- promocja
Wielki śmiech po żydowsku, czyli wczorajszy i dzisiejszy świat w tysiącach dowcipów i dykteryjek żydowskich - ebook
Wielki śmiech po żydowsku, czyli wczorajszy i dzisiejszy świat w tysiącach dowcipów i dykteryjek żydowskich - ebook
Jeden z największych na świecie zbiorów dowcipów żydowskich zebrany i opatrzony komentarzem przez wybitnego judaistę, tłumacza oraz poliglotę – Roberta Reuvena Stillera.
Któż jest bardziej uosobieniem dowcipu niżeli Żydzi? Między innymi przez to, że potrafią, jak żaden inny naród na świecie, pokpiwać i czasem nawet bezlitośnie drwić także z samych siebie. Choćby ta okoliczność jest świadectwem wyjątkowego poczucia dystansu oraz inteligencji, która i poza tym wyróżnia dowcip żydowski.
Jego dzieje obejmują kilka tysięcy lat.
Dużo więcej niż historia zbierania i publikacji tych dowcipów. To zaczęło się dopiero pod koniec XIX wieku.
Ale szczyt swój osiągnęła ta potężna i wzbierająca fala dopiero po drugiej wojnie światowej, kiedy żydostwo europejskie, będące głównym twórcą i nosicielem tej odmiany dowcipu, przypisywanego całemu narodowi, nagle i w większości przestało istnieć. Zderzyły się więc humor i tragedia, dwa zjawiska od wieków istniejące obok siebie i najściślej zrośnięte w dziejach tego ludu, jak żadnego innego narodu świata. Omal nie metafizycznych wymiarów nabiera fakt, że tak ogromny fenomen kulturowy, jak dowcip żydowski, w pełni dojrzał do poważnych badań i publikacji dopiero w kilkanaście lat po zagładzie wytwarzającej go formacji.
Robert Stiller
Kategoria: | Komiks i Humor |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8143-887-2 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Goj pyta się Żyda: „Dlaczego Żyd zawsze odpowiada pytaniem na pytanie?” Żyd odpowiada mu: „A dlaczego Żyd nie ma odpowiadać pytaniem na pytanie?”
Rabin wywodzi, że cokolwiek Bóg stworzył, stworzył doskonale. Na to garbus: „A mnie?”
Rabin: „Jak na garbatego, to bardzo dobrze.”
W raju Ewa do Boga: „Panie, ja tego dłużej nie wytrzymam. Czuję się taka samotna… i mam już dość tych jabłek.”
Bóg podrapał się w głowę.
„No dobrze… stworzę ci mężczyznę.”
„A co to takiego?”
„Takie coś trochę niewydarzonego. Ale duże i silne, chociaż będziesz miała z nim przeważnie kłopoty. Oszukuje. Kłamie. Ciągle stara się być najważniejszy. Lubi polować i zabijać. A najbardziej takie głupoty jak bójki albo kopanie piłki. Większości spraw nie rozumie, ale uważa się za najmądrzejszego. Usiłuje popsuć i zniszczyć wszystko, co mu wpadnie pod rękę. Ale będzie ci dotrzymywał towarzystwa i ciągle z tobą wyprawiał takie rzeczy, od których rodzą się dzieci.”
Ewa ironicznie:
„To brzmi nawet obiecująco. Ale domyślam się, Panie, że ukrywasz w tym jakiś haczyk. O co chodzi?”
„No… jeden warunek.”
„Już wyjęzycz się, Panie. Co za warunek?”
„Musisz zaspokoić jego głupią pychę i nie przyznawać się, że ty byłaś stworzona wcześniej.”
Adam też skarżył się Bogu na prześladujące go w raju poczucie samotności. Bóg nie uświadamiając mu tego, co już stało się wcześniej, przymrużył oko i zgodził się dać mu towarzyszkę, która będzie wierna, kochająca, posłuszna, rozumna i dbająca wyłącznie o małżonka, w dodatku zaś wiecznie młoda i atrakcyjna.
„Ale żeby miała te zalety, musi to być prawdziwa kość z twojej kości. Na przykład wyjęta z palca wskazującego.”
Na to Adam:
„Nie, dziękuję. A co mógłbym dostać za żebro?”
Kiedy Bóg ukończył stwarzanie żywych istot, przypomniał sobie, że ma jeszcze dwie rzeczy do przydzielenia. Jedna z nich pozwoli sikać na stojąco. Jak Adam to usłyszał, natychmiast zaczął się tego domagać. Bóg zwrócił się do Ewy: „A ty jak sądzisz?”
„A niech ma!”
Więc dostał i od razu pobiegł najpierw podlewać tym kwiatki, a potem wypisywać swe imię na piasku.
Bóg przyglądał się temu wyrozumiale, po czym, wzruszywszy ramionami, zwrócił się do Ewy: „Więc dla ciebie pozostaje to drugie.”
„A niech będzie! Jak to się nazywa?”
„To się nazywa mózg.”
Jako namiętny wędkarz Hersz Fiszman zastanawia się: „Ale temu Noemu się powiodło! Wyobrażasz sobie, Gerszon, jak on przez tyle czasu nic nie miał do roboty oprócz łowienia ryb?”
„Hm… wątpię. Przecież miał tylko dwa robaki.”
Gęste chmury kryją górę Synaj. Od czasu do czasu bardziej czernieją i dobiega z nich grzmot albo piorun. Lud u podnóża Synaju z niepokojem czeka na powrót Mojżesza.
Tak upłynęła cała doba. Już wieczór. Niepokój rośnie.
Wreszcie ucichło. Z chmury wyłania się schodzący Mojżesz.
„I co? I co?”
„Ludu mój! Mam dobre i złe wiadomości. Dobra: utargowałem liczbę przykazań z piętnastu do dziesięciu. Zła: jedno z nich to ciągle zakaz cudzołóstwa.”
„Ty wszystko wiesz, rebe. Wytłumacz mi, dlaczego kromka chleba zawsze upadnie na stronę posmarowaną masłem?”
„Skąd ci to przyszło do głowy?”
„Bo tak musi być. Takie jest prawo.”
Nieprzekonany rabin próbuje. Kromka spada aż spod sufitu na stronę nieposmarowaną. „Widzisz? Nie ma takiego prawa. To musi być po prostu przypadek.”
„Ależ nie. Wiadomo, że jest takie prawo! Tylko posmarowałeś, rebe, z niewłaściwej strony.”
W zaparowanej mykwie jeden klepnął drugiego w pośladek i dopiero się spostrzegł. „Przepraszam! Nie wiedziałem, że to wy, rebe! Myślałem, że to mój przyjaciel.”
„Nie szkodzi. W tym miejscu nie jestem rebe.”
Które miejsce on miał na myśli?
Bóg przejawia sprawiedliwość na każdym kroku. Jak ci zdechnie koń, to go nie musisz karmić. Jak cię wezmą do wojska, to rodziny nie masz na karku. Jak masz nogę krótszą, to drugą masz za to dłuższą.
I tak ze wszystkim.
A jak tego ci jeszcze za mało, to może się zdarzyć, że twój wół urodzi cielę. Podobnież i tak bywało.
Rabi Lewi Jicchak z Berdyczowa tak powiedział w Jom Kipur: „Boże, jeśli masz zamiar dać nam dobry i szczęśliwy rok, napisz to i podpisz. A jeżeli to ma być znowu rok samych nieszczęść, to ja się pytam, kto ci dał prawo naruszać obowiązujący w to święto zakaz pisania?”
Żyd z Kocka przyszedł do rabina w Warszawie ze skargą na Boga o to, że miał 10 tysięcy złotych i żonę, a Bóg zabrał mu najpierw pieniądze, potem żonę. A powinien był zrobić na odwrót.
„Bo wtedy ja, mając 10 tysięcy złotych, mógłbym się po raz drugi ożenić i wziąć także 10 tysięcy złotych w posagu. Po czym Bóg mógłby mi zabrać te 10 tysięcy złotych. Wówczas ja miałbym żonę i 10 tysięcy złotych i on też miałby moją pierwszą żonę i drugie 10 tysięcy złotych.”
Zbity z tropu rabin powiada:
„Wygląda na to, że możecie mieć rację. Ale dlaczego nie poszliście na skargę do własnego rabina w Kocku?”
„Bo nasz rabin w Kocku boi się Boga i mógłby jemu przyznać rację. A podobno wy, rebe, nie boicie się Boga.”
Poeta hebrajski Chaim Bialik zapewnił kiedyś swego przyjaciela: „Nie przejmuj się, żaden z nas nie pójdzie do piekła. Ty dlatego, że nie zasłużyłeś, a ja dlatego, że nie wierzę w piekło.”
Problem talmudyczny: dlaczego furman może mieć brodę czarną, białą, żółtą, brązową, ale nigdy zieloną? I drugi: dlaczego konia zaprzęga się ogonem do wozu, a nigdy głową? Te dwa problemy rozwiązuje się łącznie. Bo gdyby go zaprzęgnięto głową do wozu i gdyby furman miał zielone włosy, koń mógłby sobie pomyśleć, że jego włosy to trawa i próbowałby je zjeść.
Reb Szachne jest woźnicą i zarazem głębokim znawcą Talmudu. Akurat wiezie kilku Żydów do Rozwadowa, kiedy odpada koło. Reb Szachne się tym nie przejmuje:
„Pojedziemy dalej.”
„Na czym?” niepokoją się pasażerowie.
„Na _kal-wechomer_. Skoro może jechać rower, mający dwa koła, to tym bardziej może jechać wóz, mający trzy koła.”
Jadą dalej. Łamie się drugie koło.
„A teraz na czym pojedziemy?” pytają Żydzi.
„Oczywiście na _ma-macinu_ z roweru. Jeżeli on może jechać na dwóch kołach, to wóz również.”
Tym razem jazda trwa bardzo krótko. Słychać trzask. Łamie się trzecie koło.
„A teraz?”
„Teraz pojedziemy znowu na _kal-wechomer_. Skoro sanie mogą jechać całkiem bez kół, to tym bardziej wóz na jednym kole.”
Koń tylko raz szarpnął. Odłamało się czwarte koło.
„A teraz?” pytają pasażerowie.
„Oczywiście pojedziemy dalej na _ma-macinu_. A czy sanie mają choć jedno koło?” powiada Reb Szachne.
_W sformalizowanej technice rozumowania talmudycznego_
_wyróżnia się m.in. wniosek zwany_ kal-wechomer
_tj. z przesłanki mniejszej o większym_
_oraz_ ma-macinu_, tj. wniosek przez analogię._
Na reklamowym plakacie widnieje dżentelmen w słomkowym kapeluszu i rękawiczkach. „Słuchaj, Eliezer, coś tutaj nie w porządku. Jeżeli jest zima, to dlaczego on chodzi w słomkowym kapeluszu? A jeżeli jest lato, po co mu rękawiczki?”
Eliezer: „Ty głupi. Jak on chodzi w słomkowym kapeluszu, to znaczy, że jest lato. A rękawiczki on założył dlatego, że idzie zbierać pokrzywę dla świń.”
Problem ekonomiczny: „Ludzie dostają kredyt, jak są bogaci i właściwie nie potrzebują kredytu. A jak potrzebują kredytu, bo są biedni, to go nie dostają. Czy nie powinno być na odwrót?”
„Ty głupi. Wtedy bogaci zamieniliby się w żebraków.”
„I co z tego? Dostaliby kredyt.”
Problem rozwojowy: „Czy człowiek rośnie od góry, czy od dołu?”
„Oczywiście od góry. Jak żołnierze stoją w szeregu, to są nierówni od góry, a od dołu są tacy sami.”
„Nieprawda! Rośnie się od dołu. Jak człowiek rośnie, to spodnie robią się za krótkie u dołu, a nie u góry.”
„Czy herbata robi się słodka od cukru, czy od mieszania?”
„Oczywiście od cukru.”
„Na pewno? A piłeś kiedyś herbatę bez pomieszania?”
„No rzeczywiście… ale po co byłby cukier, gdyby wystarczyło pomieszać?”
„Żeby wiedzieć, jak długo.”
Młody Żyd staje przed rabinem oskarżony o to, że gdzie tylko ujrzy kawałek słoniny, nie może się powstrzymać i musi go ugryźć, a także całuje każdą młodą gojkę, jaka mu wejdzie w drogę.
„Bo ja niestety jestem wariat!” powiada młodzieniec.
Na to rabin:
„Jakbyś ty całował wieprzowinę, a gryzł dziewczyny, wtedy byłbyś wariat. A tak jesteś całkiem w porządku!”
Trzej mężczyźni spotkali na pustyni Boga i nie poznali go, ale przedstawił im się jako potężny duch, który w uznaniu ich prawości może każdemu spełnić jedno życzenie.
Pierwszy poprosił:
„Uczyń mnie dziesięć razy sprytniejszym.”
„Proszę bardzo. Już. Zadowolony?”
Drugi: „A ja chcę być sto razy sprytniejszy.”
„Dlaczego nie? Odtąd jesteś Żydem.”
Trzeci: „A ja pragnę być tysiąc razy sprytniejszy.”
„Proszę bardzo. Już wiesz, co się z tobą zrobiło? A widzisz! Odtąd jesteś kobietą.”
„Rabi, dlaczego człowiek się od wódki upija?”
„Talmud uczy, że po prawej stronie ciała znajdują się dobre popędy, a złe po lewej. Więc jak w brzuchu jest wódka, ona się tam burzy i te złe i dobre popędy mieszają się. I wtedy człowiek jest pijany.”
„To dlaczego nie robi się to samo, kiedy człowiek ma w brzuchu na przykład wodę?”
„Ty głupi! A słyszałeś, żeby człowiek upił się wodą?”
Dwaj wygłodzeni studenci w jeszywie roztrząsają, czy chlebem można się upić. Proszony o rozstrzygnięcie gabaj radzi, aby rozstrzygnęli to doświadczalnie, i daje im kilka groszy na bochenek chleba. Po jego zjedzeniu jeden pyta drugiego:
„No i co? Upiłeś się tym chlebem?”
„Jak by ci to powiedzieć? Pijany to ja może nie jestem… Ale jakoś tak dziwnie poweselałem.”
Uczniowie zwrócili uwagę, że rabi Israel Salanter obmywa ręce zaledwie odrobiną wody. Na ich pytanie odpowiedział: „Widzieliście, jak dyszą z wysiłku dziewczęta, dźwigające z rzeki po dwa kubły tej wody na końcach nosideł? Pobożność wymaga umycia rąk przed posiłkiem, ale dlaczego ich kosztem?”
Co robi pobożny Żyd przed wypiciem herbaty?
„Otwiera usta.”
Wieczór z początkiem święta Jom Kipur, kiedy chodzi o wybaczenie grzechów. Stary Żyd spogląda w niebo i wzdycha:
„Panie, nadstaw ucha. To ja, krawiec Jankiel. Mendel z naszej wsi to uczciwy rzeźnik i dobry człowiek, a tak biedny, że czasami nie ma nawet kawałka mięsa na szabat. Tak samo i szewc Mojsze, a matka mu właśnie umiera w męczarniach. A nauczyciel Awrom nawet nie ma porządnego ubrania i grozi mu ślepota. Więc ja w ten święty wieczór ciebie zapytam, Panie: czy to sprawiedliwe? Bo ja uważam, że całkiem niesprawiedliwe. Więc jeżeli w to wielkie święto Jom Kipur ty nam bez gadania przebaczysz, to może i my tobie też przebaczymy.”
Rabi zastanawia się: „Czy ktoś ukradł mi okulary? Nie. Bo gdyby potrzebował czytać, to miałby własne, a gdyby nie potrzebował, to by ich nie ukradł. A może ukradł je, żeby sprzedać? Nie. Bo gdyby je chciał sprzedać takiemu, co potrzebuje czytać, tamten miałby własne, a gdyby takiemu, co nie potrzebuje, to by ich nie kupił. Stąd wniosek: zabrał je ktoś potrzebujący okularów i mający je, lecz niemogący ich znaleźć. A dlaczego nie może znaleźć? Bo studia go tak pochłonęły, że podsunął je sobie na czoło i w roztargnieniu zapomniał, więc zabrał moje. A może to nawet ja sam i wobec tego mam je na czole? Rzeczywiście!”
Innym razem: „Gdzie moje okulary? Na stole ich nie ma, na kredensie też, nie ma ich na książce, nie ma na łóżku… Ale skąd ja wiem, że ich tam nie ma? Bo widzę. A jak mogę widzieć? Przecież bez okularów bym nie widział! Więc muszę je mieć na nosie. Rzeczywiście!”
„Rebe, pan ma jeden trzewik czarny, a drugi brązowy.”
„Rzeczywiście!”
Po chwili zastanowienia:
„A najbardziej mnie dziwi, że w domu mam drugą parę trzewików i też jeden czarny, a drugi brązowy!”
Stary Żyd nadal podpisuje się + + + +. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z chrześcijaństwem.
„A co znaczy ten czwarty krzyżyk?”
„On znaczy: Dr phil. h.c.”
U Litwaków panował zwyczaj, że uprane koszule przechowywało się złożone na lewą stronę. Jednak roztargniony rabin wciąż zapomina je odwrócić przy ubieraniu się, więc żona w końcu kładzie mu po kąpieli koszulę złożoną już na prawą stronę. Tymczasem on akurat tego dnia, ubierając się, przewrócił koszulę na odwrotną stronę.
„Ty gapo! Przecież ja tę koszulę już odwróciłam!”
Na to rabin po głębokim namyśle: „Cud! Ty odwróciłaś koszulę, ja odwróciłem, a koszula wciąż nie jest odwrócona.”
Pouczająca opowieść: Ubogi drwal znalazł w lesie niemowlę. Jak je wykarmić? Pomodlił się do Boga i oto stał się cud: drwalowi piersi urosły i już mógł nakarmić niemowlaka.
„Rabi, mnie się to nie podoba. Żeby mężczyzna miał piersi? A nie byłoby prościej, żeby Bóg położył przy tym dziecku sakiewkę z pieniędzmi, za które drwal mógłby wykarmić to dziecko?”
„Ty głupi! A dlaczego Bóg miałby od razu wykładać gotówkę, skoro wystarczy cud?”
Na Pokuciu była straszliwa susza. Rabin z Otyni polecił szukać winnych i rzeczywiście na kirkucie przyłapano dwoje cudzołożących, kawalera z mężatką. Tłum wykrzykuje:
„Wybatożyć ich! Przywiązać nago do słupa!”
A nawet: „Ukamienować!”
Na to rabin: „Zostawcie ich w spokoju. Mogą się jeszcze przydać. Kto wie, jakie klęski mogą nastąpić w przyszłym roku?”
Jeżeli się bardzo uważnie przyjrzeć, to należy się w końcu liczyć z możliwością, że wszystko się okaże trefne.
_W religijnych nakazach judaizmu_
_koszerne znaczy dozwolone,_
_a trefne to zabronione._
Przyjezdny Żyd dziwił się, dlaczego bożnica w pewnej gminie jest taka malutka. „Przecież nie wejdzie do niej cała gmina!”
Miejscowy szames wyjaśnił: „Gdyby weszła do niej cała gmina, to by oczywiście nie weszła. Ale ponieważ cała gmina tu nigdy nie wchodzi, więc zawsze wchodzi.”
Londyn w 1914 roku. Żydzi z Polski zastanawiają się, czy wybuchnie wojna. Jeden z nich powiada: „Ja się nie boję. Są zawsze dwie możliwości. Albo wojna nie wybuchnie, to dobrze. Albo wybuchnie, to są dwie możliwości. Albo wojna ograniczy się do sąsiadów Niemiec, to dobrze. Albo się rozszerzy, to są dwie możliwości. Albo Anglia nie zostanie w nią wciągnięta, to dobrze. Albo zostanie wciągnięta, to są dwie możliwości. Albo będą brać tylko ochotników, to dobrze. Albo ogłoszą powszechną mobilizację, to są dwie możliwości. Albo uda mi się wykręcić, to dobrze. Albo mi się nie uda, tfu! Ale wtedy są dwie możliwości. Albo mnie uznają za niezdolnego do służby wojskowej, to dobrze. Albo mnie wezmą, cholera na ciebie! Ale wtedy są dwie możliwości. Albo zostanę w Anglii, to dobrze. Albo wyślą mnie na front, niedobrze! Ale wtedy są dwie możliwości. Albo skierują mnie do Czerwonego Krzyża, to dobrze. Albo każą mi strzelać, wtedy będą dwie możliwości. Albo ja trafię Niemca, to dobrze. Albo Niemiec trafi mnie, Boże uchowaj! Ale wtedy będą dwie możliwości. Albo zostanę tylko leciutko ranny, to dobrze. Albo zostanę ciężko ranny, oj wej! Ale wtedy są dwie możliwości. Albo mnie wyleczą, to dobrze. Albo umrę, a czy umarły potrzebuje się bać?
Ale gdzie to jest napisane, że mam zginąć?”
_Zdarzały się wzmianki zaliczające ten dowcip_
_do podstaw żydowskiego pojmowania rzeczywistości._
_Z tym zaś wiąże się inny wariant_
_z dodatkową puentą:_
Czy umarły potrzebuje się bać?
Wtedy albo pójdziesz do nieba, to dobrze. Albo na odwrót. Jak do nieba, to pytanie: co będziesz tam robić? W każdym razie nie twoje zmartwienie. A jak na odwrót, no! to czeka cię tyle spotkań ze wszystkimi fajnymi ludźmi, jakich znałeś albo nie znałeś, albo wręcz nie słyszałeś o nich, że nie będziesz miał czasu się martwić.
„Rabi, jestem osioł. Jak temu zaradzić?”
„Skoro już o tym wiesz, to znaczy, że wcale nie jesteś osioł.”
„Więc dlaczego ludzie tak mówią?”
„Aa! Jeżeli o tym wiesz tylko dlatego, że ludzie tak mówią, to znaczy, że jesteś osioł i na to już nie ma rady.”
Dwaj studenci rozmawiają sobie w jeszywie.
„Jeżeli goj żre solonego śledzia, to pojawia się pięć problemów. Pierwszy: goj najpierw moczy śledzia, a potem wypija tę wodę. Drugi: obdziera go ze skóry i zjada tę skórę. Trzeci: kroi śledzia na małe dzwonka i pakuje do gęby po kilka naraz. Następnie czwarty: daje drugiemu gojowi łyknąć wódki ze swojej flaszki, a sam łyka z flaszki tamtego. I wreszcie piąty: łapie go za kudły, a ten drugi goj też łapie za kudły pierwszego. Otóż i pięć problemów.”
„Błąd. Nie pięć, ale piętnaście problemów.”
„Dlaczego piętnaście?”
„A widziałeś, żeby goj pożarł mniej niż trzy śledzie naraz?”
Wczesnym rankiem kupiec wybrał się do sąsiedniego miasta po towar. Po drodze napadli go zbóje i obrabowali z przeznaczonych na to pieniędzy. Poszkodowany zwrócił się do rabina:
„Rebe, ojcowie uczą, że kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. Uczyniłem tak i zostałem obrabowany. Czy nauka ta jest nieprawdziwa?”
Rabi odparł:
„Uświadom sobie, że zbóje wstali jeszcze wcześniej.”
Z listu męża do żony:
„Ryfka, życie moje, bądź tak dobra przysłać mi twoje pantofle. Oczywiście mam na myśli moje, a nie twoje pantofle. Ale jakbym napisał: moje pantofle, to byś pomyślała, że potrzebne mi są twoje pantofle. A kiedy napiszę: twoje pantofle, to przeczytasz: twoje pantofle i dopiero wtedy zrozumiesz prawidłowo, że chodzi o moje pantofle, czyli te, o których ty byś powiedziała: twoje pantofle. I wtedy przyślesz mi moje pantofle. Więc przyślij mi twoje pantofle.”
Właścicielka sklepiku prosi swojego uczonego męża, zajętego studiowaniem Talmudu, żeby ją chwilowo zastąpił w sklepie. Wraca i widzi, że dwaj Kozacy ładują zawartość półek do worka, a jej mąż tylko się przygląda i wcale nie reaguje. Żydówka narobiła wrzasku, odebrała Kozakom łup i przepędziwszy ich, zwraca się do męża: „Ty ciemięgo, dlaczego nie krzyczałeś?”
„A co tu było krzyczeć?” pyta zdziwiony mąż. „Jakby na przykład rabin przyszedł rabować, to byłby powód do rejwachu. Ale że Kozacy rabują? To przecież normalne.”
Na drodze leży zwalony pień. Nadjeżdżają Żydzi i zaczynają dyskutować, co na to poradzić. Z kolei podjeżdża wozem krzepki chłop, chwyta zagradzający drogę pień i odsuwa go na bok. Szłojme z pogardą zwraca się do Jankiela:
„Siłą! Wielka mi sztuka.”
„Czy to prawda, że chazan Rosenstock w Odessie zarabia na śpiewaniu dwadzieścia tysięcy rubli rocznie?”
„Prawda. Tylko że Rosenstock mieszka nie w Odessie, ale w Jekaterynosławiu. I nie śpiewa, tylko handluje drewnem. I nie zarabia, tylko traci dwadzieścia tysięcy rubli rocznie.”
„Reb Koppel umarł. Idziesz na jego pogrzeb?”
„Po co miałbym iść? A czy on przyjdzie na mój pogrzeb?”
Problem ekonomiczny: „Poczta sprzedaje znaczek o nominale 60 groszy za 60 groszy. A gdzie jej zysk?” Chwila zastanowienia. „Już wiem! List wymagający znaczka za 60 groszy nie może przekraczać określonej wagi. Ale często listy są lżejsze. Na tym polega zysk!”
Przed wejściem do banku w Petersburgu stoi wartownik.
„Czy to nie lekkomyślność, żeby takiej masy pieniędzy pilnował tylko jeden wartownik?”
„Nie. Przecież do skarbca i tak nie da się wejść.”
„Więc po co wartownik?”
„Bo jak tu stoi, to nie może gdzie indziej kraść.”
Żyd stoi przed sądem za sprzedaż fałszowanego wina. Zeznaje rzeczoznawca. Żyd się broni: „Panie sędzio, czy pan zna się na chemii?”
„Nie. Jestem prawnikiem.”
„A czy pan rzeczoznawca zna się na prawie?”
„Nie. Jestem chemikiem.”
„A ode mnie, biednego Żydka, wymaga się, abym się równocześnie znał i na prawie, i na chemii?”
Czym się różni Pan Bóg od polskiego Żyda?
Tym, że Pan Bóg wie wszystko, a polski Żyd wie wszystko, tylko że jeszcze lepiej.
Wielu rabinów sądzi, że zło ludzkie wynika tylko z głupoty. Podług innych Bóg w sprawiedliwości swej diabłu też przyznał niejakie prawa, choć niewielkie, do gatunku, który tylko po to istnieje. Do tych należący Wajzuś Sadkower poczytał sobie Marksa i postanowił złamać wszystkie nakazy Tory. W przekonaniu, że już to uczynił, poszedł do rabina, żeby się tym pochwalić. Rabin wysłuchał go i rzekł:
„Zapomniałeś o jednym. To zakaz samobójstwa. Radziłbym ci nadrobić to zaniedbanie.”
Którejś nocy Adam wyjątkowo późno wrócił do domu. Co wtedy zrobiła Ewa? Policzyła mu żebra.
Dlaczego Bóg stworzył najpierw mężczyznę, a dopiero później kobietę? Bo chciał uniknąć doradzania mu, jak byłoby lepiej wykonać tego mężczyznę, niż on to robi.
Adam do swej małżonki:
„Mieliśmy śliwki, pomarańcze, banany, granaty, ananasy, figi, arbuzy, grejpfruty, nektarynki, brzoskwinie, gruszki, winogrona… to nie, ty koniecznie musiałaś mieć jabłko.”
„Mojsze, co ma do roboty litera P w imieniu Haman?”
„Przecież w imieniu Haman nie ma litery P.”
„Jak to nie ma?”
„A co ma do roboty litera P w imieniu Haman?”
„Właśnie się pytam.”
Uczniowie postanowili sprawdzić mądrość pewnego talmudysty, podstępnie upijając go i pozostawiając na cmentarzu_._ Obudziwszy się, popatrzył wokół i rzekł: „Jeżeli jestem żywy, to co ja tutaj robię? Jeżeli jestem umarły, to dlaczego mi się chce siusiu?”
_Do podstawowych funkcji ortodoksyjnego rabina_
_należy udzielanie odpowiedzi na pytania_
_w sprawach rytuału._
Pewien rabin trafił do gminy wyróżniającej się obojętnością na sprawy religijne. Któregoś dnia na zabawie, urządzonej na cele dobroczynne, do rabina podchodzi miejscowy Żyd, kłania się i zadaje pytanie:
„Rebe, czy mogę poprosić do tańca pańską małżonkę?”
Na to rabin z entuzjazmem:
„Nareszcie! Po dwudziestu latach jakieś pytanie!”
Spędziwszy długie lata w Sorokach, rabin wypowiada umowę i postanawia przenieść się gdzie indziej.
Miejscowi Żydzi zbiegają się do niego z pytaniem:
„Dlaczego rebe chce wyjechać?”
„Ponieważ to jest pierwsze pytanie, z jakim zwrócono się do mnie od dwudziestu lat, jakie tu spędziłem.”
Rabin wypowiedział umowę. Gdy wyjeżdża, całe miasteczko odprowadza go do szczytu najbliższego wzgórza. Tam rabin ogląda się po raz ostatni i wzdycha:
„Jakie to piękne miasto!”
„Rebe, dotychczas ciągle je przeklinaliście. A teraz, jak wyjeżdżacie, nagle wam się tak spodobało?”
„Bo was tam chwilowo nie ma.”
Pobożny Żyd znalazł się na wysokiej skale nadmorskiej, jak to bywa na wybrzeżach francuskich, w czasie ogromnego przypływu. Odmawia popołudniową modlitwę, a woda już mu obmywa kostki. Dają mu znaki z przepływającego akurat statku. On je ignoruje i modli się dalej, a woda mu się podnosi do kolan. Przepływa drugi statek, nawołują go, wciąż na próżno. Trzeci statek pojawia się, kiedy przypływ mu sięgnął po szyję. Okrzyki. Wciąż to samo. Do ust. Bul bul bul! i utonął.
W niebie zwraca się do Boga. „Przecież byłem w trakcie modłów ku twojej chwale! A ty mi pozwoliłeś utonąć.”
„Może ci nie wysyłałem na pomoc trzech statków? A ty ośmielasz się teraz mieć do mnie pretensje.”
Rabin siedzi zapatrzony w przestrzeń i medytuje.
Uczniowie pytają szeptem jedni drugich: „Co się stało?”
„Sza… Nic się nie stało… On rozważa.”
Po kilku godzinach ktoś ośmiela się go czołobitnie zapytać, nad czym tak medytuje. Rabin powraca z wolna do rzeczywistości i uroczyście oznajmia:
„Właśnie przemyślałem, że gdyby wziąć wszystkie drzewa, jakie są na świecie, i zrobić z nich jedno olbrzymie drzewo; a potem zebrać wszystkie wody, jakie są na świecie, i zrobić z nich jedną wielką sadzawkę; i wziąć wszystkie topory, jakie są na świecie, i uczynić z nich jeden ogromny topór; i tym wielkim toporem, uczynionym ze wszystkich toporów, zrąbać to wielkie drzewo, uczynione ze wszystkich drzew, i żeby ono wpadło do tej wielkiej sadzawki, uczynionej ze wszystkich wód na świecie: oj, jaki to byłby plusk!”
Rabin występuje do gminy o podwyższenie mu pensji.
Przewodniczący odzywa się z wyrzutem:
„Jak może taki święty, mądry i uduchowiony człowiek być takim łapczywym na pieniądze?”
„A pan uważasz, że ziemskie rozkosze są tylko dla głupców i bezbożników?”
Żyd w miasteczku na Kresach Wschodnich prowadzi za rączkę chłopczyka. Drugi pyta: „Co to za dziecko?”
„To cudowne dziecko.”
„Dlaczego cudowne?”
„Bo ma już trzy latka i jeszcze nie nauczyło się ani jednego rozdziału z Talmudu.”
Dwaj kiwają się nad Talmudem. Jeden czyta półgłosem: „Mędrzec grzeszy siedem razy dziennie.”
„Oj, chwalipięta!”
Bóg przekazuje Mojżeszowi prawa na górze Synaj.
„Zrozumiałeś? Więc zapamiętaj sobie, Mojsze, że nie należy gotować koźlęcia w mleku jego matki.”
Mojżesz:
„Aha! Nie wolno ich łącznie spożywać. Tak?”
Bóg: „Nie. Mówię tylko, żeby ich razem nie gotować.”
Mojżesz:
„To znaczy, że po spożyciu jakiegokolwiek mięsa należy odczekać sześć godzin, aż zostanie całkowicie strawione, zanim człowiek się napije mleka. Żeby się nie spotkały w żołądku. Czy tak?”
Bóg: „Nie. Chodzi wyłącznie o to, żeby mięsa koźlęcia nie gotować w mleku jego matki. To znaczy tej kozy. Już zrozumiałeś?”
Mojżesz:
„Aha! Wybacz mi, Boże, tę głupotę, jeżeli nie rozumiem. To znaczy, że trzeba mieć dwa komplety wszystkich naczyń i sztućców, jak również osobny zlew i osobną lodówkę, jedne do każdego mięsa, a inne do mleka i wszelkich potraw mlecznych albo zawierających mleko. A jakby je człowiek raz pomylił w użyciu, to trzeba je zniszczyć, żeby nigdy więcej nie zostały do niczego użyte. Czy tak?”
Na to Bóg:
„Mojsze, ja już nie mam do ciebie siły. Ty sobie wymyślaj i rób, co tylko zechcesz.”
_W biblijnej_ Księdze Wyjścia _23, 19 napisano:_
Nie będziesz gotował koźlęcia w mleku jego matki.
_Rabinacki judaizm wyprowadził z tego całą górę absurdalnych_
_i całkowicie zmyślonych zakazów dotyczących wszelkiego mleka i mięsa._
Dlaczego Jitro, teść Mojżesza, ma w Biblii siedem różnych imion? Bo miał siedem córek i wydanie każdej z nich za mąż doprowadzało go do bankructwa. Musiał więc za każdym razem zakładać nowy interes pod zmienionym imieniem.
_Sprawa tych imion jest skomplikowana_
_i dyskusyjna. Najbardziej znane z nich to Reuel,_
_a w polskich przekładach Jetro i Jesse._
Żona do męża: „Chaim, nasz rabi powiada, że lada chwila przyjdzie Mesjasz. To będziemy zmuszeni wszystko zostawić i ruszyć do Izraela, właśnie teraz, jak ty masz dobrą posadę.”
„Nie przejmuj się, Ryfka. Bóg nas ocalił od Hamana i od Faraona, to uchroni nas i od Mesjasza.”
Mojsze dobija się w nocy do okna swego sąsiada.
„Czego ty mnie budzisz?”
„Bo pomyślałem sobie coś bardzo ważnego. Powiedziano, że jak nadejdzie Mesjasz, to grzesznicy pójdą po moście z żelaza i on się pod nimi załamie, a sprawiedliwi po moście z papieru i on to wytrzyma. To ja właśnie doszedłem do wniosku i chciałem ci powiedzieć, że jednak bezpieczniej będzie iść po żelaznym moście.”
Biedak przyszedł do rabina i kazano mu czekać dwie godziny, ponieważ był u niego bogacz. Wreszcie został przyjęty i odprawiony z datkiem po dwóch minutach.
Poczuł się tym dotknięty. „Rebe, dlaczego ty jemu poświęciłeś dwie godziny, a mnie załatwiasz przez dwie minuty?”
„Bo po dwóch minutach stwierdziłem, że jesteś żebrakiem, a dwóch godzin potrzebowałem, aby stwierdzić, że on też jest żebrakiem.”
Nie dajcie się nabrać na to, że humor jest śmieszny. Żartuje się tylko z tego, co jest poważne.
Rabin dowiaduje się, że w jego gminie umarł młody człowiek, zdrowy i w pełni sił.
„A na co umarł?”
„Z głodu.”
„Żyd nigdy nie umiera z głodu! Dlaczego nie przyszedł do mnie?”
„Bo się wstydził.”
„To umarł z dumy, a nie z głodu! Żyd nie umiera z głodu.”
Żydówka zapytuje rabina: czy wolno zarżnąć kurę mającą pisklęta?
„Wolno.”
„Ale wtedy kurczęta wyzdychają.”
Rabin drapie się w bodę. Wreszcie oznajmia: „To poważna sprawa! Ale przyjdź jutro. Bóg pomoże mi znaleźć odpowiedź.” Wertuje przez całą noc Talmud. Nie znajduje.
Nazajutrz pytająca wpada z okrzykiem: „Rebe! Dzisiaj w nocy lis pożarł mi kurę i kurczęta.”
„No widzisz? Mówiłem: Bóg da odpowiedź.”
„Jak to jest, rabi, że ty masz przypowieść na wytłumaczenie każdego problemu, z jakim by się do ciebie nie zwrócić?”
„Ja ci to wytłumaczę.
Jeden wielki obszarnik na Podolu, objeżdżając swoje posiadłości, zobaczył na ścianie stodoły kilkanaście kółek narysowanych kredą i w środku każdego z nich wystrzelony otwór. Więc kazał swoim ludziom znaleźć tego nadzwyczajnego strzelca, bo taki mu się na pewno przyda i on by mu dobrze zapłacił.
I przyprowadzili mu żydowskiego krawczyka, który cały trząsł się ze strachu. „Czy to ty wystrzelałeś?”
„Tak, panie. Ale nie miałem nic złego na myśli.”
„Jakim cudem z ciebie taki wyborny strzelec? Pójdziesz do mnie na służbę? Ja ci dobrze zapłacę.”
„Kiedy ja w ogóle nie umiem strzelać. Tylko tak strzelałem sobie i rysowałem kółko wokół dziurki.”
Rabi zakończył: „I ja właśnie tak robię. Chowam w pamięci każdą ciekawszą historyjkę. A potem już trafi się jakiś pasujący do niej morał. Tylko tyle trzeba zrozumieć.”
Diabeł skarży się Bogu. „Panie, po co ty mnie stworzyłeś? Nic nie mam do roboty. Nudzę się i tyle.”
„A kto ma zachęcać ludzkość do zła? Okaż trochę pomysłowości! Po to istniejesz, aby to stworzenie sprawdzać i różnicować. Jednych na zbawienie, a drugich na potępienie.”
„I mnie również po to?”
„Oczywiście! Przecież ich po to stworzyłem, aby rozstrzygali, czy wyniknie z tego dobro, czy zło. Czy wolą przekleństwo istnienia, czy błogosławieństwo. Czy chcą być przeklęci, czy błogosławieni. Czy i którzy z nich zechcą wspiąć się na szczyty, czy spaść na dno. Ażeby mogli sami wybrać, czy chcą istnieć, czy zginąć. A ciebie stworzyłem właśnie po to, ażebyś im pomagał w dokonywaniu wyboru.
Zły duch wzruszył ramionami.
„Oni mają tyle pomysłów, tak pilni są w czynieniu zła, że ja nie mam kiedy i nie mam czego sprawić w tym kierunku! Zanim ja palcem kiwnę, oni już sami wymyślą i popełnią każde zło, na jakie mnie nawet nie starczyłoby wyobraźni.”
Mosze ben Majmon, czyli wielki filozof Maimonides, w dziele swym sprecyzował: „Cud nie może być dowodem na coś niemożliwego. Może on być tylko potwierdzeniem tego, co możliwe.”O głupcach z Chełma
Żydówka w Chełmie przyszła do rabina.
„Rebe! Mój synek ma zatwardzenie. Co ja mam robić?”
„Ty odmawiaj psalmy.”
Poszła. Za dwa dni ta sama Żydówka przybiega z kolejnym problemem: „Rebe! Mój synek teraz ma rozwolnienie. Dzień i noc nie przestaje. Co ja mam robić?”
„Ty odmawiaj psalmy.”
„Przecież od psalmów to robi się sraczka!”
„Gdzie ty idziesz z tobołkiem, Icek?”
„Idę jechać siedzieć.”
W efekcie przepytywania przez znajomka okazało się, że idącego skazano na odsiadkę za długi, ale ponieważ w Chełmie nie ma więzienia, musi udać się w tym celu do większego miasta.
_W tradycji ludowej Chełm to przysłowiowe miasto głupców._
_Chodzi tu o miejscowość leżącą na wschód_
_od Lublina i na północ od Zamościa, której ludność była niegdyś po większej części żydowska._
Siedmiu chełmskich mędrców rozważało, dlaczego krowa nie lata.
Kiedy wychodzili z synagogi, przelatujący ptaszek narobił jednemu z nich na głowę. Mędrzec wykrzyknął:
„Otóż i odpowiedź! Bóg jej nam udzielił w dobroci swojej, widząc, że pytanie to nas przerasta.”
Głupota mieszkańców Chełma stała się sławna dzięki temu, że miasto leży na wzgórzu, pod którym płynie rzeka.
Mówiono więc o nich:
„To głupcy! W dół noszą puste wiadra, a do góry pełne!”
Bogaczka z Chełma rozkazuje służącej:
„Idź do rzeźnika Fajwla i zobacz, czy ma cielęce nogi.”
Służąca wraca:
„Nie mogłam zobaczyć. On miał buty prawie do kolan, a nad butami spodnie. Powiedział, że ich nie zdejmie.”
Za dawnych czasów pewien możnowładca wpadł na pomysł urządzenia dysputy między prawosławnym popem i rabinem, zapowiadając, że pierwszy, który nie potrafi odpowiedzieć na pytanie swego przeciwnika, zostanie skrócony o głowę. Gdy rozeszły się o tym wieści, prosty furman z Chełma zgłosił się z gotowością, że wyręczy rabina w dyspucie. Zastrzegł tylko, że on pierwszy zada pytanie. Ze względu na głupotę przeciwnika pop nic nie miał przeciwko temu.
Furman zadał pierwsze pytanie:
„Co znaczy: _ejneni jodea_?”
Otrzaskany z językiem hebrajskim pop odpowiedział zgodnie z prawdą: „Nie wiem.” I ucięto mu głowę.
Rabin pyta zwycięzcę, skąd wpadł na taki pomysł? Furman wyjaśnia: „Kilka lat temu zadałem to samo pytanie naszemu rabinowi w Chełmie i tak samo mi odrzekł. Więc pomyślałem sobie, że skoro nawet on nie wiedział, to pop tym bardziej nie będzie wiedział.”
Co to jest: siedzi na dachu, pieje, a nie kogut?
Wiadomo: wariat.
Inna zagadka. Co to jest? ma płetwy i lata nad domem?
Wiadomo: zwariowana ryba.
Dla mieszkańców Chełma jednym z przedmiotów dumy był rabi Lemach ben Lesznicer, do którego zgłaszali się z nękającymi problemami.
Oto niektóre z ich pytań i odpowiedzi rabina:
Dlaczego pies macha ogonem? „Bo jest silniejszy. W przeciwnym razie ogon machałby psem.”
Dlaczego włosy na głowie prędzej siwieją niż na brodzie? „Ponieważ są o dwadzieścia lat starsze.”
Dlaczego morze jest takie słone? „Bo żyje w nim ogromna ilość solonych śledzi.”
Wreszcie problem, z którym ludzie myślący nie mogli się uporać od wielu pokoleń. Rabi Lemach rozwiązał go w mgnieniu oka: dlaczego pies jak sika, to podnosi jedną z tylnych nóg? „Przed tysiącami lat pies stanął pod drzewem, aby się odlać. Nagle rozpętała się burza i piorun obalił drzewo, zabijając biednego psa. Od tej pory psy liczą się z tą możliwością i na wszelki wypadek podnoszą jedną nogę, aby w razie czego podtrzymać upadające drzewo.”
Zapytano mieszkańca Chełma o godzinę.
„Trzy kwadranse.”
„Na którą?”
„Nie wiem. Duża wskazówka mi odpadła.”
W drodze na szabat rabin kupił rybę i zapomniał ją wyjąć z kieszeni. W czasie nabożeństwa ryba wyskoczyła i chlasnęła go w twarz. Jak można zrobić coś podobnego? Oburzeni mieszkańcy Chełma zwołali pośpieszny sąd i skazali rybę na śmierć przez wrzucenie do rzeki.
Lejzer idzie spać. Włazi pod kołdrę, układa się obok żony, wystawia nogi. Patrzy. Coś się nie zgadza.
„To moje nogi. To są Ryfki nogi. A to czyje nogi?”
Liczy ponownie.
„To są moje nogi. To Ryfki nogi. A to czyje nogi?”
Wciąż o jedne za dużo.
Wychodzi z łóżka i jeszcze raz bierze się do liczenia. „To są moje nogi. A to Ryfki nogi. Wszystko w porządku.”
Talmudysta wybrał się na targ. Żona leżąca w łóżku po niedawnym porodzie kazała mu kupić mleczną kozę. A ponieważ się na tym nie znał, wyliczyła mu kilkadziesiąt jej właściwości, takich jak mocne i zdrowe zęby, połyskliwa sierść, pełne wymię itd. Talmudysta wszystko to utrwalił w swojej wyćwiczonej pamięci.
Znając jego dokładność, żona dodała:
„Gdyby jakiś tam, no, jeden szczegół się nie zgadzał, też nie będzie nieszczęścia.”
Mąż wraca dumnie z targu. Żona wydaje okrzyk:
„Ależ to cap!”
„Przecież powiedziałaś, że jeden szczegół może się nie zgadzać. I oprócz wymienia wszystko się zgadza.”
Przyszła kozia zaraza i cap zdechł.
Talmudysta zastanawia się: „To ciekawe. Jak doić, to był cap. A jak zdechnąć, to koza.”
Sławny kawalarz Motke Chabad przyjechał z Wilna i oświadczył, że gmina musi przyznać mu zasiłek. Bo w przeciwnym razie osiądzie tu na dłużej i zostanie kapelusznikiem.
„I co z tego?”
„Bo ja mam takie szczęście, że wtedy wszystkie dzieci w Chełmie będą się rodziły bez głów.”
Dwóch Żydów chełmskich umawia się na ważne spotkanie w interesach. „Więc jesteśmy umówieni na jutro?”
„Zgoda.”
„A gdzie?”
„Obojętne. Gdzie zechcesz.”
„No dobrze. O której godzinie?”
„Wszystko mi jedno.”
„W porządku. Tylko się nie spóźnij.”
Jeden z mieszkańców Chełma wyczytał w psalmie 116: „Pan strzeże głupków.” Postanowił to sprawdzić i wyskoczył przez okno. Leżąc z połamanymi nogami stęka do zbiegających się:
„Zawsze wiedziałem, że nie jestem głupi. Ale do dzisiejszego dnia nie wiedziałem, że jestem aż _taki_ mądry.”
Gedalje z Chełma pisze list.
Awrom dziwi się: „Dlaczego takimi dużymi literami?”
„Bo mój wujek jest głuchy.”
Ponieważ głupi umieją się tylko rozmnażać, więc powiększanie się ludności Chełma sprawiło wreszcie, że i cmentarz wypadało powiększyć. Ale do jakich rozmiarów? Rada miejska podjęła uchwałę, że dla zbadania tego wszyscy żywi mieszkańcy mają w ustalonym dniu położyć się na terenie cmentarza z przyległościami.
„Rebe, co ja mam robić? Łobuzy wciąż biegają za mną i przezywają mnie: _Ty ober chochem!_ Ty mędrzec!”
Rabin po głębszym zastanowieniu się:
„A przyłóż kamieniem.”
„A jak przezywają mnie w łaźni? Tam kamienie są takie gorące, że nie da się wziąć do ręki.”
„To przyłóż wiadrem.”
„A w synagodze?”
„To daj w łeb lichtarzem.”
Pouczony cmoka z zachwytu. „Rebe, jakbym ja miał taki ministerialny łeb, to byłbym od was jeszcze mądrzejszy i nie musiałbym nawet przychodzić po radę.”
Do Hirsza w Chełmie przyszedł list. W kopercie była pusta biała kartka. Obejrzawszy ją dokładnie, Hirsz doszedł do wniosku: „To pewnie od mojego brata. Bo my się gniewamy.”
„Dlaczego tu w Chełmie, bochenki chleba są mniejsze niż u nas?”
„Bo wy chyba bierzecie więcej ciasta.”
Dwaj z Chełma pędzili na targ wspólnego cielaka.
„Widzisz tę żabę, Szłojme? Jeżeli ty zjesz ją żywcem, to cały ten cielak będzie twój.”
Umowa stoi. Szłojme zjadł żabę.
Idą dalej. Po namyśle Szłojme doszedł do wniosku, że Froim brzydko z nim postąpił. Ale pojawiła się druga żaba.
„Froim, widzisz tę żabę? Jeżeli ty zjesz ją żywcem, to ja ci zwrócę tę połowę cielaka.”
Froimowi zrobiło się żal. Zjadł żabę.
Idą w milczeniu dalej.
Po dłuższym czasie Froim zwraca się do wspólnika:
„Szłojme, po co myśmy jedli tę żabę?”
Cukierberg z Chełma wybiera się w podróż. Aby niczego nie zapomnieć w hotelu, spisuje wszystkie swoje rzeczy.
Na końcu pisze:
„I ja sam leżę w łóżku.”
Rano sprawdza wszystko według listy. Wreszcie patrzy na łóżko i widzi, że jest puste. Co się stało? Zastanawia się: „Może mnie ktoś ukradł? Może wpadłem pod łóżko?”
Wlazł pod łóżko.
„W porządku! Jestem pod łóżkiem.”
Do Chełma przyszedł list informujący Binjamina, że ojciec jego nie żyje. Syn pokręcił głową z niedowierzaniem.
„To jakieś oszustwo.”
„Dlaczego tak uważasz?” spytała żona.
„Bo nie widzę jego podpisu.”
Berł i Szmerł kupili do spółki baryłkę wódki i ruszyli z nią w obchód po okolicach, ustaliwszy, że będą sprzedawać po kieliszku i tylko za gotówkę. Po drodze Szmerł odczuł pragnienie i powiada:
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki