Wieczory w Grecji - ebook
Wieczory w Grecji - ebook
Jasmine zarabia, tańcząc w nocnym klubie, by spłacić dług zmarłego tragicznie brata. Właściciel klubu chce jak najszybciej odzyskać pieniądze. Jasmine zwraca się o pomoc do Dmitriego Karegasa, przyjaciela z dzieciństwa. Przed laty odmówił wsparcia bratu, lecz teraz Jasmine chowa dumę i prosi go, by spłacił dług. Dmitri zgadza się, po czym zabiera ją do Grecji. Mają sobie jeszcze wiele do wyjaśnienia…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2992-0 |
Rozmiar pliku: | 997 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Jasmine, mam dla ciebie propozycję, która pozwoli ci spłacić dług brata w przeciągu roku.
Jasmine Douglas poczuła, jak zimny strach łapie ją brutalnie za gardło, ale zmusiła się, by patrzeć spokojnie w chłodne, zielone oczy Noaha Kinga.
Słowo „propozycja”, za którym nie kryło się nic dobrego, było czymś, do czego przywykła. Klienci klubu, w którym pracowała, a którego właścicielem był właśnie Noah, uważali, że jej skąpo odziane, wirujące na rurze ciało jest na sprzedaż, że ona jest na sprzedaż.
Nie, nie była i nigdy nie będzie. Zdawała sobie jednak sprawę z konsekwencji posiadania długu u właściciela trzech kasyn w Londynie, który teraz rozprawiał o jej przyszłości z kamienną twarzą. Ledwie zdążyła pochować Andrew, ukochanego brata, gdy dowiedziała się o jego zobowiązaniach wobec Noaha Kinga. Desperacja, żeby spłacić dług, zmusiła ją do pracy w klubie o wątpliwej reputacji, najpierw w charakterze kelnerki, potem zaś tancerki. Wynajmowała kawalerkę na mieście, ale bardzo często nie miała jak wrócić do domu i zostawała na noc w maleńkim pokoiku, w suterenie klubu. Nie cierpiała tego. Zawsze towarzyszył jej strach, że któryś z klientów albo namolny brat właściciela może się do niej włamać, zwłaszcza że w drzwiach brakowało zamka.
Propozycja… To jedno słowo zmieniło krążącą w żyłach krew w lód.
– Nie przegapiłam żadnej z wpłat, Noah – powiedziała wreszcie.
– Tak, ale nie oszukujmy się. Nigdy nie uda ci się spłacić całości – zaśmiał się, jakby go to cieszyło. – Nie masz też nic cennego, co mogłabyś sprzedać.
– Jestem więc twoim więźniem? – wypaliła impulsywnie, zanim zdążyła ugryźć się w język.
– Dopóki nie znajdziemy satysfakcjonującego rozwiązania, tak.
Strach tylko przybrał na sile. Instynkt podpowiadał jej, żeby odwrócić się i uciekać jak najdalej. Dlaczego Andrew nie pomyślał, do czego mogą zaprowadzić go interesy z kimś pokroju Kinga? Jak mógł zostawić ją samą, na łasce tego niebezpiecznego człowieka? Jak mógł, pomimo składanych obietnic, wplątać ją w jeszcze gorsze piekło niż to, przez które kiedyś razem przechodzili? Służyła przez pięć lat i wciąż była w mocy Kinga, jak mucha, która utknęła w pajęczej sieci. Im bardziej próbowała się wyplątać, tym bardziej była uwikłana.
Nagle ogarnęło ją poczucie winy. Twarz Andrew, szczera i dobra, błysnęła jej przed oczami.
„Któregoś dnia wyciągnę nas z tego szamba, Jas. Bądź tylko cierpliwa”.
Brat zawsze chciał dla niej jak najlepiej. Przez lata był jej opiekunem i jedynym przyjacielem. Obarczony odpowiedzialnością nie tylko za nią, ale także za wiecznie pijaną matkę, bez pieniędzy, wykształcenia i widoków na przyszłość postanowił spróbować szczęścia w jaskini hazardu należącej do Noaha. Zamiast wielkiej fortuny czekała go wielka porażka. Jasmine nie miała do niego żalu. Nie jego wina, że zginął tak nagle w wypadku, w wieku zaledwie dwudziestu dziewięciu lat. Nie jego wina, że wszyscy, na których liczył, zawiedli go.
I nagle powróciło do niej wspomnienie o Dmitrim, tkwiące od dawna w umyśle niczym cierń w skórze.
Dmitri Karegas… Syn chrzestny Giannisa Katrakisa – potentata przemysłu włókienniczego, znany na świecie playboy, kolekcjoner pięknych kobiet i ekskluzywnych zabawek takich jak samochody i jachty.
Dmitri, który dorastał wraz z nimi na ulicach Londynu po tym, jak jego ojciec zbankrutował. Dmitri, którego Andrew wiele razy bronił przed ciężką ręką popadającego w alkoholizm rodzica. Dmitri, którego Andrew traktował jak brata. Dmitri, do którego Andrew zwrócił się z prośbą o pomoc, a który odmówił staremu przyjacielowi, mimo że sam był nieprzyzwoicie bogaty. Dmitri, który na pogrzebie Andrew zaproponował jej z zimnym spojrzeniem pieniądze. Dmitri, którego wyczyny śledziła z czymś zakrawającym na obsesję.
Myślenie o tym, że mógłby jej pomóc było niepotrzebną stratą energii.
– Ile jestem jeszcze winna? – spytała z trudem, jakby w gardle miała pokruszone szkło. Stojąc w drzwiach swojej małej kanciapy, czuła chłód powietrza na nogach.
– Trzydzieści tysięcy funtów. Jeśli dalej będziesz pracowała w klubie, spłata zajmie ci co najmniej dekadę. Nie mogę tak długo czekać. Jeśli jednak dorzuciłabyś coś specjalnego do swojego menu… Wtedy sprawa byłaby prostsza, dobrze o tym wiesz. Odniosłaś olbrzymi sukces, Jasmine. Dostaję ofertę za ofertą, żebyś…
Jego słowa docierały do niej z oddali, jakby to nie ona była adresatką, jakby to był jedyny sposób, aby umysł mógł poradzić sobie z tym, co nieuniknione. Była o krok bliżej, by się sprzedać. Noah zdecydował za nią. Jeśli nie uwolni się od niego teraz, już nigdy nie będzie to możliwe. Ale jak to zrobić? Płuca niemal płonęły z wysiłku, by złapać kolejny oddech, kolana unieruchomił strach.
– Jeśli nikt nie wykupi twojego długu, nie masz wyboru. – Słowa Noaha wyraźnie wybrzmiały w jej głowie.
To było to. Właśnie tego potrzebowała – kogoś, kto spłaciłby jej dług i wykupił ją od Noaha.
Tym kimś musi być Dmitri.
Coś w niej krzyczało „nie!”. Gdyby poszła do niego, dowiedziałby się, jak nisko upadła. A jednak, patrząc na sprawę racjonalnie, lepiej sprzedać się znanemu demonowi raz, niż jakiemuś obcemu wiele razy. Problem polegał na tym, że nie wierzyła, by Dmitri zechciał jej pomóc po tym, jak odwrócił się od Andrew, od niej, po tym jak odciął się od przeszłości.
– Wystaw moje dziewictwo na sprzedaż – powiedziała głośno, choć słowa paliły wargi. – Daj mi szansę, abym spłaciła dług raz na zawsze.
Na korytarzu zaległa ogłuszająca cisza. Jasmine utkwiła wzrok w oczach Noaha, zadowolona, że po raz pierwszy nie widzi w nich lubieżnego zainteresowania, z którym nigdy się nie krył. Patrzył na nią jak biznesmen, który szacuje towar. To dawało jej nadzieję.
– Uważasz, że ktoś cię kupi, że ktoś zapłaci za ciebie tyle kasy… – mówił z chciwym błyskiem w oczach, zastanawiając się nad taką możliwością.
– Tak – oświadczyła, wkładając w to jedno słowo całą pewność siebie. – Daj mi tydzień, Noah. Proszę – dodała desperacko. – Potem zrobię to, czego chcesz.
– Trzy dni – odparł stanowczo.
Trzy dni, powtórzyła w myślach, gdy w pokoju szukała telefonu. Pamiętała numer, ale przecież minęło wiele lat i prawdopodobnie zdążył go już zmienić kilka razy. Trudno, musiała spróbować. Nie miała już nic do stracenia.
Zakładając koszulę, Dmitri Karegas zerknął na blondynkę prowokacyjnie rozciągniętą na łóżku.
– Wracaj do mnie – wymruczała, bez cienia skrępowania.
Jak jej na imię? Mandy? Maddie? Nigdy nie mógł zapamiętać takiej prostej rzeczy. I wcale nie czuł się z tego powodu zakłopotany.
Praca, imprezy, seks – oto jak wyglądało jego życie. Przez ostatnie dwa miesiące pracował bez wytchnienia, próbując naprawić szkody, jakie nieumyślnie wyrządził jego partner w interesach i stary przyjaciel Stavros. Kiedy więc udało mu się zażegnać kryzys, wylądował w nocnym klubie, gdzie poznał seksowną blondynkę. Uosabiała wszystko to, co lubił w kobietach. Była chętna, wyuzdana i nie marnowała czasu na bezsensowne paplanie językiem. Nawet słowem nie wspomniała o budowaniu związku czy podobnych głupstwach.
Teraz jednak, kiedy patrzył na jędrne opalone uda i różowe sutki, czuł jedynie lekkie, mało porywające podniecenie. Nic więcej. Jak przez ostatnich dziesięć lat.
Pracował, kolekcjonował drogie zabawki, spędzał czas na jachcie, spał z chętnymi kobietami, a jednak wszystko, co przeżywał, było powierzchowne, nijakie, miałkie. Wszelkim uczuciom brakowało intensywności, która dodawałaby życiu smak i kolor.
Rozejrzał się wokół w poszukiwaniu dżinsów. Znalazł je na krześle i założył szybko. Zaraz miał się spotkać z Leah i Stavrosem na lunchu, serwowanym na jachcie. Zawsze lubił wnuczkę swojego ojca chrzestnego. I mimo że Leah i Stavros wreszcie znaleźli do siebie drogę, z czego był bardzo zadowolony, bo dramat wokół ich małżeństwa o mało nie doprowadził przedsiębiorstwa Katrakis Textiles na skraj bankructwa, to jednak musiał przyznać, że zaczyna się w ich towarzystwie czuć niekomfortowo. Wiedział, z jakiego powodu, choć z trudem się do tego przyznawał. Zazdrościł im. Zwyczajnie im zazdrościł tej wielkiej miłości, o której on nawet nie mógł marzyć. Nie potrafił się zakochać i nie potrafił zapełnić pustki w sercu. Jedynym bliskim mu człowiekiem był Stavros, choć ten, starszy jedynie o trzy lata, czasami traktował go jak szesnastoletniego opryszka, którego ich wspólny ojciec chrzestny Giannis Katrakis zabrał do swojej posiadłości.
– Idź już. Pospiesz się – powiedział do blondynki, nie patrząc jej w oczy.
– Jak to? – zawoła oburzona, wydymając brzydko wargi. – Wyrzucasz mnie?
– Wyrzucam – przyznał obojętnie, bez żadnych oporów.
Kiedy wyszedł na górny pokład, Leah podbiegła do niego i uściskała lekko.
– Dobrze cię widzieć, Dmitri.
Machinalnie odwzajemnił uścisk, myślami był jednak daleko. Dlaczego każda jego znajomość z kobietą sprowadza się do krótkiej, nic nieznaczącej przygody? Dlaczego czuje potem do siebie tylko niechęć?
Jego twarz musiała zdradzać jakieś emocje, bo Stavros przypatrywał mu się uważnie. W głębi serca rozumiał Dmitriego, bo zanim przyznał, że kocha Leah, prowadził równie puste życie. Teraz, kiedy wreszcie odnalazł szczęście, pragnął, żeby jego przyjaciel także odkrył coś, co wyrwałoby go z marazmu, nie na chwilę, nie na dzień, ale na zawsze.
Dmitri podsunął Leah krzesło i dał znać obsłudze, by serwowali lunch. Przywołując na wargi wyćwiczony uśmiech, zapytał:
– Co takiego się stało, że opuściliście swoje gniazdko miłości na tydzień przed ślubem?
– Chciałabym, żebyś poprowadził mnie do ołtarza. Wiesz, ile to dla mnie znaczy.
– A ile razy będę musiał cię prowadzić? – drażnił się, choć w głębi serca, był bardzo zadowolony, że go o to poprosiła.
– Ten ostatni raz.
Uśmiechnął się ciepło. Naprawdę cieszył się, że Stavros i Leah wreszcie są szczęśliwi. Dużo przeszli, ale najważniejsze, że teraz wydawali się pewniejsi swoich uczuć niż kiedykolwiek.
