Weź mnie, czyli 50 odcieni kobiecej rozkoszy - ebook
Weź mnie, czyli 50 odcieni kobiecej rozkoszy - ebook
Natalia po zdradzie męża wyjeżdża w podróż, w której poznaje różnych mężczyzn, od których uczy się innego spojrzenia na swoje ciało i przyjemności, której dzięki temu może odczuwać. W nowych relacjach uczy się też, że sprawczość w życiu uzyskuje się poprzez przejmowanie inicjatywy, a grzeczne dziewczynki, które czekają, aż ktoś je doceni, dostają tylko to, co innym się już znudziło.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-961974-2-9 |
Rozmiar pliku: | 495 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Seks jest ważny. Naprawdę. A wyobraźnia w seksie jest sprawą fundamentalną. Jestem szczerze przekonana, że seks jest w stanie zmienić człowieka, jeżeli tylko do niego dojrzeje. Niestety zwykle nie dojrzewa, a nasza kultura, która nie posiada żadnej sztuki uprawiania miłości, nie pomaga nam w tym procesie.
Ta książka to zapis moich doświadczeń, mojej podróży do wnętrza siebie. I nie mam tu na myśli duchowej wędrówki na Wschód. Wnętrze siebie rozumiem bardzo prosto. Chodzi o moje ciało, które było z jednej strony tak blisko, a z drugiej tak daleko. Musiałam wyjechać, by je odkryć, ale jeszcze dłuższą drogę niż tą lotniczą przeszłam w swojej głowie. Bo porządek w głowie to podstawa dobrego orgazmu!
Może w moich wspomnieniach odnajdziecie siebie, może dzięki nim spróbujecie czegoś innego, a może po prostu zainspiruję Was do odważniejszych fantazji. Zróbcie z tej książki taki użytek, jaki chcecie. Przeczytajcie, dajcie przyjaciółce, podkreślcie ciekawe fragmenty i dajcie partnerowi. Nigdzie jak w seksie gra, konwencja i zmyślenie nie zajmuje tak ważnego miejsca. Snujcie więc swoje fantazje, a gdy jesteście gotowi, wcielajcie je w czyn!
Kiedyś, niestety, o tym nie wiedziałam, a dojście do tej wiedzy sporo mnie kosztowało! Przeczytajcie sami.ROZDZIAŁ 2
Panna Oszczędna w poszukiwaniu próżności
Padło na Marrakesz. Właściwie nie wiem dlaczego. Była to jakaś przystępna mieszanka orientu i dobrej ceny. Do tego doszły pewnie moje wyobrażenia z filmów i książek osób, które podróżowały po Maroko. Poza tym wielki targ, który był sercem tego miasta, kojarzył mi się z targowiskiem próżności, a była to cecha, której właśnie planowałam przestać unikać.
Przeglądając wyciągi z naszego małżeńskiego konta zauważyłam, że mój mąż wiele musiał zainwestować, żeby zdobyć wdzięczność tej młodej niezdolnej. Poczułam smak gorzkiej ironii na własnym rachunku. W tym samym sklepie, w którym przekonywałam sprzedawczynię, że w mojej opinii trzysta złotych to zdecydowanie za dużo za sam stanik, a majtki powinny kosztować góra pięćdziesiąt złotych (i to wyjątkowo ciepłe!), mój mąż za jednym zamachem potrafił wydać tysiąc złotych. A takich wizyt było pięć w ciągu ostatniego roku. Nie mogę sobie przypomnieć, żebym w tym czasie dostała od niego chociaż bawełnianą koszulę nocną. Do tego wyjścia do restauracji, w których wizytę zawsze zostawiałam sobie na jakąś specjalną okazję. Zamawiając kolejne butelki wina czy szampana pewnie nie myślał o tym, że oszczędzamy na wakacje, na które nie udawało nam się razem wybrać od kilku lat. Musiało mu to w tych momentach jakoś umykać.
Na początku mnie to denerwowało, ale musiałam przełknąć gorzką pigułkę. Skoro on ma gdzieś oszczędzanie, to ja nie będę dalej odkładać moich zachcianek na emeryturę. Swoją drogą byłam strasznie głupia, że tych wyciągów nie przeglądałam wcześniej, uznając, że najgorsze znajdujące się tam winy będą należeć do mnie.
