Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Wilczy Pan - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wilczy Pan - ebook

Huggi. Jeden z potężnych magów rusza w podróż ze swoimi przyjaciółmi, których losy stają przed znakiem zapytania. Gdzieś w oddali… Lub blisko czai się zło… Wilczy Pan.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8384-833-4
Rozmiar pliku: 652 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1: Początki Legendy

1

— _Dziadku Huggi? Co było dalej? — Spytała zaciekawiona wnuczka._

— _Dziadku… Prosimy. Opowiedz tę historię raz jeszcze- Powiedział wnuczek i Dziadek Huggi zaczął swą opowieść…_

2

_To działo się dalekie i długie lata temu. Ludzie i magiczne zwierzęta żyły w zgodzie i byłoby tak dalej, gdyby nie pewien elf._

_Zwał się Alafer. Był z niego taki mały urwis Choć miał metr pięćdziesiąt i rozsądek sowiego wodza._

_Jak zawsze co niedzielę na obiedzie opowiadał, o jakich rzeczach się nie dowiedział z ksiąg Elfiej magii._

_Tu wszedłem ja. Jak zwykle spóźniony i znudzony życiem ucznia._

_Siedemnaście lat robiło swoje… Miało się chęć zatańczyć pod muzykę leśnego wiatru._

_Tego ja To umówiony i zwykle spóźnialski przyszedłem do Hobbickiej chatki._

_My czarodzieje, Elfy i hobbici mieszaliśmy zwykle w małych wsiach i grodach._

_Zaś Luternof było ową spokojną okolicą._

_Las zamieszkiwały elfy. Pagórki Hobbici, a czarodzieje mieli swoje wieże magów._

_Wokół wsi roztaczały się pola marchwi, ziemniaków, ryżu oraz pszenicy._

_Mięso pozyskiwały Elfie straże i nigdy niczego nam nie brakowało._

_ Zapukałem._

_Drzwi otworzył mi dobry znajomy Hobbit Murlookan._

_Jak zawsze zaspany i zmęczony przed rozpoczęciem rozmowy ziewnął._

— _Aaa… O… To Ty Huggi? Czekamy jak zawsze do kwadransa czasu, ale dziś…_

— _Wiem Murlookan. Przepraszam. Miałem ponad obowiązkowe jednak ważne lekcje._

— _Ach więc dalej w szkole?_

— _Nie- Zaprzeczyłem, mając na myśli mój ostatni rok w szkole mocstawowej i badania nad nawozem magicznym._

— _W takim razie właź! Co w progu będziesz stać?!_

_I wszedłem do ładnego i zadbanego przedpokoju._

_Następnie do pokoju o średniowiecznym stylu zrobionym jako jadalnia._

_Siedział już Elf Alafer, Murlookan i Człowiek Marley._

_Marley miał rude proste włosy i uśmiech nastolatka mimo jego niemłodego wieku._

_Nawet siadając i witając się z każdym po kolei, nie byłem świadom tego, co miało się wydarzyć raptem minuty później._

— _Witaj Huggi- Powiedział Alafer, odwracając się na krześle- Mam kilka pytań na osobności, ale… To potem. Teraz siadaj i gadaj, jak idą testy na roślinach Idą, bo wiesz… Nie lecą!_

— _Ha! Brawo!!! — Krzyknął Marley- Dobry kawał na popołudniowy obiad!_

— _Huggi! A tyś był na tym zebraniu wczorajszej nocy? — Spytał ni z tego, ni z owego Murlookan._

— _Nie- Odpowiedziałem szczerze i bez zastanowienia._

— _Legenda…_

— _Nie mów nic o tych młynarskich szeptach Murlookan. Nie interesują mnie plotki… I tym bardziej fakty. Jestem magiem._

— _Uczniem. Szkoła Moc stawowa. Racja? — Dogryzł, chyba specjalnie Marley._

— _A ty z choinki?! On ma jeszcze ten rok i jest pełnoprawnym… Ekchę… Zielarskim magikiem._

— _Wiecie co? Zamknijcie się i dajcie spocząć._

_Usiadłem na swoje miejsce._

— _Ale wiesz, o co biega Prawda? — Murlookan nie dawał za wygraną._

— _Znowu zboża im nie rosną? Albo Król nakazał zwiększyć pańszczyznę? — Wspomniałem dawne fakty. Niepotrzebnie._

— _Smoczy gród ma się wyłonić na sto lat i zniknąć na kolejne tysiąc. Tego nikt nie zapomni i jest coraz głośniej, choć to niejawna sprawa._

— _I co mnie to Murlookan obchodzi? — Zadałem retoryczne pytanie._

_Zadałem, sprawdzając, czy dalej chciałem zobaczyć legendarne miasto obite niezbyt dobrą sławą._

3

— _Dziadku! Ale jak właściwie wyglądało owe miasto?_

— _Smoczy gród Amellis? — Dopytał dziadek Huggi._

4

_Smoczy Gród według jednej z legend był rządzony przez smoka ze złotej skóry._

_Druga mówiła o potężnym wojsku i władcy, który chce zniszczyć wspomniany gród, lecz nie może go znaleźć._

