Wielkie żniwa. Jak PiS ukradł Polskę - ebook
Wielkie żniwa. Jak PiS ukradł Polskę - ebook
Polska jest chora, trawi ją zło
W książce tej spisaliśmy czyny i rozmowy, przywołaliśmy autentyczne sytuacje i dokumenty, pokazaliśmy miejsca zdarzeń i ludzi, którzy w nich uczestniczyli.
Nie było łatwo. W państwie PiS dostęp do informacji jest bowiem reglamentowany – tak jak dostęp do wpływów, pieniędzy i stanowisk. Ci, którzy kilka lat temu uznali się za właścicieli Polski, chcą decydować nie tylko o tym, jak mamy żyć, ale i co możemy wiedzieć.
Jeśli chcemy odzyskać nasze państwo – uczciwe, z przyszłością, wolne od kłamstwa państwo równych szans – musimy wiedzieć, w jaki sposób nam je skradziono. I właśnie o tym jest ta opowieść.
Poznaj wstrząsające wyniki kontroli poselskich, które ujawniają prawdę o bezczelnej władzy PiS.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-8889-8 |
Rozmiar pliku: | 32 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp
W książce tej spisaliśmy czyny i rozmowy, przywołaliśmy autentyczne sytuacje i dokumenty, pokazaliśmy miejsca zdarzeń i ludzi, którzy w nich uczestniczyli. Nie ma w niej anonimowości; główne postacie występują pod własnymi nazwiskami. Nie pozwoliliśmy im opuścić przyłbic i schować się w cieniu instytucji, w których się panoszą, czy za plecami przestraszonych podwładnych, którymi chcieliby się zasłonić.
Nie było łatwo. W państwie PiS dostęp do informacji jest bowiem reglamentowany – tak jak dostęp do wpływów, pieniędzy i stanowisk. Ci, którzy kilka lat temu uznali się za właścicieli Polski, chcą decydować nie tylko o tym, jak mamy żyć, lecz także o tym, co możemy wiedzieć. Uprawnienia kontrolne, które mamy jako posłowie, dla ludzi PiS są pustym zapisem w martwej konstytucji. Ci, którzy nigdy nie zamierzają oddać władzy, konstytucją się nie przejmują.
Przyjęliśmy zasadę, że jeśli mamy być wiarygodni, musimy kontrolować dokumenty i źródła. Bo jedyną skuteczną bronią w państwie kłamstwa jest prawda, zestaw twardych faktów. Każdy trop, każde doniesienie sygnalisty, każdą podejrzaną sytuację badaliśmy więc długo i drobiazgowo. Żądaliśmy wglądu w umowy, faktury, protokoły, wnioski pokontrolne i raporty.
Chcąc wyrobić sobie rzetelny ogląd danej sprawy, często musieliśmy docierać do dokumentów „na około”, wykorzystując dziury w niedomkniętym jeszcze systemie bądź niekompetencję jego funkcjonariuszy. A czasem po prostu to, że jakiś szef nie zdążył jeszcze nakazać podwładnemu, by trzymał język za zębami. Naszą specjalnością stały się „kontrole krzyżowe”: wchodziliśmy do trzech instytucji jednocześnie, by w jednej nie zdążyli się dowiedzieć, co się dzieje w pozostałych. Bo gdy się dowiadywali, zawsze zaczynały się utrudnianie, odwlekanie, krętactwa, kombinacje.
Kiedy starali się zamknąć przed nami drzwi, wsadzaliśmy w nie but. Gdy je z hukiem zatrzaskiwali, braliśmy drabinę i wdrapywaliśmy się przez okno.
Ta książka jest plonem naszych poselskich kontroli z kilku minionych lat. Stanowi ich podsumowanie. Kontrole te prowadziliśmy w ramach wykonywania mandatu poselskiego. Zajęliśmy się najbardziej skandalicznymi nadużyciami, których dopuściła się władza PiS. Nadużyciami, które nie mają precedensu nie tylko w kilkudziesięciu latach wolnej Polski, lecz także w kilku ostatnich wiekach kraju nad Wisłą. Dlatego uznaliśmy, że wiedza zgromadzona przez nas o tym, jak nominaci „dobrej zmiany” zarządzają państwem, powinna być dostępna dla wszystkich. Jest to bowiem w istocie wiedza o tym, kto i jak decyduje o losie każdego z nas. I o tym, co kieruje ludźmi, którzy ukradli nam państwo, a społeczeństwo skazali na biedę i strach przed przyszłością.
Ta wiedza skłania nas do kilku dramatycznych wniosków. Otóż żyjemy w prywatnym państwie PiS i jego satelitów, zarządzanym „po uważaniu”, w którym o stanowiskach, dotacjach, zamówieniach, fortunach i wpływach decyduje wola politycznych namiestników. Państwie alternatywnym – z funduszami, agencjami, instytutami i spółkami dla „nowych elit”, których stworzenie zapowiedział niegdyś prezes PiS. Państwie podwójnych reguł – tych dla „swoich” i tych dla całej reszty. Państwie systemowej korupcji i bezkarności ludzi władzy, także tych najważniejszych. Państwie folwarcznym, którego dysponenci i zbratani z nimi biznesmeni potrafią zbijać majątki nawet na pandemii.
Jeśli chcemy odzyskać nasze państwo – uczciwe, z przyszłością, wolne od kłamstwa państwo równych szans – musimy wiedzieć, w jaki sposób nam je skradziono. I właśnie o tym jest ta książka.
Lektura nie zawsze będzie przyjemna, bo wiele słów i czynów jej bohaterów budzi niesmak, politowanie, poczucie bezsilności, niedowierzanie, a czasem po prostu wściekłość.
Polska jest chora, trawi ją zło. Nie znając źródeł infekcji, nie wiedząc, jak się rozprzestrzenia, nigdy nie zdołamy jej uleczyć. Nie proponujemy łatwych recept. Pomagamy jedynie zrozumieć, jak to się stało, że grupa cynicznych ludzi bez skrupułów odebrała poczucie sprawczości większości swoich rodaków, przy okazji nabijając kabzy sobie i swoim politycznym pobratymcom. I dlaczego przyjazne do niedawna państwo w ciągu zaledwie kilku lat stało się wrogiem własnych obywateli.
Zapraszamy do lektury.W rolach głównych:
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| ANDRZEJ IZDEBSKI | handlarz bronią |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| MATEUSZ MORAWIECKI | premier |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| ŁUKASZ SZUMOWSKI | minister zdrowia |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| JANUSZ CIESZYŃSKI | wiceminister zdrowia |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| MICHAŁ DWORCZYK | szef kancelarii premiera |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| MARCIN CHLUDZIŃSKI | prezes KGHM |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| JAROSŁAW SZYMCZYK | komendant główny policji |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| MICHAŁ KUCZMIEROWSKI | szef Agencji Rezerw Materiałowych |
| | (później Rządowej Agencji Rezerw |
| | Strategicznych) |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
_Zwłoki mężczyzny leżały na podłodze niedaleko sofy, owinięte jedynie ręcznikiem. Jego ręce były wyciągnięte, usta miał otwarte. Ciało nie miało obrażeń, w pokoju nie było śladów walki, choć obok zwłok widniały dwie plamy krwi. W drzwiach mieszkania sterczał klucz – były zamknięte od środka. Tak skończył człowiek, który ubił z rządem PiS interes życia._
_Tylko czy na pewno skończył?_4 marca 2020 roku w szpitalu w Zielonej Górze u 66-letniego mężczyzny, który przyjechał do Polski autokarem z Niemiec, lekarze wykryli koronawirusa. Łukasz Szumowski, podówczas minister zdrowia, właśnie wrócił z nart w Alpach. Szybciutko zwołał konferencję prasową, by to ogłosić.
Dziesięć dni później, 14 marca, rząd wprowadził w Polsce stan zagrożenia epidemicznego, a 15 marca na naszych granicach zaczął działać kordon sanitarny. Ruch graniczny został drastycznie ograniczony. Pięć dni później Szumowski wprowadził w całym kraju stan epidemii. Trwał ponad 2 lata, do 15 maja 2022 roku.
Wielki strach, czyli Polska idzie własną drogą
Pandemia spadła na Europę niczym tornado, ludzie byli przerażeni. Najgorzej sprawy wyglądały we Włoszech, gdzie 1 marca chorowało już 1,7 tys. osób. 6 marca Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, zapowiedziała wspólne przetargi europejskie na sprzęt medyczny, szczególnie na respiratory, dla wszystkich państw członkowskich Unii.
Na początku marca w Brukseli spotkali się więc ministrowie zdrowia państw Unii. Wspólnota będzie koordynowała zakupy sprzętu, które zapowiedziała Ursula von der Leyen – zdecydowali.
Szumowski uczestniczył w obradach, więc dobrze wiedział, że szykują się wielkie wspólne zakupy sprzętu wyspecjalizowanych firm, który spełni unijne standardy. Później Komisja Europejska opublikowała dokument „Wspólne porozumienie w sprawie zamówień”. Wynikało z niego, że budżet na te zakupy będzie ogromny: ponad 3,2 mld euro. 1,4 mld miało pójść na same respiratory; Unia chciała kupić ich aż 110 tys.
Wspólny przetarg to w takiej sytuacji najlepszy pomysł, bo nawet kilka państw nie wynegocjowałoby tak dobrych warunków jak 27. Sprzęt, który można kupić w wyniku takiego przetargu, jest i lepszy, i tańszy.
Komisja Europejska wielokrotnie apelowała potem do krajów Unii, by jak najszybciej składały zamówienia na respiratory, bo ich realizacja może potrwać nawet kilka miesięcy. W końcu respiratory to nie maseczki, taka produkcja wymaga czasu. Świetnie zrozumieli to choćby Bułgarzy. Z marszu zamówili 55 respiratorów i dostali sprzęt już w lipcu 2020 roku.
Ale rząd PiS na Unię się wypiął i Polska do unijnego przetargu nie przystąpiła. Co gorsza, nie skorzystała nawet z unijnego mechanizmu obrony cywilnej, mogącego dostarczyć respiratory od tych krajów UE, które miały ich w nadmiarze (Czechy dostały tą drogą 120 urządzeń). Zamiast tego nasze Ministerstwo Zdrowia w listopadzie 2020 roku oświadczyło, że „w tej chwili Polska ma zabezpieczone respiratory w wystarczającej liczbie, dzięki zakupom prowadzonym przez Agencję Rezerw Materiałowych”.
W kwietniu 2020 roku Komisja Europejska podpisała w imieniu Unii porozumienie z sześcioma renomowanymi firmami – prawdziwą pierwszą ligą w branży, m.in. Philipsem – na zakup wspomnianych 110 tys. respiratorów. Rządy, które przystąpiły do systemu, mogły zgłaszać, ile z tej puli chcą dla siebie. To był świetny _deal_: wiarygodni dostawcy, nowoczesny i sprawdzony sprzęt, gwarantowany serwis, do tego szkolenia z obsługi dla personelu medycznego. No i gwarancja dostawy.
Przystąpienie do wspólnego unijnego systemu – a zrobiła tak zdecydowana większość unijnych państw – było wyjściem najsensowniejszym, bo ten mechanizm był taki sam jak stworzony przy zakupie szczepionek. Polska nie byłaby przecież w stanie negocjować z Johnson & Johnson, Moderną czy Pfizerem z takiej pozycji jak Unia. Nie byłoby nas stać na tak dobre szczepionki w równie korzystnej cenie – tym bardziej że część respiratorów, tych najlepszych, jest produkowana w krajach Unii.
Potem władza PiS tłumaczyła się, że w to nie weszła, bo sprzęt nie byłby dostępny wystarczająco szybko. A ona przecież chciała ratować ludzi.
Na żadnym jednak etapie badania tej sprawy nie natrafiliśmy na jakiekolwiek dokumenty, które by świadczyły o tym, że Ministerstwo Zdrowia próbowało rozpoznać rynek respiratorów w Polsce. Nic nie wskazuje na to, by ministerstwo zwracało się do autoryzowanych przedstawicieli firm produkujących respiratory u nas.
Tu jest jak na wojnie. To nie ja to wymyśliłem, tak jest w instrukcjach, z których się uczymy. Brakuje miejsc na intensywnej terapii, więc wybieramy pacjentów, którzy mają szansę na przeżycie.
Christiano Sararoli, anestezjolog z Bergamo, oko.press, 9 marca 2020 r.
Nie potrafiliśmy tego zrozumieć. Wszyscy przecież w trwodze oglądaliśmy w telewizji zdjęcia z Włoch, opustoszałe ulice włoskich miast, ludzi umierających w szpitalach, bezradnych lekarzy. Było oczywiste, że skoro respiratory są tak potrzebne tam, to wkrótce będą potrzebne i w Polsce.
Specustawa i zmęczone oczy ministra
Rząd Mateusza Morawieckiego miał pełną swobodę działania. My, opozycja, wiedzieliśmy, że jeśli mają być sprawni, trzeba maksymalnie ułatwić im pracę. Zresztą zakładaliśmy ich dobrą wolę – w końcu groziła nam wielka zaraza. Dlatego już 2 marca parlament błyskawicznie przegłosował specustawę koronawirusową (zwaną też pierwszą ustawą covidową), która powstała z inicjatywy rządu1. Weszła w życie 8 marca. Ona, a potem druga ustawa covidowa, z 31 marca2, wprowadziły wiele uproszczeń, m.in. prawo dokonywania zamówień towarów lub usług, jeśli są konieczne do przeciwdziałania koronawirusowi, bez oglądania się na ustawę „Prawo zamówień publicznych”. Odtąd przedmioty potrzebne do walki z pandemią rząd i instytucje publiczne mogły kupować bez przetargu.
I tak rząd obudził się w nowej rzeczywistości. Minister zdrowia zyskał gigantyczną władzę w dysponowaniu publicznymi pieniędzmi. Człowiekiem w ministerstwie, który miał pełnomocnictwo do dokonywania zakupów, był wiceminister Janusz Cieszyński, prawa ręka Szumowskiego. To on bezpośrednio odpowiadał w resorcie za zakupy covidowe podczas pierwszej fali pandemii – czy to były maski, przyłbice, czy respiratory.
