Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

White Lies - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 marca 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

White Lies - ebook

Finałowy tom bestsellerowej trylogii Joanny Balickiej!

W psychologii każde kłamstwo ma konkretny kolor. Biały oznacza próbę ochrony drugiej osoby przed przykrą prawdą.
Phoenix Weston jest najmłodszym z trzech braci. Chociaż stara się zostawić za sobą burzliwą przeszłość, nadal zmaga się ze skutkami przedawkowania sprzed lat. Obecnie pełni funkcję dyrektora działu IT w Weston’s Company i jest wykwalifikowanym inżynierem cyberbezpieczeństwa.
Życie mężczyzny przybiera nieoczekiwany obrót, gdy Seth, jego starszy brat, prosi go o odszyfrowanie zakodowanych plików Cedricka, ich zmarłego ojca. Zdeterminowany, by odkryć prawdę o tacie, Phoenix zostaje wciągnięty w niebezpieczną grę. Podczas dochodzenia kieruje się zarówno pozostawionymi wskazówkami, jak i przyjmuje pomoc od anonimowego hakera.
W obliczu mrocznego odkrycia jego drogi krzyżują się z Arielle Taeshin, studentką prawa. Ich spotkanie w klubie nocnym staje się dla Phoenixa czymś więcej niż tylko rozkosznym rozproszeniem uwagi.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                                                                                Opis pochodzi od Wydawcy.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8418-025-9
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

PHOENIX

Kilkanaście lat wcześniej…

Napęczniałe chmury zasnuwały niebo. Deszcz lał się nieubłaganie z nieba. Odczuwałem każdą kroplę na swojej skórze i było to jak przenikliwe ukłucie, przypomnienie mojego cierpienia.

Zegar wskazywał kilka minut po dziesiątej, a okolicę spowiła nieprzenikniona zasłona mgły i melancholijny odcień szarości. Niegdyś znajdowałem ukojenie w ponurym pięknie jesieni.

Ale teraz? Teraz nienawidziłem wszystkiego, co się z nią wiązało.

Na cmentarzu roiło się od nieznanych twarzy. Ledwo je rejestrowałem, nie mówiąc już o ich rozróżnianiu. Fotoreporterzy czyhali za drzewami i cmentarną bramą, a ich aparaty pozostawały w gotowości, aby uchwycić coś na zdjęciach, a następnie sprzedać je za grube pieniądze.

Najbliższa rodzina zebrała się wokół dziury ziejącej w ziemi. Błądziłem wzrokiem w stronę trumny umieszczonej na katafalku, ale każde spojrzenie wydawało się ciosem w brzuch.

Stałem obok mojego najstarszego brata. Co jakiś czas zerkałem na niego, wypełniony nadzieją, że poznam jego reakcję, ale sprawiał wrażenie nieobecnego. Funkcje życiowe Setha ograniczały się jedynie do mrugania, a nawet to czasami wydawało się dla niego zbyt dużym wysiłkiem.

Nie mogłem go za to winić. Wisiał nad nami ciężar straty, na którą nie zdołaliśmy się przygotować. Głos duchownego brzmiał monotonnie, jego słowa wydawały się rozmyte. Ledwo cokolwiek słyszałem, mój umysł pozostawał zbyt zajęty zadawaniem sobie tylko jednego pytania: „Dlaczego?”.

Xander, nasz średni brat, stał po prawej stronie Setha. Musiał wyczuć, że na niego patrzę, bo zwrócił ku mnie głowę. Półuśmiech przemknął mu przez twarz, chociaż wyglądało to bardziej tak, jakby przełknął ślinę. Robił, co mógł, żeby mnie pocieszyć, ale widok jego zmęczonych, przygnębionych oczu w żaden sposób nie sprawiał, że poczułem się lepiej.

Złapałem się na tym, że znów wpatrywałem się w dół, rozumiejąc, co to wszystko oznacza. Wcześniej uczestniczyłem w dwóch pogrzebach. Znałem zakończenie takich wydarzeń i każde z nich pozostawiło na mojej skórze nieprzyjemny dreszcz.

Nie wiedziałem, co okazywało się gorsze: cicha, ciągnąca się za powozem pogrzebowym procesja, zbliżająca nas do nieuniknionego zakończenia, czy ostatni moment, gdy grabarze wbijają krzyż w kopiec.

Tak mocno się zamyśliłem, że nie zorientowałem się, kiedy słowa księdza ucichły. Czterech mężczyzn podeszło do trumny i podniosło ją na coś, co wyglądało jak platforma.

Podbródek mi zadrżał, bo przeczuwałem, co się zaraz wydarzy. Widok przed oczami dwoił mi się i troił, aż stał się kompletnie rozmazany. Wściekle przetarłem twarz rękawem czarnej marynarki. Nie chciałem być tym, który płacze. Moi bracia nie płakali, dlaczego ja miałbym okazać się gorszy?

Z całych sił walczyłem, by nie rozchylić ust. Szczękościsk trzymał mnie na tyle mocno, że rozbolały mnie zęby. Bolesne uczucie dławienia pchało się w górę gardła, jakby owinęły się wokół niego druty kolczaste.

Gorące łzy nieustępliwie kreśliły ścieżki po moich policzkach. Cały drżałem, tracąc kontrolę nad własnym ciałem, jakbym stał się marionetką poruszaną przez kogoś innego. Obserwowałem trumnę, gdy znikała w głębokim grobie. Jej powolne opadanie zdawało się odzwierciedlać uczucie tonięcia w mojej piersi. Gdy charakterystyczny głuchy odgłos zderzenia z ziemią dotarł do moich uszu, poczułem, że pęka we mnie ostatnia nić samokontroli.

