Wiano bezimiennych. Oratorium słupskie - ebook
Wiano bezimiennych. Oratorium słupskie - ebook
Odkąd pamiętam, wędrowanie zawsze mnie pociągało. Najchętniej w nieznane. Chyba ten bakcyl dopadł mnie już w dzieciństwie, gdy trzeba było zmieniać miejsce zamieszkania, wędrując za ojcem wojskowym meteorologiem. Z biegiem lat odkryłem w sobie jeszcze jedną nieodpartą potrzebę – powrotu. Musiało to trochę potrwać i musiało pojawić się miejsce, w którym bez obecności trudno było wyobrazić sobie swoje życie. I obojętnie, czy swat wagabunda namówił mnie na zagranicę czy na inne regiony kraju, coraz częściej dopadała mnie tęsknota za miejscem opuszczonym. Obojętnie też, czy były to dni nieobecności w nim czy tygodnie, zawsze z takim samym zniecierpliwieniem wyczekiwałem pojawienia się przede mną krajobrazów, z których wyruszyłem. Dopiero drogi wiodące pagórkami przez lasy, poprowadzone wokół jezior i dolinami rzek przywracały mi spokój ducha. Wracałem do domu. Bogatszy o wrażenia doznane hen w nieznanym, ale też jeszcze bardziej doceniający moje miejsce na ziemi.
Trzeba było też czasu, bym uświadomił sobie, co jest osią tego miejsca. Długo w nie wrastałem, bo ponad pół wieku, ale też uważnie je w sobie zakorzeniałem i pielęgnowałem. To miasto, po którym lubię wędrować, które potrafi zmęczyć i roztkliwiać jednocześnie. To miasto stało się moim domem, a wraz z otaczającą je naturą moją małą ojczyzną. To oczywiste, że postrzegam je po swojemu, że coś dla mnie jest istotne bardziej lub mniej, ale takie jest prawo miłości do miejsca i ludzi w nim żyjących na przestrzeni wieków. Tych znanych, ale i nieznanych, a jednak swoją niegdyś obecność w nim zaznaczających. To miejsce stało się dla mnie inspiracją do napisania tego oratorium, które dopełnił i wzbogacił muzyką inny słupszczanin, Zdzisław Pawiłojć.
Ryszard K. Hetnarowicz
Ryszard Kazimierz Hetnarowicz (ur. 1954 r. w Inowrocławiu) – dziennikarz, eseista, poeta, współzałożyciel Teatru Rondo. Mieszka w Słupsku. Autor tekstu polskiej mszy niebędącej tłumaczeniem z łaciny, zatytułowanej "Missa miseri cordis" (Msza serca ubogiego), której prawykonanie z muzyką Leszka Kułakowskiego odbyło się w 2008 r. w Słupsku. Redaktor i autor opracowań dziennikarskich zatytułowanych "100 lat słupskiej komunikacji" (Słupsk 2010) oraz "Tradycja, sztuka i wrażliwość. 65-lecie Teatru Lalki „Tęcza” w Słupsku" (Słupsk 2012).W swoim dorobku twórczym ma także ponad 30 tekstów piosenek i pieśni z gatunku muzyki rozrywkowej i poważnej. Reportaże i eseje drukował przede wszystkim w periodykach i wydawnictwach lokalnych.
| Kategoria: | Felietony |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8308-972-0 |
| Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W swojej codzienności najzwyczajniej przemierzamy ulice, place, skwery i parki, najczęściej nie dostrzegając ani ich urody, ani specyfiki. Zagonieni, zaaferowani sprawami dnia, skupieni na rozwiązywaniu problemów, których wciąż przybywa, nawet nie wyobrażamy sobie czasu i okoliczności, które pozwolą nam zwolnić bieg. Bywa wprawdzie, że wieczorem siadamy zmęczeni w swoim domu i z lubością oddajemy się chwilom błogiego lenistwa. Nie trwa to wszakże długo, bo rzeczywistość szybko daje o sobie znać kolejnym ciągiem zdarzeń.
Trafiają się jednak w życiu takie momenty, które zatrzymują w biegu. Zmuszają do spowolnienia rytmu życia i nakazują wręcz obejrzeć się za siebie, podsumować już przebyty dystans. Niekiedy jest to psychiczny lub fizyczny dyskomfort, a innym razem prozaiczne zdawałoby się zdarzenie. Bywa też, że wystarczy jeden gest, zdanie wypowiedziane przez drugiego człowieka, by uchyliła się brama wieży, z wysokości której spoglądaliśmy na świat, i zachęciła do jej opuszczenia. Takie zdarzenie potrafi otworzyć nam oczy na bezrefleksyjnie wcześniej mijane czy wręcz niedostrzegane rzeczy, zjawiska… Wyobraźnia każe nagle spojrzeć na nie z zupełnie innej perspektywy. Inaczej dostrzec swój czas i swoje miejsce na ziemi. Nawet w sformułowaniu „moje miasto” odkrywasz nie tylko ładunek emocjonalny, ale i wartości, które pozwalają ci takiego określenia użyć. Nagle zdajesz sobie sprawę, że jesteś dziedzicem tych, którzy byli przed tobą, ale przecież i ty kiedyś zostawisz schedę tym, którzy przyjdą po tobie.
Historia nie lubi anonimowości, dlatego bogata jest w nazwiska wybitnych postaci. Na plan pierwszy wysuwa ich dokonania i wydarzenia, w których brali udział. Tak jest w dziejach każdej zbiorowości, bez względu na jej wielkość i znaczenie dla zdarzeń globalnych. Nikt nie zaprzeczy temu, że to właśnie indywidualności mają moc sprawczą, konstruktywną, począwszy od wodzów, przedstawicieli władz czy wielkich budowniczych, a skończywszy na fundatorach, mecenasach. Ktoś musi mieć wizje, siły sprawcze, zdolności kierownicze, umieć zaprojektować, by inni ruszyli za nim i te pomysły doprowadzili do urzeczywistnienia. Nic też dziwnego, że spisane dzieje utrwalają przede wszystkim pamięć o indywidualnościach i ich roli w zbiorowości.
Jest jednak jeden cichy bohater wszelakich dziejów – wszyscy ci, którzy pojęli głoszone idee i swoją postawą wcielili je w życie. Oczywiście ci „wszyscy” mieli różne barwy i hołdowali różnym ideom, ale tej odwiecznej walce światła z ciemnością zawsze towarzyszyła wiara w ponadczasową wartość i moc dobra. Najważniejsze i najtrwalsze w pozostawionych śladach były te rzesze rzemieślników, kupców czy wojów, które o zasiedleniu tego skrawka ziemi zdecydowały, a potem go broniły, pielęgnowały i rozwijały. Najczęściej nie mają imion, tak jak współcześni wytwórcy, którzy kładą chodniki, wylewają nawierzchnię jezdni czy stawiają ściany domów. Każdy jednak wnosi swój wkład w schedę kolejnych pokoleń. Osobowości w historii zawsze znajdą swoje miejsce, bez względu na ich rolę i ocenę działalności. Przetrwają nazwiska, imiona, czyny… Niech w tle pozostaną jednak i ci bezimienni, z których schedy także nam przychodzi korzystać.
Tym oratorium nie dokonuję żadnej summy historycznej. Nie analizuję też dziejów miasta, chociaż skupiam się na kilku wydarzeniach, które – moim zdaniem – mają szczególne znaczenie w budowaniu tej lokalnej społeczności. Społeczności miasta, które – jak dawno temu powiedziano – ma szczęście do ludzi. Mojego miasta, z którym spotykam się w chwilach zadumy, refleksji i potrzeby odczucia naszej wzajemnej bliskości. Myślę, że każdy z nas ma „swoje miasto”. Dlatego warto czasami wstrzymać bieg i odnaleźć je w sobie.
Ryszard K. Hetnarowicz