwisko na Weston, będziemy musieli wymyślić coś innego. Jedną z możliwości jest zachowanie naszych nazwisk. Drugą byłoby złożenie wniosku o nowe nazwisko.
Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami, kiedy zdałam sobie sprawę, co ma na myśli.
– Sądzisz, że…?
Skinął głową.
– Adam i Valerie Westwell – powiedziałam, by sprawdzić, jak to zabrzmi. – Idealnie. Ale czy urzędy na to zezwolą?
– Nie mam pojęcia. Warto spróbować. Formularze mam już u siebie, wystarczy je tylko wypełnić i złożyć.
Oparłam głowę o jego ramię i ogarnęło mnie to cudowne poczucie bezpieczeństwa i ciepła, które zawsze mi przy nim towarzyszyło. Nagle coś sobie przypomniałam.
– Pytałeś już brata, czy będzie twoim świadkiem?
– Nie, jeszcze nie.
– Dlaczego? – Podniosłam na niego wzrok. – Nie ma zasięgu w swojej chatce w Australii?
– To hotel dla surferów – poprawił mnie natychmiast Adam. – Szczerze mówiąc… Nawet do niego jeszcze nie dzwoniłem.
– Więc zmieniłeś zdanie?
– Właściwie nie. – Adam spuścił oczy, a ja pocałowałam go, żeby znów na mnie spojrzał. Uśmiechnął się krzywo. – Ale kiedy wspomniałem Jessowi o ślubie, nie potraktował tego poważnie. Wręcz przeciwnie, stwierdził, że stroję sobie żarty. Nie mam pojęcia, czy mi nie odmówi, jeśli zaproponuję mu bycie drużbą.
Pogłaskałam go delikatnie po policzku.
– Nie wyobrażam sobie tego. Nie znam go, ale z tego, co wiem, Jess wydaje się naprawdę w porządku. Jestem też przekonana, że cię kocha. Nie odmówi ci. Zapytaj go jutro, dobrze? Jeśli odmówi, zamienię z nim parę słówek.
– O tak, byłbym gotów zapłacić za wejściówki, żeby zobaczyć wasze starcie. – Adam się roześmiał. – Na pewno świetnie się ze sobą dogadacie. Z wami człowiek nigdy się nie nudzi.
– Powiedziałeś to w taki sposób, jakby to wcale nie było fajne. – Spojrzałam na niego niewinnym wzrokiem.
– Skądże znowu! Zakładam, że już poprosiłaś Helenę, żeby została twoją druhną.
– Oczywiście, była pierwszą osobą, do której zadzwoniłam zaraz po twoich oświadczynach. – Jak mogłoby być inaczej? Byłyśmy z siostrą nierozłączne od dzieciństwa. – Cały czas się zastanawiam, z kim się zjawi.
– Myślałem, że są parą z tym spadkobiercą zakładów jubilerskich. – Adam wydawał się zdezorientowany.
– Jejku, tak! Z Ianem… – stęknęłam z irytacją. – Jest takim nudziarzem, że zawsze w jego obecności chce mi się spać. Na pewno był idealnym wyborem, jeśli chodzi o pierwszy pocałunek czy nawet seks, ale wolałabym, żeby Lenny nie musiała się mordować z kimś takim przez resztę życia.
Adam pokręcił z uśmiechem głową i mnie objął.
– Co powiesz na to, żeby najpierw zapytać siostrę, czy nie miałaby nic przeciwko temu, by spiknąć ją z jakimś nieznajomym?
– Kiepski pomysł. – Uśmiechnęłam się do niego. – Ale myślę, że możesz z tym poczekać do jutra. Na razie chcę wreszcie świętować nasze zaręczyny. – Moje spojrzenie stało się bardziej jednoznaczne, a Adam pochylił głowę, by mnie pocałować.
– Nie mam nic przeciwko temu – mruknął cicho przy moich ustach.
– Tylko że mamy na sobie o wiele za dużo warstw materiału.
– Więc zaradź temu jakoś.
Odsunęłam się od niego i odwróciłam, odgarnęłam długie włosy z karku i zamknęłam oczy, gdy Adam całował moje wrażliwe na dotyk miejsca, a potem położył dłonie na zamku sukienki Valentino i po jej rozpięciu zaczął gładzić palcami mój kręgosłup.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Przerwaliśmy i odwróciłam się do Adama.
– Spodziewasz się jeszcze kogoś? – zapytał.
– Nie. – Potrząsnęłam głową. – Może to jakaś niespodzianka dla nas, o której nie wiemy. Zasuniesz mi z powrotem sukienkę?
Adam z jękiem żalu podciągnął zamek do góry, a ja podeszłam do drzwi, by je otworzyć. Na widok osoby stojącej za nimi otworzyłam szeroko oczy.
– Ty? – zapytałam. – Co ty tu robisz?ROZDZIAŁ 2 | JESSIAH
W mieszkaniu panowała ciemność, gdy wniosłem bagaż i zatrzasnąłem za sobą drzwi stopą. Poczułem woń dusznego, zastałego powietrza, bo w Nowym Jorku było dość ciepło – a poza Thazem, który od czasu do czasu wpadał sprawdzić, czy wszystko w porządku, nikt tu przez ostatnie dziesięć tygodni nie zaglądał. Dlatego też klimatyzacja była przez cały ten czas wyłączona. Nie uruchomiłem jej od razu, tylko najpierw skierowałem się do okna i szeroko je otworzyłem. Na poddasze dostało się parne powietrze, ale lepsze to niż nic.
Mój lot z Maui miał opóźnienie, więc wylądowałem w Nowym Jorku dopiero po dwudziestej drugiej. A ponieważ nie jest wyłącznie frazesem, że to cholerne miasto nigdy nie śpi, droga taksówką z JFK na Manhattan zajęła mi prawie godzinę. Godzinę, która w dobitny sposób przypomniała mi o mojej awersji do Nowego Jorku. Ale nic nie mogło przebić tego gównianego uczucia, kiedy wyciągnąłem rękę do przełącznika obok drzwi i na suficie zapaliła się lampa. Wstrzymałem oddech, gdy ujrzałem znajome otoczenie.
Na początku czasami nienawidziłem tego loftu z powodu skojarzeń z Adamem. Każdy centymetr był z nim związany, każdy mebel, każda przeklęta książka na regale. A teraz nie znosiłem tego miejsca, bo wszystko w nim przypominało mi o niej. Bo kiedy spojrzałem na gofrownicę w kuchni, od razu przyszła mi do głowy ona.
_Co trzeba zrobić, żeby dostać na śniadanie twoje gofry?_
Bo kiedy spojrzałem na antresolę z łóżkiem, nie mogłem o niej nie pomyśleć.
_Nie możesz spać?_
_Nie. To znaczy mogę, ale… nie chcę_.
Bo nie potrafiłem o niej nie myśleć, kiedy patrzyłem na drzwi, przez które wyszła po tym okropnym pożegnaniu następnego ranka i już nigdy nie wróciła.
_Nie mogę ci tego powiedzieć, Jess! Już nigdy nie będę mogła nic ci powiedzieć! Nie wolno mi tego robić!_
Helena.
Wystarczyło samo wypowiedzenie jej imienia w myślach, bym poczuł bolesny ścisk w środku. Przez dziesięć tygodni uciekałem od tego bólu. Pływałem na desce surfingowej wzdłuż najpiękniejszych plaż świata, wspinałem się na najbardziej wymagające klify, przekraczałem swoje granice. Robiłem wszystko, co mogłem, aby uciec od tego okropnego uczucia, które czekało na mnie spokojnie na tej kanapie.
_Witaj w domu, Jess. Tęskniłeś za mną?_
– Pierdol się… – wykrztusiłem z siebie, po czym gwałtownie złapałem torbę i zaniosłem ją do łazienki, żeby wyciągnąć z niej brudne ciuchy.
Musiałem się czymś zająć, miałem nadzieję, że może dzięki temu pozbędę się tego supła w żołądku i ściskania w piersi. Ale tutaj też nie mogłem czuć się bezpiecznie, bo w łazience był prysznic, pod którym spędziliśmy tamten poranek… _Niech to szlag!_ Odchyliłem głowę do tyłu i na chwilę zamknąłem oczy. Potem cisnąłem pranie do kosza i opuściłem łazienkę najszybciej, jak mogłem. Na blacie kuchennym leżała moja poczta, którą Balthazar wyciągnął ze skrzynki na listy i położył tutaj. Przejrzałem ją pobieżnie. Nie przyszło nic interesującego, więc odłożyłem koperty z powrotem.
Burczało mi w brzuchu, nie jadłem od południa. Kiedy nerwowym ruchem otworzyłem szafkę kuchenną, żeby sprawdzić, czy znajdę tam choćby makaron i sos pomidorowy, uderzyłem przedramieniem w gofrownicę. Zastygłem i wbiłem w nią wzrok. Potem, pod wpływem impulsu, wyrwałem kabel z gniazdka, chwyciłem urządzenie i bez zastanowienia wyrzuciłem je do kosza. Dźwięk wywołany przez uderzenie na moment przyniósł mi satysfakcję. Dopóki nie zdałem sobie sprawy, że nie mogę wyrzucić do kosza całego mieszkania, żeby przestać myśleć o Helenie. Wszystko tutaj miało z nią jakiś związek. Bo ja byłem związany z nią. Ostatnie dziesięć tygodni tego nie zmieniło.
Położyłem ręce na blacie i opuściłem głowę, oczami wyobraźni widząc przed sobą Helenę, jak gdyby ta rozmowa odbyła się zaledwie wczoraj. Powiedziała, że nie możemy się dłużej widywać. Po tym, jak wyszła stąd tamtego ranka, jakieś pół godziny stałem w tym miejscu, w którym mnie zostawiła. Nie potrafiłem się ruszyć ani pozbierać. Jednak w pewnym momencie w mojej głowie pojawiła się ta jedna myśl: _Muszę stąd zniknąć_. Rzuciłem się do drzwi i pojechałem na Rockaway Beach, by wskoczyć na deskę i surfować, aż wyczerpanie zwycięży nad moją desperacją na tyle, żebym mógł opracować jakiś plan. Potem wyjechałem do Europy, przeprosiłem młodszego brata za to, że okłamałem go w rocznicę śmierci Adama, i spytałem, czy nie chciałby spędzić wakacji gdzieś poza Nowym Jorkiem. Czułem, że muszę coś robić, działać, jeżeli chcę uniknąć pogrążenia się w smutku i desperacji. I to zadziałało, przynajmniej po części. Aż do dziś.
Fakt, że Trish pozwoliła mi zabrać ze sobą Elia do Europy, graniczył z cudem, ale pewnie uznała to za świetny pomysł, bo dzięki temu zwiększyła fizyczny dystans między mną a Heleną. Podróż miała też pewne ograniczenia – mogliśmy się zatrzymywać jedynie w drogich hotelach i luksusowych rezydencjach należących do jej przyjaciół i partnerów biznesowych, a poza tym towarzyszył nam Frank, były żołnierz piechoty morskiej, który był odpowiedzialny za ochronę Elia. Ale przystałem na to, by jak najdalej uciec od Trish i od tego miasta. A bez Elia nie byłbym w stanie tego zrobić. Opieka nad nim była dla mnie ważniejsza od wszystkiego innego, nawet od mojego bólu.
Zimny gniew zalewał mnie na samą myśl o matce i jej okrutnym posunięciu. Po wypadku Westona trzymała w ręku wszystkie karty i jak zawsze nie pozostawiła niczego przypadkowi. Nikt, kto ma serce, nie odrzuciłby jej propozycji, a już na pewno nie Helena. Poświęciła nasz związek dla dobra swojej rodziny. Musiała go poświęcić. Nie miała innego wyboru. Moja matka zabroniła jej wszelkich kontaktów ze mną. Nie mogłem zapytać Heleny, jak się czuje, jak jej minęły wakacje, czy tęskni za mną tak bardzo jak ja za nią. Nie mogłem nic zrobić, jeśli nie chciałem odebrać jej wszystkiego, a najgorsza była moja bezsilność. Drenowała mnie. Nie chciałem przysparzać tej dziewczynie więcej problemów, więc w tym przypadku mogłem tylko milczeć. Nie mogłem niczego powiedzieć Trish, nie mogłem zadzwonić do Heleny.
Nie mogłem zrobić absolutnie nic.
Skłamałbym, twierdząc, że ta ucieczka w czymkolwiek mi pomogła. Podczas całej podróży po Europie i Hawajach ciągle myślałem o Helenie. W każdym pięknym miejscu ogarniał mnie żal, że nie może tych krajobrazów podziwiać razem ze mną. Każde hotelowe łóżko wywoływało we mnie pragnienie, by obudziła mnie w środku nocy i rzuciła mi jedno z tych spojrzeń, które rozpaliłyby we mnie żar. Ale nie dopuszczałem do siebie tego, że nasze rozstanie jest ostateczne, wypierałem to poczucie bezradności. Powinienem był wiedzieć, że to wszystko mnie dogoni, kiedy tu wrócę. Powinienem był to, do cholery, przewiedzieć! A jednak dopiero teraz dotarło do mnie z całą mocą, jak bardzo za nią tęskniłem. Oparłem się o szafkę kuchenną, przycisnąłem do niej plecy, próbując zaczerpnąć tchu. Nie potrafiłem.
Boże, tak bardzo za nią tęskniłem, za wszystkim, co z nią związane. Za jej poczuciem humoru, ciętym językiem, naszymi rozmowami, jej ciałem tuż przy moim. Tęskniłem za jej dotykiem i za jej reakcjami na mój dotyk. Było między nami coś, co trudno opisać, coś autentycznego. Wydawało mi się, że z nią mógłbym nawet wytrzymać w Nowym Jorku. Ale odeszła. I już nigdy do mnie nie wróci.
Zacisnąłem usta, gdy ból przeszedł w gniew, chwycił mnie z całej siły i mną potrząsnął. A potem zwaliło się na mnie wszystko naraz: smutek, bezradność i tęsknota. Zwłaszcza tęsknota. Chwytała mnie za gardło, sprawiała, że moje ciało drętwiało, gdy pomyślałem o ostatnich słowach, które ze sobą wymieniliśmy.
_Ponieśliśmy już tyle strat… Dlaczego musimy stracić również siebie?_
_Bo niektórzy potrafią znieść więcej niż inni. Bo kochają mocniej niż inni. Tak jak my_.
Łzy cisnęły mi się do oczu, ale udało mi się je przełknąć. Zacisnąłem pięści, kierując swoje myśli ku osobie, która ponosiła za to winę. Osobie, która zmusiła Helenę do tego kroku. I to podziałało: gorący gniew wezbrał we mnie, przeganiając łzy i pomagając mi otrząsnąć się z odrętwienia. Wiedziałem, że ukrywanie się za złością na matkę było tchórzostwem. Że prędzej czy później będę musiał stawić czoła temu bólowi. Ale co dawało mi załamanie z powodu tego, że się zakochałem, a moja miłość nie dostała żadnej szansy? Co oprócz przekonania, że od śmierci Adama moje życie przestało należeć do mnie? Zupełnie nic.
Przerażała mnie myśl, że któregoś dnia spotkam Helenę na mieście. Tęskniłem za nią, chciałem wiedzieć, jak się czuje i czy sobie z tym wszystkim radzi. Ale jednocześnie cholernie się tego obawiałem. Najchętniej bym stąd zbiegł, zniknął gdzieś, gdzie ryzyko spotkania z nią byłoby bliskie zera. Ale nie mogłem stąd uciec, nie na dobre. Inaczej już dawno bym to zrobił.
Szybko podszedłem do plecaka, który wciąż leżał obok drzwi, wyjąłem telefon i zacząłem przewijać wiadomości. A potem wybrałem numer, z którego zaledwie kilka minut temu dostałem zdjęcie. Eli pewnie jeszcze nie spał, na wakacjach zwykle siedział do późna i czytał książki, aż oczy same mu się zamykały.
I rzeczywiście nie minęło dużo czasu, a odebrał połączenie.
– Cześć, Jess. Udało ci się wreszcie dotrzeć do Nowego Jorku?
Pisaliśmy ze sobą jeszcze na lotnisku na Maui, więc wiedział o opóźnieniu lotu.
– Tak. – Przy czym „wreszcie” nie było tu właściwym określeniem. Pozostanie na Maui dwie godziny dłużej zdecydowanie nie było dla mnie żadną karą. – Wszystko u ciebie w porządku, mały? – zapytałem, czując wyrzuty sumienia, bo nie dzwoniłem tylko po to, by dowiedzieć się, jak się czuje. Chciałem, żeby mi przypomniał, dlaczego się tego podjąłem. Dlaczego nie uciekłem, jak podpowiadały mi w każdej sekundzie moje ciało i mózg.
– Nie ustalaliśmy, że nie będziesz mnie już tak nazywać? – Głos brata brzmiał, jakby był poirytowany, ale wiedziałem, że żartuje.
Dzięki temu, że spędziliśmy razem pięć tygodni w Europie, bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Dużo rozmawialiśmy o swoich planach i marzeniach, o przyszłości. Oczywiście nie o mojej. Bo ona będzie mogła zacząć się liczyć dopiero wtedy, gdy Eli urzeczywistni swoje marzenia. Nie miałem pojęcia, jakie brat ma na ten temat zdanie, ale chciałem, żeby wiedział, dlaczego to robię. Żeby znał prawdę i potrafił z nią żyć.
– Nie przypominam sobie – odparłem. – Jesteś jeszcze na Martha’s Vineyard?
Rodzice Henry’ego mieli tam dom i zaprosili Elia, by spędził z nimi resztę wakacji. Wiedziałem, że dobrze się nim zaopiekują i nie będzie poddawany jakiejkolwiek presji, więc po naszej wyprawie wybrałem się jeszcze na Hawaje w samotną podróż, żeby posurfować, odwiedzić przyjaciół i wesprzeć kilka projektów. Dziadkowie Elia byli bardzo wyrozumiali i nie stawiali swojemu wnukowi wygórowanych oczekiwań. Wiedzieli o jego stanach lękowych i potrafili sobie z tym świetnie radzić. Niestety nie udało im się przekonać Henry’ego, taty Elia, do podobnego zachowania.
– Tak, do przyszłego tygodnia. Dziadkowie twierdzą, że w Nowym Jorku wciąż jest za gorąco, żeby tam wracać. A mama i tak do końca sierpnia zostaje w Dubaju.
Po jego głosie domyśliłem się, że jest mu to na rękę. Pewnie był jedynym piętnastolatkiem, który doceniał kilka tygodni spokoju na Martha’s Vineyard. Trish zazwyczaj spędzała z nim lato w Hamptons, a raczej zaglądała do niego od czasu do czasu, bo bez przerwy jeździła na swoje spotkania do Nowego Jorku. Ale projekt w Arabii Saudyjskiej nieco pokrzyżował jej plany.
– Możesz tu przyjechać, jeśli chcesz. Jestem pewien, że babcia nie będzie miała nic przeciwko temu.
Oferta była kusząca, ale pokręciłem głową.
– W tym tygodniu mam sporo spotkań i muszę wreszcie zająć się restauracjami. – Wiedziałem, że Eli był ukochanym wnuczkiem swoich dziadków, ale o mnie nie mieli najlepszego zdania. Zresztą wcale mnie to nie dziwiło, w końcu jako nastolatek nie dawałem im żadnych powodów, by mogli się do mnie przekonać.
– Okej. Ale zobaczymy się po moim powrocie, prawda?
– Jasne. Wieczór filmowy plus mac’n’cheese. Kiedy tylko będziesz miał ochotę.
Co prawda najchętniej unikałbym spotkania z matką, ale zdawałem sobie sprawę, że to raczej niewykonalne. Jeśli miała mi uwierzyć, że Helena wywiązała się z umowy i nie doniosła mi o porozumieniu między nimi, musiałem zachowywać się tak, jak zwykle zachowywałem się wobec Trish. Kiedy tylko tu wróci.
Jakby słysząc moje myśli, brat zapytał:
– Rozmawiałeś ostatnio z mamą?
– Od jakiegoś czasu nie mieliśmy ze sobą kontaktu – odparłem.
Eli nic nie wiedział o intrydze Trish, by rozdzielić mnie i Helenę, bo nie mogłem mu o tym powiedzieć. Myślał, że kłótnia w rocznicę śmierci Adama była powodem, dla którego nasze relacje, już i tak niezbyt ciepłe, ochłodziły się o kolejne kilka stopni.
– Powinieneś z nią porozmawiać – stwierdził Eli. – Wypytuje o ciebie za każdym razem, gdy rozmawiamy przez telefon. Chyba się o ciebie martwi.
Musiałem się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Trish się o mnie martwi. Jasne… To ona zadbała o to, by pierwsza osoba od trzech lat, która poruszyła moje serce, odeszła z mojego życia. Nie martwiła się, tylko pewnie chciała wybadać, czy jej posunięcie przyniosło zamierzony skutek.
– Możesz jej przekazać, że u mnie wszystko w porządku. Nadal nie mam stałego zatrudnienia, nie zamierzam dołączyć do firmy, a wszystko inne nie jest jej zasraną sprawą. – Wiedziałem, że nigdy jej czegoś takiego nie powie, bo Trish nienawidzi przekleństw, a Eli nie jest osobą, która specjalnie chce dolewać oliwy do ognia.
– Sam jej to powiedz. – Brat prychnął, dokładnie tak jak się tego spodziewałem. – Babcia idzie, muszę lecieć. Na razie, Jess.
– Na razie. – Rozłączyłem się i westchnąłem.
Eli miał nadzieję, że kiedyś zacznę się dogadywać z Trish, byłem tego świadomy. Ale czasami miałem wątpliwości, czy kiedykolwiek mi się to uda. Jak miałbym spojrzeć jej w twarz i robić dobrą minę do złej gry, kiedy wszystko we mnie chciało jej wykrzyczeć, co na jej temat myślę? Zadałbym jej pytanie, co działo się w jej głowie, kiedy niszczyła jedyną rzecz, która coś dla mnie znaczyła.
Helena przewidziała to wszystko. Nie chciała wyznać mi prawdy. Obawiała się, że sprawi mi ból, jeśli będę musiał żyć z tą wiedzą, nie mogąc nikomu się z tego zwierzyć. Mogłem jej posłuchać. Może czułbym się lepiej, wierząc, że to była dla niej tylko jedna noc, tylko seks, i że to było za mało, żeby budować coś więcej. Może wtedy dawno bym o niej zapomniał.
_Tak, śnij dalej…_
Zanim znów zacząłem się wahać między użalaniem się nad sobą a poddaniem się swojej złości, wziąłem do ręki telefon i wybrałem kolejny numer. Czekałem tak długo, że już byłem bliski rezygnacji, gdy wreszcie połączenie zostało odebrane.
– On żyje! – krzyknął Balthazar. – Cóż za radość! Nie mów, że wreszcie jesteś w mieście!
– Może.
Nie kontaktowaliśmy się ze sobą zbyt często w ciągu ostatnich tygodni. Thaz i ja nie byliśmy facetami, którzy codziennie wysyłają sobie wiadomości głosowe, nasza przyjaźń istniała bardziej tu i teraz. A tu i teraz desperacko potrzebowałem pretekstu do opuszczenia loftu.
– Co powiesz na parę rundek w Tough Rock?
Klub sztuk walki na Brooklynie był otwarty w weekendy do drugiej w nocy, więc do tego czasu zdążyłbym rozładować nadmiar energii.
– Zawsze, stary. Hej! Witaj z powrotem w Nowym Jorku, Jessiahu! – Ostatnie zdanie wyszeptał nieznośnie radosnym tonem.
– Tak, ty mnie też – odparłem i zakończyłem rozmowę, po czym ruszyłem do garderoby po ubranie sportowe, by jak najprędzej stąd uciec.
Nie oglądałem się za siebie, zamykając drzwi. Może będę miał szczęście i znajdę sposób, by nie musieć tu dziś wracać.