Kupował albo bezpośrednio przez Ministerstwo Zdrowia, albo przez podległą ministrowi Centralną Bazę Rezerw Sanitarno-Przeciwepidemicznych. Te dwa podmioty, ministerstwo i baza rezerw, po uważaniu, miały do wydania 2 mld zł.
Zakładaliśmy, że w obliczu takiej tragedii ludzie władzy będą się zachowywać przyzwoicie. Więcej: każdy z nas myślał, co by tu jeszcze zrobić, by mogli działać szybciej i sprawniej. Cała Polska była w izolacji, zamykali nawet lasy i parki, więc nie było czasu na czekanie.
Na początku myśleliśmy, że oni naprawdę walczą, próbują powstrzymać zarazę, robią co się da. Co chwilę natykaliśmy się w telewizji na Szumowskiego, męczennika o zapuchniętych oczach – i daliśmy mu się uwieść. Profesor, lekarz, przysięgę Hipokratesa składał, poświęca się dla nas… To facet odpowiedzialny, stanowczy, zdeterminowany i robi dobrą robotę, choć sporo go to kosztuje – myśleliśmy.
Byliśmy naiwni.
Władza PiS realizowała własny plan, ale inny od tego, co sobie wyobrażaliśmy, patrząc na Szumowskiego męczennika. 14 kwietnia 2020 roku Ministerstwo Zdrowia podpisało z firmą E&K z Lublina tzw. umowę ramową na zakup urządzeń do kwoty 250 mln zł. Firmę reprezentował jej prezes Andrzej Izdebski. Umowa nie precyzowała, o jakie urządzenia chodzi. Sugerowała jedynie, że będą to urządzenia medyczne, choć słowo „medyczne” w niej nie padło, i określała maksymalną wartość zamówienia. Szczegóły na temat tego, jaki to ma być sprzęt i jaki ma być charakter tych zamówień, znalazły się w umowie wykonawczej. Zamówienie dotyczyło 1241 respiratorów od czterech producentów.
Spółka E&K to firma rodzinna. Została zarejestrowana w 2001 roku. Jej udziałowcami byli Izdebski (2880 udziałów o wartości 1,44 mln zł) oraz jego żona Ewa Izdebska (320 udziałów o wartości 160 tys. zł).
E&K nie miała wcześniej jakiegokolwiek doświadczenia w handlu sprzętem medycznym. Izdebski nigdy nie brał udziału w żadnym przetargu na taki sprzęt i go nie dostarczał.
Umęczony Łukasz Szumowski
Handlarz bronią wchodzi do gry
Kim był Andrzej Izdebski? Jak ustalili dziennikarze, jego teczka znajduje się w archiwach lubelskiego IPN. W 1977 roku wytypowano go na tajnego współpracownika bezpieki, a w 1978 roku został agentem o kryptonimie „Zygmunt”. Od ukończenia studiów zajmował się eksportem w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Świdniku. Tam też donosił na dyrektora zakładu, który odmówił współpracy z bezpieką. Gdy po wprowadzeniu stanu wojennego dyrektor został aresztowany, wyrzucony pracy i po jakimś czasie założył firmę polonijną, Izdebski zatrudnił się u niego – i nadal na niego donosił.
Izdebski figurował na czarnej liście ONZ za handel bronią z krajami objętymi embargiem. Jak tam trafił? Już na początku lat 90. czeskie ministerstwo oskarżyło go o próbę przemycenia materiałów wybuchowych i pistoletów na tereny byłej Jugosławii, gdzie wówczas toczyła się wojna. Izdebski tłumaczył się potem, że miał pozwolenie na obrót bronią. Zapomniał dodać, że tylko na terenie Polski.
Później podpisywał dziwne umowy na dostawy pistoletów maszynowych i amunicji z radomskiej fabryki „Łucznik”. Nikt nie był wtedy w stanie ustalić, gdzie miały trafić.
Wiemy, że Izdebski przeniósł część swych interesów na Słowację. Tam pod koniec lat 90. jego wspólnikiem został Aleksander Islamow – Rosjanin współpracujący z Wiktorem Butem, jedną z najważniejszych na świecie postaci w nielegalnym handlu bronią na świecie. Do 8 grudnia 2022 roku But, nazywany handlarzem śmierci, odsiadywał 25-letni wyrok w amerykańskim więzieniu m.in. za dostarczanie broni kartelom narkotykowym. Został wymieniony za amerykańską gwiazdę koszykówki Brittney Griner na osobiste polecenie Putina.
Przed zawarciem umowy na respiratory Izdebski korzystał już z publicznych pieniędzy w Polsce. Odkryliśmy to w raporcie Najwyższej Izby Kontroli z 2007 roku, który skontrolował działalność Agencji Rozwoju Przemysłu w zakresie restrukturyzacji polskiego przemysłu. NIK stwierdził uchybienia w wydatkowaniu przez firmę E&K 123 tys. dolarów pożyczki. Kontrolerzy NIK stwierdzili, że Agencja nie była w stanie ustalić, w jakim celu firma Izdebskiego wykorzystała udzieloną pożyczkę.
E&K nie jest jedyną firmą Izdebskiego. W 2011 roku należąca również do niego spółka Unimesko miała dostarczyć trotyl dla Zakładów Chemicznych Nitro-Chem w Bydgoszczy. Państwowy Nitro-Chem zapłacił spółce Izdebskiego z góry za 3,5 tys. ton materiału wybuchowego. Jednak Unimesko dostarczyło tylko 20 procent zamówionego towaru. A pieniądze za niedostarczony towar – 1,25 mln dolarów – zniknęły. Jak się później okaże – nie po raz ostatni.
W 2015 roku wybory wygrywa PiS. Dwa lata później państwo PiS idzie Izdebskiemu na rękę. Dług Unimesko jest rozkładany na raty. Ale ostatecznie Skarb Państwa i tak nie odzyskuje tych pieniędzy.
Albania zajmuje szczególne miejsce w życiu Izdebskiego. Dociera i tam ze swoimi interesami. Albańczycy przyjęli go z otwartymi ramionami. W tym czasie albańskie państwo miało bowiem na składach masę posowieckiej broni, którą chciało handlować, z kim tylko można. Izdebski miał pomóc Albańczykom wyczyścić magazyny. Tam też zakłada odpowiednik Unimesko. Kieruje nim oprócz Izdebskiego Albańczyk, który według lokalnej prasy jest zamieszany w sprzedaż broni dla włoskiej mafii. Izdebski miał także udziały w innej spółce razem z żoną szefa wywiadu wojskowego Albanii, o którym później jeszcze sporo usłyszymy. Broń trafiała do krajów Afryki objętym embargiem.
Wywiadownie gospodarcze analizujące w 2020 roku raporty E&K za lata 2018 i 2019 oceniały ryzyko finansowe związane z prowadzeniem interesów z tą firmą jako „krytycznie wysokie”3. Innymi słowy, ostrzegały potencjalnych kontrahentów E&K: uważajcie, to gorący kartofel. W normalnych warunkach taka firma nie miałaby szans na uzyskanie choćby złotówki kredytu od kogokolwiek ani na jakiekolwiek finansowanie przez potencjalnych partnerów.
W 2018 roku przychody netto ze sprzedaży E&K wyniosły 100 066 zł, natomiast na koniec roku firma zanotowała stratę w wysokości 208 463 zł. To znaczy, że straciła dwukrotnie więcej, niż zarobiła. W 2019 roku spółka miała przychód ze sprzedaży w wysokości 818 490 zł i zarobiła 94 040 zł.
Z takim właśnie kontrahentem Ministerstwo Zdrowia podpisało umowę ramową na sumę do 250 mln zł. Czy Ministerstwo Zdrowia sprawdzało firmę Izdebskiego, zanim zaczęło robić z nią interesy? Nie natrafiliśmy na żadne dokumenty, które potwierdzałyby taką tezę.
W raporcie pokontrolnym Naczelnej Izby Kontroli z wykonania budżetu Ministerstwa Zdrowia za rok 2020 wiceminister Janusz Cieszyński bronił się, że „oferta została pozytywnie zweryfikowana przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, a oferent znajdował się na liście rekomendowanych dostawców, przekazanej przez Agencję Wywiadu spółkom Skarbu Państwa”. Do dziś nie pojawił się żaden dokument potwierdzający prawdziwość tych słów.
Według nas Izdebski nie pojawił się w tej sprawie przypadkowo. Miał stare zobowiązania wobec Skarbu Państwa, z których się nie wywiązał, więc służby łatwo mogły go przycisnąć. I został przez nie użyty do specjalnego zadania.
Premier, czyli mózg operacji
10 czerwca 2020 roku weszliśmy do Ministerstwa Zdrowia z pierwszą kontrolą. Ale ani wtedy, ani później nie udało nam się ustalić, w jaki sposób oferta Izdebskiego i E&K tam się pojawiła. Co więcej, mimo usilnych starań nie natrafiliśmy na ślad takiego dokumentu. Pomyśleliśmy, że ktoś Izdebskiemu musiał otwierać te wszystkie drzwi!
Dopiero w maju 2022 roku, gdy na światło dzienne wypłynęły tzw. maile Dworczyka4, wyszło na jaw, kto, jak i w jakim gronie podejmował decyzję o tym, by umożliwić Izdebskiemu robienie interesów z rządem.
To była prawdziwa bomba. Korespondencja zaczyna się 4 kwietnia 2020 roku. Premier Mateusz Morawiecki, wiceminister Cieszyński, Marcin Chludziński, prezes miedziowego giganta KGHM, oraz Andrzej Izdebski pisali do siebie maile w sprawie respiratorów, które za pośrednictwem tego ostatniego rząd zamierzał kupić za granicą.
W mailu z 4 kwietnia Cieszyński pisał do Chludzińskiego (pisownia oryginalna):
„Respiratory – tu jest długi lead time5. Możecie polować nawet na 1000 sztuk jeśli coś jest dostępnego prędko. Jak są bez kardiomonitorów to te też osobno”.
6 kwietnia do grona korespondujących dołączyli Morawiecki, Szumowski i Izdebski.
Maile dotyczyły już nie jakichś bliżej nieokreślonych respiratorów, ale konkretnego sprzętu od konkretnego dostawcy: handlarza bronią Andrzeja Izdebskiego. Chludziński rekomendował w nich Izdebskiego Szumowskiemu i Cieszyńskiemu, ten ostatni zaś napisał:
„Poniżej oferta od Pana Andrzeja Izdebskiego. Dziękuję Marcin za namiary”.
Sama oferta Izdebskiego wyglądała natomiast tak: „(…) w nawiązaniu do rozmowy telefonicznej oferujemy dostawy 1000 szt. Respiratorów SH-300 w cenie Eur 51000/szt. Potwierdzenie ceny i terminów dostaw będziemy mieli jutro rano (dzisiaj w Chinach jest święto). Formalną ofertę prześlemy jutro z rana po potwierdzeniu przez Chińczyków. W przypadku nie potwierdzenia tego typu respiratorów zaproponujemy model alternatywny o podobnej charakterystyce i z krótkim terminem dostawy. Warunki płatności 50% przedpłata pozostałe 50% za każdą partię po dostarczeniu na lotnisko w Chinach”.
Cieszyńskiemu odpowiedział Chludziński:
„Proszę. My działamy z tymi bellavista6 które sobie wcześniej potwierdziliśmy. Te chińskie są o tyle ciekawe że mają koncentrator tlenu”.
W odpowiedzi Morawiecki napisał: „OK”, akceptując transakcję i Izdebskiego jako dostarczyciela respiratorów. Tego maila zaadresował do Dworczyka, Cieszyńskiego, Szumowskiego – i Michała Kuczmierowskiego, przyszłego szefa Agencji Rezerw Materiałowych7.
Morawiecki, Dworczyk i Chludziński to polityczny układ z Dolnego Śląska. Z kolei Szumowski jest człowiekiem Morawieckiego, bo to on stał za nominacją Szumowskiego w 2016 roku na wiceministra nauki.
Człowiekiem Morawieckiego jest zresztą także Janusz Cieszyński, syn Przemysława Cieszyńskiego, w latach 80. kuriera Solidarności Walczącej, były wiceprezes Banku Gospodarstwa Krajowego. Twórcą tej organizacji był ojciec premiera, Kornel Morawiecki. Do dziś wielu jej byłych członków i członków ich rodzin trzyma się razem.
Z pierwszego maila Chludzińskiego wynika, że gdy go pisał, w Ministerstwie Zdrowia nie było oferty Izdebskiego – i, jak się później okazało, nigdy w sposób skuteczny nie została tam złożona. To dlatego nie dostaliśmy do wglądu tego dokumentu, choć wielokrotnie o to prosiliśmy.
Co ciekawe, respirator typu SH300 w cenie 51 tys. euro za sztukę, o którym pisał Chludziński, w umowie z ministerstwem się nie pojawił. Pojawiły się za to wspomniane tu respiratory Bellavista, tyle że kupione przez KGHM (o czym szerzej opowiemy później). Były potem proponowane także Ministerstwu Zdrowia, tyle że nigdy ich tam nie dostarczono.
Ponadto Chludziński proponował w imieniu Izdebskiego układ „50 procent przed i 50 procent po” – czyli połowę kwoty handlarz bronią miał dostać zaraz po podpisaniu umowy jako przedpłatę, a drugą połowę „po dostarczeniu na lotnisko w Chinach”. Kupili więc kota w worku, a na dodatek zapłacili za niego, zanim się upewnili, czy w ogóle będzie jakiś worek.
6 kwietnia Chludziński wysłał jeszcze jednego maila – w sprawie innej oferty: ponoć w chińskiej fabryce (nazwy nie podał) można było wykupić całą jej produkcję respiratorów z tygodnia, a nawet z dwóch. Pisał: „Model ze sprężarką o co teraz nie łatwo, cena 50 tys. dolarów za sztukę, model w załączeniu”. Prezes KGHM uważał, że transakcja pójdzie sprawniej, jeśli wejdzie w nią polski rząd, a jego firma zajmie się co najwyżej logistyką. Bo „dla Chińczyków rząd to rząd” – uzasadniał.
Morawiecki odpisał: „Brać”.
I – poza wiadomością do Chludzińskiego – wysłał maila ponownie do Kuczmierowskiego, Szumowskiego, Cieszyńskiego oraz Dworczyka.
Nie mając jeszcze pojęcia o istnieniu tej korespondencji, lecz znając już role, które w tej sprawie odegrali Szumowski i Cieszyński, długo się zastanawialiśmy, dlaczego po wyjściu na jaw całej tej kompromitacji Morawiecki po prostu nie pozbył się obu panów. Dlaczego stał za nimi murem – i stoi nadal?
Przeczytawszy maile Dworczyka, zrozumieliśmy: Morawiecki był w centrum tego układu. Był mózgiem operacji i to on podjął ostateczną decyzję.
Pozostaje pytanie: co łączy Morawieckiego z handlarzem bronią, skąd oni się znają? Owszem, to Chludziński przyszedł z ofertą i rozstawiał Izdebskiego w tym towarzystwie, lecz czy w tym wszystkim nie było jakiejś gry samego Morawieckiego? Z faktu, że nie pytał ani Chludzińskiego, ani innych, kim jest Izdebski, wynikałoby, że dobrze wiedział, o kim mowa. Wniosek: to nie Chludziński „wymyślił” Izdebskiego.
Z maili Dworczyka dotyczących respiratorów wynika, że to była pogaducha politycznych kumpli. Ktoś dopuszczany do dyskusji w prywatnych mailach musi przecież być człowiekiem, któremu się ufa. A to znaczy, że Morawiecki był tych ludzi na sto procent pewny. Ich wszystkich, czyli także Izdebskiego.
Nawiasem mówiąc, jedynym uczestnikiem tej korespondencji, który używał służbowego maila8, był Cieszyński. Był sprytniejszy od reszty, bo się zabezpieczał. Prawdopodobnie jako człowiek zajmujący się cyfryzacją9 zdawał sobie sprawę, że korzystanie z prywatnych skrzynek mailowych nie jest najlepszym pomysłem, ponieważ są one łatwe do zhakowania.
A Morawiecki? Wcześniej kierował jednym z największych banków w Polsce, Bankiem Zachodnim WBK, więc na biznesie się znał. Wiedział, co to jest standing finansowy firmy oraz jaką wagę w transakcjach ma wiarygodność. Mimo to ani on, ani szef potężnego KGHM, nie mówiąc już o obu ministrach zdrowia, których resort miał zawrzeć umowę na setki milionów złotych, nie zapytali wprost, co to za firma to E&K, jaką ma reputację i czy wchodzenie z nią w taki _deal_ nie będzie przypadkiem ryzykowne.
Ministerialny duet Szumowski–Cieszyński
Według nas Izdebskiego przyprowadzili do tego towarzystwa ludzie powiązani z Agencją Wywiadu, rozpoczynając od KGHM. Tyle że to premier odpowiada za wszystkie służby. Najwyraźniej więc sprawa została ułożona przez Morawieckiego ze służbami.
Możliwe, że premier i Agencja Wywiadu najpierw „przynieśli” sprawę do KGHM, a później uznali, że plan zakupu respiratorów można rozszerzyć na Ministerstwo Zdrowia. Współpraca E&K z KGHM poprzedziła interesy z Ministerstwem Zdrowia.
Jak znalazł się w tym towarzystwie Kuczmierowski? Otóż znał się od dawna i z Morawieckim, i z Dworczykiem. Wszyscy w przeszłości byli związani z harcerstwem10. W 2010 roku Morawiecki, który był wówczas prezesem Banku Zachodniego WBK, zatrudnił go na stanowisku menedżerskim, a od kwietnia 2013 roku jako dyrektora działającego pod egidą banku programu Santander Universidades, mającego wspierać szkolnictwo. Kuczmierowski opuścił bank w tym samym czasie co Morawiecki – w listopadzie 2015 roku.
Co ciekawe, Kuczmierowski został dołączony do dyskusji o zakupach respiratorów w momencie, w którym nie był jeszcze prezesem Agencji Rezerw Materiałowych. Dopiero 7 kwietnia 2020 roku, czyli dzień po ostatnim mailu, został powołany na pełniącego obowiązki prezesa ARM, gdzie odpowiadał bezpośrednio za zakupy. Poprzednio, do lutego 2020 roku, Kuczmierowski był członkiem zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej11. Czyli obok Izdebskiego w rozmowie uczestniczył jeszcze jeden człowiek, który dotąd zawodowo zajmował się bronią, a nie urządzeniami medycznymi. Premier już wtedy zakładał więc, że Kuczmierowski będzie uczestniczył w operacji zakupu respiratorów, bo ARM przejmie cały sprzęt i środki ochrony osobistej zakupione przez Ministerstwo Zdrowia, KGHM i inne spółki Skarbu Państwa.
Chludziński pisał o jeszcze jednej ofercie: możliwości wykupienia w bliżej nieokreślonej chińskiej fabryce całej tygodniowej lub dwutygodniowej produkcji respiratorów. Chodzi o: „model ze sprężarką, o co teraz nie łatwo, cena 50 tys. dolarów za sztukę”. Zdaniem szefa KGHM, by transakcja poszła sprawnie, musiał się nią zająć rząd, a spółka miedziowa miała załatwić co najmniej logistykę. Morawiecki, przypomnijmy, odpowiada: „Brać” – i znów maila wysyła do Kuczmierowskiego, Szumowskiego, Cieszyńskiego i Dworczyka. W tej korespondencji nie uczestniczy więc nikt, poza milczącym Szumowskim, kto miałby blade pojęcie o aparaturze medycznej. Tak władza kupowała urządzenia, które miały ratować życie umierających ludzi.
To wygląda tak, jakby ktoś komuś polecił „kup mi tysiąc samochodów”, nie precyzując bliżej, czy chodzi mu o autobus, czy malucha. Tu też chodziło tylko o to, żeby coś kupić, obojętnie co i obojętnie, czy to coś nada się do ratowania chorych, czy nie.
Pragnąca zachować anonimowość osoba z branży medycznej, wyborcza.pl, 21 maja 2022 r.
Co ciekawe, maile z 4 i 6 kwietnia były pisane jeszcze przed podjęciem decyzji o ustanowieniu Kuczmierowskiego p.o. prezesa ARM, a zatem nikt z Agencji w tej korespondencji nie uczestniczył. Wygląda więc na to, że warunkiem powodzenia operacji było wstawienie przez Morawieckiego do ARM swojego człowieka, uszczelnienie planu. Na pełne stanowisko prezesa Agencji Rezerw Materiałowych Kuczmierowski został powołany 7 września 2020 roku. Później ARM przekształcono w Rządową Agencję Rezerw Strategicznych. Kuczmierowski rządzi tam od początku jej istnienia, tj. od 23 lutego 2021 roku.
Agencja była kluczowym uczestnikiem całego przedsięwzięcia, bo mogła działać w formie, nazwijmy to, niejawnej. Informacje dotyczące tego, jaki sprzęt przejmuje, od kogo go przejmuje i za ile kupuje, mogła zgodnie z ustawą utajniać, bo to rezerwy strategiczne.
Umowa na respiratory z 14 kwietnia 2020 roku, zawarta przez Ministerstwo Zdrowia z Izdebskim, zakładała dwuletnią gwarancję dla tego sprzętu. Nie była to jednak gwarancja producenta, lecz gwarancja… handlarza bronią. Żeby było ciekawiej, w połowie lipca 2022 roku wszystkie 200 respiratorów, które ostatecznie zostały przekazane przez Izdebskiego, nie były już na gwarancji. A gdyby Ministerstwo Zdrowia zdecydowało się na zakup urządzeń od producentów, to gwarancja byłaby dwukrotnie dłuższa. W praktyce to już jednak było bez znaczenia, bo według naszych ustaleń zdecydowana większość z nich nigdy nie została nawet rozpakowana, nigdy nie była użyta i nie została przekazana do polskich szpitali w czasie pandemii.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
1 „Ustawa z dnia 2 marca 2020 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych”. Za ustawą głosowało 400 posłów, przeciw 11, wstrzymało się siedmiu. Senat nie wniósł żadnych poprawek. Wcześniej wpłynął do Sejmu projekt o zwalczaniu koronawirusa przygotowany przez posłów Platformy Obywatelskiej, ale nie nadano mu biegu.
2 „Ustawa z dnia 31 marca 2020 r. o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych oraz niektórych innych ustaw”. Weszła w życie 1 kwietnia.
3 To tzw. standing finansowy, czyli ocena sytuacji finansowej firmy, jej wiarygodności i zdolności do regulowania zobowiązań. W uproszczeniu standing finansowy firmy jest odpowiednikiem zdolności kredytowej klienta indywidualnego.
4 Opublikowane maile, które mają pochodzić ze zhakowanej skrzynki Michała Dworczyka, szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Według oficjalnego stanowiska rządu wyciek maili Michała Dworczyka jest związany z działalnością rosyjskich służb. Do momentu oddania książki do druku żadna z informacji zawartych w poufnej rozmowie nie została zdemaskowana jako fałszywa.
5 Czas dostawy.
6 Typ respiratora.
7 Dziś to Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych.
8 Adresy mailowe z końcówką mz.gov.pl
9 W ministerstwie był odpowiedzialny za informatyzację sektora zdrowia.
10 https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1760564,1,harcerze-morawieckiego.read
11 Tak sam podaje na swoim profilu w serwisie LinkedIn.