Wiersze zebrane - ebook
Wiersze zebrane - ebook
Rumel to fenomen, Rumel to wskrzesiciel żywej mowy hibernującej w tradycjach literackich, zwłaszcza tych romantycznych oraz neoromantycznych. Parafrazując wersety XIX-wiecznej mowy poetyckiej, omija zawsze pułapki epigonizmu, jak gdyby twórczo przezwyciężając Bloomowski lęk przed wpływem. Jego wiersz Dramat to odpowiedź na konkretny wiersz Norwida pt. Specjalności, jego wiersz Pogrzeb pięciu poległych jest parafrazą Norwidowskiego Bema pamięci żałobnego-rapsodu przeniesionego w realia manifestacji warszawskich 1861. Trudno o większą intertekstualną samoświadomość. Wszystkiemu temu towarzyszy zaś hiper-kreacyjność manifestująca się zawsze prowokacyjną eksplozją sensu: w wierszu Czachowski historia sandomierskiego namiestnika powstania styczniowego opowiedziana zostaje językiem Leśmianowskiego wiersza W malinowym chruśniaku, w wierszu Pieśń z kolei Rumel wprowadza w tle patetycznej apostrofy nastrój Gołodomoru, ukraińskiego Wielkiego Głodu z lat 1932 – 1933.
Stykając się z wierszami Zygmunta Jana Rumla, nietrudno o wrażenie spotkania z fenomenem, być może nawet otarcia o samo-rodny geniusz liryczny. Intuicję tę potwierdzali za życia poety lub już po jego tragicznej śmierci Leopold Staff oraz Jarosław Iwaszkiewicz, od których zresztą Rumel wziął bardzo wiele. Od Staffa – jego Sny o potędze, wraz z nimi zaś (jak można było się spodziewać) poetycki nietzscheanizm. Od Jarosława Iwaszkiewicza natomiast – poetykę jego pierwszych tomów wierszy, zwłaszcza debiutanckich Oktostychów, w których duchu Rumel spisał zadedykowany swojej żonie wiersz o tytule Sawitri. To zaledwie początek… Ukształtowana już, dojrzała po-etyka Zygmunta Jana Rumla to – co dobitnie pokazują wiersze w niniejszym tomie – najpoważniejszy konkurent dla osławionej poetyki Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Karol Samsel
Zygmunt Jan Rumel (1915 – 1943) – poeta, absolwent Liceum Krzemienieckiego, student polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, w lipcu 1939 roku uzyskał stopień kaprala podchorążego rezerwy. W trakcie wojny emisariusz Batalionów Chłopskich na Wołyń. Na początku roku 1943 otrzymał nominację na stanowisko dowódcy VIII okręgu Batalionów Chłopskich w Wołyniu, gdzie organizował bazy samoobrony i działania partyzanckie. Zginął najprawdopodobniej rozerwany końmi w okolicach wsi Kustycze przez Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) w nocy z 10 na 11 lipca.
Spis treści
Ballada o ulicy Słupeckiej(A kiedy do Ciebie powiem…)
Rodowód
Czwarty wymiar
Litania kosmiczna
Poema
Szklanna góra
Więzień
O poetach
Utopia
Sen
(O! Nie pytajcie się, dlaczego…)
Dramat
Pogrzeb pięciu poległych
Sawitri
Drukarnia
Dziś
Pole
Maskarada
Dwie Matki
Obrazki jesienne
Wołyń
Zajazd
Werset
Moja chwila
Anioł czuwający
Do przyjaciół
O dniu i nocy ballada w pewnym nowym mieście
Step
Samotność
Na śmierć poety
Urywek poematu
Obelisk
Komentarz
Duch
Z poematu „Rok 1863”Czachowski
(Ty jesteś jak księżniczka nieznanego dworu…)
(Jak dziwna w tobie mieszka radość…)
List
Akwarelka
Godzina trwogi
Kolory duszy
(Takie dni płyną przy nas…)
Baśń
Słowa i śnieg
Poranek
Pieśń
Słowo
Jabłoń aksamitna
Przewodnica
Dumka
Bogurodzica
Żywe srebro
Kołysanka Ewy
Tobie, Ewka – a muzom…
Mój dom
Słowo zaczarowane
Kołysanka
Modlitwa
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-06-03385-4 |
Rozmiar pliku: | 932 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ballada o ulicy Słupeckiej Mai Walterowej
Na ulicy Słupeckiej,
na ulicy pijanej,
błądzi księżyc jak dziecko
i tynk łupie na ścianach.
Biegną schody w poddasza,
chodnik rynny potrąca,
jezdnia dudni jak blacha –
ot, tak – chyba niechcący.
Hen na czwartym pięterku
kolebeczka – pokoik,
tekturowe pudełko
wypełnione napojem.
Drzwi pukają, a zegar
senne liczy miesiące,
szafa płynie jak pegaz
pewnie – ot, tak – niechcący.
Jest skobelek i klamka,
w torebeczce ślad mąki,
a w pudełku Ordonka,
co sprzedaje fijołki.
Jest i pani jak likier,
co ma oczy milczące
i nie kocha się w nikim –
ot, tak – chyba niechcący.
Jeden z czołem wysokim,
co „pa Wołgie” wciąż świstał,
kieliszeczków głębokich
pije jeden plus trzysta.
Jest i drugi, co błyska
włosem bladogorącym,
lecz dziesiąty go dobił
– pewno – pewno – niechcący.
Na ulicy Słupeckiej,
na ulicy – mój Boże,
księżyc spił się jak dziecko,
wziął latarnię za rożen.
A pod dachem kolebka
– pudełeczko skrzypiące,
gdzie malutka Lusieńka
rzewnie płacze – niechcący.•••
A kiedy do Ciebie powiem
nie tak, jak dziś – a żono –
w tej dziwnej, śpiewnej mowie,
co w maj jest zatajoną…
I niby sen, myślami,
nad czoło Twe pochylę,
aby je pieścić snami
śpiącemi w spojrzeń pyle…
I sny Twe zaczaruję
muskaniem śpiewnej mowy,
która tak w serca kłuje,
strumyczkiem purpurowym…
Kiedy się skryję cały
w tym jednym cichym słowie
– zaklęty pazik biały –
co Ty mi wtedy powiesz…?czerwiec 1941
Rodowód
Poganin jestem! Poganin!
Dwurogie chwalę księżyce
i lutą słowiańską Panią,
Marzannę – Bogurodzicę!
Światowied mnie ośmiooki
w kontyny ciosanym Chramie
nauczył patrzeć w szerokie
słowiańskiej ziemi połanie!
Używiodajnił Swarożyc
i deszczów Lelum-Polelum!
I skrzat, co kołacz umnożył
płócieńca święconą bielą!
Kupało jestem! Kupało!
Goniący rodnicę Ładę,
gdy ziarno jarkie upałem
w jęczmień włochaty układę!
Gdy syrop nalewam w barcie,
drążone, chłodne kołodzie,
by biali pszczelnicy, starce
kołacze maczali w miodzie!
Słowianin jestem! Słowianin!
Od Światowieda dziedzicem
i lutej słowiańskiej Paniej,
Marzanny – Bogurodzicy!1941
Litania kosmiczna
Dłuto Misterne
Promieniu Ciągły
Różdżko Przemądra
Ogniwo Pełne
Stole Okrągły
Dno Oka Jądra
Substancjo Jedna
Orbito Ogni
Piano Kosmiczna
Przestrzeni Pełna
Włócznio Płomieni
Kulo Magiczna
Miaro Subtelna
Kolio Pierścieni
Czoło Jasności
Liczbo Niedzielna
Kręgu Istnienia
Kształcie Krągłości
Sumo Potęgi
Spiralo Trwania
Zbiorze Wielości
Litero Księgi
Pióro Pisania
Nieskończoności
Wypełń się namiczerwiec 1943
Poema
Poema by nam trzeba stworzyć polskie, nowe,
jędrnej gwary społecznej pełne, mocne, zdrowe.
Jare jako pszenica, jako chłopy żytnie,
w których Polska jak długa, szeroka zakwitnie
i wygada, wyśpiewa, wygębuje gwarnie,
niby prawda mielona na ogromnym żarnie.
Niby łany szumiąca ku życiu rozrzutnie,
ochoczo, tęgo, prosto – a nie bałamutnie,
na modłę galanterii salonowych styli,
w których słowo się szminką i pudrami pyli.czerwiec 1943
Szklanna góra
Jest temat dla powieści – niby snu o szpadzie,
szklanną, gładzoną gładzią, jak góra się kładzie.
Odlana z lodu bryły śliskiej, jednolitej,
gołoledzi niemocy w nas – w Rzeczpospolitej.
Na którą się wspinają wspinacze samotni,
potężni, smutni, piękni, a mocą stokrotni.
Dźwigający plecami historię narodu,
na tę górę olbrzymią – szklanną górę lodu.
Jest temat dla powieści – nie nowej, nie starej,
jak siły tych wspinaczy wysiłkiem omdlałej.
I głuchej jak ta góra – jak ta bryła ślepej,
z narodowej głupoty posklejanej klepek.1940
Więzień
I
Cztery ściany zamknięte!
Szare pudło ceglaste!
I okienko wciśnięte
w strumyk światła półjasny!
Cztery kroki wdeptane
w szmatek wąskiej podłogi!
Cztery kroki do ściany,
cztery kroki tej drogi!
Tylko serce się tłucze
jak dzwon w wieży spiżowej!
I myśl skronią tak huczy,
bólem czaszki i głowy!
Cztery kroki! Znów cztery!
W głąb ceglastą sześcianu!
A pod czaszką ból wzbiera!
Cztery kroki do ściany!
II
Ściana – ściana wisząca
w płatkach bólu nad głową!