Wiedeński bal - ebook
Wiedeński bal - ebook
Beth dostaje intratne zlecenie zorganizowania balu maskowego w Wiedniu. W przededniu balu jedzie do Wiednia wraz z Benem – małym kuzynem, nad którym sprawuje opiekę. Z lotniska odbiera ich przystojny Włoch i zawozi do pałacu, gdzie ma się odbyć bal. Nawet przez myśl jej nie przechodzi, że to jest Alessio Palvetti, wujek Bena, który jakiś czas temu zażądał od niej, by oddała mu bratanka. Bal jest tylko pretekstem, by mógł ją poznać…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5469-4 |
Rozmiar pliku: | 677 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Beth Hardingstone weszła do hali przylotów wiedeńskiego lotniska, jedną ręką popychając wózek Bena, a drugą ciągnąc walizkę pełną dziecięcych przyborów. Rozejrzała się za kierowcą, który miał po nią przyjechać, z nadzieją, że już wkrótce będzie mogła wlać w siebie kubek mocnej kawy. Bardzo potrzebowała kofeiny.
Ben właśnie ząbkował i jego nieustanny płacz sprawił, że Beth przez całą noc nie zmrużyła oka. Zasnęła dopiero o szóstej nad ranem, mniej niż godzinę przed tym, jak zadzwonił jej budzik. W samolocie też nie udało jej się zdrzemnąć. Benowi nie podobał się jego pierwszy lot samolotem i dopilnował, żeby wszyscy pasażerowie mieli tego świadomość. Teraz za to spał w wózku z kciukiem w buzi, uroczy jak mały cherubinek.
Wszyscy mówią, że pierwszy rok opieki nad dzieckiem jest najtrudniejszy, ale nie da się zrozumieć ogromu wysiłków i wyrzeczeń, dopóki nie przeżyło się tego samemu. Nie da się także ubrać w słowa bezgranicznej radości, jaką przynosiły bezzębne uśmiechy, wesołe gaworzenie i to, jak płaczące dziecko uspokajało się, gdy tylko znalazło się w jej ramionach.
Kątem oka Beth zauważyła wysokiego mężczyznę, opartego o ścianę i przeglądającego coś na telefonie. Jakby wiedziony szóstym zmysłem, podniósł wzrok i spojrzał prosto na nią. Kontakt wzrokowy sprawił, że zrobiło jej się gorąco.
Sześć tygodni wcześniej dostała zlecenie, o którym większość event menedżerów mogła tylko pomarzyć: bal maskowy w wiedeńskim pałacu. Właściciel pałacu, grecki miliarder, wysłał wtedy swojego przedstawiciela do firmy Beth. Był nim ten mężczyzna, Valente Cortada.
Pracując w ekskluzywnej agencji White’s Events, Beth na co dzień spotykała celebrytów z pierwszych stron gazet. Ale nikt dotąd nie zrobił na niej tak piorunującego wrażenia, jak Valente.
Mimo że była na urlopie, jej szefowa doszła do wniosku, że to właśnie ona będzie się najlepiej nadawać do tego zadania. Razem z Valentem ustalili, że całą organizację przeprowadzi zdalnie, a na czas balu zabierze Bena ze sobą. Beth prawie się rozpłakała z ulgi. Oszczędności, jakie zgromadziła na pierwszy rok bezpłatnego urlopu, wyczerpywały się dużo szybciej, niż przewidziała. Była w kropce. Nie chciała oddawać Bena pod opiekę niani i wracać do pracy, ale coraz bardziej spóźniała się z płaceniem rachunków. Pierwszy raz w życiu tak rozpaczliwie potrzebowała pieniędzy.
Trudno uwierzyć, że jeszcze rok wcześniej nie musiała myśleć o przyszłości. Zarabiała tyle, że bez problemu wynajmowała małe mieszkanie. Cieszyła się życiem singielki, nie odmawiała sobie jadania na mieście, koncertów i innych przyjemności, na jakie nachodziła ją ochota. Jej kariera także rozwijała się bez przeszkód, aż do czasu tragedii, przez którą to wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Ale nawet gdyby miała stracić mieszkanie, wiedziała, że sobie poradzi. Dobro Bena było na pierwszym miejscu. Biedne dziecko, osierocone w wieku trzech miesięcy, potrzebowało całej miłości i opieki, jakie mogła mu zapewnić. Miała nadzieję, że przyjmie je tak naturalnie, jakby była jego rodzoną matką.
Beth sama była sierotą, więc doskonale wiedziała, jak to jest być zdanym na pomoc obcych ludzi. Nie uważała za poświęcenie tego, co robiła dla Bena. Caroline poświęciła się nieskończenie bardziej, oddając za niego własne życie.
Ale oprócz problemów finansowych czyhało na nią jeszcze inne niebezpieczeństwo. Alessio Palvetti.
Gdy tylko groźny i potężny wujek Bena dowiedział się o jego istnieniu, natychmiast zażądał praw do opieki nad dzieckiem. Beth odmówiła, pamiętając ostrzeżenie rodziców Bena, by za żadne skarby nie oddawała go rodzinie. Niezrażony Alessio zaproponował jej milion dolarów w zamian za zrzeczenie się praw do opieki. Beth odrzuciła propozycję i oświadczyła, że jeśli dalej będzie próbował się z nią kontaktować, oskarży go o nękanie. Od tego czasu Alessio Palvetti nie dawał znaku życia, ale Beth nie wierzyła, że to koniec. Tacy ludzie jak on nie poddają się tak łatwo.
Bezgranicznie kochała Bena. Była przy jego narodzinach i przy śmierci jego matki. Zrobiłaby wszystko, żeby go chronić, nawet jeśli oznaczało to prowadzenie otwartej wojny z jednym z najpotężniejszych rodów w Europie. Dzięki nowemu zleceniu przynajmniej nie będzie musiała przy tym martwić się pieniędzmi.
Od czasu pierwszego spotkania ani razu nie widziała Valentego na żywo, ale codziennie kontaktowali się przez mejle i wideorozmowy. To, co zaczęło się jako czysto profesjonalna relacja, wkrótce stało się dużo mniej formalne, wręcz przyjacielskie. Nie tylko był najbardziej seksownym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała, ale też po prostu dobrze jej się z nim pracowało. Rzadko kwestionował jej decyzje, a jeśli już to robił, jego uwagi były słuszne i merytoryczne.
Coraz częściej myślała o nim, kołysząc Bena do snu. A także w ciągu dnia, kiedy pracowała na laptopie i jednocześnie zajmowała się chłopcem. A w nocy…
Wspomnienie snu sprzed kilku tygodni sprawiło, że serce zabiło jej żywiej. Szczegóły zatarły jej się już w pamięci, ale mieszanka wstydu i podniecenia, jaką czuła po obudzeniu, została z nią na długo. Przez kilka następnych dni nie potrafiła spojrzeć Valentemu w oczy, kiedy rozmawiali przez Skype.
Podszedł do niej, wyższy o głowę od otaczającego go tłumu. Miał na sobie ciemne spodnie i granatową koszulę z rozpiętym kołnierzykiem, która przylegała do jego muskularnej piersi. Po jego ustach błąkał się leniwy uśmiech.
Kiedy podawał jej rękę, rękaw jego koszuli podjechał do góry, odsłaniając delikatne czarne włoski. Nie umknęło to uwadze Beth.
– Jak miło cię znowu widzieć. – Jego silny włoski akcent przywodził na myśl likier kawowy. Zdążyła już zapomnieć, jak intensywnie zielone są jego oczy, jak kontrastują z jego oliwkową skórą i kręconymi czarnymi włosami. Wiele kobiet dałoby sobie rękę uciąć, żeby mieć tak długie i gęste rzęsy jak on. W połączeniu z wysokimi kośćmi policzkowymi i ostro zarysowaną szczęką dawało to nieziemski efekt.
Pilnując, by nie dać nic po sobie poznać, uścisnęła jego wyciągniętą dłoń. Jego dotyk sprawił, że przeszedł ją dreszcz.
– Nie wspominałeś, że po nas przyjedziesz.
– Otrzymałem polecenie, by ci asystować.
Czy uwodzicielska nuta w jego głosie była wyłącznie dziełem jej wyobraźni?
– Czy pracownicy firmy cateringowej już dotarli? – zapytała, na wszelki wypadek sprowadzając rozmowę na bezpieczne tory.
– Tak, w chwili kiedy wyjeżdżałem. Wszystko idzie zgodnie z planem. Masz niesamowite zdolności organizacyjne.
Beth uśmiechnęła się, mile połechtana.
– Sam wiesz, że złożyła się na to praca wielu ludzi. Poza tym perspektywa zorganizowania balu maskowego stulecia naprawdę motywuje do pracy!
Valente zajrzał do wózka. Przez chwilę przyglądał się Benowi, a potem przeniósł wzrok z powrotem na Beth.
– To twój syn?
Uwodzicielska iskra, która jeszcze chwilę wcześniej czaiła się w jego spojrzeniu, zniknęła. Na widok niemowlęcia musiał stracić zainteresowanie. A może od początku wszystko było dziełem jej wyobraźni? Od roku prawie nie miała kontaktu ze światem zewnętrznym, a i wcześniej nie znała się zbyt dobrze na sztuce uwodzenia.
– To jest Ben – potwierdziła wymijająco. Powiedzenie Valentemu, że nie jest jego biologiczną matką, spowodowałoby tylko dalsze pytania. Śmierć Caroline wciąż była zbyt świeża i bolesna, żeby chciała o niej rozmawiać, a czekające ją zadanie wymagało od niej absolutnej koncentracji. – Przedstawiłabym was sobie, ale właśnie zasnął.
Valente znów spojrzał na śpiące niemowlę.
– Wobec tego od razu zawiozę was do pałacu. Czeka tam na was niania, która będzie się nim opiekować, kiedy ty będziesz zajęta pracą.
To powiedziawszy, podniósł jej walizkę i poprowadził ich do wyjścia.
Starając się za nim nadążyć, Beth nie po raz pierwszy zastanowiła się, jak mężczyzna tak władczy jak Valente mógł pracować dla kogoś innego. Nawet sposób, w jaki pisał mejle, sugerował człowieka, który wydaje rozkazy, a nie słucha cudzych. Coś tu się nie zgadzało.
Kiedy Alessio wyszedł z hali lotniska, Wiedeń spowijała poranna mgła. Jej piękno nie zrobiło na nim wrażenia. Potrafił myśleć tylko o tym, że tuż obok śpi jego osierocony bratanek.
– Byłaś kiedyś w Wiedniu? – zapytał. Musiał za wszelką cenę podtrzymać konwersację.
Po raz pierwszy zobaczył na żywo Benjamina, którego Beth nazywała Benem. Jego plan działał bez zarzutu. Dali się złapać na haczyk i wpadli prosto w jego ręce.
I Beth wciąż nie miała pojęcia, kim on jest.
Istniała bardzo niewielka szansa, że go rozpozna. Jak wszyscy Palvetti, Alessio strzegł swojej prywatności i pilnował, by nigdzie nie ukazały się jego zdjęcia. Nie przypominał też swojego zmarłego brata ani z wyglądu, ani z charakteru.
Wstrząsnęła nim wiadomość, że jego brat zginął w wypadku samochodowym, nigdy nie pogodziwszy się z rodziną. A także to, że ożenił się w tajemnicy, i to, że nikt nie powiadomił rodziny o jego śmierci. Ale najtrudniej było mu pogodzić się z faktem, że Benjamin i jego żona postanowili oddać syna pod opiekę obcej kobiecie. Choć Domenico dawno nie żył, jego konflikt z rodziną wciąż zbierał swoje żniwo.
Alessio odepchnął od siebie żal i gniew. Teraz najważniejsze, by udało mu się odzyskać bratanka. Syn Domenica był Palvettim i zasługiwał, by żyć tak, jak przystało na Palvettiego. To niedopuszczalne, by jeden z nich dorastał pod opieką kobiety, która nawet nie była jego krewną.
Szybko udało mu się ustalić, że opiekunka Benjamina jest dwudziestoczteroletnią singielką. Założył, że z radością uwolni się od brzemienia opieki nad małym sierotą, ale tak się nie stało. Najpierw wysłał jej mejl, w którym zaprosił na spotkanie, ale odpowiedziała lakonicznym „nie”. Wobec tego zaangażował w sprawę swoich prawników, ale pozostała niewzruszona. Domyślił się, że chce na tym coś ugrać, więc zaproponował jej milion dolarów w zamian za prawa do opieki nad dzieckiem. Tę propozycję również odrzuciła z miejsca.
Jej opór bardziej go zaciekawił, niż rozgniewał. Polecił swojemu detektywowi zebrać jak najwięcej informacji na jej temat. Jak się okazało, przed pójściem na urlop Beth była znaną i polecaną event menedżerką.
Karierowiczka, która miała słabość do jego bratanka? Im dłużej o tym myślał, tym wyraźniej plan rysował się w jego głowie. Alessio planował jeszcze przez kilka lat skupić się na zarządzaniu rodzinną firmą, produkującą ekskluzywne perfumy i biżuterię. Wiedział, że pewnego dnia będzie musiał znaleźć sobie żonę i przedłużyć ród, ale zawsze odkładał w czasie tę decyzję. Był jednak zdania, że każde dziecko potrzebuje matki. Jego własna nie była może idealna, ale nie wyobrażał sobie dorastania bez niej. Benjamin zasługiwał na pełną rodzinę.
Oczywiście małżeństwo nie było czymś, o czym należy decydować pochopnie. Dlatego musiał się osobiście przekonać, czy Beth w rzeczywistości jest równie idealną kandydatką, jak na papierze. Dlatego skontaktował się ze starym przyjacielem z czasów szkolnych, Giannisem Basinasem. W zamian za alibi, które dawno temu uratowało Basinasa przed wyrzuceniem ze szkoły, poprosił go o możliwość urządzenia balu maskowego w jego wiedeńskim pałacu. Udział Alessia w całym przedsięwzięciu miał pozostać tajemnicą.
– Zawsze chciałam odwiedzić Wiedeń, ale nigdy dotąd nie miałam okazji – powiedziała wesoło Beth, całkowicie nieświadoma prawdziwego powodu, dla którego ją tu sprowadził.
Zatrzymali się przed jego samochodem, lśniącą czarną maszyną z napędem na cztery koła.
– To twój? – zapytała ze zdziwieniem.
– Służbowy. – Kolejne kłamstwo. Utrzymywanie swojej prawdziwej tożsamości w tajemnicy okazywało się trudniejsze, niż przewidział.
Beth otworzyła tylne drzwi.
– Pamiętałeś o foteliku dla dziecka! – ucieszyła się.
Alessio skinął głową. Miała śliczny uśmiech. Jego urok uderzył go już podczas ich pierwszego spotkania i choć odbyli dziesiątki wideokonferencji, wciąż nie przestał robić na nim wrażenia. Uśmiechała się tak łatwo i często, jakby uśmiech był stałą, naturalną częścią jej fizjonomii.
Dzisiaj miała na sobie przylegające kremowe spodnie i biało-szarą koszulę w paski. Lekki wietrzyk burzył jej rozpuszczone ciemne włosy, których pasma opadały na śliczną twarz o regularnych rysach. Nie miała makijażu, ale ze swoją ciepłą, zdrową cerą i wielkimi czekoladowymi oczami nie potrzebowała go.
Pochyliła się nad wózkiem i odpięła Bena. Widząc, jak bierze go na ręce, Alessio wstrzymał oddech. To niemowlę było Palvettim, krwią z jego krwi.
Odchrząknął.
– Pomóc ci?
– Dziękuję, dam sobie radę – odparła, całkowicie nieświadoma, jak potężne wrażenie zrobił na nim widok bratanka.
Z wprawą umieściła niemowlę w foteliku i pochyliła się, by zapiąć mu pasy. Alessio odkrył, że ma przed oczami jej zgrabne wypięte pośladki. Przez kilka sekund wpatrywał się w nie jak zahipnotyzowany, czując ściskanie w lędźwiach…
– No, w końcu! – zawołała triumfalnie.
Alessio odetchnął i zmusił się, by się opanować.
– Przepraszam?
– To było bardziej skomplikowane, niż myślałam, ale ostatecznie mi się udało. – To powiedziawszy, Beth pochyliła się nad Benem i cmoknęła go w czoło.
Alessio wrzucił jej bagaże do bagażnika, a potem usiadł za kierownicą. Kiedy tylko zamknął drzwi, owionął go zmysłowy zapach. Perfumy Beth.
Dio, jeszcze żadna kobieta, jaką spotkał, nie pachniała tak kusząco…
– Gotowa? – Włączył silnik.
– Jasne! – Roześmiała się wesoło. – Zawieź mnie do pałacu!
Alessio uśmiechnął się w odpowiedzi. Ich współpraca w ciągu ostatnich tygodni dowiodła, że Beth będzie dla niego wartościową wspólniczką. A że miała przy tym mnóstwo uroku, stanowiła idealny materiał na żonę.