- W empik go
Wielka, większa i największa - ebook
Wielka, większa i największa - ebook
Wciągająca od pierwszej strony opowieść o trzech przygodach, jakie przydarzyły się dwójce sympatycznych, energicznych i inteligentnych dzieci – Ice i Groszkowi. Przygód, z których każda jest bardziej niezwykła od poprzedniej stąd tytuł książki.
W pierwszej z przygód dzieci uwalniają z rąk groźnych porywaczy małego chłopca, w drugiej odnajdują pasażerów i pilotów samolotu, który rozbił się nad Saharą, zaś w trzeciej ratują od zagłady z rąk kosmitów całą ziemską cywilizację. Bohaterami tej przygodowo-fantastycznej powieści są także myślące i przemawiające ludzkim głosem maszyny: samochód, samolot, aparaty telefoniczne, radio.
Wydana po raz pierwszy w 1961 roku „Wielka, większa i największa”, to pierwsza (z ośmiu) dziecięco-młodzieżowa powieść Broszkiewicza. Napisał ją dla swojej córki „aby miała co czytać”, bowiem uznał, że ówczesna oferta literatury dziecięco-młodzieżowej nie zawiera niczego interesującego. I rzeczywiście, książka wnosi do tej oferty nową jakość. Zrywa z natrętnym dydaktyzmem, a dziecięcych bohaterów przedstawia jako osoby samodzielnie myślące, odważne, przejawiające inicjatywę, pełne fantazji, skutecznie rywalizujące z dorosłymi. Jest pochwałą aktywności i kreatywności – a także po prostu dobrą rozrywką.
Mimo upływu wielu lat tekst ten wcale się nie zestarzał – jest ponadczasowy – jak każda dobra literatura. Można nawet powiedzieć, że obecnych czasach, gdy klimaty dotyczące PRL-u stały się wręcz modne, nabrał dodatkowych walorów.
„Wielka, większa i największa” miała dotąd w Polsce ponad 20 wydań. Była tłumaczona na języki obce. Od wielu lat znajduje na liście lektur szkolnych. Jej łączny nakład przekroczył milion egzemplarzy. W 1962 roku nakręcono na jej podstawie film w reżyserii Anny Sokołowskiej. Bywała też wystawiana jako sztuka teatralna (także poza Polską).
Rozszyfrujmy na koniec imiona bohaterów tej powieści. Ika, to zdrobnienie od Irena – imienia córki pisarza. Natomiast Groszek, to alter-ego samego Broszkiewicza, którego przyjaciele nazywali Broszkiem. Ta para dziecięcych bohaterów pojawi się jeszcze w jednej z jego kolejnych powieści („Długi deszczowy tydzień”).
Autorka okładki: Anna Niemierko. Okładka ta jest dziesiątą z kolei okładką stworzoną dla tej powieści.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66719-20-0 |
Rozmiar pliku: | 257 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na okładce dałem tytuł: „Wielka, większa i największa”.
Każdy więc ma od razu prawo spytać: o co właściwie chodzi? Cóż to takiego „wielkiego, większego i największego”? — i będą to całkiem uzasadnione pytania.
Pragnę zatem od razu wyjaśnić, że napisałem książkę o trzech przygodach. O przygodach, z których druga jest większa od pierwszej (też niemałej) — a trzecia bez porównania większa od drugiej. Wydaje mi się, że każdy, kto przeczyta tę książkę do końca, zgodzi się ze mną w powyższej ocenie owych przygód.
I to byłoby w s p r a w i e t y t u ł u na razie wszystko.
Resztę znajdziecie dalej — ja zaś łączę serdeczne pozdrowienia i wyrazy szczerego szacunku —
AutorPRZYGODA PIERWSZA
Czasem, kiedy się idzie jakąś ulicą (na przykład ulicą Piękną) albo jakimś parkiem (na przykład parkiem Ujazdowskim „koło łabędzia”), można spotkać dwie osoby.
Idą sobie razem — jako osoby zaprzyjaźnione — i albo rozmawiają, albo nie. Zależy to od tego, czy chce się im rozmawiać, czy też wolą milczeć.
Jedna z tych osób nazywa się Ika. Wprawdzie takiego imienia nie ma. Ale jeśli przed kilku laty ktoś miał kłopoty z literą „r” i zamiast mówić „rozebrać”, mówił „ozebłać”, a zamiast „Irka”, mówił „Ika” — to wszystko staje się zrozumiałe. Jeśli zaś sama Ika jest zdania, że ma bardzo dobre imię, to i my powinniśmy uważać sprawę za załatwioną.
Ika jest osobą bardzo jeszcze niewysoką. Ponieważ jednak zostało sprawdzone, że rośnie z szybkością jednego centymetra na miesiąc — staje się coraz wyższa. W naszych czasach nie jest to szybkość największa — ale zawsze coś. Trzeba zresztą przyznać, że Ice na razie wystarcza.
Jest to zatem osoba niewysoka, ale za to dość wesoła. Ma oczy ciemniejsze od włosów, brwi ciemniejsze od oczu, trochę zadarty nos i okrągłą brodę, nad którą, kiedy się śmieje, widać z lewej strony dołek „ze śmiechu”.
Osoba druga nazywa się Groszek.
Nie jest to ani imię, ani nazwisko, tylko przezwisko. Nie takie przezwisko, za które człowiek się gniewa, ale do którego się po prostu przyzwyczaja. Z początku Groszkowi trudno było się przyzwyczaić, bo zaczęło się od tego, że ktoś powiedział:
— On ma nos jak groszek.
Żadna to przyjemność usłyszeć coś takiego, ale imię się przyczepiło. Wszyscy się zmówili: Groszek i Groszek. Nos się zmienił z groszka w fasolę, z fasoli w kartofel, z kartofla w zwykły nos — a przezwisko Groszek zostało. Groszek się w końcu z tym pogodził i czasem, przez zapomnienie, mówił na przykład nowym nauczycielom, że nazywa się Groszek. Wynikały z tego pewne nieprzyjemności, bo w spisie było całkiem inne imię i nazwisko, ale i tak kończyło się na tym, że sam nauczyciel wreszcie zaczynał mówić — Groszek.
Groszek jest starszy i większy od Iki — nie tak znowu, by to było rażące. Ale na tyle, żeby przy przechodzeniu przez najruchliwsze ulice brać Ikę za rękę. Trzeba jednak przyznać, że też jest niewysoki (choć wyższy od Iki), jego oczy zaś też są brązowe. Brodę ma za to trochę kwadratową, włosy ciemniejsze niż Ika, a zamiast dołka w policzku, dwie zmarszczki jak całkiem dorosły mężczyzna. Jest przy tym od Iki poważniejszy bo twierdzi, że ma więcej do przemyślenia.
Może nawet i ma — ale i tak nie zawsze. Wobec tego można ich czasem spotkać, jak idą jakąś ulicą albo jakimś parkiem i śmieją się na cały głos.
Groszek i Ika są przyjaciółmi. Mieszkają w jednej kamienicy i na tym samym piętrze. Każde z nich ma swoje własne zajęcia i swoje własne godziny rozrywek, lekcji, gry w piłkę i tym podobnie. Równocześnie jednak widują się co dzień, wspólnie wychodzą na miasto — często chodzą nawet razem do kina albo do teatru, oczywiście tylko na poranki.
Przedstawienia wieczorne zostawiają rodzicom.
— Nie należy się wtrącać w ich sprawy — powiada Groszek.
— Rzeczywiście — mówi Ika.
I na ten temat panuje zgoda zarówno między Groszkiem i Iką, jak pomiędzy nimi i ich rodzicami. To się nazywa, że „każdy ma swoje prawa i swoje obowiązki”. Groszek nazwał to kiedyś „wzajemną umową społeczną”, ale ponieważ nie umiał ściśle wytłumaczyć, czy tę umowę się podpisuje, czy nie, przestał się na nią powoływać.
Wszystko to bardzo ładnie, ale nie ma co ukrywać, że czasem bywa gorzej. Czasem zdarzają się kłopoty. Takie same kłopoty, jakie zdarzają się każdemu: niepowodzenie w szkole, nieporozumienie w domu, plama na sumieniu, podarta koszula lub rozbite kolano. To właśnie jest życie i nie ma się co przejmować. Tym bardziej że w podobnych kłopotach najwięcej właśnie daje przyjaźń. Na przykład Groszek pomaga Ice w rachunkach, które lubią się nie zgadzać — a Ika Groszkowi w zszywaniu piłki do siatkówki, która łatwo pruje się na szwach.
Przykładów można by zresztą wyliczyć kilkadziesiąt, ale nie ma na to miejsca ani czasu. Ostatecznie pozostają nam ważniejsze sprawy do opowiedzenia.
Oczywiście Groszek i Ika są to osoby żywe i prawdziwe. Dlatego ich przyjaźń także przechodzi różne koleje. Nie zawsze się na wszystko wspólnie zgadzają, ale może to nawet i dobrze, bo jakaż to przyjaźń, kiedy jedno tylko rozkazuje, a drugie tylko słucha?
Na przykład. Kiedy się tylko zaczęli zaprzyjaźniać, Groszek powiedział:
— Masz mnie, Ika, słuchać, bo ja jestem chłopiec.
Ale Ika nie zgodziła się:
— A dlaczego?
Groszka zatkało.
— Przecież jestem chłopiec, i to starszy!
— A ja — powiedziała Ika — jestem dziewczyna, i to młodsza. I co z tego?
Groszkowi taka odwaga nawet się spodobała.
— Więc jak ma być? — spytał.
— Kiedy ty będziesz miał rację — powiedziała Ika — ja mogę ciebie słuchać. Ale jak nie będziesz miał racji i zechcesz tylko rozkazywać, żeby rozkazywać, to ani mi się śni. Jasne?
Groszek zastanowił się.
— Można i tak — powiedział. — Ostatecznie może być równe uprawnienie.
— Ostatecznie? — spytała łka. — Jak „ostatecznie”, to możemy w ogóle ze sobą nie rozmawiać.
Groszek pokiwał głową.
— Nareszcie wiemy, co to znaczy, że twoja matka powiedziała do mojej matki: „Ika ma charakterek”.
— A jak miała powiedzieć? Tylko dorośli mają charaktery. My mamy dopiero charakterki — zamknęła sprawę Ika.
Siedzieli wtedy w słońcu, na podmurówce kamienicy i rozmawiali ze sobą właściwie po raz pierwszy.
Była wtedy wiosna, sam jej początek — zaraz po pierwiosnkach.
Potem przyszło lato.
Na wakacje pojechali w różne strony. Napisali do siebie po dwie kartki, po jednej na każdy miesiąc wakacji. Ika pisała o górach, w których była, Groszek — o morzu. Kartki były krótkie, ale za to, kiedy spotkali się znowu, zaczęła się taka rozmowa, jakby po godzinie dwudziestej drugiej puszczono obok siebie na pełny regulator cztery radia.
Na wakacjach bowiem zdarzyły się różne przygody: Ika zabłądziła w Dolinie Białego, a Groszek wypłynął na zatokę w dziurawej łódce. I tak dalej, i tak dalej, Ika widziała zorzę polarną, a Groszek obóz cygański, Ika była na weselu góralskim, a Groszek na kaszubskim.
Po wakacjach zaś, jak wiadomo, przyszła jesień.
Trzeba się było znowu przyzwyczajać do szkoły, do nowych koleżanek, kolegów, do nowych nauczycieli i podziałów godzin. Początkowo wrzesień był bardzo ładny i Groszek nawet rzadziej spotykał się z Iką, bo grało się w piłkę do dwóch bramek, i to na prawym skrzydle.
Ale właśnie w połowie września zdarzyło się coś takiego, co sprawiło, że Groszek zapomniał nawet o piłce.