- W empik go
Wiem, co wam w duszy gra - ebook
Wiem, co wam w duszy gra - ebook
Wystarczyło jedno przypadkowe spotkanie, chwila rozmowy, trwające o ułamek sekundy zbyt długo spojrzenie. Początek znajomości Moniki i Jakuba był jak trzęsienie ziemi, po którym nic już nie mogło być takie jak przedtem. Mimo że oboje czują, że właśnie znaleźli swoją bratnią duszę, małżeństwo Jakuba i choroba jego żony przekreślają ich plany bycia razem. Wkrótce przekonają się, jak wiele można stracić i ile trudnych decyzji trzeba podjąć, by odnaleźć wspólne szczęście. Ale czy można zbudować miłość na nieszczęściu innych? „Wiem, co wam w duszy gra” to wzruszająca powieść o bolesnej tęsknocie, samotności i uczuciu silniejszym niż czas. Uczuciu, którego wszyscy się boimy i… na które wszyscy czekamy. Co się stanie, gdy przyjdzie nie w porę?
Spojrzeli na siebie… To było długie i znaczące spojrzenie, w głębi duszy przeczuwała, jak ta noc mogłaby się potoczyć, gdyby tylko chciała. Skarciła się w myślach znacznie szybciej, niż zdążyły w nich zakiełkować kolejne scenariusze, mimo wszystko zaskoczyła ją własna wyobraźnia. Było w nim coś magicznego, coś bardzo ekscytującego i przyciągającego. Patrząc na niego, czuła głód emocji zmieszany z ogromnym podnieceniem. Od tak dawna tego nie czuła. Największym zaskoczeniem była dla niej jej własna reakcja na niego, jej otwartość, zbudowane w moment zaufanie, wszystko to było bardzo do niej niepodobne.
Bezdech
Publikowanie rozpoczął od założenia 12 listopada 2018 roku bloga o nazwie Bezdech na Facebooku (facebook.com/wiemcowamwduszygra), który dziś obserwuje ponad 60 tysięcy osób. Prowadzi także konto na Instagramie (instagram.com/bezdech_bezdech), gdzie zamieszcza krótsze wyimki ze swojej twórczości. Inspiruje się trudnymi emocjami, nieprostymi miłościami, a także odcieniami samotności. W jego utworach można odnaleźć często nastrój melancholii oraz tęsknoty. Z powodzeniem zarysowuje w wyobraźni czytelników obraz postrzegany zarówno męskimi, jak i kobiecymi oczami.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-542-2 |
Rozmiar pliku: | 911 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pokaż mi jedną osobę, która nie ma na swoim koncie zniszczenia czyjejś lub własnej miłości. Miłość bywa kapryśna, czyhająca niepewnością, zakazanym owocem, po który nie możesz sięgać, a jednocześnie… stale zaprząta twoje myśli. Im mocniej tłumaczyłem sobie, jak bardzo nie powinienem jej kochać, tym bardziej moje serce nasiąkało uczuciem do niej. Nie ma bowiem takiej siły, która kazałaby ci przestać myśleć o osobie, którą nosisz w sercu. Miałem też świadomość, że istnieją dokładnie dwa scenariusze na moje dalsze życie. Próbować być z nią i ewentualnie cierpieć w przypadku niepowodzenia lub cierpieć nieustająco.
Każdemu, kto żył latami w takiej rozterce, należą się przede wszystkim szczere wyrazy współczucia i życzenia odwagi. Odwagi do zadania sobie niewygodnych pytań, do weryfikacji swoich uczuć i w końcu do przeprowadzenia tej prawdopodobnie najważniejszej rozmowy – z samym sobą. Trzymajmy więc za nas wszystkich kciuki.ROZDZIAŁ 1
Siedziała w hali odlotów lotniska we Wrocławiu, czekając na samolot do Warszawy, gdy zapowiedzieli kolejne trzydziestominutowe opóźnienie. Oczami wyobraźni widziała już siebie w domu, w wannie, z kieliszkiem czerwonego wina i dobrą muzyką w tle, ta wizja pomagała jej zaakceptować napływające informacje o kolejnych minutach opóźnienia. Pomyślała, że może dla zabicia czasu warto zobaczyć, co proponują lotniskowe sklepiki, więc podniosła się i pewnym krokiem ruszyła w kierunku wystaw.
Od momentu, w którym zdecydowała się na ten pseudospacer, czuła na sobie wzrok. Przechodziła koło lotniskowej restauracji, gdy go dostrzegła. W sekundę przeszyła ją cała masa dreszczy, źrenice powiększyły się, serce zaczęło bić szybciej, a dłonie momentalnie stały się wilgotne. Patrzył na nią tak, jakby znał ją od zawsze, jakby byli tu od miesięcy umówieni, co dziwne, wydawało mu się, że ona czuła się dokładnie tak samo.
Stała przez długi czas nieruchomo, zauważyła, że lekko zwilżył usta, nie spuszczając z niej wzroku, z kolei ona palcami dłoni przeczesała włosy, odgarniając je nieco na bok i do tyłu. Zawsze tak robiła, gdy czuła się niepewnie i onieśmielona. Gdy czuła, że traci nad sobą kontrolę. Uśmiechnął się, podniósł kieliszek czerwonego wina i zdecydowanym gestem zaprosił ją do siebie.
Zaczęła się rozglądać, była przekonana, że zaproszenie jest skierowane do kogoś przechodzącego za nią, jednak za jej plecami… nikogo nie było.
Dzieliło ich jakieś dwadzieścia metrów, lewą dłonią dotknęła klatki piersiowej, niejako pytając, czy to zaproszenie jest kierowane do niej, od razu przytaknął. Uśmiechnęła się serdecznie, głównie do siebie i swoich myśli, mocno rozbawiona podeszła do jego stolika.
– Czy my się znamy? – zapytała z rozbrajającym uśmiechem.
– Pracuję nad tym – odpowiedział, odwzajemniając uśmiech i jednocześnie odsuwając krzesło.
– Przysiądź się, proszę – powiedział zdecydowanym tonem, przechodząc od razu na „ty”, jednocześnie zwrócił się do kelnera, zamawiając „dokładnie to samo dla tej pani”.
– Skąd wiesz, że to, co zamówiłeś, będzie mi smakowało? – zapytała rozbawiona, czując jednocześnie ogromną sympatię do tego mężczyzny.
– Cieszę się, że rozmawiamy o tym, co lubisz, a nie o tym, czy w ogóle powinnaś się do mnie przysiadać – odpowiedział, nachylając się mocno w jej stronę.
Nie zdecydowała się od razu na dołączenie, stała tak jeszcze kilka dobrych chwil, słuchając jego naprędce wymyślanych opowieści.
– Usiądź – zaprosił ją ponownie – weź w dłoń kieliszek wina i po prostu mi o sobie opowiedz…
– O czym chciałbyś usłyszeć? – zapytała, rumieniąc się nieco.
– O wszystkim, co ci w duszy gra… – wyszeptał, zakładając dłonią jej niesforny kosmyk włosów za ucho.
Przechyliła głowę w stronę jego dłoni, lewą ręka zasłoniła oczy, wstydząc się tego, o co prosi.
– Będziesz musiał mnie słuchać do rana – odpowiedziała, uśmiechając się przy tym promiennie.
Jest coś magicznego w ludziach pełnych ciekawości. Ciekawości drugiego człowieka, świata. Jest coś niezwykłego w akceptowaniu się wzajemnie, w milczeniu zamiast krzyku, w wyciąganiu do kogoś ręki zamiast strzały. Przy takich osobach aż masz ochotę usiąść, zaciągnąć się spokojem i posłuchać… życia.
– Jakub – przedstawił się, podając dłoń.
– Monika – odpowiedziała.
Ich dłonie spotkały się w powitalnym uścisku na parę sekund. Tyle w zupełności wystarczyło, żeby iskry towarzyszących temu emocji były mocno wyczuwalne w powietrzu. Zaskoczyło ich to tak mocno, że patrzyli na siebie przez długi moment w całkowitym milczeniu. Nie mogąc wytrzymać tego napięcia, postanowiła przerwać krępującą ciszę poprzez próbę zadania jakiegokolwiek pytania.
– Często siedzisz tak sam na lotnisku? – wyszeptała, jednocześnie bawiąc się kosmykiem włosów.
– Przywykłem już do tego, ale przyznaję, że przyglądałem ci się już parę dobrych chwil i pomyślałem, że będzie mi miło, jeśli zgodzisz się mi towarzyszyć.
Zawstydził ją nieco swoimi słowami, nie zareagowała jednak ani nie odniosła się w żaden sposób, patrzyła za to prosto w jego oczy. Było w nich coś hipnotyzującego, magicznego, coś, co sprawiało, że od razu stał się jej bliski. Absolutnie nie był w stanie oderwać od niej wzroku.
Kelner przyniósł wino, postawił przed nią i szybko się oddalił. Jakub podniósł swój kieliszek i gestem dłoni nakłaniał do zrobienia tego samego.
– Proponuję pierwszy łyk wypić za opóźnienia lotów, dzięki czemu mam okazję siedzieć tu z tobą i niespiesznie delektować się smakiem tego wina.
– Zgoda, za opóźnienia lotów – odpowiedziała i delikatnie zanurzyła usta w przepysznym napoju. Dotarło do niej, że przecież dokładnie na to czekała, tylko okoliczności towarzyszące są nieco inne i nie ma… wanny.
Rozmowa płynęła swoim tempem, niewymuszenie, spokojnie, bardzo przyjaźnie… w powietrzu unosił się posmak tajemnicy, ciekawości, napięcia. Zastanawiała się, dlaczego do niego podeszła, to nie było w jej stylu, coś jednak mocno przyciągało ją do niego. Pytał praktycznie o wszystko, sporo też przy tym opowiadając o sobie. Dowiedziała się, że startuje w zawodach triathlonowych, że ma dzieci, żonę i mieszka w jednej z bardziej prestiżowych dzielnic Gdańska. Nie mówiła o sobie wiele, wspomniała, że kilka lat temu się rozwiodła, że od przyszłego miesiąca zaczyna pracę w jednym z towarzystw funduszy inwestycyjnych, od pięciu lat mieszka pod Warszawą.
Widziała, jak na nią patrzy, jak chłonie wszystko to, co mówi, jak się porusza. Obserwował każdy jej ruch, każde za długo zawieszone na nim spojrzenie, każdy zmysłowy dotyk, szczególnie wpatrywał się w nią wtedy, gdy dotykała ust.
– Twój samolot jest mocno spóźniony? – zapytał nagle, przerywając rozmowę.
– Tak, już trzy godziny czekam i raczej nie zanosi się na to, aby miało się coś zmienić.
– Ja czekam czwartą godzinę i coś mi mówi, że wylecę dopiero porannym samolotem, na tym odcinku to się często zdarza – szybko odpowiedział.
Dokładnie w tej chwili usłyszeli komunikat informujący o tym, iż zarówno lot do Warszawy, jak i do Gdańska zostaje odwołany, a pasażerowie zostaną przewiezieni taksówkami do hotelu w centrum Wrocławia, skąd ponownie zostaną odebrani o 5.30 rano. Wyloty samolotów zostały zaplanowane chwilę po 7.00.
Spojrzeli na siebie… To było długie i znaczące spojrzenie, w głębi duszy przeczuwała, jak ta noc mogłaby się potoczyć, gdyby tylko chciała. Skarciła się w myślach znacznie szybciej, niż zdążyły w nich zakiełkować kolejne scenariusze, mimo wszystko zaskoczyła ją własna wyobraźnia. Było w nim coś magicznego, coś bardzo ekscytującego i przyciągającego. Patrząc na niego, czuła głód emocji zmieszany z ogromnym podnieceniem. Od tak dawna tego nie czuła. Największym zaskoczeniem była dla niej jej własna reakcja na niego, jej otwartość, zbudowane w moment zaufanie, wszystko to było bardzo do niej niepodobne.
Patrząc na nią, wiedział, że to może być niezapomniana noc, że ma do zaproponowania coś wyjątkowego i zupełnie nie miał tutaj na myśli jej fizyczności. Po prostu… od bardzo dawna nie miał ochoty rozstawać się z kimś po godzinie rozmowy. Była dla niego nieznajomą, a w głębi serca czuł, że zna ją od wieków.
Przechodzili korytarzem w stronę taksówek, co chwilę spoglądając sobie prosto w oczy, mocno skrępowani, nieco zawstydzeni… nadal w ciszy. Gdy znaleźli się w centrum Wrocławia pod hotelem, podszedł do niej i zaproponował spotkanie za dwadzieścia minut przed recepcją.
– Pozwiedzajmy miasto, proszę, byłem tu trzy dni i praktycznie nie wychodziłem z sali konferencyjnej – powiedział, mocno obniżając głos i wpatrując się niebezpiecznie długo w jej miodowo-brązowe oczy.
Pomyślała, że powinna odmówić, pójść do pokoju, zamówić kieliszek wina i zaszyć się pod kołdrą, a rano obudzić się z czystym sumieniem. Nie rozumiała, dlaczego z jej ust popłynęły słowa:
– Do zobaczenia za dwadzieścia minut.
------------------------------------------------------------------------
Spotkali się przed wejściem do hotelu, już z daleka podniósł dłonie w stronę jej twarzy, palcami lewej wsunął się we włosy na karku, a ustami delikatnie przywarł na powitanie do jej czoła, szepcząc:
– Jesteś…
Rozczuliło ją to i jednocześnie wprawiło w tak ogromne osłupienie, że przez moment nie była w stanie zrobić kroku.
– Chodź – wyszeptał – cała noc przed nami.
Robiąc za nim pierwsze trzy kroki, miała wrażenie, że wkracza w zupełnie nowe życie… ich życie. Niespiesznie spacerowali cudownie gwarnymi uliczkami, klimat wrocławskiej starówki ma w sobie coś mocno osobistego, jedynego dla tego miasta.
Zaprowadził ją na Ostrów Tumski, spacerowali nieśpiesznie, przypatrując się sobie co jakiś czas… Nikt nie przerywał ciszy, nikt o nic nie pytał. Mijała minuta za minutą, oczy mówiły sobie wszystko to, co wstydzą się wypowiedzieć usta. Stojąc tam i podziwiając panoramę miasta nocą, chwycił delikatnie jej dłoń.
– Dobrze mi się z tobą milczy… – wyszeptał.
– Ostatnio najłatwiej znoszę właśnie ciszę… – odpowiedziała zaskoczona odwagą wypowiadanych na głos myśli.
Przybliżył się do niej i w milczeniu odgarnął z jej czoła niesforny kosmyk czekoladowych włosów. Drugi raz tego wieczoru zdobył się na ten ruch. Przesunęła się mocno ku niemu, jego zapach przyprawiał ją o dreszcze…
Wyczuwała białe piżmo zmieszane z pomarańczową i pieprzową nutą, nie wiedziała, czym dokładnie pachnie, ale wyraźnie czuła, jak ten zapach na nią działa.
– Wracajmy, proszę, powinnam się już pożegnać… – wyszeptała te słowa resztkami sił, zawstydzona do granic możliwości.
– Nie można się pożegnać z kimś, kogo dopiero co się poznało – odpowiedział, ruszając jednak za nią w stronę hotelu.
Nie chciał naciskać, wiedział, że ta historia tu się nie skończy, wiedział, że jest w niej coś cudownego… Coś, na co czekał latami.
Wracali ponownie w milczeniu, to był jednak inny rodzaj ciszy, taki, w którym dociera do ciebie, że wszystko już zostało powiedziane, zaplanowane niejako za ciebie, że każde dodane zdanie niepotrzebnie zburzy piękno tej chwili, naruszy jej kruchą konstrukcję. Czuł, jakby spacerował z osobą, którą znał wieki i której wcale nie musiał się przedstawiać. Najbardziej zaskakujące było jednak to, że całe jego ciało ją odczuwało, wydawało mu się, że następuje jakieś sprzężenie myśli, zmysłów, emocji.
Odprowadził ją pod drzwi jej pokoju, ucałował w policzki i udał się do siebie… W głowie przemknęła myśl: „O nie, to nie jest kobieta na jedną noc, to jest dusza na całe życie…”.
Zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie plecami, zamykając przy tym oczy. Co, do diabła, siedziało w jej głowie, żeby pójść na wspólny spacer z nieznajomym… w obcym mieście, w środku nocy.
Nie rozumiała siebie, swojej reakcji na niego, swoich myśli krążących wokół jego osoby, czuła natomiast, że ta dusza jest jej bardzo bliska, że zna go praktycznie od zawsze… Z niewiadomych przyczyn chciała, by ten spacer trwał wiecznie. Kiedy ucałował ją przed hotelem, poczuła taki przypływ emocji w podbrzuszu, że nie mogła nad tym zapanować… W tym jednym ruchu, w tym jednym geście było zawarte wszystko to, za czym tęskniła, czego potrzebowała. Zastanawiała się, czy on to zauważył, czy widzi, jak mocno na niego reaguje… jak bezbronna się staje przy nim.
Rozebrała się i stojąc nago, zaczęła napełniać wannę, szum lejącej się wody wypełnił łazienkę. Po chwili usłyszała delikatne pukanie do drzwi.
– Wrócił… – wyszeptała sama do siebie na głos, a z emocji zrobiło jej się gorąco.
W pośpiechu narzuciła na siebie ręcznik i delikatnie uchyliła drzwi, na korytarzu nikogo jednak nie było. Wzrok padł na szarą, miękką wykładzinę, na której znalazła tacę z kieliszkiem wypełnionym do połowy czerwonym winem i malutką karteczką położoną obok. „Połóż się wygodnie, proszę, i marząc o tym, co mogłoby się dzisiaj wydarzyć… wypij nasze zdrowie”.
Poczuła, jak oddech jej przyspieszył, docierało do niej, jak nieprawdopodobna jest to historia, jak nieprawdopodobny wydaje się ten mężczyzna, ich spotkanie. Uśmiechnęła się do siebie, czytając czwarty raz z rzędu liścik z wiadomością, chwyciła kieliszek i weszła do wanny, powoli zanurzając się w wodzie po szyję. Czuła błogość, którą tylko wzmocnił pierwszy łyk wina. Dłoń krążyła po jej ciele, snuła nią pomiędzy piersiami, brzuchem, podbrzuszem a udami. Czuła ogromne napięcie, którego od bardzo dawna nie doświadczała, wyobraźnia podpowiadała najróżniejsze scenariusze, policzki okryły się rumianym odcieniem, usta zaczerwieniły się mocno, może od wina, może od obrazów wyświetlających się w jej głowie. Oddech stawał sie coraz szybszy, coraz trudniejszy do okiełznania, w kulminacyjnym momencie ugryzła mocno skórę na lewym ramieniu, ból tylko spotęgował doznania.
Ta noc była krótka, spała jednak mocno i jakoś… inaczej. Czuła, że jej ciało jest w stałej ekscytacji, a jednocześnie po raz pierwszy od bardzo dawna odczuwała wewnętrzny spokój. Rano, zgodnie z zapowiedzią, została obudzona o piątej rano z zaproszeniem do zejścia do oczekujących już taksówek. Była praktycznie gotowa, w końcu spędziła w tym pokoju raptem kilka godzin. Schodząc do taksówki, nie zauważyła go, pomyślała, iż musiał wyjechać wcześniej lub pojechać innym transportem. Prawdę mówiąc, była z tego faktu zadowolona. Nie wiedziałaby, co powiedzieć, jak się zachować, gdyby nagle spojrzał ponownie w jej oczy.
Podróż na lotnisko o tej porze zajęła im niecałe trzydzieści minut. Wchodząc na halę odlotów, poczuła się dokładnie jak poprzedniego wieczoru, znowu obserwowana. Podniosła wzrok i po chwili go zobaczyła, stał niedaleko, przyglądając się jej z tym kąśliwym uśmieszkiem. Podeszła pewnym krokiem, zatrzymując się metr przed nim. Stali tak, patrząc wzajemnie na siebie przez dobrych parę minut. Przestrzeń między nimi tylko z pozoru była pusta, wypełniała ją bowiem kumulacja emocji, strachu i ogromnej ciekawości płynącej z obu stron. Nikt nie miał pomysłu na temat rozmowy, każde z nich jednak wiedziało, że to nie słowa są tu najważniejsze, wyczuwali również, że to nie jest rozstanie…
– Spotkajmy się za tydzień o tej samej porze w Gdańsku – zaproponował. Wypowiadał te słowa na jednym wydechu, zupełnie spontanicznie, obserwując jej reakcję i wiedząc, że mijający właśnie czas nie jest ich sprzymierzeńcem.
– Będę… – odpowiedziała od razu, zaskakując samą siebie tak szybką decyzją.
– Wymieńmy się, proszę, numerami telefonu – zaproponował niepewnie, wyjmując przy tym swój telefon z kieszeni.
– Nie, numer nie jest potrzebny… niech to się, Kuba, po prostu zadzieje – odpowiedziała, zawieszając na nim wzrok.
Poczuł narastającą w nim ciekawość i wypełniającą go ekscytację. Uwielbiał, gdy wypowiadała jego imię, gdy je zdrabniała, była w tym wszystkim pełna sprzeczności i niewiadomych, a jednocześnie tak mu bliska.
Pożegnali się dosyć oschle – podaniem dłoni, jakby nie chcieli robić sobie nadziei, że to przedziwne spotkanie może być początkiem czegoś większego. Każde z nich poszło w swoją stronę. Oboje wiedzieli, że nie tylko coś się zaczęło, ale również coś skończyło swój bieg. Jest takie spojrzenie, w którym widzisz wszystko, jest taki dotyk, dzięki któremu oddychasz, są takie chwile… które sprawiają, że żyjesz. Oboje czuli, że ich życie właśnie się rozpoczęło.
------------------------------------------------------------------------
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_