Coś pomiędzy szlochem a rykiem wyrwało mi się z gardła, a nogi nagle stały się tak słabe, że omal nie runąłem w błoto. Kojący dotyk na ramieniu zwrócił moją uwagę. Uniosłem głowę i dostrzegłem zmartwiony wyraz twarzy Xandera. Wpadłem w jego objęcia, a on pozwolił, bym wtulił się w jego tors i schronił przed całym światem, łącznie z wścibskimi aparatami paparazzich.

Byłem na siebie okrutnie wściekły. Nie chciałem płakać, ale łzy okazały się siłą, z którą nie potrafiłem się zmierzyć. Minęły cztery dni, odkąd ostatni raz widziałem tatę, a surowa rzeczywistość jego permanentnej nieobecności okazała się zbyt gorzką pigułką do przełknięcia.

W tej chwili zdałem sobie sprawę, że on już nigdy nie wróci. To, co mieliśmy, przepadło na zawsze.

– Możesz to z siebie wyrzucić. – Głos brata brzmiał łagodnie przy moim uchu. – Nie musisz być silny przez cały czas.

Skinąłem głową, choć zabrakło mi słów. Ciężar straty dusił, każdy oddech przypominał o pustce pozostawionej przez tatę. Nie mogłem się z nim pożegnać, uściskać go po raz ostatni. Xander powiedział, że ojciec nie chciałby, bym zapamiętał go w ten sposób, ale jakkolwiek by nie wyglądał, wciąż był moim tatą.

Po tym, gdy nieco się uspokoiłem, dostrzegłem, że nasz najstarszy brat podszedł do grobu i upuścił tam białą różę. To symbol pamięci, choć niewystarczający, by wyrazić głębię naszego cierpienia i tęsknoty.

Seth przez chwilę wpatrywał się w dół, a gdy mama zbliżyła się do niego i dotknęła z czułością jego pleców, wydawało się, że nawet tego nie poczuł, jakby wpadł w trans. Dopiero po chwili uniósł na nią przerażająco puste spojrzenie, zanim objął ją ramionami. Kobieta płakała z twarzą wtuloną w jego tors, a ten widok kompletnie mnie zrujnował.

– Chcesz iść do samochodu? – zapytał troskliwie Xan.

Pokręciłem energicznie głową w sprzeciwie.

Kiedy nadeszła nasza kolej, by podejść do grobu, zawahałem się, a róża zadrżała mi w dłoni. Brat mocniej ścisnął moje ramię, dając znać, że jest tuż obok.

– Żegnaj, tatusiu – wyszeptałem, mając nadzieję, że usłyszy mnie tam, gdzie teraz przebywał.

Puściłem łodygę niemal jednocześnie z Xanderem. Gdy uniosłem na niego wzrok, znów lekko się uśmiechnął.

– Jesteś niesamowicie dzielny.

Nie czułem się tak, ale zrobiło mi się lepiej, gdy to powiedział. Pociągnąłem nosem i przetarłem łzy wierzchem ręki.

Tłum zaczął się rozchodzić, po złożeniu nam kondolencji i uściskaniu. Czułem się dziwnie odizolowany, jakby mój umysł dryfował poza ciałem. Ich grzecznościowe słowa wydawały się puste, nie miały żadnego wpływu na to, co przeżywałem w środku. Cieszyłem się jednak, że brat mnie nie opuścił, podtrzymując mnie podczas tej przeklętej burzy emocji.

Wziąłem głęboki wdech, rześkie powietrze wypełniło moje płuca i przez chwilę odnosiłem wrażenie, że pęknie mi serce. Xander objął mnie ramieniem, gdy maszerowaliśmy w stronę samochodów. Paparazzi wyłaniali się zza drzew, a oślepiające flesze i kakofonia migawek stanowiły ostry, niechciany kontrast z ponurą atmosferą. Brat osłonił mnie swoim płaszczem, nie pozwalając, by robiono mi zdjęcia. Jego instynkt obronny wziął górę, choć nawet to nie wystarczyło, bym poczuł się komfortowo.

Ochroniarz otworzył dla mnie drzwi czarnego SUV-a, a gdy zająłem miejsce na tylnym siedzeniu, zorientowałem się, że Xan oddalił się od auta. Przycisnąłem nos do chłodnej szyby, by obserwować scenę, w której Seth wykłócał się z fotoreporterem. Wyrwał mu aparat z rąk i roztrzaskał o asfalt, wrzeszcząc tak głośno, że skuliłem się w miejscu. Nasz średni brat odciągnął go od pozostałych mężczyzn, gestem nakazując, by dali mu odrobinę przestrzeni.

Wybuch najstarszego z nas stanowił surowy przejaw naszego żalu, fizyczne ucieleśnienie odczuwanego zamętu, czego te gnidy nie potrafiły uszanować.

Zamknąłem oczy i przycisnąłem ręce do uszu, by zablokować odgłosy rozgrywającego się na zewnątrz chaosu. Głowa bolała mnie od płaczu, a widok awanturujących się braci to nie coś, co chciałem teraz oglądać.

Gdyby tata tu był, nic takiego by się nie wydarzyło.

Xander zajął miejsce tuż obok, jego twarz wyrażała frustrację, szybko jednak nałożył maskę niezmąconego spokoju.

– Wynośmy się stąd – polecił kierowcy stanowczym głosem.

Kiedy na mnie spojrzał, ramiona mu opadły. Objął mnie bez pytania i przytulił, dzięki czemu nieco się uspokoiłem.

– Damy radę, chłopaku. – Tembr jego głosu wypełniała determinacja. – Damy radę.

Potaknąłem, chcąc mu wierzyć, ale życie nagle wydało się takie niepewne.

Gdy wyjechaliśmy z cmentarza, ciężar minionej ceremonii wciąż zalegał mi na barkach. Świat za oknem rozmył się w przemijającym obrazie bezlistnych drzew i budynków.

Ciszę podczas przejazdu przerywały jedynie sporadyczne westchnienia czy pociągnięcia nosem. Gdy wjechaliśmy na podjazd, poczułem dziwną mieszankę ulgi i przerażenia. Nasz rodzinny dom pełen ciepła, nagle przypominał muzeum wypełnione echem przeszłości.

Odnosiłem wrażenie, że wszedłem do zupełnie obcego mieszkania, choć wewnątrz powitał mnie znajomy zapach. Mama natychmiast poszła do kuchni, by zająć czymś głowę. Seth ruszył na górę, a dźwięk zamykanych drzwi wskazywał na jego potrzebę samotności. Wraz z Xanderem przez chwilę stałem w bezruchu, nie do końca wiedząc, co właściwie powinienem robić.

– Odpocznij, co? – przerwał ciszę, kładąc mi dłoń na plecach. – Zajmę się wszystkim.

Skinąłem głową, nie do końca świadomy własnego wyczerpania. Wspinając się po schodach, nie potrafiłem powstrzymać się od zerknięcia na rodzinne fotografie zdobiące ściany. Radosne chwile zamknięte w złotych ramkach wydawały się odległe jak nigdy wcześniej.

Zamknąłem się w swoim pokoju i leniwie pozbyłem marynarki, a zaraz po niej całej reszty garnituru. Ledwie zdołałem włożyć spodnie dresowe, bo nawet ta prosta czynność okazała się zbyt wyczerpująca. Opadłem na łóżko, kierując wzrok na sufit, a łzy po raz kolejny wzięły górę.

Ten wieczór był inny. Chociaż przez ostatnie trzy noce dom pozostawał pogrążony w ciszy, to odnosiłem wrażenie, że wszyscy próbowali wrócić do stanu sprzed wypadku. Xander pojechał do żony, Seth zaszył się w gabinecie, natomiast mama nie wychodziła z kuchni.

Gdy nikt nie patrzył, zakradłem się do pokoju, w którym czas się zatrzymał. Rzeczy taty pozostały nietknięte. Chwyciłem koszulkę porzuconą na fotelu, po czym przycisnąłem ją do twarzy, by chłonąć znajomy zapach perfum i ciała. Z jakiegoś powodu to pozwalało mi oszukać umysł, że jeszcze nie wszystko stracone. Wsunąłem ją na siebie i chociaż niemal w niej tonąłem, to miałem wrażenie, że ojciec wciąż jest blisko.

Osunąłem się na podłogę, a pustka w piersi okazała się nie do zniesienia. Ten gryzący ból nie dawał za wygraną, nieważne, czego bym próbował. Szloch dusił mnie intensywnością, ciało drżało wbrew mojej woli, a każdy wdech stawał się bardziej urywany od poprzedniego, dopóki nie zacząłem czuć, że nie mogę oddychać.

Rozpaczliwie wodziłem wzrokiem w poszukiwaniu czegoś, co pozwoli mi się uspokoić, ale każdy szczegół przypominał mi o tym, co straciłem. Tata nie przyjdzie, nie przytuli mnie i nie pocieszy. Ścisnąłem materiał koszulki w palcach, jakbym próbował zatrzymać wspomnienia o nim tak długo, jak tylko się dało, choć wiedziałem, że to daremne.

Oddałbym absolutnie wszystko, by jeszcze raz usłyszeć jego głos, ujrzeć uśmiech czy poczuć ciepło jego ramion. Ponownie wtuliłem twarz w T-shirt, głęboko wdychając pozostały zapach, zanim całkowicie zniknie. Ale on już zanikał, jak tata.

Nie wiedziałem, jak długo siedziałem na podłodze, ale w końcu usłyszałem szczęk zamka. Smuga światła zakradła się do pokoju, przeganiając otaczający mrok. Nie podnosiłem wzroku, bo ogarniał mnie wstyd. Nie chciałem, by ktokolwiek widział mnie tak złamanego i bezbronnego.

– Tu jesteś… – Głos najstarszego brata przedarł się przez głuchą ciszę. – Mama nakryła do stołu, czekamy już tylko na ciebie.

– Nie jestem głodny – wyrzęziłem.

Seth wydobył z siebie głośne westchnienie. Zbliżył się i przystanął. Trzymał dłonie w kieszeniach garniturowych spodni, wystawiając jedynie kciuki. Wyraz jego twarzy pozostał surowy, jak zwykle, prawdopodobnie jednak po raz pierwszy patrzył na mnie z rezerwą.

– Nie jadłeś nic od wczoraj. – Przykucnął, by znaleźć się na poziomie mojego wzroku. – Wiesz, że to niebezpieczne dla zdrowia.

Wzruszyłem obojętnie ramionami. Gorzej i tak już być nie mogło. Trwaliśmy w milczeniu. Seth przez chwilę się rozglądał, dopóki nie zatrzymał spojrzenia na tym, co trzymałem w rękach. To grawerowana zapalniczka należąca do taty. Z jakiegoś powodu, gdy patrzyłem w ten płomyk, czułem, że mnie uspokajał.

Nasze oczy znów się spotkały, brat jednak niczego nie powiedział, nie chcąc pocieszać mnie pustymi słowami. Osunął się na podłogę obok i po prostu mnie objął, pozwalając, bym się w niego wtulił. Wiedza, że nie zostałem sam, uczyniła żałobę nieco znośniejszą.

Czułem się wystarczająco wyczerpany, by nie uronić już żadnej łzy. Oparłem mu głowę na ramieniu i przez chwilę wsłuchiwałem się w jego oddech, co podziałało na mnie dość uspokajająco.

– Myślisz, że to kiedyś przestanie boleć? – Głos mi ochrypł od szlochu.

Seth westchnął, a jego ciepły oddech zmierzwił mi włosy.

– Nie wiem – przyznał cicho.

Do tej pory miałem wrażenie, że mój brat wiedział wszystko, ale fakt, że nie znał odpowiedzi na to pytanie, sprawił, że się domyśliłem, że to gówno tak szybko nie odpuści.

– Chyba nadeszła pora, żebym coś ci pokazał.

Zmarszczyłem brwi w zaskoczeniu. Słowa Setha zawisły w powietrzu, wzbudzając we mnie iskrę ciekawości. Uniosłem głowę, by złapać jego spojrzenie, a ciemne oczy, zwykle tak ostrożne i surowe, miały w sobie nutę łagodności, do której nie przywykłem.

Podniósł się z podłogi i wyciągnął ku mnie dłoń. Przez chwilę nie wiedziałem, czy wciąż miałem w sobie jakiekolwiek pokłady sił, by się ruszyć, jednak wyraz twarzy brata zmusił mnie, bym poszedł za nim. Pociągnął mnie do góry i podtrzymał, gdy nieco się zachwiałem.

– Chodź – zachęcił.

Schowałem zapalniczkę do tylnej kieszeni, zanim ruszyłem jego śladem, przesuwając wzrokiem po znajomym korytarzu. Mężczyzna zaprowadził mnie do garażu. Atmosfera w tej części domu wydawała się inna. Panował tu chłód, a jarzeniowe światło raziło za każdym razem, gdy ciemność odchodziła w zapomnienie. Musiałem przycisnąć dłoń do czoła, by uniknąć chwilowego oślepienia. Nie wchodziłem tu od czasu wypadku, a myśl o znajdowaniu się w tej przestrzeni stawała się zbyt bolesna.

– Ja też nie chciałem tu wchodzić – przyznał, jakby czytał mi w myślach. – Ale jest coś, co tata chciałby ci dać, gdy podrośniesz.

Przełknąłem nerwowo ślinę. Zapachy smaru, opon i benzyny przywołały kolejną masę wspomnień.

– Wiesz, że pracowaliśmy nad czymś, prawda? – Zerknął na mnie przez ramię.

Potaknąłem. Padająca na męską twarz smuga światła sprawiała, że trudno przychodziło rozgryźć jego intencje. Podszedł do oddalonych, tytanowych drzwi, wpisał kod na panelu, a brama zaczęła się unosić. Gdy tylko moim oczom ukazało się gładkie, wypolerowane nadwozie ścigacza, rozchyliłem oczy w szczerym zaskoczeniu.

Przede mną stało Ducati o białej karoserii z czerwono-czarnymi akcentami. Jego design miał pazur, a jednocześnie był elegancki i stanowił świadectwo godzin poświęconych przez tatę i Setha na pracę nad nim. Niemal słyszałem pełen dumy głos ojca, gdy wyjaśniał każdy szczegół i modyfikację w maszynie.

Zrobiłem nieśmiały krok do przodu, serce waliło mi w piersi. To projekt, o którym tata mówił bez końca przy kolacjach, a jego oczy błyszczały iskrą ekscytacji. Gdy widziałem motocykl, tak doskonały i dopracowany, ziejąca we mnie pustka wydawała się powiększać.

– Czyj to? – udało mi się wydusić.

– Twój.

Strzeliłem spojrzeniem w brata. Seth trzymał się z tyłu, dając mi przestrzeń potrzebną, aby to wszystko przyswoić. Wyciągnąłem drżące palce i przesunąłem nimi po gładkiej powierzchni ścigacza. Odniosłem wrażenie, że wciąż czułem na opuszkach ciepło obecności taty.

– On chciał go dokończyć, prawda? – Głos mi się załamał pod ciężarem tej świadomości.

– Chciał, żeby był wyjątkowy i żebyś pojechał na nim jako pierwszy – przyznał, krzyżując ramiona na torsie. – Dokończymy go razem, żeby to stało się możliwe.

Tata wspominał, że wkrótce dostanę własny motocykl, ale nie sądziłem, że stanie się to tak szybko ani też, że szykował go specjalnie dla mnie. Co prawda, moi bracia dostali już motocykle na własność, ojciec jednak powtarzał, że na mnie jeszcze przyjdzie czas.

– Nie mogę – wymamrotałem, kręcąc przy tym głową. – Nie mogę tego zrobić, Seth. – Uniosłem na niego zrozpaczone spojrzenie. – On odszedł, a bez niego…

Urwałem, niezdolny do wypowiedzenia słów. Brat uścisnął moje ramię, dając mi czas na oswojenie się z emocjami.

– Rozumiem – wypuścił zrezygnowany oddech – ale tata nie odszedł, a przynajmniej nie całkowicie.

Podniosłem głowę, a kolejna fala łez rozmazała obraz przed moimi oczami. Nie rozumiałem, co miał na myśli.

– Wciąż nad nami czuwa. Jego część tkwi w tym motocyklu, w naszych wspomnieniach, w sposobie, w jaki ukształtował to, kim jesteśmy – wyjaśnił, wodząc spojrzeniem po mojej twarzy.

– Nie wiem, czy potrafię… – Ponownie pokręciłem głową.

– Nie musisz robić tego sam, chłopaku. – Uważnie patrzył mi w oczy. – Zrobimy to razem, jak zawsze.

Albo razem, albo wcale. Nasze rodzinne powiedzenie wydawało się zanikać, od kiedy zmarł tata. Każdy chciał zostać sam. Bałem się, że wkrótce naprawdę się rozdzielimy.

– Był z ciebie dumny, wiesz?

Przełknąłem ślinę. Wiedziałem, ponieważ często mi o tym mówił. Ojca cieszył każdy aspekt, nawet najdrobniejsze osiągnięcie stanowiło dla niego powód do dumy. To on ukształtował moją pewność siebie, zamiłowanie do komputerów i motocykli.

– Chciałbym, żeby tu był. – Mój głos brzmiał niewiele głośniej od szeptu. – To tak boli… to tak kurewsko boli, Seth… – Wplotłem palce we włosy, próbując uciszyć puls z tyłu głowy. – Nie wiem, jak to powstrzymać… nie potrafię…

Gniew, frustracja, rozpychający się w moim wnętrzu mrok… to wszystko wprowadziło mnie w amok, którego nigdy wcześniej nie czułem. Pełen udręki wrzask wyrwał mi się z gardła, gdy strąciłem narzędzia z półek. Kopnąłem z całych sił w motocykl, a gdy ten upadł na podłogę, ostry, metaliczny dźwięk wydawał się rozbrzmiewać w całym moim ciele.

Seth złapał mnie od tyłu i odciągnął od maszyny. Wrzeszczałem, motając się w jego uścisku. Chciałem poczuć coś innego niż miażdżącą mnie pustkę, ale czułem wyłącznie destrukcyjną złość, palącą każdy cal mojej skóry.

Nie zorientowałem się, że nogi ugięły się pode mną, dopóki nie wylądowałem na kolanach. Brat osunął się tuż za mną, mocno mnie przytulając. Nic nie mówił, ja zaś miałem ochotę wykrzyczeć, co mnie gryzło, nie miałem na to jednak sił.

Moi bracia nie czuli tego, co ja. Spędzili z tatą więcej czasu, uczyli się od niego, pracowali z nim, mają wspomnienia, których ja nigdy nie stworzę. Zawsze czekałem na swoją kolej, aż wreszcie pozwoli mi przyjść do firmy czy chociażby da zająć się głupim motocyklem, a teraz jest na to za późno. Jest, kurwa, za późno.

– Mnie też go brakuje – wyszeptał Seth głosem pełnym emocji. – Każdego cholernego dnia… i nie wiem, jak to naprawić. – Rozluźnił uścisk, gdy poczuł, że przestałem się szarpać. – Wiesz, że chciał być tu dla ciebie, patrzeć, jak dorastasz, i nauczyć cię wszystkiego.

W garażu zapadła cisza przerywana jedynie moim przyspieszonym oddechem. Słowa brata przebiły się przez pochłaniającą mnie mgłę gniewu i czułem, że ta powoli odpuszcza. Pozwoliłem, by mężczyzna trzymał mnie w objęciach. Uciekłem wzrokiem do Ducati i natychmiast ogarnęły mnie wyrzuty sumienia.

– Naprawimy go – zapewnił brat. – Dokończymy to, co zaczął tata.

Potaknąłem, gardło zbyt mocno mi się zacisnęło, bym mógł przemówić.

– Masz mnie – kontynuował. – Będę przy tobie, Phoenix. Tego właśnie chciał, byśmy zawsze trzymali się razem.

Seth nie mógł przewidzieć jednej rzeczy: każdy miał granice wytrzymałości.

A moje właśnie pękły.ROZDZIAŁ 3

ARIELLE

Wbiegłam za kulisy tak szybko, jak to możliwe, unikając blasku reflektorów. Serce wciąż waliło mi o żebra, a skóra rezonowała od dźwięków piosenki rozbrzmiewającej tej nocy w klubie. Moje ciało było zlane potem, pulsowało od precyzyjnych ruchów i obrotów, doskonalonych w ostatnim czasie.

Taniec to jedyne, czego nikt nie mógł mi odebrać. To coś naprawdę mojego, czym dodatkowo mogłam dzielić się z innymi, nie lubiłam jednak robić tego w ukryciu, w klubie, gdzie niewiele osób doceniało prawdziwą sztukę. Mężczyźni pochłaniali mnie pożądliwymi spojrzeniami, a intencje mieli niemal wymalowane na twarzach.

Oklaski ucichły i jak zwykle wiedziałam, że to znak, by się ulotnić. Zdołałam jedynie upiąć włosy w niechlujny kok i złapać torbę, z którą tu przyjechałam. Unikałam kontaktu wzrokowego z pozostałymi tancerzami w obawie, że ktoś mógłby mnie rozpoznać, choć upewniłam się wcześniej, że zrobiłam wystarczająco mocny makijaż, by ukryć wszelkie charakterystyczne cechy twarzy.

Przecisnęłam się przez tylne wyjście i pozwoliłam chłodnemu nocnemu powietrzu musnąć moje rozgrzane ciało. Taksówka już na mnie czekała, zgodnie z planem. Wskoczyłam na tylne siedzenia, przytulając torbę do ciała, a mięśnie wciąż drżały mi po intensywnym pokazie.

– Do domu? – zapytał kierowca.

Nie korzystałam z aplikacji typu Uber, a z normalnej taksówki, by ślad mojej trasy nie zapisał się w żadnej historii. Któregoś razu pan Peterman, posiwiały staruszek z latami doświadczenia za kierownicą, dał mi wizytówkę, bym dzwoniła do niego zawsze wtedy, gdy potrzebowałam podwózki. Na całe szczęście nie zdzierał ze mnie tylu pieniędzy, co inny taksówkarz.

– Tak – odetchnęłam, zerkając w stronę rozmywającego się za szybą miejskiego krajobrazu.

W tym czasie wyjęłam z torby chusteczki do demakijażu, a następnie dokładnie powycierałam nimi twarz, by pozbyć się makijażu. Pod koniec delikatnie oczyściłam skórę za pomocą wacika nasączonego wodą z butelki i przejrzałam się w przedniej kamerce telefonu, by się upewnić, że niczego nie pominęłam.

Pozbyłam się zwiewnego tiulu na rzecz czarnego golfu oraz legginsów włożonych na body. Nie marzyłam o niczym innym, jak o znalezieniu się w domu i wzięciu prysznica, by zmyć z siebie echo dzisiejszego dnia.

Wypracowałam pewną rutynę, którą opanowałam do perfekcji – ucieczkę z jednej rzeczywistości do drugiej. Niedawno rozpoczęłam pracę w klubie, a ten szybko stał się moim azylem, gdzie mogłam zatracić się w tańcu bez ciężaru swojej historii i historii własnej rodziny.

Każdej nocy, gdy taksówka mknęła przez miasto, a ekscytacja związana z występem zdołała już opaść, strach zakradał się pod moją skórę i przesiąkał aż do kości. Nie miałam innego wyjścia, jak wrócić do matki.

Taksówka zatrzymała się we wskazanym przeze mnie miejscu. Zawsze resztę drogi pokonywałam pieszo, by ochłonąć i zdążyć wymyślić sobie wystarczająco dobre alibi. Zapłaciłam kierowcy w milczeniu, a po krótkiej wymianie uprzejmych uśmiechów, wysiadłam na przenikliwe zimno.

Serce dudniło mi w piersi, a puls nieubłaganie przyspieszył, gdy przygotowywałam się wewnętrznie do stawienia czoła czekającej mnie, nieuniknionej konfrontacji.

Dom był niewielki, parterowy, o tradycyjnym, białym wykończeniu z dodatkiem cegieł. Wystarczyło pokonać zaledwie dwa schody, by znaleźć się pod drzwiami. Dwa kroki, które dla normalnego człowieka wydawały się proste do wykonania, lecz nie dla mnie. Nigdy nie wiedziałam, co spotka mnie, gdy tylko przestąpię próg.

Wślizgnęłam się przez drzwi, modląc o pozostanie niezauważoną. Miałam już udać się do swojego pokoju, gdy dobiegł mnie znajomy głos.

– Wróciłaś – bełkotała matka.

Od razu wyczułam, że w jej słowach pobrzmiewała gorycz, a odór taniego alkoholu dotarł do moich nozdrzy.

Przekręciłam głowę, by zerknąć w stronę kobiety zajmującej miejsce w fotelu. Salon pogrążony był w cieniu, a jedyne źródło światła stanowił telewizor cicho grający w tle. Mocniej ścisnęłam pasek torby na ramieniu, aż pobielały mi knykcie.

– Uczyłam się w bibliotece – wymamrotałam na tyle ostrożnie, by jej nie zirytować.

Wstała i chwiejnym krokiem wytoczyła się na korytarz, po czym zbadała mnie z pogardą przekrwionymi oczami. Trzymała w dłoni na wpół opróżnioną butelkę, której zawartość chlupotała z każdym jej ruchem.

– Biblioteka? – wycedziła to słowo, jakby ją brzydziło. – Masz mnie za idiotkę? Myślisz, że nie wiem, co robisz?

Zamilkłam, wbijając wzrok w wyniszczoną drewnianą podłogę. Chociaż oddech mi przyspieszył, ze wszystkich sił starałam się nad nim zapanować.

– Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię! – wrzasnęła, rzucając się w moją stronę.

Butelka, którą chwilę temu jeszcze trzymała, roztrzaskała się na ścianie tuż za mną, a odłamki szkła rozprysnęły się wokół. Skrzywiłam się, ale moje stopy jakby wrosły w parkiet. Wiedziałam z doświadczenia, że opór tylko pogorszyłby sytuację.

– Myślisz, że możesz mnie okłamywać?! – syknęła jadowicie.

Jej ręka wylądowała na mojej twarzy ze złowrogim plaśnięciem. Zachwiałam się, lecz z gardła nie wyrwał mi się żaden dźwięk. Uczucie przypominające użądlenie rozlało się po policzku, a jednak wciąż pozostawałam w bezruchu. Metaliczny smak krwi wypełnił mi usta, a oczy zaszły łzami. Nie krzyczałam, nie stawiałam oporu.

– Kurwisz się jak twój ojciec, co?! – krzyczała na tyle głośno, że brzęczało mi w uszach. – Kłamczucha, oszustka…

Żołądek zacisnął mi się w ciasny supeł na wspomnienie o ojcu, który porzucił nas lata temu, pozostawiając po sobie wciąż niezaleczone, a nawet wręcz zaropiałe rany.

Straciłam rachubę co do powtarzalności tej sceny – niezliczone noce pełne oskarżeń, gdy matka nazywała mnie bezwartościową i obwiniała za urojone rzeczy, coś, czego nie zrobiłam. Bez względu na to, co powiedziałam czy czego się podjęłam, to zawsze kończyło się tak samo.

– Jesteś taka sama jak twój ojciec – warknęła z odrazą. – Zawsze gówno warta…

Zacisnęłam powieki, ignorując tę tyradę i odtrącając lawinę obelg. Wiedziałam, że to minie – może za minutę, może za pięć. W końcu opadnie z sił, a ja zyskam możliwość, by zaszyć się w swoim pokoju. Nauczyłam się to znosić, po prostu przeczekać.

I tak też się stało.

Furia minęła, a z burzy pozostała jedynie mżawka, która osiadła mi na skórze. Nie ruszyłam się z miejsca, dopóki mama nie zamieniła się w kupkę nieszczęścia, osuwając się na podłogę. Bałam się, że się skaleczy, znalazła się jednak wystarczająco daleko od potłuczonej butelki.

Wściekłość kobiety rozproszyła się w desperackim szlochu, gdy zagubiła się we własnym szaleństwie. Odczekałam jeszcze chwilę, wiedząc, że najgorsze są pierwsze minuty. Chociaż policzek wciąż mnie palił, a serce kłuło w piersi, zbliżyłam się do niej i ostrożnie podniosłam ją z parkietu.

– Chodź – szepnęłam uspokajająco. – Trzeba cię położyć.

Nie oponowała, gdy zaprowadziłam ją do łóżka. Przykryłam ją kołdrą, a na koniec nachyliłam się i ucałowałam w głowę. Wiedziałam, że to daremne – matka i tak tego nie zapamięta, nawet nie doceni tego gestu. Bez względu na to, ile razy mnie skrzywdziła, nie potrafiłam się zmusić, by ją znienawidzić. Wciąż była warta troski, ponieważ wiele przeszła i stała się ofiarą własnego obłędu. Jej szloch zawsze mnie przyciągał. Wiedziałam w głębi siebie, że nie stała się potworem, tylko została złamana, a ja nie mogłam jej tak po prostu opuścić.

Zabrałam się za sprzątanie pozostawionego przez nią bałaganu, poruszając się ostrożnie, by jej nie obudzić. Zbierając odłamki szkła, uważałam, by się nie zranić, a po wyrzuceniu ich do śmietnika, umyłam podłogę. Zebrałam puste butelki, porozrzucane papierosy i pozmywałam naczynia. Krzątałam się, dopóki dom nie zaczął choć trochę przypominać bliskiego normalności miejsca.

Gdy wewnątrz ponownie zapadła cisza, zaszyłam się w swoim pokoju. Łzy pozostawały dla mnie obce, ponieważ nie uroniłam żadnej od lat, nie licząc tych powstałych w wyniku zadawania mi bólu czy wywoływanych namiastką szczęścia, które czułam na scenie.

Po tym, gdy udało mi się jak najszybciej i najciszej wziąć prysznic, przysiadłam przy biurku, a moje puste, zmęczone spojrzenie padło na odbicie w lustrze. To nie pierwszy raz i na pewno nie ostatni. Chociaż miałam już dwadzieścia jeden lat i stałam się wystarczająco dorosła, by się wyprowadzić, to nie miałam serca opuścić matki. Wiedziałam, że beze mnie zupełnie sobie nie poradzi, albo – co gorsza – umrze w samotności i nikt tego nawet nie zauważy.

Ta myśl prześladowała mnie za każdym razem, gdy rozważałam ucieczkę, sprawdzałam stan konta i zastanawiałam się, czy wystarczy na nowe życie. Więc zostałam. Zostałam, znosząc te wszystkie obelgi, ciosy, noce wypełnione strachem i bólem.

Nie miałam przyjaciółek ani nawet koleżanek, ponieważ bałam się, że domyślą się prawdy. Nie miałam nawet rodziny, do której mogłabym się zwrócić o pomoc, a mama zatłukłaby mnie na śmierć, gdybym odnowiła kontakt z ojcem. Nikt mnie nigdy nie wybrał, więc nauczyłam się żyć z tym sama.

Zegar przykuł moją uwagę, pozostało zaledwie pięć godzin do budzika. Sięgnęłam po podręcznik i przekartkowałam go, by przygotować się z materiału na jutrzejsze zajęcia. Studia stanowiły bilet do lepszej przyszłości, a przynajmniej tego się trzymałam. To jedyna rzecz, której matka mi nie zniszczyła.

Nad ranem, gdy słońce wpadało przez okna do pokoju, wyłączyłam alarm tuż po pierwszym sygnale. Wraz ze świtem przemieniałam się w kogoś zupełnie innego – pilną, opanowaną studentkę katolickiego uniwersytetu.

Opanowałam sztukę ukrywania siniaków za pomocą makijażu, a długie rękawy koszuli pod mundurkiem stały się dla mnie tarczą przed światem, skrywającą fizyczne przypomnienia. Do tego pod spódniczkę wkładałam czarne rajstopy, by nie było widać otarć brudzących moją skórę.

Stałam się praktycznie niewidzialna i nie chciałam tego zmieniać. Podobało mi się to. Nikt nie musiał znać prawdy o moim życiu, sekretów kryjących się za zamkniętymi drzwiami. Studentki na uczelni chętnie plotkowały o chłopakach, rodzinie i innych nieosiągalnych dla mnie sprawach. Nie rozmawiałam z nimi, ponieważ nie miałam nic do zaoferowania podczas tych czczych dyskusji.

Siedząc na wykładach, czasem wracałam myślami do klubu, do sceny, do tańca i uwielbienia płynącego z publiki. Kiedyś, gdy wracałam metrem do domu, podczas rozmowy telefonicznej innej kobiety zasłyszałam, że szukają tancerek, by urozmaicić wieczorny repertuar. Gdy tylko padła nazwa klubu, od razu wyszukałam go w internecie i wysłałam zgłoszenie na e-mail podany na stronie, a gdy zaproszono mnie na casting, omal nie popłakałam się ze szczęścia.

Pasja do akrobatyki narodziła się we mnie, gdy byłam małą dziewczynką. Rodzice opłacali moje treningi, jeździli ze mną na zawody, na których z czasem uzyskiwałam tytuły i wyróżnienia, ale kilkanaście lat temu, gdy tata od nas odszedł, wszystko się posypało, a to, co kochałam najbardziej, zostało mi brutalnie odebrane.

Wtedy też rozpoczęło się moje piekło na ziemi: matka wpadła w paranoję, w dodatku znienawidziła ojca do tego stopnia, że zabroniła mi się z nim kontaktować, a gdy zrozumiała, że jej ostatnie przypomnienie o nim stanowiłam ja, znienawidziła mnie niemal tak samo jak jego.

Tam, na scenie przed obcymi ludźmi, czułam się bardziej żywa niż kiedykolwiek we własnym domu. Światła, ciągła uwaga… to okazało się miłą odmianą od cieni prześladujących mnie w codziennym życiu.

Nigdy nie powiedziałam mamie o klubie, ponieważ wiedziałam, jak zareaguje. Oskarży mnie o bycie striptizerką albo – co gorsza – dziwką. Wszystkie zarobione pieniądze oszczędzałam na koncie, o którym matka nie miała pojęcia. Tylko dzięki temu było mnie stać na opłacanie rachunków czy chociażby tak drobną uciechę jak kosmetyki, chociaż te częściej przypominały mi, że przestałam być sobą całe lata temu.

Po cichu odliczałam dni, dopóki nie nastał kolejny piątek. Wymknęłam się z domu, w pełni gotowa do wejścia w postać pozwalającą mi choć na kilka chwil poczuć się silną, wyjątkową.

Ledwo zdążyłam odłożyć torbę i wyjąć z niej strój na przebranie, gdy w odbiciu lustra dostrzegłam zbliżającą się dziewczynę.

– Arielle? – zagadnęła.

Zmarszczyłam brwi, czekając, aż powie, czego właściwie chce.

– Ktoś ci to zostawił. – Przekazała mi złożoną kartkę. – Wygląda na to, że masz sekretnego wielbiciela – powiedziała żartobliwie.

Żołądek omal nie podszedł mi do gardła. Zawahałam się, nim przyjęłam notatkę, a palcami wyprostowałam pogniecione krawędzie. Odczytałam z niej numer telefonu i podpis: Phoenix.

Od razu zrobiło mi się niedobrze. Już mogłam sobie wyobrazić jakiegoś pijanego klienta, który gapił się na mnie podczas występu, myśląc, że mój taniec to zaproszenie do czegoś więcej.

Bez chwili zastanowienia zgniotłam papier i wyrzuciłam go do kosza.

– Och, no co ty? – Zachichotała druga tancerka. – Niektóre dziewczyny zabiłyby za takiego wielbiciela.

Wysiliłam się na uśmiech, udając, że mnie też to bawi, choć w głębi siebie niczego nie czułam. W moim życiu nie zostało miejsca dla wielbicieli, sekretnych czy też nie. Nie potrzebowałam uwagi. Chciałam tylko przetrwać tę noc, jakoś zarobić, wrócić do domu i dotrwać do końca kolejnego tygodnia wypełnionego udawaniem, że wszystko jest w porządku.

Zajęłam miejsce przed toaletką i choć zrobiłam dość kryjący makijaż, nie obyło się bez poprawek. Ostrożnie nałożyłam kolejną warstwę korektora na siniak na policzku pozostawiony przez matkę w ostatnim napadzie. Ukrywałam ślady, nawet jeśli wydawały się widoczne jedynie dla mnie, pod warstwami podkładu i pudru, by wyglądać na nietkniętą, chociaż odrobinę bliską ideału.

– Gotowa? – zagadnęła przechodząca obok dziewczyna. – Wchodzisz po Leonie.

Jej cekinowy strój lśnił w blasku światła. Z tego, co zdążyłam zaobserwować, zajmowała się burleską.

– Prawie – odparłam, przyklejając uśmiech do ust.

– Powodzenia na scenie. – Puściła do mnie oczko. – Jest jeszcze większy tłum niż w zeszłym tygodniu.

Westchnęłam. Z jakiegoś powodu poczułam przypływ tremy. Po raz ostatni zerknęłam w lustro, by się upewnić, że wszystkie pęknięcia skryłam za maską.

Rozpuściłam włosy – czarne, długie i lśniące, po czym rozczesałam je szczotką. Nie przebierałam się przy innych dziewczynach i czasem zazdrościłam im tej śmiałości i braku skrępowania. Zamiast tego ubierałam się w łazience, a wszelkie widoczne ślady kryłam pod specjalnym korektorem tuszującym nawet tatuaże.

W tym samym czasie, kiedy wróciłam do garderoby, jeden z managerów zdawał się gorączkowo kogoś szukać.

– O, jesteś! – Wyrzucił dłonie w powietrze, a na jego twarzy wymalowała się ulga. – Wchodzisz za minutę, scena jest twoja.

Potaknęłam głową i oblizałam nieco spierzchnięte wargi, by zapanować nad nerwami. Pospiesznie udałam się korytarzem wprost do wyjścia zza kulis. Odczekałam, aż światła zgasną, i pokonałam ostatnie stopnie, nim wyszłam na scenę.

Wzięłam kilka głębszych wdechów, a gdy blask reflektora rozświetlił moją postać, zimny dreszcz przebiegł mi po skórze. Odchyliłam głowę w tył i przymknęłam powieki, chłonąc aplauz oraz pełne napięcia oczekiwanie publiczności. Pierwsze dźwięki piosenki Contaminated od Banks popłynęły z głośników.

Pora wejść w swoją rolę…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: