Widma - ebook
Poemat Tadeusza Gajcego z 1943 r. wydany w zbiorze o tym samym tytule. Składa się z dziesięciu części, w których poeta przedstawia apokaliptyczna wizję świata ogarniętego wojną. Tytułowe widma niosą ze sobą grozę tym większą, gdyż niezidentyfikowaną, trudną do objęcia rozumowym poznaniem. Zagłada zyskuje w wierszu wymiar metafizyczny.
| Kategoria: | Liceum |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-272-5325-5 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czy znasz ten kraj pod soplami sczerniałych gorących gromnic
skrzypiący dawniej żywicą – dzisiaj błonami skrzydeł
nietoperzy ogromnych.
Czy znasz ten kraj,
gdzie ścieżkami westchnień
płyną nieżywe
kwiaty zwęglone i kości zwierząt łąkowych i leśnych.
Gdzie płaski wypasał krajobraz
stulone uśmiechy wiosek
i kwitły długo przy ustach łąki łagodne jak flety –
schodząc do jezior z siarki
i węgla lasy brzozowe.
Stanęły w martwym powietrzu głosy psalmistów letnich,
kiedy czerwony tulipan ze strzechy wyrósł drzemiącej
i ronił płatki gorące.
Miasta pogięte jak muszle na czarnoziemnych wybrzeżach,
w których się echo strzępiaste wylewa pod strumień wiatru –
oto latarnie uliczne w ślimaki skręcone leżą
i wieże cieką ku ziemi w ceglasty zimny stalaktyt.
Marszczy się skóra globu, lasami zapada i pęka,
w szczelinach grzmoty podziemne niebo kaleczą niskie,
ziewają krwiste zachody przy ziemi rozwartym pyskiem
i czarne słońce zmalało do kształtu serca człowieka.
Ryby na rzekach z fioletu wypływają brzuchami do góry,
jawią się niebom obcym geometryczne stygmaty,
a to zapowiedź złowieszcza,
bo u serca dzwonów wiszą już nietoperze
i znaki z morowego powietrza
jak obłoki wędrują nad światem.
Ptaki nie znane nikomu po długich roślinach świstu
spadają w dłonie łun
jak w sieci listków.
Jabłko ziemi błądzące w zdwojonych mocnych obrotach
o obręcz blasku ociera sypką sosnową sierść.
Rwie się niebieski bulgot
i pustkę złą ustokratnia,
pustkę o wnętrzu płomienia.
W płomieniu wklęsłym i szklanym mówią – śmierć.
Przymknięte są oczy pożarów, spod których łzy jak katedry –
łzy wyściełane wrzosami miękkie i dziwnie ciche –
a są to farby żałobne rozłożone w skrzydłach motyli,
a są to dźwięki bolesnej muzyki.
Pada śmiertelny deszcz z gromnic wysokich,
bezpańskie zwierzęta straszą między nocą a dniem,
ślepną źrenice ludzi pod cięciem puchowej lotki
ptaków niebieskich przemienionych w łzę.
A domy łamią się lekko, domy, w których zamieszkał człowiek
naszeptujący do kopców cmentarnych u granic.
Ludzie o twarzach z wosku o oczach łagodnej łani
czekają na gałązkę oliwną, a może
na gałązkę zwykłego śpiewu.
Skłębiona puchnie darń,
skwierczą rozwiane knoty gromnic,
noce wtulone w skrzydła nietoperzy ogromnych
kołyszą kraj.
Ten kraj.