- W empik go
Wiersze Magią Dziergane - ebook
Wiersze Magią Dziergane - ebook
Wiersze dotykające tematyki rozwoju duchowego, ukazują wyższe wartości etyczne, piękno natury i miejsce człowieka w kosmosie. Z ich pomocą czytelnik może dotknąć gwiazd i baśniowej magii. Doskonale rozbudzają wyobraźnię i wewnętrzne dziecko drzemiące w każdym z nas. Małe perły mądrości, nad którymi warto się pochylić, a wszystko to pięknie okraszone artystycznymi zdjęciami Grzegorza Pietrasa.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8245-036-1 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sunę,
po Drogi Mlecznej pagórkach,
gdzie w błękitach planet
księżyce w zamglonych wodach odbite,
na straży pływów stają.
Patrzę
jak wypiętrzone w płomieniach Słońce
przestrzeń wkoło opiłkami złota odżywia.
I wsłuchuję się w leniwe pomruki globu
co to czynami swych mieszkańców obciążone,
pobłyskuje po wieki,
od wieków.
I sunę dalej,
poprzez meteorytów mżawkę,
by na supernowej spektakl zdążyć,
co to eksplozją w kosmicznym amfiteatrze zagra.
I zachwytu pąkiem zakwitam,
gdzieś na nizinach gwiazdy
co polarną się zowie.
Na tej arenie życia grawituję
na pajęczynie z nieziemskich chwil utkanej,
gdzie wszechświat w otoczkach gwiazd lewituje.
A wraz z nim my,
w strumieniu materii zaklęci,
wiatrem słonecznym oddychamy.
O świetlne lata od prawdy w sobie oddaleni,
w mgławicy pragnień zawieszeni.
I w galaktycznej kołysce
grzywą swych istnień migocemy,
dłoń od łez mokrą wystawiając prosimy
by nigdy próżni nie zaznać.
I sunę dalej …Ród
Są tacy
co w rozmazanych konturach
odwiecznego huraganu
ród człowieczy widzą,
jak ten w mozaice życia
pod prąd się unosi,
z wirami wiecznie walcząc.
I okiem piaszczystego cyklonu dostrzegają
jak księżyc w strugach łez srebrzy się
i skowyt człowieczych serc
w nawias skrzydłem nowiu zamyka.
I widzą
jak dusze na pasmach zmierzchu zawieszone,
w nostalgii barw topią się
do horyzontu zdarzeń nie dobiegając nigdy.
Są tacy
co w pęknięciu świtu słyszą
co w chaosie ludzkim rośnie,
to maciupkie tycie coś,
w śpiewie deszczów płatki tęczy
wypuścić niezdolne.
I magicznym splotem burz czują
jak prężą się cienie,
jak drżą dymem
serca człowieczego aleje.
I tylko czekać aż anielskich brzóz pnącza
zamiotą gniewu pył,
zahuczą płaszczem gór
i płonąc pistacjowych łąk zielenią
obudzą ród
co to snem w klepsydrze czasu przesypuje się.
Czy zdążą
zanim ten na stuleci skrzyżowaniu
w noc z gwiazd odartą odejdzie
i w mit obróci się …Terra
Gdzieś na galaktyki piórach
co to mgławicami asteroid brzęczą,
w żelaznym uścisku Gwiazdy i Księżyca,
dryfuje Terra.
Ta trzecia od Słońca,
już gotowa by Rzeźbiarz nieomylny
z kłębowiska pary
delty oceanów wysupłał,
by z powietrza puchu
mrowie drzew wydziergał
co to strugami kontynentów,
przekornie,
kwiat Ziemi wypełnią,
tchnienie dając.
I od teraz istnienia ludzkie,
co to spod dłuta blasku wyjdą,
z roślinnym powietrzem jednym staną się,
we wspólnocie flory promieniejąc.
Wydech jednych oddechem drugich wskrzeszony.
Gałąź dłoń ludzką spowija,
węzłem wspólnoty drgając.
I ludzie, te wszechżywoty tycie
w dywan lądów wplecione.
Pod nimi puchar rzek pieniących bucha.
Nad nimi bławatkowy nieba lazur perli się,
nadziemsko,
rajskim chabrem dusze przyprószając.
Nie straszne im zgryzoty,
żywota bolączki.
A droga ciernista w żywicy drzew
bursztynową łuną zastygnie
by tych co niebytu powieki zamknęli upamiętnić.
By dla przyszłych pionierów obeliskiem stać się.
I drgać miodową obfitością okrzepłych doświadczeń,
w złotawych próbach ognia mądrością pulsować.
Oto lekcja pokory.
Lekcja życia.
I ród wiekuisty,
miniony,
prastarym zębem czasu nadszarpnięty.
Gasnący
acz nieprzemijalny.Fraktale
Cóż jest więcej ponad chaos
co to za regułami kroczy,
ponad przypadek
co zgodnie ze wzorem
geometrię światów tworzy.
Błyskawic pręgi elektryczną plazmą
na nieba łukach wzbierają,
po to by w liścia wiotkich żył zieleni szklić się.
I pobłyskiwać w kanionu zaułkach,
przebitych rzeką co to od dziejów zarania powraca.
Gdy w obłoków jasnej toni
spiralną muszlę dostrzegasz
jakże blisko cudu jesteś!
Gdyś rozkochany w pajęczej nici włóknach,
którymi miriady galaktyk mrugają
to smutku ubywa!
I pokornieje gorycz.
Gdy pasm górskich dotkniesz
co to na Ziemskiej łupinie lawinami migocą
to tektonicznych sił potęgą serce zagrzmi twe.
I poczujesz, że planety lico deltą rzek mokre.
Na twym obliczu powielone,
bezprzecznie skrzy się.
To kłębowisko cudów w mgławicy serca twego.
W wirze łez oceanu
słonawym deszczem spływa po duszy witrażu.
No cóż jest więcej
ponad tych mini kosmosów zatrzęsienie.Iluzji taniec
I rozpina się blask piór złotych
na plecach tej co to wędruje.
Po krainie upadłych.
I walczy, światłem swym miłuje.
Świeżo zakrzepłe skrzydła trzepoczą miękko
gdy po rozdrożach sunie.
W tym królestwie
gdzie noc szarością w serce wsiąka.
Gdzie Syzyfami i Prometeuszami mrok oddycha.
Wygnani, w bezczasie zaklęci.
Z każdym tańcem zmierzchu i brzasku
swe nieszczęścia odtwarzając.
I sięga swym skrzydłem po księżyc
co to cieniem słońce im zasnuwa.
By zabrzmiało światło w ich wyschniętych ciałach.
Zostaw! — krzyczą.
Cień to byt nieodzowny!
Zostaw jeśli jest on dziełem Wszechświata
co to prądami galaktycznych wirów śpiewa.
Co to tkaniną czarnych dziur szeleści.
I gwiazd wygasłych strzeże.
Cień.
Światło.
Toż to emanacja tego samego Ducha — szepczą.
Ty wojowniku w niewieścim sercu drgający
możesz jedynie
aż?
zezwolić co w tobie samej zalśni w ciemności.
Ile mroku w skrzydeł poblasku dopuścisz?