Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wiersze zebrane - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,90

Wiersze zebrane - ebook

Kolejnym poetą prezentowanym w tzw. „serii księżycowej”, czyli serii tomów poetyckich, przybliżających twórczość polskich twórców zmarłych kilkadziesiąt lat temu, wielokrotnie w sposób tragiczny w wydarzeniach wojennych, które to przerwały obiecujące kariery literackie, jest Władysław Sebyła (1902-1940) –  poeta, podporucznik rezerwy piechoty Wojska Polskiego, ofiara zbrodni katyńskiej.
Sebyła ogłosił zaledwie trzy samodzielne ciekawe i dojrzałe tomy poetyckie (Pieśni szczurołapa,1930; Koncert egotyczny, 1934; Obrazy myśli, 1938), po śmierci zaś przypominany był bardzo sporadycznie, dopiero w 1981 roku PIW wydał jego Poezje zebrane. Głównymi tematami poezji Sebyły są sprawy etyczne, swoisty „moralizm”, pytania o istnienie Boga, porządek świata, miejsce człowieka na tym świecie.
Niniejsza poprawiona edycja jest dobrym pretekstem do przypomnienia postaci jednego z najciekawszych katastrofistów polskiej poezji pierwszej połowy XX wieku.

Spis treści

PIEŚNI SZCZUROŁAPA
Pieśni szczurołapa
Ogłoszenie
Spowiedź szczurołapa
Fabryka
Pieśń o burzy
PANOPTICUM
Wstęp
Jehowa
Junkier
Ksiądz
Poeta
(Nocami w ciemnym niebie…)
Śmierć fletu
4 wiersze o wojnie

Piechota maszeruje
Sztab
Rekord
Żołnierz nieznany
Modlitwa

Modlitwa
Koń
Woźnica
Ślepiec
Podwórzowy grajek
Inwalida
Suchotnicy
Górnicy
Uczeni
Beethoven
Ryby na piasku

Słowacki
(Tylko raz krzaki…)
Gniew
(O, serce serca mego!…)
(O, matko! Ty uwierzysz…)
Ojcu
Na Srebrne i czarne Lechonia
(Jesteśmy gnojem, mój bracie…)
Poeci
KONCERT EGOTYCZNY
Młyny. Sonata nieludzka
1 (O nocy, daj mi sen…)
2 (Już pierwsza gwiazda…)
3 (Młyny szły bezszelestnie…)
4 (Nad tym kołem krążyli…)
5 (A trzecie koło…)
6 (W martwocie mroźnej nocy…)
7 (Ostatnie gwiazdy zgasły…)
8 (Nalane smołą stoją…)
Osiem nokturnów
1 (Już nocny wiatr nas pustoszy…)
2 (Wicher płomienie gwiazd…)
3 (O czarne wody Narwi…)
4 (Księżyc srebrzystym radłem…)
5 (Szły koła po wodzie…)
6 (Powiesili szatani dzwon…)
7 (Co nocy anioł…)
8 (Wali się noc…)
Koncert egotyczny. Poemat refleksyjny

I (Twardo stukają rytmy…)
(Poezjo! Czyś jest tylko…
II (Jabłonie biało jak co roku…)
III (Jak cię przywołać? Gestem rąk?…)
IV (O świecie bez marzenia…)
V (Nie wiem, jak myślisz?…)
Trójśpiew prosty i inne
TRÓJŚPIEW PROSTY
O narodzeniu
O głodzie
Pogrzebny
Wyspiański. Przypowieść
Zmierzch księżyca
Wiosna
OBRAZY MYŚLI
Obrazy pamięci
Otwarcie
I (Chłopcze, zgubiony w czasie…)
II (Łąki gwiazd i gałęzie…)
III (Coraz to ciemniej…)
IV (Zapomniałeś? Znów letnia noc…)
Ojcze nasz

I (Ojcze nasz…)
II (Tam, gdzie kostnieją drzewa…)
III (Jak cię przywołać? Gestem rąk?…)
IV (O świecie bez marzenia…)
V (Nie wiem, jak myślisz?…)
Mity i inne

TRZY MITY
I. Akteon
II. Selene
III. Dafne
Grób Słowackiego
Zmarły
Bezsenność
(I znowu tupot…)
Fraszki

TRZY FRASZKI ABSTRAKCYJNE
I. Nieskończoność i obłęd
II. Kurki
III. Pojęcia
Młodość Boga
Poeta przeklęty
Poszukiwacz prawd
Człowiek
Myszki
Czterej poeci
Mistrz
Żaba zarozumiała
Bajka
WIERSZE ROZPROSZONE

List do brata
(Ociekają miodem lipy w alejach…)

Elegia dla synka
(Twój grosz! Mój grosz!…)
Słowik i osły

O sobie
(I rozstąpiwszy się przyjęły groby…)
(Gdy patrzę w ciebie…)
PRZEKŁADY

Sergiusz Jesienin, Pieśń o chlebie

Chuligan
Aleksander Puszkin, Bajka o królu Sałtanie, jego synu sławnym i potężnym Gwidonie Sałtanowiczu i o przepięknej królewnie-łabędziu
Bajka o rybaku i rybce
Vincent Muselli, Lecz te ptaki…

François Mauriac, Ciało drzewem

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8196-177-6
Rozmiar pliku: 990 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ogłoszenie

Obywatele!

Szczurów na świecie za wiele.

W biały dzień wychodzą ze śmietników.

I ośmielają się swój pisk

Podnosić do godności człowieczego krzyku.

Zamknąć im pysk!

Wczoraj na teatralnym placu zarżnęły koguta.

(Taka ich buta).

Wszędzie szczury.

Ubrały się w mundury

Sutanny i fraki,

A i w purpurze chodzi jaki taki.

Gryzą i niszczą wszystko, co im pod pysk wpadnie.

Na nic pułapki, zapadnie.

Żrą trawę na łąkach jak woły,

Kupy trocin zostawiają z lasów:

Niezadługo glob ziemski będzie taki goły,

Jak zadki dwuletnich bobasów.

Najwyższe góry, sięgające nieba,

Gryzą jak bochny chleba.

Kurzem żelaznej rudy opylone pyski

Nurzają w nafty wytryski.

A niech je ogarnie pragnienie.

Żegnajcie źródła, potoki, strumienie!

Wszystko wychłepcą po troszku:

Wypiją ocean gorzki

I morza zielone od burzy,

Potem i błoto z kałuży.

A kiedy suche będą morza, rzeki i potoki,

Wpiją drobne siekacze w obłoki,

Zanurzą zęby w zachodzące zorze

I z pysków wąsatych

W wyschły ocean i morze

Zakapią krwi słonecznej purpurowe kwiaty!

• • • • • • • • • • • • •

Ja jestem szczurołapem, gram słodko na flecie,

Chodzę, lunatyk nieba, po ogromnym świecie,

Szczury tropię

I topię.

Gram kołysanki srebrne na siedmiu świetlistych tonach,

A szczury tańczą sennie na długich, złuszczonych ogonach.

Wsłuchane w pluski fujarki,

Toczą piskliwe pogwarki,

Idą za mną – w takt fletu z wolna się kolebią –

I toną po jednemu, powoli –

W czarnej, rodzajnej roli,

W moim złocistym niebie.Spowiedź szczurołapa

Księże! Przestań mnie straszyć swoim bogiem strasznym,

Który siedzi na tronie z gwiazd i adamaszku.

Przestań syczeć jak żmija. Przestań mówić do mnie.

Nie słyszę. – Zgłuchłem w ciszy.

Nie widzę. Oślepiły mnie płomyki gromnic.

I nie wierz moim grzechom. Ja tak słodko kłamię.

Umiem wymyślać grzechy pachnące kwiatami,

Grzechy pachnące wiatrem i mokre od deszczu,

Grzechy – co jak liście szeleszczą.

Nie strasz mnie bogiem, który za zielonym stołem

Siedzi i świat świdruje złym, sędziowskim okiem.

Ja mam swojego boga, który jest obłokiem,

Krzepkokorzennym drzewem, wiosennym, wysokim,

Kroplą złotej oliwy płonącą w motorze,

Jest wichrem, który huczy nad wzburzonym morzem,

Jest dźwięczną muchą w słońcu, wilgotnym parowem

I jest nowym, przeze mnie wymyślonym słowem.

Nie chcę twojego nieba, które ma się zwinąć

Jak karta książki, drukowana gwiazdami;

Żeby nas odkryć pustkom i głębinom.

I żeby w ostatni dzień twój bóg mógł zawisnąć nad nami.

Moje niebo jest inne. Niebieskie i granatowe.

Słońcem w dzień, w nocy nocą spowija mi głowę.

Jest tajemnicze i straszliwe.

W nim komety maczają swe miedziane grzywy,

Gdy na wodopój do słońca od czasu do czasu

Przychodzą z dalekiego, huczącego lasu.

Moje niebo jest głębokie… głę-bo-kie…

Spróbuj, księże, przeniknąć je swym siwem okiem

Do dna… do dna…

Nie chcę twojego nieba, gdzie brzmią święte hymny.

Moje niebo jest mroźne jak szkło,

Zimne jak lód zimny.

Ale w nim śnią ślimaki poskręcanych mgławic,

Wiją się złote gwiazdy jako ryby w stawie,

Wzbiera w nim czas odwieczny kosmiczną powodzią,

Płyną światy po wodzie, jak najgibsze łodzie.

Moje niebo jest głębokie, głębokie…

Spróbuj, księże, przeniknąć je swym siwym okiem

Do dna… do dna…

Co warte twoje niebo? Przecież w nim nie będzie

Dzikich gęsi kluczami lecących, łabędzi.

Kosmatym drzewom w nim nie wolno rosnąć,

Czerwienić się jesieniom, zielenić się wiosnom.

Nie rośnie w nim sośnina, jedlina, jałowce.

Nie wchodzi księżyc w stada obłoków jak w owce.

Nie ma w niebie wesołych, rozszczekanych psów

Ani koni, ani wołów, ani krów…

O księże, to nie niebo. Żebym wszedł do niego,

Musiałbyś wprzód rozmnożyć w nim arkę Noego.

Ja jestem szczurołapem, słodko gram na flecie,

Chodzę, lunatyk nieba, po ogromnym świecie.

Nie strasz mnie, księże, niebem, sądem ani burzą!

Bo zagram ci na flecie kołysankę szczurzą.

I pójdziesz za inną w tropy, przed siebie, przed siebie…

A ja cię oplączę, zatopię, utopię…

W moim – złocistym – niebie.Fabryka

I

W hali fabrycznej, mrozem błękitnym oszklonej,

Szumi las wysokopienny, zielony. –

Młyny górskich potoków mielą bez ustanku

Granit, porfir, bazalty – i srebro poranków

Na czarnoziemną mąkę, na tłustą próchnicę.

I sypią pył spod chmur na góry, wzgórza i kopice.

Wentylator ssie czyste powietrze z północy

I srebrna lampa świeci u stropu co nocy.

Tu pszczoły, mrówki czarne, czerwone i rude

Obrabiają surowiec wielostronnym trudem,

A poplamione słońcem w malarni motyle

Malują w chińskie kwiaty zszargane badyle,

Świerki pompują smary, pachnące smoliście,

Żywicą okapując leszczynowe liście.

To najsenniejszy oddział – tu po każdej zmianie

Żaby swe gardła płuczą zielonym kumkaniem.

II

W hali fabrycznej, mrozem błękitnym oszklonej,

Szumi las.

I czas przybiera groźnie, rozrasta się w drzewo,

W śmigłą świerczynę, w rzekę, opitą wiosenną ulewą,

W młot parowy, miarowo dudniący w kowadło,

W kuźnię, płonącą błędnym ogniem na mokradłach.

Tu pracują kowale hardzi, nieustępni –

Tu ziemia rozdzierana tętni.

Mają mięśnie plecione z żelaznych rusztowań.

Ręce – dźwignie, palce – kleszcze stalowe,

Barki – w skrzydła stuorle rozpięte,

I szlaki niewidzialne w powietrzu wytknięte.

Olbrzymia kula ziemi pod ich młotem trzeszczy,

Rozżarzana przez słońce, hartowana deszczem,

Pocięta piorunami, świszcząca w tokarniach

I parująca wichrem, który ją ogarnia.

Jej czaszkę łysą – lasem porośniętą gęstym,

Uklepią, ukształtują ciężkich młotów chrzęstem,

Spiłują pilnikami, wygładzą, rozżarzą,

Wypolerują gładko i dokładnie zważą,

– A potem ją wystrzelą po wiadomych torach i drogach

– Prosto w Boga.

III

W hali fabrycznej, mrozem błękitnym oszklonej,

Płynie czas.

Rozlewa się leniwą rzeką na drodze gwiazdami moszczonej.

Tu jest centralna kuźnia, odlewnia i huta,

Walcownia blach najgrubszych, najcieńszego drutu.

Tu dzwonią księżycowe tarcze pod młotami,

Meteory pryskają nad glinianym garem,

Kapią jarzące słońca białymi kroplami

W cebry wody, syczącej od żaru.

Rozżarzone atomy kłębią się w mgławicach,

W rozwianych grzywach komet złotym próchnem świecą,

A twarde kule planet, wystrzelone z armat,

Studzą się w zimnym lśnieniu zorzy polarnej.

Dudnią młoty wulkanów w blaszane skorupy

I wylatują w niebo ziem zziębniętych trupy.

A pasy transmisyjne od słońca do słońca

Warczą.

IV

W hali fabrycznej, mrozem błękitnym oszklonej,

Szumi las.

Szumi czas.

Cieknie leniwa rzeka wszelkiej rzeczy.

Milion żab wieczorami skrzeczy.

A w roztopione złotem zachody,

Kiedy słońce chmurami twarz z potu ociera,

Szczurołap z cienkim fletem błąka się po halach,

Gra słodko, nawołuje – i szuka w błękitnych, oszklonych oddalach

Głównego inżyniera.Pieśń o burzy

Inżynier:

Gdyby móc nałożyć obręcze na morza

I tamy wystawić wiatrom,

Wybudować dla rzek proste łoża,

Spłaszczyć czuby wysokim Tatrom,

Gdyby móc spotęgować, obliczyć

Z dokładnością do nieskończonej,

Jaka gwiazda za sto lat zakrzyczy

W tej sztabie rozpalonej.

Gdyby móc…

My zliczymy, zważymy,

Roztopimy, skrzepimy, złączymy,

Zawiesimy lampy olbrzymy

I wsłuchani w miarowy serc stukot,

Doczekamy dalekiej chwili,

Gdy zgodnie z naszą nauką,

Przyjdzie ten, który się nie omyli,

Gdy z głębokiej, podniebnej dziczy

Głos nieznany do niego zakrzyczy.

Burza:

Inżynierze! To szumi las. To szumi czas.

To zbuntował się zielony ocean.

To deszcz niespodziewany mży.

To wiatr nieujarzmiony wyje.

To ryknęły pod ziemią lwy.

Powodzią wezbrały w rzekach wiosenne pomyje.

To serce w skupieniu stuka.

Oszukany szczurołap się modli.

Sam przecież siebieś oszukał,

Sam zrobiłeś w rachunku błąd.

Milion wolt! – Za wysoki był prąd…

Za wysoki…

I urwały się zachodnie obłoki,

I wydarły się chmury z kleszczów.

Runął wiatr huraganem – taranem

Na obmokłe gałęzie leszczyn.

To twój błąd, twój błąd, że jest burza:

Jedna gwiazda w żelazie wybuchła.

Nie wiedziałeś…

Dlatego szumi wiatr i niebo w morzu się nurza.PANOPTICUM

Wstęp

Oto gabinet figur, czyli panopticum.

Kiwają się tu sennie osoby wszelakie.

Szept najcichszy robi się podobny do krzyku,

W głuchej ciszy – w milczeniu nijakim.

Tylko nocą, gdy księżyc zielony od rosy

Uderzy w szklane szyby i gabloty szklane,

Szczurołap, gładząc tłuszczem namaszczone włosy,

Błądzi i gra na flecie pieśni zakazane.

Gra melodie jak wierzby srebrne i zielone,

Jak wierzby utopione w księżycowej wodzie,

Jak stawy zabagnione zzieleniałym glonem,

Jak liście, drżące w chłodzie.

Pod zielonym powiewem księżyca i fletu

Rumieni się wosk żółty na zmarszczonych twarzach,

Połyskują guziki wyrżnięte z szyldkretu

I malowane oczy w ciemnościach się jarzą.

Szczurołap gra na flecie i rozmawia z bogiem,

Z woskowym oficerem, poetą i księdzem.

– Księżyc srebrzystą miotłą zamiata podłogę

Zaśmieconą słowami – snami o potędze.

Jehowa

Zestarzałeś się, mój Boże, zestarzałeś,

Opuściły cię anioły i szatany.

Siwobrody kiwasz głową za kryształem,

Głuchy jesteś, ślepy jesteś, zapomniany.

Byłeś panem ponad ziemią, niebem, morzem…

W pas kłaniały ci się zioła, zboża, dęby;

Teraz kłamią i mordują w imię boże,

Oszukują, wycierają sobie gęby.

Nikt już sobie teraz z ciebie nic nie robi,

Wychylona z czarnej ćmy twarz Lucyfera

Śledzi cicho poplątane gwiezdne drogi,

A na ciebie – kątem oka nie spoziera.

Gniew twój nie zda się już nawet psu na budę,

Choćbyś groził ziemi, niebu, ptakom, liściom…

Tylko Żydzi pochyleni nad Talmudem

Płoną czasem twoją dawną nienawiścią.

Tylko czasem, gdy kto zajrzy śmierci w oczy,

Szepnie w strachu twoje imię zapomniane,

Tylko czasem mówią, że to twój wóz toczy

Grzmiące chmury nad zielonym oceanem.

Poszedł syn twój, syn wybrany, i nie wrócił.

Z nienawiścią twoją walczy bez nadziei.

A ty słomę białej brody sennie młócisz,

Zaplątany w grzywach komet, w gwiazd zawiei.

Pochylony nad bezdennym kołowrotem

Słońc, księżyców, ziem i planet, gwiazd i komet

Dumasz błędnie, kto zatopił pustkę złotem,

Kto kołuje srebrnych spiral – mgieł ogromem.

W malowanym na niebiesko siedzisz niebie,

W szklanej szafce, zasunięty w kąt lamusa,

I z rozpaczy nierozumnej kamieniejesz,

Zapatrzony w marmurową twarz Dzeusa.

Junkier

Twój mundur jest jak trawa zielony,

A krzyże – są jak krzyże poległych żołnierzy.

Niechże w nie księżyc uderzy

I wyszyje na szwach i kołnierzu taśmy krwi czerwonej.

Już po śliskiej podłodze się skrada,

By ci cholewy powlec nowiutkim lakierem.

Dobrze wie, żeś jest oficerem,

I że przed tobą właśnie przejdzie defilada.

Niewyczutą rzeką cię zalewa

I sznury srebrem na ramionach pieni.

Już wyprysły z przydrożnej zieleni

Na krańcach miasta posadzone drzewa,

Już orkiestry pułkowe przystanęły wpodle…

A ty patrzysz spokojny, pochylony w siodle…

Uczeni przed mundurem zdjęli gasparony,

Ksiądz słodko się uśmiecha do tępych bagnetów,

Delegacje biją pokłony,

Chórem kantatę śpiewa cech poetów,

Tłucze o bruk butami i w kurzu zapada

Świeżo ekwipowanych świetna defilada.

A ty ważysz, obliczasz – i patrzysz na buty:

Czy też dobrze podkute i mocno uszyte?

Widzisz: pękają kolczaste druty

W polu zrytym lejami – pod ludzkim kopytem.

A czołgi, chrobocące starym żelaziwem,

Przewalają się w rowach – nieżywe.

I myślisz: ile świata przemierzysz nogami

Swojej karnej piechoty,

Ażeby pochyliły się głowy hołoty

Przed wyczyszczonym na glans butem z ostrogami,

Abyś mógł, zakutany w wawrzyny i sławę,

Jak ołtarz na bagnetach oprzeć swą buławę.

Przyjmujże przegląd broni i żołnierskich łachów

Na nocnej defiladzie wszystkich armii świata,

Bo kiedy już przepłynie ze wschodu na zachód

Księżyc, smagany świstem słonecznego bata,

Światło przysypie szarym kurzem połysk cholew

– I zostaniesz figurą we woskowym kole.

Ksiądz

Apostrofa:

Tyle w tobie słodyczy, tyle rumianości.

Jesteś jak jabłko dojrzałe,

Które upadło w trawę, z drzewa wiadomości,

Pełne dosytu, znużone upałem.

Tyle w tobie spokoju i tyle uśmiechów:

Nie dbasz o rzeczy ziemskie, a znasz boskie rzeczy,

Objawiono ci prawa, dano klucz do grzechu,

Chore dusze oddano twej pieczy.

Ty wierzysz, że nic nie ma poza niebem – piekłem,

Że są gwiazdy, by było pięknie,

Że bóg kołysze fale oceanu wściekłe.

Nie ma śmierci. Kogóż się ulękniesz?

– Błogosławieni cisi. – I ty jesteś cichy.

Lecz szept twój jak krzyk sowy przez noc świata pędzi.

Nie posiądziesz winnicy, pracowniku lichy.

Wszakże: kto się wywyższa, ten poniżon będzie.

Szczurołap:

Tylko ja nie znam prawdy, a w twoją nie wierzę.

I nie znam tajemnicy człowieka ni gwiazd.

We dnie w przydrożnym rowie umęczony leżę,

Nocą szczury wypędzam z miast.

Słyszałem dawniej słowa pewnego człowieka,

Ale to nie twój, to inny był głos,

Wiem, że tamten za prawdę zawisnął na ćwiekach,

Lecz nie powiódł nikogo na stos.

Nie lituj się nade mną, nie uśmiechaj słodko.

Bo widzę w tobie szczura, co gryzie mi serce!

Bo cię świstem fujarki jak szpadą przewiercę!

Szczur! Szczur!… za szkłem… za gablotką…

Co to? – księżyc zgasł? Za chmury się schował?

Ach, to nie szczur… to figura woskowa.

Poeta

Urzeczony jesteś, urzeczony,

Mój szczuplutki chłopcze, poeto!

Śpiewający wiatrem zielonym

Za zapadłym w otchłań kometą.

Medytujesz nad głuchą rzeką,

Nad bezdennym, szalonym nurtem,

Wyrzucony falą daleką

Na podmytą deszczami burtę.

Niestworzony wymyślasz słowa

Dla fal plusku, bulgotu wirów,

Dla najmiększej trawy po rowach

I dla nieba tkanego z szafiru.

Jakim słowem z pluskiem rozmawiać?

Jakim śpiewem mówić z płynieniem?

Jakich szumów musiałby wiatr nawiać,

By nie były tej rzeki cieniem?

Jakże mówić z płynącą rzeką,

Gdy się wije bez przerwy i kłębi?

Jakim słowem, wydartym wiekom,

Zmierzyć mętne fale do głębi?

Może lepiej w nurt się zanurzyć

I nie mówić, nie mówić, a płynąć,

Tonąć w wielkiej, pienistej burzy,

Na słoneczne zalewy zawinąć?

Może lepiej zapomnieć – zagubić

Słowa wiatru i rzeczne słowa?…

Zanurzone w słów złoty łubin

Bolą oczy i biedna głowa…

Łowco słów, zapomniany i smutny,

Zaśpiewajmy razem przy flecie

O tej rzece żywej, okrutnej

I tonącym, tonącym poecie.• • •

Nocami w ciemnym niebie białe kwiaty kwitną.

A bywa to wczesną wiosną,

Kiedy się dusza ludzka pełni nienasytną

Krwi tęsknotą.

Kiedy samotni chodzą wieczorami,

Z migocącymi w źrenicach gwiazdami,

A po nocach płaczą, nie wiedząc, że płaczą

Nad swoją dolą, dni upalnych pyłem.

Nie wiedzą, że się im duszę inaczą,

Że ból jak burza serca im zalewa powodzią.

I pył zmywa,

Pył powszednich dni.

A bywa to wczesną wiosną,

Gdy ptaki śpiewem pomęczone posną,

A w ciemnym niebie białe kwiaty kwitną.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: