Wierusz i Nikt - ebook
Wierusz i Nikt - ebook
Za panowania młodego króla Władysława Jagiellończyka czasy były niespokojne, a granica polskiego królestwa wciąż stała w ogniu. Przez rzekę Prosnę oddzielającą ziemię wieluńską od Śląska co rusz przeprawiały się bandy rozbójników zwanych z niemiecka raubritterami, żeby napadać na kupców zmierzających z Krakowa do Pragi.
Ale choć zbóje drwili z prawa i śmiali się prosto w twarz królewskiemu staroście na zamku w Bolesławcu, to lękali się jednego człowieka, Klemensa Wierusza.
O tym dzielnym rycerzu, którego bracia dali początek znakomitemu rodowi z herbem Wierusz – jest ta opowieść.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8208-968-4 |
Rozmiar pliku: | 9,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ale choć zbóje drwili z prawa i śmiali się prosto w twarz staroście królewskiemu na zamku w Bolesławcu, to jak ognia lękali się jednego człowieka – Klemensa Wierusza.
Był to rycerz z potężnego rodu, od dawna osiadłego w ziemi wieluńskiej. Jego przodkowie zbudowali murowany kasztel, wokół którego z czasem rozrósł się gród zwany Wieruszowem. Ojciec Klemensa, Bernard, ufundował u bram miasta klasztor dla paulinów i drewniany kościółek pod wezwaniem Świętego Ducha. To właśnie stamtąd, po modlitwie przed cudownym obrazem Pana Jezusa Pięciorańskiego, Klemens ruszał do boju z raubritterami.
Był to człek mocarny jak niedźwiedź. Ludzie powiadali, że dla zabawy łamie podkowy i dwoma palcami wyciska sok z dębowej gałęzi. Gdy pochylał kopię i uderzał konia ostrogami, w najtęższych zbójach truchlało serce. Zwłaszcza że u jego boku stawali bracia siłą podobni do dzików.
Zimą, gdy za oknem hulała śnieżyca, a zamek Klemensa pozostawał odcięty od świata, jego właściciel lubił siadać przy ogniu rozpalonym w kominku, zajadać pieczeń z jelenia i popijać grzane wino ze srebrnego kielicha. Jego matka, pani Katarzyna z Wielgomłynów, przędła na kołowrotku, a nastoletni synowie Jasiek i Zbyszko siłowali się na ręce.
Tylko jeden człek mógł towarzyszyć wówczas rodzinie, rybałt o imieniu Dobko. Długowłosy chłopak grał na lutni i śpiewał dźwięcznym głosem piosenkę, którą ukochała zmarła przed laty żona rycerza.
Gdy nadejdzie wiosna i zazielenią się łany,
podnieś głowę i spójrz w niebo, ukochany.
Nie płacz, choć serce śpiew skowronka porusza,
bo tam wysoko przebywa moja dusza.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej