- W empik go
Why Us? - ebook
Why Us? - ebook
Czy nienawiść może być też miłością?
Dziewiętnastoletnia Sydney Manson w czasie sezonu pracuje w lodziarni w Malibu. Niespodziewanie cały dzień w pracy zmienia się w koszmar za sprawą jednego wrednego klienta. Jest nim dwudziestodwuletni Patrick Miller. Od tego momentu między tą dwójką zaczyna się walka o dominację, by pokazać, kto jest lepszy.
Tymczasem na jednej z imprez Sydney poznaje Davisa White’a. To przed nim ostrzegał ją Patrick, że nie powinna mu ufać.
Ale dziewczyna lekceważy to, wplątując się w kłopoty, a wyjść z nich może jej pomóc tylko jedna osoba – Patrick Miller.
Czy uda im się dojść do porozumienia?
Co się stanie, gdy Sydney odkryje coś, czego nie powinna?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-225-5 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tak naprawdę nigdy nie wiesz, co czeka cię w życiu. Co ma dla ciebie przygotowane los.
Życie to nieustanne pasmo niepowodzeń, wzlotów i upadków. Najgorsze jest to, że właśnie ludzie powodowali mój upadek.
To ludzie są problemem na tym świecie.
Raz lecisz w obłokach i czujesz się cudownie.
Raz spadasz na ziemię z taką siłą, że zostawiasz ślad w asfalcie.
Czy byłam w związkach?
Tak.
Czy były dobre?
Nie.
Dlaczego?
Bo nie umiałam.
Trudno określić, na czym polega miłość w tych czasach, kiedy każdy lubi kontrowersje albo chce przeżyć romans słodki jak zjedzony przeze mnie wcześniej baton.
Niby definicję miłości znam, ale czy znamy ją w realnym życiu?
Ja nie.
Szczerze, nawet nie miałam pojęcia, jak czyjaś obecność może na mnie wpłynąć.
Jak będzie mnie kręcić to, co zakazane. Jak będę lgnęła do osoby, której nie znoszę, tylko po to, aby pokazać, że jestem lepsza.
Każdy gdzieś kończy.
Gdzie skończę ja?
Jak nisko jestem w stanie upaść?
Ach, Kalifornio, bądź gotowa na to, co się stanie…ROZDZIAŁ 1
Sydney Manson
Dzwonił mój budzik. Zdziwię was, bo zawsze wstawałam razem z nim. Tak też zrobiłam tym razem. Były wakacje, a co za nimi szło – praca sezonowa. Pracowałam w lodziarni. Łatwe zajęcie, można by rzec. Jasne. Można by. Mieliśmy tylko dwa smaki lodów, czekoladowe oraz śmietankowe, i wszystko byłoby cacy, gdyby nie ta cholerna maszyna, która była złem wcielonym. Uruchomienie jej to jakiś żart i co chwilę musiałam ją myć na nowo, a potem wkładać masę i tak w kółko, aż królowa zacznie działać. Mało tego, nieraz nie mroziła i przy klientach zamiast loda pojawiał się kleks. Raz w trakcie czyszczenia mi wybuchła i wszystko poleciało na moje włosy. Łatwa praca, mówią. Niech na godzinę się ze mną zamienią, to pogadamy.
Poszłam do łazienki wykonać poranną rutynę polegającą na umyciu zębów, przemyciu twarzy oraz skorzystaniu z toalety. Widziałam przez okno, że na niebie nie ma ani jednej chmurki, więc będzie dziś upał. A co za tym szło? Ludzie. Nie znosiłam ludzi, lecz w pracy musiałam się uśmiechać i udawać, że są najlepsi na świecie.
Upięłam brązowe włosy w kok, następnie włożyłam spodenki i stare buty, bo nie wiedziałam, czym zaskoczy mnie dziś maszyna, a swoich ukochanych białych bym nie naraziła.
Spojrzałam w lustro. Wyglądałam dobrze. Niebieskie oczy ładnie komponowały się z moją opalenizną.
Kochałam słońce i kochałam się opalać.
Mojej mamy nie było w domu, bo pewnie pojechała już do pracy, tak że wzięłam klucze, po czym wyszłam.
Do lodziarni miałam ze dwadzieścia minut pieszo, więc nie było tak źle.
Gdy chciałam sprawdzić godzinę, zobaczyłam, że dostałam SMS od przyjaciółki.
Ali: Widzimy się dziś, gdy skończysz pracę? Pytałam już Lee i może wyjść.
Zastanowiłam się przez chwilę. Czy chciałam wyjść z nimi cała ujebana i spocona?
Ja: Będę ujebana i spocona. Nie wiem, czy chcę iść do ludzi i wyglądać jak jakaś obłąkana.
Sydney, jest piątek. Pójdziesz do domu i się ogarniesz, pizdo. Poza tym Lee powiedział, że przyjdą jeszcze inni. Proszę, no…
Przewróciłam oczami. Przyjaźniliśmy się we trójkę: ja, ona i Lee. Zaczęło się to jakiś rok temu. W pewnym stopniu byli dla mnie ważni, bo są po prostu cudowni. Ali lubiła spotykać się we troje, ponieważ tak zawsze było najlepiej.
Ja: Gdzie to będzie?
Ali: Na plaży.
Grubo?
Mam nadzieję.
Jeśli pomożesz mi się ogarnąć, to będę.
Skarbie, ja już czekam.
Schowałam telefon, bo właśnie dotarłam na miejsce. Klucz znajdował się w hotelu, do którego należała lodziarnia, więc aby po niego iść, musiałam przejść przez recepcję.
– Dzień dobry – powiedziałam uśmiechnięta, ponieważ była dziś Patrycja, z którą zawsze się zagadywałam.
Spojrzała na mnie, a ja kochałam, jak uśmiecha się promiennie na mój widok.
– Sydney. Cześć, kochanie – odparła. – Zostawiłam ci klucz już na blacie.
– Dziękuję.
Powędrowałam do kanciapy, gdzie znajdowały się fotel, stół i blat, na którym były moje klucze. Wzięłam je i ruszyłam na spotkanie z pieprzoną maszyną.
Gdy otworzyłam drzwi, powitał mnie chłodny wiatr. Był to miód na moje serce w porównaniu z tym upałem. Zrobiłam masę, mniej więcej ogarnęłam stanowisko pracy i włączyłam tę cholerę. Wlałam masę i czekałam. Opcje były dwie: albo wybuchnie, albo będzie działać. Ku mojemu zdziwieniu spełniła się ta druga.
Nawet i lepiej, bo zaczęła współpracować. Było to podejrzane, ale otworzyłam okienko i już zaczęli przybywać klienci. Musiałam dorabiać ze trzy masy, ponieważ lody rozchodziły się jak świeże bułeczki.
Miałam takiego farta w ten piątek, że stwierdziłam, iż muszę na imprezie go opić.
Już zamierzałam zamykać, gdy ktoś zatrzymał ręką okienko.
– Można jeszcze dostać loda? – zapytał zachrypniętym głosem.
Wzruszyłam ramionami. Jeden klient w tę czy we w tę to nic, jeśli maszyna dobrze się sprawuje.
Otworzyłam okienko szerzej, by zobaczyć, kto chce, abym została dłużej w pracy.
I tego widoku nie zapomnę do końca swojego żywota.
Był to mężczyzna. Niby nic specjalnego. Miał brązowe włosy, które opadały mu na czoło, i niezłe ciało – biała koszulka opinała wszystkie jego mięśnie. Całą prawą rękę pokrywały tatuaże. Minęła chwila, nim przeniosłam wzrok na jego twarz. Jego twarz, którą stworzył sam Bóg. Piękne rysy i, o matko, nie wyobrażacie sobie tego. Moment później spojrzałam prosto w oczy mężczyzny. W szare oczy, w których dostrzegłam gniew. Patrzyłam wprost na nie, a on wprost w moje.
– Mogę dostać loda?
Brzmiało to dwuznacznie, tym bardziej gdy wypowiadał te słowa on.
– Czekoladowego czy śmietankowego? – zapytałam.
– Mieszanego.
– Przykro mi, ale mieszanych nie ma – odparłam.
– Jak to nie ma? – Uniósł brwi, jakby był oburzony tym, że nie dostanie tego, czego chce.
– Komora, która łączy smaki, nie działa.
– To ją napraw.
– Nie mogę tego naprawić.
– Bo?
Co za idiota. Już mógłby odpuścić.
– Chce pan albo śmietankowe, albo czekoladowe?
– Chcę mieszane.
Ja pierdolę, zaraz się wkurwię. Marnuję czas na jakiegoś idiotę…
– Mówiłam, że komora nie działa.
– To, kurwa, ją napraw.
– To, kurwa, idź sobie gdzie indziej, jeśli coś ci nie pasuje, a nie marnujesz mój czas.
– Chyba nie chcesz, abym poszedł na skargę, że nieładnie zwracasz się do klienta, plus nie chcesz go dobrze obsłużyć?
No nie wierzę. Czy pod koniec dnia ten śmieć naprawdę musiał się pojawić?
– Chcę dobrze obsłużyć, tylko że ktoś nie rozumie, że coś nie działa – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
– Chcę dostać swoje zamówienie. Nieważne jak, ale chcę je z tej lodziarni.
– Dobrze – oznajmiłam.
Zobaczyłam, że na jego twarzy pojawia się satysfakcja. Co za sukinsyn.
Poszłam do tyłu i wlałam do wiadra masę czekoladową razem ze śmietankową.
– Proszę bardzo, to pana lody. – Wzięłam wiadro i wylałam jego zawartość wprost na białą koszulkę mężczyzny, która teraz była dwukolorowa. – Mówił pan, że nieważne jak. – Uśmiechnęłam się sarkastycznie.
– Ty ku…
Nie usłyszałam reszty, bo zamknęłam okienko, śmiejąc się jak głupia.
Schowałam wszystko, umyłam podłogę, zabrałam klucze i wyszłam.
Oddałam klucze do hotelu i mogłam ruszyć do domu, gdy nagle poczułam silne dłonie wokół szyi. Zostałam pchnięta na ścianę za rogiem.
– Czy ty żarty sobie, kurwa, robisz? – Usłyszałam jego lodowaty głos i aż przeszły mnie ciarki.
W momencie gdy się odwróciłam, walnął pięściami po obu stronach mojej głowy, tak że nie miałam drogi ucieczki. Spojrzałam w jego szare oczy, które patrzyły na mnie tak intensywnie, że przez chwilę myślałam, że mogę tu stracić żywot.
– Żarty to ty se, kurwa, robisz – odpowiedziałam.
Chciałam pokazać, że się nie boję, choć w środku trzęsłam się ze strachu, bo nie wiedziałam, co on może zrobić.
Popatrzył na mnie, jakby chciał mnie tu zamordować.
– Powiesz, co to miało być?
– Nie umiałeś uszanować tego, że komora łącząca smaki nie działa, a że chciałeś jakkolwiek te lody, to dostałeś.
– Kurwa, oblałaś mnie, kretynko.
– Bo, kurwa, zasłużyłeś, debilu.
Przybliżył do mnie twarz. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy.
– Zaraz ja ci mogę pokazać, na co ty zasługujesz.
Teraz przesadził.
To był impuls. Podniosłam nogę i kopnęłam go w męskość, co sprawiło, że się skulił, a ja mogłam skorzystać z drogi ucieczki.
Wzięłam pierwszą lepszą taksówkę i dopiero gdy byłam w środku, odetchnęłam z ulgą, ponieważ wcześniej wstrzymywałam oddech.
Ja: Jestem w drodze do domu.
Ali: Pisałam ci już, że czekam.
Cała Ali. Niezawodna.
– Jesteśmy – powiedział kierowca.
Dałam mu pieniądze i w końcu poczułam spokój, kiedy zobaczyłam przyjaciółkę.
– Oj, widzę, że dużo klientów było.
Przytuliłam ją.
– Aż tak źle wyglądam?
– Da się to naprawić.
– Zatem ruszajmy zrobić mnie na bóstwo.
Ali klasnęła z radości. Kochała robić mnie na bóstwo.
Zajęło jej to dwie godziny, abym czuła się jak jebana Kim Kardashian. Makijaż wyglądał, jakbym miała wygładzenie z Photoshopa. Podkreślone policzki, brwi zrobione na żel, powieki z czarną kocią kreską oraz jasnoróżowy błyszczyk na ustach. Do tego sztuczne rzęsy. Obie włożyłyśmy bluzki z dekoltem i spódniczki, pod którymi znajdowały się krótkie spodenki. Moje cycki nie prezentowały się tak dobrze jak Ali, mimo to je lubiłam.
Uśmiechnięte ruszyłyśmy do auta Lee, który już na nas czekał.
– O kurwa, aż mi stanął na wasz widok – powiedział blondyn.
– Hejka, Lee! – krzyknęłyśmy razem jak jakieś aktorki porno.
– Wsiadać, dupy, bo jedziemy się zabawić!
– To co, dziś będzie ostro? – zapytała mnie Ali.
Lubiła ostre zabawy z chłopakami. Jeśli ktoś się jej spodobał, to ruszała. Ja natomiast taka nie byłam. Ale oczywiście nie byłam też dziewicą. W końcu miałam dziewiętnaście lat, a za sobą różnego typu zabawy seksualne.
Dojechaliśmy na plażę, gdzie jak w każdy piątek odbywała się impreza z ogniskiem.
– Mój znajomy znalazł znajomych, którzy chcieli się do nas dziś przyłączyć – oznajmił Lee. – Wiem, że jeden z nich jest bardzo specyficzny, ale reszta pasuje do nas jak ta lala.
Przeszliśmy obok kilku ognisk, aby znaleźć miejsce na swoje stanowisko. Wszystko przygotowaliśmy.
– Już idą.
Spojrzałam w stronę, gdzie patrzył Lee, i dostrzegłam grupkę czterech dość umięśnionych chłopaków. Czułam się, jakbym oglądała to w zwolnionym tempie. Kiedy w końcu byli na tyle blisko, żeby im się przyjrzeć, moją uwagę przykuł jeden typ, którego wzrok wbijał się we mnie jak sztylet.
Podszedł do mnie, jakby wcześniej nic się nie stało, i wyciągnął rękę.
– Imię? – zapytał.
To chyba on, kurwa, powinien się pierwszy przedstawić.
– Sydney.
– Nazwisko?
Po chuja ci to?
– Manson.
Kiwnął głową.
– Imię? – zwróciłam się do niego.
Spojrzał na mnie ze znudzeniem.
– Patrick.
– Nazwisko?
– Miller.
– Patrick Miller – powiedziałam do niego.
– To imię i nazwisko będzie twoją zgubą.
Wtedy nie wzięłam tych słów na poważnie… A mogłam.ROZDZIAŁ 2
Sydney Manson
Patrick Miller.
Że niby to będzie moją zgubą? Chyba sobie ten zadufany dupek śnił. Poszedł przywitać się z moimi przyjaciółmi i w ogóle nie przypominał tej osoby, którą poznałam w lodziarni. Manipulant jebany.
– Cześć, jestem Dominic – przedstawił się jego kolega. – A to Sam i Davis. – Wskazał przyjaciół.
– Sydney.
– Widzę, że Patricka już poznałaś.
Tak. Był jebanym idiotą, który nie chciał innego loda.
– Tak, niestety.
Dominic się uśmiechnął.
– Patrick jest dość specyficzny.
No coś ty.
– Zauważyłam, że jest dupkiem.
– Taa… jest, ale nie wchodź z nim w nic. Nie jest dobry.
Co on sobie myślał?
– W życiu. Rzygam na widok takich.
– I też dobrze.
– Zaczynamy chlanie! – krzyknął Lee.
Poszłam po swój alkohol i zaczęła się zabawa.
Po godzinie byłam lekko wstawiona, ale nie tak, aby nie wiedzieć, co się dzieje. Patricka miałam głęboko w dupie. On mnie raczej też. Nie gadaliśmy ze sobą ani nic i było zajebiście. Ali zajęła się Samem. Nie dziwiłam się jej, bo był w jej typie.
– Jak tam się bawisz? – zapytał Dominic, podchodząc do mnie, kiedy siedziałam w samotności.
– Dobrze, a ty?
– Też. Coś mało pijesz.
– Cóż, każdy się już liże, więc nie mam po co pić.
– To pij, aby być po prostu mocno pijana.
– Tylko po co mi to będzie?
– I na to nie umiem ci odpowiedzieć.
Zaczęliśmy się śmiać.
Po kolejnej godzinie stwierdziłam, że to może jednak dobry pomysł, by napić się, aby chociaż mieć lepszy humor. Chłonęłam więc wszystko, co wpadło mi w ręce.
– Chcesz potańczyć? – zapytał mnie Davis.
– Niby jak, jeśli nawet muzyki nie ma?! – krzyczałam, nie wiedzieć czemu.
– Ludzie przy tamtym ognisku puszczają muzę i niezły vibe do tańczenia jest.
Rozejrzałam się i dostrzegłam, że faktycznie znajduje się tam dużo osób. Pokiwałam głową na zgodę.
Davis wziął mnie za rękę i prowadził w tamtym kierunku, aż nagle stanęłam jak wryta. Nie mogłam iść dalej przez to, że czułam na sobie ten wzrok. Nie odwróciłam się, ale moc tego spojrzenia była tak wielka, że znów zapomniałam, iż jest coś takiego jak oddychanie.
– Coś nie tak? – zapytał Davis.
Dopiero teraz złapałam oddech, gdy wróciłam do rzeczywistości.
– Jest w porządku.
Szliśmy dalej, aż weszliśmy w wir tańczących ludzi. Było mi gorąco, a alkohol w moim organizmie dało się odczuć. Tańczyłam, ocierałam się o innych i czułam się jak ich prywatna tancerka, ale nie przeszkadzało mi to.
Nagle czyjeś dłonie dotknęły mojej talii. Nie zabroniłam im tego. Jedna ręka powędrowała na moją szyję i przyciągnęła mnie do siebie, abym oparła się o ramię.
Poczułam zapach pomarańczy. Palce błądziły tylko po mojej talii, a mi to odpowiadało, bo nie chciałam nic więcej. Mimo to te dłonie sprawiały mi przyjemność. Sam ich dotyk wystarczał, co mnie dziwiło.
Moje ucho owiał ciepły oddech.
– Będę nękał cię tak długo, aż dostanę mieszanego loda.
Na dźwięk tego głosu otrzeźwiałam. Odwróciłam się i napotkałam szare tęczówki. Oczy, w których widziałam mrok. Jak można takie mieć?
– Serio będziesz zachowywać się jak dziecko, zamiast iść do innej lodziarni? Ile ty masz lat?
– Dwadzieścia dwa.
Prychnęłam.
– Zachowanie wskazuje na trzylatka.
– Przed chwilą taka wyszczekana nie byłaś.
Bo może nie wiedziałam, że robi to taki debil?
– Przykro mi, że nie trafiłeś na kogoś milszego, kto będzie ci się podporządkowywał.
– Z tobą jest zabawniej.
Zaraz mnie coś trafi.
– Ja pierdolę, weź zostaw mnie w spokoju, bo tacy ludzie jak ty nie są mi potrzebni.
Spojrzał na mnie ze znudzeniem.
– Potrzebna mi rozrywka w życiu, a zazwyczaj, gdzie się nie pojawię, tam dziewczyny chcą mi wskoczyć do łóżka, na co im pozwalam.
Czy, kurwa, mnie obchodziły jego podboje w łóżku? Ten typ był nienormalny.
– Nie będę twoją rozrywką, ty jebany… Kurwa, no.
– Dlaczego poszłaś z nim? – zapytał wprost, patrząc w moje oczy.
– Szłam dziś z dużą grupą ludzi, jakbyś nie zauważył.
Przewrócił oczami.
– Z Davisem.
– Może dlatego, że grzecznie mnie poprosił?
Przyglądał się mojej twarzy.
– Masz uważać na niego.
– Nie będziesz mi rozkazywać.
– Kurwa, on nie jest taki, za jakiego go uważasz.
Prychnęłam.
– Bo ty jesteś zajebisty, wiesz.
– A weź się pierdol.
– To zazwyczaj baby ciebie pierdolą.
Przybliżył się do mnie jeszcze bardziej. Nawet nie drgnęłam.
– Po pierwsze to ja je pierdolę. A po drugie może sama chcesz się przekonać?
Zlustrował mnie wzrokiem, zboczeniec jebany.
Był tak blisko, że zamiast najpierw pomyśleć, a potem zrobić, zrobiłam na odwrót i naplułam mu na czoło.
– Naprawdę zaraz cię uduszę! – krzyknął wkurwiony na mnie.
– Duś swoje dziewczyny.
Chociaż chciałam spokojnie odejść, biegłam, a raczej uciekałam, ponieważ zaczął mnie gonić. Biegłam ile sił w nogach, zostawiając ognisko za sobą, a on był tuż za mną.
Tak naprawdę nie miałam dużych szans na ucieczkę, bo przede mną była plaża, która ciągnęła się bez końca, więc moim jedynym rozwiązaniem było wejście do oceanu. Byłam przekonana, że nie powtórzy mojego ruchu.
Po chwili znajdowałam się w wodzie po pas, a on stał na piasku.
– Myślisz, że nie wejdę za tobą? Jesteś aż taka głupia?
– Myślę, że twoje ego nie pozwoli ci się zamoczyć.
Szłam coraz dalej.
– W akcie zemsty mogę zrobić wszystko.
Gdy postawiłam kolejny krok, poślizgnęłam się na kamieniu i wylądowałam pod wodą. Nie nabrałam powietrza, więc zaczęłam się dusić. Panikowałam i nie mogłam wypłynąć na powierzchnię.
Poczułam, jak czyjeś dłonie mocno zaciskają się na mojej talii, a po chwili leżałam na piasku, kaszląc i próbując złapać oddech.
– Ty jesteś popierdolona, kurwa!
Patrick był mokry od pasa w górę. Dlaczego akurat on w takiej sytuacji? Czy to nie mógł być jakiś seksowny ratownik?
– Sam jesteś popierdolony! – odpowiedziałam mu donośnie.
– Gdyby nie ja, byłabyś topielcem.
– To by się nie stało, gdybyś mnie nie gonił!
– Oplułaś mnie, kretynko.
– Chuj ci w dupę.
Miałam być mu wdzięczna? Takiemu egoistycznemu palantowi? W życiu!
Nie zdążyłam nic zrobić, gdy Patrick przerzucił mnie przez ramię i niósł znów do wody.
– Postaw mnie, sukinsynu!
– Pierdolę cię normalnie.
Złapał za moje pośladki i zrzucił tak, że znów dałam nurka.
Wiłam się, ile mogłam. Czy on chciał mnie utopić?
Wyjął mnie i ponownie byłam w stanie nabrać powietrza.
– Podziękujesz?
On, kurwa, sobie śnił.
– Jesteś psychiczny! – Zakaszlałam.
Znów nurek pod wodę.
– Może teraz? – zapytał, kolejny raz mnie wyjmując.
– Pierdol się.
Kolejny nurek.
Ledwo łapałam powietrze.
– Teraz?
Już miałam znowu dać nurka, gdy powiedziałam:
– Dziękuję!
– Za?
Zabiję go, obiecuję.
– Za uratowanie.
Zaraz potem poczułam pod nogami piasek, który przez moment miałam ochotę ucałować.
– I co? Było tak trudno?
To była chwila, gdy dałam mu z liścia.
– Topiłeś mnie, ty pojebie! Masz się do mnie, kurwa, nie zbliżać, bo nie ręczę za siebie.
Złapał moją twarz. Zacisnął na niej palce tak, że zaczęło mnie to piec.
– Jeśli jeszcze raz mnie uderzysz, pożałujesz, kurwa, jak nikt inny.
Odepchnęłam go i zaczęłam szybkim krokiem iść w stronę przyjaciół.
– Syd, czy ty się kąpałaś? – zapytała Ali, gdy mnie zobaczyła.
– Wracam do domu! Ktoś może mnie zawieźć?
Ali rozejrzała się i podeszła do Lee.
– Przykro mi, Syd, ale każdy już jest pijany.
Kurwa. Wracać pieszo to ryzyko o tej godzinie.
– Patrick może. On mało co pije, a dziś jest trzeźwy – odezwał się Lee.
Prędzej popływam z rekinami, niż wsiądę z nim do samochodu.
– Już wolę wracać pieszo.
– Syd, nie pozwolę ci wracać pieszo, jeśli wiem, co może się stać – powiedziała przyjaciółka.
– Pierdolę to! Szybciej rzucę się z klifu, niż wsiądę z nim do samochodu.
– Lepiej niech idzie pieszo, bo nie wiem, czy to by się dobrze skończyło, gdybym ją odwiózł – wtrącił Patrick.
Już słysząc jego głos, myślałam, że go jebnę.
– Mogę spać na plaży.
– Ja pierdolę, jakie z was kutasy – odezwał się Lee.
– Ja mogę ją odwieźć – oznajmił Davis.
Patrick spojrzał na niego groźnie.
– No to mamy załatwione – odparła Ali.
Pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam z Davisem. Po chwili ktoś zakrył mi usta dłonią, wziął mnie na ręce i zaczął iść.
Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam.
Moment później zostałam rzucona na tylną kanapę samochodu. Porwą mnie… zostanę zgwałcona i porzucona gdzieś na ulicy.
– Adres.
Nie. Nie. Nie. Nie.
– Ty sobie żartujesz!
– Podaj adres, Manson.
– Popierdolony jesteś, kurwa. Wysiadam.
Pociągnęłam za klamkę, jednak ten debil zdążył włączyć blokadę dla dzieci.
– Kurwa, jeszcze chwila, a nie ręczę za siebie!
– Nawet byś mnie nie tknęła. Jesteś za słaba.
– Ty…
– Podaj, kurwa, ten adres, bo do rana czekać nie będę.
Naburmuszona powiedziałam mu, gdzie mieszkam, a on ruszył. Droga minęła nam w ciszy, co bardzo mnie cieszyło, ponieważ już serio nie miałam siły do tego gościa. Pierwszy raz spotkałam się z kimś, kto pachnie jak pomarańcza. Od dziś nie znosiłam pomarańczy.
– Do zobaczenia, Manson – odezwał się, kiedy dotarliśmy na miejsce.
– Oby nie.
– Powiedziałem ci coś.
– Nie wierzę w pierdolenie.
– Uwierzysz.
Spojrzałam w jego szare tęczówki. Nigdy w życiu nie widziałam tak beznamiętnych oczu. Czy on w ogóle był człowiekiem?
– Do zobaczenia, Miller.ROZDZIAŁ 4
Sydney Manson
Czy wiedziałam, czym jest pożądanie? Teoretycznie tak. Praktycznie nie. Nigdy do nikogo mnie nie ciągnęło i nadal nie ciągnie. W życiu nie możesz przewidzieć, na kogo trafisz ani co ma dla ciebie przygotowane los. Szczęśliwi ludzie tak naprawdę są zazwyczaj nieszczęśliwi, a nieszczęśliwi – szczęśliwi. Jeśli ktoś spyta cię na ulicy, czy coś się stało bądź czy wszystko dobrze, odpowiesz mu szczerze? Nie. Zostawiamy swój stan dla siebie i chcemy, aby to bliscy nas się o to spytali albo chociaż zainteresowali, jak tam u nas w życiu. Większość rodziców patrzy na sprzątanie oraz inne obowiązki domowe. Zaniedbuje tym samym swoje dzieci i myśli, że złe odzywki wynikają tylko z braku szacunku. Prawda jest zupełnie inna.
Czy ja zamierzałam być lepsza?
Ja nawet nie byłam pewna, czy chcę wychodzić za mąż, a co dopiero mieć dzieci.
Najpierw musiałam sobie kogoś znaleźć.
Złożyć obietnicę, której wiedziałam, że będę się trzymać.
Trudno znaleźć miłość w tak zepsutym świecie.
Dwa tygodnie, o dziwo, minęły mi dość szybko. Przez ten czas nie stało się nic niepokojącego. Bolało mnie jedynie to, że przez jebane czternaście dni rodzice zaginionej dziewczyny robili czuwanie. Było to tak popierdolone uczucie, gdy wiedziałeś, co się mogło stać, a nie mogłeś nic z tym zrobić.
Nie bałam się Patricka Millera. To, że mnie nastraszył, nie było powodem, dla którego nie mogłam pójść na policję i wszystkiego wyśpiewać. Tylko właściwe co było powodem?
Sama chciałabym wiedzieć.
Dziś akurat pogoda nie sprzyjała sprzedaży lodów, więc zamknęłam okienko wcześniej.
Moje życie było tak udane, że w drodze do domu złapała mnie ulewa. Normalni ludzie raczej by się schowali, ale nie ja.
Stałam i mokłam. Dlaczego miałam się chować, skoro i tak już byłam przemoczona?
Stałam z uniesioną głową, czując, jak na moją twarz spadają kolejne krople.
Życie było do bani. Uczucia były do bani. Udawanie, że wszystko okej, było do bani.
Jebany Miller był do bani.
Wróciłam do domu w chujowym nastroju.
– Przebierz się, bo będziesz chora – powiedziała moja rodzicielka, która oglądała jakiś film na telewizorze.
Przewróciłam oczami.
Jakbym o tym doskonale nie wiedziała.
Ruszyłam na górę, kiedy poczułam wibracje.
Lee: Niunia, co z tobą, że ostatnio masz nas w dupie?
Nie miałam ich w dupie, tylko mój nastrój nie pozwalał mi na zabawę.
Ja: Nie mam. Po prostu jakoś mam złe dni ostatnio.
Trzeba było powiedzieć, Syd. Dobrze wiesz, że zawsze znajdziemy wyjście z sytuacji.
Zawsze słyszałam: „Trzeba było powiedzieć”.
To może trzeba było się zainteresować? Zachowywałam się trochę egoistycznie, bo zdawałam sobie sprawę, że nie jestem pępkiem świata i inni też mają swoje życie oraz problemy…
Lee: Może chciałabyś się rozerwać?
Czy chciałam iść na jakąś imprezę? W sumie czemu nie. Z przyjemnością bym się zabawiła.
W chuj chcę się rozerwać! Nie chcę już myśleć o niczym poza tym, jak się najebałam.
I to jest moja Sydney. Będę po ciebie za półtorej godziny.
Właściwie to dokąd jedziemy?
To domówka. Będzie super.
Uwielbiałam domówki. Były o wiele lepsze od imprez w klubach. Przez dwa tygodnie myślałam stanowczo za dużo. Miałam prawo się pobawić.
Pobiegłam na schody i krzyknęłam:
– Mamo, wychodzę dziś!
– Dokąd?! – zapytała.
– Jadę z Lee na domówkę!
– Okej!
W godzinę zdążyłam się wykąpać i ogarnąć fryzurę. Zostało jeszcze trzydzieści minut na wybranie stroju i zrobienie makijażu.
Włosy miałam wyprostowane, więc sięgały mi do pępka. Makijaż był skromny: wytuszowane rzęsy, pomalowane brwi i błyszczyk na ustach.
Ubrałam się w nowo zakupioną, niebieską, obcisłą sukienkę, która zajebiście podkreślała moje kształty. Nie chciało mi się chodzić w szpilkach, więc włożyłam białe adidasy.
Zawibrował mój telefon.
Lee: Jestem.
– Wychodzę, mamo! – krzyknęłam niemal w progu.
– Tylko uważaj!
– Wiem!
Zamknęłam za sobą drzwi i pomaszerowałam do czerwonego pick-upa.
– Nie trzaskaj tak tymi drzwiami! – powiedział Lee.
– Ciebie też miło widzieć.
Przytuliliśmy się.
– Będzie Ali? – zapytałam.
Mieli ze sobą lepszy kontakt niż ja z nimi.
– Nie, nie będzie jej.
Szkoda. Miałabym towarzyszkę, bo znając Lee, pójdzie własnymi ścieżkami, zostawiając mnie samą.
– Właściwie u kogo jest ta impreza?
– U Sama. Zaprosił mnie wczoraj i powiedział, że mogę cię wziąć.
O kurwa. Sam to przyjaciel Patricka. Boże, matko jedyna, czy ja muszę go spotkać? Będę unikała go jak ognia. Nie zepsuję sobie tej imprezy. Gdzie go zobaczę, tam mnie nie będzie.
Dotarliśmy na miejsce. Dom Sama był niezły. Zmieściłaby się tu praktycznie cała rodzina królewska. Ludzi było od groma, a niektórzy już leżeli nieprzytomni.
– Gotowa? – zapytał Lee.
– Gdybym wiedziała, dokąd jedziemy, nie ubrałabym się tak skąpo, Lee – marudziłam.
Zlustrował mnie wzrokiem.
– Nie jest źle.
Weszliśmy do głównego pokoju. Czułam zapach papierosów oraz innych świństw. Cały salon był zadymiony. Ludzie pili, palili, wciągali i połykali na fotelach.
– O, jednak przyszliście! – powiedział uradowany Sam.
Przywitał się z Lee, a później ze mną.
– Sydney, nieźle wyglądasz. – Puścił do mnie oczko. – Davis i Dominic są w drugiej części pokoju.
Davis. Kurwa. Nie widziałam go od zaginięcia tamtej dziewczyny i nie zamierzałam zobaczyć także teraz.
– Ja jednak wolę najpierw pójść się napić – odparłam.
– No, no, ostra zawodniczka – odpowiedział Sam, po czym razem z Lee skierował się do drugiej części pomieszczenia.
Kurwa, że też Lee musiał wybrać akurat tę imprezę. Mogłam się wcześniej dowiedzieć, dokąd pójdziemy. Jaka idiotka ze mnie.
Przeszłam do kuchni, gdzie stały alkohole, i nalałam sobie wszystko, co było można. Raz się żyje, co nie? A ja długo się nie bawiłam.
– Chcesz z nami zajarać? – zwrócił się do mnie jakiś gość. Śmierdział.
– Nie, dzięki – odmówiłam, starając się nie zatkać nosa.
– Twoja strata – powiedział i odszedł zaczepiać innych.
Po półgodzinie byłam już lekko wstawiona. Gdy odważyłam się pójść do drugiej części salonu, spotkałam tam Lee siedzącego z Dominikiem.
– O, cześć, Sydney – przywitał się ze mną ten drugi.
Dobrze, że nigdzie nie widziałam Davisa.
– Ty już wstawiona? – zapytał rozbawiony Lee.
– Tak. Jesteś słaby i nie dorównujesz mi!
Właśnie zaczął lecieć fajny kawałek.
– O, Sydney! – krzyknął podekscytowany Lee.
Był to nasz ulubiony utwór.
Ruszyliśmy razem na parkiet, a moment później zaczęliśmy tańczyć i drzeć mordy do piosenki.
Przetańczyliśmy kilka kawałków i nawet nie zauważyłam, kiedy Lee odszedł, a ja zostałam sama.
Tańczyłam, wiłam się i znów czułam się jak tancerka. Nagle stanęłam jak wryta. Nie mogłam wykonać najmniejszego ruchu, bo poczułam na sobie ten przeklęty wzrok. Stałam tyłem do niego i ani mi się śniło odwracać.
Czemu się nie ruszasz, Sydney?
Nie wiem. Nie mogę, nie potrafię.
Oddychaj.
Nabrałam powietrza.
Odwróciłam się i napotkałam szare oczy bez wyrazu, których spojrzenie wypalało we mnie dziurę.
Pff. On myśli, że robi to na mnie wrażenie?
Zaczął lecieć dobry kawałek, więc odwróciłam się od mężczyzny, a potem tańczyłam. Chociaż nie tak pewnie jak przedtem, bo nieustannie czułam na sobie ten wzrok.
Ja jebię. Mogę wydłubać mu oczy?
Wkurwiłam się i znów odwróciłam. Ponownie napotkałam jego spojrzenie. Podeszłam bliżej, a on uniósł pytająco brew.
– Musisz? – wycedziłam.
– Co muszę? – odparł ze znudzeniem.
– Ciągle się gapić.
– A co? Zawstydzam cię?
Prychnęłam.
– Ty? Raczej drażnisz.
– To po co tu przyszłaś?
– Abyś przestał się patrzeć.
– Problem w tym, że mogę patrzeć, gdzie chcę, i mi tego nie zabronisz.
Chciałam już coś odpowiedzieć, ale przypomniało mi się, co miałam robić. Unikać go jak ognia. A co teraz robiłam?
Nie mówiąc nic więcej, odeszłam od niego, a chwilę później podążyłam do kuchni, by więcej się napić.
Kurwa, byłam cała spocona.
Przy ladzie z alkoholami stał nie kto inny jak Davis.
Ożeż w mordę, kurwa jego mać.
Spostrzegł mnie.
– O, witaj, Syd.
– Cześć – odpowiedziałam zniesmaczona.
– Co słychać?
Serio pyta?
– Jakoś leci, a u ciebie?
– Jest dobrze.
Ciekawe czemu.
Chciał już odejść, lecz musiał się odezwać mój głupi łeb.
– Gdzie jest Ruby?
Odwrócił się, a oczy mu pociemniały.
– Kto?
– Ruby. Ta dziewczyna, z którą cię widziałam.
Rozejrzał się, upewniając, czy nikt nas nie słyszy.
– Nie wiem, o czym mówisz, Sydney.
Że co, kurwa? Zaraz mu tu zrobię awanturę.
– Dobrze wiesz! Widziałam was ostatni raz, zanim zaginęła, i ewidentnie się ciebie bała – oznajmiłam głośniej.
Znów poczułam na sobie ten przeszywający wzrok. Davis też go dostrzegł. Patrick nam się przyglądał.
– Nie wiem, o co ci chodzi, Sydney. Ale skoro wiesz coś o niej, to czemu nie pójdziesz na policję, skoro widziałaś ją ostatnia? – szepnął mi do ucha, po czym wyszedł na zewnątrz.
Czy on serio powiedział to, co powiedział? Kurwa, nie miałam żadnych dowodów, że z nią był, i sama tylko mogłam się pogrążyć przez te zeznania.
– Ile razy mam ci mówić, abyś się do niego nie zbliżała? – Rozbrzmiał jebany zachrypnięty głos, a ja poczułam zapach zasranej pomarańczy.
– Ile razy mam ci mówić, że nie będziesz mi rozkazywać? A teraz przepraszam, muszę odejść, by cię unikać.
Chciałam odejść, ale złapał mnie za ramię.
– Wiesz, że to niemożliwe. – Spojrzał mi prosto w oczy.
– Co jest niemożliwe?
– Żebyś mnie unikała.
Prychnęłam. On był pojebany w całym tego słowa znaczeniu.
– Do czego ty jesteś w stanie się posunąć, co?
Przybliżył się do mnie.
– Do wszystkiego, więc nie wchodź mi w drogę i nie pałętaj się przy moich znajomych.
Przepraszam, czy ja się przesłyszałam?
– To oni nas zaprosili, tępaku. Nie moja wina, że ciągle wchodzisz mi w drogę!
Prychnął rozjuszony.
– W drogę to ty wchodzisz mnie. I radzę ci przestać, bo nie wiesz, do czego jestem zdolny.
– A może chcę się przekonać?
Kurwa, nie jesteś za odważna po tym alkoholu?
Zauważyłam błysk w jego oczach.
Błysk? Na pewno? Czy to nie przez alkohol?
– Uwierz, że taka uporządkowana dziewczynka jak ty nie jest na to gotowa – powiedział ironicznie.
Zaczęłam się śmiać.
– Nie będziesz mi mówić, na co jestem gotowa, a na co nie!
– Czyli wychodzi na to, że nie potrafisz mnie unikać. Aż tak mnie lubisz?
Nie no, oszaleję.
– Pierdol się. Mówiłam ci już, że nie chcę mieć z tobą nic do czynienia, a ty mimo wszystko mnie zaczepiasz. Kto tu nie umie kogoś unikać, Patrick, co?
– Zobaczymy, czy później będziesz taka cwana.
– Wyzwanie przyjęte.
Zlustrował mnie od góry do dołu.
– Uważaj, jak się ubierasz w tym towarzystwie.
Spojrzał jeszcze raz w moje oczy i odszedł.
Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że podpisałam pakt z samym jebanym diabłem wcielonym.
Nie wiedziałam, czemu działa na mnie tak, że zamierzam mu pokazać, iż nie ma we wszystkim racji. Chciałam zobaczyć jego minę, gdy go pokonam.
Pożałuje, że na mnie trafił.