Wieczny król - ebook
Wieczny król - ebook
Odebrali mu koronę, więc on porwał im córkę…
Przez lata Erik, pokryty bliznami władca Wiecznego Królestwa, myślał tylko o zemście na człowieku, który uśmiercił mu ojca, a Jego samego uwięził Go pod falami i uczynił więźniem własnej ziemi.
Aż nastał moment, gdy córka śmiertelnego wroga nieumyślnie zerwała łańcuchy Wieczności, a Erik uczynił ją nieświadomą niczego marionetką w swojej wyrachowanej grze.
Ona jest niewinna, on – okrutny i zdeterminowany, by odzyskać to, co stracił. Bez względu na cenę.
Chyba że najpierw ona skradnie mu serce.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Fantasy |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68473-21-6 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ta noc
Zakończenie wymagało zmiany. Dziewczynka spędziła całe popołudnie na wykreślaniu kruczym piórem wersów, a następnie dopisywała nowe i lepsze, by mogła je przeczytać chłopcu zamkniętemu w ciemności. Historia o wężu, co zawarł przyjaźń ze słowikiem. Opowieść, w której żyli długo i szczęśliwie, ponieważ w jej wersji wąż nigdy nie pożarł ptaka.
Wkrótce po tym, jak księżyc zalśnił wysoko na firmamencie, dziewczynka wymknęła się z poddasza fortecy wzniesionej nieopodal wybrzeża. Skulona, pod osłoną tataraku, dotarła do starej kamiennej wieży. Choć jej szczyt runął dawno temu i z majestatyczną budowlą nie miała już wiele wspólnego, ściany wciąż pozostawały solidne i nieprzejednane niczym dwóch stojących obok siebie postawnych mężczyzn.
Żelazne pręty zakrywały kilka otworów wzdłuż fundamentów. Dziewczynka naliczyła sześć zakratowanych okien, nim przykucnęła przed ostatnią celą.
– Krwawy Śpiewaku – wyszeptała.
Od zakończenia bitwy ćwiczyła zachrypnięty ton tak, aby słyszał go uwięziony chłopiec, ale strażnicy patrolujący granicę mogli zbyć odgłos jako nieistotny syk leśnego zwierzęcia.
Pięć zaintonowanych dźwięków, dziesięć… aż w głębokiej ciemności zalśniły oczy czerwone niczym zachód słońca po szalejącej burzy. Był przerażającym chłopcem. Niewiele starszym od niej, lecz zaprawionym w bojach, ponieważ podnosił miecz przeciwko wojownikom jej ludu. Chłopcem, na którym tu i ówdzie wciąż widniała zaschnięta krew. Serce dziewczyny ścisnął dziwny strach, którego nie pojmowała. To być może ostatnia noc, gdy mogła go zobaczyć. Musiała wykorzystać szansę.
– Próby zaczną się o świcie – rzekł chłopiec głosem łamliwym i suchym jak słoma. – Lepiej odejdź, mała księżniczko.
– Ale mam coś dla ciebie, no i muszę dokończyć opowieść. – Z sakiewki przewieszonej przez ramię dziewczynka wyjęła książeczkę oprawioną w podartą cielęcą skórę. Na okładce widniały czarne kontury ptaka i zwiniętego węża. – Chcesz usłyszeć zakończenie?
Przez dłuższą chwilę czerwonooki nawet nie mrugnął. Następnie ostrożnie usiadł na wilgotnym podłożu celi i skrzyżował nogi pod smukłym ciałem.
Dziewczynka przeczytała ostatnie strony nowego, przyjemniejszego zakończenia. Słowik i wąż trwali w przyjaźni pomimo dzielących ich różnic. Bez kłamstw, podstępów i sztuczek. Każde słowo zbliżało ją do krat, aż jej głowa spoczęła oparta o zimne żelazo, a ręka zawisła między prętami, jakby sięgała ku chłopcu pośrodku celi.
– Bawili się od świtu do zmierzchu – czytała, mrużąc oczy, by rozszyfrować swe niechlujne pismo. – I żyli długo i szczęśliwie.
Z uśmiechem zatrzasnęła skórzaną okładkę, po czym popatrzyła bacznie na chłopaka. Ten oparł dłonie z tyłu za sobą, wyprostował nogi i skrzyżował nagie kostki.
– Czy to właśnie o nas, księżniczko? Czy jesteśmy jak wąż i słowik?
Dziewczynka uśmiechnęła się szerzej, czerwonooki zrozumiał puentę.
– Myślę, że tak, i wciąż pozostali przyjaciółmi. Dlatego też jutro podczas prób możesz oznajmić wszystkim, że nie będziemy już walczyć. A moi ludzie pozwolą ci zostać.
Koniec z krwią. Koniec z koszmarami. Nie mogła znieść więcej krwi przelanej w imię bezsensownej nienawiści i wojny.
Gdy chłopiec milczał, sięgnęła ponownie do torby i wyjęła rzemyk ze srebrnym talizmanem, który kupiła za ostatniego miedziaka. Przedstawiał jaskółkę w locie.
– Proszę. – Wsunęła ręcznie robiony naszyjnik przez kratę i pozwoliła mu upaść z brzękiem. – Pomyślałam, że będzie ci przypominał tę opowieść.
Nagle odległość między nimi stała się błogosławieństwem. Gdyby była mniejsza, chłopiec mógłby dostrzec rumieniec na jej policzkach. I zrozumieć, że nadzieje związane z amuletem bynajmniej nie dotyczyły utrwalenia przeczytanej historii, lecz zachowania w pamięci _niej samej_.
Chłopak powolnym ruchem zgarnął talizman i brudnym kciukiem musnął skrzydła jaskółki.
– Jutro albo zostanę odesłany, albo ujrzę bogów, Słowiku.
Żołądek nazwanej pieszczotliwie podskoczył, a coś gorącego jak rozlana herbata nagle wypełniło wnętrze dziewczyny. _Słowik_. Ten przydomek przypadł jej do gustu.
– Tak bywa, kiedy przegrywa się wojnę. – Chłopcu zadrżały usta, gdy z namaszczeniem zakładał rzemyk na szyję. – Taka jest kolej rzeczy.
Serce odwiedzającej więźnia zamarło. Opuściła brodę. Mimo iż liczyła na cud, nie była naiwna. Wiedziała, że jedyną rzeczą, która mogłaby uratować mu życie, stanowił jego nastoletni wiek. Jako dorosły mężczyzna niewątpliwie straciłby głowę. Walczył przeciwko jej ludowi i pałał do niego głęboką niechęcią. Tak jak wąż z opowieści nienawidził ptaków pośród drzew za ich wolność w przestworzach.
Ale nie patrzyła na to. Głębokie i instynktowne uczucie sprawiało, że lgnęła do chłopca. Miała nadzieję, że on je odwzajemni, lecz ta okazała się płonna.
Co prawda był jeszcze dzieckiem, lecz nigdy nie zdoła już zrzucić piętna wroga. Pozostanie przeklęty i potępiony, na zawsze.
Mrugnęła i znowu sięgnęła do sakiewki.
– Wiem, że to ważne dla twojego ludu. Pomyślałam, że może zechcesz jeszcze raz to zobaczyć.
Ostrożnie objęła dłonią złoty talizman w kształcie cienkiego dysku. Wyglądał na delikatny, zniszczony i nadgryziony zębem czasu. Z szorstkich krawędzi metalu ulatywał cichy szum resztek starożytnej magii. Gdyby jej ojciec się dowiedział, że wyjęła talizman z sejfu, prawdopodobnie zamknąłby ją w pokoju na tydzień.
Światło księżyca rzucało blask na osobliwą runę pośrodku krążka. Chłopiec siedzący w cieniu westchnął. Dziewczynka nie sądziła, że zrobił to celowo.
Po raz pierwszy, odkąd zaczęła mu czytać, wspiął się na kamienną ścianę piwnicy i zacisnął dłonie na prętach zamykających otwór. Czerwień w jego oczach wezbrała jak krew, uśmiech przeszedł w inny. Na tyle szeroki, że mogła dostrzec lekko wystające boczne zęby, niemalże jak kły wilka, choć krótsze.
Ten widok sprawił, że przeszył ją dreszcz.
– Zrobisz coś, Słowiku?
– Co takiego?
Chłopiec skinął głową w stronę dysku.
– To prezent od mojego ojca. Proszę, przypilnuj go dla mnie, dobrze? Pewnego dnia wrócę po niego, a wtedy opowiesz mi więcej ciekawych historii. Obiecujesz?
Dziewczynka zadrżała, ale zignorowała dreszcz przebiegający wzdłuż jej ramion i szepnęła:
– Obiecuję.
Gdy w pobliżu usłyszała donośny odgłos ciężkich butów szorujących o ziemię, pod osłoną ciemności rzuciła chłopcu ostatnie spojrzenie. Ten uniósł z piersi srebrny amulet z jaskółką i ponownie wyszczerzył zęby w wilczym uśmiechu, a dziewczynka czmychnęła w gęsty tatarak.
Jej serce waliło jak szalone, kiedy pędziła z powrotem w kierunku domu. Patrzyła przy tym na dysk w dłoniach, nie zauważyła więc wystających korzeni. Zaczepiła o łuk grubego kłącza i upadła twarzą do ziemi. Zakaszlała, ale wstała na kolana. Gdy zerknęła w dół, poczuła, jakby wnętrzności skręciły się w supeł.
– O nie – jęknęła cicho.
Talizman, który zaledwie chwilę wcześniej przysięgła chronić, wylądował pod nią, a złoty blask run lśnił teraz na trzech wyszczerbionych kawałkach pośród gąszczu otaczających je traw. Łzy zamgliły wzrok dziewczyny, gdy zbierała części, szlochając i obiecując solennie, że zrekompensuje stratę, jakoś naprawi to, co zniszczyła.
Być może właśnie przez rozpacz przeoczyła osobliwy symbol niegdyś widniejący na powierzchni dysku, a teraz wyryty na gładkiej skórze pod zgięciem łokcia.
Z czasem, im więcej się dowiadywała o podłości i okrucieństwie morskich fae, które zaatakowały jej lud, tym częściej wspominała tę noc jak wstydliwą tajemnicę. Wymyślała coraz to nowe historie o bliźnie na ramieniu, o niezdarnym upadku na brukowanych schodach w ogrodzie. Wymazała z pamięci obietnicę daną chłopcu. Zaczęła postrzegać go tak jak wszystkich innych z Wiecznego Ludu – niczym śmiertelnego wroga. Gdyby tylko tamtej nocy trzymała się z dala od celi, być może cały świat, który znała, nie ległby w gruzach.ROZDZIAŁ 1
Słowik
Powietrze przesycał zapach krwi. Blade promienie słońca z trudem przebijały się przez tumany mgły nad brzegiem wody, a gorący metaliczny zapach wypełniał moje płuca z każdym oddechem.
Odchyliłam grube, tkane zasłony, aby sprawdzić, czy u podnóża rodzinnej wieży nie doszło czasem do jakiejś krwawej zbrodni. Błotniste drogi przecinające drewniano-kamienną fortecę, którą każdego lata nazywaliśmy domem, przez dwa tygodnie przemierzali tłumnie hałaśliwi kupcy i dworzanie przygotowujący się do festiwalu.
Żadnych kości. Żadnej krwi ani ciał.
Opuściłam zasłonę i przesunęłam kciukiem po haftowanych różach i krukach – symbolach klanów Nocnego Ludu z krain północy. Krainy Wschodnie, Południowe i Zachodnie miały własne charakterystyczne znaki.
Traciłam rozum. Brutalne koszmary o wężach pożerających pisklęta nie pozwalały mi spać. Teraz przenosiłam krew i śmierć ze swoich snów do rzeczywistości. Być może wynikało to z faktu, że Karmazynowy Festiwal oznaczał koniec wojny. A może było tak dlatego, że to już dziesiąty festiwal od czasu, gdy nasi wrogowie – morskie fae – zostali uwięzieni pod falami.
Z każdym mijającym latem nawiedzające mnie sny stawały się coraz bardziej realistyczne, niczym koszmary na jawie. Obietnica złożona szczupłemu chłopcu zamkniętemu w celi zatruwała mój umysł nieustannymi obrazami potwornych węży wypełzających z morza, noc po nocy.
Byłam głupia. Od zakończenia wielkiej wojny nie słyszałam żadnej wzmianki o ludziach morza. To lato nie miało być inne.
Żeby ukoić napięcie, otworzyłam szufladę stolika nocnego. W środku leżały trzy kawałki runicznego talizmanu. Od momentu rozbicia dysku coraz bardziej kruszały, jakby zamieniały się w piasek na wybrzeżu. Z trudem dostrzegałam ich dawny kształt.
Z hukiem zamknęłam szufladę i wróciłam do szerokiego łoża, po czym naciągnęłam na głowę ciężką futrzaną kołdrę. W samotności mogłam wpaść w objęcia nerwicy – czuć przyspieszone tętno, zimny pot na dłoniach i niespokojne drżenie w żyłach.
Twierdza została zaprojektowana tak, by pomieścić wszystkie cztery rodziny królestw fae. Dla Ludu Morza byliśmy fae ziemi, ale w rzeczywistości tworzyliśmy odrębne klany o różnych magicznych zdolnościach i talentach.
Wszystkie one połączyły siły, by zaprowadzić pokój podczas wielkiej wojny przeciwko mrocznej furii, jak mój klan nazywał ich magię, i ludowi Wiecznego Królestwa – fae morza. _Jego_ ludowi. Festiwal był pretekstem do świętowania zwycięstwa i dawał powód, by spotkać wszystkich, których kochałam, podczas dni przepełnionych grami i zabawami, łucznictwem, tańcami i zbyt dużą ilością alkoholu. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego to lato wydawało się tak… inne.
– Livia! – usłyszałam wołanie, po czym ciężkie uderzenie w grube, dębowe drzwi aż zatrzęsło stropem nad głową. – Jesteś potrzebna, a nigdzie cię nie ma. Zauważyłem, że zniknęłaś, gdybyś przypadkiem chciała wiedzieć, kto najbardziej o ciebie dba.
Musiał być już późny poranek, skoro tym razem Jonas został wyznaczony, aby mnie sprowadzić.
Strategiczne posunięcie. Dobre zagranie. Jego wulgarny język był w równym stopniu urokiem, co bronią. A on wiedział doskonale, jak go używać.
– Kobiece dni! – wrzasnęłam z twarzą w poduszce. – Lepiej już sobie idź!
– Jestem gotowy na wszystko.
Rozległo się kilka kliknięć zapadki, a po chwili drzwi stanęły otworem.
Podskoczyłam na łóżku i ściągnęłam brwi.
– Jonasie Erikssonie, ostrzegałam cię, żebyś nie gmerał przy moich zamkach.
Wyszczerzył zęby w figlarnym uśmiechu, który podbił serce niejednej kobiety na dworze.
– Pamiętam, że kiedyś mi tego zabroniłaś, ale po prostu mam gdzieś zakazy.
Drań.
Wypełniał drzwi swoim wzrostem i posturą. Jako dziecko był bardzo ruchliwy, a jako mężczyzna – jeszcze bardziej. Miał ciało wręcz stworzone do walki, ale jednocześnie wystarczająco zwinne, by mógł przemykać dworskimi uliczkami niczym złodziej pod osłoną nocy.
Zręczność w obchodzeniu się z zamkami i wprawa w przemykaniu niewielkimi przestrzeniami mogłyby niepokoić, gdyby książę wykazywał złe zamiary. Prawda wyglądała tak, że Jonas i jego bliźniak Sander nie potrafili powstrzymać swojej skłonności do wchodzenia wszędzie niepostrzeżenie. Wychowywali ich dość przebiegli król i królowa, którzy sami niejednokrotnie kradli.
Jonas podszedł do wysokiego okna i rozsunął ciężkie zasłony. Zamrugałam, gdy do pokoju wpadło światło słoneczne, a za nim podmuch wiatru, niosący ze sobą zapach krwi i morza.
Mężczyzna odwrócił się ku mnie, oparł ręce o biodra i zaprezentował złośliwy uśmiech.
– Zadowolony z siebie? – Przeczesałam palcami splątane ciemne warkocze.
– Niezmiernie – odparł.
Starszy z bliźniaczych książąt Wschodu miał jasne, zielone oczy i przebiegły uśmiech skrywany pod ciemnym zarostem, a to sprawiało, że niejedna dama dyskretnie odwiedzała po zmroku komnatę Jonasa. Gdyby wiedziały, jak dobre serce ukrywa pod intrygami i sprytem, nigdy nie dałyby mu spokoju.
– Wstawaj. Powozy zaraz odjeżdżają.
Boże, jak długo spałam?
– Szybciej, Liv. Mówię to ze szczerą troską: zajmie ci trochę czasu, nim znów zaczniesz się jakoś prezentować. Wyglądasz, jakby połknęła cię koza, a potem wydaliła wraz z odchodami.
– Czy mówiłam ci już, że nie jesteś ani trochę czarujący?
– Wiele razy. I nadal nie masz racji. – Jonas uklęknął przy moim łóżku. – Odnoszę wrażenie, że jesteś zmartwiona, Livie. Powiedz mi, co cię trapi.
– Nic oprócz ciebie.
– Ranisz mnie. – Przycisnął dłoń do emblematu miecza otoczonego cieniem, naszytego na ciemnej tunice. Pieczęć jego dworu. Twarz mężczyzny spoważniała, a on patrzył tak uważnie, że aż miałam ochotę zniknąć pod kołdrą. – Bez wygłupów, naprawdę wszystko w porządku?
Ręce opadły mi bezwładnie. Wadą przyjaźni budowanych od dzieciństwa było to, że znaliśmy każdy gest i centymetr twarzy drugiej osoby. Swoje słabości i mocne strony. Lęki.
Opadłam na poduszki i wbiłam wzrok w belki stropu.
– Znowu miałam ten sen.
– Cholera. – Jonas odpiął trzy noże umocowane przy skórzanym pasie, ściągnął buty i wśliznął się do mojego łóżka. – Dlaczego od razu nie powiedziałaś?
Ten dureń oparł plecy o drewniane wezgłowie, skrzyżował nogi w kostkach i otworzył ramiona. Skinieniem głowy zachęcił, bym usiadła obok.
Nawet nie drgnęłam, na co uniósł brwi i pstryknął palcami.
– Będę czekał cały cholerny poranek, Livie. Wiesz, że tak będzie.
– Jesteś niereformowalny.
Zareagował cichym śmiechem. Uległam i się w niego wtuliłam. Uścisnął mnie po bratersku.
Przez chwilę milczeliśmy. Następnie głęboki głos zabrzmiał tuż przy moim uchu.
– Wiem, że festiwal przywołuje wiele złych wspomnień. Rozumiem, że te morskie łotry groziły twojej rodzinie, ale to już nie powróci. A jeśli nawet, wziąłbym sobie za punkt honoru, by ściąć głowę Krwawego Śpiewaka.
Z uśmiechem objęłam go w talii. Tylko przyjaciele wiedzieli o snach, które dręczyły moją duszę od zakończenia wojny. Gdy w jednym z sennych widzeń pojawił się wąż, otworzył paszczę i połknął mnie w całości, podświadomie wiedziałam, że wizja została wysłana przez Erika Krwawego Śpiewaka. Wiecznego Króla.
Obwiniał Valena Ferusa, króla Nocnego Ludu, za śmierć rodzica.
To prawda, ojciec zabił króla Thorvalda tuż przed moimi narodzinami. Ale miał ku temu cholernie dobry powód.
Podczas wojen Erik był chłopczyną nieznającym niczego poza groźbami i niemożliwymi do spełnienia obietnicami.
Wiedziałam o tym wszystkim, lecz nadal nie mogłam się pozbyć przytłaczającego ciężaru czegoś strasznego, co widniało na horyzoncie. Jakby pokój przypominał zaledwie kruchą warstewkę lodu i tylko odpowiedni czas musiał upłynąć, zanim wszystko pęknie.
– A teraz… – Jonas objął mnie drugą ręką, poprawił oparcie ciała o wezgłowie łóżka i przyłożył nieogolony policzek do mojego czoła. – Odsuńmy od ciebie ten natłok myśli, dobrze? Znasz Lady Freydis…
– Jonas, przysięgam na bogów, jeśli nie skończysz gadać…
– Nie, posłuchaj. Coś zaszło, a ja nie umiem tego ogarnąć.
Westchnęłam.
– Dobra, o co chodzi?
– Wczoraj wieczorem dotarliśmy do fortu i wszystko przebiegało jak zwykle. Sander dziwak odszedł pospiesznie, by znów wsadzić nos w książki. A ja miałem pewne plany względem Freydis po ostatnim festiwalu, więc nie było zaskoczeniem, że zastałem ją w swoim pokoju.
Przewróciłam oczami, ale z uśmiechem. Jonas sprawiał wrażenie czymś naprawdę zdezorientowanego. Gdyby miał odrobinę oleju w głowie, zdałby sobie sprawę, że Freydis interesuje jedynie jego tytuł szlachecki – ni mniej, ni więcej, tylko tak samo, jak on interesował się jej cyckami.
– Co zrobiła? – zapytałam, trącając przyjaciela w bok. – Czy już zażądała korony?
– Wcale nie – odparł. – Widzisz, nie przyszła sama. Przyprowadziła Ingrid Nilsdotter.
Zrobiłam wielkie oczy.
– Nie mówisz poważnie.
– Och, bardzo poważnie. A teraz mam pytanie, ponieważ w pewnym momencie doszło do sytuacji, w której my…
– Boże! Przestań! – Odepchnęłam go, po czym wyskoczyłam z łóżka.
– Co? – Książę wgapiał się we mnie. – Myślałem, że chcesz pomóc. Freydis uniosła nogi w taki sposób, że Ingrid…
– Jonas, ani słowa więcej, bo przysięgam, że wyrwę ci język.
Popędziłam na drugi koniec pokoju i otworzyłam ogromną szafę. Gorączkowo przeszukiwałam suknie, tuniki, kalosze, wszystko, co mogłoby mi pomóc oderwać myśli od opowieści tego głupca i jego lubieżnych schadzek z dwórkami. Za zasłoną garderoby, podskakując na jednej nodze, wciągnęłam czarne spodnie.
– Idź porozmawiać o tym z Sanderem – kontynuowałam. – Doprawdy, co cię opętało, by pomyśleć, że chcę znać szczegóły… – urwałam, gdy donośny śmiech przyjaciela skłonił mnie do zerknięcia zza parawanu.
Jonas, z rękami założonymi za głowę, leżał rozłożony z zadowolonym uśmieszkiem przyklejonym do ładnej buźki.
– Nie, nie przestawaj się ubierać. Świetnie ci idzie.
Zaciskając szczęki, rzuciłam mu w głowę jednym z botków, które miałam pod ręką.
– Powiedziałeś to wszystko, żeby podstępem wyciągnąć mnie z pościeli.
– Dotrzymuję słowa, a obiecałem, że wkrótce cię sprowadzę. Nie kwestionuj moich metod, skoro działają. Zwłaszcza w tak ważne dni jak ten. – Jonas zszedł z łóżka i podniósł delikatną srebrną opaskę w kształcie kwiatowej winorośli. – Zapomniałaś, że dziś rano przybyli oficerowie Armii Ravy na naradę z naszymi rodzicami? Alek, pamiętasz go? Jeszcze niedawno byliście ukochanymi krewnymi, ale może coś uległo zmianie w ciągu tych sześciu miesięcy, gdy wyjechał?
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Aleksi był dla mnie jak drugi brat. Zdobył stopień oficerski w Armii Ravy i przez ostatnie pół tury stacjonował wśród mroźnych gór Północy, gdzie odbywał szkolenie.
– Nie zapomniałam, snobie.
Z niecierpliwością oczekiwałam chwili, gdy znów go spotkam, ale ten jeden szczególny sen wywołał mój niepokój i skutecznie odwrócił uwagę od karawany Ravy, która przybyła, by eskortować królów i królowe na ich coroczne obrady.
Pospiesznie skończyłam się ubierać, przepłukałam usta i poprosiłam Jonasa o pomoc w wygładzeniu warkoczy.
Wystarczył kwadrans, abym z czarnym stalowym sztyletem przy pasie opuściła pokój pod ramię z Jonasem.
– Kłaniam się nisko, przyjacielu – rzekłam, gdy dotarliśmy do krętych schodów prowadzących do wielkiej sali fortecy. – To był jeden z twoich lepszych forteli, by wyciągnąć mnie z sypialni.
Z szelmowskim uśmiechem ucałował moją dłoń.
– Ach, Livie… A któż dowiódł, że te sprośne opowieści to fantazje i kłamstwa?ROZDZIAŁ 2
Słowik
W forcie krzątały się szwaczki i uwijali krawcy, kończący szycie dla dworzan i szlachty sukien, eleganckich kurtek i dubletów na jutrzejszy bal maskowy. Służący przemierzali tam i z powrotem schody czterech narożnych wież, by zyskać pewność, że władcy wszystkich królestw otrzymują należytą obsługę.
Podczas gdy wieża klanu Nocnego Ludu emanowała ciszą i spokojem, z drugiej wieży, należącej do królestw Wschodnich, dobiegało znacznie więcej hałasu.
– Czy Sander dręczy twoich ludzi? – zapytałam księcia, kiedy przechodziliśmy przez otwartą wielką salę.
Równie przystojny i równie przebiegły jak on, jego brat był jednak znacznie poważniejszy i wyrachowany. Podczas gdy Jonas oddawał się hulankom, Sander obserwował. Kiedy Jonas po każdym spotkaniu zabierał do łóżka nową kochankę, Sander pozostawał z nami – przyjaciółmi i bliskimi.
Książę spojrzał w stronę wieży swojej rodziny i wybuchnął głośnym śmiechem.
– Nie, chyba ktoś nazwał mojego ojca „Wasza Wysokość” lub obdarzył go jakimś innym arystokratycznym tytułem, co rozpętało prawdziwe piekło.
Zawtórowałam mu śmiechem, ale w głębi duszy wiedziałam, że to może być prawda. Podobnie jak moi rodzice, każdy król i królowa toczyli wojny o swoje tytuły. Nie wszyscy urodzili się w rodzinie królewskiej, a ojciec bliźniaków po stokroć wolał być zapamiętany jako intrygant i złodziej aniżeli władca.
– Oto i oni. Wygląda na to, że Alek jest otoczony. No niech mnie bogowie! Spójrz na tego łajdaka. – Jonas wykrzywił usta z dezaprobatą. – Wrócił do nas cały i zdrowy.
Nasze rodziny stały w grupce przed otwartą bramą, w pobliżu karawany czarnych powozów otoczonych przez wojowników Ravy. Aleksi, ubrany w szykowny, ciemny, obszyty srebrem mundur, przyjmował uściski i pochwały arystokratów Nocnego Ludu.
Zachichotałam, bo kuzyn uśmiechał się grzecznie, lecz z niepokojem potrząsał rękami. Jego miękka, brązowa skóra nie nosiła śladu zarostu, a gęste, kasztanowe włosy splecione zostały w warkocz pośrodku głowy. Złote oczy i usta podkreślał delikatny makijaż.
– Jest zdenerwowany, nie lubi być w centrum uwagi – zauważyłam, na co Jonas prychnął.
– Tylko mi nie mów, że Alek po cichu nie marzy o tym, by zostać bohaterem. Po prostu nie mówi o tym głośno – stwierdził.
Przyspieszyliśmy kroku. Brnęliśmy przez tłum, nie spuszczałam wzroku z kuzyna i jego rodziny. Alek miał bardziej szpiczaste uszy niż moje, ale tylko dlatego, że pochodziłam zaledwie w połowie od fae. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy dostrzegłam blade, gęste warkocze swojej matki, która objęła Aleksiego i przytuliła go mocno do siebie.
Elise Ferus była królową fae, lecz z urodzenia zwykłą śmiertelniczką. Jej życie uległo wydłużeniu, podobnie zresztą jak innym z ludu fae, po tym, jak złożyła przysięgę mojemu ojcu i została poddana zaklęciu długowieczności.
Jonas wyciągnął szyję.
– Cholera. Spójrz na niebo. Jeśli nie dotrzemy szybko do zatoki, złapie nas burza.
Uchylone drzwi drewnianej bramy wypuszczały promienie słońca na ciemną taflę wody. Podążyłam za wzrokiem przyjaciela w kierunku nierównego wybrzeża. Nad horyzontem nadal wisiały gniewne chmury. Wyglądały, jakby czekały na jakiś bodziec, który sprowadzi nawałnicę prosto na nasze głowy. Strach próbował mnie ogarnąć i przekonać, że przerażenie, które czułam wcześniej, stanowiło mroczną zapowiedź nadchodzących wydarzeń.
Nieopodal dostrzegłam ciemną smugę przecinającą powierzchnię morza – prąd, w którym woda była inna i pieniła się niczym nieruchome fale, które nigdy nie uderzały o brzeg. To Otchłań – naturalna bariera między moim ludem a morskimi fae.
Większość ludzi przybyłych na festiwal nie zwracała na nią uwagi, lecz ja nie mogłam oderwać od niej wzroku. Zupełnie jakby napięcie w mojej piersi czekało tylko na to, aż strzeżone bariery ustąpią, a hordy morskich fae przejdą na drugą stronę.
Kolejna trująca myśl, pozostałość po obietnicach złożonych przez chłopca z celi.
Otchłań była nienaruszona, jak zwykle.
_Spokojnie, oddychaj_. Nic się nie zmieniło. Twierdza pozostawała dobrze strzeżona przez strażników Ravy, którzy patrolowali teren pomiędzy wieżami oraz zewnętrzne bramy. Gromki śmiech, zarówno szlachty, jak i poddanych, nadal rozbrzmiewał w korytarzach. Otchłań widniała tam, gdzie zawsze, jako znak innego świata, szczelnie zamknięta między falami.
– Mamy mnóstwo czasu, żeby patrzeć, jak pijesz do upojenia na brzegu. Chodź, tam jest reszta. – Skierowałam księcia w stronę płóciennego baldachimu, pod którym spadkobiercy wszystkich królestw chronili się przed porannym upałem.
Sander Eriksson uniósł zielone oczy znad pożółkłych stron oprawionej w skórę książki. Takie same oczy jak te jego brata, lecz jeszcze bardziej przebiegłe.
– Livie. Jaką historię opowiedział ci Jonas, żeby cię tu ściągnąć?
– Nie chcesz wiedzieć. – Puściłam ramię przyjaciela i stanęłam obok Miry, księżniczki regionów Południa.
Poprawiła diadem w kształcie rozpostartych skrzydeł kruka wpięty w ciemne włosy i spojrzała mi w twarz z irytacją.
– Zabierz ode mnie tę bestię.
Rorik, mój młodszy brat, ciągle wymachiwał drewnianym mieczem i łapał Mirę za biodra lub uda, jakby dostrzegł groźnego wroga. Miał zaledwie dziewięć wiosen, ale był dość mały jak na swój wiek. Wydawał realistyczne odgłosy walki o różnej intonacji, gdy niewidzialni najeźdźcy w okrutny sposób ginęli z jego rąk.
Sander zatrzasnął książkę, włożył ją za pasek spodni, a następnie posadził sobie Rorika na ramiona.
– Chcesz zostać wojownikiem Ravy, Ror?
Chłopiec uśmiechnął się szeroko.
– Ja pierdzielę, no pewnie, że tak!
Wyciągnęłam rękę i dałam mu pstryczka w szpiczastą końcówkę ucha.
– Co mami mówiła o języku, jakiego używasz?
– Nie kabluj, Livie, to na pewno nic nie powie.
Jonas wybuchnął śmiechem i przybił piątkę z małym księciem.
– Ror, od kiedy to jesteś takim mądralą?
Spojrzałam na Erikssona z niepokojem, gdy dzieciak powtórzył słowo „mądrala” co najmniej trzy razy. Rorik był mały, ale zadziorny. Uosabiał dzikiego ducha i uwielbiał wojowników Ravy, a przede wszystkim – Aleksiego. Mój brat miał takie same ciemne oczy jak ojciec, lecz jaśniejsze włosy, jakby w ten sposób próbowała się przebić bladość naszej matki.
– Alek wygląda, jakby miał puścić pawia. – Jonas szturchnął brata w żebra. – Zakład o dziesięć miedziaków, że zwymiotuje z powodu traumy, jaką zafundowała mu wierchuszka.
Sander trzymał Rorika za nogi i w milczeniu oceniał fizjonomię mojego kuzyna, który podchodził do swoich dowódców.
– Zakład stoi.
Mira przewróciła oczami i mruknęła:
– Wy dwaj nigdy się nie zmienicie.
Przygryzłam od wewnątrz policzek. Powstrzymanie bliźniaczych książąt przed intrygami było wręcz niemożliwe. Podstępy i sztuczki mieli we krwi.
Jonas chwycił przedramię Sandera, patrząc na Aleksiego bez mrugnięcia okiem.
– Cholera.
Alek pożegnał dowódców poszczególnych oddziałów Ravy i kroczył z niezrównaną pewnością siebie. Przyjaciel miał powody, by podjąć ryzyko zakładu. Pomimo dostojnego wyglądu kuzyn gardził uwagą, jaką przynosiła mu pozycja na dworze. Jako książę, a teraz też oficer, bez wątpienia czuł na sobie spojrzenia wszystkich obecnych, gdy ściskał przedramiona towarzyszy broni.
Starszy książę Wschodu przyłożył dłoń do ust, gdy Aleksi zwinnie się odwrócił, by powitać swoich ojców – Sola i Tora. Mężczyźni byli moimi wujami.
Tuż po tym, jak Aleksi bez mrugnięcia okiem uścisnął obydwu, Sander z szyderczym uśmiechem wyciągnął rękę. Jonas zaklął i wcisnął dziesięć monet w dłoń brata.
Znienacka z jednej z wież strażniczych rozbrzmiał donośny dźwięk rogu.
– Nareszcie – mruknął przyjaciel.
– Twoja matka by się załamała, gdyby wiedziała, jak bardzo chcesz, żeby już sobie poszła – szepnęłam.
– Jak śmiesz – odparł obrażony. – Matka jest światłem mojego serca. Ale mam plany na ten festiwal i są pewne rzeczy, których nie powinna wiedzieć o życiu syna.
– Odkąd kilka miesięcy temu mama nakryła go z jedną z jego sparingpartnerek, nie jest już sobą – powiedział cicho Sander.
Jonas zbladł jak prześcieradło.
– To było straszne. Przez kilka tygodni nie mogłem spojrzeć jej w oczy.
Sander zdjął Rorika z barków i bliźniacy opuścili nas, by pożegnać się z rodziną. Mira też poszła do swoich bliskich. Chwyciłam brata za rękę i pomimo protestów pociągnęłam go w stronę naszego klanu.
Nasz lud – Nocny Lud fae – dostał dar od bogów pozwalający mu kontrolować ziemię, podczas gdy ludność Wschodu, gdzie mieszkali Jonas i Sander, używała podstępnej magii umysłu i ciała. Lud Miry zaś zamieszkiwał krainy Południa i Zachodu, gdzie fae mogły zmieniać los, przybierać różne postacie lub wpływać na ludzi za pomocą zaklęć i iluzji.
Mój wzrok spoczął na rodzicach.
Fale gęstych, kruczoczarnych włosów ojca były skrzętnie ułożone, a boki splecione w warkocze, co odsłaniało czubki szpiczastych uszu. Szepnął coś do matki, której jasne pukle i krystaliczne oczy kontrastowały z jego urodą. Zasłoniła usta, by ukryć śmiech po tym, co mężczyzna powiedział.
Oboje byli brutalnymi wojownikami, lecz sobie okazywali troskę i uczucia, niekiedy aż na granicy dobrego smaku. Jeśli kiedykolwiek miałabym znaleźć miłość, prosiłabym, aby była taka jak ich.
– Alek! – zawołał Rorik, zanim jeszcze zdążył podejść do naszych rodziców.
Kuzyn uśmiechnął się szeroko i zaczął przeciskać przez tłum prosto ku nam.
Wydałam cichy okrzyk ekscytacji. Niemal udusiłam Aleksiego, tak kurczowo objęłam go za szyję. Otoczył ramionami moją talię i mocno przytulił.
– Nie wolno ci nigdy więcej zostawiać mnie na pół tury samej z Jonasem. On nie ma żadnej podzielności uwagi.
Alek ze śmiechem wskazał na swój nowy mundur i miecz lśniący u pasa.
– No i jak ci się podoba?
Ujęłam jego twarz w dłonie.
– Wyglądasz snobistycznie, pretensjonalnie i nudno.
Aleksi ze śmiechem przycisnął mnie twarzą do torsu, tak że zakrył mi usta i uniemożliwił mówienie.
– Co powiedziałaś? Groźny? Potężny? Kuzynko, nie dosłyszałem, co mówiłaś?
Miałam już dwadzieścia wiosen, a Aleksi dwadzieścia jeden, lecz nadal potrafiliśmy wydobyć z siebie tę dziecięcą figlarność.
– Do diabła, Alek! – Rorik otworzył szeroko usta. – Ale masz miecz!
Chłopak uklęknął przed dzieckiem, by pokazać mu lśniące ostrze.
Żywiłam trochę obawy, że młody zemdleje, a z drugiej strony, że wybuchnie płaczem na widok nieskazitelnej stali imponującego oręża.
– Livie. – Delikatny dotyk matki spoczął na moim ramieniu. Przez chwilę patrzyła uważnie, jakby wyczuła, że miałam za sobą burzliwą noc. Zawsze to potrafiła. – Wszystko w porządku, kochana?
– Tak. – Objęłam ją w talii i oparłam głowę na barku rodzicielki, mimo że była niższa niż ja. – Wszystko minęło, gdy nastał świt.
Matka pogłaskała mnie po ręce, delikatnie i czule. Robiła, co mogła, aby złagodzić koszmary, które nawiedzały jej córkę od dawna. Warcaby, kołysanki, opowieści, a nawet pozwalała mi sypiać między nią a ojcem.
A teraz gestami i słowami dawała do zrozumienia, że zawsze jest obok.
Westchnęła głęboko i spojrzała w niebo.
– Mam nadzieję, że jutrzejsze zawody nie będą w deszczu.
– Lepiej, żeby nie, bo odetnę Alvie nogi – rzucił Rorik, ponownie w szaleńczym fechtunku wymachujący drewnianym mieczem. Alva była córką pierwszego rycerza mojego ojca i w jakiś sposób została największą rywalką małego księcia. – Są tak długie jak gałązki. Założę się, że przetnę je na pół.
Prychnęłam. Rorik wymachiwał mieczem, zadając ciosy na oślep niewidzialnemu przeciwnikowi. Miał jeszcze długą drogę przed sobą, nim tak jak Aleksi włoży czarną kolczugę.
– Boże, ratuj mnie przed tym chłopcem – wymamrotała pod nosem matka, po czym zamknęła oczy. Nie była słabą kobietą, ale miałam przeczucie, że syn taki jak Rorik to zguba dla każdej rodzicielki.
Nagle brat przerwał wyimaginowaną walkę i rozpromienił oblicze, gdy nadszedł kolejny wojownik Ravy.
– Stieg!
Stieg to kapitan ojca, który służył mu jeszcze, zanim rodzice złożyli przysięgę małżeńską, na długo przed wojną morską. Pewny jak słońce i twardy jak skała. Żywiłam głębokie przekonanie, że Rorik wcale nie marzył o przejęciu korony, lecz o dniu, w którym będzie służył u boku Stiega.
Kapitan podszedł do brata z uśmiechem na zniekształconych szramą wyniesioną z walki ustach.
– Ćwiczysz, młody książę?
– Zawsze.
Mężczyzna się zaśmiał i poczochrał włosy Rorika. Blizny, runy wytatuowane na policzkach i kość przebita w poprzek nosa nadawały mu groźny wygląd, ale jedno spojrzenie na błysk w stalowych oczach wojownika zdradzało jego prawdziwy charakter.
– Powozy są gotowe, moja królowo – rzekł z powagą i pochylił głowę w geście szacunku.
Matka westchnęła, a gdy spojrzała na mnie, ściągnęła brwi z wyraźną troską. Objęłam ją.
– Mami, nic mi nie będzie. Jedź już. Odpocznij od nas przez kilka dni.
Przykryła dłonią moją rękę na swoim ramieniu.
– Dziesięć wiosen. Trudno uwierzyć, że byłaś niewiele starsza od Rorika, gdy ustały walki. Tegoroczne święto jest kamieniem milowym na drodze, którą przebyliśmy, dlatego wydaje się tak odmienne.
Poczułam mrowienie na skórze. Czy ona miała to samo wrażenie co ja? Przełknęłam ślinę, odganiając myśli o tym, co mogłoby być, gdyby wszyscy odczuwali w tej chwili ten sam niepokój. Prawdopodobnie te dziwne reakcje nachodziły mnie z powodów, o których wspomniała matka. Zaszło wiele zmian, a te znaczące wydarzenia skłoniły nas do refleksji nad życiem.
To wszystko.
Ciernista łodyga róży owijała sztylet i wraz z toporem bojowym zdobiła drzwi powozu Nocnego Ludu, który miał zabrać moich wujów i rodziców na coroczną radę królewską. Rady zawsze odbywały się w zamku ostatniego króla i królowej, jacy zostali koronowani. Oboje raczej unikali dużych zgromadzeń, takich jak Karmazynowy Festiwal, i zapraszali klany do swojego pałacu położonego wśród wzgórz i oddalonego o około dwa dni drogi stąd.
Tam biesiadowali, omawiali wszelkie problemy w królestwach, wspominali wojny, w których wspólnie walczyli, i utrzymywali nasz świat we względnym pokoju.
Matka przytuliła Rorika, a następnie mnie. Pocałowała mój policzek i czubek głowy.
– Liv, przysięgnij, że będziesz mądra, rozsądna i powstrzymasz Jonasa przed spłodzeniem dziesięciu nowych spadkobierców tronu.
– Jak on miałby to zrobić? – zapytał Ror z wielką powagą.
Mami i ja spojrzałyśmy na siebie i parsknęłyśmy śmiechem, po czym przytuliłyśmy chłopca jeszcze mocniej.
W trakcie gdy ona prawiła mojemu bratu kazanie, że ma przestrzegać rozkazów Stiega podczas ich nieobecności, ja ostrożnie podchodziłam do pleców ojca. Nikt nigdy nie zaskakiwał go w ten sposób, ale był na tyle zajęty rozmową z moimi wujami, że mogłabym…
– Cześć, kochana. – Odwrócił głowę, gdy dzieliły mnie od niego zaledwie dwa kroki.
– Na bogów, tato. Twoja wściekłość podkreśla ci uszy. – Przewróciłam oczami i czekałam, aż otworzy ramiona, po czym go ominęłam, by najpierw uścisnąć wujka Sola.
Wywołanie zdrowej, braterskiej rywalizacji między nimi było warte zachodu, gdyż ojciec ściągnął brwi i spojrzał gniewnie na brata.
– Wujku – powiedziałam. – Czuję, że jakoś nie mogę z tobą porozmawiać od momentu naszego przyjazdu.
Sol, równie przystojny jak mój ojciec, zamiast ciemnych oczu Nocnego Ludu miał niebieskie tęczówki, identycznie jak ja. Złożył delikatny pocałunek na mym czole.
– Bo mój król jest dupkiem i zajmuje mi cały czas.
Karcący głos matki przyciągnął nasze spojrzenia. Patrzyła gniewnie na Sola i wskazywała palcem Rorika, który ze szczerym uśmiechem mruknął pod nosem „dupek”.
Mężczyzna szybko przeprosił ją odpowiednim gestem, a potem mrugnął do mnie.
– Dziewczyno, z każdym dniem jesteś coraz bardziej podobna do swojej uroczej matki. Dobre, królewskie geny.
Komplement, mimo że miły, był daleki od prawdy, więc raczej miał służyć jako przytyk skierowany do ojca.
To prawda, że matka jest piękną kobietą, ale jedyne, co po niej odziedziczyłam, to oczy. Choć błękit moich bardziej przypominał tęczówki Sola niż jej. Skórę miałam miękką i opaloną, jak ojciec, a włosy w mrocznym odcieniu z nutką czerwieni i błękitu.
Zatrzepotałam rzęsami, a potem podeszłam, by uściskać wujka Tora. Poważny i zamyślony Torsten stanowił piękne dopełnienie swojego królewskiego małżonka. Miło wspominałam jego nauki cierpliwości i wytrwałości w walce. Był zdecydowany, potężny i przebiegły w każdym calu.
Gdy napotkałam ponownie wzrok ojca, trzymał już Aleksiego za przedramiona. Witał się z nim i spoglądał na mnie ponad ramieniem kuzyna.
– Och, a więc dopiero teraz moja kolej?
Objęłam ojca w talii. Łączyła nas silna więź i od zawsze stanowił dla mnie bezpieczną przystań, do której mogłam przycumować i w razie potrzeby znaleźć schronienie.
Z uśmiechem ujął moje policzki w szorstkie dłonie.
– Postanowiłem zabrać cię ze sobą na naradę.
Na usta wypłynął mi złośliwy uśmiech. Co turę mówił to samo.
– Valen, kategorycznie ci na to nie pozwolę! – zawołała z powozu matka. – Daj spokój Liv i zostaw jej wolność.
– Wolność, by dała się omamić głupcom, którzy myślą tylko o chędożeniu! – odparł wzburzony.
– Chędożyć! Chędożyć! – wyrecytował Rorik ze szczerym uśmiechem na twarzy.
– Na bogów! – Matka zamknęła oczy, a potem ze współczuciem pocałowała synka w policzek. – Nic dziwnego, że dziecko ma niewyparzony język, skoro słyszy takie wynurzenia ojca.
– Livie. – Tata objął mnie ramieniem i odciągnął na bok. – Chciałem cię ostrzec, dostałem kilka próśb od… – Przełknął ślinę, jakby nagle zrobiło mu się gorzko w ustach. – Od naszych szlachciców o… twój czas.
Serce mi zamarło.
– Co masz na myśli, mówiąc „mój czas”?
Ściągnął brwi.
– Są zainteresowani małżeństwem, moja droga.
Na bogów miłosiernych. Głupotą jest dać się zaskoczyć czymś takim! Byłam dziedziczką klanów Ludzi Nocy, panów rozległych regionów na dalekiej Północy. Oczekiwano, że prędzej czy później znajdę sobie małżonka. Lecz prawda dusiła moje wnętrze. Byłam pełnoletnia, a jednak taka niewinna i niedoświadczona. Kilka pocałunków, skradzionych przez szlacheckich młodzianów z różnych królestw, i to zazwyczaj w ramach zakładu, żeby pokazać Jonasowi, że wcale nie jestem taką cnotką, za jaką mnie uważał.
Czułam nieśmiałość w stosunku do mężczyzn, a Mira to jedyna osoba, która wiedziała naprawdę, jak bardzo niezdarnie wypadam w miłosnych podbojach.
Małżeństwo.
Brzmiało to tak… nudno.
Nie zamierzałam poślubić kogoś tylko dlatego, że tego oczekiwano. Pragnęłam namiętności, ognia, który sprawiłby, że jeśli nie zaznam dotyku miłości, wybuchnę. Chciałam szaleństwa, obsesji i odrobiny chaosu.
A co, jeśli wybiorę partnera, a po kilku turach się okaże, że ten zanudził mnie na śmierć, a ja nigdy nie doświadczyłam nikogo innego?
– Livie. – Ojciec przechylił głowę i zniżył głos, podczas gdy inni rozmawiali gwarnie wokół nas. – Wiesz, że nigdy nie wydam zgody na coś wbrew twojej woli.
– Wiem. – Wymusiłam uśmiech i ścisnęłam jego dłoń.
Pocałował mnie w kostki.
– Świadomość, że podczas mojej nieobecności będzie kręcić się wokół ciebie mnóstwo niegodziwych drani, jest niepokojąca.
– Spokojnie, tato. Jestem otoczona wianuszkiem nadopiekuńczych mężczyzn. Jeden fałszywy ruch i głowy śmiałków polecą.
Parsknął i przyciągnął mnie do siebie.
– Wybacz, ale powierzenie twojego bezpieczeństwa Jonasowi Erikssonowi wcale nie działa uspokajająco.
– Słyszałem to! Teraz czuję, iż muszę udowodnić, że się mylisz. – Donośny głos Jonasa przebił się przez zgiełk dochodzący z powozu jego rodziny.
– Widzisz? Nie miej trosk – powiedziałam, obejmując ojca. – Stieg i większość żołnierzy Ravy zostają z nami.
Pocałował mnie w czoło. Czule jeszcze raz pożegnałam matkę oraz wujów, a potem patrzyłam, jak pozostali władcy królestw fae wsiadają do powozów i wszyscy opuszczają fort, a wyznaczeni strażnicy Ravy podążają za nimi konno.
Następnego dnia przywódcy królestw zajęci byli obowiązkami, a ich spadkobiercy, szlachta, wojownicy oraz dworzanie świętowali, brali udział w grach i zabawach – strzelaniu z łuku, rzucaniu siekierami, wyścigach łodzi – a po zmroku także w tańcach i maskaradzie, podczas której nie zabrakło wina i rozpusty.
Strażnicy czuwali zawsze w pobliżu. Nawet Jonas i Sander mieli przydzieloną ochronę. Zmuszoną do bycia bardziej przebiegłą niż królewscy podopieczni, którzy próbowali ją zgubić na każdym kroku, widywaliśmy rzadko. Tutaj czułam się bezpiecznie, mogliśmy przewracać oczami i drwić z naszych rodziców, lecz oni nigdy nie pozostawiliby nas bez odpowiedniej obstawy. Kiedy Rorik został zabrany przez Stiega i trzech innych strażników Ravy przydzielonych najmłodszemu księciu, Jonas podszedł do nas z otwartymi ramionami.
– Niechaj rozpocznie się festiwal. – Uścisnął przedramię Alka. – Witaj z powrotem. Skoro wiesz już, jak stosować przemoc, czy mogę prosić, abyś był moim osobistym strażnikiem podczas jutrzejszego balu maskowego? Mam przeczucie, że będę potrzebował osłony przed wścibskimi parami oczu. Tylko nie zwracaj uwagi na żadne dziwne odgłosy, które usłyszysz.
– Nie – odpowiedział Alek. – A może, choć jeden raz, zatańczysz na własnych nogach?
– Bogowie, ależ nudy! Pozostanę jednak przy swoim stylu tańca, dziękuję. – Książę Wschodu wykrzywił usta w charakterystycznym przebiegłym uśmiechu, który powodował powstanie uroczego dołeczka w policzku.
Dzisiejszej nocy niecne plany Jonasa widocznie miały spaść na moje barki, ponieważ skierował na mnie ciemne, przenikliwe spojrzenie.
– Czy możemy w końcu zacząć świętować po swojemu?
– Czy to rozsądne płynąć w kierunku Otchłani, gdy na horyzoncie rośnie potężna burza? – rzuciła sceptycznie Mira.
Ucieszyłam się z tego pytania. Serce nie dawało mi spokoju, ciągle biło szybciej z nieokreślonej obawy, a ja po raz pierwszy od bardzo dawna nie chciałam nawet myśleć o dniu, w którym Wieczny Lud został uwięziony za barierami Otchłani.
– Tak – odparł Jonas. – Tym bardziej że Livie znów dręczą koszmary, więc od tej chwili nie zamierzam już wysłuchiwać żadnych narzekań ani zmartwień podczas Karmazynowego Festiwalu. No dalej, chodźmy poszukać tych morskich pieśniarzy.