Wzięłam kartę stałego klienta mojego męża i przy zakupach dostałam rabat 15%. Zawsze myślałam, że jest on nieosiągalny albo dostępny dla szejków z dużą ilością żon. W dobrej bieliźnie wyglądałam naprawdę nieźle. Szczerze powiedziawszy nie podejrzewałam siebie o taki biust. Przy okazji pani w sklepie zrewidowała wyobrażenie o moim rozmiarze. Kupując 65G czułam się zdecydowanie bardziej seksownie, niż gdy nabywałam 80B. Ludzie, którzy mówią, że rozmiar nie ma znaczenia… Chwileczkę, istnieją tacy?
Przygotowania do wyjazdu obejmowały jeszcze zakupy ubrań. Przymierzając wygodne polarowe bluzy i buty trekkingowe zdałam sobie sprawę, że ja tam przecież nie jadę na obóz sportowy. Nie szykowałam się na seksturystykę, ale przecież nie znaczy to, że muszę przebierać się za emerytkę na zorganizowanym wyjeździe. Rzut oka na moją wymarzoną wizję wakacji przypomniał mi, że wcale nie mam ochoty wyglądać jak osoba, która czuje się komfortowo w każdych warunkach. Chciałam poznać nowy kraj, nowych ludzi, poczuć te kolory, smaki, zapachy. W związku z tym resztę zakupów odłożyłam na Marrakesz. Nie myliłam się.
Niezmierzone ilości kolorowych, pięknych tkanin kusiły na każdym rogu. Tłumaczenie sobie (i sprzedawcy!), że nie mam miejsca w walizce na nic się nie zdawały. Od razu wyciągali piękne skórzane kuferki, które kosztowały jedną piątą tego, co w sklepach w Warszawie. Grzechem byłoby nie dać się przekonać. Wielokrotnie czułam, że przepłacam, ale nie byłam dobra w targowaniu. Czy na co dzień nie płacimy wielkich sum całej sieci pośredników? Poza tym dla mnie teraz miały nie liczyć się takie drobnostki. Koniec oszczędnej pani domu Natalii-przypraw-mi-rogi! Nigdy więcej oszczędności na samej sobie!
Dzień przed wyjazdem zaczęły się problemy. Pierwszy raz jechałam gdzieś sama. To tylko dwa tygodnie, ale nie umiałam powstrzymać strachu. Wydawało mi się, że bez Krystiana nigdzie sobie nie poradzę. Tyle się słyszy o oszustwach na wyjazdach. Nie wspominając o gwałtach czy porwaniach. Sprawdziłam pod tym względem Maroko jeszcze zanim kupiłam bilety, ale zawsze mogło wydarzyć się coś, czego statystyki nie przewidują. W nocy przed wyjazdem rozpłakałam się. Byłam o krok od tego, żeby pójść do męża. Przytulić się do niego i powiedzieć, żeby było jak przedtem. Tak naprawdę powstrzymała mnie tylko myśl przed odtrąceniem. Przypomniałam sobie te pół godziny oczekiwania, czy wreszcie do mnie wyjdzie. To mnie ocuciło. Obiecałam sobie, że nikt nigdy nie postawi mnie już w takiej sytuacji. Nigdy nie dam się już tak poniżyć.
Podróż rozpoczęłam niewyspana i zmęczona. Na szczęście miałam ze sobą tylko bagaż podręczny, więc odprawa poszła szybko. Przesiadałam się w Brukseli, więc większość pasażerów na pokładzie pierwszego samolotu stanowili ludzie w garniturach. Kobiety i mężczyźni udający się do pracy. Przez ostatnich siedem lat byłam jedną z nich. Codziennie rano prasowałam białą koszulę, obiecując sobie, że następnym razem przygotuję wszystko wieczorem. Potem wracałam zmęczona z pracy, po nadgodzinach i zwykle z dodatkową robotą. Szykowałam jedzenie, sprzątałam i padałam nieżywa na łóżko, ubranie zostawiając do wyprasowania na rano. Motywowała mnie do tego wizja spłacenia kredytu na dom, kupienia domku letniskowego, urodzenia dzieci i posiadania szczęśliwej rodziny. Okazało się, że prawdopodobnie już nie miałam z kim jej założyć.
Usiadł koło mnie mężczyzna zupełnie niepodobny do reszty. Ubrany na pstrokato, zajeżdżający wczorajszym (a żeby być szczerym trzeba by powiedzieć, że pewnie porannym) alkoholem. Miał na sobie za duży, prujący się przy mankietach, czerwony sweter, a na to kamizelkę. Do tego spodnie moro i skórzane glany. Wyglądał jak wyrośnięty nastolatek. Z maszynką do golenia nie spotkał się już na pewno od przynajmniej tygodnia. Na szczęście nie śmierdział. Czułam od niego zapach cedru, co trzeba przyznać, nawet komponowało się z resztą jego wizerunku. Pewnie zbuntowany dzieciak bogatych rodziców, który nie zauważył, jak szybko udało mu się przekroczyć trzydziestkę i mknąć ku czterdziestce, nie odnajdując w życiu sensownego zajęcia.
Odwróciłam się z niesmakiem do okna. Przypadkiem dotknął mojej dłoni. Przeszył mnie prąd i przez moment zobaczyłam obraz, w którym uprawiam z nim na stojąco seks w ciasnej toalecie samolotu. Chyba jednak moje ciało odkryło w tym facecie coś ciekawego. Odwróciłam się, żeby jeszcze raz mu się przyjrzeć. Uśmiechał się do mnie zawadiacko. Zupełnie jakby domyślał się, jaki obraz przed chwilą przebiegł przez moją głowę. Sztywno odwzajemniłam gest i odwróciłam głowę do okna z postanowieniem, że już drugi raz nie sprowokuje mnie do patrzenia w jego stronę.
Samolot ruszył na swój pas startowy. Zapieliśmy pasy. Jako jedyna wsłuchiwałam się w instrukcje załogi z uwagą, skrupulatnie śledząc wszystkie wersje językowe. Miałam nadzieję, że w Marrakeszu odświeży się jakoś moja minimalna znajomość francuskiego. W przewodniku przeczytałam, że angielski nie jest najmocniejszą stroną Marokańczyków.
Gdy samolot odrywał się od ziemi, poczułam się słabo, ale za chwilę to uczucie okazało się tylko podnieceniem przed nową przygodą. Gdy zobaczyłam, jak lotnisko, a potem cała Warszawa robią się malutkie, równo ułożone domki, jak w Monopolu, kolorowe kwadraty pól jak z obrazka, wtedy doszło do mnie, że zdrada męża to naprawdę tylko jeden z klocków życia wielu ludzi.
Samolot się uspokoił. Obsługa dała sygnał, że można rozpiąć pasy. Stewardessy roznosiły katalogi produktów i proponowały przekąski.
Miał ładny zegarek. Chciałam kupić podobny mojemu mężowi, ale kosztował pół samochodu. Zresztą miał swój ulubiony, który dostał od mamusi, gdy zdał egzaminy na studia. Cholera! Znowu to robię. Myślę o nim, zatruwając swój dobry humor. Rozłożyłam się w fotelu, próbując zasnąć. Nie mogłam się ułożyć. Miałam straszną ochotę zdjąć buty, ale rozejrzałam się wokoło i nie zauważyłam nikogo, kto by sobie na to pozwolił. Twarze ustawione były w równych rzędach foteli, oświetlone niebieską poświatą laptopów. Samolot wyleciał o ósmej, na lotnisku trzeba było być o szóstej trzydzieści. Czy naprawdę nikomu nie chciało się po prostu wygodnie ułożyć? Wtedy przed moim nosem zobaczyłam jedną osobę, którą olała współpasażerów, zdjęła buty, rozłożyła fotel i rozparta czytała magazyn na temat fotografii. To oczywiście był on. Fotograf. No tak. To stąd ten dziwaczny wędkarski image. Wytrzymałam i nie spojrzałam mu w twarz. Choć miałam wrażenie, że kątem oka uchwyciłam ironiczny uśmieszek.
– Szampana i dwa kieliszki – stewardessa bez zdziwienia poszła po butelkę i kieliszki. – Czy łosoś będzie dla ciebie odpowiedni do szampana? – skierował się bezpośrednio do mnie. Czułam się obco, jakbym oglądała film i kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Zresztą w ogóle nie czułam, że ta kwestia była wypowiedziana do mnie. – Widzę, że łosoś powinien ci zasmakować, ale wezmę jeszcze po croissancie z masłem na wypadek, jakbyś miała ochotę na trochę węglowodanów. – Podał mi kieliszki i rozstawił przede mną stoliczek. Jego tupet nie dał mi szansy na jakąkolwiek reakcję. Może i lepiej. Przynajmniej zajął moje myśli. – Szampan o dziewiątej rano zacieśnia więzi, a ja bardzo lubię poznawać ludzi. Mogę ci mówić na ty? Nazywam się Michał.
– Natalia. – Nie można było nazwać mojej wypowiedzi przesadną elokwencją, ale już w połowie pierwszego kieliszka język mi się rozwiązał. Opowiadałam mu o swojej pracy (okazało się, że żyć bez niej nie mogę!), przyjaciołach (sama nie mogłam uwierzyć, że mam ich aż tylu) i ani słowa na temat męża, zużytych świeczek na specjalną okazję i rocznicowej jedwabnej pościeli. Sama doszłam do wniosku, że całkiem interesująca ze mnie osoba. Na szczęście jemu również udało się powiedzieć coś o sobie. Jest fotografem, pracuje dla gazety, ale prywatnie robi zdjęcia podróżnicze. Ma nadzieję, że w przyszłości z tym związany będzie jego zawód.
– Robisz zdjęcia nagich kobiet? – to był już trzeci kieliszek, a ja wreszcie bez oporów zabrałam się za pałaszowanie łososia. Roześmiał się.
-Nawet nie domyślasz się, jak często słyszę do pytanie. Od czasu tego programu „Jak dobrze wyglądać nago” wiele kobiet chce mieć taką sesję. Byłem już o to proszony nieskończoną ilość razy.
– Hmm… Skromny jesteś.
– To nie ma związku ze skromnością! Ja jestem fotografem. Cenię zaufanie modelki, ale takie kobiety chcą mnie jedynie wykorzystać!
– Oj, biedny misiaczek! Taki wykorzystywany! Stado parszywych babek pcha się z tymi swoimi piersiami przed twojego… znaczy się przed twój obiektyw, a ty przecież chciałbyś tylko strzelać fotki zachodom słońca.
– Dokładnie jest tak, jak mówisz! – roześmiał się i wzniósł kolejny toast.
Nawet nie zdążyliśmy dokończyć butelki, gdy stewardessa przypomniała nam, że za chwilę lądujemy. Szkoda, że Bruksela jest tak niedaleko Warszawy. Z drugiej strony takie rozwiązanie wydawało mi się bezpieczniejsze. Ta butelka szampana uderzyła mi do głowy. Jeszcze kilka kieliszków, a nie pozwoliłabym reszcie pasażerów w spokoju uzupełniać kratek w Excelu.
Rozstaliśmy się na lotnisku. Jak znajomi z pracy czy sąsiedzi, którzy jutro lub pojutrze i tak się spotkają. Na szczęście to rozstanie nie było sztywne ani krępujące. Spędziliśmy miło czas i udajemy się do swoich zajęć. On na jakąś kolejną nudną naradę, gdzie będzie robił zdjęcia przysypiających europosłom, a ja na podbój nowego kontynentu.
Ruszyłam w stronę sklepów. Na lotnisku oferta rozrywek jest mocno ograniczona, ale przynajmniej w sklepach można wybierać. Stwierdziłam, że przymierzę przynajmniej pięć ubrań, o których nigdy bym nie pomyślała, żeby je przymierzyć. Byłam sama, nikt mnie nie widział, nikt nie oceniał, dlaczego więc nie spróbować? Najwyżej będę mogła się z siebie pośmiać. I tak nie zamierzam nic kupować.
Na pierwszy ogień poszła dopasowana czerwona sukienka na ramiączkach w rodzaju „druga skóra”. Madonna musiała coś takiego mieć w którymś teledysku w latach osiemdziesiątych, tylko teraz nie pamiętałam, w którym. Było lepiej niż się spodziewałam, ale tylko dlatego, że spodziewałam się najgorszego. Prychnęłam śmiechem i przeszłam do czegoś tylko nieco bardziej obszernego. Garsonka nadrabiała materiałem, a konkretnie nadrukiem – była w panterkę. Wysoka ołówkowa spódnica i krótka marynarka. Musiałam przyznać, że naprawdę nieźle wyglądałam. Aż wyszłam z przymierzalni, żeby zobaczyć się z pewnej odległości. Wow! Nie poznałam się w lustrze. Moja sylwetka wyglądała w niej jak milion dolarów. Schowałam się, żeby sprawdzić, ile kosztuje. Co tam. W końcu raz się żyje. Co z tego, że nigdy nie odważę się jej założyć? Na początku musiałam sobie przypomnieć, jaką walutą operujemy, ale nawet w złotówkach cena za komplet przewyższała chyba wydatki na koło ratunkowe kryzysu wieku średniego mojego męża.
Trzecie były dopasowane czarne spodnie z lycry i krótki gorset. Tak się nagimnastykowałam w czasie zakładania, że uznałam, że teraz jedyne, co by mi się przydało, to solidny prysznic i wtedy…
Wtedy właśnie poczułam, że nie jestem sama w przymierzalni. Michał postawił swoją torbę na podłodze zaraz obok moich rzeczy. Nie pozostało już zbyt wiele miejsca.
– Coś tutaj zostawiłem, przepraszam, tylko się rozejrzę. – Michał kucnął i przy okazji tych oględzin dotykał niby przypadkiem moich nóg. Gdybym powiedziała, że z oburzeniem go wyrzuciłam, minęłabym się z prawdą. Mój śmiech widać go zachęcił, bo zgubionej rzeczy zaczął szukać w moich majtkach, które w tym celu zdjął i resztę poszukiwań wykonywał językiem. Mój śmiech dość szybko zamienił się w urywany oddech. Musiałam przyznać, że język miał nieźle wygimnastykowany i nie mówię tutaj jedynie o elokwentnej rozmowie. Słyszałam przechodzących ludzi, kobietę rozmawiającą po francusku przez telefon w kabinie obok, ale te rzeczy miały coraz mniejsze znaczenie, natomiast na mojej twarzy rysował się coraz bardziej pewny siebie błogi uśmiech.
Michał wstał i wyszeptał mi do ucha, w tym samym czasie szukając na moich plecach zapięcia od stanika.
– Pokaż mi je. Przez dwie i pół godziny próbowałem sobie wyobrazić, jak one wyglądają. – Zdjął ramiączka i odsunął się, żeby móc je zobaczyć z bardziej odległej perspektywy.
– No i jak? Tak je sobie wyobrażałeś?
– Nie wiem. Muszę spróbować. To, co sobie wyobraziłem to był obraz, który rejestrował w fantazji mój język. – Zaczął nim wodzić od zewnętrznej strony, powoli dążąc do sutków. Gdy skończył rytuał na drugiej, zaczął powoli podgryzać sutek lewej, a w tym czasie jego palce bawiły się prawą.
– Weźmiesz mnie od tyłu. – Sama siebie zdziwiłam tą otwartością. To szampan musiał przez mnie przemawiać.
– Przepraszam. – Michał zdecydowanie zmarkotniał, jakby mu się zrobiło wstyd. Nie rozumiałam, co się stało. Kierowana wcześniejszym doświadczeniem z Klubokawiarni sprawdziłam, czy nie doszedł przedwcześnie, ale nie. – Nie mam prezerwatyw. Pewnie mi nie wierzysz, ale takie sytuacje nie zdarzają mi się zbyt często. – Roześmiałam się, co chyba wcale nie poprawiło mu dobrego humoru.
– Nieważne. Zrób to. – Oparłam się dłońmi o ścianę i wypięłam tyłeczek. Gdy wchodził we mnie zobaczyłam, że zasłonka się odsunęła. Znudzony zakupami żony i córki mężczyzna siedział na pufie i przyglądał się z zaciekawieniem, co robimy. Dość szybko się domyślił. Widział moją sylwetkę i dobrze wszystkim znane ruchy. I wcale nie schowałam ze wstydem twarzy, gdy przyszedł orgazm. Michał nie zdążył dojść, więc klęknęłam i doprowadziłam go do szczytu ustami, dodatkowo uchylając zasłonkę, by widz nie stracił niczego z naszego przedstawienia. Jego sperma wyciekła z moich ust i spłynęła na piersi. Od czasów Serge’a miałam na to niesamowicie wielką ochotę.
Gdy ubieraliśmy się w pośpiechu, Michał poprosił mnie o numer telefonu. Uśmiechnęłam się i powiedziałam mu, że o takie rzeczy prosi się wcześniej. I odeszłam. Już dwie minuty później żałowałam. Przecież dawanie telefonu to nie ślub. Czasem można po prostu mieć kogoś, z kim wychodzi się do kina albo na wystawę fotografii. Nie każdy napotkany facet (nawet jeżeli właśnie kochałam się z nim w przymierzalni) musi spełniać w moim życiu tylko jedną określoną rolę. Kiedyś miałam kumpli i przyjaciół. Od kiedy jestem z panem K. – jak nazywają Krystiana dziewczyny – moje przyjacielskie stosunki utrzymuję jedynie z kobietami. To przecież bez sensu. Wyszłam z przymierzalni. Nie mogłam znaleźć garsonki w panterkę. Zmieszana podeszłam do ekspedientki, której trzeba było oddać ubrania i powiedziałam o tym. Ona z szerokim uśmiechem tylko poinformowała mnie, że garsonka czeka już na mnie przy kasie.
– Opłacona – dodała mrugając porozumiewawczo.
Rzeczywiście, sprzedawczyni przy kasie podała mi torebkę z zakupami i standardową formułką zaprosiła ponownie. W środku był komplet, który przymierzałam wcześniej. Skąd wiedział? Jak długo mnie obserwował? I może nadal to robi?
Rozejrzałam się wokoło, szukając wędkarza z aparatem w czerwonym swetrze, ale nikogo takiego nie było. Zaczęłam się zastanawiać, czy jako fotograf zarabiał tak dużo, żeby stać go było na taki prezent, czy może właśnie trzymałam w torebce kilka rat kredytu hipotecznego, na który ciuła jego pozostawiona w Polsce żona. Eh… Znowu te skojarzenia z moim mężem. Postanowiłam, że muszę je zagłuszyć dobrą carbonarą. Te zakupy i dodatkowe atrakcje sprawiły, że byłam głodna jak po przebiegnięciu maratonu.
To była moja pierwsza pełnoprawna zdrada mojego męża. Zaczynałam wyrównywać rachunki. Musiałam to uczcić.
Najbardziej kaloryczna wersja makaronu, jaką zna świat, z ciężkim czerwonym hiszpańskim winem to było to, czego, jak się okazało, moje ciało pragnęło w tym momencie najbardziej (mądre, bo inne kwestie zostały zaspokojone chwilę wcześniej). Kolejną rzeczą, której się domagało, był sen. Zasypiałam na stojąco w trakcie oczekiwania w kolejce do samolotu. Triumfalnie zajęłam swoje miejsce i nie licząc się z tumultem pakującego tłumu, zamknęłam oczy i zaczęłam odpływać. Siedzenia były potrójne, ale mi przypadło to środkowe. Pełny brzuch i szum w głowie uspokajały mnie, podsuwając myśli, że na pewno nikt nie wsiądzie i że spokojnie mogę sobie uciąć długo oczekiwaną drzemkę. Nie wiem, ile razy ta kobieta powtarzała przepraszam, zanim moja świadomość wróciła na miejsce. Wydawało mi się, że skądś ją znam, ale przypomniałam to sobie, dopiero gdy zobaczyłam jej męża. Nasz sekretny obserwator ze sklepu przecisnął się do miejsca pod oknem, a ona usiadła najbliżej korytarza, aby móc swobodnie rozmawiać ze swoją córką, która miała miejsce w sąsiednim rzędzie. Myśl o kojącej drzemce zastąpiło teraz nieprzyjemne spięcie, o tyle absurdalne, że obecne również u mojego sąsiada z fotela obok. Gdyby wiedział, że mój kochanek z przymierzalni też zaczął kilka godzin temu od zwykłego siedzenia obok mnie w samolocie…
W końcu jednak udało mi się zasnąć i w tym śnie wyobrażałam sobie, że szukam ręką rozporka mojego sąsiada. Następnie doprowadzam go do gotowości ustami (cały czas z jego żoną i córką obok), aż w końcu siadam na nim i głośno jęcząc, kocham się z nim na oczach wszystkich pasażerów i personelu (który oczywiście nas – o dziwo – nie wyprowadza). Obudziłam się cała zlana potem. Włożyłam dłonie między nogi i starałam się już na wszelki wypadek nie zasypiać do końca lotu.
W czasie męczącej próby utrzymania świadomości doszłam do jeszcze jednego wniosku. Na miejscu koniecznie muszę kupić prezerwatywy (pewnie są przyzwyczajeni – dużo czytałam o seksturystyce Polek). Seks z obcym facetem bez zabezpieczenia, nawet gdy bierze się pigułki, to jednak duże niebezpieczeństwo. Siedem lat małżeństwa oducza dobrych nawyków. No i znowu Krystian. Ciekawe, czy on raczył się zabezpieczać, czy też mam wszelkie choroby, które przenosi pani Daję-dupy-za-drogie-gaciuchy. Przeszedł mnie dreszcz. Ci dwoje ciągle psują mi nastrój!
Lotnisko w Marrakeszu powitałam z nieskrywana ulgą. Jeszcze na lotnisku pobiegłam do apteki. Tłumaczenie na migi w miejscowych przybytkach, że kondomy potrzebne mi są jedynie na wypadek krwotoku z kończyn, mogło być rzeczą dość ryzykowną, a wolałam mieć zapas na początek. W swoim ówczesnym mniemaniu zakładałam, że przecież i tak mi się nie przyda, bo seks nie jest celem mojej podróży. Po prostu nie chciałam się ograniczać, a gumki mogą się przydać również komuś innemu. Przy okazji dla niepoznaki kupiłam całą podróżną apteczkę i z siatką zakupów udałam się w stronę wyjścia. Chciałam znaleźć się jak najszybciej w hotelu, by zaaklimatyzować się poprzez długi sen, ale gdy uderzyło mnie rozgrzane, ciepłe słońce i mieszanka dziwnych zapachów oraz smrodów, poczułam, że przesypianie tego dnia w zwykłym hotelowym pokoju to czyste marnotrawstwo.
Maroko wita gości
Wynajmując hotel, kierowałam się ładnymi zdjęciami i ceną (ach te stare nawyki!), ale to, co zobaczyłam, zachwyciło mnie. Riad, bo tak tutaj nazywają tego typu ośrodki, urządzony był w stylu kolonialnym. Obsługa bez problemu porozumiewała się ze mną po angielsku, ale to, co mnie kupiło, to były świeże pachnące kwiaty porozstawiane w każdym zakątku. Nawet we wspólnych toaletach stał wazon z pięknie pachnącymi kwiatami. Ich woń towarzyszyła mi wszędzie, a różnorodność sprawiała, że węch nie przyzwyczajał się do jednej woni, tylko ciągle zachwycał się kolejną.
Od razu zapisałam się na zabiegi upiększające na następny dzień. Wszystko brzmiało bardzo egzotycznie. Tak. Moje ciało, którego głos wreszcie zaczął być dla mnie słyszalny, mówiło, że muszę koniecznie spróbować wszystkiego. Jeżeli to próżność, to cóż. Chyba muszę nauczyć się, czym ona jest.