Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Wielki Wybuch - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 października 2025
39,90
3990 pkt
punktów Virtualo

Wielki Wybuch - ebook

Zbiór obejmujący 150 wierszy, które Ewa Lipska wybrała z dwudziestu tomików wydanych w latach 1967-2019.

Od autorki (zamiast wstępu):

„Przygotowywanie przez autora wyboru wierszy jest zajęciem intrygującym i depresyjnym. Przypomina spacer po antykwariatach, gdzie delikatny szum przesypującego się piasku w klepsydrach zapowiada pustynię czasu. Jestem wspólnikiem słowa od wielu lat i od wielu lat zajmuję się tym samym: przeżyć wszystko to, co nigdy nie mogło się wydarzyć.

Poezja to przecież nic innego, tylko wyczekiwanie na moment, kiedy dwie równoległe słów będą mogły się przeciąć”.

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-08786-2
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WIERSZE

(1967)

.

My

My – rocznik powojenny otwarty na oścież –

w pełnokomfortowym stanie swojego ciała

czytamy Sartre’a i książki telefoniczne.

Rozważamy uważnie wszelkie trzęsienia ziemi.

My. Rocznik powojenny ze spokojnych doniczek.

Wyprowadzony z bezspornych statystycznych wyliczeń.

Niedosłyszany w hałasie początku.

Cierpiący na bezsenność i do ćmy podobny.

Powołany do koncentracji nad.

Do naszych dni prowadzą zardzewiałe drzwi.

Schody które przeżyły hodowcę kanarków.

Wodospad kroków. Pogrzeb z orkiestrą. I krzyk tłuczonych garnków.

Schodzimy powoli. Bardzo powoli. Z powagą drzewa.

Jest może siódma rano. Dzień zbyt dokładnie dojrzewa

i niekiedy przyjmuje smak gnijącego jabłka.

Najrozmaitsi ludzie gwałtownie wybiegają.

Ze schodów. Z bram. Z hoteli. Z ust. Tu i tam.

Obłąkani po łokcie pensjonariusze świata.

Przeklinają. Przystają opłaceni na parkingach.

My zazdrościmy tym

którzy w wysokich sznurowanych butach

przeszli przez wojnę.

Zazdrościmy

nocy oszczędnie po małym kawałeczku

rozdzielanych między hełmy znużone.

Strzałów jak ognie sztuczne do ust poniesionych.

Wulgarnych wzruszeń nagłego ocalenia.

O tamtym świcie

z miasta lęk wywożono na taczkach

I wymiatano kule.

Choć w twarzach jeszcze nie wystygło drżenie

pozlepiano hejnałem gruzy i wyzwolenie

i poranione mury do hymnu wstawały.

Ludzie na wolność klaskali. Bramy się otwierały.

W bramach kobiety rodziły dzieci:

nas. Jakże odświętnych. Powołanych jeszcze przed świtem.

Odpornych na ciało. Otrząśniętych z chrzęstu broni.

Oddano narodzeniem naszym cześć – zabitym.

A pamięć przestrzeloną dźwigamy

już my.

.

Cisza

Mój lęk nie mniejszy niż Europa.

I drzwi plecami odwrócone w lęku.

I w lęku stoję odwrócona.

I pada deszcz nieprzemakalny.

I cisza stoi między nami

na drugim piętrze kamienicy.

Po twarzy twojej twarzy mojej

deszcz przeprowadza się kroplami

z drugiego piętra kamienicy

i dźwiga drwiny odrobinę.

Tak w nocy stałaś. I ja stałam.

I cisza stała między nami.

Coraz bardziej pusto cię czytam.

Ktoś szczególnie czeka na tę chwilę

jak na ślub albo na pociąg.

Coraz bardziej pusto cię widzę.

Coraz trudniej jest teraz o komfort:

mieć sąsiadów przyjaciół rodzinę.

Pełna cisza stoi między nami

i nie wierzy w czyjąkolwiek winę.

.

Brzeg

Kto ten zamek tak ogłuszył

że w umarłym stroju stoi.

Czyja młodość przestarzała

ściera czasem kurz z pokoi.

I wygląda smutno z okien

przymierzając różne twarze.

Czyje serce jeszcze bije

wolniuteńko w mdłym zegarze.

Żart okrutny. Nie poznaję

twego głosu chociaż krzyczysz.

I lat naszych popękanych

nie potrafię się doliczyć.

Żart okrutny. Nie wiem nawet

z jakich idę linii rąk.

Nie znam siebie. Ani ciebie.

Kto jest Stamtąd. Kto jest Stąd.

Żart okrutny. Moje imię

z imion wszystkich ktoś wywołał.

Lata raz rzucone w wodę

zataczały wkoło koła.

Coraz większe. Coraz więcej.

Coraz częściej czas mój biegł.

Koła biegły coraz gęściej.

I wyraźniej ciemniał brzeg.

.

Szyby

Jak ciężko jest patrzyć w te szyby podłużne.

Kobiety półsenne róż z twarzy strzepują.

A obok posępni przechodzą podróżni.

Za nimi jest pejzaż. Wojsko maszeruje.

W pejzażu są stoły. Na stołach jest wino.

Przy stole dziewczyna. W dziewczynie jest śmiech.

A w śmiechu jest smutek. A wszystko jak w kinie

w tych szybach podłużnych. W dziewczynie jest śmiech.

I ciężko jest patrzyć. Kobiety półsenne.

W kobietach jest miłość. W miłości jest kres.

A potem już tylko są szyby podłużne

i smutek. Podróżni. W miłości jest kres.

W podróżnych jest pociąg. Stukają w nich koła.

A w kołach jest wieczność. W wieczności jest strach.

A w strachu jest cisza. A w ciszy najciszej.

W podróżnych jest pociąg. I ciągła kół gra.

Jak ciężko jest patrzyć. Wojsko maszeruje.

W żołnierzu jest kula. A w kuli jest śmierć.

A w śmierci jest wszystko i nic nie ma w śmierci.

A w śmiechu jest smutek. W miłości jest kres.

Przy stole dziewczyna. W dziewczynie jest serce.

A w sercu jest żołnierz. W żołnierzu jest kula.

I ciało żołnierza już ziemia przytula.

I płacze dziewczyna. Mijają podróżni.

Noc chłodna przegląda się w szybach podłużnych.

.

Wolny przekład z Szekspira

W oczy mi patrzysz wciąż tak samo

jak w tysiąc pierwszym roku rano

kiedy w szeroką moją suknię

twoje wplątało się kolano.

Miłość przez wieki się nie zmienia.

Kamień jak był tak jest z kamienia.

Rzeka jak była tak jest rzeczna.

I wieczna miłość jest odwieczna.

I myślisz o mnie wciąż tak samo

jak myślał książę z którym nieraz

huśtałam zwinnie się na drzewach

nadworną będąc jego damą.

Miłość przez wieki się nie zmienia.

Czas na mym życiu zdarł kopyta.

Jak mnie żegnałeś tak mnie żegnasz.

Jak mnie witałeś tak mnie witasz.

Z przekory czasu znów jesteśmy.

Jego wskazówek podopieczni.

Tik tak. Współcześni. Średnio-wieczni.

Tik tak. Weseli. Smutni. Sprzeczni.

Tik tak. Powoli światła gasną.

Tik tak. W miłości wiecznej zasnął

książę współczesny. Przeszły. I

współcześnie przeszły. Jakby nic

odchodzi chyłkiem. W noc wyrusza.

Jak gdyby w ręku trzymał jeszcze

swą rolę godną Poloniusza.

.

Bajka

Jak bardzo wiele mamy lat

pod tą leszczyną. Pod tą leszczyną.

Ciągłością umęczony świat

i czyją winą? Czyją winą?

Tak w siebie zapatrzeni przekraczamy nas.

Daleko za odległość. Daleko za odległość.

Oczom widocznie nadszedł czas

by dojrzeć świata część zaległą.

Zobaczył nam się nagle świat

ja ciebie widzę a ty mnie.

Och jak niewiele mamy lat

jak krótka bajka w długim śnie.

.

***

Dotąd doszliśmy. Tu się rozwiązały

koniec z początkiem. Przekłady Homera

na brzegu siedząc przeglądamy teraz.

Nikt nie przypływa po nas. Puste oceany.

Spokój gwałtowny. Może to już sierpień.

Może strach. Rozegrany przez nas umiejętnie.

Jest mi tak jakby już było za późno.

Może to sierpień. Ale drzew tu nie ma

a sierpień zawsze dojrzewa na drzewach.

Nikt nie przypływa. Homerycki żart

i wiatr z kamieni nam wróży jak z kart.

Nikt nie przypływa.

------------------------------------------------------------------------

ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI KSIĄŻKI

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij