- W empik go
Więcej niż seks. Siła i moc miłości intymnej - ebook
Więcej niż seks. Siła i moc miłości intymnej - ebook
To miała być prosta książka o seksie. Okazała się czymś dużo więcej…
Bo seks jest prosty – mówi Tomek, jeden z bohaterów książki. – To miłość intymna jest wyzwaniem.
Czym jest miłość intymna i dlaczego nie warto mylić ją z seksem? Na to pytanie odpowiada Autorka książki oraz kilkanaście par, które dzielą się swoimi intymnymi historiami, aby pomóc Ci znaleźć rozwiązania najczęstszych łóżkowych problemów i zadbać o bliskość i namiętność w stałym związku.
Ta książka jest dla Ciebie, jeśli chcesz:
-
zachwycić się miłością intymną i zawalczyć o szczerość i bliskość w Waszym małżeństwie
-
na nowo rozpalić namiętność i uczynić Waszą sypialnię miejscem prawdziwych spotkań i niesamowitych przeżyć
-
odkłamać stereotypy o seksualności i płodności oraz uzupełnić wiedzę z tej dziedziny w oparciu o najnowsze badania naukowe
-
zwycięsko wychodzić z kryzysów i cieszyć się ukochanym człowiekiem w łóżku i nie tylko – nawet po wielu latach
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67290-68-5 |
Rozmiar pliku: | 6,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ta książka jest dla mnie jak wyjście na Rysy – zdobywanie szczytu, który jest równie imponujący, co trudny, tak samo fascynujący, jak i przerażający. Daje jednak satysfakcję i uczy stawiania czoła własnym lękom.
Wiele razy miałam zrezygnować z pisania. Patrząc na piętrzące się przede mną trudności oraz czytając różne publikacje, a także słuchając niekończących się dyskusji na temat seksualności, jakie toczą się w mediach, obserwując, ile emocji wzbudzają, jakie generują spory i wszechobecny hejt, myślałam: „Na pewno oberwę, jeśli nie z lewej, to z prawej strony. I po co mi to?”.
Pamiętam aż nadto dobrze, jak po opublikowaniu mojej rozmowy z Tomkiem Samołykiem na temat antykoncepcji i metod naturalnych wylało się na mnie w internecie sporo ludzkiej frustracji, żalów i pretensji. Zobaczyłam jednak w tym coś więcej niż tylko chęć pofolgowania swoim negatywnym emocjom. Pod podszewką trudnych komentarzy zobaczyłam masę cierpienia, niewyobrażalne ludzkie tragedie i… ogromne pokłady rozczarowania. Także związanego z bardzo osobistymi sprawami: bo nasz związek nie ułożył się tak, jak się tego spodziewaliśmy, bo ciche dni albo awantury zdarzają się coraz częściej, a seks nie przynosi już radości i satysfakcji (a może nie przynosił jej nigdy), bo już nie wiadomo, co robić, by wyzbyć się lęków, blokad, zahamowań, kogo pytać, kogo słuchać, kto ma rację… A do tego ludzie, którym powinniśmy ufać, nie zawsze potrafią właściwie odpowiedzieć na mnożące się pytania i wątpliwości.
Tamte komentarze pod filmem, a także setki rozmów z parami w gabinecie, w poradni, podczas warsztatów, rekolekcji i szkoleń uświadomiły mi z całą mocą, jak wiele jest w ludziach niepewności, ile pytań i ile niewiedzy. Zrozumiałam też, że w gruncie rzeczy każdemu z nas – niezależnie od jego życiowej sytuacji, światopoglądu, przyjętego systemu wartości czy sympatii politycznych – zależy na tym samym: każdy chce być szczęśliwy w miłości i chce zaznać tego szczęścia także w relacji intymnej z drugim człowiekiem.
Od wielu lat jestem doradcą rodzinnym, interwentem kryzysowym oraz certyfikowanym specjalistą pomocy psychologicznej dla par. Towarzyszę im w pogłębianiu relacji, wysłuchuję ich historii, staram się wraz z nimi szukać odpowiedzi na trudne pytania. W poradni, w gabinecie, podczas warsztatów, rekolekcji i szkoleń, jakie prowadzę w całej Polsce, rozmawiamy o tym, jak poprawiać komunikację w związku, jak kryzysy przekuwać na szanse i wzmacniać więź z ukochaną osobą. Uczymy się mądrego stawiania granic, budowania własnej wartości, szacunku dla swoich potrzeb i dla swojej odmienności, dyskutujemy też o tym, jak radzić sobie z emocjami, stresem i różnymi trudnościami, także w sferze seksualnej.
Nieobce nam są na spotkaniach tematy etyki seksualnej, odkrywania tożsamości płciowej i cieszenia się swoją kobiecością lub męskością, akceptowania swojej seksualności, pokonywania barier i kompleksów. Pomaga mi w tym wiedza, jaką zdobywam na studiach z zakresu psychoseksuologii. Po ukończeniu szkolenia z terapii par i studiów z doradztwa rodzinnego zdecydowałam się na kolejne studia, gdyż uważam, że to ważne, by ciągle się rozwijać i podnosić kompetencje, a poza tym tematem seksualności człowieka fascynuję się od lat.
W tej książce, która jest moją drugą publikacją (_Obdarowani sobą_ ukazali się w 2020 roku¹), podejmuję temat niełatwy, ale bardzo potrzebny. Książka, którą oddaję dzisiaj w ręce czytelników, odpowiada bowiem na pytanie o to, jakie miejsce powinien zajmować seks w życiu człowieka, by stać się czymś więcej niż tylko seksem w najbanalniejszym, a zarazem najpowszechniejszym rozumieniu. By stwarzał możliwość spotkania „tu i teraz” z drugim człowiekiem, a nie był tylko odskocznią od trudnej codzienności, by wzmacniał więź, a nie tylko „zaleczał” deficyty i znieczulał na problemy, by był okazją do świętowania, a nie małżeńskim obowiązkiem. By był źródłem prawdziwej, głębokiej radości, a nie tylko chwilową przyjemnością powodowaną przez rozładowanie napięcia. W końcu, by człowiek, z którym idziemy do łóżka, był najbliższym naszemu sercu człowiekiem, a nie narzędziem do zaspokojenia wyłącznie własnych potrzeb. No i odwrotnie: byśmy my byli dla kogoś w łóżku człowiekiem w całej jego pełni, a nie tylko ciałem czy wybranymi jego częściami.
Wątpię, by seks – rozumiany tak, jak rozumie go współczesny świat – dał komuś szczęście w pełnym tego słowa znaczeniu. Da go dopiero miłość intymna, a ona jest czymś więcej niż seks. Człowiek zasługuje bowiem na coś więcej niż tylko doświadczenie orgazmu (choć ono samo w sobie jest piękne i ważne), bo też jest istotą dużo bardziej złożoną, której bogactwo i piękno wykracza daleko poza najpiękniejsze nawet doznania cielesne. Gra idzie o realną bliskość, więź i takie spotkanie z drugim człowiekiem, które w swoim najpełniejszym i najbardziej intymnym seksualnym wymiarze zahacza o transcendencję.
Książka, którą oddaję wraz z wydawnictwem RTCK w Wasze ręce, nie ma ambicji być książką naukową, choć odwołuję się w niej do wielu badań i najnowszych odkryć nauki. Jest raczej próbą podzielenia się autentycznymi i bardzo intymnymi przeżyciami ludzi, z którymi dane mi było się spotkać w poradni, oraz moimi własnymi.
Książka ta w swoim najgłębszym założeniu ma łączyć – nie dzielić. Choć temat, który podejmuję, jest często krytykowany, obśmiewany, infantylizowany, spłycany i poddawany przeróżnym manipulacjom przez różne środowiska, to wierzę, że jeśli zaczniemy mówić o seksualności z pełną otwartością, z szacunkiem dla człowieka w całej jego odmienności i unikatowości, a zarazem nie bojąc się tego, co niosą najnowsze odkrycia nauki, to – nie mamy wyjścia – musimy zbliżyć się do Prawdy, a zatem także i do siebie nawzajem. Moim zamiarem jest na nowo połączyć to, co często zostało niepotrzebnie rozdzielone: seksualność z miłością, duchowość z psychologią, a rzeczywistość, która nas otacza, z wewnętrznym uniwersum człowieka. Chcę pokazać – nie unikając wcale trudnych tematów – że możliwe jest życie w wewnętrznej spójności i prawdziwości oraz w zgodzie z najgłębszym pragnieniem ludzkiego serca – pragnieniem zbudowania bezpiecznej i trwałej więzi z Bogiem, samym sobą i drugim człowiekiem.
Drogi Czytelniku, dziękuję Ci za zaufanie. Mam nadzieję, że na kartkach tej książki i w historiach, którymi będę się z Tobą dzielić, odkryjesz cząstkę samego siebie i nieco lepiej siebie poznasz, a to niewątpliwie przełoży się na jakość Twoich relacji i poczucie szczęścia.
W rozdziale pierwszym, zatytułowanym _Miłość intymna. Seksualna liga mistrzów_, piszę o tym, czym jest miłość intymna i czym różni się od „zwykłego” seksu oraz jakie znaczenie mają intymność, namiętność i zaangażowanie w stałych związkach. Obalam przekonanie, jakoby małżeństwo nieuchronnie prowadziło do seksualnej nudy i zabijało namiętność – przeciwnie, ustami moich rozmówców pokazuję, że dopiero w trwałym i wyłącznym związku możliwe jest wykorzystanie w pełni seksualnego potencjału i doświadczenie genialnego seksu, a kryzysy małżeńskie niekoniecznie muszą być przekleństwem, gdyż mogą też stwarzać szanse na wyjście na „wyższy level” małżeńskiej przygody.
W rozdziale drugim _100% miłości w miłości_ obalam stereotypy na temat czystości i wstrzemięźliwości seksualnej. Stawiam pytanie, dlaczego czystość tak źle się ludziom kojarzy i wspólnie z moimi rozmówcami zastanawiam się, o co tak naprawdę chodzi w czystości (także przed ślubem) oraz jak odróżnić czystość od wstrzemięźliwości. Podaję logiczne i naukowe argumenty „za czystością”, ale nie uciekam też od trudnych pytań, przeciwnie, zbieram je w osobnym podrozdziale Q&A, w którym odpowiadam na różne wątpliwości dotyczące seksu pozamałżeńskiego, masturbacji, pornografii, lęku przed ciążą itd.
Rozdział trzeci, który zatytułowałam _MRP – hit czy kit?_, zaczynam od prowokacyjnego pytania, czy Kościół ma monopol na metody naturalne, po co nam w ogóle te metody, skoro jest wygodniejsza droga i czy są one skuteczne. Temat jest trudny i wzbudza wiele kontrowersji także u ludzi Kościoła, wśród których tu i ówdzie przebijają się czasem nieśmiałe zapytania o to, czy Kościół słusznie upiera się, kategorycznie odrzucając antykoncepcję. Jak wiadomo, stosowanie metod naturalnych niesie za sobą szereg wyzwań, takich jak choćby konieczność zachowania balansu między potrzebą bliskości a rytmem płodności. W tym rozdziale padną nawet tak skrajnie trudne pytania, jak to, czy MRP (Metody Rozpoznawania Płodności) mają sens w sytuacji, gdy ewentualna ciąża byłaby zagrożeniem dla życia kobiety i dlaczego Kościół nie daje jednoznacznych odpowiedzi na wszystkie moralne dylematy.
W ostatnim, czwartym rozdziale, podpowiadam kilka trików, które mogą na nowo rozpalić ogień w sypialni i wzbudzić namiętność. Są wśród nich m.in. umiejętnie prowadzona gra wstępna, głębokie przytulenie, czuła rozmowa, ale i wiele innych. Na tym jednak nie koniec. Bo co robić, jeśli nie ma się ochoty na seks? Jakie mogą być tego przyczyny, jak odczytywać w sobie potrzeby seksualne, jak je rozbudzać albo hamować – w zależności od okoliczności, oraz czy i jak odmawiać seksu, gdy żyje się w małżeństwie? W obrębie tego rozdziału zamieszczam kilka wskazówek tylko dla mężczyzn oraz podrozdział „dla niej” – sądzę bowiem, że lepsza znajomość naszych wzajemnych potrzeb i oczekiwań oraz szacunek dla nich – połączony z poczuciem własnej wartości – to podstawa, by budować z kimś prawdziwą intymną bliskość.
Na końcu książki zamieszczam wykaz wartościowej literatury w przekonaniu, że wiedza na temat ludzkiej seksualności i znajomość mądrych źródeł to dziś absolutne _must have_, jeśli chce się przeżyć swoje życie świadomie i w pełni.
Na koniec ważna uwaga! Historie przedstawione w tej książce są autentyczne, choć z oczywistych względów zostały zmienione imiona (pewne fakty zostały też pominięte lub zmodyfikowane tak, by uniemożliwić bezpośrednią identyfikację osób). Wszystkie rozmowy odbyły się naprawdę, a moi rozmówcy wyrazili zgodę na ich publikację w podanej formie.
Naturalnie niektóre wątki zostały dla potrzeb książki skrócone, przeredagowane i uproszczone, gdyż nierealne byłoby przytaczanie wielogodzinnych dialogów. Przemyślenia i wnioski formułowane w odniesieniu do poszczególnych przypadków często są wynikiem nie jednego, a kilku, a nawet kilkunastu spotkań, choć komuś mogłoby się wydawać, że wszystko dzieje się w bardzo krótkim czasie. Nie do końca tak jest. Do najpiękniejszych i najgłębszych przemyśleń dochodzi się zwykle po wielu miesiącach, a nawet i latach. Warto o tym pamiętać także po to, by podczas lektury książki być wyrozumiałym dla samego siebie i dać sobie czas na spokojną refleksję.2. CZY MAŁŻEŃSTWO MUSI BYĆ SEKSUALNĄ RÓWNIĄ POCHYŁĄ?
- Co dobrego może być w kryzysie i jak twórczo przechodzić przez małżeńskie kryzysy? Czy kryzys może pomóc w pogłębieniu więzi?
- Czy długotrwałe związki skazane są na nudę w sypialni? Co robić, żeby odkryć swój potencjał seksualny w małżeństwie nawet po wielu latach? O co zadbać, by wraz z wiekiem nie spadała nam ochota na małżeński seks?
„A POTEM BYŁ GENIALNY SEKS…”
Kilkanaście lat temu byliśmy na ślubie przyjaciół. Podczas kazania znajomy ksiądz powtarzał: „Będzie źle, pamiętajcie, będzie źle”. Rozumiem jego intencje. Zapewne chciał zawczasu przygotować nowożeńców na nieuchronny kryzys, który prędzej czy później z dużym prawdopodobieństwem naznaczy także ich miłość, i wskazać im drogi wychodzenia z trudnych sytuacji. Z tamtego kazania zapamiętałam tylko jedno: „Będzie źle”, ale gdzieś w moim sercu tliła się jednak nadzieja, że z tego niezręcznego kazania może zrodzić się jakieś dobro.
Jako terapeuta par niemal każdego dnia widuję małżeństwa w kryzysie. Niektóre przychodzą z nastawieniem bojowym, z pretensjami, bez wielkiej nadziei, że coś jeszcze z tym można zrobić. Z drugiej strony skoro przychodzą, to, widać, jest w nich jakaś iskra wiary w uratowanie małżeństwa. Długo zastanawiałam się, co łączy te różne pary i w końcu znalazłam odpowiedź. Wszystkie one czują się rozczarowane faktem, że ich związek (czytaj: mąż albo żona) nie spełnił ich oczekiwań. Pytanie brzmi: Czy udane małżeństwo to na pewno małżeństwo, które spełnia oczekiwania którejś ze stron?
Kiedy zaczęłam o tym myśleć, przypomniała mi się jedna z postaci mitologicznych. Prokrustes – bo o nim mowa – zapraszając gości pod swój dach, „dopasowywał” ich wzrostem do zbudowanych własnoręcznie łóżek. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że Prokrustes robił to… zupełnie dosłownie. Zbyt wysokim gościom obcinał nogi, a zbyt niskich „rozciągał” na łożach tak, by idealnie wpasowali się w meble…
Czyż nie podobnie dzieje się w małżeństwach, w których jedna strona próbuje dopasować męża/żonę do własnych oczekiwań? Niekończące się litanie zarzutów i pretensji, gorzkie słowa: „Nie jesteś już tym samym człowiekiem, z którym wzięłam/wziąłem ślub!”… Drastyczne cięcia, skąpienie bliskości fizycznej i emocjonalnej bądź też naginanie drugiego człowieka do własnych wygórowanych oczekiwań kończy się zawsze tak samo – poczuciem bycia niewystarczającym, ogromnym rozczarowaniem, a w efekcie chęcią rozstania się.
Z czego biorą się takie zachowania? Sądzę, że wielu z nas ma wpojone po prostu błędne przekonania na temat małżeństwa. Myślimy, że małżeństwo jest jak samonapędzająca się maszyna, która do prawidłowego funkcjonowania potrzebuje jedynie paliwa przyjemnych uczuć, patrzenia sobie głęboko w oczy i częstego seksu. A gdy to nie działa (a nie działa już po kilku latach od ślubu), narzekamy, że coś się popsuło. Małżeństwo zaczyna nam się jawić jako niepotrzebny balast i życiowa pomyłka. Patrzymy z zazdrością na znajomych, którzy mają dobre związki, i mówimy: „Im się udało, szczęściarze, wygrali los na loterii…”.
Czy taka jest rzeczywiście prawda? Czy z małżeństwem jest tak, że albo masz przysłowiowego „farta”, albo prędzej czy później skończysz jak wielu – na sali sądowej?
Wybijmy sobie w końcu z głowy myślenie, że gwarantem udanego małżeństwa jest to, by jedna strona _spełniała oczekiwania_ drugiej strony i by mąż z żoną byli do siebie _idealnie_ dopasowani.
Każdy z nas słyszał zapewne zdania typu: „Ależ oni się do siebie dopasowali” (wypowiadane z zazdrością) albo „Oni kompletnie do siebie nie pasują” (z miną mędrca). Tylko co to właściwie znaczy i czy rzeczywiście można się dopasować jak w popularnym serialu Netflixa _Dopasowani_ (ang. _One_), gdzie na podstawie badań DNA można znaleźć tę jedyną, idealną miłość do końca życia?
W dopasowaniu nie ma ustalonego idealnego wzorca, który ma spełniać drugi człowiek. To raczej proces polegający na wzajemnym kształtowaniu swoich osobowości, ścieraniu się, uczeniu się siebie i dochodzeniu do porozumienia. Jeśli decydujemy się na bycie w związku z drugim człowiekiem, dopasowanie jest drogą, którą idziemy odtąd wspólnie. Każda z cech drugiego człowieka będzie odtąd albo wzbogaceniem, wzmocnieniem lub uzupełnieniem naszej, albo obszarem rozwojowym i szansą na głębsze przepracowanie pewnych tematów. Nie istnieją idealnie dopasowani ludzie, tylko tacy, którzy świadomie decydują się na współpracę, by codziennie tworzyć pełen szczęścia związek.
Drugą rzeczą, którą musimy sobie wybić z głowy, jest przekonanie o tym, że kryzys w związku jest porażką. Nie, nie i jeszcze raz nie! Kryzys niekoniecznie jest czymś złym, choć we wszystkich nas to pojęcie wywołuje gęsią skórkę. W języku greckim słowo „kryzys” oznacza „wybór, rozstrzygnięcie, zmiany” (rzeczownik ten pochodzi od czasownika _krinein_, czyli rozdzielać, odsiewać, rozstrzygać, decydować, sądzić). Kryzys jest więc czasem zmian i podejmowania decyzji, niekiedy trudnych i przełomowych, ale dzięki nim można wyjść na nieco wyższy poziom relacji.
Prawda jest taka, że każde dobre małżeństwo doświadcza od czasu do czasu kryzysów. Chodzi nie o to, czy jest kryzys, czy go nie ma, ale o to, jak dwie kochające się osoby podchodzą do pojawiających się tarć i rozłamów. Jeśli szukają wspólnie rozwiązań oraz wsparcia u siebie nawzajem i innych (specjalistów, przyjaciół, rodziny), to każdy kolejny kryzys wniesie w ich relację nową, lepszą jakość.
Kryzys, rozumiany jako zmiana, jest nieodłącznym elementem dojrzewania. Nikt nie dziwi się, że gdy dorastamy, podkoszulki stają się przyciasne, a spodnie za krótkie. Czy ktoś wtedy próbuje je na siłę rozciągać? Podobne zmiany zachodzą w nas na płaszczyźnie psychicznej, emocjonalnej i duchowej. Normalne jest, że w którymś momencie dojrzewania przestają nam pasować dawne postawy i zaczynamy dostrzegać w nich pewien infantylizm. Zachowanie studenta wywieszającego na balkonie akademika prześcieradło z napisem: „Aga, kocham cię”, jest czymś uroczym, ale to samo prześcieradło wywieszone przez pięćdziesięciolatka dla swojej żony byłoby dość osobliwym widokiem. O ile w czasach studenckich pewne zachowania są odbierane jako czarujący wyraz zakochania, sympatii i chęci przyciągnięcia uwagi bliskiej sercu dziewczyny, o tyle w małżeństwie z trzydziestoletnim stażem byłyby one śmiesznym i dość dziecinnym sposobem okazania miłości.
Dobrze przeżyty kryzys może stać się szansą na lepszą jakość w relacji, gdyż pozwala dostrzec drugiego człowieka bardziej dojrzale oraz odkryć nowe sposoby okazywania mu miłości.
Jak już wspominałam, zwykle jedną z pierwszych sfer, która podupada, gdy w małżeństwie „coś się psuje”, jest sfera seksualna.
Barry i Emily McCarthy z American University w Waszyngtonie przeprowadzili badanie¹⁹, w którym dowiedli, że szczęśliwe pary tylko 15-20% swojego szczęścia przypisują udanemu pożyciu seksualnemu. Równocześnie nieszczęśliwi deklarują, że słaba jakość współżycia jest odpowiedzialna aż za 50-70% ich małżeńskich problemów. Jaki z tego wniosek? Okazuje się, że w szczęśliwych małżeństwach miłość intymna jest tylko jednym ze źródeł bliskości i wspólnie przeżywanej przyjemności, zaś w przypadku małżeństw nieszczęśliwych seks jawi się jako główna kość niezgody. Idzie za tym przekonanie, że wystarczy rozwiązać problemy w sypialni, a automatycznie naprawi się całe małżeństwo. Nic bardziej mylnego.
Tym, co najczęściej odpowiada za wystąpienie małżeńskiego kryzysu, jest naderwanie lub utrata więzi, a nie brak seksu. Tyle że owo naderwanie więzi objawia się najczęściej poprzez niedostępność, oziębłość i… brak chęci na intymne spotkanie w łóżku.
Wróćmy jeszcze do porównania z przyciasnymi ubraniami. Spodnie, które pasowały na dziecko w wieku dziesięciu lat, z całą pewnością nie będą już dobre na piętnastolatka, a przy próbie założenia ich na siłę pękną w szwach. Czy winne są spodnie, że pękły? W żadnym wypadku! No to może wina leży po stronie ciała, które rośnie i dojrzewa? Skądże! To po prostu naturalny proces rozwoju człowieka. To jest normalne.
Podobnie jest z małżeństwem. Mija parę lat od ślubu i zaczyna się: „Jakbyśmy przestali do siebie pasować”, „Jakbym wyszła za innego człowieka”, „To już nie to samo, co po ślubie”… Jasne, że nie to samo! Więź dojrzewa, przechodzi na inny etap, mogą więc pojawić się nowe potrzeby i pragnienia, których wcześniej nie było! Przypomnijmy historię Ani i Tomka… Ania w którymś momencie zaczęła potrzebować bliskości wyrażanej nie tylko poprzez przyjemność seksualną, Tomek zaś nie rozumiał, skąd nagle wziął się chłód w ich łóżku, skoro „dotąd wszystko działało”. Tyle że tu wcale nie chodziło ani o słaby seks, ani o oschłość Ani – był to po prostu znak, że czas poszukać „nowych spodni”.
Skoro już mówimy o kryzysie jako szansie na rozwój, to zadajmy pytanie, jak rozpoznać przyczyny kryzysu i obronną ręką przejść przez kolejne jego etapy. Pomoże nam w tym tzw. koło kreatywności²⁰. Wyróżniamy w nim kilka elementów, które teraz po kolei omówimy.
Pierwszym elementem koła kreatywności jest SPONTANICZNOŚĆ. Jej istotą jest wybór między tym, co obecne i znane, a tym, co nowe. Podajmy przykład. Załóżmy, że w jakimś małżeństwie żona ma coraz mniej ochoty na małżeńskie igraszki w łóżku. Mąż może zacząć obwiniać żonę o oziębłość i brak kreatywności (_to, co obecne_) lub poszukać wraz z nią głębszych przyczyn trudności, jakie napotkali (_to, co nowe_). Takie podejście da im szansę na zupełnie nowe spojrzenie na łączącą ich więź i pozwoli znaleźć inne, nieznane wcześniej sposoby na pogłębienie bliskości i miłości intymnej.
Przed podjęciem właściwego działania jest potrzebne jednak PRZYGOTOWANIE, czyli swoista „rozgrzewka”, polegająca na zbieraniu informacji i szukaniu najlepszych rozwiązań. W odniesieniu do podanego wyżej przykładu będzie to np. szukanie terapeuty, wyjazd na warsztaty pogłębiające więź, czytanie książek, słuchanie konferencji, proszenie o radę przyjaciół.
Dalej przychodzi moment na DECYZJĘ, aby podjąć konkretne działanie związane z przygotowanym rozwiązaniem. Wymaga ona czasem odwagi wyruszenia w nieznane. W opisanym przykładzie mogłaby to być np. decyzja o podjęciu terapii albo przynajmniej o szczerej rozmowie odsłaniającej czułe miejsca. Na tym etapie trzeba niekiedy podjąć pracę nie tylko w obszarze związku, ale także przyjrzeć się swoim własnym ograniczeniom.
Kolejnym etapem jest KREATYWNOŚĆ, czyli nadanie odpowiedniej formy temu, co postanowiliśmy robić. Chodzi o opracowanie nowych i dopasowanych do danej pary sposobów komunikacji, okazywania czułości i akceptacji. Dla opisanego przykładu będzie to schemat rozmowy, który najlepiej sprawdza się w tym małżeństwie, dbanie o współżycie pogłębiające więź oraz wracanie do treści przepracowanych w trakcie terapii czy warsztatów i dopasowanie ich do własnej sytuacji życiowej.
Na koniec pozostaje jeszcze SPOTKANIE i utrwalenie obranej drogi. Na tym etapie warto wypracować pewne rytuały, które będą służyły rozwojowi związku. Nasza przykładowa para może np. zacząć regularnie umawiać się na małżeńskie randki, albo zaplanować wspólne wyjazdy z okazji świąt i rocznic.
W zależności od tego, w którym punkcie koła kreatywności jesteśmy obecnie, możemy zastosować inne rozwiązanie.
Dla lepszego zobrazowania tego, jak można wykorzystać koło kreatywności w praktyce, przywołajmy raz jeszcze historię Ani i Tomka.
Po pamiętnym spotkaniu w gabinecie, kiedy Tomek odsłonił swoje czułe miejsce i opowiedział o lęku, jaki przeżywa, Ania i Tomek postanowili, że za każdym razem, kiedy w Tomku będzie pojawiało się to samo uczucie, podzieli się tym z Anią. Stało się to szybciej, niż się spodziewali. Opowiedzieli mi o tym podczas kolejnych konsultacji.
Tym razem rozpoczął Tomek:
– Kiedy zaczęliśmy się całować i wiedziałem, że zaraz będziemy się kochać, wystraszyłem się. To było bardzo dziwne, bo z jednej strony nie chciałem przerwać tego naszego bycia razem, a z drugiej czułem, że lęk narasta. Przypomniałem sobie, co obiecałem Ani po naszej ostatniej rozmowie. Przerwałem pocałunki, i patrząc jej w oczy, powiedziałem, że się boję. Ania pogłaskała mnie po twarzy i zapytała, czego najbardziej. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Przytuliliśmy się i leżeliśmy tak dobre piętnaście minut. Wtedy Ania powiedziała coś, co było dla mnie bardzo ważne. Powiedziała, że kocha mnie całego, kocha, kiedy się dogadujemy i kiedy się kłócimy, kocha w dobrych czasach i kiedy mamy kryzys, kocha, kiedy uprawiamy seks i kiedy się czule przytulamy. Dla mnie to było… – zapada cisza. Tomek ze wzruszenia nie jest w stanie dalej mówić. – …No, dotarło do mnie, że ona kocha mnie takiego, jakim jestem – mówi ze ściśniętym gardłem. – Zrozumiałem, że nie muszę zasługiwać na jej miłość, bo ona po prostu jest… – patrzy ze wzruszeniem na Anię.
– Kiedy Tomek przerwał nasze pocałunki i przyznał się do swojego lęku, znowu go zobaczyłam – relacjonuje Ania. – Wiedziałam, że w tym momencie nie chodzi tylko o seks, a o spotkanie. Poczułam taką wdzięczność i miłość, jakbym dopiero wtedy poznawała Tomka tak naprawdę.
Patrzą na siebie, potem na mnie.
– A potem był genialny seks… – dodaje Ania na koniec. Tomek szeroko się uśmiecha.
Ania i Tomek twórczo przeszli kolejne fazy kryzysu.
Kiedy ich więź zaczęła słabnąć, początkowo myśleli, że to przez słaby seks, i oboje starali się naprawiać to tak, jak potrafili. Ania robiła Tomkowi wymówki, że traktuje seks mechanicznie, a Tomek obwiniał Anię o oschłość, a sam siebie o to, że nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom żony. Do kłótni dochodziło coraz częściej, aż w końcu przybrały tak na sile, że oboje stwierdzili, iż warto poszukać pomocy na zewnątrz.
Z fazy _spontaniczności_ Ania i Tomek szybko przeszli do _przygotowania_. Wysłuchali kilku konferencji na YT i kiedy podczas jednej z nich pojawiła się propozycja wyjazdu na warsztaty pogłębiające więź, Ania zapisała ich na najbliższy możliwy termin. Jednak sam wyjazd okazał się bardzo trudny. Tomek się wahał, szukał wymówek i znów obwiniał Anię, widząc problem w jej braku ochoty na współżycie. Ania czuła się coraz bardziej winna. Dzień przed wyjazdem w ich małżeństwie rozpętała się potężna burza, na szczęście po wszystkim oboje doszli do wniosku, że potrzebują pomocy. Nazajutrz już bez wykrętów wsiedli w samochód i przyjechali do Białobrzegów. To była ich faza _decyzji_, podjętej nie bez trudności.
Na warsztatach wiele rzeczy udało im się dostrzec, porozmawiać o nich, próbowali wcielać wskazówki w życie, ale wciąż coś ich blokowało przed całkowitym otwarciem się na siebie. Wtedy podjęli decyzję o przyjściu do mnie na konsultacje indywidualne. Przełomem była otwarta rozmowa o własnych potrzebach i odsłonięcie czułych miejsc. To doprowadziło Anię i Tomka do większej _kreatywności_. Zaczęli sami z siebie rozmawiać o potrzebach w trakcie intymnych zbliżeń, nauczyli się przyjmować i akceptować swoje ograniczenia, a to w konsekwencji zaowocowało _spotkaniem_. Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, byłam zdumiona tym, jak bardzo się zmienili i jak wiele wysiłku włożyli w to, by się na nowo poznać, odkryć nawzajem swoje potrzeby i zadbać o to, aby zmiany w ich małżeństwie były trwałe.
Najlepsze jest to, że choć wszystko zaczęło się od „słabego seksu”, to wcale nie w nim leżała główna przyczyna kryzysu, jaki dotknął ich małżeństwo. Podczas swojej pracy nad poprawą więzi Ania i Tomek odkryli w sobie więcej rzeczy, niżby się spodziewali. Okazało się, że lęki Tomka mają swoje źródło w jego relacjach z rodzicami. Stawiali oni Tomkowi bardzo wysokie wymagania, a w dodatku chłopak wciąż był porównywany ze starszym uzdolnionym bratem. Ania z kolei zrozumiała, że zawsze uzależniała swoją wartość od tego, jak widzą ją inni, poprawiła też relację z mamą. Zarówno Ania, jak i Tomek otworzyli się bardziej na swoje własne potrzeby, nauczyli się je nazywać i zaspokajać. Małżeństwo stało się dla nich przestrzenią rozwoju osobistego i odkrywania swojej osobowości. Znikł temat „spełniania oczekiwań” oraz „dopasowywania się”, a równocześnie okazało się, że ich małżeńska więź nigdy nie była równie głęboka i silna. Te wszystkie dobre zmiany przełożyły się na jakość seksualnych zbliżeń Ani i Tomka. Słowa Ani o „genialnym seksie” i szeroki uśmiech na twarzy Tomka są tego najlepszym dowodem.
Małżeństwo nie jest samonapędzającą się maszyną. Małżeństwo jest drogą wewnętrznego dojrzewania i wzrastania, na której nie zawsze wszystko musi koniecznie układać się po naszej myśli. To normalne, że radość będzie przeplatać się ze smutkiem, oprócz śmiechu pojawią się łzy, będzie czas jedności i czas podziałów, czas rodzenia się i umierania pewnych obszarów naszych serc.
Małżeństwo przygotowuje nas do poznania samych siebie w prawdzie i życia zgodnie z tą prawdą „tu i teraz”. Jest miejscem ciągłego dokonywania wyboru pomiędzy „ja” a „my” i tworzeniem mostów w tych obszarach. Tak rozumiane małżeństwo może stać się unikalną ścieżką rozwoju ludzkiego życia, bo dotyka tego, co w człowieku najgłębsze²¹. Świadomie i dobrze przeżyte potrafi wydobyć z nas potencjał i niepowtarzalność przy jednoczesnej otwartości na drugiego człowieka.
Celem małżeństwa nie jest zatem idealne dopasowywanie się do siebie i spełnianie nawzajem swoich oczekiwań, lecz budowanie głębokiej więzi opartej na akceptacji prawdy o sobie i o drugim człowieku, który nie jest idealny i którego cechy często będą stały w sprzeczności z naszymi własnymi. Spotkanie tych dwóch przestrzeni, oprócz ognia pragnienia siebie nawzajem, zawsze będzie wywoływać iskry, gdyż taki jest normalny efekt ścierania się dwóch różnych osobowości. Jasne, że to może być niebezpieczne, może wywołać pożar i zniszczyć relację. Ale te same iskry mogą też posłużyć do wypalenia w nas tego, co egoistyczne czy infantylne i jednocześnie wzniecenia żaru namiętności.
„A CO Z ORGAZMEM?”
W _Namiętnym małżeństwie_ David Schnarch pisze, że „piękno nie tkwi w seksie, lecz w ludziach (…). Miłość erotyczna staje się piękna, gdy wnosimy w nią nasze wewnętrzne piękno”²². O głębokiej wartości seksualnego zjednoczenia coraz częściej mówią także różni inni naukowcy i specjaliści z dziedziny seksuologii.
I tu zaczynają się schody, bo wokół seksualności narosło wiele stereotypów, mitów i mylnych wyobrażeń. Jednym z nich jest np. przeświadczenie, że szczyt aktywności i spełnienia seksualnego przypada we wczesnej młodości, kiedy nasze ciała są szczupłe, jędrne i nieustannie gotowe do zbliżeń. Gdy zaczynamy wyglądać dojrzalej, na czole pojawiają się pierwsze zmarszczki i nie wystarczy już trening od czasu do czasu, by utrzymać formę, przekonanie o naszej zdolności do wspaniałych małżeńskich spotkań w łóżku drastycznie spada. Dlaczego tak jest? Po prostu zlewa nam się w jedno pojęcie piękna z pojęciem atrakcyjności fizycznej, a dojrzałość genitalną mylimy z dojrzałością seksualną. Spodziewamy się, że wraz z upływem lat z naszą aktywnością seksualną będzie już tylko gorzej. Co gorsza, mylne przekonanie przekazujemy podświadomie naszej młodzieży, dziwiąc się potem, że młodzi ludzie – wpatrzeni w swoich sfrustrowanych rodziców – chcą jak najintensywniej wykorzystać czas młodości i zawczasu się „wyszumieć”.
Tymczasem okazuje się, że szczyt formy seksualnej nie zależy wcale od stopnia dojrzałości genitalnej, którą człowiek osiąga w wieku ok. 20 lat, jest natomiast ściśle powiązany z dojrzałością wewnętrzną. Gdy jesteśmy już doświadczeni życiowo i dojrzale podchodzimy do miłości, nasze zbliżenia wyglądają całkowicie inaczej niż seks dwudziestolatków – nie znaczy to jednak, że są gorsze. Dwudziestolatek idący do łóżka ze swoją koleżanką z roku nie jest w stanie dorównać zdrowemu pięćdziesięcioczy sześćdziesięcioletniemu mężczyźnie, który ma głęboką i pełną szczerości więź ze swoją żoną. Seks w wykonaniu bardzo młodych ludzi jest nastawiony na doznanie, przyjemność i poznawanie własnego ciała, zatem skoncentrowany na samym sobie – seks przeżywany przez dobrze znające się i kochające małżeństwo oprócz przyjemności daje szansę głębokiego spotkania z drugą osobą, jest więc totalnie inną rzeczywistością, która ubogaca, otwiera i scala w jedno dwoje ludzi²³. Takie doznanie zahacza już o duchowość, często potrafi otworzyć człowieka nie tylko na drugą osobę, ale także na Boga.
Pisząc to wszystko, mam przed oczami Marysię i Grześka – parę, która w szczególny sposób stała mi się bliska w trakcie naszych wspólnych spotkań.
Maria i Grzegorz, małżeństwo z 15-letnim stażem, przejechali ponad 100 km, by się ze mną spotkać. Oboje bardzo inteligentni, pracujący na stanowiskach kierowniczych.
Zaraz po ślubie zdecydowali się na dziecko. Maria po urodzeniu córeczki przerwała pracę i została w domu. Kariera Grzegorza w tym samym czasie nabrała tempa, bardzo dużo podróżował po świecie, nawiązywał znajomości, podpisywał intratne kontrakty. Jego żona była coraz bardziej sfrustrowana. Z jednej strony cieszyła się, że może być z córką, widzieć, jak rośnie, uśmiecha się, stawia pierwsze kroki, z drugiej bardzo wyraźnie czuła, że traci męża.
Kiedy Grzegorz był w domu, Maria starała się wytłumaczyć mu, co czuje, ale sposób, w jaki to robiła, był nie do przyjęcia dla męża. Dużo trudnych emocji, krytyka, obwinianie sprawiały, że Grzegorz coraz bardziej się zamykał, wycofywał, a w efekcie… coraz częściej przebywał poza domem.
Któregoś lata postanowili wybrać się na dwutygodniowe wakacje. Leniwy odpoczynek na ciepłej plaży miał naprawić ich nadszarpniętą więź. Maria, po konsultacji ze znajomym terapeutą, postanowiła nie wspominać mężowi o swoich niezaspokojonych potrzebach i nie udowadniać mu, że to on jest winny kryzysowi w ich związku.
Wakacje okazały się bardzo udane; wypełnione spacerami po plaży, zabawą z dzieckiem, obcowaniem z piękną przyrodą. Wrócili odmienieni. Kiedy kilka tygodni później dowiedzieli się o drugiej ciąży, oboje z radością przyjęli tę wiadomość. Czas ciąży okazał się trudny dla Marii, a mdłości i cukrzyca ciążowa dawały się jej mocno we znaki, jednak małżeńska więź wydawała się silna. Grzegorz wracał do domu o regularnych porach, zajmował się córką i towarzyszył żonie.
Niedługo po tym, jak na świecie pojawiła się druga córka, Grzegorz dostał z firmy propozycję wyjazdu na kilka tygodni. Długo rozmawiali, czy to dobry moment i czy Maria poradzi sobie sama z dwójką dzieci. Możliwość zarobienia sporej sumy pieniędzy była jednak bardzo kusząca – w tym czasie budowali dom, spłacali kredyt. Obmyślili więc plan, który zakładał, że podczas nieobecności Grzegorza przyjedzie do pomocy mama Marii, a Grzegorz po powrocie weźmie dłuższy urlop, by nadrobić czas rozłąki.
Ledwie Grzegorz wyjechał, młodsza córka ciężko zachorowała. Przewlekłe stany zapalne, ciągłe wizyty u różnych specjalistów i szukanie diagnozy stały się powodem ogromnego napięcia i stresu Marii. Grzegorz, przebywający kilka tysięcy kilometrów dalej, nie do końca wiedział, z czym musi mierzyć się żona. Rozmawiali coraz rzadziej, bo Maria nie miała czasu w ciągu dnia, a wieczorem marzyła tylko o chwili snu.
Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany moment powrotu Grzegorza do kraju i spotkania z rodziną. Był odmieniony, daleki, jakby nieobecny, Maria wciąż miała wrażenie, że myślami jest gdzie indziej. Znowu rzucił się w wir pracy. Maria próbowała rozmawiać, proponowała różne rozwiązania, ale Grzegorz nie widział problemu. Twierdził bardzo stanowczo, że muszą spłacić kredyt i żeby zadbać o rodzinę, musi teraz więcej pracować. Tak mijały kolejne tygodnie, potem miesiące.
Pewnego jesiennego wieczoru Grzegorz po powrocie z pracy oznajmił żonie, że się wyprowadza. Maria nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę. Próbowała zatrzymać męża, płakała, błagała, żeby tego nie robił, potem groziła i wściekała się, ale nic nie działało. Grzegorz spakował swoje rzeczy i jeszcze tego samego wieczoru opuścił ich nowo wybudowany dom. Maria całkowicie oddała się opiece nad córkami. Starała się być silna dla nich, lecz złamane serce bolało coraz mocniej. Grzegorz zamieszkał sam, ale zaczął spotykać się z innymi kobietami, szukał spełnienia w pracy, często wyjeżdżał, zarabiał coraz więcej. Obracał się teraz w środowisku, w którym rozmowy o sfrustrowanych żonach utrudniających życie i nowych partnerkach były na porządku dziennym. Grzegorz nie tęsknił za żoną. Tęsknił tylko za córkami, za ich śmiechem i zabawą z nimi.
Maria nigdy nie nastawiała dzieci przeciwko Grzegorzowi, zawsze tłumaczyła go przed nimi i dbała o to, by dziewczynki miały z nim kontakt. Tak minęły dwa lata. Maria nawet nie zdziwiła się, gdy któregoś dnia Grzegorz poprosił ją o spotkanie. Była pewna, że chodzi o formalne podpisanie sądowych papierów. Okazało się, że bardzo się myli…
Podczas spotkania z żoną Grzegorz opowiedział Marii o pewnej rozmowie z przyjacielem, który został księdzem. Natknęli się na siebie przypadkowo na ulicy i stwierdzili, że zjedzą razem obiad. Od słowa do słowa Grzegorz zwierzył się przyjacielowi ze swojej historii i usłyszał od niego kilka pytań, które chodziły za nim i nie dawały mu spokoju przez następne tygodnie. Przyjaciel zapytał go, gdzie Grzegorz chce być za 20 lat, jak wyobraża sobie wtedy swoje życie, jaką więź chciałby mieć ze swoimi córkami i czy wie, że najcenniejsze, co ojciec może dać swoim dzieciom, to kochać ich matkę. To ostatnie zdanie wbiło Grzegorza w krzesło…
Rozmawiali z Marią ponad cztery godziny i postanowili, że spróbują spotykać się na takie rozmowy częściej. Po dwóch miesiącach Grzegorz wprowadził się do domu.
Wszystko wydawało się zmierzać ku dobremu, lecz dla Marii to nie było takie proste. Nie potrafiła do końca wybaczyć mężowi zdrady i faktu, że zostawił ją z dziećmi na tak długi czas. Bardzo się starała, ale wciąż była nieufna i podejrzliwa. Wtedy postanowili poszukać kogoś, kto mógłby ich wesprzeć w odbudowaniu więzi. Tak trafili do mnie. Spotykaliśmy się przez blisko rok, w tym czasie było bardzo wiele zarówno pięknych, jak i trudnych momentów. Utkwiła mi w głowie szczególnie jedna z naszych ostatnich rozmów:
– Wiesz, bo ja ciągle myślę, że jestem niewystarczająca, nie dość ładna, nie dość dobra, nie potrafię w łóżku być jak młode, jędrne kochanki. Z jednej strony jak o nich myślę, czuję obrzydzenie i złość na ciebie – mówi, patrząc na Grześka – a z drugiej trochę się nie dziwię, że wolałeś kobiety bez cellulitu, nadprogramowych kilogramów i zwisającego brzucha. Kiedy zastanawiałam się, dlaczego mnie zostawiłeś, to właśnie do takiego wniosku doszłam: byłam słaba i zaniedbana, ciągle narzekałam i wieszałam się na tobie. – Maria płacze.
Grzegorz obejmuje ją ramieniem i cicho mówi:
– Kotuś, to nie do końca tak. Byłem durniem i nigdy sobie tego nie wybaczę. Powiem ci coś, czego nigdy nie umiałem nazwać, ale kiedy zaczęłaś mówić, że porównujesz się z młodymi, to chyba zrozumiałem… Wróciłem, bo chciałem ciebie. Twoje ciało jest piękne, bo urodziło nasze kochane córeczki, każda fałdka na brzuchu mi o tym przypomina i za to je kocham. Twój cellulit i nadprogramowe kilogramy to twoja ofiara z siebie. Wiesz, te rozmowy z Arkiem właśnie to mi uświadomiły, że to ty poświęciłaś wszystko, żeby nasze dziewczyny były kochane, bezpieczne i żeby w ogóle były. Nie wiem, czy kiedykolwiek dam radę naprawić to, co zniszczyłem, po to tu jestem, żeby to robić mądrze. Powiem jeszcze coś – przycisza głos, ledwo słyszę, co mówi. – Nasz seks jest całkiem inny… Jest czymś więcej niż tylko pozycjami i spełnianiem erotycznych fantazji. Oczywiście tym też jest, ale chodzi o to, że gdy jesteśmy razem w łóżku, to ja jestem z tobą, a ty jesteś ze mną. Przy tobie zrozumiałem, kim jestem i kim chcę być. Dzięki tobie wiem, że nie muszę być nieomylny, nie czuję się zagrożony, ale jestem przyjęty i kochany z tym wszystkim, co w sobie mam – oboje mają łzy w oczach. Wybaczasz mi to, czego sam nie mogę sobie wybaczyć… Jak możesz mówić, że jesteś niewystarczająca! – całuje ją w czoło.
Zapada długie milczenie. Przerywam je w końcu pytaniem:
– Mario, co usłyszałaś w wypowiedzi Grzegorza?
– Miłość i akceptację – mówi Maria, spoglądając na męża i wtulając się w jego objęcia. Po chwili jednak odsuwa się i pyta z niepokojem: – A co z orgazmem? Zawsze podkreślałeś, że orgazm jest punktem kulminacyjnym i żebym się skupiła na swoim ciele, na doznaniach, na tym, co czuję, żebym zamknęła oczy i za dużo nie myślała, tylko czuła, czy mi dobrze. Boję się, że coś będzie nie tak, że nie będę miała orgazmu, że moje lęki i blokady nie pozwolą nam się cieszyć z seksu – bardzo niepewna i zasmucona spuszcza wzrok.
Grzegorz milczy, jest jakby zawstydzony tym, co usłyszał.
– Mario – dopytuję. – Z jednej strony czujesz akceptację i miłość, a z drugiej jest w tobie lęk, że coś pójdzie nie tak, że nie zadowolisz Grzegorza wystarczająco, czy tak? – Kiwa potakująco głową. Pytam Grzegorza: – Czy dla ciebie orgazm jest celem współżycia z Marysią?
– Wiesz – jest nieco zmieszany – zawsze tak właśnie było, ale teraz… Nie mam pojęcia, co się zaczęło we mnie zmieniać w ostatnich miesiącach… Zaraz, to się zaczęło od powrotu do domu. Jakbym inaczej patrzył na nasz seks. Orgazm jest ważny, przyjemny, tylko że stał się jakby tylko jednym z elementów. Jakby nie chodzi już tylko o samo to doznanie, tylko jest jeszcze coś w szerszej perspektywie, coś nowego, innego, czego dotąd nie znałem. Może ty mi wytłumaczysz, co się dzieje, bo w łóżku jest między nami inaczej, niż było.
– Co masz na myśli mówiąc „inaczej”? – pytam. – Możesz to doprecyzować?
Chwilę myśli, jakby nie potrafił ująć słowami tego, co ma w głowie:
– Orgazm przestał być jedynym celem. Teraz jest nim moja żona i ja, my jesteśmy celem. Wiecie, o co mi chodzi? – Grzegorz patrzy raz na mnie, raz na Marię. Ona z uwagą wsłuchuje się w to, co właśnie powiedział.
– Czy masz na myśli spotkanie? To, że celem jest teraz oprócz orgazmu też wasze intymne spotkanie? – upewniam się.
– Dokładnie tak! – W jego głosie słychać entuzjazm. – Jakbyśmy mieli doświadczenie czegoś głęboko seksualnego i jednocześnie duchowego, przy jednoczesnym przeżywaniu wspólnie przyjemności seksualnej. Strasznie to trudno ująć słowami. – Widać, że chciałby powiedzieć więcej, ale nie ma odwagi.
– Nie musicie mówić wszystkiego tutaj w gabinecie – uspokajam ich. – Najważniejsze, żebyście mówili to sobie. Pewne rzeczy są tak intymne i głębokie, że inaczej niż poprzez czułość, dotyk, obecność, spojrzenie nie da się ich wyrazić. Przeszliście razem bardzo trudną drogę i jeszcze wiele przed wami, ale pamiętajcie, że nikt nie jest tak dobrym specjalistą od waszego małżeństwa, jak wy sami. To do was należy właściwe dbanie o nie.
Maria i Grzegorz ujęli mnie tym, z jaką dojrzałością przeżywali miłość intymną. Doszli do bardzo wielu ważnych wniosków, a swoim zaangażowaniem wielokrotnie mnie zadziwiali. Miałam poczucie, że bardzo poszerzyli swoje spojrzenie na małżeńskie współżycie. Stało się ono pełniejsze, oprócz zaspokojenia fizycznego, którego wagi nie umniejszali i nie bagatelizowali, w intymnym spotkaniu seksualnym znaleźli zaspokojenie emocjonalne i duchowe.
Podczas kolejnych spotkań zobaczyłam też nieoczekiwaną zmianę w Marii, która zamiast koncentrować się na swoim wyglądzie, jej zdaniem niedoskonałym, pozwoliła sobie na odkrywanie przyjemności w kontakcie z mężem. Postanowiła, że podczas spotkań w sypialni będzie okazywała mu miłość, co dało jej bardzo dużo satysfakcji i spełnienia. Kiedy o tym opowiadała, jej twarz aż promieniała szczęściem.
Z oczywistych względów opowiedziałam historię Marii i Grzegorza w dużym skrócie. Pominęłam momenty załamań, walki i głębokiego smutku, których nie brakowało na ich drodze. Wiem, że ciągle odnajdują siebie na nowo, wiedzą, że nic nie jest dane im raz na zawsze i że o więź małżeńską ciągle trzeba dbać. Kiedy spotkaliśmy się po raz ostatni, zapytali: „Magda, ale jakby co, to możemy zadzwonić?”. Odpowiedziałam łamiącym się głosem: „Zawsze”.
Na koniec tego podrozdziału warto zadać sobie pytanie: „Jaką chcę być kochanką dla swojego męża / Jakim chcę być kochankiem dla swojej żony?”. Czy wystarczą mi określenia: „przeciętnie dobry”, „satysfakcjonujący”, „skupiający się na tym, co znane”? Czy w ogóle chcę w swoim małżeństwie doświadczyć przestrzeni miłości intymnej, która nadaje głębszego sensu życiu?
Jeśli zależy nam na rozwoju w tym obszarze, to pamiętajmy, że to my nadajemy piękno naszym kontaktom seksualnym. Będą tym bogatsze i tym mocniej przerosną nasze wyobrażenia, im mocniejsza będzie nasza więź. Cała rzecz w tym, by pragnąć drugiego człowieka, a nie jedynie zaspokajać swoją potrzebę aktywności seksualnej. Jasne, że jest to trudne, bo wymaga dojrzałości i umiejętności stawania w prawdzie wobec siebie i drugiego. Brzmi dość enigmatycznie, a przecież chodzi po prostu o odwagę bycia sobą – o ściągnięcie masek i pokazanie się drugiemu człowiekowi takim, jakim jestem. Wymaga to najpierw akceptacji siebie samego, a potem akceptacji ze strony ukochanej osoby. To z kolei rodzi zaufanie i otwiera nas na kolejne etapy bliskości.
Jeśli chcecie przyjrzeć się bliżej Waszej więzi, odpowiedzcie sobie na następujące pytania:
1. Jak nawiązujecie więź na poziomie emocjonalnym?
2. Kiedy czujecie się przyjęci przez siebie nawzajem?
3. W których momentach jest Wam razem najbezpieczniej?
4. W jakich sytuacjach zrywacie emocjonalną więź?
5. Jak reagujecie na zerwanie więzi?
6. Jaki to ma wpływ na podstawowe trudności, na jakie napotyka Wasz związek?
A oto kilka wskazówek, co robić, aby poczuć się w pełni kochanym podczas intymnego spotkania ze współmałżonkiem:
• Bądź „tu i teraz” – nie skupiaj się na obrazach i myślach, które masz w głowie, ale bądź obecny/a i zaangażowany/a. Można to doświadczenie pogłębić poprzez podzielenie się z mężem/żoną swoimi myślami, kiedy jesteście blisko.
• Pracuj nad tym, by lepiej radzić sobie z lękiem, rozczarowaniem i irytacją – dobre efekty daje przedłużenie gry wstępnej, podzielenie się z mężem/żoną trudnymi odczuciami oraz jak najczęstsze praktykowanie własnych sposobów na wyciszenie się.
• Rozwiązuj małżeńskie konflikty na bieżąco, nigdy niczego nie zamiataj pod dywan.
• Dbaj o głębszy kontakt psychiczny podczas współżycia oraz pracuj nad podsycaniem namiętności. Dziel się z mężem/żoną swoimi pragnieniami i staraj się wyjść naprzeciw pragnieniom współmałżonka. Poznawajcie też swoje ciała, mówcie sobie, jaki rodzaj pieszczot lubicie, gdzie lubicie być dotykani*.
------------------------------------------------------------------------
* Więcej wskazówek na ten temat znajdziesz w rozdziale _Małżeńskie flow_.PRZYPISY
1 M. Kleczyńska, _Obdarowani sobą. Sztuka budowania więzi_, Esprit, 2020.
2 Program warsztatów organizowanych cyklicznie przez Fundację Ster na Miłość opiera się na trzech filarach małżeńskiego życia: komunikacji, seksualności i duchowości. Więcej informacji można znaleźć na stronie: https://sternamilosc.pl/rekolekcje-malzenstwa.
3 Por. U. Dudziak, _Wartość naturalnego planowania rodziny w budowaniu więzi małżeńskiej_, „Służba Życiu” 1/2011, s. 12-14. O specyfice więzi małżeńskiej w kontekście sakramentu małżeństwa sporo pisze w swoich książkach Ksawery Knotz OFMCap. Czytelników chcących pogłębić ten temat odsyłam do publikacji tego właśnie autora, np. _Zaślubiny w Bogu mężczyzny i kobiety_ albo _Seks jakiego nie znacie_.
4 J.M. Gottman, N. Silver, _Siedem zasad udanego małżeństwa_, Kraków 2014, s. 27-35.
5 Pojęcie pochodzi z książki G. Chapmana _5 języków miłości_ (Kraków 2022) i oznacza indywidualny sposób okazywania miłości drugiej osobie. Wyróżniamy 5 podstawowych języków miłości: dotyk, drobne przysługi, przyjmowanie podarunków, spędzanie ze sobą wspólnego czasu oraz wyrażenia afirmatywne. Poznanie typowego dla siebie i swoich bliskich języka wyrażania miłości ułatwia budowanie więzi.
6 Zob. Sobór Watykański II, _Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes”_ Sobór Watykański II, _Konstytucje. Dekrety. Deklaracje. Tekst Polski. Nowe Tłumaczenie_, Poznań 2002.
7 E. Fromm, _O sztuce miłości_, Poznań 2014, s. 36.
8 Czytelnikom, których interesuje temat emocji i ich przeżywania, polecam konferencje ks. Krzysztofa Grzywocza dostępne na YouTubie, np. _Emocje, czy można im wierzyć_.
9 Zob. R.J. Sternberg, K. Weis, _Nowa psychologia miłości_, Moderator, 2007.
10 Zob. J. Galindo i O.F. Cummings, _Duchowość, intymność i seksualność_, WAM, Kraków 2022.
11 Por. D. Schnarch, _Namiętne małżeństwo. Miłość, seks i bliskość w stałych związkach_, Wydawnictwo Kropla, Warszawa 2018, s. 132.
12 Seksualność rozumiem jako naturalną funkcję organizmu, która motywuje ludzi do nawiązywania kontaktów i więzi interpersonalnych na poziomie somatycznym, psychicznym i duchowym. Człowiek dojrzały jest świadomy własnej seksualności; powinien umieć ją kontrolować i właściwie wykorzystać dla budowania więzi i dla prokreacji. Tę definicję podaję za: R. Jaworski, _ABC udanego życia. Psycholog na tropie szczęścia_, Płocki Instytut Wydawniczy, 2018, s. 151.
13 Zob. B. Wojciszke, _Psychologia miłości_, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, 2018, s. 14.
14 Zob. J.M. Gottman, N. Silver, _Siedem zasad udanego małżeństwa_, dz. cyt., s. 65.
15 Zob. S. Johnson, _Przytul mnie_, Warszawa 2012, rozdział 6.
16 G. Popcak, _Święty seks_, Kraków 2013, s. 35.
17 Zob. P. Carnes, _Od nałogu do miłości. Jak wyzwolić się z uzależnienia od seksu i odnaleźć prawdziwe uczucie_, Media Rodzina, Poznań 2001.
18 Pytania są inspirowane i częściowo zaczerpnięte z publikacji: V. Kallos-Lilly, J. Fitzgerald, _Porozmawiajmy o emocjach. Zeszyt ćwiczeń dla par_, WUJ, Kraków 2019.
19 Z wynikami tego badania można zapoznać się na stronie: https://www.researchgate.net/publication/352957413_Satisfaction_More_Than_Orgasm.
20 O kole kreatywności mówił ks. Krzysztof Grzywocz w konferencji z serii Akademia Damsko-Męska zatytułowanej _Kryzys w miłości – miłość w kryzysie._ Konferencja jest dostępna na: http://www.kskrzysztofgrzywocz.pl/pl/publikacje/video/item/20-akademia-damsko-meska-kryzys-w-milosci-milosc-w-kryzysie.
21 Zob. D. Schnarch, _Namiętne małżeństwo…_, dz. cyt., s. 62.
22 Tamże, s. 95.
23 Pisze o tym więcej D. Schnarch w przywoływanym już w tej książce _Namiętnym małżeństwie_.