_Trzecia powiadała o upadku i ponownym powstaniu grodu w czasach zerowych naszej ery. Kiedy to wszystkie stworzenia i ludzie stoczyli bój z siłami ciemności gorszymi od Smoka Kresu._

_Tu wkroczyliśmy do rozmowy o małym znaczeniu dla codziennej życiowej drogi…_

— _A powinno- Rzucił Murlookan i wstał po mapę._

— _Alafer, wspominałeś coś o tygodniu drogi- Napomknął Marley._

— _Tydzień do wioski wiedźm, a potem na polanę pustkowi. Droga przez las ciemnej krwi, bagna żółtych żąbiar i wsi oraz miasteczka dawnego królestwa wilków. Gdzie lasy są dalej terroryzowane przez plemię wilkołaków._

— _Po drodze most przebaczenia bratniej krwi i Lisie doliny? — Dopytał Murlookan, kładąc starą mapę na stół._

— _Tak- Odparł Alafer i w ręce wziął ołówek o średnicy rysika 5 milimetra._

_Zaczął zaznaczać kolejno punkty szybkiej drogi._

_Pierwszym miejscem była nasza wieś Dobromiro. Druga na liście wioska trolli._

_Trzeci już las ciemnej krwi._

— _To jesteśmy tu- Powiedział Alafer po zaznaczeniu wszystkich punktów._

— _A dotrzeć musimy do polany- Dodał Marley._

— _Tak. To najszybsza trasa. I bardzo niebezpieczna._

_Na te słowa Murlookan podskoczył z wrażenia. Chyba przez podniecenie._

_Lubił takie straszne powieści, a teraz miał okazję przeżyć jedną z nich na własne oczy._

— _Murlookan. Wchodzisz w to? — Spytał Alafer bezcelowo z wiadomym już skutkiem._

— _Tak! Jasne! — Jego podniecony głos mówił sam za siebie._

— _A ty Marley?_

— _Nie mogę powiedzieć. Jeśli pójdzie z nami czarodziej, to wchodzę._

_I pytanie do mnie._

_Nie odpowiedziałem od razu. Poczekałem na odejście od stołu Marleya._

— _Tak. Wchodzę._

— _Ale… — Alafer nie był pewny mojej decyzji._

— _Ale nie robię za tarczę. Jak coś się zacznie walić, to mnie nie było._

— _Jasne. Lecz wiesz, że będziesz nam oświetlać drogę i załatwiać monety?_

— _Mam jakieś w skrzyni. Powinny wystarczyć- Odezwał się Murlookan._

_Alafer zaniemówił._

— _Jutro z rana o dziesiątej przed bramą wjazdową- Oznajmił Alafer- Mamy tylko jedenaście dni na dojście._

— _Aha- zapowiedziałem- jedenaście do nocy pełni czarnego księżyca. To raczej dużo._

— _A znasz przyszłość? — Alafer powiedział swoje._

— _Tak. I to dobrze. Skończymy w piachu- Mało kto zaśmiał się z mojego ponurego kawału- Jutro o dziesiątej. Rozumiem._

— _To jak się nazwiemy? — Murlookan zmienił temat._

— _Białe wilki? — Padło dopytanie na pytanie. Zadał je Marley._

— _Białe… Może Drużyna bieli? — Teraz padła propozycja od Alafera._

— _Oklepane- Odezwałem się- Można coś bardziej wpadającego w ucho._

— _To, co proponujesz czarodzieju? — Alafer brzmiał niemalże śmiesznie._

— _Wojownicy białej damy?_

— _Od czego ta nazwa? — Murlookan nie skojarzył._

— _Biała dama to nasza królowa. Racja? — Marley zajrzał do swej księgi._

— _Tak. A wojownicy? Nawet rycerzami nie jesteśmy- Murlookan dalej próbował grać głupka- A… Dobrze. Już wiem czemu._

— _To jak? Wojownicy Białej Damy? — Alafer zrobił poważną minę i wszyscy buchnęli jednogłośnym śmiechem._

— _A powitanie? — Dopytałem._

— _Wymyśli się po drodze- Oznajmił Alafer._

_Teraz Murlookan zaczął chować mapę, a Marley przyniósł beczkę piwa._

— _To za nas Wojownicy! — Powiedział i nalał do kufli po świeżym piwie znad rzecznej winnicy._

_Wypiliśmy za życie i szczęście, które miało nam sprzyjać._

_Oraz kilka pomniejszych spraw._

— _To teraz czas załatwiać sprawy- Rzucił ni stąd ni zowąd Marley._

_I tak oto część wyszła. Został tylko Marley i Murlookan._

_Ja zacząłem kierować się do mojego ogródka._

— _To, czemu się zgodziłeś? — Spytał Alafer._

5

— _I co odpowiedziałeś dziadku? — Spytała wnuczka._

— _Powiedziałem, że o tym porozmawiamy potem- Kontynuował Huggi._

6

_Więc poszedłem do ogródka._

_Tam Czekał na mnie nauczyciel._

_Widać, że był zaniepokojony._

— _Witaj- Odezwał się._

— _Miłego wieczoru- Odpowiedziałem._

— _Gdzieś się wybierasz? W ostatnim czasie krążą pogłoski o Smoczym grodzie._

— _Raczej nie- Skłamałem._

— _Zanim powiesz, że tak. To dam radę. Miej oczy na baczności._

— _Ale ja nigdzie nie idę. Szkoła…_

— _Zostaw te sprawy. Masz dwa miesiące na powrót._

— _A… — Zamurowało mnie._

— _Oto księga Twojego Pradziadka- Nauczyciel dał mi walizkę z księgą o grubości trzystu kartek._

— _A to nie mojej… — Zamilkłem._

— _Twój pradziadek pewnie by chciał, żeby ktoś dokończył ją. Zapisz, co się da._

— _Przecież to księga czarodziejów- Oznajmiłem._

— _Księga Twego pradziadka. Badał magię i doszedł do jednego wniosku. A Ty masz tę kartkę wyrwaną z zeszytu. W niej jest magia. Nikt nie może kontynuować badań._

— _Nic nie rozumiem- Przyznałem._

— _Jesteś prawnukiem maga potężnego. Silniejszego od smoka kresu._

— _To nie może być prawda._

— _Przyjmij tę księgę i obiecaj, że wrócisz cały, jeśli się tam wybierzesz._

— _Obiecuję._

_Przyjąłem księgę i pióro wiecznie magiczne._

_Po tym, co usłyszałem, wszedłem do domu i odłożyłem księgę na stole w jadalni._

_Następnie wziąłem zimny prysznic, zamykając oczy._

_Tu usłyszałem moje słowa:_

NOWY LEPSZY ŚWIAT I PRZYGODA ŻYCIA

TO, CO TERAZ POTRZEBUJĘ.

_A nie wypowiadałem tych słów._

_Chciałem się odprężyć i kolejne słowo:_

NIE ŻAŁUJ SWYCH DECYZJI.

_Rozejrzałem się, lecz nie zobaczyłem nikogo prócz mnie w odbiciu lustra._

_Wyszedłem spod prysznica i poszedłem spać._

_Rano wstałem około poranka._

_Czasu jak się okazało, miałem za dużo._

_Słońce bowiem budziło się do życia._

_Zszedłem na dół do kuchni i zobaczyłem księgę._

_Moją pierwszą reakcją było zdziwienie. Dopiero kilkanaście minut później spojrzałem w kulę i jeszcze raz na księgę._

_Nauczyciel dał mi ją._

_Co najlepsze byłem bardziej zdziwiony niż podekscytowany W końcu mój pradziadek pisał ją kilkanaście lat._

_Po obfitym śniadaniu z kurzych jaj i mleka z miodem oraz miętą wyjąłem dziennik mojego dziadka, który prawnie po śmierci mego ojca należeć miał do mnie i z białej koperty wyjąłem złożoną stronę._

_To nie był zwykły czar._

_Coś mi mówiło, że jest to coś większego._

_Jednak gdy tylko zacząłem czytać na spokojnie, kartka wleciała do księgi i owa księga zamknęła się na dłuższy czas._

_Zaś na jej otwarcie potrzebny był klucz._

_Coś na wzór pieczątki ze smokiem._

_Spakowałem to i jeszcze podstawowe wyżywienie, monety, a następnie ruszyłem przed bramę._

_Jakby tego miało być mało, o dziewiątej już słyszałem jeden głos._

_Jakby ktoś próbował się ze mną skontaktować._

_Słyszałem słowa: To już. To teraz! Magia jest blisko!!!_

_…I tak do momentu przyjścia Alafera._

_A było to o dziewiątej czterdzieści._

— _Witam maga- Powiedział żartem._

— _Witam również leśnego elfa._

— _Masz broń? — Spytał Alafer, pokazując swój łuk i strzały w ilości kilkunastu._

— _Tak- Odpowiedziałem i nie zdążyłem dodać._

— _Tu wróg publiczny numer jeden. Marley melduje posłuszeństwo._

— _I Wzajemnie. Rozwalmy parę wilczych głów- Za Marleyem szedł Murlookan._

— _Cała drużyna gotowa? — Alafer nie żartował. Jego ton był na sto dwa procenty pijany, lecz odważny._

— _Piłeś? — Spytał Alafera Murlookan._

— _Nie. To adrenalina w moich żyłach._

— _Ach. No tak. Właśnie słychać- Dopowiedział Marley._

— _To gotowi do drogi? — Murlookan zaniemówił._

— _No to na co czekamy? Magu? — Pytanie do mnie od Białego rycerza._

— _A… — Też zaniemówiłem._

_Biały rycerz podszedł cicho od strony głównej bramy._

_Niezauważony._

_Cichy…_

_…Niczym kot na polowaniu. Mysz podczas ucieczki przed łowcą…_

— _No to, co tak stoimy? — Biały rycerz i jego gadka- Jak drzewa zakwitniemy na kolejnym postoju. Ruszamy czy nic z wyprawy?_

— _Idziemy! — Zadecydowaliśmy gwarą i żwawo opuściliśmy pierwszy postój ochrony._

_Drugi był pięćset metrów dalej i następny kilometr od ostatniego._

_Teraz wkraczaliśmy w lasek miłości._

_Nazwa pochodziła od różu liści kwitnących wiosną i latem pachnących świeżą maliną i zielonym jabłkiem._

_W ciszy przeszliśmy przez wioskę i przed lasem w samo południe przystanęliśmy na krótką rozprawę o celu podróży._

— _To w końcu kto idzie do Smoka Kresu? — Spytał Alafer._

— _Niech idzie nasz Mag- Ozwał się Biały rycerz._

— _To jeszcze dogadamy- Dopowiedział i zakończył tę część tematu Marley._

— _Murlookan. Masz mapę?_

— _Dwa dni drogi Alafer. Dwa dni przez las i przeprawa przez rzekę do drugiej jednodniowej drogi._

— _To znamy kolejny przystanek? — Alafer próbował się upewnić._

_Cisza._

— _Idziemy dwa dni do mostu Ogra, potem dzień do wioski wiedźm._

— _A to nie raczej minęliśmy tej wsi? — Dopytał Marley._

— _Minęliśmy naszych wiedźm. Tamte są wrogo nastawione do obcych._

— _Ciała ludzkie jedzą- Zażartował Murlookan i Marley zbladł, jakby stał się wampirem._

— _A co do kierunku to na pewno dobrze idziemy Magu?_

— _Ja nie wybierałem drogi. Ale raczej tak- Odpowiedziałem Marleyowi na pytanie._

— _Szykujcie się do walki o życie Wojownicy Białej Damy! — Wrzasnął na cały las i dalej Biały rycerz._

— _Cicho… Obudzisz stwory._

— _Dusze Murlookan. Dusze. One nic nam nie zrobią._

— _A te no?… Demoniczne?_

— _Boisz się?! Boisz!_

— _Wcale, że nie! — Zaprzeczył Murlookan na słowa Białego rycerza._

— _A wiesz, że to tylko część niespodzianek?_

— _Ogólnie mamy maga, który jest… Ech… Niestety zielarzem- Wzdrygnąłem się na myśl jak o mnie myśli Alafer._

— _To wchodzimy- Zadecydował Murlookan, nim ktokolwiek zdążył cokolwiek dopowiedzieć do tematu na mój styl nauki._

_I dobrze. Z jednej strony. Z drugiej Za szybko._

_Kolejno weszliśmy do ciemnego lasu i na początku wszystko wydawało się normalne._

_I niemagiczne._

_Jednak w godzinach wieczornych przy rozpalaniu ogniska Alafer poszedł polować._

_Wrócił w stanie, którego nie mogę po dziś dzień opisać._

_Nazwałem go Gorączką łowieckiego lasu._

_Lub czarną zagładą._

_Pierwsze objawy były mocno zauważalne._

_Pobudzenie, lęki i biała otoczka polującego._

_A miało być tylko… No cóż. Gorzej?_

_Nie… To nie najlepsze określenie._

_Ale trochę prawdy zawiera._Rozdział 2: Nora mrocznych

1

_Poszliśmy głodni spać._

_W nocy przebudził mnie dziwny sen._

_Koszmar._

_Coś ciągnęło mnie i Murlookana do nory._

_Do pieprzonej nory ze złota!_

_A najlepsze miało dopiero nadejść._

_Sprawdziłem nasze zapasy w blasku dogasającego ogniska._

_Na straży siedział akurat Murlookan._

— _Szukasz czegoś? — Spytał, zasypiając._

— _Sprawdzam. Miałem sen w którym… A szkoda opowiadać._

_Może jakbym to powiedział, nie byłoby tego, co nastąpiło sekundy po zamknięciu ostatniej torby z pakunkami._

_Coś poruszyło się w krzakach._

_Nie widziałem zbyt dobrze._

_Ale… Na pewno było duże i szybkie._

_Nagle coś łupnęło mnie od tyłu w czaszkę._

_Upadłem, słysząc cichy szmer i śmiech dziecka._

_Upiorny śmieszek._

_Coś grzebało w naszych torbach i nagle zamgliło mi oczy._

_Przebudziłem się dopiero w celi ze złotych krat._

_Same cegły były obsypane jakimś świecącym proszkiem._

_Srebrnym pyłem._

_W celi było łóżko, a ja leżałem na podłodze._

_Wokół ciemność i ledwo słyszalne głosiki._

— _Hej! — Krzyknął Murlookan._

_Ucichły._

— _Jest tu ktoś prócz mnie?!_

— _Nie krzycz! I gdzie jesteśmy do diaska?! — Alafer właśnie się obudził._

— _W celi. Oni są w celi nas… — Szeptały głosiki, chichocząc._

— _Gdzie jest wasz wódz?! — Biały rycerz też odzyskał przytomność._

— _Już wkrótce… — Powiedział damski załamany głos- Najpierw sprawdzą was, a potem zjedzą. Mroczni._

— _Kto taki? — Zdziwił się Murlookan._

— _Mroczni. Postacie niemalże historyczne. Te lasy są ich domem- Odpowiedziała kobieta- Dajcie im szansę, to ją wykorzystają. Rok tu siedzę i ludzie, którzy wkroczyli na ich teren, są zjadani. A ja nie jestem człowiekiem._

— _O kurka! Marley! On jedyny jest ludzkiej rasy! On i biały rycerz! Marley! — Zorientował się Alafer._

— _Zabierali jednego z was na przystawkę dla króla- Oznajmiła kobieta._

— _Kim jesteś? — Spytałem._

— _Szłam z ważną informacją i byłam prawie u celu podróży. Oni złapali mnie i moją ekipę._

— _Mag? Wysłanniczka?_

— _Tak można mnie określić- Dopowiedziała kobieta._

— _Biały rycerz to przecież nie człowiek- Alafer oprzytomniał bardziej._

— _Tak, ale matkę to mam ludzką. Też się kwalifikuję na obiad? Jeśli tak to wszystką broń złożę po ostrej walce. Nie dam się tak zjeść! Znaczy się… Zabić mnie może tylko smok kresu!_

— _A więc legenda się odradza… — Rzekła kobieta i ucichła na dłuższy czas._

_Akurat wtedy, kiedy do pomieszczenia z celami wszedł strażnik z moją księgą._

— _Kim jesteś? — Spytał i oślepił mnie blaskiem pochodni- Kim i po co idziesz?_

— _Jestem prawnukiem…_

— _Tego, który uratował nasze plemię? Do króla i królowej na obiad. Zaproszenie specjalne- Dodał i otworzył moją celę._

— _Analis- Szepnęła kobieta o rudych włosach z wiankiem starych bzów._

_To słowo przeszył mnie w tamtej chwili jak strzała._

_Zrozumiałem, że jest to szansa._

2

— _Czy to nasza babcia? — Spytała wnuczka._

— _Słuchajcie dalej- Odparł Huggi._

3

_Do komnaty króla wszedłem ze strażnikiem._

_Oto co usłyszałem, odzyskując księgę._

— _A więc jesteś po tylu latach._

— _Nie znamy się- Odparłem._

— _Z pewnością my nie, ale twój pradziadek prowadził z nami pokojową wojnę przeciw zbirom z południowych krain. Czego szukasz na naszym terenie?_

— _Szukamy obecnie drogi._

— _Gdzie zmierzacie? — kolejne pytanie łatwe i jednocześnie trudne jak Zagadka._

— _Na polanę gdzie będzie Smoczy gród- Pokazałem na rozłożonej mapie._

_Naszej mapie._

— _Więc nie idziesz sam. Kto z Tobą szedł?_

— _Szedł człowiek, elf, półbóg i hobbit._

— _Co powiesz, na przymuszą wymianę?…_

— _Chodzi o Marleya? Tego człowieka?_

— _Tak. Chyba właśnie jego zjadłem na śniadanie. Przepraszam. Nie wiedziałem, że to twoja drużyna. Ale… — Zapadła chwilowa cisza- Mogę oddać niezjadliwą osobę. Maga truciciela._

— _Maga?! Truciciela?!_

— _Wiesz… My po wojnie z bandytami i odzyskaniu łupów… Zaczęliśmy jeść ich, jako że nie chcemy powtórzenia historii, która nie wiadomo jak się teraz miałaby zakończyć._

— _Ale Analis to na pewno mag? — Próbowałem grać na zwłokę._

— _Tak. Nie jemy innych prócz ludzi._

— _A od trzydziestu lat panuje spokój na świecie. Całkowita cisza. Bez wojen i bandytów._

— _To dobrze wiedzieć. Jejku… Jeszcze raz przepraszam. To był ktoś ważny?_

— _Przyjaciel. Chyba przeżyję, jeśli dostanę trochę wojska w razie wojny._

— _A co z okupem? Ona nie jest nam potrzebna._

— _To, czemu nie wypuścił król wcześniej tego Maga truciciela?_

— _Nie byłem zorientowany w ocenie sytuacji._

— _To umowa stoi? Biorę ją i wojsko do walki w razie potrzeby na wezwanie._

— _Stoi. Stoi! Aby tylko odkupić winy. Odkupić zło…_

_Zapadła ponowna cisza._

_Przerwał ją król:_

— _Jak się nazywacie?_

— _W sensie moja drużyna?_

— _Tak. Jaką nazwę nosicie?_

— _Wojownicy Białej Damy._

— _Dobrze więc- Teraz król zaczął iść przez jadalnię i chwilę później miałem zobaczyć moich przyjaciół i ją._

_Tak się stało._

_Kazano nam najpierw usiąść przy stole i przygotować na smaczne posiłki._

_Najpierw jednak czekała nas rozmowa._

— _Dobrze. Przepraszam- Mówił król._

— _Za co? — Zdziwił się Alafer- Za uwięzienie nas czy zjedzenie przyjaciela?!_

— _Ucisz się Alafer! — Wrzasnąłem na całą salę- Król mówi._

— _Dziękuję. Może się przedstawię. Jestem król Mroczny Mrok. Kilkaset lat temu…_

— _Każdy zna historię- Odezwała się kobieta- Ale nikt nie powinien zabijać z byle powodów._

— _Proszę zrozumieć, że nasz Król, który teraz nas gości nie był zorientowany w sytuacji. Cały czas w tunelach- Powiedziałem, aby uciszyć i dać dojść do słowa królowi._

— _A Wy jesteście teraz z rozkazu królowej? Znałem ją jako dziewczynkę. Moja kochana córka._

— _To… Y… — Murlookana zamurowało._

— _Tak. Zostałem wyrzucony i jedyną osobą, jaka rządzi, jest moja córeczka ozwana Białą Damą. Mogę być z niej tylko dumny. Tak dużo osiągnęła. A o mnie zapomniała?_

— _Tego nikt z nas nie wie- Rzucił Alafer- Nie jesteśmy wojownikami z rozkazu. Tak się nazwaliśmy._

— _Ach… Rozumiem- Król ewidentnie posmutniał._

— _Lecz ja wiem, że miała być rok temu zniesiona kara i Nijaki Mroczny miał wrócić. To chodziło pewnie o Króla._

— _Nie wierzyłem Twoim słowom, ale kto by mnie pamiętał z dobrej strony?_

— _Jest wiele osób czekających na Pański powrót Królu. Tylko wszyscy ginęli bez śladu. Pierw ludzie, a potem nawet ja. Przedostatnia deska wiadomości._

— _Pół roku temu przechodziło tu wojsko z samym Władzą._

— _Władcą Nieba? — Dopytała Analis._

— _A co ja powiedziałem? Władzą? Może nie nie jestem już na tyle poważny. Heh… To była ostatnia szansa?_

— _Tak. Rok na uprawomocnienie. Od jego decyzji minął i w okresie było mnóstwo ludzi._

— _To… Moja wina. Moja beznadziejna wina!_

— _Niech król się tym nie przejmuje aż tak. To wina południa i północy. One toczyły wojnę. Po nich zostali bandyci i ta cała hołota._

_Na stół zostały właśnie wniesione potrawy._

— _Smacznego. Najedzcie się przed podróżą- Powiedział król._

_Potrawy mieniły się kolorami przy blasku pochodni i stołowych świec._

_Pierwsze były dziki w polewie mlecznej, truskawki i śliwki w miodzie, wino słodkie czerwone._

_Na drugą jako obiad dano nam przepiórki w śmietanie z orzechami i miodem, chleb ze swojską polędwicą i serem żółtym, ziemniaki w skórce marchwią i rzodkiewką w panierce z kukurydzy._

_Na trzeci raz poszła zupa Margaretka o słonawym smaku z ziołami, chleb ze słoniną i sok z jabłek liściastych._

_Ponadto towarzyszyła nam miła i przytulna domowa atmosfera._

_W końcu trzeba było się odezwać._

— _To jak to wygląda? — Spytał król- Wiem. Nigdy nie byłem tym dobrym. Zawsze zły i nie… Nie chcę dokańczać._

— _Królu. Nie ważne, jaki byłeś. Liczy się wnętrze. A w czasach masowego mordu jak łatwo jest się nie mścić? Ja postąpiłbym tak samo w walce o dobro poddanych- Zapowiedział Biały rycerz._

— _To godne takich walecznych rycerzy- Odezwał się Murlookan- Tylko do czego doprowadzają konsekwencje?_

— _Raczej na konsekwencje podczas bratobójczej walki się nie patrzy. Bynajmniej te negatywne- Alafer się wypowiedział. Było po nim widać, że zżył się z historią króla._

— _Oj chłopcy, chłopcy. Ile by wiosen nie minęło wy i tak swoje._

— _Co to znaczy i w końcu jak się nazywasz? — Spytał Murlookan._

— _Wreszcie zmiana tematu. Jak się zwiesz? — Ponowił pytanie Alafer._

— _Analis czarny mag._

— _To teraz Analis zamiast Marleya będziesz podczas naszej wyprawy?! — Murlookan jakby zdziwiony chwycił się za głowę._

— _Tak. I dla uprzedzenia, ja… władam żywiołami. Czarny mag to przezwisko po moim niesławnym ojcu._

— _Ty?! To Ty jesteś jego wyrodną córką?! — Biały rycerz wstał i ukłonił się._

— _Można powiedzieć, że tak. Jednak nie. Mój ojciec mnie nie interesuje i niech tak zostanie. Racja Huggi?_

— _Y… Ech… Tak. Jak kogoś coś nie tego to ten… Y… Warto zostawić ten temat w spokoju- Rzekłem rozkojarzony pytaniem i jej urokiem._

— _Ci magowie… — Dodała, puszczając mi oczko._

— _To może ruszymy? Tak przed siebie._

— _Spokojnie Murlookan. Jestem pewny, że wyjdziemy stąd przed zmrokiem. Która godzina?_

— _Koło siedemnastej panowie- Odezwała się Analis na pytanie Alafera._

_Tu niespodziewany zwrot akcji._

_Byliśmy wygonieni na zewnątrz przez posłańca czarnej maści._

_Koń i człowiek w jednym._

_Na szczęście udało mi się zabrać mapę i trochę naszych bagaży. To jednak i tak było za mało._

— _I wieczór panie i panowie- Odezwał się Alafer- Szkoda tylko, że o tej wieczornej godzinie nie ma tu żywej duszy._

_Pomylił się._

_Dusze miały zaraz nas spotkać i wyjść obok._

— _Jaka najszybsza droga? — Dopytał Alafer._

— _Przez zapomniany kanion. Jesteśmy niżej i pójdziemy korytem rzeki do mostu- Oznajmiłem, nawet nie wiedząc, co mówię._

— _To w którą?_

— _Prosto przez wioskę Daszy._

— _Tej królowej z lat wojennych? — Spytał jakby zmęczony podróżą Murlookan._

— _Ta królowa uratowała nam tyłek i rządzi nami. To jej rodzinna mieścina. Chyba nas przyjmą dobrze- Powiedziała Analis, mając łzy w oczach._

_Chyba tylko ja to zauważyłem._

_Idąc, wszyscy skupieni byli na dotarciu do celu._

_Tylko ja i Analis ostaliśmy z tyłu i rozmawialiśmy:_

— _To, czemu mnie uratowałeś? — Dopytywała po raz piąty._

— _Ponieważ mam swoje powody._

— _A jakie? Szukasz kogoś do serca?_

— _Nie teraz. Ale może kiedyś…_

— _To po co mnie wyciągnąłeś? Mogłam umrzeć za dobry uczynek._

— _Ale jak widać, nie zrobiłaś tego, a król ma nauczkę._

— _Król to Twój znajomy?! — Zdziwiła się Analis._

— _Nie. Mojego pradziadka. Ja to tylko przypadek._

— _A może i nie? — Spytała retorycznie i dodała- Nic nie dzieje się przypadkiem._

_I tu weszliśmy do wsi._Rozdział 3: Przez Kanion

1

_Wieś była opuszczona._

_Zbyt zniszczona, a przy zachodzie księżyca robiła swoje._

_Cicha, śmiertelna._

_Analis i Alafer zaczęli rozmawiać. Murlookan poszedł sprawdzić domy, Biały rycerz stał na czatach, a ja pod drzewem gapiłem się w liście._

_Nagle usłyszeliśmy szmer._

_Biały rycerz wyjął broń i Alafer był również gotów do zmarnowania strzały._

_Okazało się, że to tylko kura spłoszona przez Murlookana._

— _Dziadostwo! — Krzyknął Murlookan- Nikogo nie ma! Wszystkie otwarte!_

— _To już wiemy, dlaczego jest tu tak upiornie- Alafer zaśmiał się ironicznie i z grozą._

— _Tak. To, co robimy? — Spytał Murlookan, podchodząc bliżej nas._

— _Prześpimy się w jednej z tych chat._

— _Rycerz jak zawsze do przodu- Skomentowałem._

— _Ej! Nie zawsze! — Zaprzeczył- Chcę tylko odpocząć. To jasne. Zrozumiałe?_

— _Tak rycerzyku- Zaśmiała się Analis._

— _Agr… No dobra! — Biały rycerz poddał się- Idziemy spać? Widziałem coś w stylu noclegowni jakieś pięć budynków dalej._

— _To jedziemy._

— _A konie? — Zdezorientowany Murlookan spytał Analis._

— _Tak się mówi. Czy nie? — Zdziwiła się kobieta._

— _Może masz rację._

_Tu zakończyliśmy rozmowę i udaliśmy się do baru z noclegownią._

_Alkohole stały na barku nieruszone. Zaś po schodach idąc były sypialnie._

— _Ja śpię z Huggim._

— _Że… Co?! — Zdziwiłem się i niemało wystraszyłem, kiedy Analis powiedziała o swoich planach._

— _Potem Tobie wytłumaczę- Dodała, uśmiechając się pośpiesznie._

— _To ja idę szukać pokoju numer trzy- Odezwał się Alafer._

— _Ja biorę dwójkę- Oznajmił Murlookan._

— _Czemu ja mam zawsze najgorzej? — Spytał Biały rycerz i dodał mniej naburmuszony- Cztery._

— _To my numer jeden, tylko… gdzie klucz? — Spytałem i zobaczyłem, że klucz ma już Analis._

— _Uprzedziłam! — Jej uśmiech mnie rozwalił._

_Wszyscy poszliśmy do swoich pokoi._

— _Wiesz co teraz?… — Spytała Analis, kładąc się na jedno łóżko._

— _Raczej mogę się domyślać- Oznajmiłem i mnie przytuliła._

— _Nie wiesz? To jak na czarodzieja dość dziwne i dziecinne. Zgrywasz się? Hm?…_

— _Raczej nie. Ja jestem zielarzem._

— _Ale o wielkich mocach. Wiesz, co mi przyszło na myśl, kiedy usłyszałam twój głos?_

— _To, że powinienem się nauczyć walczyć?_

— _Nie! Co ty?_

— _To może…_

_Pocałowała mnie w usta._

_Prosto w mówiące usta!_

_Zbyt szybko- Pomyślałem._

— _To na początek rozgrzewki- Powiedziała, ściągając bluzkę i spodnie- Nauczę Ciebie paru sztuczek wojowniczki, a ty w zamian za to dasz mi to, co potrzebuję._

— _Leków naturalnych i receptur?_

— _Jasne. I jeszcze czegoś- Rozpięła moją koszulę i zabrała się za spodnie._

_Nie protestowałem._

_Nie miałem odwagi._

_I nagle usłyszeliśmy pukanie._

_Wyjrzałem przez oko judasza i nikogo nie zobaczyłem._

_Znowu pukanie, kiedy usiadłem na łóżko._

_Jeszcze raz pusto._

— _Jeszcze jeden raz nikogo tam nie będzie, to zwariuję- Oznajmiłem, ubierając się z powrotem._

_Znowu pukanie._

_Tym razem coś mnie przypiliło do drzwi._

_I w tym samym niemal momencie zauważyłem ją._

_Kobieta szara w świetle księżyca._

_Długie białe włosy, czerwona suknia, lecz cała jakby przezroczysta._

_To nie było śmieszne._

_Stała i nagle zniknęła._

— _Szykuj się czarodziejko- powiedziałem, nie mogąc się odkleić od oka judasza- Czas na małą walkę ze zwidami._

— _To nie przypadkiem potrzebująca dusza? — Spytała, będąc z powrotem ubrana._

— _Nie wiem- Odpowiedziałem._

— _A kto ma wiedzieć? Jesteś alchemikiem. Chyba znasz się na duszach. Czy nie?_

— _Nie. Nie znam się na duszach i nie chcę się znać. Miało być tak pięknie… — Westchnąłem._

— _To masz placek._

_Wyszliśmy z pokoju._

_Na korytarzu było pusto._

_Lecz zimno. Straszliwie zimno._

_Nie powiem, że nie było ciepło na dworze za dnia, lecz wiosną nie łatwo się znaleźć w takim chłodzie._

— _Chodźcie za mną… Pomóżcie… — Szeptała dusza, pokazując się przed schodami._

— _I co? Nie znasz się na duszach? — Spytała Analis- Wiem, co myślałeś._

— _Aha- O to moja reakcja na potrzebę pomocy i odczytane myśli._

— _Pomóżcie… Oni nas zabili i zabiją was… — Dusza ewidentnie próbowała nas ostrzec._

_Poszliśmy za nią w dół._

_I jeszcze wyszliśmy z motelu._

_Szliśmy wolno i jakże cicho. To miało jakiś cel?_

_Nagle zatrzymaliśmy się i dusza pokazała ogry._

_Wredne bestie szukające zła. I same będące nie za świętymi istotami._

— _To, co czuję, jest proste- Odezwał się jeden z nich._

— _Gruby nie przesadzaj. Ostatni, jacy tu byli zniknęli dzięki naszej sprawce. Część zjedzona ze smakiem- Zauważył drugi._

— _Za dwie godziny będziemy ich mieć na polowaniu. Daleko nie uciekną- Powiedział pierwszy i nagle…_

_Znaleźliśmy się w pokoju._

_Słońce zaczęło powoli wstawać._

_Moja reakcja była bezcenna:_

— _To, co robimy? — Spytałem, nie wiedząc co powiedzieć._

— _Szykujemy broń i zrób jakieś leki. Przydadzą się dla Murlookana._

— _Parzenie herbat to moja specjalność._

— _Weź przestań! — Zakrzyczała mnie śmiesznie Analis- Chodzi mi nie o leki przeciw chorobie czy po ranach ciętych. Na smród ogra._

— _A o to chwila, moment- I zabrałem się za przyrządzanie perfum na magiczny odór._

_Przez ten czas do pokoju wchodzili kolejno Alafer, Biały rycerz oraz Murlookan z Analis._

_Ja jakieś pięć minut potem miałem gotowy „lek”._

— _To, czemu się tu zebraliśmy? — Spytał Murlookan._

— _Sprawa pilna. Na zewnątrz są ogry- powiedziała Analis i podała ledwo co przygotowane perfum- W razie jakbyś czuł coś obrzydliwego._

— _Jasne- Murlookan przyjął podarek i umilkł._

— _Jaki plan?_

— _Mamy godzinę, aby się uszykować. Moje zaklęcia nie pomogą za dużo. Ogry są odporne na część z nich. Mogę je jedynie spowolnić lub zamrozić, ale przebić musicie ich sami- Powiedziała Analis na pytanie Alafera._

— _A co z paleniem? — Spytałem- Przecież to działa na nie lepiej niż reszta czarów._

— _Wiesz, ja właściwie… Nie umiem. Przepraszam._

— _Nic nie szkodzi- Odpowiedziałem i zacząłem szukać ziół mogących polepszyć nasze siły._

_I kilka sekund później zacząłem już przyrządzać herbatkę._

_Zaś półgodziny przed bitwą byliśmy gotowi._

— _To ruszamy! — Zarzucił Biały rycerz, zbiegając po schodach._

— _To Jazda! — Dodał rozbujany Murlookan._

— _A teraz do dzieła! — Wrzasnął krzykliwie i rozgrzewająco Alafer._

— _Idziesz? — Spytała mnie Analis._

— _Nie mam po co. Prócz czarów leczniczych nie znam odstaw walki._

— _Ale na ogry działa czar zapachów. Zapomniałeś?_

— _A co jeśli miałem mieć go na koniec klasy?_

— _To nic. Masz go w sercu. Ruszajmy._

_Analis dodała mi otuchy i wyszliśmy do toczącej się walki._

_Czarodziejka rzucała swoje czary, mieczykiem atakował Murlookan. Szło mu całkiem dobrze._

__
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: