- W empik go
Wiadomość - ebook
Wiadomość - ebook
Wiadomość to wybór najlepszych opowiadań Tove Jansson, którego dokonała sama Autorka. Tworzą one portret jednej z najbardziej twórczych artystek XX wieku.
Książka (wydana po raz pierwszy w oryginale w 1997 roku) była pożegnaniem Tove z twórczością pisarską, ostatnią wiadomością wysłaną do czytelników.
Opowiadanie to forma, której Tove Jansson najchętniej używała, a pisząc dla dorosłych, opanowała ją do perfekcji. Sławę przyniosły jej jednak głównie książki pisane dla dzieci, z kultowymi, tłumaczonymi na wiele języków, wielokrotnie wznawianymi opowieściami o Dolinie Muminków na czele. Tym razem widzimy inną Tove – która tworzy przejmującą, doskonale skomponowaną prozę dla dorosłych.
Prezentowane w tomie opowiadania, wybrane przez Tove Jansson do jej ostatniej książki, pochodzą ze zbiorów opublikowanych w ciągu dwudziestu lat (znalazły się tu między innymi stanowiące klasykę gatunku Wiewiórka i Dom dla lalek).
Pięć utworów (w przekładzie Teresy Chłapowskiej), które znalazły się w Wiadomości, są znane polskiemu czytelnikowi z książki Podróż z małym bagażem. Pozostałe, przetłumaczone przez Justynę Czechowską, będą pierwszym spotkaniem z Tove Jansson, jakiej nie znamy.
We wstępie do książki Philip Teir pisze: „Szkoda mi ludzi, którzy znają Tove Jansson tylko jako autorkę Muminków. Oczywiście chronologicznie trolle pojawiły się przed książkami dla dorosłych. Ale jeśli nie czytało się jej powieści i opowiadań, to jakby nie znało się Tove Jansson. Naprawdę. Z drugiej strony – jak miło pomyśleć, że ma się jeszcze tyle do odkrycia”.
Z Tove Jansson się nie wyrasta, wręcz przeciwnie: z czasem dorasta się do jej pisarstwa, o którym wciąż za mało wiemy – do książek adresowanych do dojrzałych odbiorców.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64700-94-1 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Klatka schodowa z zamalowanymi szybami w oknach była tak samo ciemna i zimna jak piętnaście lat temu. Gipsowe ornamenty na suficie częściowo odpadły. I dokładnie jak piętnaście lat temu pani Lundblad szorowała schody. Gdy na dole otworzyły się drzwi, podniosła wzrok i wykrzyknęła z autentyczną radością:
– Ależ to nasza panienka! Tyle czasu poza krajem! Dokładnie taka jak wcześniej; w samym prochowcu i bez kapelusza!
Stella wbiegła po schodach i przystanęła zawstydzona przed panią Lundblad; miały wiele wspólnego, ale nie przywykły do obejmowania się czy podawania dłoni.
– Jak tu znajomo – odezwała się Stella. – Droga pani Lundblad, jak rodzina? Charlotte? Edvin?
Pani Lundblad odsunęła wiadro i zaczęła opowiadać, że Charlotte nadal ma pożytek z motoroweru od panienki, ale obecnie tylko na wsi, gdzie wynajęli mały domek. A Edvin ma dobrą posadę w biurze ubezpieczeniowym.
– A pan Lundblad?
– Odszedł sześć lat temu – odparła pani Lundblad. – Odbyło się to spokojnie i bez cierpienia. Widzę, że panienka ma ze sobą kwiaty, są pewnie dla niej, dla tej w dawnym atelier panienki. Mamy czas na papierosa?
Usiadła na schodach. Ta sama marka papierosów co kiedyś. Tak.
– A panienka stała się sławna dzięki swoim obrazom. Czytaliśmy w gazecie, proszę przyjąć gratulacje od całej rodziny. Czy obrazy wyglądają jak wcześniej?
Stella zaśmiała się.
– Zupełnie inaczej, są wielkie, nie zmieściłyby się w drzwiach tam na górze! Takie wielkie! – Rozpostarła ramiona.
W tej chwili klatka schodowa wypełniła się nagle muzyką taneczną, i zaraz ją wyłączono. Stella poznała, to był Evening Blues.
– Melodia moja i Sebastiana. Ma jeszcze moje stare płyty...
– I tak jest cały czas, stary człowiek – wyjaśniła pani Lundblad, wyrzucając peta do wiaderka. – Pięć lat starsza od panienki i wciąż chodzi wystrojona jak na bal, cały czas, ale nikt jej nie odwiedza, tam jest pusto. Inaczej bywało, gdy panienka tam mieszkała! Ci wszyscy artyści biegający po schodach, to był wesoły czas. Całymi dniami pracowali, a wieczorem przychodzili tutaj, śpiewali, a panienka gotowała dla wszystkich spaghetti, a ta z góry doczepiała się i próbowała was naśladować. A później – pani Lundblad ściszyła głos – później miała zamieszkać tam na dłuższy czas, bo nie stać jej było na własne, tak, tak, a gdy panienka dostała stypendium i wyjechała, ona przejęła cały pokój. Przez piętnaście lat! Nie, nie, proszę nie tłumaczyć, co wiem, to moje. Czy panienka wie, jak nazywaliśmy atelier? Jaskółcze gniazdo! Ale jaskółki odleciały. I jak w starych przepowiedniach: gdy odlatują jaskółki, to znak, że dom przestaje być szczęśliwy. A jedna jaskółka nie czyni wiosny. No, już ani słowa więcej, to jakbym nic nie powiedziała. A teraz muszę wracać do szorowania. A, na tyłach mamy zainstalowaną windę. Czy zechciałaby panienka wypróbować?
– Może innym razem. Proszę powiedzieć, pani Lundblad, naprawdę wbiegałam po wszystkich tych schodach?
– Ależ tak, panienko, wbiegała panienka. Ale czas leci.
Na drzwiach było dużo nowych nazwisk.
Tak, oczywiście, że wbiegałam, może dlatego, że miałam na to ochotę, nie mogłam się bez tego obyć.
Przemalowano drzwi do atelier, ale kołatka z małym mosiężnym lwem nadal tam była, prezent od Sebastiana. Vanda zawołała ze środka:
– Kto tam? Czy to Stella?
– To ja, Stella.
Otwieranie drzwi trochę trwało.
– Och, kochana, jak miło – wykrzyknęła Vanda – że też znów tu jesteś! Otwieranie drzwi zajmuje chwilę, ale rozumiesz, tak się teraz porobiło, że człowiek musi być ostrożny... Łańcuch i zamek policyjny... Ale trzeba, po prostu trzeba – kradną! Dzień i noc człowiek się boi, przyjeżdżają w wielkich samochodach z plandekami, zabierają wszystko i odjeżdżają... Pusto, rozumiesz, pusto! Ale nie u mnie. Tu jest pozamykane. Na klucz. Ale wejdź, rozejrzyj się, jak sobie mieszkam! Kwiaty, jak miło...
Odłożyła bukiet i uporczywie obserwowała Stellę, to samo blade wgapione spojrzenie, nieco opuchnięta twarz. Ten sam natarczywy głos. Ściany nadal były białe, ale wszystko inne w tym niewielkim pokoju zostało odnowione i zmienione; przesadnie dużo mebli, lamp, ozdób i zasłon... Było gorąco. Stella zdjęła płaszcz. Zmienione pomieszczenie przeraziło ją, skurczyło się i zarosło niczym naga skała krzakami.
– Ależ siadaj – powiedziała Vanda. – Czym cię poczęstować? Wermutem? A może winem, tym zawsze was częstowałam, spaghetti i czerwonym winem! Zawsze czerwone wino i spaghetti! A więc wreszcie wróciłaś. Ileż to już lat – nie, nie będziemy teraz liczyć. No, więc jesteś. I wszystkie te kartki, które do ciebie wysłałam, a ty po prostu zniknęłaś, wielka artystka znika w wielkim milczeniu. Tak to już jest!
– Ale przecież pisałam – zaprotestowała Stella. – Dość długo. Ale kiedy się nie odzywałaś...
– Droga Stello, nie przejmuj się tym, nie myśl o tym, po prostu zapomnijmy. Teraz jesteś tutaj. Jak ci się podoba moje małe mieszkanko? Jest ciasne i bezpretensjonalne, ale przyjemne, nie sądzisz? Atmosfera.
– Bardzo ładne. Dużo ładnych mebli.
Stella zamknęła oczy, żeby przypomnieć sobie swoje atelier; tam stało biurko, tam sztalugi, skrzynki z cukrem... I okno na podwórze, bez zasłon.
– Jesteś zmęczona? – spytała Vanda. – Wyglądasz na zmęczoną. Masz cienie pod oczami. Teraz możesz odpocząć po tym wielkim świecie.
Stella odparła:
– Próbowałam sobie przypomnieć moje atelier. Tu było tak wesoło. Pomyśl, siedem lat młodości! Vando, jak długo wolno być młodym?
Vanda odparła ostro:
– Tobie udawało się to zbyt długo. Gwiazdko. Tak cię nazywaliśmy. Gwiazdka, pięknie, prawda? Byłaś tak naiwna, że wierzyłaś we wszystko, co mówiliśmy. Byle co.
Stella podeszła do okna, odsunęła firanę i wyjrzała na szare, całkiem zwyczajne, ale nadal fascynujące podwórze i na te wszystkie okna, i nagle przypomniała sobie:
– Tu stałam z Sebastianem. Patrzyliśmy w dal, poza dachami, na port i na morze, na cały świat, który mieliśmy posiąść, z którym mieliśmy walczyć i go zwyciężyć. To okno!
Odwróciła się do Vandy.
– Powiedziałaś, że wierzyłam w byle co. Ale przecież było tak wiele rzeczy, w które można było wierzyć. Warto było, prawda?
Zapadł zmrok, Vanda zapaliła światła za jedwabnymi abażurami. Powiedziała:
– Dobrze się bawiłaś w tym pokoju. Dobrze się bawiłaś przez siedem lat, aż do ostatniego przyjęcia, mojego przyjęcia pożegnalnego. Pamiętasz?
– Czy pamiętam! Wielkie słowa, byliśmy tacy natchnieni! To było chyba w czerwcu, słońce wstało o drugiej. Weszłam na stół i zawołałam: „Za zdrowie słońca!”. I ten Rosjanin, który siedział pod stołem i śpiewał, skąd on się wziął?
– Rosjanin? Był chyba jednym w tych, którym pozwalaliśmy być z nami, bo było nam go szkoda. Wielu ich było, zbyt wielu! Ale pozwalałam im przychodzić. Weźcie ich ze sobą, mawiałam, niech po prostu przyjdą. To moja zasada. Jeśli ma być przyjęcie, to tylko w wielkim stylu! Było nas dwadzieścia dwoje w tym pokoju, dwadzieścia dwoje. Policzyłam. To było jedno z moich najbardziej udanych przyjęć, jakie urządziłam dla przyjaciół.
Stella odezwała się:
– Jak to? Przecież to było moje przyjęcie?
– Tak, tak, jeśli tak wolisz, urządziłam przyjęcie na twoje pożegnanie, więc w tym sensie było twoje. Potem wyjechałaś porannym pociągiem.
– Tak, poranny pociąg... – Stella się zamyśliła. – Sebastian mnie odprowadził. Był piękny letni poranek... Obiecał, że przyjedzie za mną, gdy tylko dowie się, co z jego stypendium, gdy tylko znajdę atelier albo jakiś pokój, tani hotel, cokolwiek, gdzie moglibyśmy we dwoje pracować... Rzadko miał stałe miejsce zamieszkania, nasz adres miałam wysłać do Vandy... Żegnaj kochanie, dbaj o siebie! Pociąg zagwizdał i popędził w świat.
– Stello? Nie myśl już o tym moim przyjęciu. Ale chyba pamiętasz, że to ja tu mieszkałam. Mieszkałam tu. Powiedz szczerze, czy to nie ja tu mieszkałam? No, więc sama widzisz. – Vanda położyła dłoń na dłoni Stelli i mówiła dalej przyjaznym tonem: – Dziwne, jak pamięć nas oszukuje. Ale nie będziemy się tym przejmować, to normalne. Jesteś tu równie mile widziana jak wówczas. Byłaś taka pomocna, pomagałaś przy wszystkim, obierałaś cebulę, wylewałaś pomyje... I uczestniczyłaś we wszystkich wydarzeniach, byłaś naszą małą, biedną Gwiazdką... Poczekaj, winda...
Wyraźnie słyszały, jak jedzie winda.
– Trzecie piętro – wyjaśniła Vanda. – Dziwne, jak często staje na trzecim piętrze. No, we wszystkim, co się wydarzyło, wszystkim, a teraz siedzisz na swoim starym miejscu, między Ingegerdą i Tommim, a ja na kanapie z Bennu naprzeciwko. Sebastian przesiadywał w oknie. Ciągle rozmawialiście o sztuce, byliście zajęci tylko waszymi sprawami. Ilu z was zdobyło sławę, możesz mi to powiedzieć?
Stella westchnęła.
– Tak niewiele wiadomo o dawnych przyjaciołach, jak im poszło.
– Nie wiesz tego? Nikt z nich do ciebie nie pisał? Ależ Stello, biedactwo.
Stalla zapaliła papierosa.
– Wysłałam mój adres do ciebie, poprosiłam, żebyś go przekazała moim przyjaciołom.
– Naprawdę? Poczekaj, nie zapalił się, już, to dobra zapalniczka. Powinnaś używać zapalniczki, trzęsą ci się ręce, tylko trochę, tylko trochę, nie ma się czym przejmować. W każdym razie Sebastian zdobył sławę, w jakimś sensie. Ale wiesz, jak to jest ze sławnymi mężczyznami, zapominają, kto w nich wierzył, gdy jeszcze byli nikim. Nie dopijesz wina?
Stella spytała:
– Wiesz, co z nim? Gdzie mieszka?
Winda znów ruszyła, więc zamilkły.
– Czwarte piętro – zauważyła Vanda. – Zdaje się, że już czas nastawić spaghetti. Al Burro. Obecnie z parmegiano! Lubisz chyba parmegiano?
– Tak, poproszę. Nadal pracujesz w urzędzie miasta?
– Oczywiście, czekam na emeryturę jak wszyscy. Awansowałam na kierownika działu.
– Naprawdę? A co robisz poza tym? Masz to samo hobby, nadal chodzisz wieczorami na gimnastykę?
– Wieczorami? Zwariowałaś! W tym mieście strach chodzić po ulicach po szóstej!
Vanda poszła do aneksu kuchennego, żeby nastawić wodę. Nakryła do stołu.
– Chcesz obejrzeć zdjęcia Jaski?
Był to piękny album z dość słabymi zdjęciami grupy młodych ludzi, na maskaradzie, na plaży na wietrze, ze sztalugami w drodze dokądś, rozbrajające zdjęcia, obojętne dla kogoś, kogo tam nie było.
Stella powiedziała:
– To było na Hamnholmie. Stałam koło Sebastiana, miałam białą sukienkę. Widać kawałek sukienki.
Vanda zerknęła i odparła:
– Ależ to nie ty, to ktoś inny. Prześwietliło się, więc odcięłam kawałek brzegu. Używasz keczupu?
– Nie. Wiesz, gdzie jest Sebastian?
– Być może wiem. Ale widzisz, to tajemnica, obiecałam, że nikomu nie dam adresu. Cokolwiek by o mnie mówić, jestem lojalna. Zresztą to nie było na Hamnholmie, tylko Äggskär. Ciebie wtedy nie było. Pamięć człowieka jest dziwna, prawda? Niektóre rzeczy znikają, innych nigdy się nie zapomina. Czy twoje wspomnienia są dla ciebie ważne? Szczerze, zastanów się. Tamten czas, gdy było wam tak łatwo, ten pokój. Tęsknisz, prawda?
– Już nie – odparła Stella. – Woda się chyba gotuje.
Ale woda się nie gotowała, gaz się skończył.
– Tak mi przykro – powiedziała Vanda. – Wybaczysz mi!? Mogłabym zejść na dół i pożyczyć od pani Lundblad, ale ona jest taka niemiła...
– Daj spokój. Pewnie sprząta schody.
– Spotkałaś ją? Co mówiła?
– No, rozmawiałyśmy o tym i o owym.
– Ale co mówiła o mnie?
– Nic.
– Jesteś pewna?
– Tak, nic nie mówiła. Vando, tu jest gorąco, czy możemy na moment otworzyć okno?
Wiosenny wieczór wpadł do pokoju, chłodny i przynoszący ulgę.
– To okno – powiedziała Vanda. – Tu staliście i śmialiście się, ty i Sebastian. Śmialiście się z nas, tak było. Co was tak śmieszyło? Z kogo się naśmiewaliście?
Głos Vandy, głucho natrętny i nieunikniony, zdenerwował Stellę, w nagłej złości odparła:
– Z nikogo! Albo ze wszystkich, ze wszystkiego. Z czegokolwiek, bo byliśmy szczęśliwi! Patrzyliśmy na siebie i wybuchaliśmy śmiechem, to była zabawa. Czy to tak trudno zrozumieć?
– Ale czemu się złościsz? – wystraszyła się Vanda.
– Jestem zmęczona. Za dużo mówisz.
– Naprawdę? Bez sensu, nie pomyślałam. Widzę przecież, że nie czujesz się najlepiej. Zmieniłaś się. Czy coś jest nie tak? Powiedz, Stello? Usiądź na kanapie. Zdenerwowały cię te fotografie? Przecież to tylko niewinne stare zdjęcia, o które trzeba dbać!
– Tak, masz rację. Są niewinne. To atelier również było niewinne. To było miejsce, gdzie wszystko było przyjazne i oczywiste, ludzie tu pracowali i ufali sobie, było porządne, rozumiesz? Kiedy nie mogę zasnąć, myślę o atelier.
– Masz problemy z zasypianiem? To niedobrze. Bardzo niedobrze. Stello, posłuchaj mnie, nie jesteś do siebie podobna. Rozmawiałaś z jakimś lekarzem? O tym, że zapominasz... Choć może to nie takie groźne, nie myśl o tym.
– Winda! – wykrzyknęła Stella. – Znowu jedzie. Nie słyszysz, że jedzie winda?
– Czwarte piętro.
Vanda zamknęła okno i napełniła kieliszki. Mówiła dalej:
– Czasami kupował mi płyty, choć były bardzo drogie. Inni wielcy artyści też przychodzili od czasu do czasu z płytami. Nawet mała ja... Tańczyliśmy. Aż do wschodu słońca. Wiesz, co wtedy robiłam? Wchodziłam na stół, wznosiłam toast i krzyczałam: „Zdrowie słońca!”. A gdy przyjęcie się skończyło i wszyscy poszli do domu, został tylko Sebastian i ja... Stello? Nastawić muzykę? Starą płytę, dostałam ją od niego. Evening Blues.
– Nie, nie teraz.
Stellę bolała głowa, nieznośny ból w skroniach. Winda znów ruszyła, prawie na samą górę. W tym odmienionym pokoju został tylko jeden przedmiot, który poznawała: półka na książki. Wyciągnęła rękę i jej dotknęła.
– Zbiłam ją sama pewnego wieczoru – powiedziała Vanda. – Dobrze zrobiona, nie sądzisz?
Stella wybuchnęła:
– To nieprawda! To moja stara półka, którą sama zrobiłam!
Vanda opadła na oparcie krzesła, uśmiechnęła się i powiedziała:
– Ależ się przejmujesz! Jakaś stara półka. Weź ją sobie, daję ci ją w prezencie. Stello, biedactwo, martwię się o ciebie. Gdzie zgubiłaś swoje gwiezdne spojrzenie? Co się dzieje, nie możesz mi po prostu powiedzieć, o co chodzi? I znowu bierzesz papierosa. Za dużo palisz. Niezdrowo wyglądasz. Przestań, proszę cię. Nie próbuj przypominać sobie, jak było kiedyś, robisz się tylko niepewna i smutna. To było dawno; te lata dały ci się we znaki. A zresztą, co znaczy jakaś półka – nic. Pomyśl o czymś przyjemnym. Pamiętasz Tommiego? Był taki miły, lubił cię. Mawiał: „Musimy dbać o naszą małą Gwiazdkę, wszystko jej się podoba, przyjmuje byle co, jest naszym małym wiadrem z pomyjami, gdzie wszystko można wrzucić, gdzie wszystko się zmieści...”.
Stella jej przerwała:
– Nie rozmawiajmy już o tamtych czasach. Mogłybyśmy porozmawiać o tym, co dzieje się teraz. Tam na zewnątrz.
– Co masz na myśli, mówiąc „na zewnątrz”?
– Na świecie. Wielkie przemiany, wszystkie groźne i ważne wydarzenia dookoła. Mogłybyśmy o tym porozmawiać. – Widziała, że Vanda nie rozumie, więc dodała: – To, o czym czytamy w gazetach.
– Nie kupuję gazet – odparła Vanda. – No więc Tommi lubił cię. Wszyscy moi przyjaciele cię lubili, możesz mi wierzyć, i nie miało to nic wspólnego z politowaniem...
– Winda! – wykrzyknęła Stella – znowu winda!
– No i co z tego?
– Czekasz na kogoś czy boisz się?
– Czego?
– Złodziei, Vando, rabusiów, którzy przychodzą i zabierają ci rzeczy!
Vanda spojrzała na gościa i rzekła:
– Nie bądź dziecinna. Tutaj nikt nie wejdzie. – Po chwili mówiła dalej: – Przypominasz mi kogoś, kogo było nam bardzo szkoda, przychodziła tu tylko na jedzenie. Jadła i jadła, i nigdy się nie odzywała. Dziwne, jesteś do niej podobna. Biedactwo. Wszędzie za mną chodziła. I wiesz, co mi kiedyś powiedziała: Jesteś taka silna, powiedziała, jesteś jak silny prąd... Człowiek chodzi szybciej, żyje! A potem zniknęła. Nikt nie wiedział, co się z nią stało, i nikt się tym nie przejmował... Stello? Co się z tobą dzieje, niedobrze ci?
– Tak – odparła Stella. – Źle się czuję. Masz aspirynę?
– Oczywiście, natychmiast... Biedactwo, połóż się na kanapie. Tak, tak, nalegam. Okropnie wyglądasz, musisz odpocząć. Nic nie mów. Obiecaj mi, że pójdziesz na badania, to takie proste.
Nadszedł wielki sen, pokój zniknął. Natrętny głos dalej szeptał:
– Dobrze ci? Jesteś u mnie w domu, możesz zapomnieć, wyluzować się... Przychodzą, wszyscy wracają do mojego pokoju, stoją za drzwiami, czekają, słyszę ich, pozwalam im wejść, a oni mówią i mówią... Zmartwienia, zmartwienia, zmartwienia... A potem mówię ja. Całkiem szczerze, zgodnie z prawdą, trzeba być szczerym, czyż nie? Nie mam racji? Nie trzeba zbyt wiele mówić, ale przemyśleć, przemyśleć, prawda? Teraz marzniesz! Poczekaj, przykryję cię, dokładnie, aż po szyję... Nie, nie, pozwól mi się tobą zająć – czy nie mam racji? Człowiek musi mieć odwagę na szczerość.
Stella wrzasnęła:
– Zostaw mnie!
Ale koc przykrył jej twarz, a głos mówił dalej:
– Powiedziałam mu to, co myślałam, szczerze, powiedziałam, ona cię dusi, pozbądź się jej...
– Winda! – krzyknęła Stella, ucisk na chwilę zelżał, skoczyła do góry i wybiegła z pokoju.
Vanda dalej siedziała na kanapie.
– Stello? Czego szukasz?
– Torby, mojej torby.
Vanda zaśmiała się i zauważyła:
– No, ja jej raczej nie ukradłam. Pewnie gdzieś jest, zamknęłam drzwi na klucz. Siadaj, nie martw się. Opowiem ci, jak to jest. Napij się jeszcze wina. Nie? Widzisz; gdy człowiek jest w domu, w swoim pokoju, gdzie wszystko do niego należy, wszystko tam jest, wszystko, co się wydarzyło, co tu powiedziano siedzi w ścianach, otacza człowieka jak ciepła peleryna i staje się coraz gęstsze... Nie wierzysz mi? Mam dowody! Mam to nagrane. Bądź tak dobra i posłuchaj, to zrozumiesz.
Był to niezrozumiały chaos głosów i warczącej muzyki, Vanda krzyknęła:
– Słyszysz, prawda? Oto dowód. O, stłukł się kieliszek, słyszałaś...
Stella stała w drzwiach, obejmując torbę i płaszcz.
– Vando, wypuść mnie! Pozwól, że już pójdę.
– Nie idź jeszcze, proszę cię, jeszcze nie, zostań jeszcze trochę, tylko chwilę, tak dawno się nie widziałyśmy, mamy sobie tak dużo do opowiedzenia... Czego się boisz, wcale nie jest późno, ulice nie są jeszcze groźne, jeszcze długo, możesz wziąć później taksówkę, zejdę z tobą na dół i zadbam, żeby nic się nie stało... Stello? Nie musisz się bać, no wiesz, jeśli w torbie masz dużo pieniędzy, jeśli boisz się, że cię okradną...
– Już zostałam okradziona – odparła Stella. – Wypuść mnie!
Vanda podeszła do drzwi i dotknęła jej ramienia.
– Stello, chodzi o półkę? Weź ją. Z chęcią ci ją oddam. Jest mała, zmieści się do taksówki. Nie patrz tak na mnie, nie bądź niemiła...
Jej ręka zatrzymała się, Stella wzięła ją w swoją dłoń, nic nie mówiąc, czekała, aż się uspokoi. Vanda otworzyła drzwi i odsunęła się. Stella zeszła po schodach z uczuciem nagłego i beztroskiego wyzwolenia. Na półpiętrze odwróciła się, żeby pomachać, ale drzwi były już zamknięte. Usłyszała Evening Blues, ale muzyka zaraz ucichła.
Miasto spowiła gęsta mgła, pierwsza wiosenna mgła. To dobrze; to znak, że wkrótce puszczą lody.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------