Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Wieczna Wojna - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
24 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wieczna Wojna - ebook

Nieszczęśliwi kochankowie, niechciane przeznaczenie.

Fascynująca czwarta część serii „Królestwo Mostu”.

Keris, który niedawno został królem, musiał przyglądać się bezradnie, kiedy jego zakazany związek z Zarrah wyszedł na jaw. Ale kiedy Zarrah została uwięziona przez cesarzową, Keris wie, że istnieje tylko jeden sposób, by ją ocalić – sprzymierzyć się z królestwem, które niemal zniszczył.
Zarrah, uwięziona na wzbudzającej przerażenie Diabelskiej Wyspie, ma dwie możliwości – udowodnić swoją lojalność wobec cesarzowej, która ją skazała, albo umrzeć jako zdrajczyni. Jednak walcząc o przetrwanie wśród brutalnych więźniów, Zarrah odkrywa trzecią drogę – bunt przeciwko tyranii, powiązany z jej przeznaczeniem, o które zmuszona jest walczyć.
Podczas gdy cesarzowa planuje wojnę o niszczycielskich konsekwencjach, Keris i Zarrah muszą znaleźć drogę z powrotem do siebie. Jednak ich największym wrogiem jest łącząca ich gorąca namiętność. Jeśli nie uda im się przezwyciężyć rozgoryczenia zdradą, ich miłość nie przyniesie popiołu, lecz jeszcze podsyci Wieczną Wojnę, aż jej płomień rozgorzeje.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67071-93-2
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1 ZARRAH

Statek unosił się i opadał, a łoskot fal uderzających o jego kadłub ogłuszał. Wzburzona woda świadczyła o gwałtownych sztormach na Burzliwych Morzach – jakby nawet żywioły strzegły Ithicany, kiedy królestwo odzyskiwało siły. Choć nie miało wielu powodów do obaw, jako że Maridrina i Valcotta skupiały się na sobie nawzajem.

A Zarrah była podpałką, która zmieniła tlące się węgielki Wiecznej Wojny w szalejący pożar.

W ciągu godzin i dni, jakie minęły od czasu, kiedy jej ciotka, cesarzowa Valcotty Petra Anaphora, skazała ją na uwięzienie na Diabelskiej Wyspie, Zarrah zrozumiała, dlaczego nie została skazana na śmierć – karę dla zdrajczyni.

Cesarzowa pragnęła wojny z Maridriną.

Więcej, pragnęła zniszczyć mężczyznę, który według niej pogrzebał jej szanse na spalenie Vencii. Króla, który stał się jej obsesją. Kerisa.

Zarrah zagryzła knebel i poczuła ściskanie w piersi, kiedy oczyma duszy ujrzała jego twarz. Wspominała zawsze jedną chwilę – kiedy stali w najwyższym punkcie Południowej Strażnicy. Kiedy uświadomiła sobie, że informacje na temat planu uratowania Ithicany, które mu przekazała, Keris wykorzystał, by ocalić ją.

„Ludzie zawsze umierali, Zarrah – słyszała głos Kerisa w ciemnościach swojej celi. – Musiało dojść do bitwy. Ja jedynie zmieniłem jej pole”.

Eranahl.

Keris zmienił pole bitwy z mostu na miasto, które Ithicana tak desperacko pragnęła ocalić. Wiedział, że królestwo wystawi do obrony wszystkich dostępnych żołnierzy. Upewnił się, że będzie to szybka i decydująca bitwa, by Zarrah nie dotarła do miasta na czas.

„Zabierz żołnierzy na statki i wracaj do domu, Zarrah, bo nikt nie może oskarżyć cię o to, że postąpiłaś źle. Szpiedzy cesarzowej widzieli, że obrona Vencii była zbyt mocna, żebyś mogła zaatakować. A co się tyczy twojego przybycia na Południową Strażnicę… Mój ojciec wkrótce zdobędzie niekwestionowane panowanie nad mostem, a cesarzowa wyjdzie na idiotkę, że nie zrobiła więcej, by go powstrzymać. Ty przynajmniej próbowałaś”.

Próbowała. Ale była też na tyle głupia, że zdradziła strategię wrogowi.

„Odzyskaj jej łaski i umocnij swoją pozycję jako jej spadko­bierczyni. Zostań cesarzową. Zrób wszystkie dobre rzeczy, o których marzyłaś. Ja zrobię to samo i… Moglibyśmy zmienić świat, Zarrah. Doprowadzić do pokoju między dwoma narodami, które od pokoleń prowadziły wojnę. Ocalić życie tysięcy naszych rodaków. Ale nie da się tego osiągnąć bez poświęcenia, a zatem trzeba było poświęcić Ithicanę”.

Ostatecznie Ithicana odniosła zwycięstwo. Ale w tamtej chwili Zarrah wierzyła, że Keris skazał Arena i jego królestwo na zagładę, i ciągle słyszała w głowie swoje oskarżenia: „Mówisz, że zrobiłeś to dla naszych królestw, ale to nie o to chodzi, prawda?”. Niech Bóg ma nad nią litość, bo będzie pamiętała ból, jaki wówczas czuła, do czasu, aż obróci się w proch w grobie. „Zrobiłeś to dla mnie. Aby mnie ocalić. Przyznaj się!”

„Zarrah…”

„Przyznaj się!”

„Nie mogę… Nie mogłem pozwolić, żebyś umarła”.

Kerisowi nie spodobał się jej plan, jej wybór, więc go jej odebrał. Fakt, że Ithicana zwyciężyła i pokonała Maridrinę, nie miał znaczenia, bo to było czyste szczęście. Do zwycięstwa doprowadziły nadejście sztormu i przybycie królowej Ithicany – nie zamiar Kerisa. „Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć. Nie chcę słyszeć twojego głosu. A jeśli nasze ścieżki jeszcze kiedyś się przetną, zabiję cię”.

Zarrah zadrżała, kiedy w jej głowie ucichły ostatnie słowa, które niegdyś wypowiedziała. Nie było już szans na to, by Keris zginął od ciosu jej broni, gdyż po tym, jak Sroka wyjawił prawdę na temat jej związku z Kerisem cesarzowej, Zarrah już nigdy nie będzie wolna. Statek, na którego pokładzie się znajdowała, płynął na Diabelską Wyspę, a w całej historii tego osławionego więzienia nikt z niego nie uciekł.

Diabelska Wyspa.

Za każdym razem kiedy Zarrah myślała o celu rejsu, robiło jej się niedobrze. Było to więzienie dla najgorszych zbrodniarzy w cesarstwie. Najohydniejszych i najbardziej niebezpiecznych mężczyzn i kobiet, dla których wyrok śmierci byłby łaską.

Nie dla ludzi takich jak ona.

Cesarzowa dotrzymała słowa i Zarrah nie była sądzona. Nie została też publicznie potępiona ani poprowadzona ulicami miasta.

Nic.

Zupełnie jakby ciotka chciała utrzymać czyny Zarrah w tajemnicy przed całą Valcottą.

A może chciała wymazać jej istnienie.

Na pokładzie rozległy się kroki, które wytrąciły Zarrah z zamyślenia. Przed jej celą pojawiła się zakapturzona postać niosąca latarnię, ale jej blask był zbyt słaby, by ukazać rysy twarzy skrytej pod kapturem.

Nie miało to jednak znaczenia. Zarrah zawsze i wszędzie rozpoznałaby kroki ciotki.

Kobieta sięgnęła przez kraty i wyjęła knebel z ust Zarrah.

– Witaj, kochanie.

Zarrah z trudem powstrzymała wzdrygnięcie, słysząc to pieszczotliwe określenie, zwłaszcza że wciąż jeszcze nie zniknęły sińce na jej żebrach, ślady po ataku furii ciotki.

– Cesarzowo.

Ciotka westchnęła i zsunęła kaptur. Ukazały się jej gęste loki – w świetle latarni zabłysły siwe pasma. Jeśli ostatnie wydarzenia odcisnęły się na cesarzowej, nie było tego widać, bo jej brązowa skóra wyglądała jak zawsze promiennie, a jedyną oznakę wieku stanowiły zmarszczki wokół oczu podkreś­lonych czarną kredką. W jej uszach i na szyi migotała złota biżuteria, do Zarrah dotarła też delikatna woń kwiatowych perfum. Cesarzowa postawiła latarnię na pokładzie i usiadła naprzeciwko celi Zarrah, oparta plecami o ścianę i z kolanami podciąg­niętymi pod brodę. Sznurowadła jej wojskowych butów kołysały się.

Zapanowała cisza. Serce Zarrah biło szybciej z każdą mijającą sekundą. Dlaczego ciotka była na pokładzie? Cóż ­takiego wymagało jej obecności w czasie uwięzienia ­Zarrah? Co zamierzała powiedzieć? Dlaczego tu była? Czego chciała?

Zarrah zupełnie nie spodziewała się następnych słów ciotki.

– Nie cierpię tego – powiedziała cicho cesarzowa. – Nienawidzę go za to, że nas poróżnił. Naruszył łączącą nas miłość tak bardzo, że nie da się już tego naprawić.

Zarrah zamarła, próbując zrozumieć, jakie szaleństwo motywuje jej ciotkę, choć jednocześnie jakaś jej tchórzliwa część próbowała się uczepić słów tej kobiety. Pragnęła błagać o litość.

Ale Zarrah nie była tchórzem.

– Nie da się tego naprawić, Wasza Cesarska Wysokość. Ale nie z winy Kerisa.

Ciotka sapnęła, jakby Zarrah ją spoliczkowała.

– Jego imię na twoich wargach jest jak nóż wbity w moje serce, kochanie, bo słyszę w twoim głosie sympatię, którą do niego czujesz.

Zarrah wiedziała, że wciąż darzy Kerisa uczuciem. I nienawidziła tego. Powiedziała jednak:

– Mylisz się.

Ciotka przyglądała się Zarrah przez dłuższą chwilę, po czym odwróciła wzrok. Na jej twarzy malował się głęboki smutek.

– Niech Bóg ma nad nami miłosierdzie! Ten szczur głęboko wbił pazury w twoje serce, a to wszystko moja wina. – Po jej policzku spłynęła łza, ale wytarła ją gwałtownym ruchem. – Przygotowywałam cię do życia na tak wiele różnych sposobów, ale nie uczyłam cię o perfidii mężczyzn.

Zarrah prychnęła z odrazą.

– Jestem dorosłą kobietą, nie piętnastoletnią dziewicą, która nigdy się z nikim nie całowała. Nie był moim pierwszym kochankiem.

– Niezgrabne obłapywanki żołnierzy. Tymczasem mężczyz­na taki jak on uwodzi z mistrzostwem kurtyzany. Nie miałaś z nim szans i ja ponoszę za to winę, kochanie. – Jej głos ociekał litością. – Powinnam była dopilnować, żebyś zdobyła dość doświadczenia i umiała się oprzeć jego urokowi.

Zarrah czuła, że się rumieni, i złościła się na samą siebie, że pozwoliła, by ciotka tak jej dopiekła.

– Kiedy się spotkaliśmy, on nie miał pojęcia, kim jestem, a moją tożsamość poznał… później.

– Po tym, jak uprawiałaś z nim seks? – Cesarzowa westchnęła. – Twierdzisz, że masz doświadczenie z mężczyznami, ale mówisz wstydliwie jak dziewczynka.

Zarrah zacisnęła pięści, świadoma, że daje się podpuścić, ale nie potrafiła się powstrzymać.

– Mogę…

Ciotka uniosła dłoń, by ją uciszyć.

– Szczur wiedział, że jesteś Valcottanką. Że jesteś żołnierką. Twój sposób mówienia powiedział mu, że pochodzisz z okreś­lonej klasy, a zatem masz określoną pozycję. Wszystko to czyniło cię wyzwaniem godnym jego zainteresowania. Łupem do zdobycia i do wykorzystania, kiedy dowiedział się, jak cenna jesteś w rzeczywistości.

– Udajesz, że wiesz coś na temat, o którym nie masz pojęcia. – Dlaczego ciotka tak drążyła ten temat? Jaki był jej cel? Po co zagłębiała się w intencje Kerisa, skoro Zarrah już się go wyparła?

– Jeśli byłaś tylko kochanką, a nie łupem wartym zatrzymania, czemu zabrał cię do Vencii? Czemu nie zorganizował twojej ucieczki?

– Próbował – odparła Zarrah, zastanawiając się, czy lepiej walczyć z ciotką, czy zachować milczenie, i czy to w ogóle miało sens. – Rozkazałaś, by mnie porzucono. Yrina mi to wyjawiła, po tym jak została pojmana.

Cisza.

– Przyszło ci na myśl, że wszystko, co mi zarzucasz, pochodzi od szczura? Zmanipulował cię, Zarrah. Wsunął swoje zwinne palce między twoje nogi i bawił się tobą, aż zapomniałaś, kto cię naprawdę kocha. Zapomniałaś, co tak naprawdę się dla ciebie liczy.

– To nie jest prawda. – Zarrah nie była pewna, czy broni Kerisa, czy siebie, wiedziała jedynie, że słowa ciotki zmieniają ostatni rok jej życia w coś mrocznego i ohydnego. – Mówisz o rzeczach, o których nie masz pojęcia.

– Wiem, że wszystko, co zrobił, żebyś zaśpiewała, uczyniło go królem Maridriny, a ciebie zdrajczynią. Wiem, że on pławi się w luksusach w Vencii, a ty płyniesz na Diabelską Wyspę. Kiedy ty się bronisz, on zabawia się podczas orgii, okazując szczególną łaskę kobiecie imieniem… – wyciągnęła z kieszeni kartkę i spojrzała na nią – Lestara. Księżniczka z Cardiff, najmłodsza z żon Silasa. Bardzo piękna, jak słyszałam, i dobrze wyszkolona w łożnicy. Mianował ją głową swojego domostwa i niektórzy podejrzewają, że może uczynić ją królową, choć sądzę, że to próżne marzenia. Maridrina nigdy nie daje kobietom tak dużej władzy. – Schowała papier i dodała: – Ty będziesz głodować i cierpieć, kiedy on będzie rżnął i ucztował.

Zarrah zacisnęła zęby, przed oczami stanęła jej twarz Lestary. Nie było dla niej tajemnicą, że żona z haremu od dawna miała oko na Kerisa. Wydawało się, że w końcu dopięła swego, bo szpiedzy ciotki nie przekazaliby jej niepotwierdzonych pogłosek. Zarrah poczuła ból zaciskający się wokół jej piersi niczym imadło, a ciotka pokręciła głową.

– Wiem, że to cię zasmuca, kochanie, bo on bez wątpienia obiecywał ci wieczność. Ale to nie były obietnice, tylko kłamstwa. Z pewnością teraz to wiesz?

Zarrah zrobiło się niedobrze, bo choć nie miała prawa oczekiwać od Kerisa, że dochowa jej wierności po tym, jak groziła mu śmiercią, jej serce najwyraźniej na to liczyło. Jej serce było idiotą.

– Jesteś ofiarą Kerisa Velianta. – Ciotka zacisnęła pięści, uklęk­ła i spojrzała prosto w oczy Zarrah, a malujące się na jej twarzy przejęcie dorównywało gwałtownością jej głosowi, kiedy powiedziała: – Zmuszę go, żeby zapłacił za to, co ci zrobił. Co zrobił nam.

W oczach Zarrah błysnęły łzy. Złość, poczucie winy i wstyd ją dusiły, ale udało jej się wykrztusić:

– Skoro jestem ofiarą, to dlaczego wysyłasz mnie do tego miejsca? Skoro to na Kerisa jesteś tak wściekła, dlaczego karzesz mnie?

– Bo tylko w ten sposób się nauczysz. – Ciotka sięgnęła przez kraty, by otrzeć łzy z twarzy Zarrah, a później objęła dłonią jej policzek. – Jeśli nie byłoby konsekwencji, co powstrzymałoby cię przed powtórzeniem tego błędu? Co powstrzymałoby cię przed ponownym wejściem do jego łoża pod wpływem słodkich słówek i obietnic rozkoszy?

Nic. I wszystko.

– Wysyłasz mnie do więzienia dla morderców i gwałcicieli, żebym lepiej zrozumiała mężczyzn? – Zarrah splunęła ciotce w twarz. – Pierdol się.

Szybko niczym rozwścieczony wąż cesarzowa złapała siostrzenicę za koszulę i gwałtownie przyciągnęła ją do krat. Jej oddech parzył policzek Zarrah, kiedy krzyknęła:

– Udajesz się na wyspę, bo zdradziłaś Valcottę! Bo dałaś się oszukać Veliantowi! Bo pozwoliłaś, by potomek tego, który zamordował twoją matkę, a moją ukochaną siostrę, napełnił cię swoim nasieniem!

Zarrah skuliła się i próbowała się cofnąć, ale miała związane nadgarstki i nie mogła się zaprzeć. Usłyszała skrzypienie desek, jakby ktoś się zbliżał. W duchu błagała tę osobę o pośpiech, ale korytarz nadal był pusty.

– Ale mimo wszystkiego, co zrobiłaś, wciąż cię kocham. – Głos ciotki drżał od emocji. – Jesteś dla mnie wszystkim, Zarrah. Córką, której nigdy nie miałam. Mimo że inni doradzają mi, bym skazała cię na śmierć, ja daję ci szansę na odzyskanie miejsca u mojego boku. Na udowodnienie, że znów jesteś godna zostać następczynią tronu Valcotty. Wszelkie cierpienia, które cię czekają, będziesz znosiła z jego powodu. A każdą chwilę, którą przeżyjesz, będziesz zawdzięczała mojej miłości.

Łańcuch kotwiczny zagrzechotał, opadając w głębiny. Zarrah znów poczuła strach.

– Oszalałaś, jeśli wierzysz, że zamierzam walczyć o twoje przebaczenie.

– Powiadają, że miłość jest rodzajem szaleństwa – szepnęła ciotka. – I mimo całego bólu serca nikogo nie kocham tak bardzo jak ciebie, kochanie. I na nic tak nie czekam jak na twój powrót.

Zarrah nie mogła zaprzeczyć delikatnemu ściskaniu w sercu, tęsknocie za czasami, kiedy jej ciotka była murem chroniącym ją przed wszelkim cierpieniem, wojowniczką, która uratowała ją przed wrogiem i obiecała zemstę na tych, którzy zniszczyli ich świat. Mimo iż ciotka wypaczała słowa, by służyły jej celom, to kryjąca się w nich prawda miała największą władzę.

Rozległo się echo ciężkich kroków, a później w przejściu pojawił się Bermin. Kuzyn Zarrah ukłonił się swojej matce.

– Nadszedł czas, Wasza Cesarska Wysokość.

Ciotka się podniosła.

– Dziś się rozstajemy, Zarrah. Mam nadzieję, że wykorzystasz tę okazję, by rozważyć decyzje, które podjęłaś, ale również, co ważniejsze, decyzje, które podejmiesz, kiedy zasłużysz na uwolnienie z tego miejsca. – Nie dając Zarrah szansy na odpowiedź, cesarzowa odwróciła się na pięcie i odeszła, mówiąc do syna: – Wszystko ustalone?

Bermin pokiwał głową i przycisnął muskularne ciało do ­ściany, jakby obok niego pełzła kobra, a nie przechodziła kobieta.

– Dobrze. – Cesarzowa spojrzała na Zarrah. – Dopilnuj, by dotarła do więzienia żywa. To nie egzekucja, to próba.

Kuzyn zaczekał, aż jego matka wyszła na pokład, a później wyciągnął klucz z kieszeni i podszedł do drzwi celi.

– Coś ty narobiła, mała Zarrah? Nigdy nie widziałem jej tak wściekłej. Nawet Welran nie mógł jej uspokoić.

Kuzyn tak rzadko wspominał o osobistym strażniku matki, że Zarrah musiała mrugnąć dwa razy, zanim się skupiła.

– Co ci powiedziała? Jakie powody uwięzienia mnie tutaj podała?

– Nic. – Otworzył zamek. – I żadnego powodu. Tylko że musisz zostać ukarana. – Kuzyn zacisnął wielkie ręce na prętach, a cała konstrukcja zazgrzytała, gdy się o nią oparł. – Jej strażnicy szeptali, że oskarżyła cię o zdradzenie Valcotty, ale te pogłoski zostały wyciszone. Tak naprawdę jako cesarzowa nie musi mieć powodów, żeby cię tu wysłać. Wystarczy jej kaprys.

To była ostatnia szansa Zarrah, żeby wyjawić prawdę. Ostatnia szansa na to, by Valcotta dowiedziała się, że jedynym powodem trwania wojny były pragnienia cesarzowej.

– Próbowałam zakończyć wojnę, Berminie. Niektórzy Maridrini myślą jak ja i też tego pragną. Ostrzegłam ich, że cesarzowa zamierza spustoszyć Vencię, i udało im się powstrzymać atak.

Przechylił głowę.

– Tak samo jak powstrzymali atak na Nerastis.

To był atak, który miał poprowadzić Bermin, a Zarrah wiedziała, jak bardzo jej kuzyn pragnął chwały – okryłby się nią po odzyskaniu spornego miasta dla Valcotty. Zaprzeczanie, że odebrała mu tę możliwość, byłoby oczywistym kłamstwem, dlatego nawet jeśli Bermin jej nie wybaczy, musiał uwierzyć, że mówi prawdę.

– Tak. Zginęłyby tysiące niewinnych, i po co?

