-
W empik go
Wiedza tajemna - ebook
Wiedza tajemna - ebook
Stanisław Antoni Wotowski – ‘Wiedza tajemna’. Czy istnieją światy równoległe, pełne niewidzialnych bytów, które mają wpływ na nasze życie? Czy starożytni mędrcy mieli dostęp do wiedzy, którą dzisiejsza nauka dopiero zaczyna przeczuwać? Ta fascynująca książka prowadzi czytelnika przez wieki duchowych poszukiwań – od tajemniczych rytuałów starożytnego Wschodu, przez mistyczne praktyki filozofów Grecji, aż po ezoteryczne systemy nowożytnych badaczy. Autor prezentuje w przystępny sposób poglądy dawnych myślicieli, takich jak Pytagoras czy Sokrates, na temat niewidzialnych sił, które rzekomo otaczają człowieka i mogą wpływać na jego losy. „Wiedza tajemna” to nie tylko opowieść o kontaktach z bytami z innych wymiarów, ale także próba zarysowania duchowej ścieżki rozwoju, którą na przestrzeni wieków kroczyli adepci wiedzy ukrytej. Książka wprowadza również w klasyczne podziały nurtów magicznych oraz ich znaczenie dla poszukujących głębszego sensu istnienia. Idealna pozycja dla miłośników ezoteryki, historii idei i wszystkich, którzy pragną zajrzeć poza zasłonę codzienności – tam, gdzie zaczyna się to, co niewytłumaczalne.
| Kategoria: | Ezoteryka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-7639-774-0 |
| Rozmiar pliku: | 217 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najstarożytniejsze narody różnego stopnia cywilizacji wierzyły w egzystencję duchów i to nie tylko lud prosty, ale nawet najwybitniejsi uczeni.
Słynny filozof grecki Pytagoras nauczał, że świat cały jest pełen istot niewidzialnych, krążących w powietrzu, że są one w ciągłej styczności z ludźmi, mogąc im źle i dobrze robić. Nauczał Pytagoras, że postem, modlitwą, i dobrymi uczynkami, można sobie zjednać pomoc dobrych duchów, a nad złymi panować. On sam niekiedy w głębokiej przesiadywał jaskini, przepędzając tam dnie i tygodnie na poście i modlitwach i z dobrymi, jak mówił, obcował duchami, które go wszystkich tych nauczyły prawd, jakie on uczniom swoim wykładał.
Sokrates wierzył w duchy, miał nawet swego demona, który mu objaśniał tajemnice nieśmiertelności duszy i Boga.
Takiego zdania byli Pytagoras i Sokrates, a w ślad za nimi cały szereg najwybitniejszych filozofów, uczonych i pisarzy, poczynając od starożytnych, a kończąc na dobie obecnej.
Jak widzimy od niepamiętnych czasów istniało przekonanie, że można wejść w bliższe stosunki z istnościami zaświata i naukę, w jaki sposób postępować należy, aby to stało się możliwe, nazywano magią.
Co prawda magia daje nam nie tylko sposoby, jak można porozumiewać się z niewidzialnymi istotami. Magia w wyższym znaczeniu tego słowa jest nauką o tym, w jaki sposób możną udoskonalić samego siebie, zapanować nad siłami przyrody i stać się istotą lepszą i wyższą. Nie będę dłużej zatrzymywać się nad tym tematem, gdyż poruszyłem go szczegółowo w mojej poprzedniej książce p. t. „Magia i Czary”.
Zaznaczę tylko, że już w starożytności przeprowadzano następujący podział magii, zaproponowany przez Porfiriusza.
Dzielił on magię na teurgię i goecję.
Teurgią nazywał magię, działającą za pomocą dobrych duchów, których cnotliwym życiem, modlitwą, postem, za łaską wszakże szczególną Bożą sobie zjednać i ich pomoc uprosić można. Goecją — magię zaś działającą za pomocą niższych duchów, złych nawet, wzywając ich tajemniczymi słowami, zaklęciami, odpowiednimi obrzędami i sposobami.
Czyli mielibyśmy tu podział na czarną i białą magię, której w żadnym wypadku łączyć nie należy z tym, co obecnie nosi nazwę „białej magii” t. j. zwykłymi prestidigitatorskimi sztuczkami.
Współcześni okultyści określają to jeszcze inaczej. Powiadają oni, że mag, więc człowiek, który zdołał dzięki wytrwałości, pracy i woli posiąść właściwości niezwykłe, zapanować nad siłami przyrody i ma możność komunikowania się z nadziemskimi istotami — tej swojej mocy może używać na dobre lub złe. Jeśli używa ich dla celów szlachetnych, dla dobra i szczęścia ludności — uprawia białą magię, jest białym magiem, magiem w pełnym znaczeniu tego słowa. Jeśli zaś ją wykorzystuje dla poziomych celów, dla szkodzenia bliźnim — hołduje czarnej magii, jest magiem czarnym, złym, nie wart właściwie nosić tego miana, gdyż jest zwykłym czarownikiem.
Oto, różnica pomiędzy białą a czarną magią w myśl teorii współczesnych okultystów, o czym zresztą obszernie pisałem w mojej poprzedniej, a wyżej wymienionej książce.
Dlatego też niniejsza moja książka jest jakby dalszym ciągiem „Magii i czarów”. Nie zawiera ona ani teorii magii, a raczej krótką jej historię, przegląd najwybitniejszych adeptów i wtajemniczonych, którzy poświęcali się tej królewskiej sztuce, jak magię w starożytności nazywano. Przegląd ten zaczyna się świadomie od czasów po chrześcijańskich, w których magia zaczęła się zbliżać do współczesnego okultyzmu i legła, jako fundament, szczególniej jeśli chodzi o tak zwany zachodni jego kierunek. Nauki adeptów stworzyły „wiedzę, czyli doktrynę tajemną”.
Z przeglądu tego, z przeglądu wtajemniczonych, adeptów i mistrzów wiedzy tajemnej, oraz sposobów, używanych przez nich — Czytelnik sam najlepiej wyrobi sobie zdanie o magii.
Jeszcze kilka słów w sprawie własnej.
Książka ta jest właściwie powtórzeniem jednej z moich dawniejszych książek, ale całkowicie oczyszczonym z niewłaściwych dodatków i to takich, które sprowadziły na mnie szereg przykrości.
Mianowicie, swego czasu jeden z wydawców nabył mój rękopis i następnie poza moimi plecami, bez porozumienia się ze mną, wydał go pod zmienionym, błazeńskim i jarmarcznym tytułem, jako: „Tajemnice Czarnej i Białej Magii”.
Mało tego, ten wydawca (de mortuis aut bene, aut nihil) dołączył gwoli sensacji jakieś formuły „zaklęć szatańskich” pochodzące jakoby ode mnie i mnie przypisał doświadczenia, nadesłane mi tylko przez osobę postronną, jako dosyć ciekawe. Miało to ten skutek, że niektórzy poczęli mnie uważać za mocno „zabobonnego i naiwnego”, inni — a złośliwych nie brak, wprost pomawiali o szerzenie idiotycznych przesądów. Dlatego cieszę się szczerze, że moja książka ukazuje się obecnie we właściwej postaci i każdy z niej będzie mógł się przekonać, jakie są moje prawdziwe zapatrywania na magię i ewokacje magiczne.
Poza tym, że książka moja nie jest właściwie żadnym traktatem okultystycznym, a raczej szkicem historycznym z tej dziedziny.
St. A. WotowskiROZDZIAŁ I. SZYMON MAG
Pierwszym z adeptów ery po chrześcijańskiej jest słynny Szymon Mag, co do którego osoby zdania są bardzo podzielone. Jedni historycy twierdzą, że był tylko szarlatanem, inni, że choć posiadał właściwości niezwykłe, zużytkował je źle, hołdując ciemnym siłom. Mają zupełną słuszność i Szymona nazwać można jednym z najgorszych, najniższych adeptów magii.
Kim był w istocie Szymon Mag? Co o nim wiemy? Szymon był, jak wiemy, Żydem z urodzenia i pochodził z Samarii. Jego mistrzem był niejaki Dositheus, który mienił się być wysłańcem Boga i mesjaszem, oznajmionym przez proroków. Szymon nauczył się od niego nie tylko wiedzy istotnej, lecz wielu sekretów należących do prawdziwego wtajemniczenia: posiadł sztukę kierowania falami astralu, mógł unosić się do góry, magnetyzował zdala swych wiernych, czynił się niewidzialnym, przesuwał przedmioty, przewidywał przyszłość.
Począł tymi umiejętnościami popisywać się w Samarii, a fama stukrotnie przesadziła te „czyny” i ogłoszono go za istotę boską.
Rychło oszołomiło go powodzenie i zapragnął pokłonu całego świata.
Jego kryzysy i ekstazy odbijały się na nim w sposób niezwykły. To go widziano znękanym, złamanym, przygarbionym, niby starca, to fluid eteryczny ożywiał go: prostował się; zmarszczki wygładzały, młodniał w jednej chwili.
Współcześni na tej zasadzie twierdzili, że może dowolnie przechodzić od dzieciństwa do sędziwego wieku i z powrotem stawać się młodzieńcem. Wkońcu tylko mówiono o jego cudach i stał się bożyszczem Żydów z Samarii, tudzież sąsiednich plemion. Lecz miłośnicy nadprzyrodzonego są zwykle żądni coraz to nowych wrażeń i szybko męczą ich fenomeny, przedtem z zachwytem podziwiane. Gdy przybył do kraju apostoł Filip, by przepowiadać Ewangelię, powstał koło niego rój zachwytów, a Szymon poczuł się odosobniony. Wówczas postanowił przyłączyć się do apostołów, by zbadać i zrozumieć ich tajemnice.
Szymon nie był oczywiście wtajemniczonym wysokiego stopnia, gdyż aby dysponować siłami przyrody, należy nimi owładnąć tak, aby je opanować, nie zaś stać się ich sługą.
Twierdzi legenda, iż zwrócił się do Św. Piotra z propozycją kupienia za pieniądze sekretów apostołów, co zostało odrzucone, oczywiście z oburzeniem.
Wówczas został ich zawziętym wrogiem. Złączył się z kobietą imieniem Helena i w niej się zakochał. Dywagacje mistyczne często sąsiadują z rozpustą. Namiętność osłabiając go i egzaltując, dała mu z powrotem możność czynienia tego, co nazywał „cudami”. Mitologia pełna reminiscencji magicznych, złączonych z erotyzmem, wypłynęła z jego mózgu i począł podróżować jak apostołowie, nieodłączny ze swą kochanką, przepowiadając i starając rzucić podziw na tych, co go słuchali.
Według Szymona słońcem dusz był on sam, zaś jego odbiciem Helena, którą zwał Selene, co po grecku księżyc oznacza.
Dalej wieścił panowanie wieczyste buntu i zła, proroczył koniec świata przez władzę potęg ciemności, stawiał ponad wszystko siebie wraz ze swą konkubiną. Był to jakby kult Antychrysta, który nie zmarł wraz z Szymonem, lecz głoszony przez jego adeptów przetrwał w ohydnych sektach współczesnych satanistów.
Kult ten streścić by można było w słowach następujących: walka ze wszelkim ustalonym porządkiem i sianie nienawiści w życiu publicznym... dalej... uleganie gwałtownym namiętnościom i triumf prostytucji — w życiu prywatnym... Nauki takie mogły mieć powodzenie tylko w zgangrenowanym społeczeństwie, chylącym się do upadku.
Szymon stał się głośną i znakomitą osobistością i jako znakomitość udał się do Rzymu, gdzie podówczas imperator Neron, głodny krwi i wszelakiej sensacji, przyjął go z otwartymi rękami.
Szymon zadziwił cesarza trick‘em dość znanym i pospolitym wśród współczesnych prestidigitatorów. W jego obecności kazał sobie uciąć głowę, a po chwili doń przybył z głową na karku. Potem popisał się istotnie siłą mediumiczną. Na skinienie meble w dowolnym kierunku przesuwały się po pokoju, drzwi otwierały się same, słychać było głosy, wychodzące z niewidocznych ust, rozlegały się śpiewy ect. Słowem, Szymon zaimponował cesarzowi i odtąd stał się nieodstępnym towarzyszem i zaufanym współbiesiadnikiem najwyuzdańszych orgii.
Jednocześnie dzięki swej doktrynie skrajnego indywidualizmu i zmysłowego rozpasania zyskiwał.....................ROZDZIAŁ II. APOLLONIUS Z TYANY.
Jednym z największych, a jednocześnie najbardziej tajemniczych adeptów nauk hermetycznych, był Apollonius z Tyany, żyjący w pierwszym wieku naszej ery, którego żywot opisany został przez jednego z uczni, Damisa Asyryjczyka, następnie zaś przez historyka Philostrata. Mimo tych opowiadań niezwykle trudno coś ścisłego ustalić o magu, a to z tej przyczyny, że zwyczajem współczesnym, pisarze przedstawili życiorys w formie zawikłanej i legendarnej, układając go niby czarodziejską baśń. Gdy brać go dosłownie będzie absurdem, ezoterycznie pojęty, nie tyle skreśli dzieje maga z Tyany, co właściwie jego okultystyczną naukę.
Oto dlaczego nikt ściśle ustalić nie może, kiedy urodził się i kiedy zmarł Apollonius. Jedni mniemają, iż żył do dziewięćdziesięciu lat — inni, że do stu sedemnastu. Jedni twierdzą, iż śmierć nastąpiła w 96 r. po Nar. Chr. w Efezie — inni, że w świątyni Pallas Ateny w Lindus — inni wreszcie, iż mistrz w ogóle nie umarł, lecz w pewnym okresie sam wzniósł się do nieba, czy też przerodził się, by nauczać na dalekich planetach.
Wszystko, co ściśle o nim powiedzieć może historia — jest to, że był twórcą nowej szkoły religijno-filozoficznej. Niejednokrotnie oskarżano mistrza o zbytnie ciążenie do arystokratyzmu i możnych tego świata. Sam pochodząc z tych sfer, być może, postępował świadomie, chcąc zapewnić „pokój na ziemi wszystkim” nie zaś tylko nieszczęśliwym i maluczkim. Apollonius był wrogiem bigoterii, manifestacji uczuć religijnych na pokaz, twierdząc, iż każdy sam w duszy najlepiej obcuje ze Stwórcą Wszechświata.
Naukę swą popierał niezwykłymi objawami, a że był istotnie wtajemniczonym, te przechodziły zakres wszystkiego dotychczas widzianego. I od tej pory nikt mu nie dorównał. Czynione przezeń fenomeny uznają za prawdziwe nawet pisarze kościelni, nazywając je „czynami diabelskimi”, samego zaś maga — „narzędziem Szatana”.
Gdy Apollonius pragnął uczynić jaki fenomen, miał zwyczaj owijać się cały w piękny, długi wełniany płaszcz, na który również stawiał stopy, po uczynieniu paru magnetycznych pociągnięć. Następnie wymawiał pewną formułę zaklęcia, dostępną jedynie wtajemniczonym i znaną adeptom wysokiego stopnia. Dalej nakrywał płaszczem głowę i po chwili ciało astralne znajdowało się na wolności. W ten sposób przenosił się on z miejsca na miejsce, oznajmił odległe wypadki, np. powiadomił mieszkańców miasta Efezu, gdzie wtedy przebywał, o zamordowaniu cesarza Dominicjana w Rzymie, w tejże godzinie, gdy się to istotnie stało.
W życiu zwykłym Apollonius nie posługiwał się tym płaszczem, ani też nie nosił wełnianego odzienia. Twierdzą, iż posiadał formuły zaklęć, dających mu władzę nad wszystkimi, z którymi się stykał, zarówno zwierzętami, jak i ludźmi.
Współcześni oddawali mu cześć niemal boską; posągi mędrca z Tyany ustawiano po wszystkich świątyniach (świątynię na jego cześć wybudował cesarz Karakalla, zaś Aleksander Sewer umieścił posąg maga pomiędzy posągami bogów), a jak olbrzymim poważaniem się cieszył niech świadczy następujący wypadek:
Cesarz Aureliusz rozgniewał się na miasto rodzinne maga Tyarę, za krnąbrność i sprzeciwianie się jego władzy i postanowił je zburzyć. Gdy oblężenie trwało, nagle ukazał mu się cień Apolloniusa (podówczas już zmarłego) i odezwał się w te słowa: „Aureliuszu — jeśli pragniesz czynić podboje — porzuć złe zamiary względem mych współobywateli, jeśli chcesz rządzić — powstrzymaj się od rozlewu krwi niewinnych, jeśli pragniesz żyć — unikaj niesprawiedliwości!” Na Aureliuszu ukazanie się mędrca, postać którego znał z posągów, sprawiło takie wrażenie, iż nie tylko przyobiecał odstąpić od oblężenia Tyany, lecz również wystawić świątynię, a w niej posąg Apolloniusa.
Historię tę znajdujemy opisaną u historyka Vopiscusa; dowodzi ona, że Apollonius żył istotnie, a nie był postacią legendarną, jak to twierdzą niektórzy historycy.
Legend o wielkim wtajemniczonym krąży ilość wielka.
Opowiadają więc, że samym dotknięciem rąk uleczał on z chorób nieuleczalnych. Że gdy razu pewnego szedł przez ulicę kondukt żałobny, zbliżył się, spojrzał uważnie na leżącego na marach i ręką dał znak, by orszak się zatrzymał. Gdy obecni spoglądali na niego..................ROZDZIAŁ III. TEMPLARIUSZE
Aby skreślić całkowity obraz dziejów, jakimi biegła historia magii, muszę się zwrócić do związków tajemnych i na pierwszym miejscu wymienić Templariuszy. O zakonie tym krąży wiele opowieści i posiada on zarówno żarliwych obrońców, udowadniających niewinność całkowitą „rycerzy świątyni” — jako też wrogów, stwierdzających, iż nie byli oni niczym innymi, aniżeli satanistami i zwolennikami czarnej magii.
Historia Templariuszy jest następująca:
W 1118 r. dziewięciu rycerzy krzyżowców na wschodzie, w liczbie których znajdował się Geoffroi de Saint Omer i Hugues de Payens, z zezwolenia patriarchy Konstantynopolu, założyło nowy zakon, religijno-wojskowy, mający za cel ochronę pątników w Jerozolimie od napaści niewiernych.
Historycy, by wytłómaczyć nazwę Templariuszy, twierdzą, że otrzymali oni od Baldwina II, króla Jerozolimy, dom w pobliżu świątyni (templum) Salomona. Słusznie zauważa Eliphas Lewi, iż popełniają historycy anachronizm, w owym bowiem czasie z budowli Salomona nie pozostał najmniejszy ślad, obdarzono ich domostwem, znajdującym się najwyżej w pobliżu miejsca, gdzie jak tradycja głosiła, znajdowała się świątynia.
Zakon Templariuszy, którego tragiczne dzieje tu przedstawię, jest jednym z najbardziej dziwnych i tajemniczych, jakie istniały w dziejach świata. W przeciętnych podręcznikach historii przeczytać tylko tyle możemy, że doszedł on do olbrzymich bogactw i że wówczas król francuski Filip Piękny, złakomiony majątkami rycerzy, oskarżył tych o uprawianie kultu szatana i magii, by dobra zagarnąć.
Ale nie uprzedzajmy wypadków.
Templariusze, aby stać się potężnymi, postarali się zostać bogatymi. Streszczę historię. Jak wiemy w 1118 r. Hugon de Payens lub Paganis, Geoffroi de Saint Aumer oraz siedmiu innych rycerzy, zebrało się z intencji zapewnienia podróży pielgrzymom, którzy z głębi Europy napływali do Palestyny, celem obrony ich od tak licznych w owych czasach napaści niewiernych. W dziewięć lat później Hugon Paganis stanął przed synodem w Troyes z prośbą o nową regułę. Koncylium rozkazało, by rycerze nosili białe płaszcze. Eugeniusz III dodał na nich czerwony krzyż. Wiadomym jest, iż otrzymali swą nazwę od domu w Jerozolimie, podarowanego im przez Baldwina II, w pobliżu miejsca, gdzie miała się znajdować świątynia Salomona. Templariusze lub rycerze milicji świątyni (Templum) w zwiększonej szybko liczbie, niezadługo zasłynęli z dzielnych i odważnych czynów. Cała Europa głosiła ich chwałę. Książęta chrześcijańscy poczęli obsypywać darami: Baldwin IV ofiarował im miasto Gazę, Alfons z Nawarry — wyznaczył swymi spadkobiercami, Inocenty III zrzekł się pobierania od nich podatków. Historyk Mateusz Paris pisze, iż pod koniec XII w. posiadali oni dziewięć tysięcy zamków, lub lennych ziem. Zarozumiali ze swych niezmiernych bogactw i potęgi, Templariusze nie znali granic. Poczęli z bronią w ręku zagarniać włości swych sąsiadów. Wielcy mistrzowie zakonu, dorównywując znaczeniem panującym, ośmielali się wypowiadać im wojny. Nie uznawali nikogo prócz siebie i nie czynili żadnej różnicy między chrześcijanami a niewiernymi. Naszli Francję, zdobyli Saloniki, rozgrabili Helespont i Peloponez, wtargnęli do Afryki i zdobyli Ateny.
Arogancja ich i zarozumiałość drażniła monarchów Europy. Specjalnie zawzięty był na nich Filip Piękny, francuski, najbardziej dumny i najbardziej mściwy z królów. Podczas swych długich i zaciętych walk z papieżem, przekonał się, iż Bonifacy VIII do najgorliwszych stronników we Francji liczył Templariuszy. Gdy zbuntowany lud w 1306 r. oblegał go, przywódcami, według ogólnego zdania, mieli być rycerze zakonu.
Dawno nosił się z myślą odwetu i wyczekał moment, kiedy po śmierci przychylnie usposobionego Bonifacego VIII, stolicę apostolską zajął całkowicie od niego zależny Klemens V, który jako Bertrand de Goth, tylko dzięki poparciu Filipa Pięknego, na papieża obrany został.
Takim był stan umysłów i pozycja rycerzy Świątyni w chwili ich zamierzonego zniszczenia.
Filip francuski ściąga do Paryża Wielkiego Mistrza Zakonu, Jacobusa de Molayo, inaczej de Molay w 1307 r. pod.................ROZDZIAŁ IV. RAYMOND LULLE.
Z jaką pogardą mówią o tym człowieku fałszywi uczeni i fałszywi mędrcy. Lecz instynkt ludu pomścił go. Powieść i legenda pochwyciły historię jego żywota. Przedstawiają go nam zakochanym, jak Romeo, wtajemniczonym jak Faust, alchemikiem, jak Hermes, pokutnikiem i mędrcem.
Zacznijmy od romansu: jest to jeden z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających, jakie znamy. Pewnej niedzieli w Palmie, na wyspie Majorce, piękna, szlachetnie urodzona dama, nosząca miano Ambrozji di Castello, udawała się do kościoła. Kawaler wytwornej postaci, a strojny bogato, przejeżdżał właśnie o tym czasie. Gdy ją ujrzał, zapłonął miłością. Ponieważ zniknęła w świątyni, straciwszy głowę wspiął ostrogami rumaka i wpadł do wewnątrz, roztrącając wiernych. Powstało zamięszanie, a rycerz był znany. Miał on żonę i troje dzieci: najstarszego syna Raymunda, młodszego Williama i córkę Magdalenę. Pani Ambrosia di Castello również była zamężna i cieszyła się reputacją bez skazy.
Dodać należy, że Raymond Lulle uchodził za wielkiego uwodziciela: wjazd konno do kościoła narobił wrzawy nie mało. Pani di Castello zapytała małżonka, co czynić, ten jako człowiek rozważny, nie uważał, by podobny dowód zachwytu ze strony młodego a rozgłośnego panka mógł być powodem obrazy. Radził jedynie żonie wyleczyć adoratora z niefortunnego szaleństwa. Ten zaś zdążył już napisać list, by się uniewinnić, oskarżyć raczej. „To, co na jej widok w sercu powstało” — pisał — „było dziwem nieludzkim, fatalnym. Będzie respektował jej honor i sentyment, wszak należące do innego. Lecz został, gdyby trafiony piorunem: pragnie, by dowieść afektu spełniać rzeczy najbardziej niemożebne, pragnie zakasać bohaterstwem wszelkich błędnych rycerzy, lub wstrząsnąć świat czynami jaknajwybitniejszymi”.
Ambrosia mu odpowiedziała:
„By odpowiedzieć na taką miłość nadludzką, potrzeba istoty nieśmiertelnej.
Pragnęłabym, by po najdłuższym życiu naszych najbliższych moglibyśmy się połączyć dozgonnym związkiem; istnieje ponoć eliksir życia, postarajcie, panie, go odnaleźć, a gdy pewni będziecie swego, przybywajcie do mnie. Do tej pory żyjcie dla waszej żony i dzieci, jak ja żyję dla swego małżonka, którego wielce kocham... a jeśli przypadkiem napotkacie mnie na ulicy... udawajcie proszę, żeśmy się nie znali...”
Był to wykwintny kosz udzielony zakochanemu z uprzejmym wyznaczeniem terminu na „święty nigdy”. Nie zrozumiał go jednak nasz bohater i poczynając od tego dnia wesoły i błyskotliwy kawaler, zamienił się w poważnego i skupionego alchemika. Don Juan stał się Faustem. Lata minęły. Żona Raymonda Lulle‘a zmarła, pani Ambrosia z kolei stała się wdową; on jakby zapomniał o jej istnieniu, zatopiony w poszukiwaniach.
Wreszcie dnia pewnego Raymond Lulle zgłasza się do wdowy. Widzi ona przed sobą bladego i łysego starca, trzymającego w ręku flaszeczkę z czerwonym, jak płomień, płynem. Chwiejnym krokiem zbliża się do niej i nie poznaje, bo w wspomnieniach wciąż pozostała ta, którą widział ongiś w kościele, miła i piękna.
— Oto jestem — odzywa się wreszcie Ambrosia — czego chcecie ode mnie?
Na dźwięk głosu alchemik się wzdryga, rzuca się do jej stóp i wyciągając flaszeczkę, z ....................ROZDZIAŁ V. KABAŁA
Istnieją dwie Kabały. Pierwsza — prawdziwa, zawarta w starych księgach żydowskich, zawierająca dużo miejsc niezrozumiałych i tajemnic, które starali się zbadać okultyści — i druga — praktyczna — będąca stekiem głupstw, wyciągniętych z pierwszej, służąca tylko do tumanienia naiwnych. Oczywiście, mówić będę tylko o pierwszej.
Bardzo niedawno zaczęto badać Kabałę w sposób naukowy. Przed studiami Adama Francka znano Kabałę jeno z dzieła Knorra v. Rosenroth, p. t. Kabała denudata, wydanego w roku 1677. Zawierało ono jednak z całej księgi Zohar tylko części znane pod nazwą: „Księga tajemnic” i „Wielka rada”, to znaczy, części najciemniejsze, a w dodatku, zaniedbując zupełnie same teksty, podawało jeno wyciągi, źle zrozumiane przez komentatorów. Adam Franck opublikował po raz pierwszy pełne teksty w autentycznej formie, skomentował je i przetłumaczył w dziele „Kabała, czyli filozofia religijna hebrajczyków”, wydanym w roku 1842. W ślad jego poszli Joel i Jelinek, dyskutując nad wnioskami Francka i poprawiając błędy. Ostatnim co do daty interpretatorem owych tajemniczych ksiąg jest S. Karppe, w dziele swym „Studia nad pochodzeniem i charakterem Zohary”.
Kabała pochodzi od wyrazu hebrajskiego kabalah, znaczącego tyle, co: tradycja. Twierdzi ona, że jest wiedzą tajemną, uzupełniającą Biblię, a raczej pogłębiającą ją i że mieści w sobie doktrynę prawowierną Tory, to jest Pięcioksięgu, przechowywaną ustnie od czasów Mojżesza, który ją otrzymał wprost od samego Boga. Kabała mieści też pono utrwalone na piśmie wszystkie tajne nauki, aż do XIV. wieku naszej ery, podawane w sekrecie z ust do ust, szeptane do ucha, jak się to działo zwykle u inicjatów. Najciekawsze są dwie księgi Kabały, to jest Sefer Jezirah i Zohar.
Sefer-Jezirah, czyli „Księga Stworzenia”, przypisywana zrazu Abrahamowi, potem, bez żadnego dowodu rabi Akibie, jest to dzieło napisane zdaje się w czasokresie ósmego, lub dziewiątego stulecia naszej ery.
Cytuję ustępy pierwszego rozdziału:
„Za pomocą trzydziestu dwu słów cudownej mądrości, Jach, Jehowa Zeabot, Bóg żywy, Bóg mocny, wysoki i dostojny, wiekuiście bytujący, którego imię jest święte, opisał i stworzył swój świat w trzech księgach, to jest właściwej księdze, liczbie i słowie”.
„Dziesięciu sefirotów i nic więcej, i 22 litery, z czego 3 główne, 7 podwójnych, a 12 zwyczajnych”.
„Dziesięciu sefirotów i nic więcej, wedle liczby 10 palców, pięć naprzeciw pięciu i związek jedności jest uczyniony sprawiedliwie, pośrodku przez obrzezanie języka i obrzezanie ciała”.
„Dziesięciu sefirotów i nic więcej, 10, a nie 9, a nie 11. Zrozumiej to mądrze i rozważ rozsądnie, zbadaj i.................