Wieczór bez zasad - ebook
Wieczór bez zasad - ebook
Nora dowiaduje się o śmiertelnej chorobie ojca. Zrozpaczona przyjeżdża do Chicago. Spotyka tam swego przyjaciela z lat szkolnych, Reida, potentata w branży hotelarskiej. Reid zaprasza Norę do swego apartamentu na kolację, pragnąc ją pocieszyć. Dość szybko uświadamia sobie jednak, że za jego współczuciem kryje się namiętność. „Bądźmy szaleni, bawmy się i nie zwracajmy uwagi na ten świat. Żyjmy chwilą” – mówi. Nora, spragniona miłości, zgadza się na jedną noc rozkoszy...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3189-3 |
Rozmiar pliku: | 603 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jeśli jest jakaś sprawiedliwość na świecie, to Sutton Lazarus Winchester dostał to, na co sobie zasłużył.
Nora oparła się o ścianę sterylnego pokoju szpitalnego, nie mogąc uwierzyć, że jej pozornie niezniszczalny ojciec naprawdę umiera na raka. Powinna poczuć ulgę. Rządy tyrana dobiegały końca. Mężczyzna, który nie miał ochoty prowadzić jej do ołtarza, leżał wychudły i blady w szpitalnym łóżku, tak jakby jego dusza już uleciała do piekła, opuszczając ciało.
Nie odczuwała ulgi. Wracała do rodzinnego domu w Chicago z nadzieją, że uda jej się pogodzić z ojcem przed jego śmiercią. Teraz, gdy już tu była, to karkołomne zadanie dosłownie ją przerażało.
– Musiałam sama się przekonać – szepnęła do swoich sióstr, Eve i Grace, które stały obok niej, spoglądając na ojca. Żadna z nich nie chciała zbliżyć się do łóżka z obawy, że Sutton może mieć w sobie więcej siły, niż im się zdawało. Teraz wyglądało na to, że śpi, ale to było nieistotne.
Zawsze czekał jak wąż, aż ktoś znajdzie się w jego zasięgu, by zatopić zęby w możliwie najczulsze miejsce, wstrzykując jad i sprawiając ból tak długo, jak mu to odpowiadało.
To była jego stała strategia i Nora była przekonana, że ojciec nie przestanie się znęcać nad swoimi bliskimi nawet zza grobu.
– My też – mruknęła Eve. – Lekarka nie była zbyt zadowolona, kiedy poprosiłam, żeby pozwoliła innemu specjaliście zapoznać się z wynikami badań. Ale chciałam być pewna.
Uparta i metodyczna Eve, najstarsza z sióstr Winchester, lubiła rządzić i nigdy nie pozwalała, by coś pokrzyżowało jej plany.
– Chciałaś zobaczyć wyrok śmierci na własne oczy – stwierdziła bez złośliwości Nora.
Sutton terroryzował wszystkie córki, ale Nora była jedyną, która miała tak dość ciągłych utarczek z ojcem, że przeprowadziła się szmat drogi dalej do Kolorado, rezygnując z pieniędzy i przywilejów należnych członkom rodziny, w której się urodziła.
Eve spojrzała na nią spode łba.
– Musiałam sprawdzić, czy to nie jest sfabrykowane. Podejrzewałam, że Newport mógł zapłacić lekarzowi za fałszywe oświadczenie.
– Naprawdę myślisz, że Carson znalazłby kogoś, kto chciałby to zrobić? – spytała Grace.
Widać było, że nie żywi niechęci do mężczyzny, który niedawno okazał się ich przyrodnim bratem.
W przeciwieństwie do Eve Grace zawsze widziała przede wszystkim zalety innych ludzi. Młodsza siostra Nory miała tak dobre serce mimo skandalu, jaki wywołały ostatnie rewelacje, że w trakcie jednego ze swych romansów Sutton spłodził syna – swojego rywala w biznesie, Carsona Newporta.
Teraz, gdy Nora spotkała się z ojcem, mogła zająć się Carsonem. To był drugi powód, dla którego przyjechała do Chicago. Och, nie zależało jej na pieniądzach Suttona i obojętne jej było, czy Carson Newport ma jakieś prawa do spadku. Eve i Grace mogą się o to spierać, ale ona uważała, że ten człowiek jest jej bratem. Była ciekawa, jaki jest. Nie podobało jej się tylko, że siostry mogą stracić majątek, który należał im się w nagrodę choćby za to, że tak długo były córkami Suttona Winchestera.
– Wcale tego nie wykluczam. Ludzie są gotowi zrobić wiele podłych rzeczy dla pieniędzy, lekarze też. A zwłaszcza Newport. – Eve odrzuciła do tyłu blond włosy. Były dłuższe niż kiedyś, ale siostry nie widziały się aż od śmierci Seana.
Żal za przedwcześnie utraconym mężem i szok wywołany widokiem ojca, właściciela imperium nieruchomości, leżącego w białym szpitalnym łóżku – tego było już za wiele.
Raz, dwa, trzy… Nora doliczyła do dziesięciu. Tyle czasu mogła się nad sobą użalać. Seana nie ma. Ona musi żyć dalej, zmagając się z życiem, co by jej się nie udało, gdyby ciągle leżała skulona, rozpaczając, tak jak to było, gdy oficer z ponurą twarzą przyniósł jej wiadomość o śmierci Seana w Afganistanie.
Najgorsze, że Sean nawet nie widział synka. Za to Nora miała pamiątkę po mężu w postaci małego chłopczyka, którego żaden terrorysta z karabinem nigdy jej nie odbierze.
Kobieta w okularach uczesana w koczek pojawiła się przy łóżku Suttona. Ubrana w biały fartuch, w jednej ręce trzymała tablet, co oznaczało, że należy do personelu medycznego. Najpierw sprawdziła coś w komputerze, a potem spojrzała na siostry Winchester.
– Jestem doktor Wilde. Jeszcze się nie znamy. – Okrążyła łóżko i uścisnęła rękę Nory. – Pani chyba nie mieszka w Chicago?
– Nie. Nora O’Malley. – Zmieniła nazwisko tak szybko, jak mogła, kiedy ona i Sean wzięli ślub, i za nic w świecie nie zamieniłaby go na inne. – A więc to prawda? Mój ojciec umiera i lekarze nie mogą nic dla niego zrobić?
– Niestety tak. To prawda. Nie mogłam operować z powodu umiejscowienia guza, a rak rozwijał się zbyt szybko, żeby zastosować chemioterapię. Pani ojciec ma przed sobą maksimum pięć miesięcy życia. Przykro mi.
Pięć miesięcy. Mało. Jak znajdzie siłę, by tak szybko przebaczyć ojcu to, że jej nie kochał?
– Ojciec sam jest sobie winny. Wszyscy mówiliśmy mu, żeby przestał palić, ale on chyba sądził, że pakt, jaki zawarł z diabłem, uchroni go od śmierci.
Wiedziała, co powie lekarka. Ale co innego usłyszeć to na własne uszy. Dlatego Nora zmusiła się, by wsiąść do samolotu, choć podróżowanie z dwuletnim maluchem było bardzo wyczerpujące. A teraz zapadł wyrok.
Ojciec umrze przed Nowym Rokiem.
Asystentka Suttona, Valerie Smith, wsunęła głowę przez drzwi, prezentując nienagannie uczesaną fryzurę z popielatych włosów.
– Czy ojciec już się zbudził? – spytała. – Mogę przyprowadzić Declana, jeśli sobie życzysz.
Trzecie zadanie do wykonania: zapoznać wreszcie ojca z wnukiem.
To była trudna decyzja. Trucizna, którą Sutton aplikował każdemu, kto się do niego zbliżył, nie może podziałać na jej synka. Ale jego dziadek jest umierający. Nora miała nadzieję, że na łożu śmierci ojciec zrobi rachunek sumienia i postara się naprawić dawne grzechy, by rodzina mogła się z nim spokojnie pożegnać.
– Nie, jeszcze śpi – odparła z ulgą Nora. Czekała na chwilę skruchy ojca, ale ku jej rozczarowaniu ten magiczny moment nie nastąpił. – Ale wezmę Declana, żebyś chwilę odpoczęła.
Valerie zaproponowała, że zabierze znudzonego chłopczyka do baru na galaretkę i krakersy, jedyne rzeczy, na jakie miał ochotę. Nie chciał patrzeć na suszone owoce i chipsy bananowe, choć sam kazał jej zapakować to przed opuszczeniem domu.
Kiedy Declan wpadł do pokoju, ze wzruszeniem spojrzała na jego rudą czuprynę. Oczywiście był podobny do Seana. Co za błogosławieństwo, a zarazem i przekleństwo mieć żywy dowód na to, co straciła.
– Hej, Bobiku. Dostałeś galaretkę? – spytała wesoło.
Nora odsunęła się od sióstr, kładąc rękę na ramieniu Grace i uśmiechając się do Eve. Czuła się winna, że chce zająć się synkiem, zamiast siedzieć tu z rodziną. Od samego początku czuwały razem przy łóżku ojca, wspierając się nawzajem, ale dłużej nie mogła już wytrzymać.
Declan skinął głową. Błyszczące aparaty w pokoju szpitalnym przyciągnęły jego uwagę i z wyciągniętą rączką ruszył ku najbliższemu z nich. Nora chwyciła go i pocałowała w czoło.
– Nie tak szybko, panie ciekawski. Czy opowiadałam ci historię o kocie?
– Kot. – Declan zamiauczał po swojemu, co raczej przypominało wycie psa. Był tak zabawny i rozkoszny, że serce ścisnęło jej się z żalu, że nie może go zobaczyć jego ojciec.
Szybko, zanim ktokolwiek zdążył zobaczyć łzy w jej oczach, Nora zabrała synka i wyszła. Sean zmarł prawie dwa lata temu. Powinna już się z tym pogodzić, zacząć umawiać się na randki. Ale nie wyobrażała sobie, że mogłaby spotykać się z kimś innym niż Sean, który był największą miłością jej życia. I to od pierwszego dnia, gdy zobaczyła go na meczu piłki nożnej, kiedy była na pierwszym roku studiów.
Szukając spokojnego miejsca, dostrzegła wnękę z dwoma krzesłami z boku głównego korytarza. Usiadła razem z Declanem, ale chłopczyk po chwili zerwał się z krzesła i rzucił się pędem przed siebie, jakby paliły się na nim spodenki. Nora się roześmiała.
– Jakiś problem z pieluchą, Bobiku?
Ten przydomek nadał dziecku Sean, kiedy zobaczył pierwsze zdjęcia USG, które pokazała mu podczas rozmowy przez Skype’a. Nora zachowała ten przydomek po narodzinach synka, bo nadal przypominał ziarenko bobu, gdy leżał zawinięty w brązowy kocyk, który dostał w prezencie od matki Seana.
Oczywiście teraz energiczny dzieciak rzadko leżał tak spokojnie.
– Pani Winchester? – Młoda pracownica szpitala zatrzymała się obok Nory. Identyfikator na jej bluzce informował, że dziewczyna ma na imię Amanda.
– O’Malley – poprawiła ją Nora. – Ale tak, z domu Winchester.
Przyznała się do swego pierwszego nazwiska. Może uda się jej jeszcze przezwyciężyć złość i rozczarowanie zachowaniem ojca.
Amanda się uśmiechnęła.
– Jeśli pani chce, pokażę pani specjalny salonik przeznaczony dla rodziny pacjenta.
– Och, tak. Oczywiście.
Jak mogło jej nie przyjść do głowy, że majątek i wpływy Suttona sięgają nawet do szpitala. Nora już dawno nie korzystała z przywilejów, jakimi dysponował jej bogaty ojciec, i wcale tego nie żałowała, ale możliwość schronienia się w spokojnym miejscu z dala od zatłoczonych korytarzy bardzo jej odpowiadała.
Amanda wystukała kod na klawiaturze przed drzwiami saloniku. Nora otworzyła drzwi i zaparło jej dech w piersi. Ale nie z powodu wystroju wnętrza. W domu jej matki były piękniejsze dywany i meble niż tutaj. Nie, jej uwagę przykuł stojący pod ścianą stół, na którym znajdowało się tyle jedzenia, że można by wykarmić cztery rodziny Winchesterów. Na pustych torbach pod stołem widniało logo Iguazu, nowej modnej argentyńskiej restauracji, o której było głośno nawet w Kolorado.
Kilku pracowników w uniformach ustawiało podgrzewacze do srebrnych tac, więc najwyraźniej jedzenie zostało właśnie przywiezione.
– Co to jest? – zapytała Nora.
– Ktoś przysłał catering dla pani rodziny. – Amanda sięgnęła do kieszeni. – Tu jest dla pani kartka.
Zaintrygowana Nora wzięła kopertę, podtrzymując synka drugą ręką.
– Dziękuję.
Amanda zapisała na kartce kod do saloniku i pomachała Norze na pożegnanie.
Nora usiadła w fotelu i przytrzymując Declana, żeby się jej nie wyrwał, otworzyła kopertę.
Notatka była krótka:
„Dobre jedzenie pomaga przetrwać trudne chwile. Moc serdeczności”. Bez podpisu.
Nora zmarszczyła brwi, czytając kartkę jeszcze raz. Coś jej się przypominało. Tak! „Moc serdeczności” to był zwrot, którego używali w żartach Nora i jej dawny przyjaciel – Reid Chamberlain.
Nie myślała o nim od lat. Reid, jego brat Nash i siostra Sophia chodzili do tych samych prywatnych szkół co siostry Winchester. Reid i Nora byli w tym samym wieku i często znajdowali się w tej samej klasie. Ich rodzice należeli do elity Chicago, więc było naturalne, że spotykali się prywatnie, a także na nudnych imprezach dla dorosłych.
Właściwie Nora powinna przyjaźnić się raczej z Sophią, ale tak nie było. Fascynował ją Reid.
Razem płatali figle, znajdowali kryjówki w szafkach w kuchni, dopóki nie przegonili ich służący, i bawili się w chowanego z rodzeństwem na rozległej posesji Chamberlainów. Nora uwielbiała, kiedy siedzieli na gałęziach drzewa, chichocząc, a Nash albo Grace stali pod nimi, zrozpaczeni, że nie mogą ich znaleźć. Przez jakiś czas Nora durzyła się nawet w Reidzie.
Ale to było, zanim Reid stał się rosłym nastolatkiem i zaczął zadawać się z młodymi ludźmi z elitarnych kręgów Chicago, co odebrało Norze palmę pierwszeństwa. Reid i jego towarzystwo wyznawali kult pieniądza, prestiżu i szybkich samochodów. Nora nie miała mu tego za złe. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzi z jej otoczenia kierowało się filozofią „kto ma najwięcej zabawek, ten wygrywa”. Ich drogi się rozeszły. To się zdarza.
Ostatnio słyszała o nim wtedy, gdy powiększył swój majątek i prestiż dzięki serii sprytnych posunięć w przemyśle hotelarskim. Opanował cały rynek w Chicago i paru innych miastach.
Na pewno Reid nie zamówił tego cateringu do szpitala. Nie rozmawiali z sobą od lat, a podpis „Moc serdeczności” nie był żadnym tajemnym hasłem. Tak mówili do siebie, kiedy wygłupiali się, przedrzeźniając dorosłych. Wielu ludzi używa tego zwrotu.
Nora wysłała do Eve esemesa i po chwili siostry zebrały się w saloniku, by obejrzeć anonimowy prezent. Nora była głodna, więc najpierw nałożyła na talerz kilka frytek dla Declana, co było jego ulubionym jedzeniem, a potem poczęstowała się przysmakami od nieznanego dobroczyńcy. Na półmiskach były stosy gorącego jedzenia: argentyńskie steki z sosem chimichurri, empanadas i różne grillowane warzywa i sery.
Nora nałożyła sobie wszystkiego po trochu, zamierzając wziąć później dokładkę tego, co zasmakuje jej najbardziej. Eve i Grace poszły za jej przykładem, ale nawet po upływie kwadransa stół wyglądał jak nietknięty.
– To jedzenie jest pyszne – oznajmiła Nora – ale nie może długo stać. Tego jest tyle, że powinnyśmy podzielić się z personelem.
– Świetny pomysł – ucieszyła się Grace. – Oni tak ciężko pracują. Ciekawa jestem, jak często ktoś z nich ma okazję zjeść coś w takiej restauracji jak Iguazu, gdzie stolik zamawia się po znajomości. Byłam tam tylko raz i wiem, że to nie jest łatwe. Poproszę Amandę, żeby zawiadomiła wszystkich.
Trzeba mieć znajomości, by pójść do Iguazu? Nora była coraz bardziej zaintrygowana. Kto mógł zamówić jedzenie dla rodziny Winchesterów w tak ekskluzywnym miejscu? Ktoś ze znajomych Suttona? Ludzie tolerowali go dlatego, że miał władzę. Oczywiście wiele osób przysyłało mu prezenty, ale rzadko ktoś wysilał się na coś oryginalnego czy bardziej skomplikowanego. Nora była pod wrażeniem tego gestu.
Pielęgniarki, lekarze i personel szpitala zjawili się wkrótce w saloniku, zachwycając się ucztą i dziękując siostrom za zaproszenie. Hałas narastał, gdy ludzie zajmowali miejsca i nawiązywali rozmowę.
Nora poczuła, że zaczyna boleć ją głowa po długiej podróży samolotem.
Po drugiej stronie pokoju Declan usiadł na kolanach Grace, która śmiała się, gdy podbierał frytki z jej talerza. Declan był w dobrych rękach, pod opieką cioci, co dało Norze okazję, by znaleźć kilka minut dla siebie.
Spojrzała na Grace i wskazując drzwi, rozpostarła palce prawej ręki.
– Pięć minut?
Grace uśmiechnęła się i pomachała do niej.
Zadowolona Nora poszła do toalety, by umyć twarz. Później uświadomiła sobie, że obok saloniku na pewno jest łazienka. Już dawno nie korzystała z luksusów, jakie miała do dyspozycji jej rodzina. Zresztą i tak nie lubiła robić użytku z majątku należącego do Winchesterów i ku niezadowoleniu matki wybrała studia na publicznym uniwersytecie stanu Michigan. Tam właśnie poznała Seana, więc uznała, że to było przeznaczenie.
Nagle przypomniała sobie znów o Reidzie. O ile dobrze pamiętała, studiował na Yale. To nie znaczy, że śledziła jego losy, ale prywatna szkoła średnia, do której chodzili, była tak mała, że wszyscy wiedzieli, co zamierzają robić ich koleżanki i koledzy.
Dotknęła kartki, którą miała w kieszeni. A jeśli to Reid zamówił dla nich ten lunch? Powinna mu podziękować. Grace i Eve oczywiście znały Reida, ale nie przyjaźniły się tak blisko z rodzeństwem Chamberlainów jak Nora.
Tylko dlaczego Reid miałby zrobić taki miły gest i się nie podpisać? Nagle zapragnęła zaspokoić swą ciekawość.
Nigdy nie brakowało jej pomysłów. W końcu porzuciła bogatą rodzinę i zdecydowała się żyć skromnie w Kolorado z renty, jaką przyznano jej po żołnierzu poległym na polu bitwy. Życie nauczyło ją dawać sobie radę w różnych okolicznościach.
Wyjęła telefon, znalazła witrynę Iguazu i zadzwoniła. Po chwili usłyszała miły kobiecy głos.
– Iguazu. W czym mogę pomóc?
– Tu… Nora O’Malley z biura pana Chamberlaina. – Nie lubiła oszukiwać, ale cel uświęcał to niewinne kłamstwo. – Pan Chamberlain prosi o potwierdzenie, czy jego zamówienie na catering dla rodziny Winchesterów w szpitalu Midwest Regional zostało zrealizowane.
– Oczywiście, już sprawdzam.
W telefonie rozległy się dźwięki muzyki. Nora się uśmiechnęła. To było bardzo łatwe.
Po chwili asystentka Iguazu miała już odpowiedź.
– Pani O’Malley? Tak, catering został dostarczony razem z kartką dla pani Nory Winchester. Proszę przekazać panu Chamberlainowi, że cieszymy się, że wybrał naszą firmę, i czekamy na następną taką okazję.
Nora bąknęła krótkie „Dziękuję” drżącym z wrażenia głosem.
Reid nie tylko zamówił catering, ale kazał też jej przysłać kartkę. Dlaczego? „Moc serdeczności” to był kod, który powinien coś dla niej znaczyć. I tak było. Nagle ogarnęły ją wspomnienia z dawnych czasów, zanim poznała Seana i zrozumiała, jakim draniem jest jej ojciec.
Reid chciał, by się domyśliła. Musi wiedzieć dlaczego.
Po długiej podróży i szoku, jakim był widok ojca w szpitalu, kiedy Nora zrozumiała, że nie ma szans na przebaczenie doznanych krzywd, powinna chcieć wrócić do domu i zapomnieć o całym świecie. Ale zachowywała się tak przez dwa lata i czuła się przez to jeszcze bardziej zdruzgotana i samotna.
Ostatnio działo się niewiele rzeczy, na które miałaby istotny wpływ. Jej życie nie układało się wcale tak, jak by sobie tego życzyła. Pora zrobić coś pozytywnego.
I ważnego. Na przykład podziękować dawnemu przyjacielowi za uprzejmość.