– Zrobię to z przyjemnością.
Nagle jego uwagę przykuł dźwięk przychodzącego esemesa. Zmarszczył brwi, widząc nieznany numer i otworzył wiadomość.
„Potrzebuję pomocy, Dmitri. Zadzwoń do Noaha, on Ci powie, o co chodzi. Zrób to dla Andrew”.
Dmitri wpatrywał się w wiadomość przez dłuższą chwilę. Przeszedł go zimny dreszcz, gdy zorientował się, kto jest nadawcą. W jego umysł wdarły się spychane w niepamięć obrazy z przeszłości. Alkoholowe burdy ojca, udręczona twarz matki, poczucie bezradności, cuchnące korytarze oblegane przez meneli, złamany nos, szloch, gdy Andrew podtrzymywał go, ciągnąc do umywalki, i wreszcie dziewczyna o wielkich, ciemnych oczach osadzonych w pięknej, pociągłej twarzy…
Jasmine… To wiadomość od Jasmine.
Poczuł tak gwałtowny skurcz, że zerwał się od stołu, starając się opanować emocje, których nie doświadczył od dawna. Noah… Noah King… Człowiek, który rządził półświatkiem Londynu niczym król imperium. Lichwa i wymuszenia, kasyna i nocne kluby, stręczycielstwo i prostytucja, nie było takiego szamba, do którego Noah nie przyłożyłby ręki.
I Jasmine była w to zamieszana…
– Dmitri, od kogo ta wiadomość? – spytał Stavros zaniepokojony.
– Od Jasmine. – Wystarczyło wymówić jej imię, by dziwny prąd przeszył jego ciało. Jakby otwierał drzwi, które zatrzasnął dawno temu po najgorszej nocy w swoim życiu.
– Jasmine? Siostra Andrew?
– Tak. Ma kłopoty – odparł, przeczesując nerwowo palcami włosy.
Ponownie przeczytał wiadomość. Co Jasmine ma wspólnego z Noahiem Kingiem? Co Andrew narobił?
Nie namyślając się dłużej, wykonał kilka telefonów, uruchamiając wszystkie kontakty, i po dwudziestu minutach miał już zarys sytuacji. Noah King wystawił na sprzedaż dziewictwo Jasmine. To dlatego poprosiła go o pomoc. Przypomniał sobie, jak jej brat wielokrotnie ratował go przed pijanym ojcem albo zaczepkami chuliganów na ulicy. Piętnaście lat przeżył w bagnie, zanim udało mu się uciec do lepszego życia, dzięki Giannisowi.
– Potrzebuję gotówki – zwrócił się do Stavrosa. – Przynajmniej ze sto tysięcy funtów.
Stavros bez wahania i zbędnych pytań zadzwonił do ich księgowego.
– Coś jeszcze? – spytał, gdy zakończył rozmowę.
– Na razie nie – odparł Dmitri.
– Jedziesz do niej?
– Tak. Zatrzymam się w hotelu, w Londynie, więc tam się zobaczymy. Zresztą będziemy w kontakcie. Dzięki za wszystko.
Stavros pokiwał głową. Czuł, że jego przyjaciel dostał szansę od losu, by wreszcie uporać się z wyrzutami sumienia, które dręczyły go od ponad dziesięciu lat.
Jasmine wyrwało ze snu głośne skrzypnięcie drzwi. Wyrzut adrenaliny otrzeźwił ją w sekundę. Usiadła na łóżku i powoli wyciągnęła rękę po nóż. Tak wyglądała jej codzienność, gdy nocowała w pokoiku w klubie. Zawsze musiała być przygotowana. Teraz też nie miała zamiaru ułatwiać napastnikowi zadania i biec do drzwi. Łóżko stało w najciemniejszej części pokoju, co dawało jej przewagę. Wiedziała, że skradający się intruz to nie Noah. Był skończonym bydlakiem, ale nie tknąłby jej palcem. Co innego John, jego młodszy brat… Wielokrotnie w klubie musiała umykać przed jego pożądliwym spojrzeniem.
Z mocno bijącym sercem czekała, co się stanie. Wiedziała, że ma tylko jedną szansę, by ugodzić napastnika. W tym momencie nie dbała o to, co zrobi Noah, gdy się dowie, że zaatakowała jego brata. Liczyło się tylko to, żeby nie dać się zgwałcić. Słyszała ciche kroki na podłodze i widziała zbliżający się w jej stronę cień. W mgnieniu oka podjęła decyzję. Poderwała się i zrobiła zamach. Nóż przeciął powietrze i drasnął o coś. Sekundę później została odepchnięta z powrotem na łóżko. Nóż wypadł jej z dłoni i opadł na podłogę. Chciała krzyknąć, ale szorstka dłoń zatkała jej usta. Nie zamierzała jednak poddać się tak łatwo. Wierzgała nogami i uderzała na oślep, czując napierające na nią twarde ciało napastnika.
– Przestań! Uspokój się! – usłyszała wściekły syk.
W panice, nie zastanawiając się nad tym, co robi wbiła zęby w palce agresora, cały czas uderzając pięściami, gdzie popadnie. Jej ciosy trafiały w twardą klatkę piersiową i równie twardy brzuch. I nagle zrozumiała, że nie ma do czynienia z Johnem, który był przecież otyły… Omiótł ją świeży zapach drogiej wody kolońskiej.
– Uspokój się wreszcie, to cię puszczę! – powtórzył napastnik.
Ten głos…
– Dmitri? – wyszeptała z nadzieją.
– Do twoich usług, Jasmine.
Zmęczona walką opadła głową na pościel, oddychając ciężko.
– Przyjechałeś – zawołała. Radość mieszała się z niewyobrażalną ulgą.
– Twoja wiara we mnie podbija moje ego.
Dźwignęła się z trudem.
– Z tego, co o tobie słyszałam, twoje ego jest już tak wielkie, że większe być nie może.
Jego śmiech zawisł w powietrzu.
– John leży na zewnątrz, przed twoimi drzwiami.
– Zabiłeś go?!
– Przyrzekłem ojcu chrzestnemu, że nie zmarnuję życia, które mi podarował.
– Dobrze wiedzieć, że dotrzymujesz niektórych obietnic.
– Owszem. Poza tym mój najlepszy przyjaciel żeni się za tydzień i nie zrobiłbym niczego, co zakłóciłoby tę uroczystość. Tak że, mimo że bardzo mnie kusiło, nie zabiłem go. – Nie wiedziała, czy żartuje, czy mówi poważnie. – Jesteś gotowa opuścić tę norę?
– Dmitri… Jak się tu znalazłeś w środku nocy? Dlaczego zaatakowałeś Johna?
Ciemność skrywała jego twarz, ale przytłumione światło lamp ulicznych wpadające przez małe okno w suterenie, wydobywało blask szarych oczu, w których Jasmine dostrzegła pewną surowość.
– Uderzyłem Johna, bo węszył koło twoich drzwi. Zresztą pamiętam, że zawsze był z niego kawał drania. A przyszedłem w środku nocy, bo nie ufam Noahowi. Kto wie, co wymyśliłby rano.
Jedno pytanie paliło jej wargi.
– Czy… spłaciłeś cały dług, Dmitri?
– Nie tylko spłaciłem dług – stwierdził z zadziwiającą pewnością siebie. – Wygrałem aukcję. A teraz przestań się zachowywać jak damulka w opałach i rusz się, thee mou. Musimy iść.
– Nie jestem damulką i nie jestem na tyle naiwna, by brać cię za księcia na białym koniu.
– Cieszę się, że masz właściwe rozpoznanie – stwierdził sucho. – Nie jestem księciem ani nie ryzykowałbym życia, żeby cię ratować.
– Nie?
– Nie. Ale przecież doskonale o tym wiesz. Jak mnie nazwałaś na pogrzebie Andrew? Samowystarczalny łajdak, który nie ma pojęcia o honorze i lojalności? Cóż, wykupić cię od Noaha to jedna rzecz, ale nie zamierzam dłużej ryzykować, więc może porozmawiamy w bardziej sprzyjających warunkach, co?
Mrok okrył ich niczym peleryną, gdy wyszli na ulicę. Na rogu czekał już na nich lśniący motocykl marki Bugatti. Jasmine z przekąsem pomyślała, że te wszystkie plotki na temat wystawnego stylu życia Dmitriego są prawdą. Ekskluzywne samochody, motocykle, jachty i niezliczone kobiety. Dmitri Karegas wreszcie miał wszystko to, o czym zawsze marzył. A mimo to nie ruszył palcem, by pomóc Andrew.
„Prosiłem go, ale mnie spławił, Jas. Nie jest tym samym człowiekiem, którego znaliśmy kiedyś. Bardzo się zmienił”.
Słowa Andrew zadudniły jej w głowie, wyzwalając ogień wściekłości i niechęci. A jednak jakaś łagodniejsza część niej przypomniała, że przecież Dmitri dziś jej pomógł.
– Patrzysz na motocykl, jakby to był potwór, który zaraz cię pożre.
Czując, że mierzy ją wzrokiem, potrząsnęła przecząco głową. Nieważne, co o niej myślał, nieważne, jak się zmienił. To nie powinno mieć żadnego znaczenia. Był starym przyjacielem z dzieciństwa, który miał dość pieniędzy, aby wyciągnąć ją z trudnej sytuacji. Wszystko mu odda, nawet jeśli przez resztę życia będzie musiała głodować.
– Trzymaj, Jasmine – usłyszała jego miękki głos. Przez chwilę nie rozumiała, o co mu chodzi, dopóki nie zauważyła, że wyciąga w jej stronę kurtkę. Październikowe powietrze było zimne, a ona miała na sobie jedynie wysłużony sweter, który nie najlepiej chronił przed wiatrem i chłodem. Zdumiewające, że to zauważył.
– Nie, nie trzeba – zaprotestowała, choć nie brzmiało to zbyt przekonująco. – Ciepło jest.
Nie mówiąc słowa, sam założył kurtkę. Cisza, która między nimi zapadła, dziwnie kontrastowała z nocnym gwarem ulicy.
Jasmine widziała, że jest na nią zły, bo nawet gdy wsunął na głowę kask, przez szybkę widziała jego spojrzenie. Naprawdę się zmienił. Gdzie się podział tamten szesnastolatek, w którego wpatrzona była jak w obrazek? Zastanawiała się, jak potoczyłoby się jej życie, gdyby Dmitriego nie zabrał do siebie zamożny i wpływowy ojciec chrzestny. Pamiętała, że wcale nie chciał z nim zamieszkać i Andrew spędził długie godziny na przekonywaniu go, żeby nie odrzucał takiej szansy. Zawsze miał na niego dobry wpływ. Tylko on potrafił go wyciszyć i uspokoić, gdy wdawał się w bójki czy awantury.
W końcu Dmitri dał się przekonać. Odszedł z ojcem chrzestnym, raz na zawsze zapominając o ludziach, którzy w tamtym trudnym okresie byli mu bliscy jak rodzina. Sprzeniewierzył się obietnicom, które złożył Andrew. Stał się egoistą, pozbawionym zasad playboyem, kolekcjonującym najnowsze gadżety. Jego słabość do pięknych kobiet także nie była tajemnicą. Podobno chciał się ożenić z rosyjską supermodelką, ale nikt nie wiedział, dlaczego ostatecznie nie doszło do ślubu.
– Zanim pomyślisz sobie coś nieodpowiedniego… – Wyczuła raczej, niż zobaczyła sardoniczny uśmiech. – Chciałem, żebyś założyła kurtkę, bo zawsze staram się chronić swoją własność. Ferrari również przykrywam plandeką.
Z jej piersi wyrwał się jęk oburzenia. Jak mógł być tak arogancki i podły?
– Dziękuję, nie potrzebuję ochrony- odparła lodowato.
– Dobrze, więc zamarznij na śmierć – wycedził ze złością.
Nawet nie próbował działać delikatnie. Bezceremonialnie wcisnął jej na głowę kask, precyzyjnie ściągając i dopasowując zapięcie pod brodą.
– Nie potrzebuję…
– Potrzebujesz. Zawsze dbam o to, żeby żadna z moich zabawek się nie zniszczyła.
Złapała go gwałtownie za rękę, odsuwając ją od swojej twarzy.
– Nie jestem twoją zabawką. Nie spodziewałam się, że możesz być aż tak podły.
– Siadaj już – mruknął zniecierpliwiony. – Nie mam czasu na dyskusje.
Wahając się, zajęła miejsce za nim. Uważała, by nie dotykać go bardziej niż to konieczne. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że prosząc o pomoc Dmitriego, człowieka, który nie wiedział, czym jest lojalność i przyjaźń, być może popełniła największy błąd w swoim życiu.