-
W empik go
Wiersze zebrane cz. II Miłość - ebook
Wiersze zebrane cz. II Miłość - ebook
Kolejna część tryptyku poetyckiego, przemyślenia towarzyszące autorowi w jego życiu. Miłość — jedno z tych uczuć, które towarzyszy nam od zarania dziejów.
| Kategoria: | Poezja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8221-507-6 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ona
Zakochać się można raz
ale tak do głębi
na całkiem wieczny czas
i zapomnieć o tym co gnębi
Spojrzałeś na nią
myślisz czy to człowiek
a może jednak anioł
i mózg twój inna myśl mogła obiec
Bogini Atena mrówką jest
tak blisko przy niej
Walczysz by mieć,
Choć małą cząstkę jej
i ręki dotknąć
I wzrokiem do jej wzroku przylgnąć
Spojrzenia jak drogi
Gdzieś na skrzyżowaniu życia
Łączą się
Kochasz ją do przesady
I co masz zrobić
Na miłość przecież nie ma rady
A bez niej tylko można się rozbić
maj 1984Co się ze mną dzieje …?
Teraz, gdy początek drogi wytycza
Zniszczony drogowskaz
I tak jak ty wszystko przelicza
Ty na życie a on na mile
Chodzę po ziemi bosy i nagi
I całkowicie bez odwagi
By powiedzieć Ci
Od życia dostać kosza
To najstraszliwsza rzecz
Lecz kto mi powie — no proszę
Że może pokochasz mnie
Mój styl innego życia
Przy jednostkach i masach
Mamy chęć przeżycia
Wszystkiego od nowa raz jeszcze
Odkąd cię pokochałem
Świat w oczach pięknieje
Nienawiść nie istnieje
A o śmierci zapomniałem
A jest to miłość taka prosta
niewinna nie tak jak sen zmienna
i nie chcę by coś się stało
maj 1984Burza
Pada ciągle deszcz
W tej ciemności tak dziwnie jest
Niekiedy Zeus ciska rozszalałymi piorunami
a mały piorun tak jak iskra rozprawia się z ziemianami.
Spadają krople życiodajnej wody
Ziemia-matka pije ją
odżywają nowe cząstki przyrody
a ty mi podajesz swoją dłoń
kapią małe cząstki życia
z ta wielką chęcią przebicia do sedna ludzkości
do najdziwniejszej rozmaitości.
Deszcz wybija ten sam rytm
O twą przezroczystą szybę
i przez ten deszczowy dym wciąż do ciebie idę.
Rozbłyski tak rażące
Zwykłemu śmiertelnikowi grożące
Jakby nas omijają
a innym cząstkę siebie dają
po upływie kilku godzin
jakby natura powstała
doszło do nowych narodzin
i takiego końca burza nie miała
maj 1984Rozmowa z tobą
Rozmawiamy a nic się nie dzieje
Tobie nawet przez myśl nie przechodzi
Że ten, z którym mówisz
we krwi brodzi
We własnej i się z tego śmieje.
Różne myśli przechodzą mnie
Przez całe moje ciało
Tak jak iskry te ładunki miłości
Tak szybko, że nie wiesz, co się stało.
Czekam aż powiesz to jedno słowo
Lecz słuch mnie zawodzi
I czekanie jak sen się rozchodzi
A ty szepczesz to i owo
Lecz pamiętaj u życia kresu
Jak tej książki marginesu
Początek naszej drogi
I jakby początek rozmowy
maj 1984Mój poemat, czyli największa dziwność
Mijają lata, długi czas
Wciąż tyka zegar
Rosną problemy
Ale dlaczego nie ma tam nas
Ty mówisz, że nie dasz rady
Pokonać wszelkich przeciwności
Każdy chce mieć to, co ty
I wydostać się z rozmaitości
Jesteśmy zwykłymi ludźmi
Ty kochasz mnie — dlaczego
Ja kocham inną
Ludzie mówią, że jest czarownicą
Zakochani po uszy
W uczuciach bezdusznych
Ulotni jak wiatr
Nie wierzą nam
Zamienimy swe głowy
Przestaniemy myśleć
Ja tobą ty mną
Patrzyłem w oczy twoje
I widziałem dwa węgliki
Przestałem cieszyć się
Gdy spadła łza
Z twego oka
Dotykam twojej ręki
I ładunek miłości przechodzi
Przeze mnie do ciebie.
O nocy ciemna, zimna
Proszę nie dręcz mnie
Swymi pytaniami
Nie pytaj!!!
Nie mogę myśleć tylko o tobie
Bo tyle rzeczy chodzi po głowie
A ty upierasz się przy tym
by zostać ideałem mym.
Czemu mnie miłość nie wita?
Jak spragnionego wędrowca?
Dlaczego ta czarownica?
Patrzy mi tylko w oczy
Zabiłem miłość swą
I zabiję też ją
Królową wszelkiego zła
I tak zginęła ona i miłość ma
No i wtedy zobaczyłem świat niczym nieskażony
wróciłem wtedy tam
Zakochać się można raz
ale tak do głębi
na całkiem wieczny czas
i zapomnieć o tym co gnębi
Spojrzałeś na nią
myślisz czy to człowiek
a może jednak anioł
i mózg twój inna myśl mogła obiec
Bogini Atena mrówką jest
tak blisko przy niej
Walczysz by mieć,
Choć małą cząstkę jej
i ręki dotknąć
I wzrokiem do jej wzroku przylgnąć
Spojrzenia jak drogi
Gdzieś na skrzyżowaniu życia
Łączą się
Kochasz ją do przesady
I co masz zrobić
Na miłość przecież nie ma rady
A bez niej tylko można się rozbić
maj 1984Co się ze mną dzieje …?
Teraz, gdy początek drogi wytycza
Zniszczony drogowskaz
I tak jak ty wszystko przelicza
Ty na życie a on na mile
Chodzę po ziemi bosy i nagi
I całkowicie bez odwagi
By powiedzieć Ci
Od życia dostać kosza
To najstraszliwsza rzecz
Lecz kto mi powie — no proszę
Że może pokochasz mnie
Mój styl innego życia
Przy jednostkach i masach
Mamy chęć przeżycia
Wszystkiego od nowa raz jeszcze
Odkąd cię pokochałem
Świat w oczach pięknieje
Nienawiść nie istnieje
A o śmierci zapomniałem
A jest to miłość taka prosta
niewinna nie tak jak sen zmienna
i nie chcę by coś się stało
maj 1984Burza
Pada ciągle deszcz
W tej ciemności tak dziwnie jest
Niekiedy Zeus ciska rozszalałymi piorunami
a mały piorun tak jak iskra rozprawia się z ziemianami.
Spadają krople życiodajnej wody
Ziemia-matka pije ją
odżywają nowe cząstki przyrody
a ty mi podajesz swoją dłoń
kapią małe cząstki życia
z ta wielką chęcią przebicia do sedna ludzkości
do najdziwniejszej rozmaitości.
Deszcz wybija ten sam rytm
O twą przezroczystą szybę
i przez ten deszczowy dym wciąż do ciebie idę.
Rozbłyski tak rażące
Zwykłemu śmiertelnikowi grożące
Jakby nas omijają
a innym cząstkę siebie dają
po upływie kilku godzin
jakby natura powstała
doszło do nowych narodzin
i takiego końca burza nie miała
maj 1984Rozmowa z tobą
Rozmawiamy a nic się nie dzieje
Tobie nawet przez myśl nie przechodzi
Że ten, z którym mówisz
we krwi brodzi
We własnej i się z tego śmieje.
Różne myśli przechodzą mnie
Przez całe moje ciało
Tak jak iskry te ładunki miłości
Tak szybko, że nie wiesz, co się stało.
Czekam aż powiesz to jedno słowo
Lecz słuch mnie zawodzi
I czekanie jak sen się rozchodzi
A ty szepczesz to i owo
Lecz pamiętaj u życia kresu
Jak tej książki marginesu
Początek naszej drogi
I jakby początek rozmowy
maj 1984Mój poemat, czyli największa dziwność
Mijają lata, długi czas
Wciąż tyka zegar
Rosną problemy
Ale dlaczego nie ma tam nas
Ty mówisz, że nie dasz rady
Pokonać wszelkich przeciwności
Każdy chce mieć to, co ty
I wydostać się z rozmaitości
Jesteśmy zwykłymi ludźmi
Ty kochasz mnie — dlaczego
Ja kocham inną
Ludzie mówią, że jest czarownicą
Zakochani po uszy
W uczuciach bezdusznych
Ulotni jak wiatr
Nie wierzą nam
Zamienimy swe głowy
Przestaniemy myśleć
Ja tobą ty mną
Patrzyłem w oczy twoje
I widziałem dwa węgliki
Przestałem cieszyć się
Gdy spadła łza
Z twego oka
Dotykam twojej ręki
I ładunek miłości przechodzi
Przeze mnie do ciebie.
O nocy ciemna, zimna
Proszę nie dręcz mnie
Swymi pytaniami
Nie pytaj!!!
Nie mogę myśleć tylko o tobie
Bo tyle rzeczy chodzi po głowie
A ty upierasz się przy tym
by zostać ideałem mym.
Czemu mnie miłość nie wita?
Jak spragnionego wędrowca?
Dlaczego ta czarownica?
Patrzy mi tylko w oczy
Zabiłem miłość swą
I zabiję też ją
Królową wszelkiego zła
I tak zginęła ona i miłość ma
No i wtedy zobaczyłem świat niczym nieskażony
wróciłem wtedy tam
więcej..