-
promocja
Wielkie Trio i tajemnica Stonehenge - ebook
Wielkie Trio i tajemnica Stonehenge - ebook
Zula, Ada i Nat, ciekawe świata trojaczki, wyruszają na kolejną fascynującą wyprawę – tym razem zamierzają zbadać tajemnicę kamiennego kręgu Stonehenge. W towarzystwie zabawnego archeologa Łokietka przemierzają Anglię, by sprawdzić, czy Stonehenge było starożytnym uzdrowiskiem, teatrem, świątynią albo cmentarzem? A może to wielki zegar słoneczny? Albo dzieło… kosmitów?
Niestrudzone trojaczki zamierzają to odkryć. Czy te plany pokrzyżuje im niespodziewany dodatkowy uczestnik wyprawy – Justin Ryba (a tak naprawdę Justyna), której dzieciaki nie cierpią? A może córka wujka Alberta nie okaże się taka zła?
O serii „Wielkie Trio”: Zula, Ada i Nat są trojaczkami, tyle że trzyjajowymi, więc bardzo się od siebie różnią. Ale poza tym co ciekawego można o nich powiedzieć? Nic, nuda, żadnych fascynujących przygód, tylko szkoła i szkoła (na dodatek ta sama klasa). Za to wujek Albert – ten to ma życie! Pracuje w telewizji, podróżuje po świecie… Aż pewnego dnia okazuje się, że wujkowi nie udał się pilotażowy odcinek nowej serii dokumentalnej o tajemniczych zjawiskach – i musi go nakręcić jeszcze raz. Ale jak to zrobić, żeby tym razem się udało…? Przecież nikt nie doradzi mu lepiej niż trójka nieco narwanych, ale bystrych i dociekliwych siostrzeńców, którzy – choć tak różni – razem tworzą zgrane trio. Wielkie Trio!
| Kategoria: | Dla dzieci |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8425-039-6 |
| Rozmiar pliku: | 7,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nat stał na wielkim kartonie po nowym wentylatorze. Rozpostarł ręce i powiedział uroczyście:
– Jako Wielkie Trio, czyli trojaczki rozwiązujące najbardziej zagadkowe zagadki, nie boimy się żadnych wyzwań! Odkryliśmy już sekret potwora z Loch Ness, a ostatnio tropiliśmy duchy na Dolnym Śląsku! – dokończył i spojrzał na mnie z powątpiewaniem.
– Bardzo dobrze! – Rzuciłam mu aprobujące spojrzenie i otarłam pot z czoła. Od kilku dni było tak upalnie, że nasz pokój przypominał saunę. Nawet wentylator niespecjalnie pomagał. – Tylko… te ręce to przesada. Wyglądasz jak orzeł, który wzbija się do lotu.
– No co ty, Zula! Myślałem, że jak entuzjastycznie nastawiony do badań naukowiec! – jęknął Nat i nalał sobie szklankę wody.
– No i chyba nie można powiedzieć „zagadkowe zagadki”. To masło maślane.
– A… tajemnicze tajemnice? – zapytał z nadzieją.
– Też nie. – Pokręciłam głową, ale w tym momencie do pokoju weszła Ada i zapytała, co robimy.
– Ćwiczymy przed sobotą. – Postanowiłam być prawdomówna, choć spojrzenie Nata mówiło jedno: „Jak mogłaś???”.
Mieliśmy wystąpić w weekendowym poranku jako goście specjalni i Nat straszliwie się denerwował. Choć już wiele razy staliśmy przed kamerą, zrobiliśmy wspólnie z wujkiem i Dolly dwa odcinki programu Na własne oczy, mój brat twierdził, że zupełnie czym innym jest kręcić program, a czym innym występować na żywo w telewizji. I to na prawdziwej scenie!
Wentylator nagle zaczął nieznośnie poprykiwać, a potem wydał z siebie brzdęk, zasyczał i umilkł. Ada spróbowała go włączyć.
– Chyba się zepsuł – powiedziała. W tym momencie karton się zapadł i Nat z jękiem wleciał do środka. – No super! Ciekawe, w czym rodzice oddadzą go do sklepu.
– Raczej ciekawe, na czym teraz będę ćwiczył – posmutniał Nat. – Był świetną sceną!
– Na niczym. Zbierajcie się. Wujek dzwonił, że zaraz po nas przyjedzie – oznajmiła Ada. – Nie tylko wentylator się zepsuł, ale auto taty też. Pewnie przez ten upał. A wujek ma nam zakomunikować coś ważnego.
– Czuję, że znowu dokądś pojedziemy! – ucieszyłam się.
***
Zdziwiliśmy się, bo gdy wjechaliśmy przez bramę, zobaczyliśmy Justynę, która siedziała w stroju kąpielowym nad basenem. Justyna to córka wujka, z którą on nie mieszka na stałe, bo jest rozwiedziony. Jest od nas sporo starsza i szczerze mówiąc, nie bardzo ją lubimy. Nazywamy ją Dżastin Ryba – ma takie wydęte usta, jakby pozjadała wszystkie rozumy. Właściwie to prawie nigdy z nią nie gadamy, więc nie znamy jej za dobrze. Wiemy tylko, że jeździ na konkursy tańca: pewnie dlatego zawsze się tak stroi, jakby zaraz miała wystąpić przed publicznością.
– Co ona tu robi? – szepnęłam.
W końcu wujek miał nam opowiedzieć o czekającej nas nowej przygodzie. A ona nie wchodziła w skład Wielkiego Tria, więc…
– Jest niedziela – zauważyła Ada.
No tak! Justyna często bywała u wujka w weekendy. Usiedliśmy na leżakach. Wujek przyniósł z domu lody w kilku smakach, lemoniadę i orzeszki, a mamie podłożył poduszkę pod plecy.
– Co ty knujesz, Albercie? – Mama zmarszczyła brwi.
– No właśnie… – zaczął wujek cicho. – Jest pewien… plan.
Nadstawiliśmy uszu.
– Jaki znowu plan? – Mama spojrzała na niego ze zdziwieniem.
Wujek zwykle jest raczej głośny i pewny siebie, a teraz wyglądał, jakby słowa z trudnością przechodziły mu przez gardło.
– Wyjazdowy – odparł. – Tyle że…
– Doskonale! Za tydzień zaczynają się wakacje! – przerwała mu mama, a on lekko pobladł. – No, mów! – ponagliła go. – Bo pomyślę, że dostałeś udaru mózgu, i zadzwonię po karetkę. Choć w sumie nie muszę, mamy tu ratownika medycznego. Kochanie, możesz zbadać Alberta? – zwróciła się do naszego taty, który wybuchnął śmiechem.
– Chodzi o to, że musimy jechać już w środę – wypalił wujek.
– Żartujesz? To niemożliwe! W piątek jest zakończenie roku – zaprotestowała mama.
– No właśnie. Wujku, odbieram świadectwo z paskiem! – Ada nie omieszkała się pochwalić.
– I co z naszym porankiem w telewizji? – zauważyłam przytomnie.
– Spokojnie, już go przesunąłem. Wystąpimy po powrocie.
– Nie będziemy w poranku! Nie będziemy w poranku!!! – ucieszył się Nat.
– Może byście raczej zapytali, czy się zgadzamy? – wtrącił trzeźwo tata. – I… dlaczego nie możecie wyjechać w następny weekend? – Tym razem zwrócił się do Alberta.
– Bo musimy zdążyć na przesilenie – wyjaśnił wujek.
– Jakie przesilenie? – zdziwiła się Ada.
– Jak to jakie!?! Chyba nie zimowe o tej porze roku! Przesilenie letnie – prychnął.
Nie wiedzieliśmy nawet, co to takiego, ale wujek wyjaśnił, że to najdłuższy dzień w roku. Ale… dlaczego musieliśmy zdążyć na ten dzień? I dokąd właściwie mieliśmy pojechać?
– Jedziemy obejrzeć megality! – powiedział wujek.
– Mega… co!? – wykrzyknęliśmy jednocześnie.
– Ogromny kamienny krąg, który znajduje się w Anglii, w Stonehenge¹ – wyjaśnił wujek. – Pochodzi z trzeciego tysiąclecia przed naszą erą, tak jak niektóre piramidy. To, jak został zbudowany oraz jakie było jego przeznaczenie, wciąż pozostaje zagadką. A w czasie przesilenia letniego gromadzą się tam druidzi…
– A kto to taki? – zdziwiłam się, bo ta nazwa też z niczym mi się nie kojarzyła.
– To ludzie, którzy kultywują stare pogańskie wierzenia – wytłumaczył tata.
– Świętują przesilenie, tańczą, śpiewają… Chodzą w takich długich, białych sukienkach… to znaczy szatach. – Wujek się skrzywił.
– O nie! Mam nadzieję, że znowu nie każecie się nam przebierać! – jęknął Nat, który nie wspominał dobrze tego, że w Szkocji musiał nosić kilt!
Nagle zobaczyliśmy, że Justyna wstała.
– W ogóle mi się to nie podoba, tato. – Pokręciła głową. – Gdy mama powiedziała, że zabierasz mnie do Anglii, myślałam, że pojedziemy do Londynu! Ale takie coś? Kupa kamieni i jacyś faceci w sukienkach tańczący przy tej kupie? – Odwróciła się i wskoczyła do basenu, zostawiając nas z rozdziawionymi ustami.
– Eeee… – Odważyłam się odezwać. – Ale jak to? Ona z nami jedzie?
– No cóż… już wcześniej ustaliłem, że będę się opiekował Justynką w tym czasie – tłumaczył wujek. – A Stonehenge wyskoczyło w ostatniej chwili… Nagle znalazł się archeolog, który może z nami pojechać, więc to wyjątkowa okazja.
– Myślę, że to dobrze, że Justyna spędzi z tobą trochę czasu, Albercie – odezwała się mama, która przez to wszystko chyba zapomniała, że nie będzie nas na zakończeniu roku. – A wy… Na pewno jakoś się dogadacie i będzie super.
Wtedy chyba tylko ona tak myślała!