- W empik go
Wikingowie. Zew Odyna - ebook
Wikingowie. Zew Odyna - ebook
Dziewiąty wiek. Średniowieczna Norwegia. Świat wikingów z siłą ich mięśni, namiętnością i zmysłową pierwotnością. Ingrid, córka jarla Sigurda Czerwonookiego, ma zostać wydana za mąż za jednego z lokalnego wodzów. Dziewczyna jednak nie chce zostać żoną starszego, gnuśnego wikinga. Pragnie cieszyć się wolnością, ale sojusze zawarte przez jej ojca skazują ją na inny los. Przygotowania do ślubu zostają przerwane przez niespodziewany najazd wrogiego jarla Hrafna Niskiego z Kristiansund. Podczas walki ginie ojciec Ingrid, a jej brat Ulfar zostaje wybrany nowym wodzem. Kiedy mieszkańcy próbują pogrzebać zmarłych, okazuje się, że jeden z nich, Thorolf, oddycha. Ingrid, która zna się na ziołach jak mało kto, ratuje mu życie. Młodzi zakochują się w sobie, choć wiedzą, że nie jest im dane być razem. Dziewczyna wkrótce zostanie żoną innego, a wiking obejmie rządy po swoim zmarłym ojcu. Mimo wszystkich tych przeciwności spędzają ze sobą noc. Wtedy rusza lawina, której konsekwencje zmienią losy dwóch królestw i dwojga ludzi owładniętych żarliwą miłością.
Sara Weber- z wykształcenia historyk, ukończyła studia na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Jest szczęśliwą żoną, matką dwóch synów, lubi dobrą literaturę, kocha gotować i podróżować z rodziną. Mieszka w małej miejscowości w południowej Polsce. Pisze w każdej wolnej chwili.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8295-793-8 |
Rozmiar pliku: | 397 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
INGRID
Stado dzikich ptaków krążyło nad fiordem, a czerwone słońce zachodziło za horyzont. Zima w tym roku ciągnęła się nieznośnie długo, dając się we znaki ludziom i zwierzętom. Lekkie jak puch płatki śniegu wirowały w powietrzu.
Zmrużyłam oczy, czując, że moje rzęsy pokrył szron. Zacisnęłam pięści i chuchnęłam w nie mocno, żeby rozgrzać zziębnięte dłonie. Opatuliłam się cieplej wełnianym płaszczem, zarzuciłam kaptur na głowę, po czym ostatni raz popatrzyłam na wzburzone morze. Po chwili ruszyłam w dół wzgórza. Z każdym kolejnym krokiem czułam, że moje serce przyśpiesza, i bynajmniej nie było to spowodowane szybkim marszem. Moje myśli krążyły wokół ojca, który wciąż czekał na moją odpowiedź.
Jarl króla Olafa, a mój ojciec, Sigurd Czerwonooki, pragnął wydać mnie za mąż, aby umocnić sojusz wojenny z którymś z sąsiadów. Jako jego córka już dawno powinnam była podjąć decyzję, ale wciąż zwlekałam. Bałam się, bo wiedziałam, że nie jestem gotowa na małżeństwo. W tym roku upłynęło dwadzieścia wiosen, odkąd pojawiłam się na świecie. Nie widziałam siebie w roli matki i żony. Chciałam wolności, jednak czekał mnie inny los. Pod koniec lata miałam już być mężatką. Uroczystości zostały zaplanowane, pozostawała jedynie kwestia kandydata. Ojciec dał mi wolną rękę w kwestii wyboru przyszłego męża, co nie zostało dobrze przyjęte przez resztę wikingów z osady.
– Sibbe… – szepnęłam, wypuszczając z ust obłoki pary.
Niewolnica, którą z pewnością wysłał za mną ojciec, pomachała do mnie z daleka.
– Trudno cię znaleźć, pani – powiedziała zdyszana. Jej policzki były czerwone od mrozu.
– Wracam do osady. Wypatrywałam statku Ulfara – odparłam zgodnie z prawdą.
– Minęło już tyle czasu, odkąd wyruszył w podróż. – Sibbe westchnęła. – Miejmy nadzieję, że wróci lada dzień. Niech prowadzi go Njord, zapewniając mu spokojne i bezpieczne morze.
Pokiwałam głową, a potem, już bez zbędnych słów, udałyśmy się w kierunku zabudowań.
– Czy zdecydowałaś już, pani? – Sibbe popatrzyła na mnie dużymi niebieskimi oczami, w których ujrzałam strach i rozpacz.
Mimo że była thrall, czyli niewolnicą, rozumiałyśmy się bez słów. Sibbe wiedziała, jak trudna stała się moja sytuacja. Jako córka jarla musiałam stanąć na wysokości zadania, wybierając mniejsze zło. Małżeństwo stawało się moim przekleństwem. Chaty nad fiordem zbliżały się niebezpiecznie szybko, a ja wiedziałam, że przyszedł czas na rozmowę z ojcem.
Osada, która już wkrótce miała przestać być moim domem, liczyła wiele zabudowań, a co roku powstawały kolejne. Okolica może nie obfitowała w żyzne ziemie uprawne, ale rekompensowała je mnogość zwierzyny w okolicznych lasach oraz bezpośredni dostęp do morza. Zapadła ciemność, a ja razem z Sibbe przeciskałam się między drewnianymi budynkami. Ludzie przemykali w ciemności, chroniąc się w chatach. Zimno i chłód sprawiały, że na dworze przebywali jedynie ci, którzy mieli do wykonania pilne prace w obejściu. Wąskie uliczki pokrywał udeptany śliski śnieg, zmieniający się w lodową pułapkę. Nie pomagał nawet rozsypany wszędzie popiół. Z oddali zobaczyłam znajome domostwo, które znajdowało się w centralnej części osady. Przy wejściu piętrzyły się stosy drew do palenia oraz beczki wypełnione solonym mięsem jelenia.
Weszłyśmy do ciemnego, dusznego, ale jednak przyjemnie ciepłego pomieszczenia. Znad paleniska unosił się dym, który umykał przez dymnik między powałą. Dopiero kiedy usiadłam przy ognisku, poczułam, jak bardzo jestem przemarznięta. Odpięłam srebrną klamrę przemokniętego płaszcza i zdjęłam przemoczone buty. Moje stopy przypominały dwa sople lodu. Dorzuciłam drewna, aby poczuć przyjemne ciepło, a iskry zatańczyły wesoło na palenisku.
Rozejrzałam się po chacie. Na szczęście w pobliżu nie było ojca. Sibbe szybko podała mi na wpół zimną owsiankę z rozmoczonymi suszonymi jagodami. Podziękowałam jej, bo wiedziałam, że ta garstka owoców była jedną z ostatnich, jakie pozostały w zapasach po krótkim lecie. Zaczęłam jeść, myślami wracając do dni, kiedy wędrując po lesie, zbierałyśmy owoce. Beztrosko kąpałyśmy się w rwących górskich potokach, mając za towarzyszkę jedynie boginię Freję.
Wzięłam do ust kilka łyżek, ale mój skurczony żołądek odmówił współpracy. Spojrzałam na Sibbe, która usiadła przy mnie, gładząc mnie po dłoni.
– Musisz mieć siłę, jedz. Jesteś taka chuda – zauważyła, wyciągając ręce do ognia.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo usłyszałam znajomy głos:
– Gdzie ty się podziewałaś?
– Witaj, ojcze – odparłam pokornym tonem.
Sigurd Czerwonooki był wysokim, postawnym mężczyzną w sile wieku. Na plecy miał zarzuconą skórę niedźwiedzia, która pokryła się śniegiem. Twarz wikinga liczyła wiele blizn, zdobytych w trakcie wypraw łupieżczych, jednak znakiem rozpoznawczym stało się czerwone znamię, które znaczyło jego prawe oko. Jako jarl króla Olafa Sigurd cieszył się szacunkiem całej społeczności. Był uważany za sprawiedliwego i odważnego wikinga.
– Przynieś piwa. – Skinął głową na Sibbe, która oddaliła się niepostrzeżenie ze zwinnością łani, a potem usiadł przy mnie, przeciągając się jak kot. – Wiesz, jak kochałem twoją matkę – zaczął, a w jego bladoniebieskich oczach pojawił się smutek. – Wyglądasz zupełnie jak ona, masz takie same oczy, włosy, rzęsy… Chciałaby, żebyś była szczęśliwa. Ja też tego pragnę, Ingrid.
– Jeśli pragniesz mojego szczęścia, to pozwól mi być wolną – szepnęłam w stronę ogniska.
– Wiesz, że naszym społeczeństwem rządzą twarde zasady – wycedził przez zęby.
– Ojcze, w takim razie pytam cię, dlaczego chcesz mnie wydać za jednego z tych niegodziwców. Nie nazwałabym ich ludźmi, lecz bydlętami – syknęłam.
– Uważaj na słowa, córko. – Sigurd zacisnął ręce na nożu, który zawsze nosił blisko siebie. – Muszę oddać cię jednemu z naszych sprzymierzeńców, Ingrid. Nie ma odwrotu, taka jest umowa między naszymi rodami.
– Chcesz, żebym skończyła jak dwie żony Miedzianobrodego? Jedną udusił, a drugą utopił, o ile mnie pamięć nie myli. A, zapomniałabym o Erpie Tarczowniku, który wygląda jak tłusta, spasiona świnia… Całymi dniami tylko pije wino, sprowadza kolejne nałożnice, a od żony wymaga, by rodziła mu wyłącznie synów. Ojcze, nie dziw się, że nie mogę się zdecydować. Poczekam, aż Ulfar wróci, wtedy dam ci odpowiedź…
Nie dokończyłam, bo na policzku poczułam ciężką rękę ojca. Spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem. Wiedziałam, że tak skończy się mój sprzeciw.
– Nie tylko wygląd odziedziczyłaś po matce, ale przede wszystkim upór. Twój brat nie ma nic do twojego zamążpójścia. Rozumiem, że wolisz rodzić synów, aniżeli przenieść się do Walhalli. Pod koniec lata wyruszysz na południe.
Z oczu trysnęły mi łzy. Próbowałam się powstrzymać, ale żal był silniejszy ode mnie. Ojciec zdecydował, że zostanę żoną Erpa Tarczownika, władcy z południa, który słynął ze swojego obrzydliwego wyglądu, tłustego podbródka i nadmiernego umiłowania do alkoholu. Mówiono, że potrafił posyłać statki, które przywoziły miód pitny w beczkach dla zaspokojenia jego olbrzymiego apetytu.
Policzek piekł mnie niemiłosiernie, ale wiedziałam, że ojciec mnie kocha.
– Mogę wziąć ze sobą Sibbe? – zapytałam, łykając słone łzy.
– Tak – usłyszałam.
Wtedy wstałam i oddaliłam się w stronę swojego posłania. Potrzebowałam chwili, żeby zebrać myśli.
Położyłam się na legowisku znajdującym się w ciemnym kącie chaty, z dala od paleniska. To było moje miejsce, gdzie nikt inny nie miał prawa wstępu. Kilka prostych zbitych desek nakrytych ciepłymi skórami, a przy głowie wyryte w sosnowym drewnie ochronne runy. Opadłam na nie z bezsilną rezygnacją, świadoma, jaki czeka mnie los. Skuliłam się, a moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Nie było odwrotu. Musiałam zmierzyć się z tym, co zgotowali mi bogowie. Nakryłam się skórą po samą brodę i zapadłam w krótki niespokojny sen.
Obudziłam się, dopiero kiedy usłyszałam znajomy głos. To Rune, najbliższy przyjaciel mojego ojca, siedział przy palenisku w otoczeniu kilkunastu osób i śpiewnym głosem rozpoczął swoją opowieść. Podniosłam się, po czym po cichu zajęłam miejsce przy ojcu. Sigurd Czerwonooki ścisnął moją dłoń, a potem podał mi róg z winem. Gestem nakazał Runemu kontynuowanie opowieści.
– Odyn wędrował przez świat, aby zdobyć mądrość. Pragnął jej najbardziej na świecie. Podpierając się swoją włócznią Gungnir, stąpał po niepewnym gruncie, aż dotarł do wielkiego drzewa życia, Yggdrasill. Był to największy jesion, jaki można sobie wyobrazić. Pień drzewa opierał się na trzech korzeniach podlewanych przez trzy Norny, nad którymi nie miał władzy żaden bóg. Święte drzewo akurat się zieleniło. Gdy Odyn patrzył na nie z podziwem, w jego gałęziach dostrzegł ogromnego orła. Jednooki bóg poprawił swój wędrowny kapelusz, po czym spojrzał w górę. Wszystkie ludzkie sposoby zdobycia mądrości zawiodły, a więc pozostało mu jedno… – Rune wziął łyk wina z rogu i przepił do zgromadzonych przy ogniu wikingów.
– Mówże, Rune! – ponaglił go jeden z nich.
– Słuchajcie dalej. – Skald zmrużył oczy, po czym dorzucił drwa do ogniska, aż posypały się iskry. – Odyn postanowił wspiąć się na szczyt drzewa, gdzie zawisł, wcześniej zraniwszy się włócznią. Po dziewięciu dniach i dziewięciu nocach, kiedy śmierć była blisko, usłyszał głosy dwóch kobiet, które wycinały runy na kawałkach drewna. Śpiewały pieśni, które Odyn nucił razem z nimi. Pierwsze dziewięć chroniło od wszelkich niebezpieczeństw, od ran, gaszenia pożarów, niebezpiecznych burz. Kolejne służyły do zatrzymania czarownic w locie, uwiedzenia kobiety i zapewnienia szczęścia nowo narodzonemu.
– A ostatnia pieśń? – zapytała Sibbe.
– Ostatnią pieśń Odyn zachował dla siebie i nigdy nie zdradził, o czym opowiada. Po dziewięciu dniach, gdy lina pękła, a on znalazł się na ziemi, przechwycił kawałki drewna, gdzie zapisane było dziewięć podstawowych run.
– I potem przekazał je ludziom. – Sigurd wzniósł róg z winem, upił spory łyk i uciszył zgromadzonych gestem ręki. – Moja córka latem zwiąże nasze ziemie z jarlem Erpem Tarczownikiem. Rano poślę wiadomość na południe, żeby zapewnić go o naszej przyjaźni i sojuszu. Nasza ziemia jest tego warta. Niech Odyn, Thor i Freja będą naszymi sprzymierzeńcami!
Zanim się obejrzałam, wśród zgromadzonych zapanowała wielka wrzawa. Mężczyźni wstali i zaczęli głośno skandować imiona bogów. Mój ojciec siedział na honorowym miejscu, bawiąc się swoim srebrnym amuletem, na którym widniały podobizny dwóch kruków Odyna. Przez chwilę patrzył władczym wzrokiem na ucztujących, a potem dał sygnał, aby przyciągnąć kolejną beczkę napitku.
Gdy Sibbe podała mi kolejny róg z winem, w głowie już lekko mi szumiało.
– Jak myślisz, o czym mówiła ta ostatnia pieśń? Co Odyn zachował tylko dla siebie? – zagadnęła. – Co to mogło być?
– Naprawdę nie mam pojęcia. Zapytaj Runego, on zna wszystkie tajemnice bogów. – Zachichotałam, po czym wskazałam palcem na wikinga, który już dawno wpadł jej w oko.
– Myślisz, że może celowo ukrywać to przed nami? – dopytywała niestrudzenie.
W odpowiedzi jedynie wzruszyłam ramionami, a potem wstałam i odeszłam pośpiesznie. Musiałam porozmawiać z ojcem.
– Ojcze. – Uklęknęłam przy krześle, na którym siedział. Okazywałam mu szacunek, chcąc się przypodobać, choć w moich oczach znów pojawiły się łzy.
– Ingrid, córko, nie ma już odwrotu, wiesz o tym. – Spojrzał na mnie tym swoim przeszywającym wzrokiem. Czerwone znamię w prawym oku skryło się pod zmrużoną powieką.
– Wiem, pogodziłam się już z tym – skłamałam, ale nie miałam innego wyjścia. – Boję się o Ulfara, ojcze. Nie wraca już tak długo… A jeśli nie żyje? Jeżeli zginął na morzu?
Ojciec pogładził mój policzek, a potem pocałował czule w głowę.
– Ulfar to mój jedyny syn i wiem, że bogowie pozwolą mu bezpiecznie wrócić do domu. Musimy cierpliwie czekać. Pamiętaj, że prawdziwi wojownicy oddają serce bogom. A cierpliwość popłaca, najdroższa córko.
– Oby stało się tak, jak mówisz. – Wstałam z klęczek, ocierając pojedynczą łzę wierzchem dłoni.
Kochałam brata ponad wszystko, jako bliźnięta byliśmy ze sobą szczególnie związani. Ojciec zdawał sobie sprawę, że wyprawa handlowa znacznie się przedłużała. Ulfar już dawno powinien wrócić do osady. Jednak mój brat ponad wszystko pragnął bogactwa i dostatniego życia, dlatego wraz z innymi wikingami wyruszył w morze handlować skórami zwierząt oraz biżuterią, którą chętnie kupowano w każdym miejscu, gdzie zdołały dotrzeć nasze statki.
Usiadłam skulona w kącie, trzymając w dłoni naczynie z winem. Patrzyłam, jak najbliżsi przyjaciele mojego ojca ucztują, podczas gdy sama rozpoczynałam żałobę. Naprawdę wolałabym umrzeć, niż stać się żoną jednego z najgorszych jarlów w okolicy. Na samą myśl o tym robiło mi się słabo.
– Musisz być dzielna, nie myśl za dużo i złóż ofiary bogom. – Rune, kilka lat starszy ode mnie wiking, usiadł obok.
– Tak zrobię, ale daleko mi do szczęścia – mruknęłam, upijając łyk złocistego napoju.
– Erp jest stary, na pewno niedługo umrze.
– Marne pocieszenie – prychnęłam.
– Jak mogę poprawić ci humor? – Rune przechylił głowę, a jego niebieskie tęczówki błysnęły w półmroku. – Może wykorzystaj czas, który ci pozostał… – Przysunął się do mnie na niebezpieczną odległość. Tak blisko, że poczułam jego zapach. Pachniał dymem z ogniska, słodkim winem i pożądaniem. Wziął ode mnie kubek i go odłożył. Dotknięcie jego dłoni sprawiło, że zrobiło mi się gorąco. Widziałam, że on też ma przyśpieszony oddech. – Chodź ze mną – szepnął mi do ucha.
Zawirowało mi w głowie. Mieszanie trunków nie było dobrym pomysłem. Miałam ochotę poznać Runego bliżej, ale obecność ojca i strach przed konsekwencjami skutecznie studziły mój zapał.
– Nie mogę. Bardzo cię lubię, ale nie mogę tego zrobić – odparłam niemal bezgłośnie.
– Jak chcesz – rzucił beznamiętnie, ale mowa jego ciała świadczyła o czymś zupełnie innym. Uraziłam jego męską dumę. Odszedł wyprostowany, jakbyśmy przed chwilą nie rozmawiali.
W tym samym momencie ujrzałam ojca. Ze swojego wysokiego krzesła taksował mnie spojrzeniem. Gdy napotkał mój wzrok, skłonił głowę i zaklaskał trzy razy na znak uznania.
Odetchnęłam z ulgą. Gdybym uległa, ojciec uznałby mnie za ladacznicę niegodną nazywać się jego córką. Nie zdziwiłabym się, jeśli sam nasłałby na mnie Runego, żeby mnie sprawdzić. Tak samo jak podziwiałam ojca, tak samo nienawidziłam go za żelazne zasady, którymi kierował się w życiu. Był doskonałym przywódcą, potrafił utrzymać porządek na podległych mu terenach, a do tego czerpał ogromne korzyści z handlu, czego zazdrościli mu wszyscy okoliczni jarlowie. W naszej osadzie wiele osób zajmowało się rękodziełem, wykonywało biżuterię, ale największym powodzeniem cieszyły się wyroby mojego brata, który miał dar ozdabiania broni. Jego topory, miecze i włócznie zdobione wymyślnymi wzorami, nabijane szlachetnymi kamieniami sprawiały, że cieszył się ogromnym poważaniem. Dotknęłam naszyjnika, który skrywałam pod wysoko zabudowaną suknią. Na rogu jelenia wyryte były runy, które miały mnie chronić oraz przynosić mi szczęście. Dar od Ulfara, kiedy wypływał ostatnim razem. Zacisnęłam palce na gładkiej kości.
Opuściłam zgromadzonych, udając się w stronę swojego posłania. Już miałam odsunąć kotarę oddzielającą prywatną część domu, kiedy usłyszałam ciche pojękiwania. Cofnęłam się odruchowo. Rozchyliłam dwie części grubego ciemnego materiału, żeby zerknąć, kto się kryje po drugiej stronie.
Zobaczyłam Runego, który z pożądaniem całował jakąś kobietę. Nie widziałam jej twarzy, jedynie jasne włosy rozplecione z ciasnego warkocza, spływające kaskadą po plecach. Wiking rozebrał się do naga. Najpierw zdjął cienką koszulę, potem skórzane spodnie, opięte na umięśnionych nogach. Jego ciało pokrywały liczne blizny. Napięte mięśnie brzucha falowały, unosząc jego tors w górę i w dół. Po chwili mój wzrok padł na jego przyrodzenie, gotowe do miłosnego aktu. Cofnęłam się o krok, nakazując sobie w myślach opanowanie. Mój oddech jednak przyśpieszył, kiedy Rune uklęknął przy dziewczynie, wciąż odwróconej do mnie tyłem, aby zanurzyć język w jej kobiecości. Nagle zapragnęłam być na jej miejscu, tak wielki trawił mnie ogień. Odruchowo zacisnęłam uda i przyłożyłam dłoń do piersi. Poczułam, że moje serce chce się uwolnić, pędząc jak spłoszona przez myśliwych zwierzyna. Moja dłoń bezwiednie trafiła na sterczący sutek, a dotyk sprawił, że ten stwardniał jeszcze bardziej. Wraz z nim napięło się całe moje ciało, a w kroku poczułam wilgoć. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Rozum nakazywał mi odejść, ale niezrozumiały dla mnie instynkt prowadził mą dłoń dalej po ciele. Czułam napięcie w powietrzu i nie umiałam mu nie ulec. Wiedziałam, że ten zapach od dziś będę pamiętać już na zawsze. Zapach podniecenia. Spijałam jego smak z własnych warg, napawając oczy rozkoszą tych dwojga. Płonęłam, twarz mnie paliła, dłonie znajdowały coraz to nowe ogniska na moim ciele. Nigdy jeszcze się tak nie czułam.
Rune kontynuował, aż nagle kobieta uniosła się na rękach, zapraszając go do swojego wnętrza. Wiking podniósł się z kolan, jego wilgotny od potu tors błyszczał siłą i pulsował pożądaniem, odwrócił ją tak, że w słabym blasku świecy dostrzegłam twarz kochanki. Nasze spojrzenia skrzyżowały się w tym samym momencie. Zamarłam. A potem odskoczyłam od zasłony, licząc, że jednak nie zostałam rozpoznana. Serce dudniło mi w piersiach, a alkohol wciąż szumiał w głowie. Niepokój wzmagał się we mnie z każdą sekundą. Nie mogłam w to uwierzyć.
To była Sibbe!
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI