Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Weź mnie stąd - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Weź mnie stąd - ebook

Zosia wraca z Hiszpanii i ponownie zaczyna walczyć. Walczy z tymi, którzy dopytują kiedy wyjdzie za mąż, kiedy będzie miała dzieci, kiedy porzuci naiwne mrzonki i zacznie zachowywać się jak dorosła. Walczy o to, by szanowano jej granice i broni prawa do decydowania o sobie. Walczy też o swój związek z Salvadorem, choć nie do końca wie co robić, by ich uczucie nie wygasło. Zosia w końcu chce żyć według własnych zasad. Nie wie jednak, że wkrótce świat opanuje pandemia i wszystko się zmieni.
Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8324-442-6
Rozmiar pliku: 788 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

***

Powrót z Hiszpanii był racjonalną decyzją. Obiecałam, że wrócę. Zachowałam się odpowiedzialnie i dojrzale. Salvadora znałam zaledwie od kilku tygodni. Byłam w nim zakochana, czułam, że łączy nas coś niezwykłego. Jednak nie był to wystarczający argument, by zostać. Razem z nim, zostawiłam w Hiszpanii poczucie lekkości i radości. Wakacje dobiegły końca, a ja miałam wrócić do normalnego życia. Powtarzałam sobie, że podjęłam słuszną decyzję. Mimo to, w żaden sposób nie umiałam zagłuszyć poczucia, że schrzaniłam na całej linii.Rozdział 2

Szczęście się do mnie uśmiechnęło

1.

Tym razem, podróż do Hiszpanii była czystą przyjemnością. Nie stresowałam się nawet trochę. Wszystko ułożyło się idealnie. Przez pierwszy miesiąc miałam mieszkanie za darmo, praca była dograna, chłopak jednak nie zostanie byłym, wciąż na mnie czeka. Zanim zacznie się wiosna, będę opiekowała się Nicolą, a potem wrócę pracować za barem. Mój plan wydawał się idealny. Choć wcześniej zaczynałam w to wątpić, szczęście jednak mi sprzyjało.

— Wiedziałem, że wrócisz — Salvador przytulił mnie mocno na przywitanie. Dał buziaka i znów mocno przytulił. — Cieszę się, że jesteś — wyszeptał mi do ucha i wciąż nie wypuszczał z objęć.

— Ja też się cieszę. Dobrze cię znów widzieć — powiedziałam wzruszona.

Od jakiegoś czasu w głowie układałam sobie wszystko, co mu chciałam powiedzieć. Tłumaczyłam swoje myśli na hiszpański, żeby nie zabrakło mi słów. Jednak gdy stał obok mnie, w tej swojej czapeczce naciągniętej na oczy, z kilkudniowym zarostem i z nieznikającym z buzi uśmiechem, moje opowieści przestały być istotne. Wystarczyło, że był obok. Kłótnie z rodzicami, problemy w domu, pani, która na mój widok się roześmiała, wszystko to przestało mieć znaczenie. Nie czułam potrzeby do tego wracać. Zostawiam to za sobą. Teraz już będzie dobrze i spokojnie.

Poszliśmy do Dominiki. Ze swoim chłopakiem miała wyjechać na wakacje jutro wieczorem, więc od razu wprowadzałam się do nich. Mieszkanie znajdowało się w cudownym miejscu. Od plaży dzielił mnie tylko niewielki parking i pasaż. Widok z okna ciężko było opisać. Ocean widać było prawie z każdego okna. Mało tego, na tym malutkim osiedlu apartamentów, znajdował się basen. W lutym było wciąż za zimno na kąpiele, jednak będę mogła wygrzewać się przy basenie. Niewielka kuchnia, sypialnia i pokój gościnny, który w tym przypadku wyglądał jak pokój sportowy. Poustawiane w nim były deski do surfingu, do kitesurfingu, kilka latawców, deskorolka, piłka do ćwiczeń, mata do jogi. W mieszkaniu był też duży salon i taras. Oczywiście z widokiem na ocean! Ależ mi się trafiło. Dowiedziałam się również, że w domu jest nielimitowany internet i kablówka, dostęp do Netflixa. Miałam wrażenie, że trafiłam do raju. Przyjechać bez kasy i tak się urządzić. Jednak szczęście się ode mnie nie odwróciło. Wierzyłam, że po nerwowych i dość chorowitych tygodniach w Polsce, zacznie się spokojny i radosny czas.

— Zosia, tu jest longboard, rower mój i Alberta, gdybyś chciała z chłopakiem wybrać się na wycieczkę. Z wszystkiego co jest w domu, możesz korzystać. Czuj się jak u siebie i opiekuj się naszą Roxinką. Nie jest zbyt wymagającym psem, trochę przylepa z niej, więc jeśli będziesz ją głaskała i tuliła, będzie wniebowzięta. Rano i wieczorem dostaje porcję jedzenia — wskazała mi kubeczek, z wyraźnie zaznaczoną linią. — Nie trudno zauważyć, że nasza psina ma nadwagę, dlatego błagam cię, nie dawaj jej więcej jedzenia. Za to dodatkowe spacery, są jak najbardziej wskazane — objaśniała.

— Na pewno będziemy dużo chodziły. Ja nie mogę zbyt długo usiedzieć w domu — nie kryłam entuzjazmu.

— Tu masz cały zapas jedzenia dla niej. Według moich wyliczeń powinno wystarczyć — pokazała gdzie jest schowane piętnasto kilowe opakowanie karmy. — Poradzisz sobie. W razie jakichkolwiek pytań, pisz do nas — dodała.

— Damy radę — nie miałam co do tego wątpliwości. — Powiedziałaś, że Salvador może pożyczyć rower Alberta, a nie będzie Wam przeszkadzało, jeśli będzie tu nocował? — wolałam zapytać.

— Jasne! Niech się wprowadza z tobą — Dominika nie miała najmniejszych zastrzeżeń.

— Super. Dziękuje za wszystko. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomagacie — przyznałam.

— Szczerze mówiąc dla nas, to ty jesteś wybawieniem. Nie moglibyśmy pojechać na Bali, gdybyś nie zaopiekowała się Roxy — wyglądało więc na to, że wspólnie sobie pomagamy.

Późnym wieczorem miałam się spotkać z Salvadorem, nie umówiliśmy się dokładnie na godzinę. Gdy był już przed wejściem na osiedle, wysłał mi wiadomość, żebym wyszła. Wzięłam klucze, do swojego nowego mieszkania i w podskokach pobiegłam na spotkanie. Nie widzieliśmy się przez dwa miesiące, nic więc dziwnego, że byłam podekscytowana.

— Jutro po śniadaniu, przyjdę po ciebie i pójdziemy na długi spacer z psem. Niech się zacznie do nas przyzwyczajać — Salvador był bardzo zadowolony z faktu, że mógł się wprowadzić. — Zosia, a zapytasz się, czy byśmy mogli pożyczyć też deskę do surfingu? — sportowy pokój bardzo mu się spodobał. Może w ciągu tego miesiąca nauczy mnie surfować?

— Umiesz złapać falę? — zapytałam. — Rolki, kite i jeszcze surfing? Jest coś czego nie umiesz? — żartowałam, chociaż nie powiem, imponowało mi to, że taki sportowy chłopak z niego.

— Surfować nie umiem. Próbowałem kilka razy, ale złapać fali nie umiem — powiedział lekko zawstydzony. — Pożyczymy deskę i będziemy się uczyć. Kto wie, może i ty zostaniesz surferką — mrugnął do mnie.

— Nie mam nic przeciwko temu — już puściłam wodze wyobraźni. Mogłabym być nie tylko dziewczyną surfera, sama też bym chciała łapać fale. Szkoda tylko, że taki słaby pływak ze mnie, a przy surfingu to chyba dość istotne. Może jednak nie aż tak bardzo — snułam swoje rozważania.

Spacerowaliśmy po plaży, wpatrywaliśmy się w ocean, przeszliśmy się po miasteczku i wróciłam do mieszkania Dominiki. Oni wciąż byli w ferworze pakowania. Zapytałam od razu, czy nie mieliby nic przeciwko pożyczeniu deski do surfingu, bardzo chciałam spróbować. Jeśli kite nie jest dla mnie, to może chociaż surfing będzie. Po raz kolejny usłyszałam, że nie ma problemu. Dominika wskazała mi deskę z pianki, dłuższą i ponoć bardziej stabilną. Do nauki była ponoć najlepsza. Mogliśmy używać jej dopóki nie opanujemy techniki.

_Bilans dnia: Cudownie. Jest cudownie. Tak bardzo się cieszę, że tu jestem. Zapowiada się ekscytujący miesiąc. Zamieszkam z Salvadorem.
Czy to nie za wcześnie? W sumie, czemu nie? Co może pójść nie tak? Przecież u Kasi prawie mieszkaliśmy razem. Będzie dobrze._

2.

Zaczęły się nasze wakacje. Nasze wspólne mieszkanie. Poznawanie się i wypracowywanie nowej, wspólnej rutyny dnia. Przy śniadaniu zazwyczaj robiło mi się głupio. Na moim talerzu serek, pomidor, czasem gotowane jajko, czasem jajecznica, do tego obowiązkowo dwie kromki chleba, czasem trzy. Będąc dzieckiem ciągle powtarzano mi, że śniadanie to najważniejszy posiłek. Bez niego nie powinno wychodzić się z domu, na czczo nie zaczyna się dnia. Salvador był innego zdania. Na śniadanie pił kawę, a raczej mleko zabarwione kawą lub kakao. Czasem zjadł słodką bułkę, ale niekoniecznie. Któregoś dnia gdy z dumą zaprezentowałam moje śniadanie: twarożek ze szczypiorkiem, drobniutko pokrojoną rzodkiewką i świeżym ogórkiem, skrzywił się tylko. Dla niego były to za mocne smaki z rana. I zdecydowanie za dużo warzyw.

Ja za to nie kryłam swojego zdziwienia, gdy o ósmej wieczorem on zaczynał gotować. Kolacja to była prawdziwa uczta. O kanapkach nie było mowy. Przyrządzaliśmy makaron na wszystkie sposoby, ja popisywałam się moim talentem do robienia wegetariańskich hamburgerów, Salvador przygotowywał pizzę. Po konsultacjach z mamą, raz zrobił wyśmienitą paellę. Nie przyzwyczajona do takiego objadania się wieczorami, często po kolacji zasypiałam na sofie. Za każdym razem mówiłam sobie, że nie będę się tak obżerać, ale nic z tego nie wychodziło. Zajadałam się krewetkami smażonymi na głębokim oleju, bakłażanem w panierce i nieziemskimi _croquetas de choco_. Nigdy w życiu nie jadłam tyle smażonego. On twierdził, że nigdy w życiu nie jadł tyle warzyw.

Na szczęście nie tylko rozpychaliśmy nasze żołądki, ale i ruszaliśmy się dużo. Z racji tego, że wstawałam wcześniej, pierwszy spacer z psem, należał do mnie. Chodziłyśmy z Roxy wzdłuż plaży aż do niewielkiej rzeczki. Czasem zmieniałyśmy trasę i piach zamieniałyśmy na łąkę. Moja podopieczna za każdym razem, gdy tylko widziała pasące się krowy, biegła do nich i szczekała na nie jak wściekła. Nie mogła pojąć, dlaczego nie chcą się z nią bawić. Przed śniadaniem robiłyśmy około pięciu kilometrów. Nie dało się ukryć, że czasami miałyśmy problemy z motywacją. Ta słodka grubaska często kładła mi się na piachu, na ziemi, na drodze, gdzie tylko uznała za stosowne, i nie chciała się ruszyć. Wymuszała z całą mocą powrót do domu. Nie pomagały czułe słówka, głaskanie, klaskanie, czy choćby poderwanie się do biegu. Tak, naiwnie myślałam, że gdy zacznę biec, ona ruszy za mną. Ze strachu, że zostanie sama. Nic z tych rzeczy! W końcu znalazłam na nią sposób: w kieszeni nosiłam piłkę do tenisa, albo szukałam patyka. Nie wiem, na punkcie czego ten pies miał większą obsesję. W pogoni za piłką ruszyłaby na koniec świata, za patykiem śmiało skakała między wysokimi falami. Może spacer sam w sobie wydawał jej się bez sensu?!

Z niecierpliwością czekaliśmy na dzień, w którym pojawią się dobre fale. Dobre na surfing ale jednak nie za dobre, żeby nas nie zmiażdżyły. W trakcie tego oczekiwania zaczęłam jeździć na longboardzie i szło mi coraz lepiej. Po trzech dniach zawziętej nauki i kilku upadkach, zjechałam ze swojej pierwszej, mini górki. Mimo namów Salvadora, kasku nie założyłam, ale ochraniacze na nadgarstki i kolana miałam. Tak na wszelki wypadek. Nie wiem, jaka logika mną kierowała, nie chciałam się połamać, ale roztrzaskanie głowy mi nie przeszkadzało. Kask wydawał mi się obciachowy. Ja dopiero się rozkręcałam, a Salvador na rolkach śmigał tak, że nie tylko dziewczyny na ulicy się za nim oglądały. Dzieciaki biegały za nim i biły mu brawo, gdy tylko wykonał jakiś trik. O dziwo, Roxy też biegała. Ze wszystkich sił, chciała go dogonić. Potrzebowaliśmy kilku dni, żeby znaleźć na nią sposób. Chcieliśmy ją odchudzić, a przy okazji sami mieliśmy przy tym dobrą zabawę.

Salvador miał przerwę w pracy. Sezon się skończył, więc dla niego zaczęły się wakacje. Ja, codziennie na trzy godziny chodziłam pilnować Nicoli. Bawiłyśmy się na placu zabaw, zbierałyśmy kwiaty, zdarzało się, że zabierałyśmy na nasze wycieczki Roxy. Nicola ją uwielbiała i jak się później okazało, przeze mnie zaczęła męczyć rodziców pytaniami, kiedy i oni będą mieli psa.

— Ja nie chcę szczeniaka. Bo one są trochę głupie, robią wszędzie siku i nie wiedzą jak się bawić z dziećmi. Ja bym chciała żeby rodzice znaleźli taką drugą Roxy dla mnie. I może być trochę gruba, jak ona, też ją będę bardzo kochać — tłumaczyła mi. — Rozumiesz? — samo kiwnięcie głowy jej nie wystarczało.

— Rozumiem Nicola. Ja też marzę o tym, żeby przygarnąć pieska — wtórowałam jej.

— Jutro niech Roxy zostanie w domu, dobra? — zapytała mnie, a raczej już postanowiła mała. — Zrobimy sobie wycieczkę, ale tam niestety psów nie wpuszczają — tłumaczyła mi któregoś dnia.

— Jasne, nie ma problemu. A gdzie idziemy? — byłam zaciekawiona jej nowym pomysłem.

— Nie powiem ci. To będzie niespodzianka — stwierdziła tajemniczo.

Nie naciskałam na nią i chyba to właśnie sprawiło, że nie mogła wytrzymać ciężaru wymyślonej przez siebie niespodzianki i sama mi powiedziała.

— Jutro pójdziemy na wycieczkę do kościoła — dumnie oznajmiła.

— Gdzie? — musiałam zrobić niezłą minę. Zdziwienie, to mało powiedziane.

— Do Kościoła. Nie byłaś? Tam są takie piękne obrazy i figury. Jest duża Matka Boska i Jezusek. Jest też dużo aniołków. Wszystko jest takie _brillante —_ mówiła przejęta.

— Jeśli chcesz to pójdziemy. Nie ma problemu — obiecałam lekko rozbawiona.

— Będzie super! Spodoba ci się — zapewniała.

Oczywiście następnego dnia słowa dotrzymałam i poszłyśmy do kościoła. Nicola stworzyła własną historię dla Marii, opowiedziała mi o każdym z aniołów, tłumaczyła jak się zachowywać. Wizyta w kościele, widziana oczami dziecka była dla mnie odkryciem. Mimo, że nie miałam w planach bycia matką podobał mi się ten dziecięcy świat.

3.

Odkąd wprowadziliśmy się do domu Dominiki i Alberta minął już tydzień, może trochę dłużej. Nasze dni przepełnione były błogim lenistwem. Nie przejmowaliśmy się niczym. Nie mieliśmy też potrzeby zastanawiać się nad tym, czy jest wtorek, czy czwartek. Nie interesowaliśmy się tym, co dzieje się wokół. Z Salvadorem cieszyliśmy się sobą, a świat przestał się dla nas liczyć. Znajomi, rodzina i wszystko inne stało się mniej ważne.

Z rodzicami byłam w kontakcie, jednak nie był on już tak intensywny. Dzwoniliśmy do siebie, wysyłałam im zdjęcia z Tarify, opowiadałam jak spędzam czas z Salvadorem. Rodzice, choć wciąż nie byli przekonani, czy moja decyzja o przyjeździe była słuszna, nie krytykowali jej, nie namawiali mnie do powrotu.

Miałam poczucie, że zamknęliśmy się w niewidzialnej bańce zakochanych.

— Zosia! Dziś idziemy surfować! — Salvador z uśmiechem od ucha do ucha oznajmił odwracając się od okna.

— Jestem gotowa! Idziemy! — nie kryłam entuzjazmu. — Potrzebujemy coś poza piankami? — dopytywałam, choć miałam już wszystko sprawdzone. Nie wiem ile filmików na YouTube obejrzeliśmy, żeby dowiedzieć się jak ustawić stopy, w którym momencie i jak wstać, żeby złapać balans i utrzymać się na desce. Ćwiczyliśmy w salonie na sucho. Byliśmy gotowi!

Ubrani w pianki, z długą deską dla amatorów ruszyliśmy biegiem na plażę. Nie ufałam swoim zdolnościom pływackim, dlatego założyłam kamizelkę ratunkową. Tak na wszelki wypadek, gdybym spadła z deski i musiała płynąć do brzegu. Obawiałam się też, że prąd mnie porwie i zniesie zbyt daleko, a potem nie będę miała siły wrócić. Dlatego w ogóle nie myślałam o złapaniu jakiejkolwiek fali, ja dziś chciałam wstać na desce i trzymać się jak najbliżej brzegu. Salvador miał oczywiście dużo ambitniejsze założenia. Dlatego on pierwszy podjął wyzwanie. Po dwudziestu minutach przyszła kolej na mnie. Salvador mimo ogromnych chęci nie złapał fali. Ciężko nawet uznać, że stanął na desce. W momencie, kiedy powinien to zrobić za każdym razem wpadał do wody. Jeśli jemu nie poszło najlepiej, nie wiedziałam, jak ja sobie poradzę.

Pierwszy problem, o którym na żadnym filmiku z internetu nikt nie wspomniał, było samo wejście do wody. Fale uderzały w deskę i spychały mnie w stronę brzegu. Pokonanie tych kilku metrów już mnie zmęczyło. W końcu przebiłam się przez pianę i te malutkie fale uderzające w deskę, położyłam się na niej i usiłowałam wiosłować rękoma, postępowałam zgodnie z instrukcjami z internetu. Zmęczyłam się i z nadzieją obejrzałam się na Salvadora, który miał mi dać znać, kiedy będę wystarczająco daleko. Na tyle daleko, żeby nadciągnęła jakaś fala i na tyle blisko, żebym mogła wrócić do brzegu. Miałam wrażenie, że minęło z pół godziny zanim znalazłam się w odpowiednim miejscu i udało mi się odwrócić deskę. Usiadłam na niej i w końcu mogłam odpocząć. Jeszcze nie zaczęłam, a już byłam wykończona. Przepuściłam dwie malutkie fale, nie byłam jeszcze gotowa psychicznie. W końcu nadchodziła moja. Położyłam się na brzuchu i wiosłowałam ile miałam siły w rękach. Odwróciłam się. Była tuż za mną. Jeszcze szybciej machałam rękoma. Poczułam jak unosi się deska. I zanim zdążyłam dźwignąć się, podnieść klatkę piersiową, kucnąć, zrobić cokolwiek, już byłam w wodzie. W tym samym momencie pojawił się strach, żeby uciekająca spode mnie deska nie walnęła mnie w głowę, albo w twarz. Siła z jaką spadłam wydawała mi się ogromna. Woda przemieliła mnie trochę. Wytarłam oczy, wzięłam głęboki oddech, przyciągnęłam deskę i niezdarnie się na nią wdrapałam.

Z brzegu Salvador krzyczał, czy jestem cała i czy wszystko okey. Przybrałam swój sztuczny uśmiech numer siedem, pomachałam mu i byłam gotowa na kolejną próbę. Pocieszałam się, że to normalne, że za pierwszym razem mi się nie udało i motywowałam się w myślach. Pooddychałam jeszcze chwilę, uspokoiłam się, spojrzałam na niego i za siebie. Zbliżała się kolejna fala. Znów się położyłam, zaczęłam wiosłować rękoma, w myślach powtarzałam sobie, żeby nie panikować. Odwróciłam się i mnie zmiotło. Plusk. Znów byłam w wodzie. Tym razem się wkurzyłam. Salvador krzyknął, żebym trochę się przybliżyła. Bez słowa sprzeciwu go posłuchałam. Podejście numer trzy. Od razu się położyłam, znów zaczęłam płynąć, czułam, że fala się zbliża. Skupienie sto procent. Czułam ją za mną, powoli zaczynała podnosić się deska. To był ten moment! Pomyślałam i zanim zareagowałam, fala przeszła. Przynajmniej się nie wywaliłam. Ćwiczenie w domu na sucho było łatwiejsze. Zdecydowanie. Zrezygnowana płynęłam do brzegu.

— Wszystko okay? Nic ci nie jest? Podobało ci się? Nie chcesz już więcej próbować? — Salvador zasypywał mnie pytaniami.

— Ręce mnie bolą. Muszę odpocząć. To jest trudniejsze niż myślałam — powiedziałam i oddałam mu deskę._quédate en casa (hiszp.) —_ zostań w domu.

_Pedro Sánchez Pérez-Castejón —_ hiszpański polityk, ekonomista i nauczyciel akademicki, parlamentarzysta krajowy, od 2014 do 2016 i od 2017 lider Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE). Premier Hiszpanii od 2018.

_Buenos días (hiszp.)_ — dzień dobry.

_Un poco de amor (hiszp.)_ — odrobina miłości.

_Cariño (hiszp.)_ — kochanie.

_¡Cumpleaños feliz, Cumpleaños feliz, Te deseamos todo, Cumpleaños feliz! (hiszp.) —_ Słowa piosenki urodzinowej — Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Wszyscy ci życzymy, Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

_Lot do domu_ — PLL LOT zorganizował specjalne loty czarterowe w różne rejony Europy i świata, aby sprowadzić polskich obywateli do domu w trakcie pierwszej fali zakażeń Covid-19, w marcu 2020 r.

_Syndrom Gotowości Anorektycznej (SGA)_ oznacza uwarunkowany psychologicznie, społecznie i kulturowo zespół objawów, które mogą wskazywać na nieprawidłowości w zakresie realizowania potrzeby pokarmowej oraz stosunku do swojego ciała. Źródło: Kosmos, Problemy Nauk Biologicznych. Tom 68 — 2019. Numer 2 (323).

Jolanta Pawnik (2011), _Pokolenie, które boi się jeść_, https://kobieta.interia.pl/gwiazdy/news-pokolenie-ktore-boi-sie-jesc,nId,421466 .

Adam Curyło — psychiatra i psychoterapeuta
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: