- W empik go
Wildcard Dzika karta. Cykl Warcross. Tom 2 - ebook
Wildcard Dzika karta. Cykl Warcross. Tom 2 - ebook
Bestseller New York Timesa, na podstawie którego wkrótce powstanie serial.
Ekscytująca kontynuacja bestsellera Warcross, która ponownie przeniesie cię do niezwykłej rzeczywistości wykreowanej przez autorkę. Emika Chen ledwo uszła z życiem z Mistrzostw Warcrossa. Teraz, gdy zna prawdę stojącą za nowym algorytmem Neurołącza stworzonym przez Hideo, nie może już ufać jedynej osobie, której zawsze wierzyła i na którą zawsze liczyła. Zdeterminowani, by położyć kres ponurym planom Hideo, Emika i Phoenix Riders łączą siły, by odnaleźć nowe zagrożenie czające się na oświetlonych neonami ulicach Tokio.
Ktoś wyznaczył nagrodę za głowę Emiki, a jej jedyną szansą na przeżycie są Zero i Czarne Płaszcze, jego bezwzględna ekipa. Wkrótce jednak Emika dowiaduje się, że Zero jest kimś więcej, niż mogłoby się wydawać – a jego ochrona ma swoją cenę.
Jak daleko posunie się Emika, uwikłana w sieć zdrady i obawiająca się o przyszłość wolnej woli, by pokonać mężczyznę, którego kocha?
"Ekscytujący, naładowany akcją zastrzyk adrenaliny. Marie Lu swoich wyrazistych i pełnych determinacji bohaterów wrzuca w obmyślany w najdrobniejszych szczegółach świat nieskończonych możliwości."
Leigh Bardugo, autorka cyklu Szóstka Wron
"Na fanów Warcrossa czeka jeszcze więcej czasu spędzonego w grze, a do tego mnóstwo intryg, akcji i tajemnic. – School Library Journal Znakomita fabuła, w drobnych szczegółach łącząca się z pierwszą częścią, z dużymi zwrotami akcji, które nigdy nie są wymuszone, budząca silne emocje związane z rozwojem postaci. Szybka, intensywna, fenomenalna lektura."
Kirkus Reviews
"Futurystyczny świat Lu, z jego wciągającą technologią wydaje się niebezpiecznie realny w tej pełnej akcji eskapadzie z przemyślaną, napędzaną emocjami fabułą."
Publishers Weekly
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66737-66-2 |
Rozmiar pliku: | 2,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
AUDYCJA INFORMACYJNA „TOKYO SUN”,
PORANNY PRZEGLĄD WIADOMOŚCIŚNIŁO MI SIĘ, że jestem z Hideo.
Wiedziałam, że to sen, bo leżeliśmy w białym łożu na najwyższym piętrze drapacza chmur, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Znajdowaliśmy się w pokoju o ścianach, suficie i podłodze ze szkła. Kiedy spoglądałam w dół, widziałam dziesiątki pięter pod nami – powtarzający się w nieskończoność ciąg sufitów i podłóg, sięgający głęboko pod powierzchnię ziemi.
Przez myśl przeszło mi wtedy, że może w ogóle nie istnieje coś takiego jak stały grunt.
Co prawda ciemność nocy rozjaśniały pierwsze miękkie promienie świtu, w których nasza skóra zaczynała jaśnieć, jednak na niebie nadal skrzyły się niesamowicie wielkie gwiazdy, które pokrywały ją złocisto-białym brokatem. Za szklanymi ścianami rozciągała się nieskończona panorama miasta. Jego światła zdawały się zwierciadlanym odbiciem gwiazd na niebie. Miasto sięgało po horyzont, gdzie rozpływało się we mgle.
Czułam się przytłoczona. Z każdej strony otaczała mnie nieskończoność. Nie wiedziałam, w którą stronę spaść.
W pewnym momencie poczułam, jak usta Hideo muskają mój obojczyk. I niemal natychmiast dezorientacja ustąpiła, a w jej miejsce wkradło się cudowne uczucie błogości. _On jest tu ze mną_, pomyślałam. Odchyliłam do tyłu głowę, rozwarłam usta. Włosy opadały mi luźną kaskadą, wzrok utkwiłam w szklanym suficie i konstelacjach nad głową.
_Przepraszam_, szepnął. Jego głos rozlegał się echem w moim umyśle.
Popatrzyłam na niego zaskoczona, marszcząc brwi. Nie mogłam sobie przypomnieć, za co mnie przeprasza. A smutek wyzierający z jego oczu sprawił, że wcale nie chciałam sobie przypomnieć. _Coś jest nie w_ _porządku. Ale co?_ Dręczyło mnie dziwne przeczucie, że nie powinno mnie tu być.
Hideo przyciągnął mnie bliżej, a wtedy mój niepokój jeszcze się wzmógł. Zerknęłam przez szkło na miasto pod nami, zastanawiając się, skąd pochodzi to dziwne wrażenie: czyżby pejzaż snu wyglądał inaczej, niż powinien? A może to sprawka gwiazd nad naszymi głowami? Jedno nie ulegało dla mnie żadnej wątpliwości: _Coś jest nie w_ _porządku…_
Zastygłam wtulona w Hideo. Zmarszczył brwi, ujął mnie dłonią pod brodę. Miałam już oddać się z powrotem całowaniu go, gdy wtem moją uwagę przyciągnął jakiś ruch po przeciwnej stronie pokoju.
Ktoś tam stał. Postać odziana w czerń. Jej twarz kryła się za ciemnym kaskiem.
Popatrzyłam na nieznajomego. I w tej samej sekundzie całe otaczające nas szkło pękło i roztrzaskało się.1
Osiem dni do ceremonii zakończenia Mistrzostw Warcrossa
KTOŚ MNIE OBSERWOWAŁ.
Czułam to. Przez cały czas towarzyszyło mi to niedające spokoju wrażenie, że jestem śledzona, że ktoś ani na chwilę nie spuszcza mnie z oczu. Sprawiało ono, że dostawałam gęsiej skórki, gdy przez zalane deszczem ulice Tokio szłam na spotkanie z drużyną Phoenix Riders. Idąc, co chwilę oglądałam się przez ramię. Sunęłam wśród niepowtrzymanej rzeki przechodniów w garniturach i z wielobarwnymi parasolami, kobiet w butach na wysokim obcasie i eleganckich płaszczach. Ludzie mijali mnie z pochylonymi głowami, lecz ciągle wyobrażałam sobie, że ukradkiem zerkają w moją stronę i śledzą każdy mój krok.
Może po prostu zaczynała mnie dopadać paranoja, której dorobiłam się w ostatnich latach, gdy pracowałam jako łowczyni nagród. _Jesteś po prostu na zatłoczonej ulicy, nikt cię nie śledzi_, powtarzałam sobie.
Od momentu gdy zadziałał algorytm Hideo, minęły trzy dni. Teoretycznie świat nigdy nie był bezpieczniejszy niż teraz. Każda osoba, która skorzystała, choćby raz, z soczewek kontaktowych wyprodukowanych przez Henka Games, powinna znajdować się teraz pod kontrolą Hideo – niezdolna do złamania prawa czy skrzywdzenia innej osoby.
Nowy system nie objął swoim działaniem tylko garstki użytkowników, którzy nadal korzystali z wersji beta soczewek. Między innymi mnie.
Wobec tego teoretycznie nie powinnam się obawiać, że ktoś mnie śledzi. No bo przecież algorytm nie pozwoli nikomu mnie skrzywdzić.
Jak tylko w głowie zaświtała mi ta myśl, moją uwagę przyciągnął tłumek zgromadzony wokół miejscowego posterunku policji. Zebrały się tam setki osób. Wiedziałam, co ich tam sprowadziło – wszyscy oni oddawali się w ręce policji za wszelkie wykroczenia, poczynając od najbardziej banalnych, jak niezapłacone bilety parkingowe, przez drobną kradzież, aż po morderstwa. Na całym świecie takie sceny były teraz na porządku dziennym.
Po chwili skoncentrowałam się na barykadzie, jaką policja ustawiła w poprzek ulicy. Piesi byli kierowani zastępczą trasą, wiodącą przez sąsiedni kwartał. Nieopodal dostrzegłam karetkę pogotowia; kogut błyskał, rozświetlając mury budynków i nosze ratunkowe, właśnie wnoszone do auta. Zauważyłam, że paru policjantów coś sobie pokazuje, wskazując na dach sąsiedniego gmachu. Było jasne, co tu przed chwilą zaszło – zapewne kolejny przestępca popełnił samobójstwo, rzucając się z dachu. Ostatnio bez przerwy słyszeliśmy o podobnych przypadkach.
Nie mogłam uwierzyć, że sama przyłożyłam rękę do tego wszystkiego.
Przełknęłam nerwowo ślinę i odwróciłam się w drugą stronę. Wiedziałam, że coś zmieniło się w oczach ludzi na ulicy – była to subtelna, lecz zasadnicza zmiana. Wyzierała z nich teraz dziwna pustka. Nie mieli pojęcia, że we wnętrzach ich umysłów po cichu operuje sztuczna dłoń, naginając ich wolę do własnych potrzeb.
Dłoń _Hideo_.
Ta myśl wystarczyła, żebym zatrzymała się w pół kroku na środku ulicy i zamknęła oczy. Zaciskałam i rozwierałam pięści. Samo wspomnienie jego imienia sprawiło, że serce zabiło mi żywiej. _Jestem skończoną kretynką._
Jak to możliwe, że myśl o tym mężczyźnie budziła we mnie odrazę, a zarazem pożądanie? Jak to możliwe, że patrzyłam oniemiała na kolejkę ludzi stojących w strugach deszczu pod komendą policji i nie przeszkadzało mi to rumienić się na wspomnienie snu, w którym leżałam w łóżku Hideo, a moje dłonie pieściły jego plecy?
_To już koniec. Zapomnij o_ _nim._ Zmusiłam się, żeby otworzyć oczy, i ruszyłam dalej, próbując stłumić gniew.
Nim dotarłam do ogrzewanego wnętrza centrum handlowego Shinjuku, lało już jak z cebra. Neonowe światła przeglądały się w zalewanych wodą chodnikach.
Oczywiście urwanie chmury nie przeszkodziło w przygotowaniach do ceremonii zamknięcia Mistrzostw Warcrossa, mającej zakończyć tegoroczne rozgrywki. Dzięki moim soczewkom beta widziałam, że ulice i chodniki zostały oznaczone różnymi odcieniami szkarłatu i złota. Każda z dzielnic Tokio była teraz udekorowana w inny sposób, odpowiednio do barw klubowych drużyny cieszącej się największą popularnością w danym zakątku miasta. Na niebie trwał wirtualny pokaz fajerwerków. Ponieważ w Shinjuku kibicowano Phoenix Riders, sztuczne ognie układały się w kształt wstającego z popiołów feniksa – wspaniały ptak wyginał w łuk płomienną szyję i wznosił okrzyk zwycięstwa.
W ciągu najbliższego tygodnia wyłonionych miało zostać dziesięciu najlepszych graczy mistrzostw. W głosowaniu brali udział kibice z całego świata. Tych dziesięciu szczęśliwców weźmie udział w finałowym turnieju gwiazd, uświetniającym ceremonię zakończenia mistrzostw. Następnie czekał ich rok pławienia się w niewyobrażalnym luksusie, jaki zapewniał status największych celebrytów na świecie. A w przyszłym roku, na wiosnę, mieli znów stanąć w szranki, by stoczyć mecz otwierający kolejną edycję mistrzostw. Do takiego właśnie meczu zdołałam się włamać, zakłócając jego przebieg. Potem całe moje życie stanęło na głowie, a ja wylądowałam tutaj, w Tokio.
Ludzie paradowali dumnie po ulicach, poprzebierani w kostiumy sportowe swoich faworytów w tegorocznym Top Ten. Rozpoznałam parę sobowtórów Ashera, wystrojonych w kostium, w którym wystąpił podczas naszej rozgrywki w Białym Świecie. Ktoś przebrał się za Jenę, ktoś inny za Roshana. Niektórzy toczyli zażarte spory o to, co zaszło w wielkim finale. Nie ulegało wątpliwości, że ktoś oszukał – w grze pojawiły się nadliczbowe dopalacze.
To akurat była moja sprawka, rzecz jasna.
Poprawiłam maskę, pozwalając, by moje tęczowe włosy wyślizgnęły się spod kaptura czerwonego płaszcza przeciwdeszczowego. Kalosze chlupotały przy każdym kroku na zalanym deszczem chodniku. Prawdziwą twarz ukrywałam za wirtualną nakładką, dzięki czemu przynajmniej użytkownicy Neurołącza, którzy spoglądali na mnie, widzieli kogoś zupełnie nieznanego. Jeśli zaś chodzi o nielicznych, którzy nie używali Neurołącza, miałam nadzieję, że moja maska wystarczy i stanę się nieodróżnialna od tłumu innych przebierańców na ulicach.
– _Sugoi_! – zawołał ktoś, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam przed sobą dwie dziewczynki o szeroko otwartych oczach. Obie szczerzyły zęby w uśmiechu i przypatrywały się moim włosom. Mówiły po japońsku, ale przed oczami momentalnie wyświetliło mi się wirtualne tłumaczenie ich słów na angielski: „O rany! Ale czadowy kostium Emiki Chen!”.
Na migi dały znać, że chciałyby zrobić mi zdjęcie. A ja szybko weszłam w rolę – ułożyłam dwa palce w kształt V, pozując do zdjęcia. Równocześnie zachodziłam w głowę: _Czy wy dwie też znajdujecie się pod kontrolą Hideo?_
Po chwili dziewczynki podziękowały mi ukłonami i rozpłynęły się w tłumie. Poprawiłam elektryczną deskorolkę, którą niosłam przewieszoną przez ramię. Udawanie siebie samej na razie wychodziło mi znakomicie. Ponieważ jednak w życiu trudniłam się tropieniem innych, czułam się teraz odkryta.
Wiadomość od Hammie wyświetliła się w postaci prześwitującego białego tekstu. Wystarczyła, żebym się rozluźniła. Uśmiechnęłam się mimo woli i przyspieszyłam kroku.
Jeszcze raz obejrzałam się przez ramię. Tak, niewątpliwie byłoby łatwiej. Szkopuł w tym, że gdy ostatni raz spotkałam się z kolegami i koleżankami z drużyny, niemal wszyscy zginęliśmy w wybuchu bomby podłożonej przez Zero.
Niemal mogłam usłyszeć, jak Hammie wzdycha z rezygnacją. Po chwili podesłała mi kolejny raz adres baru, w którym się umówiliśmy.
Przeszłam przez całe centrum handlowe i wyszłam z drugiej strony. Pstrokate kolory Shinjuku ustępowały tu miejsca ciemniejszym barwom Kabukichō, tokijskiej dzielnicy czerwonych latarni. Odruchowo naprężyłam mięśnie ramion. Kabukichō nie było wprawdzie uważane za szczególnie niebezpieczne miejsce – na pewno nie w porównaniu z nowojorską dzielnicą, w której wcześniej mieszkałam – jednak otoczenie działało mi tu na nerwy. Mury mijanych budynków pełne były ekranów, na których widać było piękne dziewczyny i przystojnych młodzieńców o postawionych na sztorc włosach. Kusili przechodniów, przyjmując wyzywające pozy. Prócz ekranów widziałam też jeszcze bardziej podejrzane reklamy, których sensu wolałam się nie domyślać.
Przy wejściach do mijanych barów stały wirtualne trójwymiarowe modelki. Odziane w skąpe kostiumy gestami nakłaniały przechodniów, by zajrzeli do środka. Kiedy rozpoznawały we mnie obcokrajowca, przestawały się mną interesować i koncentrowały na miejscowych, z których dało się wyciągnąć więcej forsy.
Mimo woli przyspieszyłam kroku. Żadna dzielnica czerwonych latarni nie mogła być całkowicie bezpiecznym miejscem.
Dałam nura w wąską uliczkę graniczną Kabukichō. Wiedziałam, jak nazywają się tego typu boczne pasaże – _Alejki Oddających Mocz_. Ridersi wybrali jedną z nich na dzisiejsze spotkanie, ponieważ na czas rozgrywek Warcrossa ten sektor miasta był niedostępny dla turystów. U wlotu i wylotu każdej z alejek stali potężnie zbudowani ochroniarze w garniturach. Z marsowymi minami przeganiali wszędobylskich przechodniów.
Na sekundę usunęłam przebranie, tak by mogli mnie zidentyfikować. Jeden z ochroniarzy, rozpoznając mnie, skłonił się i wpuścił mnie do środka.
Przy alejkach mieściły się maleńkie bary, w których serwowano sake, oraz stragany z japońskimi drobiowymi szaszłykami _yakitori_. Za zaparowanymi przeszklonymi drzwiami dostrzegałam graczy konkurencyjnych drużyn. Stali zwróceni tyłem do wejścia, tłocząc się wokół dymiącego grilla, i z ożywieniem komentowali wyświetlane na ścianach wywiady z innymi zawodnikami. Orzeźwiająca woń deszczu mieszała się tu z aromatem czosnku, pasty _miso_ i smażonego mięsa.
Ściągnęłam płaszcz, otrzepałam go z wody i włożyłam do plecaka. Następnie skierowałam się do ostatniego przybytku. Bar, który mnie interesował, był nieco większy od pozostałych. Jego witryny wychodziły na spokojną, ogrodzoną z obu stron alejkę. Nad drzwiami rozwieszono wiśniowe latarenki. Wejścia strzegli postawni mężczyźni w garniturach. Jeden z nich na mój widok usunął się na bok i zaprosił gestem do środka.
Przeszłam pod latarenkami i przekroczyłam próg rozsuwanych szklanych drzwi. Momentalnie zderzyłam się z murem rozgrzanego powietrza.
Wizyta w Midnight Sense Bar! +500 punktów
Dzienna premia: +950 punktów
Poziom 36 / N120 064
Znalazłam się w przytulnym pomieszczeniu. Parę osób siedziało na stołkach przy barze, za którym kucharz właśnie nakładał do misek makaron ramen. Powitał mnie wesoło, kiedy podeszłam.
W tym samym momencie goście odwrócili się do mnie i zaczęli się witać.
Była wśród nich Hammie, w naszej drużynie grająca na pozycji łotrzyka. Roshan, tarczownik. Na jednym ze stołków siedział kapitan drużyny, Asher. Jego stylowy wózek inwalidzki stał złożony tuż za nim. Nie zabrakło nawet Tremaine’a, mimo że technicznie rzecz biorąc, występował on w barwach Demon Brigade. Chłopak siedział przy barze, z łokciami wspartymi o kontuar. Kiwnął mi głową zza pary buchającej z jego miski. Naprzeciwko niego siedział Roshan, bawiący się paciorkami bransoletki i ostentacyjnie ignorujący swojego byłego chłopaka.
Moja drużyna. Moi przyjaciele. Dziwne poczucie, że jestem obserwowana, towarzyszące mi przez całą drogę, teraz, gdy przyglądałam się ich twarzom, wreszcie zaczęło ustępować.
Hammie przywołała mnie gestem. Z wdzięcznością wślizgnęłam się na wolne miejsce obok niej. Kucharz szybko ustawił przede mną miskę gorącego makaronu, po czym cofnął się, nie chcąc nam przeszkadzać.
– Całe miasto świętuje – powiedziałam półgłosem. – Ludzie nie mają pojęcia, co zrobił Hideo.
Hammie zawiązała włosy w gruby koczek na czubku głowy. Następnie brodą wskazała wyświetlane na ścianie nagrania rozgrywki z meczu finałowego.
– Jesteś w samą porę – powiedziała. – Hideo zaraz ma coś ogłosić.
Utkwiłyśmy spojrzenia w ekranie, a Hammie nalała mi herbaty do filiżanki. Na ekranie ukazał się tłum reporterów spoglądających ku wielkiej scenie. Wszyscy zdawali się niecierpliwie czekać na pojawienie się Hideo. Na miejscu byli już Kenn, dyrektor kreatywny Warcrossa, oraz Mari Nakamura, dyrektor do spraw operacyjnych Henka Games. Oboje wymieniali szeptem jakieś uwagi.
Kiedy wreszcie na scenę wszedł Hideo, w sali zapanowało poruszenie. Idąc w kierunku swoich współpracowników, wygładził klapy marynarki. Witał się z mijanymi na scenie osobami, zachowując przez cały czas swobodny sposób bycia, będący jego znakiem rozpoznawczym.
Widziałam go wyłącznie na ekranie, jednak wrażenie i tak było piorunujące. Przez chwilę wydawało mi się, jakby Hideo we własnej osobie wszedł do baru, w którym siedzieliśmy. Patrzyłam teraz na tego samego chłopaka, w których podkochiwałam się przez całe życie; którego fotografie przeglądałam na nowojorskich stoiskach z prasą i którego twarz oglądałam niezliczoną ilość razy w telewizji. Na jego widok poczułam się nagle w upokarzający sposób bezbronna. Wpiłam palce w brzeg kontuaru, żeby nie dać po sobie poznać, co się ze mną dzieje.
Hammie była jednak zbyt spostrzegawcza. Posłała mi pełne współczucia spojrzenie.
– Nikt nie oczekuje, że już się z niego wyleczyłaś – powiedziała. – Wiem, że ten chłopak ma chrapkę na to, by rządzić całym światem. Ale to nie zmienia faktu, że w tym garniaku wygląda odjazdowo.
– Wszystko słyszałem – stwierdził Asher, spoglądając na nią spode łba.
– Ale ja wcale nie powiedziałam, że poszłabym z nim na randkę – zaznaczyła Hammie, po czym żartobliwie poklepała Ashera po policzku.
Patrzyłam, jak Hideo i Kenn gawędzą cicho. Zachodziłam w głowę, do jakiego stopnia Kenn i Mari są wtajemniczeni w plany Hideo. Czyżby cała firma od początku o wszystkim wiedziała? Czy w ogóle zdołałby utrzymać coś takiego w tajemnicy przed współpracownikami? I czy to możliwe, żeby taka armia ludzi zechciała uczestniczyć w czymś równie strasznym?
– Jak doskonale wiecie – zaczął przemowę Hideo – podczas finałów tegorocznych mistrzostw jedna z drużyn zagrała nieuczciwie. Aktywowano pewien nieprzewidziany element gry, który dał Phoenix Riders prowadzenie nad Drużyną Andromeda. Po przeanalizowaniu tych wydarzeń z naszym zespołem kreatywnym – tu zerknął znacząco na Kenna – doszliśmy do wniosku, że nie była to sprawka jednego z graczy, lecz raczej kogoś niebiorącego udziału w rozgrywce. Uznaliśmy, że wobec tego najuczciwszym rozwiązaniem będzie zorganizowanie meczu rewanżowego między obiema drużynami. Odbędzie się on za cztery dni. A cztery dni później będzie miała miejsce ceremonia zamknięcia Mistrzostw Warcrossa.
Jak tylko Hideo skończył mówić, w sali zawrzało. Asher odchylony na stołku ponuro spoglądał w monitor.
– A więc dzieje się to, czego się spodziewaliśmy – powiedział. – Dojdzie do oficjalnego rewanżu. Mamy trzy dni, żeby się przygotować.
Hammie z głośnym siorbnięciem wciągnęła do ust porcję makaronu.
– Oficjalny rewanż – powtórzyła bez entuzjazmu. – Nigdy jeszcze w historii mistrzostw nic podobnego nie miało miejsca.
– Ostatnie wypadki raczej nie przysporzyły fanów Phoenix Riders – zauważył Tremaine. Jakby na potwierdzenie jego słów z sąsiednich barów dobiegły gniewne okrzyki: „Oszuści!”.
– Nieraz już musieliśmy się mierzyć z niechęcią fanów – przypomniał Asher, wzruszając lekceważąco ramionami. – Prawda, Blackbourne?
Tremaine miał puste spojrzenie. Wszyscy spoglądaliśmy milcząco w ekran. Perspektywa nowego meczu w nikim nie budziła entuzjazmu. Gdyby tylko wszyscy ci dziennikarze wiedzieli, co tak naprawdę Hideo robił z ludźmi za pośrednictwem Neurołącza, nikt nie przejmowałby się powtarzaniem meczu.
_Mam dość koszmarów dziejących się na świecie_, powiedział mi kiedyś. _Dlatego zamierzam wyrugować to zło._
– Cóż, jeśli wydarzenia ostatnich dni spędzają Hideo sen z powiek, potrafi się świetnie maskować – zauważył Roshan, przecierając twarz dłonią.
Tremaine tymczasem koncentrował się na czymś, co wyświetlało się w polu jego widzenia, a dla pozostałych było niewidoczne. Nerwowo bębnił palcami po stole. Jeszcze parę tygodni temu nie byłabym w stanie przebywać w jednym pokoju z tym człowiekiem. Teraz zresztą nadal niezbyt za nim przepadałam. Mimo woli przez cały czas spodziewałam się, że znów nazwie mnie Świeżynką. No ale przynajmniej był teraz po naszej stronie. A wszelka pomoc była dla nas na wagę złota.
– Znalazłeś coś? – zagadnęłam.
– Zdobyłem wiarygodne dane na temat liczby ludzi posługujących się nowymi soczewkami – wyjaśnił. Odchylił się na stołku i westchnął. – Korzysta z nich dziewięćdziesiąt osiem procent użytkowników.
Cisza, jaka zapadła po jego słowach, była niemal namacalna. Dziewięćdziesiąt osiem procent użytkowników znajdowało się teraz pod kontrolą algorytmu stworzonego przez Hideo. Od razu pomyślałam o długich kolejkach pod posterunkami policji, o taśmie policyjnej zagradzającej przejście. Kiedy próbowałam objąć myślą skalę tego, co się działo, zakręciło mi się w głowie.
– A co z tymi dwoma pozostałymi procentami? – wydusił z siebie Asher.
– To osoby, które nie zrezygnowały jeszcze z soczewek w próbnej wersji beta i nie zamieniły ich na nowszą wersję. Tylko one na razie są bezpieczne. – Tremaine potoczył wzrokiem po ludziach zebranych w barze. – Dotyczy to, oczywiście, również nas i niektórych graczy z innych drużyn, a więc tych zawodników, którzy dostali soczewki w wersji beta przed wypuszczeniem na rynek ostatecznej wersji. Podejrzewam, że dotyczy to także wielu osób w Mrocznym Świecie. No i niewielkiego odsetka światowej populacji, która w ogóle nie korzysta z Neurołącza. I tyle. Wszyscy pozostali są już w potrzasku.
Nikt nie kwapił się, by dodać cokolwiek do tego, co powiedział Tremaine. Wiedziałam, że my również nie będziemy mogli w nieskończoność korzystać z soczewek w wersji beta. Krążyły plotki, że w dniu ceremonii zamknięcia mistrzostw wszystkie stare modele automatycznie pobiorą plik, który zaktualizuje je do wersji z nowym algorytmem.
Ceremonia zamknięcia miała odbyć się za osiem dni.
– Zostało nam siedem dni wolności – oświadczył po chwili Asher. Wypowiedział na głos to, co wszystkim chodziło po głowie. – Jeśli ktoś marzy o napadzie na bank, teraz jeszcze ma szansę.
Zerknęłam na Tremaine’a.
– Udało ci się może dowiedzieć czegoś więcej na temat samego algorytmu?
Chłopak potrząsnął głową, po czym wyświetlił w powietrzu wirtualny ekran. Ukazał się na nim gąszcz żarzących się znaków.
– Nie mogę wpaść na żadną wzmiankę o algorytmie – wyjaśnił. Następnie wskazał parę linijek kodu. – Spójrzcie tutaj. To partia kodu odpowiedzialna za logowanie. Teoretycznie coś powinno być właśnie tutaj.
– Chcesz powiedzieć, że to niemożliwe, żeby znajdował się tu algorytm – domyśliłam się.
– Tak, to niemożliwe. Przypomina to oglądanie krzesła unoszącego się w powietrzu, mimo że nie widać, by było zawieszone na jakichś sznurkach.
Do identycznych wniosków doszłam sama po ostatnich nieprzespanych nocach. Poświęciłam je na przeszukiwanie wszelkich zakamarków kodu Neurołącza. Wszystko na próżno. Hideo w jakiś sposób musiał implementować swój nowy algorytm do soczewek, jednak nie byłam w stanie wskazać sposobu, w jaki tego dokonywał.
– Może jedyna droga do algorytmu wiedzie przez Hideo – westchnęłam z rezygnacją.
Na ekranie nadal trwała transmisja z wystąpienia twórcy Henka Games. Mężczyzna odpowiadał na pytania dziennikarzy. Miał poważny wyraz twarzy, lecz stał w dość swobodnej pozie, a fryzurę miał w modny sposób zmierzwioną. Prezentował się nienagannie, zresztą jak zawsze. Jakim cudem udawało mu się zachowywać spokój? Nachyliłam się do ekranu, jakby kierowana nadzieją, że ten krótki czas, jaki spędziliśmy razem, pozwoli mi przejrzeć jego myśli.
Nagle wrócił do mnie sen z ostatniej nocy. Mogłam niemal poczuć dłonie Hideo pieszczące moje nagie ramiona. We śnie miał rozluźnioną twarz. _Przepraszam_, szepnął do mnie. A potem przypomniałam sobie tamtą ciemną postać, która przypatrywała mi się z kąta pokoju. I roztrzaskujące się wokół nas szkło.
Z rozmyślań wyrwał mnie Tremaine.
– A co u ciebie? Masz jakieś wieści od Zero? Skontaktowałaś się z Hideo?
Wzięłam głęboki oddech i potrząsnęłam głową.
– Z żadnym z nich nie rozmawiałam. W każdym razie jeszcze nie.
– Ale nadal rozważasz ofertę Zero, prawda? – zagadnął Asher. Podpierał głowę jedną ręką i przyglądał mi się sceptycznie. Znałam to spojrzenie. Patrzył tak na mnie, ilekroć był w roli kapitana i zakładał, że zignoruję jego polecenia. – Nie rób tego. To pułapka.
– Ash, Hideo też okazał się pułapką – wtrąciła się Hammie. – I nikt z nas tego nie przewidział.
– No tak, ale Hideo przynajmniej nie wysadził w powietrze naszego domu – zauważył Asher. – Słuchajcie, nawet jeśli Zero faktycznie zależy na tym, by Emika pomogła mu powstrzymać Hideo, na pewno kryje się za tym coś jeszcze. Zero nie jest raczej typem przykładnego obywatela. Może się okazać, że współpraca z nim przyniesie nam więcej kłopotów niż korzyści.
Tremaine oparł łokcie na barze i zrobił zatroskaną minę. Taki widok wciąż był dla mnie nowością, jednak równocześnie przynosił otuchę. Dawał poczucie, że nie jestem sama.
– Jeśli będziemy działać razem, Em, może zdołamy się obejść bez pomocy Zero – powiedział. – Gdzieś muszą się kryć jakieś wskazówki dotyczące Sasuke Tanaki.
– Ten człowiek zniknął bez śladu – przypomniał Roshan. Mówił cichym, lecz zdecydowanym głosem, nawijając sobie na pałeczki długi makaron.
Tremaine uniósł na niego spojrzenie.
– _Zawsze_ istnieje jakiś ślad.
W tym momencie, nie chcąc dopuścić, by wymiana zdań między Roshanem i Tremaine’em przybrała niezręczny obrót, do rozmowy znów wtrącił się Asher.
– A co ty na to, żebyś najpierw skontaktowała się z Hideo? Poinformujesz go, że dowiedziałaś się, że jego brat żyje. Wspomniałaś, że Hideo stworzył Warcrossa i algorytm ze względu na swojego brata, prawda? Czyli możemy założyć, że dla niego jest gotowy zrobić wszystko?
Oczami wyobraźni ujrzałam Hideo, który mi się przygląda. _Wszystko robię z_ _myślą o_ _nim_, powiedział przed paroma tygodniami, gdy siedzieliśmy w baseniku wypełnionym wodą z gorącego źródła i podziwialiśmy mrugające na niebie gwiazdy.
Hideo nawet wtedy rozmyślał o swoim algorytmie. Jego słowa, kiedy teraz się na nimi zastanawiałam, nabrały nowego znaczenia. Z wrażenia poczułam, jak kurczę się w środku. Wspomnienie, które jeszcze przed chwilą zdawało się emanować ciepłem, teraz przemieniło się w twardy lód.
– _O_ _ile_ Zero faktycznie jest jego bratem – stwierdziłam.
– Chcesz powiedzieć, że kłamał?
– Mówię tylko, że nie mamy stuprocentowej pewności – powiedziałam. Mieszałam makaron, nadal bez apetytu.
Hammie w zamyśleniu przechyliła na bok głowę. Wyobraziłam sobie, jak w błyskawicznym tempie przesuwa po planszy figury swoich umysłowych szachów.
– Może to ktoś, kto skradł tożsamość Sasuke. A teraz próbuje naprowadzić ludzi na błędny trop, posługując się imieniem nieżyjącego chłopca.
– Ghosting – szepnęłam. Znałam to pojęcie, bo kiedyś sama zrobiłam coś podobnego.
– Nie możemy poinformować Hideo, dopóki nie będziemy pewni, że to prawda – powiedziała Hammie. – W przeciwnym razie Hideo mógłby zrobić coś nieprzewidywalnego. Najpierw musimy zdobyć dowód, że Zero to faktycznie Sasuke.
W tym momencie Roshan wstał gwałtownie. Odsunięty przez niego stołek zazgrzytał na posadzce. Kiedy się obejrzałam, był już odwrócony do nas plecami i kierował się do przesuwnych szklanych drzwi.
– Ej! – zawołała za nim Hammie. – Wszystko w porządku?
Chłopak przystanął i odwrócił się do nas.
– Nic nie jest w porządku. Siedzimy tu, debatując nad tym, w jaki sposób Emi ma wpakować się w sytuację, którą może przypłacić śmiercią.
W barze zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Słowa Roshana wybrzmiewały w ciszy. Nigdy dotychczas nie słyszałam złości w jego głosie. Roshan potoczył wzrokiem po towarzyszach. Wreszcie jego spojrzenie spoczęło na mnie.
– Nie jesteś nic winna Hideo – powiedział łagodnym tonem. – Zrobiłaś to, do czego cię wynajęto. Nikt nie ma prawa oczekiwać od ciebie, żebyś brnęła w to jeszcze głębiej. Nie musisz poznawać przeszłości Zero, tego, co zaszło między nim a Hideo. I nie musisz poznawać jego planów odnośnie do Hideo.
– Emi jako jedyna z nas może… – zaczął Asher, ale Roshan wszedł mu w słowo.
– Nigdy nie przejmowałeś się tym, co jest dobre dla niej.
Ze zdziwienia uniosłam brwi.
– Roshanie – powiedział powoli Asher, bacznie mu się przyglądając.
Roshan nie zamierzał jednak spuścić z tonu. Mówił dalej przez zaciśnięte zęby:
– Słuchajcie, jeżeli drużynie Zero nadal zależy na powstrzymaniu Hideo, pozwólmy im. Niech obaj skaczą sobie do gardeł. Stańmy z boku i poczekajmy na rozwój wydarzeń. Em, nie musisz tego robić. A my nie mamy prawa cię do tego nakłaniać.
Nim zdążyłam zareagować, Roshan odwrócił się na pięcie i wyszedł z baru. Drzwi zasunęły się za nim bezszelestnie. Wszyscy w środku wypuścili długo wstrzymywane w płucach powietrze.
Hammie, kiedy na nią popatrzyłam, potrząsnęła głową.
– To dlatego, że on tu jest – powiedziała, wskazując Tremaine’a. – Jego obecność zupełnie wyprowadza Roshana z równowagi.
Tremaine odchrząknął, wyraźnie skrępowany.
– On miał rację – wydusił po chwili. – To znaczy wtedy, kiedy mówił o ryzyku.
Wpatrzyłam się w miejsce, w którym przed chwilą siedział Roshan. Przypomniałam sobie modlitewne paciorki na jego nadgarstku. Przed oczami nadal miałam wiadomość otrzymaną od Zero. Pobrałam ją teraz z archiwum i wyświetliłam w widoku wirtualnym. Drobniutkie białe litery układały się w tekst:
Hammie skrzyżowała ramiona na piersi i spytała:
– A dlaczego właściwie nadal chcesz w to brnąć?
– Losy świata to chyba wystarczająco dobra motywacja, co?
– Nie, jest coś jeszcze, o czym nam nie mówisz.
Poczułam, jak wzbiera we mnie złość.
– To wszystko, co teraz się dzieje, jest po części moją winą. Byłam w to bezpośrednio zamieszana.
Hammie nie przestraszyła się jednak gniewnego tonu w moim głosie.
– Ale przecież dobrze wiesz, że to nie twoja wina. W takim razie powiedz mi: dlaczego to robisz?
Wcale nie miałam ochoty o tym mówić. Kątem oka widziałam, że wirtualny profil Hideo podświetlił się na zielono. A zatem był już online. Najchętniej już w tej chwili nawiązałabym z nim kontakt przez Neurołącze.
Myśl, że ten facet nadal mnie pociąga, była przytłaczająca. Najwyraźniej w życiu każdego człowieka prędzej czy później pojawia się osoba, na punkcie której ma obsesję. W ciągu ostatnich tygodni miewałam co prawda przelotne romanse. A jednak…
Ten mężczyzna był dla mnie kimś więcej niż przelotną znajomością czy poszukiwanym, za którego dostaje się nagrodę. Był kimś, kto już na zawsze będzie związany z moją historią. Hideo, który skradł światu wolną wolę, to ten sam mężczyzna, który kiedyś tak bardzo opłakiwał śmierć brata, że na zawsze pozostało mu po tym siwe pasemko włosów w ciemnej czuprynie. Ten sam mężczyzna, który kochał swoich rodziców. Ten sam, który kiedyś wydźwignął mnie z ciemności i dał mi odwagę do snucia ambitniejszych marzeń.
Nie chciało mi się wierzyć, że jest po prostu potworem. Nie mogłam pozwolić, by zmienił się w niego w moich oczach. I to właśnie dawało mi impuls do działania – chciałam odnaleźć tego chłopca, którego poznałam. Odnaleźć bicie serca pod kłamstwem, w które zamienił swoje życie. Musiałam go powstrzymać, bo tylko w ten sposób mogłam go ocalić.
Kiedyś Hideo był tym, który wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Teraz nadszedł czas, żebym się zrewanżowała.
***
OPUŚCILIŚMY BAR grubo po północy. Deszcz ustał i teraz wszystko spowijała delikatna mgiełka. Na ulicach widać było jeszcze nielicznych przechodniów. Przed chwilą ogłoszono dwóch pierwszych zawodników, którzy wystąpią w meczu gwiazd. Ich wirtualne trójwymiarowe postacie wyświetlane były teraz pod każdą latarnią w mieście.
HAMILTON JIMÉNEZ z USA / PHOENIX RIDERS
PARK JIMIN z KOREI POŁUDNIOWEJ / BLOODHOUNDS
Hammie zerknęła przelotnie na skrót jej najlepszych zagrań, pokazywanych pod mijanymi przez nas latarniami.
– Powinnaś wrócić razem z nami – powiedziała, omiatając podejrzliwym spojrzeniem okolicę.
– Nic mi nie będzie – zapewniłam ją.
Jeśli faktycznie ktoś mnie śledził, lepiej unikać sytuacji, w jakich zacznie śledzić również moich kolegów i koleżanki z drużyny.
– Em, jesteśmy w Kabukichō.
Posłałam jej cierpki uśmiech.
– No i co z tego? Większość tych ludzi i tak jest już poddana działaniu algorytmu Hideo. Czego tu się bać?
– Bardzo zabawne – odparła z irytacją Hammie.
– Słuchaj, po prostu uważam, że nie powinniśmy dzisiaj poruszać się całą grupą po mieście. Dobrze wiesz, że to czyni z nas kusząco łatwy cel, niezależnie od algorytmu. Jak tylko dotrę do hotelu, zadzwonię do ciebie.
Hammie chyba się zorientowała, że spieranie się ze mną mija się z celem. Jej usta wykrzywiły się w grymasie frustracji, jednak już po chwili się zreflektowała. Skinęła mi na pożegnanie głową i zaczęła się oddalać.
– A tylko spróbuj nie zadzwonić – rzuciła mi przez ramię i pomachała ręką.
Patrzyłam, jak podchodzi do pozostałych i cała grupa rusza ku stacji metra, niedaleko której czekał na nich samochód. Spróbowałam wyobrazić ich sobie jako zwyczajnych ludzi, zanim jeszcze stali się sławni. Kiedy przybyli po raz pierwszy do Tokio, pewnie czuli się na tyle anonimowi, żeby jeździć metrem. Ciekawe, czy doskwierała im samotność.
Kiedy znikli w mgiełce, ruszyłam w przeciwną stronę.
Byłam przyzwyczajona do przemieszczania się w pojedynkę, jednak tej nocy, gdy zabrakło wokół mnie przyjaciół, z jakiegoś powodu poczułam się dojmująco samotna. Wcisnęłam dłonie do kieszeni i maszerowałam przed siebie. Próbowałam nie zwracać uwagi na wirtualnego modela, który właśnie z uśmiechem zbliżał się do mnie, żeby zaprosić do jednego z licznych w okolicy klubów dla pań.
– Nie, dzięki – rzuciłam. Model natychmiast zniknął i pojawił się na nowo przy wejściu do klubu, wypatrując kolejnej potencjalnej klientki.
Nie przerywając marszu, schowałam włosy pod kaptur. Jeszcze tydzień temu pewnie nie szwendałabym się po ulicach sama, lecz w towarzystwie Hideo. Obejmowałby mnie w talii, na ramiona narzuciłby mi swój płaszcz. Może śmiałby się w reakcji na coś, co przed chwilą powiedziałam.
Teraz jednak byłam tu sama jak palec. Szłam, brnąc przez brudne kałuże i wsłuchując się w chlupot pod nogami. Zewsząd dobiegały dźwięki wody ściekającej z reklam i okapów. Nie mogłam się przez to skoncentrować, bo przypominały mi stukot czyichś kroków. Znowu powróciło wrażenie, że jestem śledzona.
Do moich uszu dobiegał stały, wibrujący pomruk. Przystanęłam na chwilę na skrzyżowaniu i przechyliłam głowę najpierw w jedną stronę, potem w drugą, dopóki dzwonienie nie ustało.
Zerknęłam znów na podświetloną na zielono ikonę profilu Hideo w moim wirtualnym widoku. Zachodziłam w głowę, gdzie może teraz być i co porabia. Wyobraziłam sobie, że nawiązuję z nim kontakt i jego wirtualna postać zjawia się przede mną. Wróciły do mnie pytania Ashera: a co, gdybym powiedziała Hideo o tym, że Zero łączy coś z jego bratem? Może powinnam sprawdzić, jak zareaguje, nie przejmując się tym, czy Zero mówił prawdę?
Zaraz jednak się zreflektowałam i zrugałam w myślach – po prostu szukałam pretekstu, żeby znów usłyszeć jego głos. Zamiast tego powinnam nabrać do niego dystansu i postrzegać to wszystko jako pracę. Być może wówczas zduszę w sobie potrzebę bycia blisko niego.
Po chwili w moich uszach znowu rozległ się ten dziwny szum. Przystanęłam i tym razem zaczęłam się w niego uważnie wsłuchiwać. Nic. Na ulicy oprócz mnie znajdowało się tylko kilka osób. Stanowiły jedynie nieokreślone sylwetki. _Może ktoś próbuje zhakować_ mój system, zastanowiłam się. Momentalnie przystąpiłam do skanowania systemu Neurołącza, żeby upewnić się, czy wszystko jest w porządku. Skanowanie przebiegało bez zakłóceń, pasek postępu przesuwał się w moim polu widzenia.
Dopiero gdy program zaczął sprawdzać otrzymane wiadomości, stało się coś dziwnego.
W miejsce tekstu programu diagnostycznego pojawiło się pojedyncze zdanie:
W tym samym momencie poczułam, jak włosy jeżą mi się na karku. Nadawcą był Zero.