– Dla honoru i zemsty – odparł bez wahania.

– Nie. – Gwałtownie pokręciła głową, wiedząc, że kończy jej się czas. – Dla pychy i chciwości. Ciągle walczymy, nie dla dobra Valcotty, ale by zaspokoić ego cesarzowej. Wojna nie musi trwać, Berminie. Moglibyśmy ją zakończyć.

Kuzyn wpatrywał się w nią brązowymi oczami.

– Ci podobnie myślący Maridrini… Czy jest wśród nich Keris Veliant?

Prawda czy kłamstwo? Prawda czy kłamstwo?

– Tak. Zgodziłby się zawrzeć pokój, gdybyśmy dali mu szansę. Ale cesarzowa nigdy nie złoży broni. Ma obsesję na punkcie zniszczenia Maridriny i nie obchodzi jej cena krwi i życia. Z nią jest coś nie tak, Berminie. W jej sercu i umyśle czegoś brakuje, a to zmienia ją w…

– Potwora? – Bermin zaśmiał się zimno. – Dla ciebie to może objawienie, mała Zarrah, ale ja całe życie stawiałem czoło temu potworowi. Znosiłem ostre słowa i pogardę. Nigdy nie byłem dość dobry, niezależnie od tego, co czyniłem. A jeszcze gorzej zrobiło się w dniu, kiedy cesarzowa uznała cię za swoją. Tę dziewczynkę, z której miała ukształtować doskonałą spadko­bierczynię, i nieważne, że miała rodzonego syna. Odrzuciła mnie jak śmieci, a jednak ty nie dostrzegałaś jej natury do chwili, kiedy moja matka użyła swojego jadu przeciwko tobie.

Nie mylił się. Zarrah wiele razy widziała, jak ciotka traktuje Bermina, i nigdy nie powiedziała ani słowa. Nic nie zrobiła. Jednak, oceniając z perspektywy czasu, najgorsze było to, że wierzyła, iż kuzyn zasługuje na pogardę, z jaką traktowała go matka.

– Przykro mi.

– Nie wątpię. – Bermin puścił pręty, sięgnął do środka i znów wepchnął jej knebel do ust. – Może gdybyś kiedyś się mną przejmowała, teraz bym ci pomógł.

Otworzył kratę, złapał skrępowane nadgarstki Zarrah i pociągnął ją korytarzem, a później po drabinie na pokład.

Była noc, zimny wiatr niósł woń sosen i lodu.

Zarrah zmrużyła oczy oślepiona blaskiem licznych latarni oświetlających statek. Pokład był pusty, cała załoga skryła się pod nim, kiedy dostarczono Zarrah strażnikom więzienia czekającym przy relingu.

Ale to nie strażnicy przyciągnęli jej wzrok.

Za nimi wznosił się klif – jego pionową ścianę przecinało pęknięcie szerokości najwyżej połowy statku, na pokładzie którego teraz stała. Obie strony pęknięcia łączył półkolisty pirs, a pomost oświetlony pochodniami wychodził w morze jak płonący język.

Diabelska Wyspa. Osławione więzienie.

Opowieści o wyspie były równie liczne jak te szeptane o zesłanych na nią więźniach. Mimo że Zarrah zajmowała wysoką pozycję, nigdy nie miała do czynienia z więzieniem, bo każdego zbrodniarza, którego złapała, wysyłano do Pyrinat, by został osądzony. Oczywiście słyszała pogłoski o kanale wykutym w skałach, który biegł spiralnie w głąb, otaczał więzienie i bez ustanku wciągał morze do swego wnętrza, ale nigdy nie pozwalał mu wypłynąć na zewnątrz.

Jakby woda krążyła, a później spływała w dół do samych piekieł.

– To skazana? – spytała jedna ze strażniczek, kiedy Bermin po­ciągnął Zarrah bliżej.

– Tak. Jest wolą cesarzowej, by ta kobieta została oddana wyspie, co jest karą za jej zbrodnie.

– W takim razie w imię cesarzowej weźmiemy ją.

Kobieta sięgnęła po rękę Zarrah, ale Bermin jej nie puścił.

– Sam ją dostarczę.

– Nikt, kto postawi stopę na wyspie, nie może jej opuścić – stwierdziła strażniczka. – Nawet ci, którzy strzegą jej brzegów. Jeśli postawisz stopę na pomoście, wyspa cię zabierze w taki czy inny sposób.

Słowa strażniczki zmroziły Zarrah krew w żyłach. Jeśli to była prawda, nawet cesarzowa nie mogła wydobyć siostrzenicy z więzienia.

Bermin jednak pozostał niewzruszony.

– Wiesz, kim jestem?

Kobieta skinęła głową.

– Tak, Wasza Wysokość.

– Zatem wiesz, że stoję ponad prawem.

Nie było to w najmniejszym stopniu prawdą, a zmrużone oczy strażniczki świadczyły, że ona o tym wie, ale kobieta powiedziała jedynie:

– To nie prawo cesarzowej, Wasza Wysokość. To prawo wyspy.

„Co to w ogóle znaczy?”, zastanawiała się Zarrah.

Bermin splunął na pokład.

– Oszczędź sobie mamrotania. Sam dostarczę więźnia. Wszyscy, którzy staną mi na drodze, pożałują.

Strażniczka wzruszyła ramionami.

– Niech i tak będzie.

Zmuszono Zarrah do wejścia do czekającego barkasu. Bermin ściskał jej nadgarstki tak mocno, że z pewnością zostawił sińce. Łódź odcumowano od statku i choć nikt nie chwycił wioseł, popłynęła szybko w stronę diabelskiego języka, niesiona prądem. Dopiero kiedy się doń zbliżyli, strażnicy zaczęli wiosłować i skierowali łódź na lewą stronę pirsu, gdzie kolejni strażnicy czekali z cumami obok drabiny.

Bermin przeniósł Zarrah na nabrzeże, jakby była dzieckiem. Oczekujący strażnicy zmusili ją, by uklękła, kiedy pozostali wysiadali, a ona wykorzystała tę okazję, by się rozejrzeć. Kolejni mężczyźni i kobiety przyglądali się im z umocnionych strażnic wzniesionych w miejscach, w których półokrągły pirs przylegał do wyspy, w dłoniach luźno trzymali łuki, ale zachowywali czujność. W skale wykuto stopnie prowadzące od strażnic na szczyt. To była jedyna droga na wyspę poza paszczą.

– Wstawaj! – Bermin podniósł Zarrah i ciągnął ją tak, że czubki jej butów ocierały się o kamienny pirs, kiedy szli do środka półksiężyca, a później pomostem do miejsca, gdzie przycumowano łódeczkę.

– Masz dwie możliwości – powiedziała strażniczka. – Kieruj się światłami latarni do serca diabła i zostań tam tak długo, jak zechce cię mieć, albo powiosłuj do zębów i pozwól, by ucztował. Tak czy inaczej, on dostanie twoją duszę.

Zarrah nie odpowiedziała, patrzyła tylko na złowrogą szczelinę w ścianie klifu. Niesione przez wodę drewno wpływało w nią z niepokojącą szybkością. Siła prądu pozbawiała Zarrah złudzeń, że mogłaby powiosłować wbrew niemu. Wiedziała, że kiedy znajdzie się w więzieniu, jedynym sposobem opuszczenia go będzie złożenie przysięgi lojalności ciotce. Jeśli w ogóle istniała możliwość wyjścia…

Zatem nadszedł czas, by walczyć.

Wbiła piętę w górę stopy Bermina. Mężczyzna krzyknął z bólu i rozluźnił uścisk. Zarrah wyrwała się kuzynowi, odepchnęła strażniczkę barkiem i pobiegła pirsem, modląc się, by ustalenia Bermina powstrzymały ich przed zastrzeleniem jej.

Zrobiła najwyżej kilkanaście kroków, kiedy coś uderzyło ją w plecy i przycisnęło do pirsu. Kopnęła piętami. Raz. Dwa razy. Rozległy się przekleństwa, ale później ktoś złapał ją za nogi. Za ręce. Za szyję.

Próbowała odetchnąć, ale ręce się zacisnęły. Spanikowała i zaczęła szarpać te dłonie, ale inne ją powstrzymały. Musiała zaczerpnąć tchu – Boże, pomocy – potrzebowała powietrza.

Cesarzowa skłamała. Albo Bermin nienawidził Zarrah tak bardzo, że nie obchodziły go konsekwencje sprzeciwienia się rozkazom matki. Zrobiło jej się ciemno przed oczami, ale tuż przed tym, nim pochłonęła ją czerń, Bermin powiedział:

– Nie zasługujesz na moje miłosierdzie, zdrajczyni.

Zarrah udało się odetchnąć tylko raz, zanim kuzyn podniósł ją i zaniósł na koniec pirsu. Później leciała. Spadała.

Uderzyła plecami o dno łódki – zaparło jej dech w piersiach, a ból przeszył jej plecy.

– Nie! – próbowała krzyknąć, ale knebel sprawił, że jedynie zawyła. – Proszę!

Przetoczyła się na brzuch i wyciągnęła związane ręce do strażników, którzy patrzyli na nią bez litości. Każdy, kto przybył na wyspę, był demonem zasługującym na karę, a ponieważ nie znali jej imienia, nie mieli powodów myśleć, że jest inna.

Jeśli trafi do tego miejsca, albo ono pochłonie jej duszę, albo zrobi to cesarzowa.

Bermin odwiązał cumy. Pozwolił, by prąd odciągał łódkę od pirsu do chwili, aż trzymał sam koniec liny. Krzycząc przez knebel, Zarrah sięgnęła związanymi rękami do jednego z wioseł, próbując utrzymać łódkę w miejscu, ale udało jej się jedynie ustawić ją bokiem. Potrzebowała obu wioseł. Potrzebowała obu rąk.

Sięgnęła do góry, wyrwała knebel z ust i ugryzła węzeł wokół nadgarstków, ale był zawiązany zbyt ciasno.

Bermin puścił cumę.

Zarrah zgięła kolana, skoczyła i złapała czubkami palców skraj pirsu. Prąd szarpał jej stopy i próbował ją oderwać.

Starała się utrzymać na mokrym kamieniu. „Wspinaj się – rozkazała samej sobie. – Podnieś nogę”. Wtedy poczuła ciepły oddech na dłoniach.

– Berminie – sapnęła. – Wiem, że mnie nienawidzisz, ale pomyśl o Valcotcie. Pomyśl o ludziach, których można by ocalić, gdyby cesarzowa została odsunięta od władzy.

Kuzyn przyglądał jej się przez dłuższą chwilę ciemnymi oczami, a później szepnął:

– Zgadzam się, mała Zarrah. Valcotta potrzebuje kogoś nowego na tronie, by zachować siły. – W jego dłoni pojawił się nóż. Bermin przeciął nim więzy na jej nadgarstkach, zanim się wyprostował.

Zarrah odetchnęła z ulgą, mocniej złapała krawędź pirsu i zaczęła się podciągać.

– Ale to nie będziesz ty! – Bermin podniósł stopę, po czym mocno nadepnął na palce Zarrah.

Zarrah krzyknęła, kiedy rozluźniła uchwyt. Lodowata woda zamknęła się nad jej głową, a prąd natychmiast pociągnął ją do tyłu.

„Płyń!”

Machała nogami, kierując się ku powierzchni. Zalała ją fala przerażenia, bo prąd spychał ją w stronę szczeliny w urwisku. Wpatrywała się w kuzyna, który stał z rękami założonymi na piersiach i patrzył, jak wciąga ją paszcza diabła.ROZDZIAŁ 2 KERIS

– Jak to „nie możemy wypłynąć”?

– Tajfun. – Dax wskazał przez okno gabinetu. – Jeśli się przyjrzysz, zobaczysz go.

Keris był całkowicie świadomy czarnego nieba nad przystanią i rynsztoków wypełnionych wodą pędzącą w stronę Burzliwych Mórz.

– To zaledwie szkwał.

Kapitan jego straży podszedł do drzwi balkonowych i otworzył je. Drzwi natychmiast odskoczyły i z wielką siłą uderzyły o ścianę – Kerisa wręcz zaskoczyło to, że grube szkło nie popękało. Do środka wpadł wicher i porywał dokumenty z blatu biurka, a trzask grzmotu sprawił, że cała wieża się zatrzęsła.

– Masz rację, Wasza Łaskawość! – krzyknął Dax. – To tylko szkwał. Każę kapitanowi wziąć się w garść i przygotować statek.

Keris zaklął, złapał drzwi i naparł na nie całym ciężarem, żeby je zamknąć. Wirujące papiery powoli opadły na podłogę. Keris chwilę patrzył przez okno na przecinające niebo błyskawice i morską pianę unoszącą się ponad ogromny falochron osłaniający port przed wzburzoną wodą. Niszczycielski sztorm, a jednak – gdyby istniał sposób – Keris nie zawahałby się przed wypłynięciem.

Znów zaklął, odsunął się od okna i podszedł do kredensu. Od razu sięgnął po whiskey. Wieści o losie Zarrah dotarły do niego niedawno, ale jeśli wziąć pod uwagę, ile czasu zajęło szpiegowi dotarcie z Pyrinat do Vencii, Zarrah mogła już zostać dostarczona na Diabelską Wyspę. Mogła już trafić do piekła, które zapełniali najgorsi zbrodniarze Valcotty i z którego nikomu nie udało się uciec. A wszystko to w czasie, kiedy Keris w swoim luksusowym pałacu popijał whiskey ojca.

Kolejna fala wściekłości rozlała się w jego żyłach i Keris gwałtownie rzucił szklaneczką o ścianę. Rozpadła się, a bursztynowy płyn zaplamił złotą farbę.

– Naprawdę wczułeś się w swoją nową rolę, Wasza Łaskawość – zauważył Dax. – Nie tylko nosisz koronę, ale reprezentujesz ją zgodnie z tradycją.

– Pierdol się – warknął Keris. – Czy ja cię nie wyrzuciłem?

– Możliwe. – Dax wziął karafkę i dwie szklaneczki i przeniósł je na biurko. – Dużo mówisz, ale jeśli mam być szczery, połowy z tego nie słucham.

Keris miał na końcu języka tysiąc odpowiedzi, ale ponieważ Dax był jedyną osobą, w obecności której mógł się wypowiadać względnie swobodnie, zrażenie go do siebie nie leżało w jego interesie. Zwłaszcza że raczej go lubił.

Keris usiadł na krześle ojca. Nie mógł znieść myśli, że skórzana tapicerka dostosowała się do jego ciała, jakby zasiadanie na tym miejscu było jego przeznaczeniem. Wziął szklaneczkę od Daxa i wpatrzył się w jej zawartość, a jego umysł pogrążał się coraz bardziej w odmętach najróżniejszych myśli. Tak silny tajfun mógł szaleć przez wiele dni, a ponieważ nadeszła pora sztormów, kolejny mógł nadejść tuż za nim, zmuszając wszystkie statki, by trzymały się blisko wybrzeża. To oznaczało, że mogły minąć tygodnie, zanim Kerisowi udałoby się skłonić Larę i Arena do pomocy – zakładając, że w ogóle zgodzą się mu pomóc.

„Masz flotę, sam popłyń po Zarrah – szeptał głos w jego głowie. – Każdy dzień zwłoki to kolejny dzień jej uwięzienia”.

Keris opróżnił szklaneczkę, próbując zagłuszyć ten głos, bo stawał się głośniejszy niż logika i zdrowy rozsądek. Było całkiem prawdopodobne, że jego ludzie się zbuntują, gdy dowiedzą się, dokąd mają płynąć i dlaczego. Poza tym, nawet gdyby udało mu się nagiąć ich do swojej woli, zrobiłby dokładnie to, czego oczekiwała od niego Petra.

Cesarzowa chciała wojny. Chciała wojny teraz, kiedy Maridrina była osłabiona po konflikcie z Ithicaną. Tyle że poparcie dla działań wojennych wśród jej poddanych słabło – dlatego chciała, by to Keris zrobił pierwszy ruch.

„Bądź sprytny. Zapłać najemnikom, żeby cię zabrali”.

Bardziej kuszące, choć jedynie dlatego, że nie oznaczało tak poważnych konsekwencji dla królestwa. Tylko że i ten plan wydawał się planem porażki. Keris nie chciał opierać się na niesprawdzonej załodze, lojalnej jedynie wobec pieniędzy, szczególnie że Petra musiała się spodziewać jego przybycia. Znając jego szczęście, od razu wpakowałby się w zastawioną przez nią pułapkę.

Keris rozmasował skronie. Miał jedną szansę na uwolnienie Zarrah, jedną szansę na zrobienie tego właściwie, a to znaczy, że logika musi wygrać z emocjami. Nie było to łatwe, bo czasami strach i poczucie winy zaciskały się jak imadło wokół jego piersi, pozbawiając go tchu. Czasami jego serce biło tak szybko, że kręciło mu się w głowie i ledwo mógł ustać, nie wspominając już o myśleniu. Podobnie jak nie mógł mrugnąć, a tym bardziej zasnąć, bo za każdym razem kiedy zamykał oczy, widział twarz Zarrah. Słyszał jej głos. „Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć. Nie chcę słyszeć twojego głosu. A jeśli nasze ścieżki jeszcze kiedyś się przetną, zabiję cię”.

– Dlaczego tak bardzo chcesz popłynąć do Ithicany? – Głos Daxa przerwał jego rozmyślania i Keris uniósł głowę, żeby spojrzeć mężczyźnie w oczy.

– Przepraszam?

– Skąd ten pośpiech? Most nigdzie sobie nie pójdzie, a może warto dać Ithicanom trochę czasu na uspokojenie, zanim do nich przypłyniesz i zaczniesz stawiać żądania. – Dax opróżnił szklaneczkę i pokiwał głową. – Zacny trunek.

– Obowiązuje chyba zakaz picia na służbie? – spytał Keris beznamiętnym tonem, bo nie znalazł żadnego sensownego powodu, by wyruszyć do Ithicany. Poza prawdą. A tej nie zamierzał wyjawić.

– Możliwe. – Dax podrapał się po nieogolonej brodzie. – Ale biorąc pod uwagę, że ty pijesz na służbie, uznałem, że zakaz to raczej wskazówka.

Było kilka argumentów, które Keris mógłby wygłosić – przede wszystkim, że jest królem i może robić, co zechce. Tymczasem sięgnął po butelkę i napełnił szklaneczkę Daxa. Ten niemal samo­dzielnie zorganizował bunt przeciwko ojcu Kerisa, rozgłaszał pogłoski na temat traktowania Arena, co wywołało gwałtowne protesty mieszkańców, żądających dowodu, że Ithicanin wciąż żyje, co z kolei było kluczowym elementem planu Kerisa, który ostatecznie doprowadził do uwolnienia Arena. Dax czuł dużą niechęć do polityków i arystokratów i z tego właśnie powodu najprawdopodobniej tak dobrze dogadywał się z Kerisem – nieistotne, że Keris był i tym, i tym.

– Muszę naprawić kontakty z Ithicaną i przywrócić handel z Południową Strażnicą. Utraciliśmy połowę floty, tysiące ludzi, i znów zagraża nam głód. Maridrina jest osłabiona, szczególnie wzdłuż południowej granicy.

– Ale w Nerastis trwa pat. – Dax spojrzał na biurko Kerisa w poszukiwaniu ostatniego raportu, ale połowa dokumentów wylądowała na podłodze. Poddał się i znów usiadł wygodnie. – Nic nie wskazuje na to, że Valcottanie zamierzają nas zaatakować.

Ponieważ Petra czekała, aż Keris zrobi pierwszy ruch. Czekała, aż on wszystko zacznie, żeby nie podsycać pogłosek, iż to ona dąży do wojny. Polityczka pierwszej klasy, która bardzo dobrze ukrywa, jakim jest potworem. Tak dobrze, że tylko inne potwory dostrzegają, kim naprawdę jest.

„Potwory takie jak ty”.

Keris zignorował głos szepczący mu w głowie i skupił się na strategii Petry. Zarrah nie została osądzona. W Pyrinat krążyły pogłoski, że zesłano ją na Diabelską Wyspę, nie wydano jednak oficjalnego oświadczenia. Z pewnością nie pojawiła się żadna wzmianka na temat związku Zarrah z nim, a on podejrzewał dlaczego. Z tego samego powodu Serin nie ujawnił romansu – Maridrini zwróciliby się przeciwko Kerisowi, gdyby dowiedzieli się o Zarrah. Zabiliby go od razu i bez sądu, co w oczach Serina byłoby stanowczo zbyt szybką śmiercią. Sroka chciał, żeby Keris cierpiał. Petra najpewniej też tego chciała, ale czegoś innego pragnęła jeszcze bardziej.

Wojny.

Rozległo się pukanie do drzwi i Dax, który zachowywał się swobodnie jedynie wtedy, kiedy był z królem sam na sam, obciągnął mundur. Podszedł do drzwi, otworzył je i porozmawiał ze strażnikami na zewnątrz, po czym zaklął pod nosem. Zatrzasnął drzwi za sobą i odwrócił się do Kerisa.

– W Kolcorośli doszło do incydentu.

Tam, gdzie kościół szkolił akolitki. Keris poderwał się na równe nogi.

– Sara?

Dax miał ponurą minę.

– Ktoś próbował ją porwać.ROZDZIAŁ 3 ZARRAH

„Płyń!”

Musiała płynąć, jeśli nie chciała utonąć, a ponieważ odwrót był niemożliwy, jedyna droga do życia prowadziła naprzód.

Zarrah poświęciła temu zadaniu wszystkie siły: jej ręce przecinały wodę, a nogi poruszały się gwałtownie, spojrzenie zaś cały czas wbijała w łódkę przed sobą.

Woda była lodowata i pełna unoszących się resztek drewna, a ściany klifu po obu stronach szczeliny przybliżały się coraz bardziej. Gdyby woda rzuciła Zarrah na jedną z nich, byłoby po wszystkim. Utonęłaby, połamana i zakrwawiona, a jej ciało stałoby się karmą dla ryb.

Czy co tam żyło w tym przeklętym miejscu.

Musiała dogonić łódkę.

Tylko że z każdą mijającą sekundą oddalała się od niej coraz bardziej.

Zarrah ukryła twarz pod wodą i płynęła, a czuła się tak, jakby niósł ją nurt rozpędzonej rzeki i dodawał jej przyspieszenia.

Coś otarło się o jej nogi.

Zarrah poderwała kolana, przekonana, że w wodzie oprócz niej jest coś. Coś z zębami.

I wtedy to coś, grube i szorstkie, otarło się o jej ramiona.

Sznur.

Udało jej się złapać koniec. Jej ramiona prawie zostały wyrwane ze stawów, gdy szarpnęło nią do przodu. Kaszląc i krztusząc się, Zarrah zaczerpnęła tchu i podciągnęła się na linie w stronę łódki.

Jej ciało drżało z wysiłku, a palenie w piersi oznaczało, że płuca potrzebują więcej powietrza. Odepchnęła się w stronę powierzchni. Jednak to przerażenie, nie powietrze, wypełniło ją, kiedy ujrzała, jak łódka odbija się od zakrętu urwiska i pędzi w jej stronę.

Odruchowo zanurkowała.

Łódka przeleciała nad głową Zarrah, jej ręce trzymające sznur zostały szarpnięte gwałtownie do tyłu, a pięty uderzyły w klif. Siła uderzenia przeszyła jej kręgosłup i sprawiła, że kolana się ugięły.

Ciało Zarrah przeszył ból, któremu towarzyszyło rozpaczliwe pragnienie zaczerpnięcia tchu.

„Poradzisz sobie! – zachęcała samą siebie. – Walcz!”

Powoli przesuwała się wzdłuż liny, aż w końcu przebiła ­powierzchnię wody tuż obok łódki. Złapała burtę i podciągnęła się.

Dokładnie w chwili, gdy łódka się obróciła i uderzyła w klif.

Drewno zatrzeszczało, a siła uderzenia prawie wyrzuciła Zarrah z powrotem do wody.

Zaciskając zęby, Zarrah zaczepiła stopą o burtę i wpadła do łódki.

Odpoczywała krócej, niż trwa uderzenie serca, bo świat wirował wokół niej, kiedy łódka kręciła się na wzburzonej wodzie.

Musiała nad nią zapanować.

Zarrah podniosła wiosło z dna łódki, zaparła się stopami o burty i wpatrzyła w wąski kanał przed sobą. Dopiero teraz zorientowała się, dlaczego w ogóle coś widzi, mimo iż jest noc. Nad nią, daleko poza jej zasięgiem, na łańcuchach przymocowanych do dużych wsporników wbitych w ściany klifu wisiały latarnie.

A na szczycie klifu czekali łucznicy.

Oni jednak nie byli zagrożeniem. Cesarzowa nie pragnęła śmierci Zarrah, chciała jedynie złamać ją na tyle, by dała się ukształtować na nowo.

Zarrah nie miała zamiaru się na to zgodzić.

Wiosłowała ze wszystkich sił, starając się powstrzymać łódkę przed uderzaniem w klify, gdy woda krążyła coraz bliżej serca wyspy. Jednak było za późno i łódka coraz bardziej się zanurzała.

A spiralny kanał prowadzący do środka wyspy ciągnął się bez końca.

Może nie było środka. Może to była kara – zostać w łódce krążącej cały czas dookoła i wiosłować rozpaczliwie do utraty sił, aż pochłonie ją woda, gdy łódka się rozpadnie.

Albo dopóki nie zacznie błagać ciotki o przebaczenie.

– Nie ulegnę – warknęła, po czym spojrzała na czekających łuczników i krzyknęła: – Nie poddam się!

Jeśli nawet usłyszeli ją ponad szumem wody, ich twarze pozostały obojętne, jakby byli świadkami czegoś, co widzieli wcześniej już sto razy.

Skalna ściana po prawej skończyła się gwałtownie.

Z tej samej strony w łódkę uderzyła gwałtowna fala, niemal ją przewracając. Zarrah mocno trzymała się burty, a z jej gardła wydarł się krzyk. Nie strachu, lecz wściekłości.

Łódka się zakręciła, blask latarni rozmył, a po chwili w polu widzenia Zarrah pojawiła się plaża.

Pogłoski były prawdziwe.

Woda zabrała Zarrah do serca wyspy – do wyspy wewnątrz wyspy, skrawka lądu otoczonego wodą. Dziewczyna wbiła paznokcie w drewno, kiedy zastanawiała się, co robić. Popłynąć teraz na plażę czy pozwolić, by woda pociągnęła ją wokół wyspy, co umożliwiłoby jej rozejrzenie się.

Ale…

Znów poczuła strach i obejrzała się przez ramię. Jej łódki nie poniósł przypływ, ale prąd, zatem woda gdzieś odpływała. A tym „gdzieś” musiało być w dół.

– Boże, miej nade mną litość – szepnęła, uświadomiwszy sobie, że pod wyspą rzeczywiście był wir. Gdyby nie wyszła teraz na plażę, zostałaby pociągnięta na dno morza. Albo do samego piekła.

– Zgiń teraz albo zgiń później! – krzyknął ktoś, a kiedy Zarrah podniosła wzrok, zobaczyła uśmiechniętą szyderczo strażniczkę. – Jeśli miniesz skraj tej plaży, decyzja zostanie podjęta za ciebie.

Zarrah pokazała kobiecie środkowy palec, a później powiosłowała w stronę skalistej plaży. Jej łódka tonęła i zwalniała coraz bardziej, a woda w każdej chwili mogła wciągnąć ją za punkt bez powrotu.

„Wyjdź! – szeptał strach. – Płyń!”

Ale ta łódka mogła być jej jedyną szansą na ucieczkę. Zarrah nie mogła jej stracić.

– Dalej! – Wiosłowała ze wszystkich sił, jej ramiona drżały, ale panika dodawała jej energii, kiedy walczyła z prądem.

Była to przegrana bitwa, zalana łódka ledwo płynęła. Zarrah zaklęła, złapała cumę wciąż przywiązaną z przodu i skoczyła.

Woda zamknęła się nad jej głową. Zimno odczuła jak nóż wbity w pierś, ale zignorowała to i popłynęła. Jej buty dotknęły skalistego dna, ale wciąż płynęła z prądem, jednocześnie kierując się w stronę plaży.

Do pasa.

Do uda.

Ale kończyła jej się plaża.

– Lepiej się pospiesz – zawołał ktoś z góry. Nie ta strażniczka co wcześniej, ale nuta rozbawienia w głosie była taka sama. Dla nich to był żart. Chwila zabawy przerywająca martwą ciszę nudy.

Zarrah owinęła cumę wokół rąk, przekręciła się i zaparła, kiedy zalana łódka przepłynęła obok. Sznur się napiął. Szarpnęła, próbując wciągnąć łódkę na plażę, ale prąd był silny.

Zarrah krzyknęła, wykorzystując resztki sił, i zrobiła krok do tyłu. A później drugi, ciągnąc łódkę za sobą. Wyszła wreszcie z wody, a jej pięty wbiły się w kamienisty piasek, gdy wyciągnęła niewielką łódź częściowo na plażę.

Łapiąc oddech, patrzyła, jak woda wypływa przez otwory w łódce. Odczekała, aż będzie niemal pusta, zanim odciągnęła ją na tyle daleko od zabójczego prądu, by można ją było uznać za bezpieczną. Następnie padła na tyłek.

I spojrzała na tych, którzy z niej szydzili.

Po drugiej stronie wody wznosił się klif. Ze wsporników w kształcie litery L przymocowanych do skały zwieszały się latarnie rozświetlające wodę i plażę, jakby to była scena, a strażnicy byli widzami.

– Pierdolcie się! – krzyknęła do nich. Złościło ją, że ludzie zachowywali się w taki sposób. Jak gdyby jej walka o życie była przedstawieniem. Podobnie jak mordercze wysiłki wszystkich innych, którzy trafili na wyspę.

„Wszystkich innych…”

Zarrah zrobiło się zimno. „Ty idiotko. Ty przeklęta, głośna tępaczko!”

Zacisnęła dłoń na kamieniu i powoli odwróciła głowę, by spojrzeć na wyspę za sobą. Wyspę pełną najgorszych zbrodniarzy w Cesarstwie Valcotty.

I zobaczyła wpatrzone w siebie oczy.ROZDZIAŁ 5 ZARRAH

Było ich siedmioro: trzy kobiety i czterej mężczyźni. Wszyscy nosili zniszczone, brudne ubrania, które wyglądały na pozszywane z łachmanów. Wszyscy mieli długie, niemyte włosy, mężczyźni gęste brody, a ich ciała były chude, twarde i żylaste. Czworo z siódemki miało skórę o brązowym odcieniu, troje bledszą – a wszyscy brudną.

I wszyscy mieli broń.

Pałki, laski i noże, które wyglądały na zrobione z kawałków znalezionego metalu. Każda broń wystarczyłaby, aby odebrać życie.

– Witaj na Diabelskiej Wyspie – odezwał się mężczyzna potężny jak Bermin, z kręconą czarną brodą pasującą do włosów. Uśmiechnął się, ukazując złote zęby, i podszedł bliżej. – Wieki minęły, od kiedy mieliśmy świeże mięso.

„Mięso. Kanibale”.

Zarrah się nie zawahała. Rzuciła kamieniem w mężczyznę, poderwała się na równe nogi i ruszyła biegiem, a jego krzyk bólu podążał za nią na wzgórze. Widziała przed sobą ciemną linię drzew i dużych głazów, ale reszta kryła się w mroku.

Potknęła się i wykręciła kostkę na rumowisku, ale udało jej się nie upaść. Kamień stukał o kamień, kiedy kanibale rzucili się w pościg, a ich szybkie kroki wskazywały, że im łatwo nie ucieknie.

– Stój – krzyknął jeden z nich. – Nie zrobimy ci krzywdy!

„Tylko mnie zjecie”, pomyślała i pobiegła jeszcze szybciej.

Małe skały ustąpiły miejsca większym głazom. Zarrah skoczyła między nie i pobiegła w stronę linii drzew. Światło latarni wiszących na klifach stawało się coraz słabsze. Więźniowie znali każdy cal wyspy. Może zastawili pułapki albo ich towarzysze czekali na Zarrah w zasadzce, ale ciężkie oddechy ścigających ją ludzi dudniły jej w uszach. To nie był czas na ostrożność.

Musiała znaleźć kryjówkę.

Dotarła do drzew. Czuła mocną sosnową woń, kiedy jej przemoczone buty miażdżyły dywan opadłych igieł, a od zimnego powietrza piekło ją w płucach. Niekiedy dostrzegała wydeptane ścieżki, ale unikała ich. Lawirowała między drzewami i kierowała się w górę, pokładając nadzieję w tym, że jako lepiej odżywiona i silniejsza uzyska przewagę.

– Stój! – ryknął potężny mężczyzna, a Zarrah odważyła się obejrzeć za siebie.

Był na tyle blisko, że widziała blask księżyca odbijający się od jego zębów. Pozostali deptali mu po piętach.

– Chcemy ci pomóc!

„Bzdury”.

Musiała dotrzeć dalej. Zniknąć im z oczu na kilka uderzeń serca, żeby ukryć się w ciemności. Ale ten przeklęty sukinsyn dotrzymywał jej kroku. Wspinała się coraz wyżej i przyszło jej na myśl, że nie wie, jak duże jest więzienie na wyspie. Nie wiedziała, czy znajduje się kilka kroków od fosy, czy dzieli ją od niej jeszcze mila.

Dotarła na szczyt, lodowaty wiatr szarpał jej włosy i ubranie. Gdy się rozejrzała, serce zabiło jej szybciej. Niezliczone latarnie oświetlały spiralę wody niknącą w ciemnej otchłani morza – wszystko to było widoczne z miejsca, w którym Zarrah stała.

Nie miała jednak czasu na podziwianie widoków. Ani na zastanawianie się nad ucieczką z wyspy. Musiała umknąć innym więźniom.

Biegła po szczycie, choć z trudem łapała oddech i dostała kolki.

I wtedy jej stopa zaczepiła się o coś niewidocznego w ciemnościach.

Zarrah potknęła się i przetoczyła, jej ciało obijało się o skały i korzenie, dopóki się nie zatrzymała.

„Wstawaj! Biegnij!”

Z jej warg wyrwał się jęk, gdy podniosła się z trudem. Głowa ją bolała, a po policzku spływała krew. Podniosła z ziemi kamień, obróciła się gwałtownie i…

…odkryła, że pościg zatrzymał się w odległości kilkunastu kroków i nikt nie przekroczył niskiego, kamiennego murku, o który się potknęła.

– Jeśli ci życie miłe, wrócisz na nasze terytorium – zawołał mężczyzna. – Tam, dokąd idziesz, czeka cię tylko śmierć.

– W przeciwieństwie do długiego życia, które czeka mnie z wami? – Zarrah zaśmiała się z goryczą, a później przycisnęła dłoń do boku, bo przeszył ją ból. – Jestem wdzięczna za propozycję, ale muszę odmówić.

– Oni cię zabiją, kobieto! Zabiją i… – Urwał i ostrożnie cofnął się o krok, unosząc pałkę.

Zarrah poczuła mrowienie skóry i dotarło do niej – tuż przed tym, jak jej usta nakryła silna dłoń – że popełniła fatalny błąd.

Uderzyła łokciami do tyłu, ale wtedy kolejne ręce złapały ją za ramiona. Za nogi. Nim zarzucono jej worek na głowę, Zarrah dostrzegła ciemne sylwetki zbliżające się do murku i unoszące broń.

Jej niedoszli wybawiciele zaś zniknęli.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: